Hamlet (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt piąty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hamlet |
Rozdział | Prolog |
Pochodzenie | Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom IV |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1895 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Leon Ulrich |
Tytuł orygin. | The Tragedie of Hamlet, Prince of Denmarke |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
1 Grabarz. Maż być na chrześcijańskim cmentarzu pogrzebana ta, co dobrowolnie poszła szukać swojego zbawienia?
2 Grabarz. Powiadam ci, że będzie; kop więc grób co prędzej. Koroner dobrze się w tej sprawie rozpatrzył i przyznał, że się jej należy pogrzeb chrześcijański.
1 Grabarz. Jak to być może? Chyba że się utopiła mimo woli?
2 Grabarz. Tak się właśnie pokazało.
1 Grabarz. Musi to więc być se offendendo i nie może być inaczej. Bo w tem właśnie cała trudność. Jeśli się topię rozmyślnie, jest to uczynek, a każdy uczynek składa się z trzech gałęzi, to jest: działać, czynić i wykonać, ergo utopiła się rozmyślnie.
2 Grabarz. Ależ tylko słuchaj, bracie grabarzu!
1 Grabarz. Za pozwoleniem. Tu płynie woda, dobrze, a tam stoi człowiek, dobrze; jeśli tamten człowiek przyjdzie do tej wody i utopi się chcąc nie chcąc, sam się topi, bo sam poszedł do wody; czy rozumiesz? Ale jeśli woda przyjdzie do niego i zatopi go, to co innego, wtedy sam się nie topi, a zatem ten, który jest niewinny własnej śmierci, nie skraca własnego życia.
2 Grabarz. Czy to jest prawo?
1 Grabarz. Możesz mi wierzyć; prawo koronarskiego poszukiwania.
2 Grabarz. Czy chcesz, żebym ci powiedział prawdę? Gdyby to nie była szlachcianka, pogrzebanoby ją na rozstajnych drogach.
1 Grabarz. Dobrze mówisz, a tem gorzej dla wielkich panów, że mają na tym świecie więcej zachęty do topienia się lub wieszania, niż reszta braci ich chrześcijan. A teraz do rydla! Niema starszej szlachty od ogrodników, kopaczy i grabarzy, bo ich rzemiosło datuje od Adama.
2 Grabarz. Czy Adam był szlachcicem?
1 Grabarz. On pierwszy broń nosił.
2 Grabarz. A jakże mógł ją nosić, kiedy jej nie miał.
1 Grabarz. Człowieku, czy ty poganin? A jak ty Pismo rozumiesz? Pismo powiada: Adam kopał ziemię. Czy mógłby kopać ziemię, gdyby nie miał broni? A teraz zadam ci inne pytanie, jeżeli mi nie odpowiesz do rzeczy, musisz wyznać, że jesteś —
2 Grabarz. Słucham.
1 Grabarz. Kto muruje trwalej od mularza, okrętowego majstra i cieśli?
2 Grabarz. Ten, co stawia szubienice, bo ta budowla przeżyje tysiące lokatorów.
1 Grabarz. Dowcip twój mi się podoba, wyznaję. Szubienica, dobrze się nadaje; ale komu dobrze się nadaje? Dobrze się nadaje tym, którzy źle robią, a że ty źle robisz, utrzymując, że szubienica zbudowana trwalej od kościoła, ergo, szubienica zdałaby się i tobie. Szukaj lepszej odpowiedzi, no, pomyśl!
2 Grabarz. Kto buduje trwalej od mularza, okrętowego majstra i cieśli?
1 Grabarz. Tak właśnie; odpowiedz mi na to i skończ robotę.
2 Grabarz. Ba i bardzo! teraz mogę ci to powiedzieć.
1 Grabarz. Więc powiedz.
2 Grabarz. Na mszę świętą, nie mogę powiedzieć.
1 Grabarz. Nie łam sobie głowy na darmo; ciężki twój osieł nie przyspieszy kroku, choć go kijami obłożysz; a jeśli kiedy zada ci kto to samo pytanie, odpowiedz: grabarz; domy, które on buduje przetrwają do dnia sądnego. A teraz idź do Yaughana i przynieś mi kwaterkę wódki. (Wychodzi drugi Grabarz).
1 Grabarz (kopie i śpiewa).
Gdym się kochał, jeszcze młody,
Chętniem skracał ceregiele,
A gdzie szło o me wygody,
Najwięcej było niewiele.
Hamlet. Czy ten człowiek nie wie, co robi, że śpiewa, grób kopiąc?
Horacyo. Przyzwyczajenie oswoiło go z tą robotą.
Hamlet. To prawda, ręka mało pracująca delikatniejsze ma czucie.
1 Grab. (śpiewa). Lecz czas się powoli skradał
I w swe mnie uchwycił szpony,
Ani pytał, ani gadał,
Milczkiem powiódł mnie w te strony.
Hamlet. Czaszka ta miała także język i mogła kiedyś śpiewać. Gbur ten ciska nią o ziemię, jakby to była czaszka Kaina, który popełnił pierwsze morderstwo. Czaszka, którą ten osieł pomiata, może była mózgownicą jakiego dyplomaty, który chciał wyprowadzić w pole samego pana Boga. Czemu nie?
Horacyo. Bardzo być może, mój książę.
Hamlet. Albo dworaka, który umiał powtarzać: „Dzień dobry, dobry panie; jakże kosztowne zdrowie dostojnego pana?“ Może to jaki Jaśnie Wielmożny, który chwalił konia jakiego innego Jaśnie Wielmożnego w nadziei, że go tym sposobem wyżebrze. Jak ci się zdaje?
Horacyo. Być może.
Hamlet. Bez wątpienia; a teraz to własność pani Robakowej, nagi czerep, ze szczęką odtrąconą rydlem grabarza. Piękna to rewolucya, gdybyśmy mieli dość sprytu, żeby ją widzieć! Czy wyżywienie tych kości tyle kosztowało tylko na to, żeby teraz służyły za kręgle? Na samą myśl o tem czuję ból w moich własnych kościach.
1 Grab. (śpiewa). Ten mój rydel i motyka,
I dołeczek w miałkiej glinie
Będzie dość dla wędrownika,
Gdy go w płachtę śmierć owinie.
Hamlet. A to znowu inna! Dlaczegóżby to nie mogła być czaszka prawnika? Gdzie teraz jego subtelności, jego dystynkcye, kruczki i matactwa? Czemu pozwala, żeby ten gbur nieokrzesany klepał go po czuprynie zabłoconą łopatą? Czemu go o gwałt nie zapozwie? Hm! może to był w swoim czasie wielki nabywca włości, ze swojemi hipotekami, swojemi obligacyami, swojemi kondemnatami, swojemi dubeltowemi rękojmiami, swojemi adjudykacyami; i toż to jest kondemnatą jego kondemnat i adjudykacyą jego adjudykacyi, że subtelna jego mózgownica adjudykowana subtelnej glinie? Czy wszystkie jego, dubeltowe nawet rękojmie, nie zapewniły mu nic więcej ze wszystkich jego nabytków, jak długość i szerokość dwóch jego hipotecznych zapisów? Toż same akta kupna jego włości ledwoby się zmieściły w tej skrzyni, trzebaż, żeby sam właściciel nie miał więcej? Ha!
Horacyo. Ani jednego cala więcej, książę.
Hamlet. Czy nie z baraniej skóry robi się pergamin?
Horacyo. Tak jest, książę, a i z cielęcej także.
Hamlet. Barany i cielęta z tych, którzy szukają na nim swojego zabezpieczenia! Mam ochotę pogadać z tym poczciwcem. Czyj to grób, przyjacielu?
1 Grabarz. Mój, panie (śpiewa).
Będzie dość dla wędrownika,
Gdy go w płachtę śmierć owinie.
Hamlet. Twój pewno dlatego, że w nim stoisz.
1 Grabarz. Pan w nim nie stoi, więc nie pański, ala to mój nie dlatego, że w nim stoję, ale dlatego, że go kopię.
Hamlet. Jak widzę lubisz kopać, bo i pode mną kopiesz dołki, ale mnie nie złapiesz; to dół dla umarłego nie dla żywych.
1 Grabarz. Dla umarłych doły, a dołki dla żywych.
Hamlet. Dla jakiego człowieka dół ten kopiesz?
1 Grabarz. Dla żadnego.
Hamlet. Dla jakiej więc kobiety?
1 Grabarz. Dla żadnej także.
Hamlet. Kto w nim będzie pogrzebany?
1 Grabarz. Ktoś, co był kobietą, ale, Panie świeć nad jej duszą! umarła.
Hamlet. Co za ćwik z tego hultaja! Trzeba do niego mówić z dykcyonarzem w ręku, lub dwuznacznikami nas pobije. Na Boga, Horacyo! w tych ostatnich trzech latach świat tak zmądrzał, że chłop depce po piętach dworaka i zdziera mu skórę na nagniotkach. Od jak dawna jesteś grabarzem?
1 Grabarz. Ze wszystkich dni roku wziąłem się do tego rzemiosła w tym dniu właśnie, w którym król nasz ostatni, Hamlet, pobił Fortinbrasa.
Hamlet. Jak temu dawno?
1 Grabarz. Jakto? Pan tego nie wie? Lada dureń mu to powie. Był to dzień, w którym się urodził młody Hamlet, co oszalał i wysłany był do Anglii.
Hamlet. Czy tak? A dlaczego wysłany był do Anglii?
1 Grabarz. Dlaczego? Dlatego, że oszalał, a tam przyjdzie do rozumu, a choćby i nie przyszedł, niewiele to tam znaczy.
Hamlet. Dlaczego?
1 Grabarz. Bo nikt się na tem nie spostrzeże; wszyscy tam, jak on szaleni.
Hamlet. Jak on oszalał?
1 Grabarz. Bardzo dziwnie, jak powiadają.
Hamlet. Jakże dziwnie?
1 Grabarz. Toć stracił rozum.
Hamlet. Na jakim gruncie?
1 Grabarz. A juści tutaj, na duńskim. Byłem tu grabarzem, jako chłop lub chłopak, przez lat trzydzieści.
Hamlet. Jak długo leży człowiek w ziemi, nim zgnije?
1 Grabarz. Jeśli nie zgnił jeszcze przed śmiercią (bo mamy teraz niemało trupów sfrancowaciałych, że ledwo pogrzebać ich można), przetrzyma jakie lat ośm lub dziewięć; garbarz przetrzyma ci lat dziewięć.
Hamlet. Dlaczego garbarz dłużej niż inni?
1 Grabarz. Bo skóra jego tak wygarbowana przez jego rzemiosło, że czas długi wody nie przepuści; a woda, panie, to straszny niszczyciel sk....synów nieboszczyków. Przyjrzyj się tej czaszce; czaszka ta leżała w ziemi lat trzy i dwadzieścia.
Hamlet. A czyja była?
1 Grabarz. Szalonej pałki, panie. Czyja, jak myślisz?
Hamlet. Nie wiem.
1 Grabarz. Morowe powietrze na tego szalonego hultaja! Toć on mi wylał raz całą flaszkę reńskiego wina na moją brodę. Ta sama czaszka, panie, to była czaszka Yorika, królewskiego błazna.
Hamlet. Ta?
1 Grabarz. Ta sama.
Hamlet. Pokaż. Ach, biedny Yoriku! Znałem go, Horacyo, był to chłopak pełny krotofilności i nieporównanej fantazyi; nosił mnie na barkach po tysiąc razy, a teraz, jak się na ten widok wyobraźnia moja wzdryga! Ckliwość mnie bierze. Tu były usta, które całowałem nie wiem ile razy. Gdzie teraz twoje koncepta? twoje skoki? twoje pieśni? błyskawice twego dowcipu, przy których biesiadnicy pękali od śmiechu? Czy ci teraz i tyle nie zostało, żebyś szydził ze swoich własnych wyszczerzonych zębów? Wszystkoż przepadło? Idź teraz do komnaty pani i powiedz jej, że, choćby nakładła na cal bielidła, to samo ją czeka; rozśmiesz ją tą obietnicą! Proszę cię, Horacyo, odpowiedz mi na jedno pytanie.
Horacyo. Na jakie, książę?
Hamlet. Czy myślisz, że tak samo wyglądał Alexander w ziemi?
Horacyo. Nie inaczej.
Hamlet. I tak zgnilizną trącił? fe! (rzuca czaszkę).
Horacyo. Tak samo.
Hamlet. Do jak nikczemnego użytku możemy być obróceni, Horacyo! Dlaczegóżby nie mogła wyobraźnia iść w trop za prochem Alexandra i znaleźć go w smarowidle, zatykającem dziurawą beczkę?
Horacyo. Tak myśleć, byłoby to zbyt rzeczy naciągać.
Hamlet. Bynajmniej. Byłoby nietrudno, a bardzo prawdopodobnie jego proch tam zaprowadzić, tak naprzykład: Alexander umarł, Alexander był pogrzebany, Alexander w proch się obrócił; proch, to ziemia, a z ziemi bierzemy glinę; dlaczegóżby z tej gliny, w którą się obrócił, nie miano przyrządzić smarowidła do zatkania dziurawej beczki na piwo?
Cezar, pan niegdyś świata, a teraz garść gliny,
Słoniąc chatkę od wiatrów, zalepia szczeliny;
Prochem, przed którym niegdyś świat zginał kolana,
Dzisiaj chaty żebraczej oblepiona ściana.
Cicho, ustąpmy! widzę, król się zbliża.
Królowa z dworem. Czyjże to jest pogrzeb?
Obrzęd niepełny to nam zapowiada,
Że ten, którego przynoszą tu ciało,
Sam dnie swe skrócił zapalczywą ręką.
Jakiś dostojnik. Odejdźmy na chwillę,
Słuchajmy! (Odchodzi na stronę z Horacyem)
Laertes. Jakiż zostaje obrządek?
Hamlet. Patrz, to Laertes, szlachetny młodzieniec.
Uważaj!
Laertes. Jakiż zostaje obrządek?
1 Ksiądz. Już dopełnione wszystkie są obrzędy,
Na które kanon kościelny przyzwala.
Śmierć jej wątpliwa. Gdyby króla rozkaz
Naszym ustawom milczeć nie nakazał,
Do dnia sądnego na rozstajnych drogach,
W niepoświęconej spałaby mogile;
Zamiast modlitwy świętych sług kościoła,
Gruz i skorupy w jejby grób rzucono;
A my jej dali zwykły dziewic kondukt,
I kwiatów wianki i pogrzebne dzwony.
Laertes. I nic już więcej zrobić wam nie wolno?
I Ksiądz. Nic; rzeczy świętych tylkoby to było
Profanowaniem, requiem nad nią śpiewać
I te modlitwy, które kościół chowa
Dla dusz, w pokoju ziemię rzucających.
Laertes. Złóżcie ją w ziemię. Z czystego jej ciała
Niepokalane niech rosną fiołki!
Słuchaj mnie, księże: w orszaku wybranych
Aniołem w niebie siostra moja będzie,
Gdy ty w przepaściach będziesz wył z boleści!
Horacyo. Ha! to Ofelia!
Królowa. Kwiat wonny do kwiatu! (Rzuca kwiaty)
Bywaj mi zdrowa! Myślałam Ofelio,
Że będziesz żoną mojego Hamleta,
Że będę kwiecić małżeńskie twe łoże,
Nie twą mogiłę.
Laertes. Potrójne nieszczęście,
Dziesięćkroć razy jeszcze potrojone
Na tę przeklętą niechaj spadnie głowę,
Co grzeszną sprawą zmąciła ci, siostro,
Jasny twój rozum! Wstrzymaj się, grabarzu,
Niech ją raz jeszcze chwycę w me objęcia!
A teraz zasyp umarłych i żywych,
Aż ta mogiła nad stary się Pelion
I nad niebieski Olimpu szczyt wzniesie!
Hamlet (zbliża się). Czyjaż to boleść tak jest napuszona?
Kto błędne gwiazdy swoim zaklął żalem,
Że bieg wstrzymały jak zdziwiony słuchacz?
To ja, ja jestem, Hamlet, książę duński! (Skacze w grób)
Laertes. To niechże dyabeł duszę twoją weźmie! (Chwyta go)
Hamlet. Zła to modlitwa. Tylko puść mnie, proszę!
Bo choć nie jestem pochopny do czynu,
Dziś w sobie czuję, nie wiem co groźnego;
Radzę więc, strzeż się, a ręce przy sobie!
Król. Rozłączcie wściekłych!
Królowa. Hamlecie! Hamlecie!
Kilku dworzan. Panowie, pokój!
Hamlet. Będę z nim w tej sprawie
Walczył, dopóki ócz mych śmierć nie zamknie!
Królowa. Mój synu, w jakiej sprawie, mój Hamlecie?
Hamlet. Ja ją kochałem, a mojej miłości
Miłość czterdziestu tysięcy jej braci
Nie dojdzie miary. Cobyś dla niej zrobił?
Król. On obłąkany!
Królowa. Laertes! o Boże!
Hamlet. Dalej więc, powiedz, cobyś dla niej zrobił?
Chcesz płakać? bić się? ciało twoje szarpać?
Zjeść krokodyla, Yssel do dna wypić?
I ja to zrobię. Czy przychodzisz jęczeć?
Czy wyzywając mnie, w jej grób chcesz skoczyć?
Dać się z nią żywcem pogrzebać? Ja także.
A gdy o górach paplesz, włók miliony
Niechaj na głowy nasze póty sypią,
Póki mogiła w górę nie urośnie,
W ognistej strefie czoła nie oparzy,
Ossa się przy niej nie wyda brodawką.
Pragniesz się chełpić? ja zdołam to samo.
Królowa. Jasne szaleństwo! Lecz paroksyzm minie,
Potem, cierpliwy jakby gołębica,
Gdy się wylęgną jej złote pisklęta,
Będzie w milczeniu smutek swój ogrzewał.
Hamlet. Czemu się ze mną obchodzisz tak, panie?
Zawszem cię kochał; ale miejsza o to.
Niech się Herkules, jak zechce, wysila,
Kot będzie miauczał, lecz przyjdzie psa chwila.
Król. Dobry Horacyo, daj na niego baczność!
(Do Laertesa). Krzep twą cierpliwość tem, com wczoraj mówił;
Staraniem naszem będzie rzecz tę skończyć,
Dobra Gertrudo, każ syna pilnować.
Na tej mogile żywy stawim pomnik.
I dla nas przyjdzie spoczynku godzina:
Teraz, cierpliwość! To rada jedyna. (Wychodzą).
Hamlet. Dość o tem, teraz mówmy o czem innem.
Czy w twej pamięci wszystkie tkwią szczegóły?
Horacyo. Czy tkwią, mój książę?
Hamlet. Co do mnie, w mej duszy
Wewnętrzna walka sen mi odebrała;
Gorzej mi było niż więźniom w kajdanach.
Aż nagle — dzięki nagłej rezolucyi!
Bo wiedz, że nagłość ludzi nieraz zbawia,
Gdy los ich mądre pokrzyżuje plany.
Niech nas to uczy, że jest Bóg opatrzny,
Który ostatnią formę celom daje,
Jakkolwiek sami z gruba je ocieszem.
Horacyo. Nie wątpię o tem.
Hamlet. Wyszedłem z kajuty,
Płaszcz mój żeglarski na barki rzuciłem,
I po omacku zacząłem ich szukać,
A gdy szczęśliwie znalazłem ich pakiet,
Do mej izdebki śpiesznie powróciłem.
Trwoga skrupuły moje przygłuszyła;
Złamałem pieczęć zleceń wielkiej treści,
I wyczytałem królewskie łotrowstwo,
Rozkaz nadziany mnogich przyczyn wątkiem
Zbawienie Danii, Anglii bezpieczeństwo,
Takie z mem życiem złączone straszydła,
Że głowę moją, bez najmniejszej zwłoki,
Nie tracąc czasu, by topór zaostrzyć,
Po odczytaniu uciąć należało.
Horacyo. Byćże to może?
Hamlet. Oto list królewski,
W wolniejszej chwili możesz go odczytać.
Chcesz teraz słyszeć, co potem zrobiłem?
Horacyo. Powiedz mi, proszę.
Hamlet. Pośród bandy łotrów,
Zanim mózgowi powiedziałem prolog,
On sam już wielką rozpoczął grać sztukę.
Siadłem, list nowy pięknie napisałem.
Słyszałem nieraz, jak nasi statyści
O pięknej ręce z przekąsem mówili,
I żeby sztuki pisania zapomnieć
Niemało sobie kłopotu zadałem:
Sztuka ta przecie była mem zbawieniem.
Mamże ci teraz całą treść powiedzieć
Mojego listu?
Horacyo. Powiedz, dobry książę.
Hamlet. Było to króla naszego zaklęcie,
By hołdownictwa dotrzymała Anglia,
Że jeśli pragnie, aby między nimi
Przyjaźni palma zakwitła bogata,
A pokój, kłosów wiankiem ozdobiony,
Dwóch państw i królów łącznikiem pozostał,
Z dodatkiem innych „jeśli“ wielkiej wagi,
Aby po tego listu odczytaniu,
Bez korowodów dalszych, wydał rozkaz
Oddawców listu na śmierć poprowadzić,
Spowiedzi czasu nawet im nie dając.
Horacyo. Lecz jakże list twój opieczętowałeś?
Hamlet. Zrządzenie boże i w tem mi pomogło.
Ojcowski sygnet w mej sakiewce miałem,
Który pieczęci duńskiej za wzór służył.
Tak, jak był pierwszy, złożyłem mój papier,
Skreśliłem adres, przyłożyłem pieczęć,
Na dawnem miejscu złożyłem bezpiecznie,
A nikt mojego nie poznał podrzutka.
Nazajutrz była nasza bitwa morska:
Co potem zaszło, już ci jest wiadome.
Horacyo. Tak więc Rozenkranc płynie z Gildensternem
Do gorzkiej mety.
Hamlet. Wszak sami, mój drogi,
O to poselstwo błagali natrętnie.
Moje sumienie w sprawie tej spokojne:
Ich śmierć jest skutkiem własnego wyboru.
Rzecz niebezpieczna, gdy niższe stworzenia
Cisną, się między płomieniste miecze,
Walczących z sobą potężnych szermierzy.
Horacyo. Co za król!
Hamlet. Teraz powiedz, przyjacielu,
Czy na mnie wielka nie cięży powinność?
On zabił króla mego, uwiódł matkę,
Nawet na życie me zarzucił wędkę,
A jak obłudnie! Czy się nie należy,
Bym mu to wszystko dziś ręką tą spłacił?
Czy by to zbrodnią piekielną nie było,
Gdybym pozwolił, aby rak ten dłużej
Ludzką naturę toczyć mógł bezkarnie?
Horacyo. Wkrótce zapewne przyjdą mu nowiny,
Jaki ta sprawa w Anglii obrót wzięła.
Hamlet. Wkrótce, lecz do mnie tymczasem należy,
A ludzkie życie od chwili zawisło.
Dobry Horacyo, ubolewam nad tem,
Ze z Laertesem tak się zapomniałem,
Bo w jego sprawie obraz swojej widzę;
Pomyślę, jakbym mógł się z nim pogodzić;
Ależ, bo jego boleści przechwałki
Całą mej duszy rozbudziły wściekłość.
Horacyo. Cicho, moj książę! Któż się to przybliża?
Osrik. Witaj nam, książę, z powrotem do Danii!
Horacyo. Nie, dobry mój książę.
Hamlet. Tem pewniejsze twoje zbawienie, bo grzechem znać ją. Posiada on niemało ziemi, a urodzajnej. Niech bydlę zostanie panem bydląt, a żłób jego postawią przy stole królewskim. To gawron, ale jak powiedziałem, rozległe są jego posiadłości błota.
Osrik. Słodki panie, jeśli czas twój wolny, miałbym do powiedzenia słów parę z rozkazu jego królewskiej mości.
Hamlet. Wysłucham ich z całem natężeniem umysłu. Użyj czapki, na co przeznaczona: nakryj głowę.
Osrik. Dziękuję waszej książęcej mości; bardzo dziś gorąco.
Hamlet. Wierzaj mi, przeciwnie, bardzo dziś zimno. Wiatr wieje od północy.
Osrik. To prawda, książę, czas dosyć jest chłodny.
Hamlet. A jednak, przy mojej kompleksyi, zdaje mi się, że gorąco i parno.
Osrik. Nadzwyczaj, mój książę, bardzo parno, jakgdyby — nie mogę znaleźć wyrażenia. — Ale, mój książę, jego królewska mość poleciła mi oświadczyć, że wielki stawiła zakład z powodu waszej książęcej mości. Opowiem, o co rzecz idzie.
Hamlet. Tylko proszę, nie zapominaj.
Osrik. Nie, na honor, tak mi wygodniej, na honor! Otóż, mój książę, przybył na dwór niedawnymi czasy Laertes. Wierzaj mi, szlachcic to całą gębą, pełen najdoskonalszych przymiotów, najmilszy w pożyciu, najokazalszej powierzchowności. Jednem słowem, żeby mówić o nim jak zasługuje, jest to inwentarz albo kalendarz szlachectwa, bo znajdziesz w nim, mój książę, zbiór wszystkich przymiotów, które powinny zdobić szlachcica.
Hamlet. Przymioty jego nic nie tracą w twoich ustach, mój panie, chociaż, wiem dobrze, robiąc szczegółowy ich wykaz, pamięć pomąciłaby swoją arytmetykę, nie wyliczywszy i połowy tego, co płynie pod jego szybkim żaglem. Co do mnie, żeby mówić szczerze o jego doskonałościach, uważam go za męża wielkiej duszy, a zbiór jego przymiotów za tak rzadki i kosztowny, że, aby prawdę o nim powiedzieć, nie widzi on podobnego sobie, tylko w zwierciedle. Ktoby chciał inaczej portret jego skreślić, tylko cień jego przedstawi, cień i nic więcej.
Osrik. Mówisz o nim, książę, jak nieomylny sędzia.
Hamlet. Ale do czego to wszystko zmierza? Czemu powijamy tego szlachcica ostrym oddechem naszej mowy?
Osrik. Panie?
Horacyo. Czy nie moglibyśmy się zrozumieć w innym języku? Da się to zrobić, nie wątpię.
Hamlet. W jakim zamiarze wspomniałeś nazwisko tego szlachcica?
Osrik. Laertesa?
Horacyo. Sakiewka jego już pusta; wyszastał już wszystkie swoje złote słowa.
Hamlet. Tak jest, Laertesa.
Osrik. Wiem, że nie jesteś nieświadomy —
Hamlet. Chciałbym, żebyś na prawdę wiedział, chociaż na uczciwość, gdybyś i wiedział, nie wieleby to znaczyło na moją korzyść. A więc?
Osrik. Wiem, że nie jesteś nieświadomy, mości książę, jaka doskonałość Laertesa —
Hamlet. Nie śmiem do tego się przyznać z obawy, abym się nie porównywał z jego doskonałością; a zresztą, żeby dobrze znać człowieka, trzeba go znać, jak samego siebie.
Osrik. Chcę mówić, książę, o jego doskonałości w robieniu bronią. Wnosząc z tego, co o nim mówiono, w tej sztuce nie ma sobie równego.
Hamlet. A jaka broń jego?
Osrik. Rapir i szpada.
Hamlet. Aż dwa rodzaje broni! A co dalej?
Osrik. Król założył się z nim o sześć barbaryjskich koni, Laertes ze swojej strony, jak słyszałem, stawił sześć francuskich rapirów i sześć sztyletów z wszystkimi przyborami, jak napleczniki, pendenty itd. Trzy zwłaszcza pociągi, na honor, zachwycają wyobraźnię, dziwnie odpowiadają rękojeściom; słowem, są to pociągi najwytworniejszej roboty i najrzadszego wymysłu.
Hamlet. Co nazywasz pociągami?
Horacyo. Wiedziałem, że nim z nim skończysz, będziesz potrzebował komentarza.
Osrik. Przez pociągi, książę, rozumiem pendenty.
Hamlet. Wyrażenie byłoby stosowniejsze, gdybyśmy mogli nosić armaty przy boku, nim do tego przyjdziemy, wolałbym zostać przy pendencie, po staremu. Lecz wróćmy do rzeczy: sześć barbaryjskich koni przeciw sześciu francuskim rapirom z ich przyborami i trzem pociągom najrzadszego wymysłu, to francuski zakład przeciw duńskiemu. A o co zakład?
Osrik. Król utrzymuje, że w dwunastu pchnięciach z tobą, książę, Laertes nie trąci cię więcej, jak trzy razy; tymczasem on zapowiada dziewięć na dwanaście. Sprawa ma się natychmiast rozstrzygnąć, jeśli wasza książęca mość raczy się do tego przychylić.
Hamlet. A jeśli odpowiem: nie.
Osrik. Chcę powiedzieć: jeśli wasza książęca mość raczy prośbę te przyjąć.
Hamlet. Będę się w tej sali przechadzał; to moja chwila wytchnienia. Jeśli tak się spodoba jego królewskiej mości, niech przyniosą rapiry. Skoro szlachcic ma ochotę, a król upiera się przy zakładzie, wygram dla niego, jeśli potrafię; w przeciwnym razie będę miał dla siebie w zysku hańbę i odebrane ciosy.
Osrik. Mamże ponieść tę odpowiedź?
Hamlet. To treść jej; wolno ci jednak ukwiecić ją wedle twojego smaku.
Osrik. Polecam się względom waszej książęcej mości (wychodzi).
Hamlet. Twój na zawsze! — Dobrze robi, że sam się poleca, bo niema języka, coby chciał go w tem wyręczyć.
Horacyo. Ta czajka odlatuje, unosząc na głowie skorupę jaja, z którego się wylęgła.
Hamlet. On stroił komplementy do piersi nim ssać zaczął. Tak on, jak i niemało innych, z tego samego gniazda, za którymi, wiem dobrze, lekkomyślny świat szaleje, przybrał tylko ton i zewnętrzne formy pożycia. Są to szumowiny, w których tęczują najśliczniejsze kolory; ale dmuchnij tylko na nich dla próby, a popękają wszystkie te bańki.
Dworz. Jego królewska mość przesłała ci, książę, swoje pozdrowienie przez młodego Osrika, a ten przyniósł Jej odpowiedź, że czekasz na Nią w tej sali. Jego królewska mość przysyła mnie teraz z zapytaniem, czy twoją jest wolą natychmiast z Laertesem szermierzyć, czy rzecz odkładasz na później.
Hamlet. Trwam zawsze w mojem postanowieniu, a stosuję się do królewskiej woli. Jeśli Laertes gotów i ja też gotów; teraz lub później, bylebym w dzisiejszem był usposobieniu.
Dworz. Król i królowa nadejdą niebawem.
Hamlet. Z radością ich powitam.
Dworz. Życzeniem jest królowej, książę, abyś powiedział Laertesowi kilka słów uprzejmych przed rozpoczęciem szermierki.
Hamlet. Dobrą daje mi radę. (Wychodzi Dworzanin).
Horacyo. Przegrasz zakład, mój książę.
Hamlet. Nie sądzę. Przez czas jego pobytu we Francy i ćwiczyłem się bez ustanku, a wygram przy forach, które mi daje. Ale nie wystawisz sobie, jak mnie boli wszystko tu, koło serca; lecz mniejsza o to.
Horacyo. Jednakże, mój książę —
Hamlet. Wszystko dzieciństwo; przeczucia, któreby może przestraszyły kobietę.
Horacyo. Słuchaj ich jednak, książę, jeśli ci niepokoją umysł. Pójdę odwołać ich przybycie; powiem, żeś słaby.
Hamlet. Uchowaj Boże! Śmieję się z przeczuć. Wróbel nawet nie upadnie bez szczególnego dopuszczenia Opatrzności. Jeśli to ma stać się teraz, to nie stanie się później; jeśli ma stać się później, to nie stanie się teraz; jeśli nie teraz, to musi nastąpić później: wszystko zależy od tego, żeby być gotowym. Jeśli człowiek nic z tego nie zabiera, co straci}, co znaczy stracić trochę wcześniej?
Król. Zbliż się, Hamlecie, uściśnij tę rękę.
Hamlet. Przebacz mi, proszę, bardzom cię pokrzywdził,
Ale mi przebacz jako szlachcic prawy.
Wiedzą to wszyscy i pewnoś sam słyszał,
Że szał okrutny duszę mą obłąkał.
Jeślim co zrobił, co mogło rozdrażnić
Gniew w twojem sercu, obrazić twój honor,
Oświadczam, wszystko to było szaleństwem.
Alboż to Hamlet obraził Laerta?
Nie, Hamlet bowiem nie był samym sobą;
Jeśli obraził cię, nie będąc sobą,
To nie był Hamlet; Hamlet temu przeczy.
Kto więc jest winny? Hamleta szaleństwo;
Sam Hamlet stoi w liczbie pokrzywdzonych,
I szał jest wrogiem biednego Hamleta.
Po tem wyznaniu, w przytomności wszystkich,
Racz mnie rozgrzeszyć, w twej szlachetnej duszy,
Od wszelkich względem ciebie złych zamiarów,
Jakgdybym strzałą, przez dachy ciśniętą,
Niewinnie brata własnego skaleczył.
Laertes. To sercu dosyć, które mnie w tej sprawie
Powinno głównie do zemsty podniecać;
Lecz to nie dosyć dla punktu honoru,
Który mi zgody przyjmować zabrania,
Póki w honoru prawach biegli męże
Swoim mi sądem nie dadzą rękojmi,
Że pokój mego nie splami imienia.
Tymczasem przyjaźń twą przyjaźnią spłacam,
I żadnym gwałtem nie myślę jej zerwać.
Hamlet. Zgoda! To będzie braterska szermierka.
Dalej! gdzie bronie?
Laertes. Podajcie mi floret.
Hamlet. Twa chwała zyska w zbliżeniu się do mnie,
Bo twoja biegłość przy mojem nieuctwie
Będzie jak gwiazda w czarnej błyszczeć nocy.
Laertes. Żartujesz, książę.
Hamlet. Nie, na tę prawicę!
Król. Młody Osriku, podaj im florety.
Wszak znasz, Hamlecie, warunki zakładu?
Hamlet. Dokładnie. Wieleś, królu, ryzykował
Po słabszej stronie.
Król. Jestem spokojny; widziałem was obu;
Zresztą, jeżeli Laertes bieglejszy,
Dał nam też fory i równa jest partya.
Laertes. Floret za ciężki, podajcie mi inny.
Hamlet. Mnie ten się nadał. Czy jedna ich długość?
Osrik. Sam je mierzyłem, książę.
Król. Na tym stole
Puhary pełne wina mi postawcie.
Jeżeli Hamlet pierwszy go potrąci,
Jeżeli drugi, lub odda cios trzeci,
Niechaj z bateryi wszystkich zagrzmią działa,
W Hamleta zdrowie król wychyli czarę,
Na dno jej rzuci kosztowniejszą perłę
Od tej, co czterej moi poprzednicy
W duńskiej nosili koronie. Daj czarę:
Niech naprzód kotły zapowiedzą trąbom,
Trąby armatom, armaty niebiosom,
A niebo ziemi zapowie, że teraz
Król pije zdrowie swojego Hamleta!
Dalej, zacznijcie! wy, sędziowie walki,
Na wszystko bacznem poglądajcie okiem.
Hamlet. Więc baczność!
Laertes. Baczność! (Składają się).
Hamlet. Raz!
Laertes. Nie.
Hamlet. Pytam sędziów.
Osrik. Trącił cię, niema żadnej wątpliwości.
Laertes. Niech i tak będzie; zacznijmy na nowo.
Król. Stójcie! Daj puhar; ta perła jest twoją.
W twe zdrowie teraz! podajcie mu czarę.
Hamlet. Zaczekaj chwilę; jedno przody pchnięcie.
Masz i cios drugi. Co mówisz?
Laertes. Przyznaję.
Król. Wygra.
Królowa. On tłusty; tchu mu już nie staje.
Weź moją chustkę; otrzej sobie czoło.
Królowa pije w szczęście twe, Hamlecie!
Hamlet. Dziękuję pani.
Król. Nie, nie pij, Gertrudo!
Królowa. O nie, nie, królu! przebacz mi, wypiję.
Król (na, str.). Ach, to zatruty puhar! Już zapóźno.
Hamlet. Jeszcze pić nie śmiem, pani, lecz niebawem.
Królowa. Zbliż się, niech sama otrę twe oblicze.
Laertes. Teraz go trącę, królu.
Król. Bardzo wątpię.
Laertes (na str.). Sumienie jednak przeciw temu woła.
Hamlet. Dalej, Laertes; żartowałeś dotąd;
Tylko cię proszę, uderz z całej siły,
Bo widzę, że mnie bierzesz za dzieciucha.
Laertes. Tak myślisz? Baczność! (Składają się).
Osrik. Z stron obu cios próżny.
Laertes. Masz, czego chciałeś!
Król. Rozłączcie ich śpiesznie!
Pałają gniewem.
Hamlet. Nie, nie, jeszcze, jeszcze!
Osrik. Przez Boga, śpieszcie królowej na pomoc!
Horacyo. Krew obu płynie! jakże się to stało?
Osrik. Jak ci, Laertes?
Laertes. W moje własne sidła
Sam się, Osriku, jak cietrzew złapałem.
Przez zdradę własną ginę sprawiedliwie.
Hamlet. Co jest królowej?
Król. Na krwi twojej widok
Zemdlała.
Królowa. Nie! nie! Ten puhar, ten puhar!
Drogi Hamlecie, puhar ten zatruty! (Umiera).
Hamlet. O zbrodnio! Jakto? Drzwi pozamykajcie!
To zdrada! zdradę tę musimy odkryć.
Laertes. Ta zdrada tu jest, Hamlecie! Zginąłeś!
Niema dla ciebie lekarstwa na ziemi;
Na pół godziny życia w tobie niema.
Zdradliwy oręż w twojej jest prawicy,
Ostry, zatruty; występne knowania
Przeciw samemu mnie się obróciły,
I patrz, tu leżę, aby więcej nie wstać.
I matka twoja otruta — lecz więcej
Nie mogę mówić — król wszystkiego sprawcą.
Hamlet. Zatrute ostrze? Zatrute? Trucizno,
Spełń więc twą służbę! (Przebija króla)
Osrik i Panowie. Zdrada! zdrada! zdrada!
Król. Brońcie mnie! Tylkom ranny, przyjaciele.
Hamlet. Ha, kazirodny duński rozbójniku,
Sam wychyl ręką twą zaprawny puhar!
Czy jest w nim perła? Idź za moją matką!
Laertes. Ma, co zarobił; on zaprawił czarę.
Wzajemnie sobie przebaczmy, Hamlecie!
Niechaj śmierć twoją tak mi Bóg przebaczy,
Jak tobie moją i mojego ojca! (Umiera).
Hamlet. Niech niebo twojej wysłucha modlitwy!
Idę za tobą. Umieram, Horacyo!
Bywaj mi zdrowa, nieszczęsna królowo!
Wam drżącym, bladym, niemym spraw tych świadkom,
Gdyby mi krótką chwilę czasu dała
Śmierć, ten surowy żandarm przeznaczenia,
Mógłbym powiedzieć — daremne życzenie!
Konam, Horacyo! Ty po mnie zostaniesz,
Bądź mym obrońcą! Nieświadomym rzeczy
Opowiedz wszystko.
Horacyo. Nie, nie rachuj na mnie,
Bo więcej we mnie starych Rzymian ducha
Niźli Duńczyków! Dość zostało wina.
Hamlet. Jeśli masz ludzkie serce, daj mi czarę,
Daj mi, przez Boga! daj mi, mieć ją muszę!
Pomnij, że jeśli sprawa ta zostanie
Nieodsłonioną światu tajemnicą,
Zostawię imię na wieki splamione.
Jeśliś mnie kiedy w sercu twojem chował,
Pozbaw się szczęścia na niedługą chwilę,
I żyj w boleściach na tym gorzkim świecie,
Żebyś mu dzieje moje opowiedział.
Ale co znaczy ta wojenna wrzawa?
Osrik. Fortinbras z Polski zwycięzcą, powraca,
A posłów Anglii tym dział wita grzmotem.
Hamlet. Konam, Horacyo! Potężna trucizna
Dech mi odbiera; nie dożyję chwili,
Abym usłyszał z Anglii wiadomości;
Lecz prorokuję, że na Fortinbrasa
Wypadnie wybór; mój głos konający
I ja mu daję. Powiedz mu, Horacyo,
Co było główną czynów mych sprężyną,
O reszcie zamilcz (umiera).
Horacyo. Wielkie pękło serce.
Dobra noc, książę! a chóry aniołów
Niech do wiecznego snu cię ukołyszą!
Czemu się bębnów przybliża tu odgłos?
Fortinbr. Chcę sam to widzieć —
Horacyo. Co pragniesz zobaczyć?
Jeżeli dziwy, grozę i nieszczęście,
Nie szukaj dalej.
Fortinbr. Ha, co za zniszczenie!
O dumna śmierci, w twej wiecznej otchłani,
Jakąż obchodzić myślisz uroczystość,
Gdy na raz jeden, zakrwawioną kosą,
Tylu potężnych uderzyłaś książąt?
1 Poseł. Jak straszny widok! Za późno przybywa
Nasze poselstwo, bo głuche są uszy,
Którym powiedzieć było nam zlecone,
Że się królewskie spełniły rozkazy,
Że z Gildensternem Rozenkranc nie żyją.
Od kogo teraz dzięki odbierzemy?
Horacyo. Nie z tych ust, choćby mogły wam dziękować,
Bo nie król śmierci ich napisał rozkaz.
Teraz gdy ciebie, książę, z polskiej wojny,
Kiedy was z Anglii w jednym dniu sprowadził
Los, jak na świadków krwawego zdarzenia,
Każcie, niech zwłoki te na katafalku
Będą na widok ludu wystawione,
Potem pozwólcie, bym światu odsłonił
Tajemne wszystkich wypadków powody.
Powiem wyrodne, krwawe, sprośne czyny,
Sąd przypadkowy, mordy nieumyślne,
Śmierć, skutek zdrady albo fatalności,
A jak na domiar, chytrych knowań skutek
Na swych knowaczy głowy spadający.
Wszystko to mogę wiernie opowiedzieć.
Fortinbr. Pragnę co prędzej usłyszeć twą powieść,
A dostojników na słuchaczy zwołać.
Sam z żalem moją fortunę przyjmuję.
Do tej korony zaległe mam prawa,
Praw tych dochodzić każe mi konieczność.
Horacyo. O nich mi także ten polecił mówić,
Który swym głosem pociągnie tysiące.
Śpieszmy się tylko, póki w odurzeniu
Umysły ludu, bo inaczej spiski
I błędy nowe sprowadzą nieszczęścia.
Fortinbr. Czterech rotmistrzów niech zwłoki Hamleta
Na katafalek niosą jak żołnierza,
Bo niewątpliwie, na próbę stawiony,
Wszystkie królewskie objawiłby cnoty.
Na honor jego wojenna muzyka,
I wszystkie działa niechaj grzmią w pochodzie.
Zabierzcie trupy; widok ten przystoi
Na placu bitwy, lecz tu, razi oczy.
Idź, rozkaż pułkom niechaj dadzą ognia!