Hrabina Charny (1928)/Tom IV/Rozdział VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VI.
ROLANDOWIE.

Przytoczyliśmy rozmowę królowej i doktora Gilberta, żeby przerwać trochę monotonny ciąg opowiadania historycznego i wskazać, jaki był bieg wypadków i jakie położenie stronnictw.
Ministerjum Narbona trwało trzy miesiące.
Rozwiązała je przemowa Vergnauda.
Tak samo, jak Mirabeau, który wyrzekł: „widzę stąd okno...“ Vergnaud dowiedziawszy się, iż cesarzowa ruska zawarła pokój z Turcją, a Austrja i Prusy podpisały siódmego lutego traktat zaczepno-odporny, Vergnaud zawołał z trybuny:
— I ja także mogę zawołać, że widzę stąd pałac, w którym knuje się kontr-rewolucja, w którym przygotowują się sposoby, aby nas wydać w moc Austrji. Nadszedł dzień, że możemy położyć kres tej śmiałości, pomięszać szyki spiskowcom.
W dawnych czasach despotyzm tych pałaców rzucał często na lud trwogę i przerażenie, niechaj że tam wejdzie dziś trwoga i przerażenie w imieniu prawa!..
I gestem, pełnym energji, znakomity mówca zdawał się popychać naprzód ohydne widma trwogi i przerażenia.
Weszły one rzeczywiście do Tuileries, a Narbonne wyniesiony przez miłość, upadł za podmuchem burz.
Upadek nastąpił w początkach marca 1792 roku.
W trzy też zaledwie miesiące po rozmowie królowej z Gilbertem, jakiś człowiek, małego wzrostu, zwinny, muskularny, ze sprytnym wyrazem błyszczących oczu, mający lat pięćdziesiąt sześć, chociaż wydawał się o dziesięć lat młodszym, z twarzą ogorzałą życiem obozowem, wprowadzony został do gabinetu Ludwika XVI.
Miał na sobie mundur generała brygady.
Chwilę zaledwie był w salonie, gdy się drzwi otworzyły i wszedł Ludwik XVI.
Dwaj ci ludzie pierwszy raz spotykali się z sobą.
Król obrzucił małego człowieka wzrokiem zamglonym, lecz nie pozbawionym bystrości. Generał zwracał na króla pełne ognia spojrzenie, badawcze i nieufne.
Nie było nikogo w salonie, aby przedstawić przybyłego, widocznie spodziewanym był on tutaj.
— Pan Dumouriez?... spytał król.
Dumouriez się skłonił.
— Od jak dawna jesteś pan w Paryżu?...
— Od początku lutego, Najjaśniejszy Panie.
— Czy to pan Narbonne wezwał pana?...
— Aby mnie zawiadomić, iż zostałem przeniesiony do armji Alzackiej, pad marszałkiem Luknerem, oraz, że mam dowodzić dywizją pod Besançon.
— A jednak nie udałeś się tam?...
— Tak jest, Najjaśniejszy Panie, a to dlatego, iż czułem się w obowiązku zwrócić uwagę pana de Narbone, że przy zbliżającej się wojnie (król widocznie zadrżał), która łatwo może się stać ogólną, trzeba pomyśleć o prowincjach południowych, bo mogłyby być napadnięte znienacka; a trzeba także przygotować plany obrony i posłać tam wojsko i dowódcę.
— I posłałeś pan panu de Narbonne plan, który pierw dałeś do przejrzenia panu Gesonné i kilku innym członkom Żyrondy?...
— Pan de Gessonne jest moim przyjacielem i również jak ja, przyjacielem Waszej królewskiej mości.
— Więc mam do czynienia z Żyrondystą.
— Z patrjotą, z wiernym poddanym Waszej królewskiej mości.
Ludwik XVI zagryzł wargi.
— Czy także w celu służenia skuteczniej królowi i ojczyźnie, odmówiłeś pan pełnienia tymczasowo obowiązków ministra spraw zagranicznych?...
— Najjaśniejszy Panie... odpowiedziałem wręcz, iż wolałbym obiecane mi dowództwo, niż chwilowe lub dłuższe: zawiadywanie ministerjum; ja jestem żołnierzem, nie dyplomatą.
Upewniono mnie jednak, że jesteś pan jednym i drugim.
— Zbyt mi pochlebiono, Najjaśniejszy Panie.
— I licząc na to, ja sam nalegałem...
— A ja, Najjaśniejszy Panie, musiałem w dalszym ciągu odmawiać, pomimo, że obawiałem się być ci nieposłusznym.
— Więc dlaczego pan odmawiasz?...
— Położenie jest wielkiej wagi, Najjaśniejszy Panie, strąciło ono Narbonna i skompromitowało pana de Lessart. Każdy człowiek, mający cokolwiek wartości, ma prawo odmówić, lub żądać, iżby go użyto, stosownie według tej wartości. Otóż Najjaśniejszy Panie, albo mam jakąś wartość, albo nie posiadam żadnej. Jeżeli nie mam żadnej, pozostaw mnie w ukryciu; bo któż wie, jaki los mnie czeka, gdy mnie zeń wyciągniesz?... Jeżeli przeciwnie, wart coś jestem, to w takim razie nie rób ze mnie jednodniowego ministra, nie dawaj mi chwilowej władzy, lecz daj mi pewny punkt oparcia, abyś i ty, Najjaśniejszy Panie, mógł się na mnie w potrzebie wesprzeć. Interesa nasze, przepraszam, że się tak wyrażam, ale Wasza królewska mość widzi, że jej interesy nazywam własnemi, są w zbyt wielkiej niełasce zagranicą, aby dwory chciały traktować z ministrem czasowym. Chwilowe to mianowanie, — wybacz Najjaśniejszy Panie, otwartości żołnierza, (nie można było być mniej otwartym, jak był Dumouriez, ale właśnie dlatego w pewnych okolicznościach starał się za otwartego uchodzić), — byłoby niezręcznością, która pozbawiłaby mnie popularności i oburzyła całe Zgromadzenie, więcej nawet, bo chwilowe to zamianowania ściągnęłoby podejrzenie, iż król nie chce nowego ministra i czeka tylko sposobności, aby przywrócić dawnego.
— A gdybym nawet miał ten zamiar, czy uważasz pan, iż przeprowadzenie go byłoby mi niemożliwem?...
— Zdaje mi się, Najjaśniejszy Panie, iż powinieneś raz już przecie i to stanowczo, zerwać z przeszłością.
— I zostać może Jakobinem, nieprawdaż?...
— Na honor, gdyby to Wasza królewska mość uczyniła, nabawiłoby niemałego kłopotu wszystkie stronnictwa, a zwłaszcza Jakobinów.
— Więc dlaczegóż nie radzisz mi pan odrazu włożyć czapkę czerwoną?...
— Ah!... Najjaśniejszy Panie, gdybyż to stanowiło wszystko!... rzekł Dumouriez.
Król spojrzał z niedowierzaniem na człowieka, który mu w taki sposób odpowiadał, i zapytał:
— A zatem zgadzasz się pan na ministerjum, byle tylko nie było ono chwilowem?...
— Na nic się nie zgadzam, Najjaśniejszy Panie, oczekuję tylko rozkazów Waszej królewskiej mości, wolałbym jednak być wysłanym na granicę, niż pozostać w Paryżu.
— A cobyś pan powiedział, gdybym cię stanowczo zatrzymał w Paryżu i ostatecznie włożył ci na barki obowiązki ministra spraw zagranicznych?...
— Powiedziałbym, Najjaśniejszy Panie, że pozbyłeś się uprzedzeń, jakiemi cię przeciw mnie natchnięto... odrzekł z uśmiechem.
— Bo tak jest rzeczywiście, Dumouriez, jesteś więc moim ministrem?...
— Najjaśniejszy Panie, oddaję się na twoje usługi, lecz...
— Zastrzeżenia?...
— Wyjaśnienia, Najjaśniejszy Panie.
— Mów, słucham cię.
— Stanowisko ministra różni się dziś bardzo od tego, czem było dawniej. Nie przestając być wiernym sługą Waszej królewskiej mości, gdy przyjmuję urząd ministra, staję się zarazem sługą narodu. Nie żądaj, Najjaśniejszy Panie, odemnie języka, do jakiego przyzwyczaili cię moi porzednicy, zmuszony będę rzucić etykietę dworską, ażeby się lepiej poświęcić sprawom króla. Pracować będę razem z Waszą królewską mością lub w radzie państwa, ale uprzedzam Waszą królewską mość, że praca ta będzie walką.
— Walką, dlaczego?...
— To bardzo naturalne, Najjaśniejszy Panie. Całe dzisiejsze ciało dyplomatyczne jest kontr-rewolucyjne, prosić więc będę o jego zmianę, przedstawię Waszej królewskiej mości ludzi nieznanych, lub nawet wstrętnych?....
— A w takim razie?... zapytał żywo Ludwik XVI.
— W takim razie, jeżeli wstręt Waszej królewskiej mości będzie zbyt wielki, zbyt uzasadniony, cofnę się, lecz, jeżeli wybór Waszej królewskiej mości pójdzie za podszeptem otoczenia i widocznie narażać będzie Waszą królewską mość, to prosić będę o uwolnienie.... Najjaśniejszy Panie, pomyśl o strasznych niebezpieczeństwach, jakie tron twój otaczają. Podtrzymać go można jedynie przez zaufanie publiczne, a ono tylko od ciebie zależy!...
— Pozwól mi, że ci przerywam.
— Najjaśniejszy Panie...
I Dumouriez się skłonił.
— O tych niebezpieczeństwach myślę ja oddawna i chciałbym... dodał ocierając czoło oraz wskazując na portret Karola I-szego, chciałbym o nich zapomnieć, ale ten portret mi je przypomina.
— Najjaśniejszy Panie!...
— Poczekaj, nie skończyłem. Położenie jest takie same, więc i niebezpieczeństwo odpowiedniej może rusztowanie White-Hall wzniesie się wkrótce na placu Gréve.
— Za smutno się zapatrujesz, Najjaśniejszy Panie.
— Ale widzę jasno. W takim razie wejdę na rusztowanie, jak nań wszedł Karol I-szy. może nie jako bohater, jak on, lecz przynajmniej jako dobry chrześcijanin. Mów pan dalej...
Dumouriez milczał chwilę, zdziwiony stałością króla, jakiej się po nim nie spodziewał.
— Najjaśniejszy Panie... wyrzekł, pozwól mi zmienić przedmiot rozmowy.
— Jak ci się podoba, chciałem ci tylko dowieść, że nie lękam się przyszłości, którą mnie straszą, a jeżeli się jej lękam, to przynajmniej jestem na nią przygotowany.
— Najjaśniejszy Panie, czy po wszystkiem co wypowiedziałem, mam się jednak uważać za ministra Waszej królewskiej mości?...
— Naturalnie, panie.
— Zatem na pierwsze posiedzenie przyniosę cztery depesze, uprzedzam jednak Waszą królewską mość, że ani w zasadach, ani w stylu, nie będą one podobne do dawnych: musimy się stosować do okoliczności. Jeżeli pierwsza moja praca spodoba się Waszej królewskiej mości, będę szedł dalej, w przeciwnym razie, gotów jestem w każdej chwili, służyć królowi i ojczyźnie, jako żołnierz na granicy kraju, gdyż cokolwiekbądź mówiono Waszej królewskiej mości o moich zdolnościach w dyplomacji, tam tylko jest rzeczywiste pole moje i tam przedmiot studjów moich od lat trzydziestu sześciu...
Skłonił się, aby odejść.
— Zaczekaj... wyrzekł król, jesteśmy w zgodzie co do jednego punktu, ale pozostało ich jeszcze sześć.
— Czy tyczące się moich kolegów?...
— Tak jest, nie chcę, żebyś mi mówił, iż ten lub ów stoi ci na przeszkodzie, wybierz sobie zatem sam skład ministerjum.
— Najjaśniejszy Panie, za wielką wkładasz na barki moje odpowiedzialność.
— Sądzę, iż uprzedzam tylko życzenia, składając to w twoje ręce.
— Najjaśniejszy Panie, nie znam nikogo w Paryżu, oprócz niejakiego Lacosta, którego polecam Waszej królewskiej mości do marynarki.
— Lacoste?... spytał król, ten zwyczajny intendent?...
— Tak, Najjaśniejszy Panie, ten sam; wołał on podać się do dymisji, niż uczestniczyć w niesprawiedliwości.
— To dobra rekomendacja, a inni?...
— Naradzę się, Najjaśniejszy Panie.
— Czy mogę wiedzieć z kim?...
— Z Brissot‘em, Gensonnéem, Condorcet‘em, Roedererem...
— Z całą Żyrondą, jednem słowem.
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Niech i tak będzie, zgoda na Żyrondę. Zobaczymy, czy lepiej się wywiąże z zadania, niż Zgromadzenie konstytucyjne i klub Umiarkowanych!...
— Będę dziś wieczorem na usługi Waszej królewskiej mości, rzekł Dumouriez i skłonił się, aby odejść.
— Nie, rzekł król, zaczekaj pan jeszcze chwilę, chcę cię skompromitować.
Gdy tych słów domawiał, ukazała się królowa z księżną Elżbietą, obiedwie z książkami do nabożeństwa.
— Pani, powiedział król do Marji-Antoniny, oto pan Dumouriez, który się chce poświęcić na usługi nasze, i z którym dziś wieczorem wybieramy skład nowego ministerjum.
Dumouriez skłonił się, gdy tymczasem królowa z ciekawością przyglądała się małemu człowieczkowi, który miał mieć tyle wpływu na interesa Francji.
— Panie, powiedziała, czy znasz doktora Gilberta?
— Nie, Najjaśniejsza Pani, odrzekł Dumouriez.
— Staraj się z nim zapoznać.
— Czy mogę wiedzieć powód, dla którego królowa mi go poleca?
— Jako nieomylnego proroka. Trzy miesiące temu przepowiedział mi, że pan będziesz następcą pana de Narbonne.
W tej chwili otworzono drzwi od gabinetu królewskiego.
Król udał się na mszę.
Dumouriez poszedł za nim.
Cały dwór usuwał się od niego, jak od zapowietrzonego.
— Powiedziałem panu przecież, że cię skompromituję, szepnął król, śmiejąc się, jesteś tedy skompromitowanym.
— W oczach arystokracji, Najjaśniejszy Panie, odrzekł Dumouriez, uważam to tylko za nowy dowód łaski Waszej królewskiej mości.
Z temi słowy oddalił się.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.