Illustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic/34

<<< Dane tekstu >>>
Autor Walery Eljasz-Radzikowski
Tytuł Illustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic
Podtytuł pisał i illustrował Walery Eljasz
Wydawca J. K. Żupański
Data wyd. 1870
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
TATRY
pod względem topograficznym.


Zastanowiwszy się nad rzeźbą Tatr od Rohaczów do Murania, widzimy, że jest to jeden główny łańcuch powyginany ku północy lub ku południowi, a od niego rozchodzą się grzbiety poprzeczne na północ i południe w różnych kierunkach. Do tego głównego łańcucha lub jego rozgałęzień przytykają znowu mniejsze grzbiety jakby łączniki z powierzchnią okalających równin.
Pośród tych grzbietów zawarte doliny toczą dnem swojem wody od północy, południa i wschodu, wszystkie z Wisłą do Bałtyku; tylko część południowych i zachodnich potoków płynie z Dunajcem do Czarnego morza.
Na południu Tatr jeden strumień jakby dla podziwu uprowadza wodę do Polski, gdyż Poprad, zmógłszy wszelkie zapory, przedarł się przez Beskidy i wpada do Dunajca pod Nowym Sączem. Jest to zjawisko ciekawe, jakie się powtarza w Czechach, gdzie Łaba przedziera się z kotliny czeskiej przez góry na północ do Saksonii. Dunajec jest prawdziwém dzieckiem tatrzańskiem, pochłania on w sobie wszystkie wody Tatr naokół oprócz okolicy Krywania, zkąd do Waagu potoki zdążają.
Znaczne różnice w charakterze Tatr od południa lub od północy, od wschodu i zachodu budzą dużo zajęcia u uczonych, bo na tak małej przestrzeni napotyka się różnorodne pole do studyj.
Najwyższe szczyty usadowiły się od południa i wschodu głównego grzbietu, wzniósłszy się bezpośrednio do swej wysokości bez podnóży; od północy zaś i zachodu piętrzą się wierchy powoli jedne nad drugiemi, nim dotrą do głównego grzbietu. Przez to utworzył się szereg dolin najpiękniejszych od północy, jakiemi się nie może poszczycić strona południowa Tatr.
Pod względem nazwy dzielą się Tatry na trzy grupy, jakie im nadały u stóp rozścielające się ziemie, Nowotarska, Liptowska i Spizka; granica zaś Węgier i Polski biegnie głównym grzbietem od Wołowca do Rysów spuszczając się wierchami na dół do Białki. Taką granicę podaje wyborna mapa administracyjna wydana przez Kumersberga. Jest to jednak rozgraniczenie austryackie, bo Spiż od czasów króla Władysława Jagiełły należał do Polski i dopiero przy pierwszym rozbiorze Polski r. 1772. Austrya zabór rozpoczęła od zagrabienia ziemi Spiskiej, więc godziłoby się poszukać naturalniejszej granicy międzynarodowej niż obecna, a więc zamiast schodzić do Białki wokół Morskiego Oka, należałoby ją poprowadzić całym głównym grzbietem Tatr przez Polski Grzebień, Lodowy Szczyt i Muraniem zejść do Białki. Nazwa przełęczy między Gierlachem a Zimną Wodą, Polski Grzebień pozwala robić przypuszczenia, że kiedyś tędy granica się ciągła.
Rdzeniem Tatr jest szereg szczytów gołych, granitowych od Świnnicy do Łomnicy z najdzikszym charakterem, pasmo zaś od Świnnicy po Rohacze dostępniejsze, w kształtach łagodniejsze mieści w sobie najcudowniejsze doliny, ale odmiennego charakteru. Tatry Spizkie i Liptowskie imponują majestatem swoich strasznych szczytów, jak najwyższy Gierlach (8414′), po nim Łomnica (8342′), Lodowy Szczyt (8324′), Kieżmarski Wierch (8082′), Batyżowiecki (8051′), Tatra zwana także Wysoką, a od Zakopian Gankiem (8021′), Zielona Turnia (8013′), Krywań (7913′), Sławkowski Szczyt (7860′)[1]. Tatry Nowotarskie zachwycają niezrównaną fantastycznością swoich dolin i urokiem najwspanialszych jezior, bo największe są po naszej stronie. Dolin takich, jak Kościeliska, a jeziór, jak Morskie Oko, nad niém Czarny Staw, Wielki pośrodku Pięciu, Czarny Gąsienicowy, nie ma po węgierskiej stronie.
Szczególną charakterystykę posiadają tatrzańskie doliny, co je wyróżnia od innych gór Europy, że poczynają się w rozwartych stokach nagle u stóp olbrzymich skał, gdzie się zwykle stawy potworzyły, a przy ujściu zwężają się, ledwo przepuszczając potok, podczas gdy w Alpach wązkie przy poczęciu doliny coraz się bardziej rozszerzają, tworząc owe bujne olbrzymie łąki, których u nas nie ma, a przynajmniej bardzo mało. Z pośród Nowotarskich najdłuższa jest dolina Białki, potém Chochołowska, Kościeliska i t. p.; wszystkie mają kierunek z południa na północ. W naszych Tatrach najwyższym szczytem jest Świnnica (7395′), zdaje się jednak, że od niej wyższy Mięguszowski Szczyt, lecz dla niedostępności dotąd niezmierzony; dalej, co do wysokości, następuje Kozi Wierch (7316′), Rysy (7309′), Bystra pospolicie Pyszną zwana (7230′), Granat (7101′), Koszysta Wielka (7047′)[2] i t. d.

Na Liptowie i Spiżu doliny biegną jakby promienie koła, którego środek przypadłby na szeroką Jaworzyńską. Porównywając doliny na północnym stoku Tatr z dolinami od południa, trzeba przyznać pod względem piękności pierwszeństwo północnym czyli Nowotarskim, na co głównie wpływa gatunek skały, która jest ich calcem (częścią składową). Granit tworzy linie dzikie, boki i ściany jego są gołe, nie sprzyjają roślinności tyle, co wapień, który w najfantastyczniejsze kształty sformowany, przystrojony w pięknie rysujące się drzewa, stwarza tę cudowną harmonią, która nas upaja, a nie przestrasza. Dowodem tego są doliny Kościeliska, Strążyska, Za Bramą i t. d., albo Pieniny, które wszytkie w wapieniu się potworzyły.
Zdawałoby się niejednemu przy porównaniu wysokości Alp z wzniesieniami w Tatrach, że nasze góry to tylko jakby podnóża tamtych, bo alpejskie szczyty sięgają 12, 13, a nawet przeszło 14 tysięcy stóp wysokości, gdy tatrzańskie ledwo 8 tysięcy przenoszą, a jednak robią Tatry na podróżnych, co znają góry tyrolskie, szwajcarskie, wielkie wrażenie. Szukając przyczyn tego, okaże się najprzód ta, że Alpy się piętrzą powoli zdaleka, nim sięgną tak znacznej wysokości, gdy Tatry nagle się wznoszą; dalej tamte wierchy przynajmniej do znacznej wysokości są rozłożystsze, gdy szczyty tatrzańskie prawie od spodu są ostre, spadziste i strasznie urwiste, co znowu jest przeszkodą dla tworzenia się lodowców, których w Tatrach nie ma. Tu i owdzie płat wiecznego śniegu napotkany w zaułkach, w przepaściach, czasem nawet na miejscach wystawionych na działanie słońca, choćby tak wielki, jak na północnym stoku Grubego Wierchu Liptowskiego lub Łomnicy, nie jest lodowcem w ścisłém znaczeniu[3], bo z powodu bardzo spadzistych wierchów i wysokiej temperatury w lecie śnieg się utrzymać nie może w takiej ilości, aby się z niego lód wytworzył. Wyjątkowo w Tatrach jedyny prawdziwy lodowiec istnieje pod Lodowym Szczytem na wysokości 6906′, co tej olbrzymiej turni (8324′) nazwę dało.
Główną jednak przyczyną braku lodowców jest położenie Tatr, że są otoczone naokół równinami, a nie górami, zkąd wznosi się i oblega wierchy tyle ciepła, iż temperatura niezwykle podniesiona w Tatrach właśnie wpływa potężnie na zniszczenie pozostałych z zimy śniegów do tego stopnia, że gdy w Szwajcaryi i Sabaudyi lodowce się potworzyły na takiej wysokości, w jakiej ziemniaki, groch, żyto rośnie, jak Górnergletscher 5829′ wied., Chamouny 5700′, Wielki Aletsch 4933′, Rosenlani 4817′, Obergrindelwald 4049′, Glacier des Bois 3531′, Untergrindelwald 3237′, Rosensgletscher 3227′, a u nas w Tatrach przy takich wzniesieniach, jak dolina Małej Zimnej Wody 6568′ dolinka pod Granatem nad Zmarzłym 6101′ lodowców nie ma pomimo położenia geograficznego więcej północnego od Alp.
Następstwem tego jest nowy szczegół tatrzański, że wbrew teoretycznej linii śnieżnej, obrachowanej przez Fr. Fuchsa na 8141 stóp[4] dla Tatr według zasad Humboldta, tam, gdzie już wszelkie życie umiera, botanicy znajdują po kilka gatunków roślin w pełnem kwieciu na Gierlachu (8414′), na Łomnicy (8342′) i innych szczytach przenoszących podaną linię wegetacyjną.
Granice roślinności rozłożyły się w Tatrach w ten sposób według Fr. Fuchsa:

Kosodrzew rośnie najwyżej 6085′,
niżna granica 4210′,
wyjątkowo pojedyńczo 3687′,
Limba rośnie najwyżej do 5406′,
,, najniżej do 4100′
Brzoza ,,  ,,  ,, 4986′,
Modrzew ,,  ,,  ,, 4926′,
Świerk ,,  ,,  ,, 4806′,
Wierzba ,,  ,,  ,, 4730′,
Jawor ,,  ,,  ,, 4022′,
Osika ,,  ,,  ,, 3822′,
Buk ,,  ,,  ,, 3751′,
Jodła ,,  ,,  ,, 3441′,
Jesion ,,  ,,  ,, 2566′,
wyjątkowo w ku-
źnicach Zako-
piańskich do
3163′,
Olsza biała rośnie najniżej do 2487′,
jako krzew do 3414′,
Olsza czarna rośnie najniżej do 1205′.

Z innych drzew cis zagubiony, pozostały tu i owdzie się pnie po dolinach; lipa sadzona wyjątkowo rośnie koło zwalisk zabudowań w dolinie Kościeliskiej (3068′), zresztą nigdzie; sosna w Tatrach od południa rośnie wyjątkowo do wysokości 3900′, a od północy na wysok. 2942′ znajduje się obok drogi do kuźnic Zakopiańskich, tudzież kilka okazów na Czerwonej Skale po zachodniej stronie w dolinie Białki. Zaś wiąz, grab, nigdzie się tu nie ukazują; dęby sadzone są na Bystrém.
Co do kruszców Tatry można nazwać ubogiemi, bo oprócz żelaza słynnego z dobroci, kruszce inne jakby na okaz w małej ilości w kilku miejscach się ukazały; i tak na Krywaniu złoto, koło Łomnicy miedź, w Kościeliskiej dolinie srébro, lecz wartość ich nie wynagradzała kosztów dobywania, bo żyły ciągną się w litej skale, że sztuka górnicza miała tu do walczenia z dzikiemi żywiołami górskiemi, których przezwyciężanie wymagało wielkich wysileń, z tego powodu wszelkie kopalnie porzucono oprócz żelaza, a tylko ślady pozostałe świadczą o dawnych usiłowaniach.
Ze zwiérząt zamieszkują Tatry oprócz zwykłych mieszkańców pól i lasów, jak: sarny, zające, lisy, kuny, czasem zabłąkane wydry, w znacznej wysokości kozy zwane kozicami i świstaki; zdarzają się i wilki, ale bardzo rzadko, bo je z gorliwością wytępiają. Są tu także niedźwiedzie, ale od ludzi stronią. Roku 1869. koło końca Września nocujący w szałasie w dolinie Pięciu Stawów Wala, Sieczka i officyalista z Poronina postrzegli rano czterech niedźwiedzi idących w kierunku zachodnim. Puszczono się za niemi i odróżniono samicę i troje młodych niedźwiedziąt. Podążyły one przez Kotelnicę do Wierchcichy, narobiwszy poprzednio szkody w owsie na Bukowinie, tak iż na nie ułożono obławę, lecz zapóźno, bo zawczasu uszły najdogodniejszą drogą.

Z ptactwa oprócz jastrzębi, sokołów, puhaczy, głuszców, cietrzewi pojawiają się orły i sępy, ale bardzo rzadko. Zdarzyło mi się już kilka razy widzieć orła latającego ponad turniami, co sprawia pewien urok, bo ten piękny drapieżnik, jakby dla gór stworzony, odpowiada zupełnie dzikości skał. O sile orłów tatrzańskich daje wyobrażenie opis Frd. Fuchsa o zdarzeniu przed kilkunastu laty na Muraniu. Góra ta (5945′), widna bardzo dobrze od Zakopanego patrząc na wschód, jest tém osobliwa,
Orzeł.
że pod szczytem na kilkadziesiąt sążni jest ostro ścięta i tylko od Hawrania po grzbiecie w jedném miejscu dostępna z pomocą drabiny. Otóż z Jurgowa gospodarze zwykli barany swoje tam wnosić na całoletnią paszę bez pasterza, i tylko co jakiś czas donosząc im soli przeliczają je. Jednego razu nie mogli się właściciele dorachować liczby wniesionych baranów, a docieczenie tego powierzono sławnemu skrytostrzelcowi Jankowi z Jurgowa. On zarządził sprowadzenie wszystkich baranów na dół oprócz jednego, ktorego zabiwszy i skórę ściągnąwszy, wypchanego ułożył jakby do snu obok paści, jakich używał na Świstaki. Następnego dnia znaleziono orła w kleszczach i tym sposobem uwolniono trzodę od skrzydlatego
Kozica.
rozbójnika.
Największą zaciekłość strzelców ściągnęły na siebie w Tatrach najniewinniejsze zwierzęta, kozice i świstaki. Z niebezpieczeństwem zdrowia i życia puszczano się na takie polowania, a smutne wypadki, jakie jednych myśliwych spotykały, drugich od tego nie odstraszyły. Wyrodzone ztąd skrytomyśliwstwo takie postępy czyniło, że gdyby nie usilne starania komisyi fizyograficznej Tow. Nauk. Krakowskiego, poczynione dla ochrony kozic i świstaków, do dziśdnia nie byłoby już ani jednego z tych zwierząt w Tatrach.

Dziełka prof. Dra Nowickiego o kozicy i świstakach skreślają wybornie życie i charakterystykę zwierząt ozdabiających turnie tatrzańskie, tak że z wielkiém zajęciem każdemu przychodzi czytać te zoologiczne prace.
Gdy nareszcie po trudach i znacznych kosztach usiłowania powyższej komisyi z roku 1869. pomyślnym skutkiem zostały uwieńczone przez zyskanie ustawy w sejmie, na mocy której nikomu nie wolno pod karą pieniężną lub aresztu polować jakimkolwiek sposobem na kozice i świstaki, rozmnożą się bardziej te zwierzęta, niż jak dotąd tylko moralną siłą ochraniane. Wśród pustyń skalnych, gdzie się czuje człowiek tak osamotniony, dzikością owiany, jakże miło spotkać żywą istotę, która ludziom nic złego nie robi, a swojém ukazaniem się rozweseli i ośmieli. O takiém wrażeniu sądzić może ten, komu w wycieczkach górskich zdarzyło się spotkać z gromadką kozic.

Okrucieństwo, z jakiém znęcano się nad kozicami i świstakami przy łapaniu ich w oklepce, t. j. paści, świadczy o dzikości duszy i braku wszelkiej religii u owych myśliwych, a prześladowanie do upadłego tych zwierząt przy strzelaniu ich po przepaścistych skałach z narażeniem na każdym kroku zdrowia lub życia, jest dowodem zwierzęcości człowieka, gdy ściga i morduje istotę, która mu nic złego nie uczyniła ani mu znacznej korzyści nie przyniesie. A zresztą czy człowiek nie powinien się już żadną szlachetniejszą pobudką powodować, jak korzyścią lub dogodzeniem namiętności?
Świstaki.
Bez żadnego względu zabijano samicę, a wiedząc, że młode koźlęta zginą bez matczynej opieki, bito i młode. To też gdy przemówiono do serca ludzi prosto-dusznych, wystawiając im ochydę ich postępowania, niektórzy odstąpili swego rzemiosła i stali się nawet z zagorzałych strzelców gorliwymi obrońcami tych stworzeń Bożych, bo na dnie ich duszy tkwiła szlachetność, chociaż oświaty nie było, gdy przeciwnie ci, co się mają za inteligencyą, dotąd rozkoszowali się zabijaniem niewinnych zwierząt i zamiast lud prosty oświecać w dobrém i doń zachęcać, roznamiętniali, do gwałtów nakłaniali, a przestępstwa osłaniali. Przed światem zaś nie wstydzili głosić się miłośnikami przyrody ojczystej i wyliczać zasługi koło niej w rzeczywistości nigdy nie położone a gdy temu faryzeimowi nie bardzo wierzono, srożyli się, jak żaki uchwycone na kłamstwie.

Przy polowaniach na kozice zdarzały się bitki górali spizkich, liptowskich z nowotarskimi, gdy jedni lub drudzy, goniąc za zdobyczą, przechodzili granicę. Strzelano do siebie, jakby w czasie wojny; czasem zasypywał ich śnieg nagle spadły lub mgły utrudniały im powrót do domu, to znów wkradających się do nór świstaczych zasypywała ziemia. Upolowaną ze strachem zwierzynę znoszono ukradkiem i odsprzedawano za lichą zapłatę zwykle na podarki, bo kozica ani z skóry ani z mięsa nie jest osobliwością. Skuteczność zaś lecznicza tłuszczu świstaczego jest wymysłem zabobonnego ludu; zatém upolowanie ani kozicy ani świstaka nie wynagradzało trudów, a odrywało ludzi najzręczniejszych od uczciwej pracy.
Jak daleko inteligencya zakopiańska posuwała bezwstydną zaciekłość swoję, za wiele innych jeden przykład wystarczy. Przed 70 laty były w Giewoncie i okolicznych Czerwonych Wierchach kozice, jak o tém świadczy Hacquet. Dzięki opiece inteligencyi zakopiańskiej już od pół wieku nikt nie zasłyszał o kozicy w Giewoncie. Tego lata zjawiły się dwie czy trzy, a skoro się o nich zwiedziano, wybrano się na nie, ale ich nie dostano, bo nieprzystępność góry ochroniła ich od miłośników przyrody ojczystej. Pozwolono zatém wystrzelać je, komukolwiekby się to udało. Ostatnich dni Lipca ciż miłośnicy przyrody ojczystej znowu na te same kozice się wyprawili i znowu bezskutecznie. Więc w dni kilka wysłano na zwiady za niemi. Tymczasem nadeszła wiadomość, iż uchwała sejmowa, zabraniająca w Tatrach galicyjskich polowania na kozice i wytępiania świstaków, otrzymała sankcyą cesarską. Więc się naradzano, co robić dalej, i oto pewna część inteligencyi zakopiańskiej zaczęła dowodzić, że kozic już jest tak wiele w Tatrach, że się capy same zabijają, aby na podstawie tych kłamstw wyrobić sobie jakieś zwolnienia wspomnionej ustawy. Jak niegodziwe są te zabiegi, najlepszym dowodem tego mała liczba kozic w Tatrach, a wielka ilość ginących co rok z łaski takich miłośników przyrody ojczystej, jacy dotąd gopodarowali w Tatrach nowotarskich. Jeżeli wszystkich kozic w Tatrach jest jeszcze 60, to wiele, a zeszłego lata zabito ich z pewnością do 15, a zatém czwartą część wszystkich.
Przy takiém postępowaniu można było być pewnym, że za lat dziesięć nie byłoby w Tatrach ani jednej kozicy ani jednego świstaka z łaski dotychczasowej inteligencyi zakopiańskiej, przechwalającej się zamiłowaniem ojczystej przyrody! . . .



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Walery Eljasz-Radzikowski.