Hrabina Charny (1928)/Tom II/Rozdział XXX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXX.
SPRAWOZDANIE.

Zostawszy sami, ludzie zamaskowani i prezes zamienili słów kilka pocichu, potem głośno:
— Niech wszyscy wejdą — rzekł Cagliostro — gotów jestem wypowiedzieć obiecane sprawozdanie.
W tejże chwili drzwi się otworzyły: członkowie stowarzyszenia, którzy się przechadzali po dwóch i w grupach, rozmawiając, weszli i zapełnili zwykła sale posiedzeń.
Zaledwie za ostatnim z nich drzwi się zawarły, gdy Cagliostro wyciągając rękę, jako człowiek znający wartość czasu i niechcący stracić ani sekundy, odezwał się głośno:
— Bracia, niektórzy z was byli może obecni na zebraniu, lat temu dwadzieścia, o trzy mile od brzegów Renu, o mile od wsi Dannefels, w jednej z grot góry Piorunowej, jeżeli którzy z was byli tam obecni, niech te szanowne filary wielkiej sprawy, którąśmy podjęli, podniosą ręce i powiedzą: „Byłem tam“.
Kilka rak podniosło się i kilka głosów wymówiło naraz: „byłem tam“.
— Dobrze, oto wszystko czego potrzeba — rzekł mówca inni umarli, lub rozproszeni na powierzchni świata, pracują nad wspólnem dziełem. Dwadzieścia lat temu, dzieło to, za którego przebiegiem pójdziemy w rozmaitych jego okresach, było wówczas zaledwie zaczęte; wtedy światło, które nas oświeca, wschodziło dopiero, i najlepszy wzrok widział przyszłość za obłokiem, który tylko oko wybranych przenikło. Na tem zebraniu tłómaczyłem, jakim cudem śmierć, która jest dla człowieka zapomnieniem czasów przebytych i ubiegłych wypadków, jak śmierć ta nie istniała dla mnie, a raczej przez dwadzieścia wieków, trzydzieści dwa razy kładła mnie do grobu, a moje różne ciała spadkobiercę przemijające mojej duszy nieśmiertelnej, nie podlegały temu zapomnieniu, które jest jodynie prawdziwą śmiercią. Mogłem wiec przez wieki całe śledzić rozwój słów Chrystusa i widzieć rozwój ludów. Jak owe gwiazdy nocne, które nim słońce zajdzie śpieszą się zaświecić na niebie, tak jedno po drugich, widzieliśmy rozmaite drobne ludy naszej Europy, próbujące wolności. Rzym, Wenecja, Florencja, Szwajcaria, Genewa, Piza, Lukka, Arezzo, te miasta południowe, gdzie kwiaty prędzej rozkwitają, owoce dojrzewają wcześniej, jedne po drugich próbowały rzeczypospolitej. Ale wszystkie one mają grzech jeden; jedne są arystokratyczne, inne despotyczne. Nam potrzeba było kraju wielkiego, któryby nie szedł za popędem nadanym, ale sam nadawał rozpęd wielkiego koła, któreby i Europę porwało; planety, która zapalając się, oświeciłaby świat cały!...
Szmer zadowolenia przebiegł po zebranych. Cagliostro mówił dalej w natchnieniu:
— Pytałem Boga, stwórcę wszystkich rzeczy, przyczyny wszelkiego ruchu, źródła wszelkiego postępu, i widziałem, że palcem wskazał mi Francję. W rzeczy samej, Francja, katolicka od II-go wieku, narodowa od IX-go wieku, unitarna od XV-go, Francja, którą Pan nazwał swoją starszą córka, zapewne, aby potem mieć prawo w wielkich godzinach poświecenia, położyć ją na krzyżu ludzkości; istotnie, Francja, wszystkie zużywszy formy rządu, monarchją, feodalność, możnowłactwo i arystokrację, Francja wydała nam się najstosowniejszą, aby przyjąć i roznieść nasz wpływ, i postanowiliśmy, niebiańskim wiedzeni promieniem, jak izraelici ognista kolumną, aby Francja pierwszą była. Rzućcie okiem na Francję, przed dwudziestu laty, a zobaczycie, że trzeba było wielkiej śmiałości, a raczej wielkiej wiary do przedsięwzięcia podobnego dzieła. Francja przed dwudziestu laty, w bezsilnych rekach Ludwika XV-go, była jeszcze Francją Ludwika XIV-go, to jest wielkiem państwem arystokratycznem, gdzie wszystkie prawa miała szlachta, wszystkie przywileje mieli bogaci. Na czele tego państwa, stał człowiek, który przedstawiał razem to co jest najwyższem i najniższem, największem i najmniejszem, Boga i pospólstwo. Człowiek ten, jednem słowem mógł cię uczynić bogatym lub biednym, szczęśliwym lub nieszczęśliwym, wolnym lub więźniem, żywym lub umarłym. Człowiek ten miał trzech wnuków, trzech młodych książąt do następstwa po sobie. Przypadek chciał, aby ten, którego natura przeznaczyła na króla, był także przez głos publiczny wybrany, jeżeli głos ten istniał w owym czasie. Wiedziano, że był dobrym, sprawiedliwym, uczonym, filozofem prawie. Ażeby wstrzymać raz na zawsze wojny, których powodem był nieszczęśliwy spadek po Karolu II, wybrano mu za żonę córkę Marji Teresy; dwa wielkie narody, które są prawdziwemi siłami równoważącemi Europę, Francja na brzegu Atlantyku. Austria nad morzem Czarnem, miały być przez to z sobą połączone; było to obliczonem przez Marię Teresę, pierwszą głowę polityczną w Europie. W tej chwili, gdy Francja wsparta na Austrii, Włoszech i Hiszpanji, wchodziła w nowe i pożądane panowanie, wybraliśmy nie Francję, ażeby z niej zrobić przodujące państwo, ale Francuzów, ażeby byli przodującym narodem. Tylko pytano się, kto wejdzie w tę lwią paszczę, jaki Tezeusz chrześcijański, prowadzony światłem wiary, przebiegnie skręty olbrzymiego labiryntu i stawi czoło minotaurowi królewskiemu. Odpowiedziałem: „Ja!“... Potem, gdy kilka gorliwych umysłów, niespokojnych usposobień, dowiadywało się, wiele czasu będzie mi potrzeba do spełnienia pierwszej epoki mego dzieła, które na trzy podzieliłem okresy, zażądałem lat dwudziestu. Oburzono się. Czy rozumiecie?... Ludzie byli w niewoli lub służyli od wieków dwudziestu, i oburzyli się, gdy zażądałem lat dwudziestu do uczynienia ich wolnymi.
Cagliostro powiódł wzrokiem po zgromadzeniu, w którem te ostatnie słowa wywołały uśmiechy ironiczne.
Potem kończył:
— W końcu otrzymałem te lat dwadzieścia; dałem braciom moim sławną dewizę: Lilia pedibus destrue, i wziąłem się do dzieła, każdego do czynu zachęcając. Wchodziłem do Francji w cieniu luków tryumfalnych, droga usiana była różami i wawrzynami od Strasburga do Paryża. Każdy wolał: „Niech żyje delfinowa!... niech żyje przyszła królowa!„... Teraz już nie przyznaje sobie chwały inicjatywy ani zasługi wypadków.
Bóg był ze mną i pozwolił mi widzieć rękę boską trzymająca ster ognistego wozu. Chwała niech będzie Bogu!... Usunąłem z drogi kamienie, rzuciłem mosty na rzeki, zapełniłem przepaście i wóz się potoczył; oto wszystko. A więc bracia, zobaczcie co się od lat dwudziestu spełniło:
Parlamenty zniesione;
Ludwik XV, zwany ukochanym, umarł wśród ogólnej pogardy;
Królowa dzisiejsza, po siedmiu latach wydająca na świat dzieci wątpliwego ojcowstwa, dotknięta jako matka przy urodzeniu delfina, zniesławiona jako kobieta w sprawie naszyjnika;
Król obdarzony imieniem Ludwika Upragnionego, przystępuje do naprawy monarchji niedołężny w polityce równie jak w miłości, z utopji do utopji popada w bankructwo, od ministra do ministra spada aż na pana de Calonne;
Zwołane zgromadzenie notablów uchwala stany generalne;
Stany generalne, mianowane przez głosowanie powszechne stają się Zgromadzeniem narodowem;
Szlachta i duchowieństwo zwyciężone przez stan trzeci;
Bastylja zdobyta;
Obce wojska z Paryża i Wersalu wygnane;
Noc czwartego Sierpnia wykazuje arystokracji nicość szlachectwa;
Piąty i szósty października przekonywają króla i królowę o nicości władzy królewskiej;
Czternasty lipca 1730 r. pokazuje światu jedność Francji;
Książęta tracą popularność przez emigrację;
Monsieur zdepopularyzowany sprawą Favrasa;
W końcu konstytucja zaprzysiężona na ołtarzu ojczyzny; prezes Zgromadzenia narodowego zasiada na tronie takim, jak król; prawo i naród po nad nimi; Europa poważnie pochyla się, milcząc i czekając; wszystko co nie przyklaskuje, drży!..
Bracia, czy Francja jest taka jak przepowiedziałem, kołem wciągajacem Europą, słońcem oświecającem świat cały!...
— O tak!... tak!... — zawołały wszystkie głosy.
— Teraz, bracia — ciągnął Cagliostro — czy uważacie to dzieło za tak posunięte, że je można pozostawić samemu sobie?... Czy dlatego, że konstytucja zaprzysiężona, można już uwierzyć przysiędze królewskiej?...
— Nie!... nie!... nie!... — zawołano.
— A więc — rzekł Cagliostro — drugi to okres wielkiego dzieła, do którego trzeba przystąpić. Wasze oczy, jak i moje widzą z radością, że federacja 1790 roku, nie jest celem, ale spoczynkiem; dwór rozpoczął znowu działania; opaszmy biodra i idźmy w drogą Zapewne dla serc słabych będzie wiele godzin niepokoju, wiele chwil zwątpienia; często promień który nas oświeca zdawać się będzie przygasłym, ręka która prowadzi — opadającą. Nieraz wśród długiego czasu, jaki nam zostaje, sprawa wydawać się będzie upadłą, nawet przepadła wskutek jakiegoś nieprzewidzianego przypadku. Wszystko wystąpi przeciw nam: nieprzyjazne okoliczności, tryumf nieprzyjaciół, niewdzięczność współobywateli; wielu najsumienniejszych nawet zapyta siebie, po takiem zmęczeniu prawdziwem i niemocy pozornej, czy nie fałszywą lub złą poszli drogą. Nie, bracia, nie!... mówią wam teraz słowa, które niech wiecznie dzwonią w uszach waszych, w zwycięstwie jak odgłos tryumfu, w porażce jak dzwony alarmu; nie, ludy przewodnie, mają, jak francuski, misją świętą, którą opatrznościowo muszą spełnić. Pan, który je prowadzi, ma tajemne drogi, odkrywające się w całym blasku na samym końcu, często mgła zakrywa go naszym oczom, często myśl jakaś cofa i nagli do ucieczki, aby potem jak ów rycerz średniowieczny, ściągnąć włócznię i znów rzucić ją na przeciwnika odświeżoną i silniejszą. Bracia!... bracia!... cel do którego sięgamy, to latarnia zapalona na wysokiej górze, dwadzieścia razy w drodze gubimy ją z oczu, zda się zagasłą, a słabi szemrzą i skarżą się: „Nie mamy już przewodnika, idziemy w ciemności; zostańmy w miejscu, na co się błąkać?“... Silni idą uśmiechnięci i wierzący, a niezadługo światło ukazuje się, znów znika i ukazuje się na nowo, a coraz widoczniejsze, bo bliższe!... Przysięgnijmy więc, bracia, przysięgnijmy za nas i za potomków naszych.
Cagliostro zamilkł, a gdyby nawet tego nie uczynił, oklaski i okrzyki zapału przerwałyby mu z pewnością.
Trzy razy cichły i trzy razy wznosiły się one pod sklepienia pieczary, jak burza podziemna.
Wtedy sześciu ludzi zamaskowanych powstało, ludzie ci kłaniając się i całując kolejno rękę Cagliostra, odeszli.
Potem, każdy z braci ukłonił się przed tą estradą, gdzie nowy Piotr pustelnik głosił krzyżową wojnę, a przechodząc powtórzył fatalna dewizę: Lilia pedibus destrue.
Za ostatnim lampa zagasła.
I Cagliostro został sam, pogrążony we wnętrznościach ziemi, zgubiony w ciszy i ciemności, podobny do bożków indyjskich, do których tajemnic miał być dwa tysiące lat temu przypuszczonym.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.