Elektra (Sofokles, tłum. Morawski, 1916)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Elektra |
Pochodzenie | Sofoklesa Tragedye |
Wydawca | Akademia Umiejętności |
Data wyd. | 1916 |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Kazimierz Morawski |
Tytuł orygin. | Ἠλέκτρα |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Dwie bohaterki greckiego dramatu żyją po dziś dzień pełnem życiem, a tak są nam blizkie, że obcujemy z niemi myślą i uczuciem, nieomal jak z kimś istniejącym i poufałym. Kości i krew dali im w wielkiej części poeci, mianowicie Sofokles. Jedna, biała miłością i dziewictwem, to Antygona, druga, także pełna miłości, ale ze znamieniem krwi na czole, dziewica zemsty, to Elektra. Sofokles miał szczególny pociąg do malowania postaci niewieścich, do wyczuwania tajemnic serca i duszy kobiecej. Nakreślił więc nam dwa typy, wcielające bierność, pokorę, miękkość, potulność i przytulność kobiety, w Ismenie i Chrysothemis; a obok nich stoją dzielniejsze płci swojej przedstawicielki, w których nie rozum, ale właściwy żywioł kobiety, uczucie, spotęgowane jest do najwyższych granic i szczytów. Stróżki to jego i szermierki, wybijające się ponad zwykły zakres pocieszania, kojenia, łagodzenia, do wyższych zadań krzepienia, podniety, obrony tego, co wobec praw pisanych twardej rzeczywistości żyje i promienieje, bo jest nieśmiertelnem, niepisanem wprawdzie, ale wyrytem w samym rdzeniu i w głębi najskrytszej sumienia i serca ludzkiego.
Z tych uczuć wezbranych rodzi się ich czyn. Antygona oddaje ostatnią posługę bratu, mimo zakazu władców, działa w służbie miłości, którą Grek uznał za najwyższą, najszlachetniejszą, głosząc, że inne straty, jak dziecka, można przeboleć i powetować, kiedy natomiast potarganie węzła łączącego rodzeństwo, brata ze siostrą, pozostawia ranę najdotkliwszą, której nic ukoić ani zabliźnić nie zdoła. A wobec tej, która
mamy Elektrę, innego pokroju i nastroju dziewicę, dyszącą nienawiścią i żądzą zemsty za zniszczenie i shańbienie domowego ogniska. I ona ma tę prawdziwie grecką miłość do brata, za którym tęskni bezustannie i niepomiernie. Ale z siostrzaną tęsknotą łączy się tu gwałtowność uczucia, rwąca się do czynu męskiego i w zastępstwie mężczyzny. Ona przecie gotową nawet sama targnąć się na życie Egista. A potem, kiedy Orestes się pojawił, nie kala wprawdzie rąk swych w krwi morderców ojca, ale współuczestniczy w czynie usługą, słowem, ognistemi hasłami, które rzuca i któremi zagrzewa do działania. I ma ona wśród tego niewątpliwie niejakie podobieństwo do biblijnych postaci kobiecych; patrzymy w Starym Zakonie na Judyt, dążącą do namiotu wrogiego króla, za przynętę i broń zarazem służą jej czary niewieściej gładkości. Skoro według przepysznego wyrażenia Pisma św. „zwątliła go pięknością twarzy swojej“, godzi weń prawicą „i uderzyła dwakroć w szyję jego“. Elektra na to się nie zdobywa; ale starczy jej mściwości, aby Orestesowi, walącemu matkę na ziemię, strasznem za wtórzyć słowem: „Tnij znów jeśli możesz“. — I zresztą, kiedy snuła niegdyś mordercze swe plany, marzyła ona o sławie i hołdach, które obywatele
za męstwo
składać jej będą. Znowu to przypomina nam Judyt, o której powiedziano, że po czynie „wychadzała w święta z wielką chwałą“.
Mimowoli nasuwają się te porównania, bo w Elektrze, która śpiewa jedną pieśń zemsty, jest jakiś rys namiętności prawie wschodniej, jak w wielu postaciach baśni i mitologii greckiej, jak w wielkim tragiku, który niektóre z tych postaci geniuszem swym utrwalił i uwiecznił; w Eschylosowej podniosłości dopatrzono się przecież podobieństw do nastroju Proroków Izraela.
Prawiono niegdyś dużo o mierze greckiej, była to jedna z tych formułek, w którą wtłaczano gwałtem życie, dławiąc je ku zbudowaniu i podziwowi ludzi, myślących i czujących jedynie we wygodnych formułkach. Ale życie ich nie cierpi, a poezyę przeniosą skrzydła po za gnuśne zapory książkowej teoryi. — Elektra niema miary w swej skardze. Tragedya zaczyna się nieomal od jęku i odtąd zapełniają te zawodzenia Elektry połowę dramatu. Pewna niepowściągliwość, nam obca, jest pod tym względem cechą znamienną tragików ateńskich. Prometeusz w okowach u Eschylosa żali się bez końca, Persowie tegoż poety są wielką, długą lamentacyą nad pogromem ojczyzny, Antygona Sofoklesa roztapia się we łzach przed nami, podobnie jęczą Filoktet i Elektra. Wstydliwość łzy i miarę (pudor aut modus Horacyuszowski) wprowadzili dopiero Rzymianie i przeszła ona do nas; u Greków tymczasem roztacza się rozpacz przed widzem i świadkami w tysiącznych okrzykach, westchnieniach, prawie aż do znużenia i przesytu. Grecka gadatliwość czyha niejako na każde uczucie i drgnienie duszy i nie pozwala mu zamrzeć głucho na ustach.
Wtóruje mu zaś równie niepowściągliwe słowo pociechy. U nas współczucie i bezbronność wobec wielkich smutków objawia się w litosnem spojrzeniu i milczeniu; zrozumieli jego doniosłość przyjaciele Hioba, gdy „siedzieli z nim na ziemi siedem dni i siedem nocy, a żaden do niego słowa nie mówił, bo widzieli, że boleść była gwałtowna“. Greccy przyjaciele nie byliby się zataili w tak biernym udziale. Okeanidy w Prometeuszu nie skąpią męczennikowi upomnienia i pociechy, chór w Antygonie i Elektrze wtóruje żalom bohaterek ciągłemi przemówieniami i wyrazami ulgi. Bo myśl grecka i piśmiennictwo stworzyły osobny dział konsolacyi, w których na wszystkie bóle i cierpienia ludzkości zgotowano leki i ochłodę. Wypływało to z wysokiego wyobrażenia o prawach słowa i jego skuteczności. Myślano, że potęga mowy zażegnać zdoła rozmaite siły świata, a przedewszystkiem boleść przemoże; nawet tam, gdzie cierpienie pod obuchem nieszczęścia prawie niemiało, myśl grecka, lubująca się w subtelnościach, wysilała się jeszcze na wyszukanie pociechy. W początku Elektry mamy też prawdziwe zmaganie się między słowem a twardą rzeczywistością; Grek miał dla pierwszego cześć tak bezgraniczną, że te zapasy i igrzyska nie wydawały mu się ani jałową myśli igraszką, ani pustem igraniem z uczuciem.
Ta niepowściągliwość słowa greckiego widnieje dalej w tych przydługich turniejach, w których krzyżową sztuką spierają się zapaśnicy w dramacie. Rozprawy Elektry i Chrysothemis, Elektry z Klytaimestrą wypłynęły z tej myśli greckiej, wyszkolonej i oćwiczonej w dyalektyce i dyalektycznych zapasach. Nazwaliśmy je turniejami, bo znać w tym objawie lubowanie się Greka w doraźnych ruchach i odruchach myśli, w jej biegach i wybiegach, a zarazem próbę, czy język dorówna jej lotom, znać wreszcie znów tę samą nieograniczoną wiarę w potęgę języka, którego jeden z ówczesnych mistrzów słowa greckiego „potężnym władcą“ mianował. W nowoczesnej tragedyi rzadkimi są takie zapasy; sławny spór między Elżbietą i Maryą Stuart u Schillera analogicznem jest zjawiskiem, ale niema przecież tego czegoś stylizowanego, sztucznego, co zawsze jest cechą nieodłączną nadmiernych i zbyt symetrycznie zbudowanych dyalogów greckich, czyli t. zw. stychomytyi.
Podziwiają dramata greckie za ich ogólno-ludzkie znaczenie i doniosłość, nie mniejszy jednak ma w nich urok ta przymieszka rodzima, indywidualna, w której czuć woń i siłę ziemi, co ludzi tych i arcydzieła wydała. Bo śmiertelne znamię czasu i miejsca bywa często w płodach ducha ludzkiego warunkiem i zadatkiem nieśmiertelności. To znamię miejscowe wyryło się także na całym rozwoju tragedyi. Kiedy Orestes radził się Apollina, jakimby sposobem mógł dokonać zemsty na siepaczach rodzica, odrzekło bóstwo:
Podstępem słusznej dokonać ma kaźni.
A ten podstęp odtąd tysiącem swych tkanin oplótł całą fabułę, przedstawioną przez poetę. Podstęp ten zwodzi Klytaimestrę, zwodzi samą Elektrę, mami w końcu Egista. Grek lubuje się w przebiegłości, jak w przędzach wyobraźni poetycznego zmyślenia. Raduje się on przecie całym tak bujnym gadek zasobem, które się złożyły na jego mitologię, przecie w tych ludziach chytrość i wybieg tak ogromną odgrywają rolę, a polytropos, przebiegły Odysseusz, stał się przednim ulubieńcem narodu. Jowisz podchodził Herę i jej ziemskie rywalki, Apollo i Hermes oszukiwali się nawzajem, podstęp odgrywa pierwszorzędną rolę w opowieściach o Troi i ich bohaterach, n. p. w tragedyi Filoktetesa. Grecy mają znaną z Fausta a prawie dziecinną Lust am Trug, a nowszy autor przypisuje im „nadziemską naiwność w kłamaniu“. Otóż ta Grecya kłamliwa, jak ją piętnował Rzymianin, w Elektrze nastawia wszystkie zwrotnice dramatu, a obok okrzyków tryumfu nad zwycięstwem, spotykamy się w nim z radosnymi odgłosami nad udatnem powikłaniem, które do ostatecznego rozwikłania doprowadziło. Znowu to rys bardzo rodzimy; ręka poety przeplata nadziemskie myśli i prawdy bardzo ziemskiemi zmyśleniami.
Wielką jest jednak ta tragedya, istna pieśń nad pieśniami na zemstę. Jak zazdrość w Otellu, tak tutaj nienawiść znalazła swe najwyższe i ostatnie wyrazy. Ona jest osią dramatu. W końcu, przy stanowczym rozrachunku przybiera to poczucie i krwi pożądanie jakieś cechy prawie nieludzkie, kiedy Elektra nawoływa brata do ponownego ciosu na matkę zwaloną, albo znów mroźne, kiedy Orestes obawiać się zdaje, aby w kaźni, którą Egistowi gotuje, nie zabrakło ani źdźbła piołunu. Oko za oko, ząb za ząb — odwet ma wyrównać i odpłacić wszystkie winy i zbrodnie przeszłości. Zemsta tak waży szale kary i występku, tak się rozkoszuje w swych wyrokach i wymiarach, iż wśród tych rozrachowań nie dorównywa prawie porywającym wzlotom uprzednich żądz i pragnień, jak rzeczywistość i fakt nagi bywają bardziej poziomemi od marzeń i uczucia.
Erinye spełniły więc swoje zadanie: chór Elektry Sofoklesowej uderza w końcowych słowach w pieśń tryumfu. Eschylos, który tensam temat opracował w środkowym dramacie trylogii, domięszał do ostatnich scen Choeforów zapowiedź dalszych pościgów Erinyi, które niebawem nękać będą matkobójcę. Stąd groza osiadła na zwycięstwie Oresta i Elektry; okrzykom tryumfu wtóruje krzyk krwi świeżo przelanej, która woła o nowe pomsty i zadosyćuczynienia. Sofokles przedstawił dzieje odwetu w jednej odrębnej sztuce. Niema tu dlatego żadnych gróźb ani wróżb na przyszłość, dramat pełny uczucia wieńczy się w końcu pełnią czynu i rozwiązaniem tak stanowczem, iż słuchacz dzień gniewu mógł był uważać za przesłankę pogody, wnoszącej ukojenie i słońce. Poezya stwarza w ten sposób całości, zaczynające się od skargi i ciemni, a kończące pieśnią wesela, przeprowadza przez odmęty nieszczęścia w świetlane marzeń krainy.
Powiedział ktoś o posępnym Tacycie, że biada narodowi, który tego pisarza zrozumie zupełnie. Aby pojąć, a przedewszystkiem odczuć Elektrę, na to też są potrzebne osobne struny w duszy, a może i osobne życia warunki. Te struny drgają w pieśni zemsty wysokiego nastroju, pełnej wybuchów nienawiści i wybuchów wesela nad pogromem owej magna meretrix, wielkiej wszetecznicy, kalającej ogniska domowe całych narodów; one też wybrzmiały w literaturze, która bez skargi nie zna już śpiewu, opowieścią o Wallenrodzie, „krwi głodną“ piosenką Konrada i licznymi fragmentami Dziadów, wreszcie wspaniałym, pełnym gniewu świętego Chorałem.
Od tłomacza.
Wychodzisz z domu, dziewczyno, na pole, Więc przymawiano ci, że łzy daremne, Czułaś, że w prochach jest siły zarzewie, Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w Mykenach.
PEDAGOG. O synu tego, co kiedyś pod Troją ORESTES. O wierny sługo, niechybne ty znaki 25
Bo jako rumak szlachetny, w złej chwili Orędzie miłe, że znikłem ze świata, ELEKTRA. Biada mi, biada! PEDAGOG. Jakiś głos, synu, doleciał mych uszu ORESTES. 80
Może Elektry nieszczęsnej: czyż czekać PEDAGOG. Bynajmniej. Wprzódy Loxiasa rozkazy Rosząc ofiarą grób ojca, a z płynu ELEKTRA. 86—120
O święte słońce i wietrzne powiewy, Zbrodniczych ciosów śledzicie pochrzęsty CHÓR. 121—250
Elektro, matki nieszczęsnej o dziecię, ELEKTRA. O miłe drużki, z pociechą w żałobie CHÓR. A przecież Hades z wszechwspólnej czeluści ELEKTRA. Głupim, kto zgon rodziców w niepamięci fali CHÓR. Nie w ciebie jedną życia gromy biją, ELEKTRA. On to, za którym wciąż myślą ja gonię, CHÓR. Odwagi, dziecię, przecież Zeus na niebie Czas to zręczny bóg — on zmieni ELEKTRA. A mnie tymczasem uchodzą nadzieje, CHÓR. Żałosnym był powrotny jęk, ELEKTRA. O najstraszniejszy z wszystkich dni, Niech więc Olimpu potężny pan włości CHÓR. Miarkuj, dziecko, gniewny szał ELEKTRA. Zło mnie przemogło, wiem ja, wiem, CHÓR. A przecież ja cię jakby matka wierna ELEKTRA. Czyż złość tamtych nie bezmierna? CHÓR. My tu przyszłyśmy, o dziecię, w twej sprawie ELEKTRA. Wstyd mi, niewiasty, jeżeli zawodząc Egista, widzę w ojcowskich go szatach, Tak ona wyje, a wręcz jej wtóruje CHÓR. 310
Powiedz nam, proszę, czy Egist w pobliżu, ELEKTRA. Tak, on na polu, bo gdyby był w domu, CHÓR. Toż się odważniej wdam z tobą w rozmowę, ELEKTRA. Jego tu niema, więc badaj co zechcesz. CHÓR. Pytam się tedy, co mniemasz o bracie, ELEKTRA. Przyrzeka, ale nie spełnia przyrzeczeń. CHÓR. 320 Zwykł mąż, co wielką myśl knuje, rzecz zwlekać. ELEKTRA. A ja bez zwłoki ratowałam jego. CHÓR. Ufaj, on dzielny i pomni na drugich. ELEKTRA. Ufam, inaczej już dziś bym nie żyła. CHÓR. Nie mów nic więcej, bo widzę, jak z domu CHRYSOTHEMIS. Czemuż, o siostro, przed domu bramami ELEKTRA. Strasznem, że będąc ojca twego córą, Bo wszystkie twoje dla mnie upomnienia CHÓR. O niezbyt gniewnie, na Boga! z mów waszych CHRYSOTHEMIS. Ja, o niewiasty, do mów jej przywykłam ELEKTRA. Mów o tej grozie, bo jeśli przewyższy CHRYSOTHEMIS. A więc ci powiem wszystko, co mnie doszło. ELEKTRA. 385 Więc to ich wolą, tę kaźń mi wymierzyć? CHRYSOTHEMIS. Tak, skoro Egist do domu powróci. ELEKTRA. Niechby dlatego się zjawił co prędzej! CHRYSOTHEMIS. Nieszczęsna, jakąż wypraszasz ty klątwę! ELEKTRA. Aby już przyszedł, jeśli to zamierza. CHRYSOTHEMIS. 390 Czegóż pożądasz? Gdzież rozum u ciebie? ELEKTRA. Tego, by od was gdzieś uciec najdalej. CHRYSOTHEMIS. I o to życie już nie dbasz zupełnie? ELEKTRA. Pięknem me życie, że podziw aż budzi. CHRYSOTHEMIS. Byłoby pięknem, by rozum ci służył. ELEKTRA. 395 Nie ucz, bym względem mych drogich złą była. CHRYSOTHEMIS. O nie! Chcę tylko, byś władcom uległa. ELEKTRA. Ty się tak składaj, nie dla mnie ta droga. CHRYSOTHEMIS. A przecież pięknem, nie upaść wśród szału. ELEKTRA. Padnę, gdy trzeba, na służbie rodzica. CHRYSOTHEMIS. 400 Lecz ojciec, wiem to, wybaczy co czynię. ELEKTRA. Te słowa wniosą ci poklask złych ludzi. CHRYSOTHEMIS. A ty czyż rady nie posłuchasz mojej? ELEKTRA. Nie, jeszczem chyba przy pełnym rozumie. CHRYSOTHEMIS. Podążę tedy dokąd mnie posłano. ELEKTRA. 405 Dokądże zmierzasz? Dla kogóż te dary? CHRYSOTHEMIS. Matka kazała mi zrosić grób ojca. ELEKTRA. Cóż mówisz? męża wrogiego nad wszystkich? CHRYSOTHEMIS. Którego sama zgładziła, — toć w myśli. ELEKTRA. Któż ją nakłonił? Skąd zamysł w niej taki? CHRYSOTHEMIS. 410 Nocne widziadła, jak mniemam, powodem. ELEKTRA. Ojczyste bogi! na pomoc choć teraz! CHRYSOTHEMIS. Czyż ty z tej trwogi nabierasz otuchy? ELEKTRA. Rzeknę, jeżeli sny owe wyjawisz. CHRYSOTHEMIS. Lecz wiedząc mało, nie wiele rzec mogę. ELEKTRA. 415
Choć to mi powiedz, bo i drobne słowo CHRYSOTHEMIS. Mówią, że ona naszego rodzica ELEKTRA. Niechby nic z tego, co w ręce masz twojej, Krwawe tej zbrodni ścierała znamiona? CHÓR. 465
Zbożnie mówiła ta dziewka, ty przeto, CHRYSOTHEMIS. Posłucham; o to przecie, co godziwem, CHÓR. 472—515
Jeśli mój rozum te znaki przenika, Wróża wnet stanie tu Dyka Odtąd już nigdy w wnętrzu tego domu KLYTAIMESTRA. Znów więc, jak widzę, bezkarnie się włóczysz, Na moje płody, niż tamtej potomstwo? ELEKTRA. Nie mów choć teraz, że ja mą zaczepką KLYTAIMESTRA. Wręcz ja pozwalam, a gdyby twe wstępy ELEKTRA. Wręcz ci więc powiem; żeś ojca zabiła, 570
Stąd tedy gniewna Letojska dziewica Nieszczęsny Orest marnieje gdzieś w dali. CHÓR. Że gniewem zieje, to widzę, lecz nie wiem, KLYTAIMESTRA. Jakiż ja dla tej bym jeszcze wzgląd miała, ELEKTRA. Wiedz ty, żem jeszcze nie wyzuta z wstydu, KLYTAIMESTRA. Bezczelna dziewko, ja i słowa moje ELEKTRA. 625
Tyś więc wymowna, nie ja! Bo ty działasz, KLYTAIMESTRA. Na Artemidę, wnet ciężko odpłacisz ELEKTRA. Widzisz, w gniew wpadasz, choć dałaś mi wolność KLYTAIMESTRA. Czyż choć ofiary bez krzyków złowrogich ELEKTRA. Nuże, święć, składaj, nie złorzecz mym ustom, KLYTAIMESTRA. 635
Złóż więc, służebno, zaraz te ofiary Wespół z druhami, z którymi dziś żyję, PEDAGOG. Niewiasty obce, pozwólcie się spytać CHÓR. Tak jest, przybyszu! Sam zgadłeś to trafnie. PEDAGOG. Czyż jego żoną tę słusznie być mniemam, CHÓR. O tak, najsłuszniej. To ona przed tobą. PEDAGOG. Witaj mi księżno! Przynoszę ja wieści KLYTAIMESTRA. Przyjęłam wstępy. Zasię wiedzieć pragnę PEDAGOG. Fanoteus z Focys, rzecz wielką sprawiając. KLYTAIMESTRA. Jaką, przybyszu! Rzeknij, bo ja pewna, PEDAGOG. Orest nie żyje. Masz wszystko w trzech słowach. ELEKTRA. 675 O ja nieszczęsna, ten dzień mnie powalił. KLYTAIMESTRA. Co, co, przybyszu? Mów! Tamtej nie słuchaj. PEDAGOG. Jak rzekłem, mówię, że Orest nie żyje. ELEKTRA. Zginęłam biedna, nie jestem już niczem. KLYTAIMESTRA. Patrz-że swych rzeczy, a ty prawdę zaraz, PEDAGOG. Na tom posłany i wszystko wypowiem. Słynnym zastępom Hellady przewodził. 730
Na łeb się zderzą z Barcejskim zaprzęgiem. Niosą tu ludzie nasłani z Focydy, CHÓR. O biada! Cały mych panów wiekowych KLYTAIMESTRA. Jak mam to nazwać, o Zeusie, czy szczęściem, PEDAGOG. Cóż teraz w słowach tak tracisz ty ducha? KLYTAIMESTRA. Jest jakaś siła w rodzeniu; bo nawet PEDAGOG. 775 A więc na darmo, zda się, tu przybyłem. KLYTAIMESTRA. O nie na darmo! Jak możesz tak mówić 785
Wiódł mnie statecznie ku śmierci objęciom. ELEKTRA. O ja nieszczęsna! Dziś pora opłakać KLYTAIMESTRA. Nie tobie, jemu dziś dobrze z pewnością. ELEKTRA. 795 Słysz to Nemesis i pomnij krwi świeżej. KLYTAIMESTRA. Co trza, słyszała i dobrze zrządziła. ELEKTRA. Szydź, bo dziś tobie uśmiecha się szczęście. KLYTAIMESTRA. Ni ty, ni Orest nie ujmą mi jego. ELEKTRA. My powaleni, nie nam ciebie walić. KLYTAIMESTRA. 800
Przybyszu, jakiej ty godny podzięki, PEDAGOG. Więc czas już odejść, gdy wszystko się składa. KLYTAIMESTRA. O nie! bo toby ni mnie nie przystało, ELEKTRA. Czyż wam się zdaje, iż w bólu i jęku CHÓR. 826—870
Gdzież Zeusa groty, gdzież Helios na niebie, ELEKTRA. O biada, biada! CHÓR. Cóż płaczesz dziewczyno? ELEKTRA. O! CHÓR. Nie bluźń tylko. ELEKTRA. Gubisz mnie! CHÓR. I czemże? ELEKTRA. Kiedy ułudne rozsiewasz pogłoski CHÓR. Wiem że Amfiaraus, co w zdradne padł siecie ELEKTRA. O biada, biada! CHÓR. Potężnie rządzi. ELEKTRA. Biada. CHÓR. Jej biada występnej. ELEKTRA. Kaźń wzięła. CHÓR. O pewnie! ELEKTRA. Wiem ja, wiem dobrze! Bo przecież w żałobie CHÓR. Klęska ci z klęski się rodzi. ELEKTRA. Świadomem mi to, aż nazbyt świadomem, CHÓR. Znamy twe bóle. ELEKTRA. Więc mnie nie wiedźcie gdzieś w złudy krainy CHÓR. Cóż powiesz? ELEKTRA. Żadna nadzieja nie wschodzi CHÓR. Zgon śmiertelnych jest udziałem. ELEKTRA. Czyż i to także, by w jeździe szalonej Nędznie on poległ, pod końskich stóp cwałem, CHÓR. Straszną ta klęska. ELEKTRA. Strasznem, jeżeli w dalekiej ustroni, CHÓR. O biada! ELEKTRA. Nikt go ze swoich nie poniósł do grobu, CHRYSOTHEMIS. Radość, ma droga, tak mną poganiała, ELEKTRA. 875
Jakbyś ty mogła znaleść w mem cierpieniu CHRYSOTHEMIS. Orest się zjawił, to usłysz odemnie, ELEKTRA. Czyś bez rozumu, nieszczęsna, i z twojej CHRYSOTHEMIS. Klnę się na domu ognisko, że mówię ELEKTRA. O ty nieszczęsna, jakiego człowieka CHRYSOTHEMIS. 885
Od siebie mam to, bom znaki widziała ELEKTRA. Jakiż masz dowód? cóżeś ty spostrzegła, CHRYSOTHEMIS. Na bogów, słuchaj, aż rzeczy poznawszy ELEKTRA. Mów więc, jeżeli to radość ci sprawia. CHRYSOTHEMIS. Wszystko ci tedy powiem, com widziała. Zżyłe z mą duszą zjawisko i brata, ELEKTRA. 920 Biada ci, ślepej, żal ciebie mi dawno. CHRYSOTHEMIS. Cóż to? czyż wieść ta nie sprawia ci ulgi? ELEKTRA. Nie wiesz, jak zbaczasz z rozumu i drogi. CHRYSOTHEMIS. Jakoż ja wiedzieć niemam, com widziała? ELEKTRA. Zmarł on, nieszczęsna, a poszły na nice. CHRYSOTHEMIS. O ja nieszczęsna, skąd wzięłaś te wieści? ELEKTRA. Od świadka, który przy jego był zgonie. CHRYSOTHEMIS. Gdzież on? dziw wielki przejmuje mnie całą. ELEKTRA. We wnętrzu matka nim teraz się cieszy. CHRYSOTHEMIS. 930
O ja nieszczęsna! Więc jakiż śmiertelnik ELEKTRA. Jabym mniemała, że ktoś po umarłym CHRYSOTHEMIS. O srogi losie; radośnie przybiegłam ELEKTRA. Tak rzeczy stoją. Lecz, jeśli posłuchasz, CHRYSOTHEMIS. 940 Czyżbym ja miała znów wskrzeszać umarłych? ELEKTRA. Nie to mi w myśli, nie jestem szaloną. CHRYSOTHEMIS. Jakiż więc rozkaz, któremu mam sprostać? ELEKTRA. Byś śmiało moje spełniła zlecenie. CHRYSOTHEMIS. Jeśli w niem korzyść, nie cofnę się przed tem. ELEKTRA. 945 Bacz, że bez trudu nie dojdzie rzecz żadna. CHRYSOTHEMIS. Baczę i chętnie wedle sił usłużę. ELEKTRA. A więc posłuchaj, co w myśli ja roję. Dlań by stanęło jak zapowiedź zguby. CHÓR. 990
W sprawach tak ciężkich zarówno rozwaga CHRYSOTHEMIS. Gdyby, o drużki, ona przed mówieniem 995
Bo cóż ty widzisz, że w taką odwagę CHÓR. 1015
Słuchaj, bo rozum przecież i rozwaga ELEKTRA. Rzekłaś to, czegom po tobie czekała, CHRYSOTHEMIS. Gdyby duch taki był w tobie naówczas, ELEKTRA. Ducha już miałam, lecz rady nie stało. CHRYSOTHEMIS. Staraj się taką pozostać przez życie. ELEKTRA. 1025 Nie chcąc współdziałać, tak mnie upominasz? CHRYSOTHEMIS. Bo z czynu złego wyłoni się klęska. ELEKTRA. Twój rozum podziw, trwożliwość wstręt budzi. CHRYSOTHEMIS. Zniosę przyganę, jak kiedyś pochwałę. ELEKTRA. Z mych ust nie doznasz ty nigdy tej drugiej. CHRYSOTHEMIS. 1030 Przyszłość dość długa, by rzecz tę rozstrzygnąć. ELEKTRA. Idź, boś niezdatna do żadnej posługi. CHRYSOTHEMIS. Owszem, lecz w niczem ty nie chcesz posłuchać. ELEKTRA. Poszedłszy, matce twej wyjaw to wszystko. CHRYSOTHEMIS. Tak bardzo przecie nie jestem ci wrogą. ELEKTRA. 1035 Lecz wiedz stanowczo, iż w zdrożność mnie pędzisz. CHRYSOTHEMIS. Nie zdrożność przecie, ostrożność ci zlecam. ELEKTRA. Mam ja więc twoim dać folgę wywodom? CHRYSOTHEMIS. Bo gdy zmądrzejesz, ty będziesz przewodzić. ELEKTRA. Strasznem, tak pięknie przemawiać, a błądzić. CHRYSOTHEMIS. 1040 Trafnie określasz, co tobie dolega. ELEKTRA. Cóż? czy mą mowę niesłuszną być mniemasz? CHRYSOTHEMIS. Bywa, że słuszność i szkodę przyniesie. ELEKTRA. Nie chcę praw takich stosować w mem życiu. CHRYSOTHEMIS. Ale po czynie wnet uznasz me słowa. ELEKTRA. 1045 Wręcz go dokonam, nie bojąc się ciebie. CHRYSOTHEMIS. Więc to stanowczem i zdania nie zmienisz? ELEKTRA. Nic bo wstrętniejszem nad zdanie przewrotne. CHRYSOTHEMIS. Myśl twoja, zda się, przeciwną mym słowom. ELEKTRA. Dawno już ona, nie teraz powzięta. CHRYSOTHEMIS. 1050
Więc już stąd pójdę; bo ani ty moich ELEKTRA. Wstępuj do wnętrza, nie pójdę za tobą. CHRYSOTHEMIS. 1055
Jeślić się zdaje, że dobrą myśl twoja, CHÓR. 1058—1096
Patrząc na ptaki przemyślne w błękicie, I zamiast zgody rozterka się nieci ORESTES. Czyż, o niewiasty, słyszeliśmy dobrze? CHÓR. Co szukasz, z jakim przybyłeś zamiarem? ORESTES. 1100 Gdzie Egist mieszka, oddawna już pytam. CHÓR. Tutaj — i trafnie wskazano ci drogę. ORESTES. Któżby obwieścił więc tym, co we wnętrzu, CHÓR. Ta, bo najbliższej to donieść przystoi. ORESTES. 1105
Pójdź, o niewiasto i wieść, że niejacy ELEKTRA. O ja nieszczęsna! Czyż może nowiny, ORESTES. Twej wieści nie znam; mnie Strofios sędziwy ELEKTRA. Cóż? o przybyszu! bo zbiera mnie trwoga. ORESTES. Marne my szczątki w tem drobnem naczyniu ELEKTRA. O ja nieszczęsna! więc, jako się zdaje, ORESTES. Jeśli tak płaczesz nad losem Oresta, ELEKTRA. Daj ją, na bogów, przybyszu, do ręki, ORESTES. Ktokolwiek ona, dajcie jej, bo żąda ELEKTRA. 1125
O ty pamiątko, co jedna została I nikt ci w domu nie niańczył, ja tobie CHÓR. 1170
Śmiertelnym ród twój, to pomnij Elektro ORESTES. O! cóż ja powiem? i jakich wybiegów ELEKTRA. 1175 Cóż cię tak tknęło? Dlaczegóż to rzekłeś? ORESTES. Czyż ta jest słynną Elektry postacią? ELEKTRA. Masz ją przed sobą — w tak nędznem przybraniu. ORESTES. O jakże ciężkie to losu zrządzenie! ELEKTRA. Chyba nie ja ci wyrywam te żale? ORESTES. 1180 O ciało hańbą i zbrodnią zniszczone! ELEKTRA. A więc ty mojej litujesz się nędzy? ORESTES. Biedne twe życie bez męża i szczęścia! ELEKTRA. Cóż, patrząc na mnie tak jęczysz przybyszu? ORESTES. Bo ja zaprawdę nie znałem mej klęski. ELEKTRA. 1185 Któreż z słów moich ci mogło ją zjawić? ORESTES. To żem cię ujrzał przybraną w tę nędzę. ELEKTRA. A przeciesz widzisz li cząstkę mych bolów. ORESTES. Czyż można jeszcze gorszego co widzieć? ELEKTRA. To że żyć muszę tu razem wśród zbirów... ORESTES. 1190 Czyich? Skąd snujesz okropne domysły? ELEKTRA. Mego rodzica. I służyć im muszę. ORESTES. Któż ze śmiertelnych ten gwałt ci zadaje? ELEKTRA. Matką się zowie, lecz z matki nic niema. ORESTES. Cóż czyniąc, gwałtem czy krzywdą to zrządza? ELEKTRA. 1195 Przez gwałt i krzywdy i wszelkim uciskiem. ORESTES. A niemasz, ktoby ci pomógł, rzecz wstrzymał? ELEKTRA. Niema; był jeden — tyś przyniósł go prochem. ORESTES. O biedna! widok ten dawno mnie wzrusza. ELEKTRA. Wiedz, żeś ty jeden się wzruszył mym losem. ORESTES. 1200 Bom jeden przyszedł, by współczuć w twej doli. ELEKTRA. Czybyś był krewnym, gdzieś z dala przybyłym? ORESTES. Juścić bym wyrzekł, jeśli te życzliwe. ELEKTRA. Życzliwe one i ufać im możesz. ORESTES. Daj więc tę krużę, byś wszystko poznała. ELEKTRA. 1205 Na bogi, nie czyń mi tego, przybyszu! ORESTES. Słuchaj słów moich, a pewnie nie zbłądzisz. ELEKTRA. Na twe oblicze, nie bierz, co mi drogiem. ORESTES. Ja nie ustąpię. ELEKTRA. Nieszczęsnam przez ciebie, ORESTES. Waż to co mówisz; bo jęczysz niesłusznie. ELEKTRA. Nad zmarłym bratem czyż jęczę niesłusznie? ORESTES. Nie tem ci słowem przemawiać przystoi. ELEKTRA. Czyżbym tak była niegodną zmarłego? ORESTES. 1215 O nie niegodną. Lecz to... obcem tobie. ELEKTRA. Nie obcem, jeśli proch Oresta dzierżę. ORESTES. To nie Oresta. Zmyślono to w mowie. ELEKTRA. Gdzieżby więc grób miał ów biedak nieszczęsny? ORESTES. Niema, bo żywy nie posiada grobu. ELEKTRA. 1220 Co rzekłeś, drogi? ORESTES. Nie zmyślam niczego. ELEKTRA. Czyż więc on żyje? ORESTES. Jeśli ja przy życiu. ELEKTRA. Czybyś ty był nim? ORESTES. Spójrz na tę obrączkę ELEKTRA. O dniu najmilszy! ORESTES. Najmilszy, przywtórzę. ELEKTRA. Czyż głos twój słyszę? ORESTES. 1225 Nie badaj już innych. ELEKTRA. Mam cię w mej dłoni? ORESTES. I oby na zawsze. ELEKTRA. Najmilsze drużki, kochane rodaczki, CHÓR. 1230
Widzimy, dziecię, a z losu wyrokiem ELEKTRA. 1232—1287
O bracie mój, o witaj nam, ORESTES. Jestem, lecz teraz trwać trzeba w milczeniu. ELEKTRA. Czemuż? ORESTES. Trza milczeć, by nas kto z wnętrza nie słyszał. ELEKTRA. Na Artemidę i na jej dziewictwo, ORESTES. Bacz jednak na to, że Ares niekiedy ELEKTRA. O, biada mi! Odnawiasz ślad ORESTES. Wiem o tem dzieci! Gdy pora nam skinie, ELEKTRA. O w każdy czas i w każdy dzień ORESTES. I ja przyznaję; strzeż więc nowej doli. ELEKTRA. Co czyniąc? ORESTES. Kiedy nie pora, nie chciej mówić długo. ELEKTRA. Któżby zamienił, gdyś ty się pojawił, ORESTES. Ujrzałaś ty mnie natenczas, gdy bogi ELEKTRA. Wygłaszasz lepszą jeszcze wieść ORESTES. Raz nie śmiem wstrzymać twej chwalby radosnej, ELEKTRA. O, skoroś raczył przez najmilszą drogę ORESTES. Cóż mam zaniechać? ELEKTRA. Tego mnie pozbawić, ORESTES. Ktoby tak czynił, doznałby mych gniewów. ELEKTRA. Więc wolno? ORESTES. Czemuż nie? ELEKTRA. Bracie, wieść miałam straszną, niespodzianą ORESTES. Puść to, co zbytniem byłoby w twej mowie, ELEKTRA. Przecie o bracie, jako tobie miłem, Przez ciebie przyszły, nie ze mnie mi płyną ORESTES. Milczeć mi teraz — bo słyszę przy wyjściu ELEKTRA. Wejdźcie, o przybysze, PEDAGOG. O wy niemądrzy i próżni rozwagi, Kiedy nie wiecie, że nie u krawędzi, ORESTES. Cóż więc zastanę wstępując do wnętrza? PEDAGOG. 1340 Wszystko w porządku, bo nikt cię tam nie zna. ORESTES. Rzekłeś, żem umarł, jak rzec należało? PEDAGOG. Wiedz, żeś w ich myśli Hadesu mieszkańcem. ORESTES. Czyż się tem cieszą? lub jakie ich mowy? PEDAGOG. Po czynie powiem; na razie tam wszystko ELEKTRA. Któż to, o bracie? objaśń mnie na bogów. ORESTES. Czyż nie zgadujesz? ELEKTRA. O, ani mi w głowie. ORESTES. Nie wiesz ty, komu oddałaś mnie kiedyś? ELEKTRA. Komu? Co mówisz? ORESTES. Którego ramiona ELEKTRA. Czyż to ów człowiek, co z wielu jedynie ORESTES. Tak jest, już dzisiaj nie badaj mnie słowy. ELEKTRA. Światło ty drogie, jedyny ty zbawco PEDAGOG. Dość tego dzisiaj. Co zaszło w tych czasach, Jasno cię kiedyś pouczą, Elektro. ORESTES. Już długie mowy, Pyladzie, do rzeczy ELEKTRA. O Apollinie, błogosław tej parze, CHÓR. 1384—1397
Patrzcie, jak runął gwałtownemi stopy W ojca błyszczące zagrody ELEKTRA. O miłe drużki, niebawem mężowie CHÓR. 1400 Cóż więc, cóż czynią? ELEKTRA. Ta urnę uwieńcza, CHÓR. A pocóż wyszłaś ty z domu? ELEKTRA. Dla straży, KLYTAIMESTRA. Biada, o domy ELEKTRA. Krzyczy ktoś w domu. Czyście nie słyszały? CHÓR. Jęk niesłychany słyszałam, aż groza mną trzęsie. KLYTAIMESTRA. O ja nieszczęsna! gdzież jesteś Egiście! ELEKTRA. Ot, znów ktoś krzyczy. KLYTAIMESTRA. O dziecie, me dziecie! ELEKTRA. Ni on tej litości, CHÓR. O miasto, nieszczęsne rodzeństwo! KLYTAIMESTRA. O srogi ciosie! ELEKTRA. Tnij znów, jeśli możesz. KLYTAIMESTRA. 1415 O znów! ELEKTRA. Płacz siebie i jęcz nad Egistem. CHÓR. 1416—1421
Spełnia się klątwa i życie wśród grobów się znaczy CHÓR. Otóż i oni, zbroczone ich dłonie ELEKTRA. Jak poszło, bracie? ORESTES. Tam w domu rzecz poszła ELEKTRA. 1425 Czyż ta nieszczęsna nie żyje? ORESTES. Nie trwóż się, CHÓR. Cicho, bo widzę Egista w pobliżu. ELEKTRA. Ustąpcie na bok, o mili. ORESTES. Gdzież człeka ELEKTRA. Tu ku nam z za miasta CHÓR. Stańcie za bramą co prędzej, o mili, ORESTES. Ufaj, sprawimy. ELEKTRA. Więc raźno do dzieła. ORESTES. 1435 Już ja odchodzę. ELEKTRA. A reszta mą troską. CHÓR. 1436—1441
Szepnij mu słowo i wyraz łaskawy EGIST. Któż z was mi powie, gdzie ludzie z Focydy, ELEKTRA. O wiem! Jakoż nie? Inaczej bo chyba EGIST. 1450 Gdzież ci przybysze? więc poucz mnie o tem. ELEKTRA. W domu; uprzejmą trafili tam Panią. EGIST. A czy prawdziwie wieścili go zmarłym? ELEKTRA. Zjawili oczom, co w mowie wyrzekli. EGIST. A więc mi wolno to stwierdzić naocznie? ELEKTRA. 1455 Wolno — nikt tego nie wzbroni widoku. EGIST. Uciesznie witasz mnie dziś wbrew zwyczajom. ELEKTRA. Ciesz się, jeżelić pociechą to będzie. EGIST. Milczeć więc teraz i bramy roztworzyć, ELEKTRA. Dokonam tego, co miałam, bo czasy EGIST. O Zeusie! — widzę zjawisko zesłane ORESTES. 1470
Sam ty ją podnieś, twa rzecz to, nie moja, EGIST. Dobrze ty mówisz, usłucham, ty zasię, ORESTES. Ona przy tobie, nie szukaj daleko. EGIST. 1475 Biada, co widzę! ORESTES. Skąd strach? Nie poznajesz? EGIST. W jakich ja mężów postawy i siecie ORESTES. Czyż nie wiesz, że dawno EGIST. Biada! już jasnem to słowo, bo chyba ORESTES. I wieszczkiem będąc błądziłeś tak długo? EGIST. Zginąłem marnie, lecz pozwól choć słówko ELEKTRA. Nie zezwól mu mówić, By znikł nam z oczu; że będzie ich łupem, ORESTES. Wstępuj co prędzej do domu, bo walka EGIST. Cóż w dom mnie pędzisz? jeżeli czyn piękny, ORESTES. 1495
Nie rządź ty tutaj; idź tam gdzieś powalił, EGIST. Więc dom ten musi koniecznie oglądać ORESTES. Twoje z pewnością — te jasno ci wróżę. EGIST. 1500 Lecz ojca sztuki nie mógłbyś wysławiać. ORESTES. Zbyt ty gardłujesz, a droga się wzdłuża. EGIST. Prowadź. ORESTES. Tobie iść na przedzie! EGIST. Bym snać nie uciekł? ORESTES. Byś śmierci nie zaznał CHÓR. 1508—1510
Atreusa siewie, z jak wielkiej ty klęski |