Historia Polski (Henryk Zieliński)/Rozdział 11

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Zieliński
Tytuł Historia Polski 1914-1939
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wyd. 1982
Druk Prasowe Zakłady Graficzne, Wrocław
Miejsce wyd. Wrocław
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

11
rozdział
jedenasty
Wrzesień 1939

Dnia 1 września o godz. 4.45 armie niemieckie ruszyły na Polskę. Jednocześnie lotnictwo przystąpiło do gwałtownych bombardowań polskich miast, obiektów wojskowych i koncentracji wojsk. W zatoce gdańskiej przysłany tu już przed kilku dniami pancernik niemiecki „Schleswig-Holstein” rozpoczął ostrzeliwanie ze swych ciężkich dział liczącej około 200 żołnierzy załogi polskiej na Westerplatte.
Przewaga sił niemieckich była miażdżąca. Na Polskę ruszyło ogółem około 1,8 mln żołnierzy w 62 wielkich jednostkach, w tym 14 dywizji pancernych i zmotoryzowanych oraz 3 dywizje górskie. Rozporządzały one obfitym i nowoczesnym wyposażeniem w postaci m.in. 6 tys. dział i moździerzy, 4,5 tys. dział przeciwpancernych i 2,7 tys. czołgów. Działania sił lądowych wspierało ok. 2 tys. samolotów (w tym liczne eskadry lekkich, groźnych bombowców nurkujących „Stukasów”). W siłach tych znalazły się wszystkie niemieckie dywizje pancerne i zmotoryzowane, większość lotnictwa i innych tego rodzaju broni. Do osłony frontu zachodniego („linia Zygfryda”) Niemcy pozostawili zaledwie 30 dywizji o niższej wartości bojowej.
Armia polska pierwszego rzutu sięgała ok. 840 tys. ludzi w 36 wielkich jednostkach oraz 56 batalionów Obrony Narodowej. W skład tych jednostek wchodziła tylko 1 brygada zmotoryzowana, natomiast 8 brygad kawalerii. Od działy te dysponowały 2400 działami, 266 czołgami i ok. 400 samolotami. Jednakże na skutek zamieszania w toku mobilizacji tylko część tego wyposażenia weszła 1 września do walki. Ponadto lotnictwo polskie rozporządzało w gruncie rzeczy ok. 400 samolotami, w tym jedynie 44 pełnosprawnymi, nowoczesnymi maszynami bombowymi (typu „Łoś”).
Siły te miały za zadanie operacyjne utrzymać „zasadniczą pozycję obronną” długości około 1500 km i sięgającą od Puszczy Augustowskiej na północy, poprzez Modlin, Toruń, Bydgoszcz, jeziora żnińskie i Gopło wzdłuż Warty, poprzez Częstochowę, Katowice, Bielsko, Chabówkę po rejon Nowego Sącza na południu. Zadanie utrzymania tak wydłużonego frontu spowodowało, że pasy obrony poszczególnych dywizji piechoty były z konieczności bardzo szerokie i przez to wątłe, wahające się w granicach od 1 z do 70 km na jedną dywizję; przeciętnie na 1 dywizję piechoty przypadało ok. 41 km frontu obrony. Nawet na głównym kierunku uderzenia niemieckich zgrupowań pancernych znalazła się tylko 1 dywizja piechoty, mając do obrony pas szerokości 35 km.
Walka na przedpolu tej linii obronnej i o jej jak najdłuższe utrzymanie miała być pierwszą fazą wykonania „planu Zachód”. Druga faza miała polegać na ewentualnym odskoku armii polskich i zajęciu tzw. linii ostatecznego oporu, której obrona miała stanowić treść trzeciej i ostatniej fazy „planu Zachód”. Jednakże zdążono opracować jako tako tylko realizację pierwszej fazy „planu Z”. W praktyce trwała ona zaledwie kilka dni i trzeba było szybko przejść do fazy drugiej i trzeciej. Tymczasem na ich opracowanie, jak już wspomnieliśmy, zabrakło czasu, wskutek czego działania te przekształciły się w gruncie rzeczy w improwizację, często tylko na niższych szczeblach dowodzenia.
Przyczyniła się do tego również niewłaściwa organizacja dowodzenia na najwyższych szczeblach. Było ono silnie scentralizowane, dowódcy dywizji podlegali bezpośrednio dowódcom armii, ci ostatni zaś Naczelnemu Wodzowi. Nie było w tej strukturze dowodzenia szczebla pośredniego między dowództwem armii a Naczelnym Wodzem (w postaci „grup armii”, „frontów” itp.). Prowadziło to do nadmiernego przeciążenia Sztabu Głównego i Naczelnego Wodza sprawami szczegółowymi, a jednocześnie groziło poważnymi komplikacjami w wypadku zakłócenia łączności między armiami i Naczelnym Wodzem, co przy złym wyposażeniu technicznym sił polskich i w wyniku ogromnej przewagi lotniczej oraz pancernej nieprzyjaciela było prawie nieuchronne.
W momencie wybuchu wojny w pierwszym rzucie polskiego frontu obronnego znajdowało się sześć armii oraz jedna samodzielna grupa operacyjna. Były to: Samodzielna Grupa Operacyjna „Narew” (dowódca: gen. Cz. Młot-Fijałkowski), armia „Modlin” (gen. E. Przedrzymirski-Krukowicz), armia „Pomorze” (gen. W. Bortnowski), armia „Poznań” (gen. T. Kutrzeba), armia „Łódź” (gen. J. Rómmel, a po nim gen. W. Thommée); armia „Kraków” (gen. A. Szyling) i armia „Karpaty” (gen. K. Fabrycy).

72. Szybkie niemieckie zagony pancerne zaskakiwały niekiedy rolników przy pracy w polu

Celem ofensywy niemieckiej było zniszczenie sił głównych armii polskiej. Zamierzano to osiągnąć za pomocą uderzenia rozcinającego obronę polską siłami głównymi ze Śląska w kierunku środkowej Wisły. Równocześnie miały nastąpić dwa uderzenia oskrzydlające, jedno z Pomorza i Prus Wschodnich, drugie ze Słowacji. Zadanie to miało wykonać 5 armii niemieckich, tworzących dwie grupy armii: grupę armii „Północ” (gen. von Bock), składającą się z dwóch armii, skoncentrowanych na Pomorzu Zachodnim i w Prusach Wschodnich, oraz grupę armii „Południe” (gen. von Rundstedt), składającą się z trzech armii, skoncentrowanych na Śląsku i Morawach. Właśnie ta południowa grupa armii, a zwłaszcza najsilniejsza z nich armia 10 (gen. von Reichenau), miała za zadanie przepołowić niejako polskie siły zbrojne marszem na Radomsko, Piotrków ku Wiśle na południe od Warszawy. Naczelnym dowódcą wojsk lądowych był gen. von Brauchitsch. Operacje tych wojsk były wspomagane przez dwie floty powietrzne, a ponadto przez jednostki niemieckiej marynarki wojennej.

73. Major Henryk Sucharski, dowódca obrony Westerplatte

Przebieg wojny można podzielić na trzy etapy: Pierwszy — mniej więcej od 1 do 6 września — w którym toczyła się bitwa o utrzymanie zasadniczej linii obrony. Wojska polskie poniosły w tych dniach ciężkie straty i musiały wycofać się daleko w głąb kraju.
Etap drugi trwał od 7 do 17 września. Niemcom udało się wtedy dokonać okrążenia i rozczłonkowania głównych sił polskich oraz w dużej mierze je zniszczyć, zwłaszcza podczas bitwy nad Bzurą.
Etap trzeci, od 18 września do 5 października, był okresem walk już tylko odosobnionych grup wojsk polskich oraz ośrodków oporu. Jeszcze w pierwszych dniach wojny ciężkie straty poniosła armia „Modlin”, broniąca kierunku z północy na Warszawę. Armia ta, zagrożona oskrzydleniem przez dywizję pancerną niemiecką, zaczęła odwrót 4 września. Dramatyczna sytuacja wytworzyła się na Pomorzu, gdzie poważna część armii „Pomorze”, znajdująca się w rejonie Chojnic i Borów Tucholskich, została odcięta szybkimi zagonami pancernymi od południa od dowództwa i głównych sił armii. Już 3 września oddziały pancerne niemieckie, idące od zachodu, połączyły się w rejonie Grudziądza z oddziałami niemieckimi, maszerującymi z Prus Wschodnich. Bitwa w Borach Tucholskich, jedna z pierwszych większych bitew tej wojny, zakończyła się zniszczeniem lub wzięciem do niewoli większości sił polskich, zamkniętych w środkowej i północnej części Pomorza. W Gdańsku nadal broniła się bohatersko załoga Westerplatte pod dowództwem mjr. H. Sucharskiego, skazana wyłącznie na siebie. Dopiero po 7 dniach walki pod ogniem najcięższych dział okrętowych Niemcy zdołali opanować ten bastion polski u ujścia Wisły.

74. Westerplatte po zakończeniu walk

Najważniejszym wydarzeniem pierwszych dni wojny na froncie zachodnim było przedarcie się silnego niemieckiego klina pancernego przez „lukę częstochowską”, na styku armii „Łódź” i „Kraków”. Dnia 5 września niemiecka dywizja pancerna zdobyła Piotrków. Równocześnie armii „Łódź” zagroziło również oskrzydlenie od północy i rozerwanie w ten sposób styku z armią „Poznań”. W związku z tym zaczęto czynić przygotowania do stworzenia nowej linii obronnej na środkowej Wiśle oraz do obrony Warszawy. Jednocześnie Naczelny Wódz zarządził odwrót najbardziej zagrożonych odcięciem od sił głównych armii „Pomorze” i armii „Poznań” (która do tej pory cięższych walk nie przechodziła).
Również na południowym zachodzie i na południu (armie „Kraków” i „Karpaty”) napór oraz szybkość niemieckich wojsk zmotoryzowanych i pancernych przekreśliły plany działań obronnych na tym terenie. Górny Śląsk znalazł się w rękach niemieckich jeszcze 2 i 3 września, a wkrótce potem, 6 września, również Kraków.
W tym okresie Naczelny Wódz usiłował jeszcze organizować pomyślane na większą skalę przeciwuderzenia i inne manewry obronne, wykorzystując do tego organizującą się w rejonie Skierniewic i Rawy Mazowieckiej armię odwodową „Prusy”. Jednakże na skutek działań przede wszystkim lotnictwa niemieckiego plany te mogły być zrealizowane tylko w części, niedostatecznymi siłami. Wiele szkód, zwłaszcza w działaniach armii „Pomorze”, wywołała dywersja niemiecka w postaci przekazywania dowódcom niemieckim (nieraz za pomocą tajnych radiostacji) informacji o ruchach wojsk polskich czy nawet wystąpień zbrojnych dywersantów niemieckich przeciwko oddziałom polskim, jak np. 3 września w Bydgoszczy (stłumienie tej dywersji przez oddziały polskie propaganda hitlerowska nazwała „bydgoską krwawą niedzielą” i uczyniła ją pretekstem do masowych mordów na Polakach).

75. Manifestacja mieszkańców Warszawy na wiadomość o wypowiedzeniu Niemcom wojny przez Anglię i Francję 3 września 1939 r.

Było od pierwszego dnia wojny widoczne, że bez szybkiej i zdecydowanej pomocy sojuszników Polska nie sprosta przewadze niemieckiej. Rządy Anglii i Francji wystosowały do Berlina ultymatywne noty, domagające się natychmiastowego przerwania działań wojennych i wycofania się z terenu Polski. Wobec mieszkańców negatywnego stanowiska Niemiec, Francja i Anglia wypowiedziały Niemcom wojnę w dniu 3 września. W Polsce przyjęto tę wiadomość z entuzjazmem i nadzieją, że bieg wojny ulegnie teraz szybkiej i radykalnej zmianie na korzyść sojuszników i Polski. Na próżno jednak wyczekiwano faktycznej pomocy zbrojnej, szczególnie w postaci pomocy lotniczej, a także konkretnych działań na froncie zachodnim i na morzu. Rząd brytyjski stanął na stanowisku, że zachowując całkowitą wierność świeżemu sojuszowi z Polską „nie może jednak rozpraszać swych sił, które są potrzebne do rozstrzygającego ciosu”. Na froncie zachodnim nie działo się prawie nic poza działaniem patroli i od czasu do czasu strzelaniną, Wkrótce też przyjęło się określać tę wojnę jako „śmieszną wojnę” (drôle de guerre).

76. Walki w Sochaczewie

Tymczasem w Polsce sytuacja stawała się coraz krytyczniejsza nie tylko na polu walki, lecz także w innych dziedzinach życia. Już 4 września rozpoczęła się ewakuacja naczelnych władz państwowych; z prezydentem i ministrami, z Warszawy do Lublina i Brześcia. Ewakuowały się też władze niższych szczebli, najczęściej bezładnie i bezplanowo. Doprowadziło to rychło do daleko idącego rozprzężenia i nawet paniki wśród ludności. Rozpoczęła się z kolei „dzika” ewakuacja mas ludności cywilnej na wschód, nawet na terenach nie objętych działaniami wojennymi. Niezależnie od ciężkich strat i szkód od bombardowań, jakie ta ewakuacja powodowała wśród ludności cywilnej, wywoływała ona dodatkowe poważne komplikacje w ruchach wojsk polskich, zmuszonych do uciążliwego i czasochłonnego torowania sobie drogi wśród blokujących szosy mas ludzi i wozów.
Również sytuacja na polu walki pogarszała się gwałtownie z dnia na dzień. Dnia 9 września siły walczące stopniały do ok. 400 tys. Armia „Łódź”, walcząca na głównym kierunku niemieckiego uderzenia, była okrążona i bliska rozsypki. Niemieckie kliny pancerne dotarły nad Wisłę środkową, a nawet na przed pola Warszawy. Nie udało się im jednak jeszcze opanować z marszu stolicy wobec zaciętej jej obrony, zaimprowizowanej ad hoc przy spontanicznym udziale ludności cywilnej. Zaczęto organizować ochotnicze Robotnicze Bataliony Obrony Warszawy. Tworzone z inicjatywy PPS, a zwłaszcza jednego z jej czołowych przywódców, Mieczysława Niedziałkowskiego, wspomagały one wydatnie regularne jednostki wojskowe. Nie zabrakło w tych Batalionach także komunistów, którzy żywo popierali tę inicjatywę.

77. Ludność cywilna Warszawy przy budowie umocnień

Jeśli chodzi o działania sił regularnych, to ich punktem ciężkości stała się największa i najbardziej krwawa w kampanii wrześniowej bitwa nad Bzurą, stoczona z nacierającą 8 armią niemiecką przez połączone w toku odwrotu ku Warszawie armie „Pomorze” i „Poznań”.
Celem przeciwuderzenia polskiego nad Bzurą było przebicie się obu armii, poprzez zacieśniający się pierścień niemiecki, do Warszawy. Początkowo przedsięwzięcie to, zainicjowane i dowodzone przez gen. Kutrzebę (Naczelny Wódz już parę dni wcześniej wyjechał z częścią sztabu do Brześcia nad Bugiem), przyniosło polskim jednostkom pewne sukcesy. W wielu punktach dochodziło do zaciekłych walk, przechodzenia miejscowości z rąk do rąk itp. Tymczasem jednak dowództwo niemieckie zdążyło ściągnąć tu nowe dywizje i uzyskać zdecydowaną przewagę nad skrajnie już wyczerpanymi i przerzedzonymi armiami polskimi. Otoczone coraz ciaśniejszym pierścieniem, zostały one rozbite i zniszczone. Tylko niektóre oddziały zdołały wyrwać się z okrążenia i dotrzeć do Warszawy. Natomiast resztki armii „Łódź”, dowodzonej obecnie przez gen. Thommée, nie mogąc przedrzeć się do Warszawy, skierowały się na Modlin, gdzie zorganizowały następnie obronę tej twierdzy. W ten sposób około 17 września ostatnie większe jednostki regularnej armii polskiej na zachód od Wisły zostały zniszczone lub wycofały się za Wisłę. Były to zresztą również stosunkowo niewielkie siły, usiłujące stworzyć tam jeszcze jakieś linie i ośrodki zorganizowanego oporu. Nie mogło to jednak powstrzymać naporu dywizji niemieckich, które też przeprawiły się przez Wisłę, a nawet przez San i parły szybko dalej na wschód.
W obliczu groźby całkowitego okrążenia kraju prezydent Rzeczypospolitej, rząd, a także Naczelny Wódz ewakuowali się stopniowo coraz bardziej na południowy wschód, ku granicy rumuńskiej. Dnia 17 września wieczorem wszyscy oni opuścili terytorium państwa, przekraczając pod Kutami nad Czeremoszem granicę polsko-rumuńską.
Tego samego dnia o świcie granicę wschodnią Polski przekroczyły wojska radzieckie i zajęły obszary wschodnich województw Polski. Oddziały polskie, które się tam znajdowały, zostały internowane. Były to przeważnie obszary zamieszkane w większości przez ludność ukraińską i białoruską. Akcja wojsk radzieckich zabezpieczyła je przed okupacją niemiecką, a ponadto nie dopuściła do ustalenia się linii wyjściowej w czasie nieuchronnego wcześniej czy później starcia radziecko-niemieckiego wzdłuż międzywojennej granicy polsko-radzieckiej, tj. o ok. 300 km dalej na wschód, niż to się stało na skutek zajęcia przez ZSRR dawnych polskich ziem wschodnich[1].
Stanowisko, jakie wówczas zajęły prasa i propaganda radziecka, wywołało poważne zamieszanie ideologiczne, m.in. w międzynarodowym ruchu komunistycznym.
Jeśli chodzi o działania wojenne w Polsce, to w omawianym okresie w drugiej połowie września toczyły się przeważnie już tylko drobniejsze starcia mniej lub więcej osłabionych zgrupowań polskich na wschód od Wisły. Dnia 20 września skapitulowały po krwawej bitwie pod Tomaszowem Lubelskim, w obliczu beznadziejnej sytuacji, połączone oddziały armii „Kraków” i nowej (utworzonej w toku działań wojennych) armii „Lublin”. Natomiast z powodzeniem opierała się jeszcze nieprzyjacielowi grupa operacyjna „Polesie” pod dowództwem gen. Kleeberga. Broniła się również twierdza Modlin i garnizon na półwyspie Hel. Z wielkim poświęceniem i bohaterstwem broniła się też oblężona już od pewnego czasu i bombardowana intensywnie z powietrza Warszawa. Dowództwo obrony stolicy spoczywało w rękach gen. Rómmla, kierownictwo cywilne w rękach jej prezydenta — Stefana Starzyńskiego, którego hart ducha stanowił istotny czynnik w podtrzymywaniu nastrojów woli walki i poświęcenia mieszkańców miasta.
W dniach 25 i 26 września Niemcy poddali Warszawę szczególnie ciężkiemu, zmasowanemu bombardowaniu artyleryjskiemu i lotniczemu. Wywołało ono wielkie straty w ludziach i szkody materialne. Zabrakło wody i światła. Dalszy opór groził nowymi, jeszcze większymi zniszczeniami i był całkowicie beznadziejny.
Dnia 27 września Warszawa skapitulowała. W dwa dni później to samo uczynił Modlin. Dnia 2 października poddała się załoga Helu.
Ostatnim związkiem taktyczno-operacyjnym armii polskiej, stawiającym zbrojny opór nieprzyjacielowi, była grupa operacyjna gen. Kleeberga. Odczuwając coraz większe braki w uzbrojeniu i amunicji, gen. Kleeberg postanowił uderzyć na Dęblin, aby tam dokonać niezbędnych uzupełnień. Jednakże w drodze na Dęblin, pod Kockiem, grupa natknęła się na niemiecką dywizję zmotoryzowaną, której na pomoc pospieszyły oddziały jeszcze jednej dywizji. Po czterodniowych walkach, będących ostatnią większą bitwą tej wojny, po wyczerpaniu zasobów amunicji, musiała poddać się — 5 października 1939 r. — i grupa Kleeberga.





  1. O tej problematyce szerzej w: H. Zieliński, Historia Polski 1864-1939, Warszawa 1971, s. 266.





Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0.
Dodatkowe informacje o autorach i źródle znajdują się na stronie dyskusji.


Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję i/lub modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Kopia tekstu licencji umieszczona została pod hasłem GFDL. Dostepne jest również jej polskie tłumaczenie.

Informacje o pochodzeniu tekstu możesz znaleźć w dyskusji tego tekstu.