Hrabina Charny (1928)/Tom II/Rozdział XXXVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXXVII.
OBIETNICA.

Królowa wróciła do siebie i upadła na kanapę, dając znak hrabiemu, aby zamkną drzwi za sobą.
Na szczęście, buduar był pusty, a to dzięki Gilbertowi, który, rozmawiając przed chwilą z królową, aby jej oddać ostatnie polecenie Mirabeau, oświadczył, że pragnie widzieć się z nią bez świadków.
Zaledwie usiadła, przepełnione jej serce wezbrało i wybuchła łkaniem.
Łkania te były tak silne i prawdziwe, że odszukały w głębi serca Oliviera resztki jego miłości.
Resztki miłości, bo gdy tak wielka namiętność, jaka widzieliśmy rodzącą się i wzrastająca, spłonie w sercu człowieka, to, z wyjątkiem wielkich wypadków, kiedy miłość przechodzi w nienawiść, nie gaśnie ona w zupełności nigdy.
Charny w szczególnem był położeniu; a mogą je ocenić ci tylko, którzy się w podobnem znajdą. Czuł w sobie dziwna i nową miłość.
Kochał już Andreę całym serca płomieniem.
Kochał jeszcze królowę całą litością swej duszy.
Za każdem rozdarciem tej biednej miłości, rozdarciem, spowodowanem przez egoizm, czuł krwawiące się serce kobiety, i, jak każdy, komu miłość dawna jest ciężarem, pojmował ten egoizm, nie mając siły przed sobą go usprawiedliwić.
A jednak, ilekroć boleść taka wybuchła przed nim bez skarg i wymówek, mierzył głębokość tej miłości; przypomniał sobio wiele to ludzkich przesdów, wiele obowiązków towarzyskich.
ta kobieta dla niego poświęciła, a pochylony nad przepaścią, nie mógł rzucić w nią łzy żalu, słowa pociechy.
Ale czy przez łkania i łzy nie przebijały się skargi i wymówki? W tejże chwili Charny przypominał sobie wymagania miłości, tę wolę bezwarunkową, ten despotyzm królewski połączony z wyrazem przywiązania, z dowodami namiętności; sztywniał przeciw wymaganiom, uzbrajał się przeciwko despotyzmowi, walczył z tą wolą, porównywał z niemi łagodne, niezmienne lica Andrei, i przenosił marmurową statuę, z całym jej chłodem, nad ten obraz namiętny, gotowy zawsze rzucać błyskawicę miłości, zazdrości i dumy.
Teraz królowa płakała, milcząc.
Przeszło ośm miesięcy nie widziała Oliviera. Wierny przyrzeczeniu danemu królowi, hrabia, przez cały czas nie odzywał się do nikogo. Królowa nic nie wiedziała o tem istnieniu, tak ściśle z jej własnem związanem, iż przez lat kilka sądziła, że tylko zerwaniem obu możnaby je rozłączyć.
A jednak Charny oddalił się od niej, nie mówiąc, dokąd jedzie. Tylko jedna została jej pociecha, wiedziała, że Charny pracuje dla króla i dlatego mówiła sobie: „Pracując dla króla, pracuje i dla mnie; a więc musi o mnie myśleć, choćby chciał nawet zapomnieć“.
Ale słaba to była pociecha, kiedy pierwej myśl jego w zupełności do niej należała. Dlatego za ujrzeniem Oliviera nagle, gdy się go najmniej spodziewała, u króla, gdzie go w dniu wyjazdu spotkała, wszystkie boleści, wstrząsające jej dusza, wszystkie myśli męczące serce, wszystkie łzy, palące jej oczy podczas długiej nieobecności hrabiego, wróciły naraz tłumnie, aby przepełnić jej piersi cierpieniem przygasłem i bólem, który zdawał się już przemijać.
Płakała, aby płakać; łzy zadusiłyby ją, gdyby nie wybuchły nazewnątrz.
Płakała, nie mówiąc słowa. Czy z radości?... czy z bólu?... Z jednego i z drugiego; każde wielkie wzruszenie kończy się łzami.
Dlatego nic nie mówiąc, jednak bardziej z miłością niż z szacunkiem, Charny zbliżył się do królowej i odjąwszy jedną z rąk, któremi sobie twarz zasłaniała i przyciskając ją do ust, wyrzekł:
— Najjaśniejsza pani, jestem dumny i szczęśliwy, że mogę cię upewnić, iż od dnia wyjazdu, cały czas Wami byłem zajęty.
— Olivierze, Olivierze! — powiedziała królowa, — był czas gdyś mniej się mną zajmował, a więcej myślał o mnie.
— Najjaśniejsza pani — odparł Charny — król włożył na mnie wielką odpowiedzialność; odpowiedzialność ta nakazywała mi milczenie do chwili, w której ukończy się moje posłannictwo. Dziś to się stało dopiero. Dziś mogę cię widzieć i mówić; kiedy dotychczas nawet pisać nie mogłem.
— Piękny to przykład prawości, Olivierze — rzekła smutno królowa — szkoda, że dałeś go kosztem innego uczucia.
— Najjaśniejsza pani — wtrącił Charny — ponieważ król zezwolił, może objaśnię was, com dla waszego ocalenia uczynił.
— O! Olivierze! — podjęła królowa — czyż nie masz przedtem nic śpieszniejszego do powiedzenia?
I czule ścisnęła rękę hrabiego, patrząc nań wzrokiem, za który dawniej on oddałby życie, a teraz przynajmniej poświęcić je był gotów.
I patrząc nań, dostrzegła w nim, nie zakurzonego podróżnika, ale dworzanina pełnego elegancji, który poświęcenie swoje poddał wszelkim prawom etykiety.
Ten strój, mogący zadowolić najwięcej wymagającą królowę, zaniepokoił kobietę.
— Kiedyżeś pan przyjechał? — zapytała.
— W tej chwili. Najjaśniejsza Pani — rzekł Charny.
— I przybywasz pan?...
— Z Montmedy.
— Więc przebiegłeś pół Francji?
— Od wczoraj zrana przejechałem mil pięćdziesiąt.
— Konno, czy powozem?
— Pocztą.
— Jakże po tak długiej i męczącej podróży, wybacz mym pytaniom, Olivierze, jesteś tak dobrze oczyszczony, uczesany i strojny, jak adjutant generała de Lafayette, wychodzący prosto ze sztabu? Wiadomości, które przyniosłeś, nie są więc tak ważne?
— Przeciwnie, bardzo ważne. Najjaśniejsza Pani; ale sądziłem, że gdybym zajechał do Tuileries pocztą, zakurzony i zabłocony, wzbudziłbym ciekawość. Król niedawno mówił mi, jak bardzo jesteście strzeżeni, i winszuję sobie mojej ostrożności, że przyszedłem pieszo, w mundurze, jak oficer, który po tygodniu nieobecności, przychodzi się zaprezentować.
Królowa konwulsyjnie ścisnęła rękę hrabiego; widocznie miała jeszcze uczynić jedno pytanie najważniejsze.
Dlatego użyła innego sposobu do zapytania.
— A! prawda — rzekła głosem stłumionym, zapomniałam, że masz pan mieszkanie w Paryżu...
Charny zadrżał. Teraz dopiero zrozumiał prawdziwy cel badania.
— Ja? mieszkanie w Paryżu? — rzekł. — Gdzież to. Najjaśniejsza Pani?
Królowa uczyniła wysiłek.
— Ależ przy ulicy Coq-Heron — rzekła. — Czy nie tam mieszka hrabina?
Charny omało się nie uniósł jak koń, którego ostroga w niezagojoną jeszcze ranę uderza; ale w głosie królowej takie było wahanie, taki wyraz boleści, że ulitował się nad cierpieniem tej, która tak wyniosła i tyle panująca nad sobą, do tego stopnia wzruszenie swe mogła okazać.
— Najjaśniejsza pani — rzekł z wyrazem głębokiego smutku, który niezupełnie cierpieniem królowej był spowodowany — zdawało mi się, żoe miałem zaszczyt powiedzieć jej przed odjazdem, iż dom pani de Charny nie jest moim. Wstąpiłem do mego brata, wicehrabiego Izydora de Charny i u niego zmieniłem ubranie.
Królowa krzyknęła z radości i osunąwszy się na kolana, poniosła do ust rękę Oliviera. Ale z taką szybkością jak ona, hrabia podniósł ją pod ręce i zawołał:
— O! Najjaśniejsza pani! co czynisz?
— Dziękuję ci, Olivierze — rzekła królowa głosem tak czułym, że Charny uczuł łzy w oczach.
— Dziękujesz mi pani... — rzekł. — Mój Boże! za co?
— Za co?... pytasz mnie, za co? — zawołała królowa. — Ależ za jedną chwilę prawdziwej radości od dnia twego wyjazdu. Mój Boże! wiem o tem, że szaleństwem, gonem litości, jest zazdrość. Ty, także byłeś kiedyś zazdrosnym, Olivierze; zapominasz dziś o tem. O! mężczyźni, kiedy ich ogarnie zazdrość, są bardzo szczęśliwi; mogą się bić z rywalami, zabić ich lub zginąć; ale kobiety mogą płakać tylko, chociaż wiedzą, że łzy te są nieużyteczne i niebezpieczne, bo zamiast zbliżyć nas do tego, który jest ich powodem, często go oddalają; ale taki to jest obłęd w miłości, człowiek widzi przepaść, a zamiast uciec, rzuca się w nią. Dziękuję ci raz jeszcze, Olivierze; widzisz, jestem wesołą i już nie płaczę.
I w rzeczy samej, królowa usiłowała śmiać się, ale czy wskutek cierpień oduczyła się być wesołą, dość, że śmiech jej był tak smutny i bolesny, że aż Charny zadrżał.
— O! mój Boże — szepnął — czy podobna, abyś tyle cierpiała?
Marja Antonina złożyła ręce.
— Dzięki ci, Boże! — rzekła — bo gdy on zrozumie mą boleść, nie będzie miał siły nie kochać mnie!
Charny czuł się pociągniętym ku pochyłości, na której potem nie mógłby się zatrzymać. Uczynił wysiłek, jakby ślizgając się po lodzie, i cofnął się wstecz, nie myśląc o tem, że lód pęknąć może.
— Najjaśniejsza Pani — rzekł — czyż nie pozwolisz, abym opowiedział, co miałem szczęście dla was uczynić, podczas mojej nieobecności?
— A! Charny — powiedziała królowa — wolałam to, coś mówił przed chwilą, ale masz słuszność, kobieta nie może długo zapominać, że jest królową. Mów, panie ambasadorze, kobieta otrzymała to, czego miała prawo wymagać, królowa cię słucha.
Wtedy Charny opowiedział jej wszystko, jak był do pana de Bouille posiany, jak hrabia Ludwik przybył do Paryża, jak krzak po krzaku zwiedzał drogę, którą miała uciekać królowa; jak w końcu przybył, ażeby powiedzieć królowi, że teraz trzeba tylko projekt urzeczywistnić.
Królowa słuchała go z uwagą i z głęboka wdzięcznością.
Zdawało jej się niepodobieństwem, ażeby proste poświęcenie zachodziło tak daleko.
Tylko miłość gorąca i niespokojna mogła przewidzieć tyle przeszkód i tyle znaleźć środków zbawiennych.
Pozwoliła mu więc mówić, od początku do końca, a gdy skończył, spojrzała nań z niewysłowioną czułością i rzekła.
— Wiec będziesz bardzo szczęśliwym, gdy mnie ocalisz, Olivierze?
— O! — zawołał hrabia — pytasz mnie o to, Najjaśniejsza Pani? Ależ to marzenie moje, a gdy się ziści, będzie to chwała mojego życia!
— Wolałabym, aby to było nagrodą twej miłości — rzekła smutno królowa. — Lecz mniejsza o to... Pragniesz więc, aby dzieło ocalenia króla, królowej i królewicza Francji przez ciebie było spełnione?
— Czekam tylko Jej królewskiej mości zezwolenia, aby poświęcić wam życie.
— Tak, rozumiem, mój przyjacielu — rzekła królowa — poświęcenie to ma być czyste i wolne od wszelkiego innego uczucia. Niepodobna, aby mąż mój i dzieci, ocaleni zostali ręką, któraby nie śmiała wyciągnąć się do nich, gdyby się na tej wspólnej drodze poślizgnęli. Oddaję ci ich życie i moje, bracie mój, ale ty będziesz miał litość nade mną?
— Litość nad tobą, Najjaśniejsza Pani? — zapytał Charny.
— Tak. Nie zechcesz, aby w chwilach, gdy będę potrzebowała całej siły, odwagi, całej przytomności umysłu, myśl to szalona może, ale co chcesz! są ludzie, którzy boją się w nocy widm, z których za dnia żartują — nie chcesz więc, aby wszystko przepadło dla jakiejś obietnicy, jakiegoś słowa danego?... Nie zechcesz tego, nieprawdaż?
Charny przerwał królowej:
— Najjaśniejsza Pani — rzekł — chciałbym ocalić Waszą królewską mość; chciałbym szczęścia dla Francji; chciałbym z chwałą ukończyć rozpoczęte dzieło, i wyznaję, żałuję, że tak mały dowód poświęcenia dać mogę Waszej królewskiej mości. Przysięgam, że jedynie za pozwoleniem Waszej królewskiej mości widzieć się będę z panią de Charny.
I, skłoniwszy się królowej zimno lecz z szacunkiem, wyszedł, zanim ścięta lodem tych słów, próbowała go zatrzymać.
Ale ledwie Charny zamknął drzwi za sobą, załamała ręce i zawołała boleśnie:
— O! wolałabym, aby on ze mną przysiągł się nie widzieć, i kochał mnie tak, jak ją kocha!...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.