Hrabina Charny (1928)/Tom III/Rozdział XXIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXIX.
POŻEGNANIE BARNAVA.

Drugiego października, to jest nazajutrz po rozwiązaniu Zgromadzenia konstytucyjnego, Barnave o godzinie, w której zazwyczaj widywał królową, został wprowadzony, nie już do antresoli pani Campan, lecz do pokoju, zwanego wielkim gabinetem
Tegoż samego wieczora, gdy król zaprzysiągł konstytucję, straże, adiutanci Lafayetta zniknęli z wnętrza zamku, i jeżeli król nie powrócił do wszechwładzy, wrócił przynajmniej do wolności.
Było to małe wynagrodzenie za poniżenie, na które tak gorzko skarżył się przed królową.
Nie będąc przyjęty publicznie, z ceremonjami uroczystej audiencji, Barnave nie poddawał się więcej tym ostrożnościom, których wymagała dotychczasowo bytność jego w Tuileries.
Był bardzo bladym i zdawał się być bardzo smutnym, co uderzyło królowę.
Przyjęła go stojąc, chociaż wiedziała z jakim szacunkiem był dla niej młody ten adwokat i była pewną, że nie uczyniłby tego, gdyby usiadła, co uczynił prezydent Thuret, widząc, że król się nie podnosi.
— A cóż panie Barnave... rzekła, czy jesteś zadowolony, król poszedł za twoją radą i zaprzysiągł konstytucję.
— Najjaśniejsza Pani bardzo jest łaskawą... odpowiedział Barnave kłaniając się, gdy mówi, że król poszedł za moją radą... Gdyby to była zarazem rada cesarza Leopolda i księcia Kaunitza, namyślałby się Jego królewska mość nieco dłużej przy spełnieniu czynu, który jedynie mógłby ocalić króla, gdyby król mógł...
Barnave zatrzymał się.
— Mógł być ocalonym... nieprawdaż, panie, to chciałeś powiedzieć?... podjęła królowa podnosząc kwestję z odwagą i możemy dodać ze śmiałością, która jej była właściwą.
— Niech mnie Bóg strzeże, Najjaśniejsza Pani, abym miał być prorokiem takich nieszczęść!... A jednak będąc na wyjezdnem z Paryża, mając oddalić się na zawsze od królowej nie chciałbym ani zbytnio jej trwożyć, ani za wiele pozostawiać złudzeń.
— Pan opuszczasz Paryż?... oddalasz się pan odemnie?
— Czynności Zgromadzenia narodowego, którego byłem członkiem, są ukończone, a ponieważ Zgromadzenie postanowiło, iż żaden z członków jego, nie może być członkiem Ciała prawodawczego, nie mam zatem żadnego powodu do pozostania w Paryżu.
— Czyż nawet tego, aby nam być użytecznym, panie Barnave?...
Barnave uśmiechnął się smutnie.
— Ani nawet tego, Najjaśniejsza Pani, gdyż istotnie, od dzisiaj, a raczej od onegdaj, nie mogę już w niczem być użytecznym.
— O!... panie... rzekła królowa, zamało sobie ufasz!..
— Niestety!... nie, Najjaśniejsza Pani, badam siebie i widzę, że jestem słabym... Siłą moją, której błagałem, abyście użyli Najjaśniejsi Państwo, jako dźwigni, był mój wpływ w Zgromadzeniu, moja przewaga u Jakobinów, była to nakoniec moja popularność tak ciężko nabyta; lecz teraz, gdy Zgromadzenie jest rozwiązane, a Jakobini zostali Feuillantami, lękam się, aby ci ostatni, odłączając się od Jakobinów, nie uczynili fałszywego kroku. Nakoniec Najjaśniejsza Pani, jeżeli idzie o moją popularność...
Tu Barnave uśmiechnął się jeszcze smutniej, niż pierwszym razem.
— Tu muszę powiedzieć, że moja popularność przepadła!...
Królowa patrzyła na Barnava i dziwne światło, podobne do błysku tryumfu, zabłysło w jej oczach.
Kiedy tak... powiedziała, to widzi pan, że i popularność można utracić.
Barnave westchnął.
Królowa spostrzegła, że popełniła jedno z owych małych okrucieństw, jakie jej były właściwe.
W istocie, jeżeli Barnave utracił swą popularność i to w przeciągu miesiąca, jeżeli musiał zgiąć głowę pod słowem Robespierra, czyjaż w tem wina?... Czy nie tejże monarchji, która ciągnęła za sobą w przepaść, do której dążyła, wszystko, czego dotknęła, — czy nie strasznego przeznaczenia. które tak z Marji Antoniny, jak z Marji Stuart, utworzyło aniołów śmierci, wtrącających do grobu wszystkich, którym się objawiły!...
Poprawiła się niebawem, a czując, że pan Barnave odpowiedział jedynie westchnieniem wtedy, gdy mógł był powiedzieć te przerażające słowa: „Dla kogóż to straciłem moją popularność, Najjaśniejsza Pani, jeżeli nie dla ciebie?...“ podjęła:
— Ależ pan nie pojedziesz?... nieprawdaż, panie Barnave?...
— Jeżeli królowa mi rozkaże, zostanę... wyrzekł Barnave, zostanę, jak zostaje przy swej chorągwi żołnierz, który dostał już urlop i którego pozostawiają, bo go potrzebują do walki; lecz jeżeli zostanę, czy wiesz, Najjaśniejsza Pani, co się stanie?... Oto zamiast stać się słabym, stanę się zdrajcą!...
— Jakto, panie!... wyrzekła królowa cokolwiek obrażona, wytłómacz się, nie rozumiem pana...
— Czy królowa pozwoli mi, aby postawił ją nietylko w obecnem położeniu jej, lecz i w tem także, w jakiem znajdować się będzie?...
— I owszem, panie, jestem przyzwyczajoną zgłębiać przepaście, bo gdybym była skłonną do zawrotu, dawno już byłyby mnie one pochłonęły.
— Najjaśniejsza Pani może uznaje Zgromadzenie rozwiązane za obóz nieprzyjacielski?
— Trzeba rozróżniać rzeczy, panie Barnave; w Zgromadzeniu tem miałem przyjaciół, lecz przyznasz, że większa część nie była przyjazną władzy królewskiej.
— Najjaśniejsza Pani... rzekł Barnave, Zgromadzenie spełniło jeden tylko czyn nieprzyjazny dla króla i ciebie, Najjaśniejsza Pani, i to wtedy, gdy uchwaliło, iż żaden z jego członków nie może należeć do składu Ciała prawodawczego.
— Nie rozumiem tego dobrze, wytłómacz mi to pan... rzekła królowa z uśmiechem powątpiewania.
— To rzecz bardzo prosta: wyrwało ono puklerz z rąk twoich przyjaciół.
— Ale i szpadę z rąk moich nieprzyjaciół.
— Niestety!.. mylisz się Najjaśniejsza Pani!... cios ten pochodzi od Robespierra, jest on strasznym, jak wszystko, co pochodzi od tego człowieka. Najpierw stawia on was, Najjaśniejsi Państwo, wobec zupełnie nieznanego żywiołu w nowem Zgromadzeniu. W Zgromadzeniu konstytucyjnem wiadomem było, co dokonywać i przeciw czemu walczyć, w Zgromadzeniu prawodawczem na nowo uczyć się tego potrzeba. A potem racz Najjaśniejsza Pani zauważyć: iż żądając, aby nikt z nas nie był ponownie wybranym, Robespierre już czynem tym chciał postawić Francję w konieczności wyboru, albo w warstwie wyższej, albo też niższej od nas. Wyżej nas niema nikogo: emigracja zrujnowała wszystko; a w razie nawet, gdyby arystokracja pozostała we Francji, nie u niej szukałby naród swych reprezentantów. Idźmyż teraz do niższej od nas warstwy!... Wszakże to lud wybrał stamtąd swoich deputowanych, całe Zgromadzenie zatem będzie demokratycznem, z małemi jedynie odcieniami.
Twarz królowej widocznie okazywała, że z głęboką uwagą śledzi objaśnień Barnava i że zaczynając pojmować, zaczyna się lękać zarazem.
— Posłuchaj, Najjaśniejsza Pani... ciągnął dalej Barnave, widziałem ja tych deputowanych, gdyż od trzech, czy czterech dni napływają już oni do Paryża; przypatrzyłem się szczególniej tym, którzy przybywają z Bordeaux. Są to prawie wszyscy ludzie bez imienia, lecz którym pilno zrobić je sobie, tem więcej, że są młodzi. Prócz Condorceta, Brissota i jeszcze kilku innych, najstarsi z nich mają zaledwie po trzydzieści lat. Jest to napływ młodości, rugujący wiek dojrzały i kruszący tradycję. Precz z włosami białemi, nowa Francja zasiada do rady o czarnych włosach.
— I sądzisz pan, że mamy się więcej czego obawiać od tych, którzy przybywają, jak od tych, którzy odchodzą?...
— Tak, Najjaśniejsza Pani, gdyż ci, co przybywają, zbrojni są mandatem wypowiedzenia wojny szlachcie i księżom!... Co się tyczy króla, cicho jeszcze względem niego się sprawiają, namyślają się jeszcze... Jeżeli zgodzi się być tylko władzą wykonawczą, może być, iż przebaczą mu przeszłość...
— Jakto!... zawołała królowa, jakto!... jemu przebaczać przeszłość?... Ależ zdaje mi się, że to król powinien przebacać...
— Otóż to, widzi Najjaśniejsza Pani, że na tym punkcie nigdy, zdaje mi się, nie przyjdzie do porozumienia. Ci, którzy przybywają, a na nieszczęście będziesz Najjaśniejsza Pani, miała tego dowody, nie zachowują nawet obłudnej delikatności, jaką zachowują ci, którzy odchodzą.... Dowiedziałem się od deputowanego z Girondy, od jednego z moich kolegów, nazwiskiem Verghaud, że dla nich król jest to nieprzyjaciel.
— Nieprzyjaciel?... zawołała zdziwiona królowa.
— Tak, Najjaśniejsza Pani, nieprzyjaciel!... odpowiedział Barnave, czyli ognisko dowolne lub mimowolne, wszystkich nieprzyjaciół wewnętrznych i zewnętrznych; niestety!... tak jest, trzeba, to przyznać, iż nie zupełnie się oni mylą, ci nowi przybysze, którym się zdaje, iż odkryli prawdę, a którzy żadnej innej nie mają zasługi nad tę, że mówią głośno to, co najzaciętsi nasi przeciwnicy nie śmieli powiedzieć pocichu.
— Nieprzyjaciel?... powtórzyła królowa, król, nieprzyjaciel swego ludu?... O!... powiem ci, panie Barnave, że jest to rzecz, o której nietylko, że mnie nigdy nie przekonasz, ale której mi wytłumaczyć nie potrafisz.
— A jednak jest to prawdą, Najjaśniejsza Pani, jest on nieprzyjacielem z natury, nieprzyjacielem z charakteru. Jest temu trzy dni, jak przyjął konstytucję, wszak prawda?...
— Tak, i cóż stąd?...
— Otóż, powróciwszy do Paryża, Najjaśniejsza Pani, o mało nie zemdlał z gniewu, a wieczorem napisał do cesarza...
— Lecz z drugiej strony, weź pan na uwagę, jak my możemy znosić takie upokorzenia?...
— A!... więc widzisz, Najjaśniejsza Pani, nieprzyjacielem jest i to nieprzyjacielem pod każdym względem... Nieprzyjacielem dobrowolnym, gdyż wychowany przez pana de la Vauguyon, generała partji jezuitów, król złożył serce swoje w ręce księży, a ci są wrogami narodu!... jest nieprzyjacielem mimowolnym, gdyż jest naturalnym przywódcą kontr-rewolucji; gdyby nawet, nie opuścił Paryża, musi zawsze trzymać w Koblencji z emigracją, w Wandei z księżmi, w Wiedniu i w Prusach ze swymi sprzymierzeńcami Leopoldem 1i Fryderykiem. Król nic nie działa i przypuszczam, że i nadal pozostanie bezczynnym, ale Najjaśniejsza Pani... dodał ze smutkiem Barnave, toż właśnie dlatego nadużywają jego imienia: tak w chatkach, jak na kazalnicach i w pałacach. Wszędzie i zawsze jest na ustach ten biedny król, ten dobry król, ten święty król, bunt na rzecz jego podjęty z litości, straszniejszym też będzie dla Francji, niż wszystko, co się dziś dzieje.
— Prawdziwie uwierzyć nie mogę, że to pan, panie Barnave mówisz mi takie rzeczy, pan, który pierwszy litowałeś się nad nami.
— O!... tak, Najjaśniejsza Pani, litowałem się i teraz się lituję i to szczerze lituję!... Lecz jest taka różnica między mną a tymi, o których mówię, że litość ich was gubi, gdy tymczasem moja pragnie ocalić!...
— Więc, czyż ci, co występują, jeżeli mam panu wierzyć, po to, aby zapowiedzieć nam zupełną zagładę, czy ci, postanowili już co takiego, czy mają plan jaki ułożony?...
— Nie, Najjaśniejsza Pani, i pochwyciłem zaledwie niepewne oznaki, jak np, postanowienie odrzucenia tytułu królewskiego przy pierwszem, mającem się odbyć posiedzeniu, oraz rozkaz postawienia zamiast tronu zwyczajnego fotelu po lewicy prezesa...
— Czy widzisz pan w tem coś więcej nad zachowanie się pana Thureta, który usiadł, widząc króla siedzącego?...
— Jest to w każdym razie nowy krok naprzód, zamiast wstecz... a co jest jeszcze bardziej przestraszającem, to, że panowie de Lafayette i Bailly mają utracić swoje stanowiska.
— O!... co do nich... rzekła śpiesznie królowa, nie żałuję ich wcale!...
— I źle, Najjaśniejsza Pani robisz: pan Bailly i pan de Lafayette są waszymi przyjaciółmi.
Królowa gorzko się uśmiechnęła.
— Waszymi przyjaciółmi i być może, ostatnimi. Oszczędzaj ich, Najjaśniejsza Pani!.. a jeżeli jeszcze potrafił? zachować jakąbądź popularność, korzystaj z niej, ale śpiesz się, gdyż ich popularność rozwieje się tak, jak się moja rozwiała.
— Ależ widzę, że po za tem wszystkiem pokazujesz mi pan przepaść, prowadzisz aż na sam jej skraj, tylko mi nie powiadasz w jaki sposób mam się ratować.
Barnave milczał przez chwilę, następnie odezwał się z westchnieniem:
— A! Najjaśniejsza Pani! dlaczegóż zatrzymano was na drodze do Montmedy!
— To mi się podoba... zawołała królowa, i to pan Barnave pochwala ucieczkę naszą do Varannes?
— Nie pochwalam jej, Najjaśniejsza Pani, gdyż położenie obecne, w jakiem się znajdujecie, jest jej naturalnym wynikiem, lecz jeżeli już ucieczka ta miała mieć takie następstwa, czemuż już lepiej się nie udała...
— Więc pan Barnave, członek Zgromadzenia Narodowego, delegowany przez nie, wraz z panami Pétion i Latour-Maubourg, ażeby zawrócić króla i królowę do Paryża, opłakuje teraz, żeśmy się nie dostali zagranicę?
— O! porozumiejmy się, Najjaśniejsza Pani; ten, który opłakuje, nie jest to już ów członek Zgromadzenia Narodowego, ani towarzysz panów Pétion i Latour-Maubourg; jest to tylko biedny Barnave, twój uniżony sługa, który gotów jest poświęcić wam życie swoje, to jest wszystko, co posiada.
— Dziękuję ci, panie... rzekła królowa, ta gotowość, z jaką chcesz uczynić dla nas ofiarę, jest dowodem, że umiałbyś jej dotrzymać, lecz sądzę, iż nie zajdzie potrzeba.
— Tem gorzej dla mnie... rzekł Barnave z prostotą.
— Jakto gorzej?
— Tak, bo jeżeli mam upaść, niechajbym już upadł, walcząc, gdy tymczasem, cóż z tego wyniknie? Z głębi mojego delfinatu, gdzie będę wam nieużyteczny, zanosić będę gorętsze jeszcze modły za piękną i młodą kobietą, czułą i poświęconą matką, niż za królowę; te same błędy, które zgotowały przeszłość, przygotują i przyszłość, będziesz Wasza królewska mość liczyła na obcą pomoc, która nie nadejdzie, lub nadejdzie zbyt późno. Jakobini zawładną zgromadzeniem i rozciągną swą władzę i po za Zgromadzenie; przyjaciele wasi opuszczą Francję, unikając prześladowań; ci, którzy zostaną, będą aresztowani, uwięzieni; ja będę w ich liczbie, ponieważ nie chcę uciekać. Wtedy będę sądzony, skazany; być może, iż moja śmierć będzie dla królowej nieużyteczną, niewiadomą nawet, a zresztą, gdyby nawet jej odgłos doleciał do Waszej królewskiej mości... byłem tak małą pomocą, że zapomni o tych kilku godzinach, w których, sądziłem, że mogę się Jej na co przydać.
— Panie Barnave... podjęła z wielką godnością królowa, nie wiem wcale, jaką przyszłość los nam zgotuje, lecz wiem z pewnością, że imiona tych, którzy nam oddali usługi, trwale zapisane są w pamięci naszej, a wszystko, cokolwiek bądź ich spotka, złe, czy dobre, nie będzie dla nas obojętnem... ale teraz, panie Barnave, czy możemy coś dla ciebie uczynić?...
— Bardzo wiele, szczególnie ty, Najjaśniejsza Pani... Możesz mi okazać, że nie byłem istotą bez znaczenia w twych oczach.
— I cóż uczynić mam?
Barnave przyklęknął.
— Daj mi, Najjaśniejsza Pani swą rękę do pocałowania.
Łza zwilżyła suche powieki Marji-Antoniny; wyciągnęła do młodzieńca tę rękę białą i zimną, jak marmur, którą w ciągu jednego roku dotknęły najwymowniejsze usta z całego Zgromadzenia, usta Mirabeau i Barnava.
Barnave zaledwie jej dotknął. Widoczne było, iż biedny szaleniec obawiał się, że po przyciśnięciu ust do tej pięknej ręki, nie będzie mógł ich oderwać.
Następnie wstając, rzekł:
— Najjaśniejsza Pani! nie powiem ci z dumą: „monarchja jest ocaloną!“, lecz mówię ci: „jeżeli monarchja upadnie, ten, który nigdy nie zapomni, łaski, jaką mu obecnie wyświadczyła monarchini, zginie z nią razem!“
I, skłoniwszy się, wyszedł.
Marja-Antonina z westchnieniem patrzyła, jak się oddalał, a gdy drzwi się za nim zamknęły:
— Biedna wyciśnięta cytryno!... zawołała, nie wiele czasu potrzebowano, ażeby z ciebie zrobić łupinę!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.