Józef Balsamo/Tom III/Rozdział XXVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Józef Balsamo
Podtytuł Romans
Wydawca Wende i spółka
Data wyd. 1925
Druk Drukarnia „Rola“ J. Buriana
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Joseph Balsamo
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXVII
DWÓR KRÓLA SŁABEGO CHARAKTERU

Ludwik XV cofnął się na widok nowej osobistości, która mu nie pozwalała opuścić sali.
— A! na honor, zapomniałem o nim! Dobrze, że się zjawił; zapłaci mi za innych.
Nareszcie przychodzisz pan! — zawołał. — Kazaliśmy pana szukać, czy wiesz o tem?
— Najjaśniejszy Panie — odrzekł chłodno minister — właśnie miałem się udać do Waszej Królewskiej Mości, gdy otrzymałem rozkaz.
— Chcę z panem pomówić o sprawach nader ważnych — zaczął Ludwik XV, marszcząc brwi, aby onieśmielić ministra..
Na nieszczęście, pan de Choiseul był człowiekiem w całem królestwie najśmielszym.
— Ja także, jeżeli Wasza Królewska Mość pozwoli, mam mówić o sprawach wielkiej doniosłości — odpowiedział z ukłonem, a jednocześnie zamienił spojrzenie z delfinem, do połowy ukrytym za zegarem.
Król to spostrzegł.
— Doskonale! — pomyślał — i z tej strony także? Z trzech stron mnie osaczyli; niepodobna umknąć.
— Wiesz pan już z pewnością — powiedział król — że biedny wicehrabia Jan o mało nie został zamordowany.
— To jest otrzymał ranę w ramię. Miałem właśnie mówić o tem z Waszą Królewską Mością.
— Tak, rozumiem, miał pan zamiar uprzedzić pogłoski?
— Chciałem uprzedzić objaśnienia, Najjaśniejszy Panie.
— Znasz więc wszystkie szczegóły, panie ministrze? — zapytał król znacząco.
— Dokładnie.
— O! — dorzucił król — mówiono mi już o tem.
Pan de Choiseul stał niewzruszony. Delfin z pochyloną głową, zajęty zegarem, nie tracił ani słowa z rozmowy.
— Opowiem wam teraz, jak to było — rzekł król.
— Czy Wasza Królewska Mość dobrze jest powiadomiony? — zapytał pan de Choiseul.
— O! co do tego...
— Słuchamy, Najjaśniejszy Panie.
— Jakto? Słuchamy? — powtórzył król.
— Jego Królewska Wysokość Delfin i ja...
— Delfin? — powtórzył znów król, przenosząc wzrok z Choiseula pełnego uszanowania, na Ludwika Augusta, zajętego zegarem.
— Co to może delfina obchodzić?
— Obchodzi Jego Wysokość — ciągnął Choiseul, kłaniając się młodemu księciu — bo dotyczy także Jej Wysokości Delfinowej.
— Delfinowej? — zawołał król, zadrżawszy.
— Bezwątpienia; nie wiedzieliście o tem Najjaśniejszy Panie?... W takim razie, Wasza Królewska Mość źle był powiadomiony.
— Jej Książęca Mość Delfinowa i Jan Dubarry? — powiedział król — a!... to będzie ciekawe, Dalej, dalej, panie de Choiseul, wytłumacz się, a przedewszystkiem nie ukrywaj nic przedemną, chociażby nawet sama delfinowa raniła szpadą pana Dubarry.
— Najjaśniejszy Panie, to wcale nie delfinowa — mówił spokojnie Choiseul — ale jeden z oficerów jej eskorty.
— A! — rzekł surowo — a pan go znasz zapewne, panie de Choiseul?
— Nie znam, lecz Wasza Królewska Mość powinna go znać, jeśli pamięta o wiernych sługach swoich; oficer, którego imię w osobie ojca jego głośne było pod Philipsburg, Fontenoy, Mahon; jest to Taverney de Maison Rouge.
Delfin zdawał się połykać to nazwisko, aby lepiej zachować je w pamięci.
— De Maison Rouge! — powiedział Ludwik XV. — Znam ich dobrze. Dlaczego bił się z Janem, którego lubię? Może dlatego właśnie... Zawiści, nieuzasadnione niesnaski, stronnictwa!
— Czy Wasza Królewska Mość raczy posłuchać dalej? — wtrącił pan de Choiseul.
Ludwik XV zrozumiał, iż chcąc wyjść obronnie z całej sprawy, powinien unieść się gniewem.
— Ja widzę w tem spisek na mój spokój, prześladowanie zorganizowane przeciw rodzinie mojej!
— O! Najjaśniejszy Panie! młodzieniec, broniąc delfinowej, synowej waszej, nie zasłużył na ten zarzut.
Delfin wyprostował się i skrzyżował ręce.
— Ja zaś — powiedział — czuję wdzięczność dla człowieka, który narażał swoje życie, stając w obronie kobiety, która za dwa tygodnie będzie moją żoną.
— Naraził życie, naraził życie! — mruknął król — wartoby poznać co nim powodowało?
— Powód? Powód był taki — podjął pan de Choiseul. — Wicehrabia Jan Dubarry, dla pośpiechu w podróży, zapragnął wziąć dla siebie na przeprzęgu konie, przeznaczone dla Jej Wysokości delfinowej, aby ją wyprzedzić.
Król zagryzł usta i zbladł; stanęło mu w myśli, co już o tem słyszał.
— To niepodobna; znam całe zajście, źle jesteście poinformowani — szepnął Ludwik XV, aby zyskać na czasie.
— Nie, Najjaśniejszy Panie, to co mam zaszczyt mówić Waszej Królewskiej Mości, jest prawdą najrzetelniejszą. Wicehrabia Jan Dubarry ośmielił się wziąć przemocą konie, przeznaczone dla delfinowej; znieważył zarządzającego pocztą; a gdy kawaler Filip de Taverney przybył, wysłany przez Jej Królewską Wysokość; gdy wezwał go w tonie przyzwoitym i zgodnym...
— A tak! — odburknął król.
— Po wielu perswazjach w tonie przyzwoitym i zgodnym, powtarzam to, Najjaśniejszy Panie...
— A ja poręczam — dodał delfin.
— Ty także wiesz o tem? — powiedział król zadziwiony.
— Doskonale, Najjaśniejszy Panie.
Pan de Choiseul skłonił się rozpromieniony.
— Wasza Wysokość raczy może mówić dalej? — powiedział. — Jego Królewska Mość lepiej uwierzy słowom syna, niż moim.
— Tak, Najjaśniejszy Panie — ciągnął delfin, nie okazując takiej wdzięczności za obronę arcyksiężniczki, jakiej minister mógł się spodziewać — wiedziałem o wszystkiem i przyszedłem powiedzieć Waszej Królewskiej Mości, że pan Dubarry nietylko znieważył delfinową, wprawiając w kłopot jej służbę, ale opierał się jeszcze gwałtownie oficerowi mego pułku, spełniającemu swój obowiązek.
Król wstrząsnął głową.
— Trzeba znać wszystkie szczegóły — wyrzekł.
— Nie mam żadnej wątpliwości — dodał łagodnie delfin — że pan Dubarry dobył szpady.
— Pierwszy? — zapytał Ludwik XV.
Delfin zarumieniony spojrzał na pana de Choiseul; a ten przyszedł mu w pomoc, mówiąc:
— Najjaśniejszy Panie, szpady zostały skrzyżowane pomiędzy dwoma ludźmi, z których jeden znieważał, drugi bronił delfinowej.
— Tak, lecz który z nich wpierw napastował? — zapytał król. — Znam Jana, on jak baranek łagodny.
— Napastnikiem, jak się zdaje, był nie mający słuszności — powiedział delfin ze zwykłem umiarkowaniem.
— Sprawa to delikatna — odezwał się Ludwik XV — dlaczego napastnikiem musiał być ten, który nie miał słuszności... A jeżeli oficer był zuchwały?
Delfin zbladł, lecz nie rzekł słowa.
— Prędki, chcę mówić — dodał poprawiając się.
— Sądzę — podjął de Choiseul, — że sługa gorliwy nie może się mylić.
— Jakim sposobem dowiedzieliście się o wypadku? — zapytał król delfina nie tracąc z oczu pana de Choiseul, którego to nagłe zapytanie zmieszało niewymownie.
— Otrzymałem list, Najjaśniejszy Panie — odrzekł delfin.
— List? od kogo?
— Od kogoś, kto się zajmuje delfinową i nie chce, aby jej ubliżano.
— Zaczynają się znów korespondencje sekretne — zawołał król — spiski i zmowy na mój spokój; wracają czasy pani Pompadour.
— Nie, Najjaśniejszy Panie — podchwycił de Choiseul, — jest to obraza majestatu. Ukarzemy winnych i na tem koniec.
Na wzmiankę o ukaraniu, Ludwik XV ujrzał już hrabinę wściekłą i Chon najeżoną; ujrzał spokój domowy zakłócony, spokój, którego ciągle poszukiwał, a nigdy nie mógł osiągnąć; widział wojnę domową z obliczem wykrzywionem i oczami zapłakanemi.
— Mówicie o ukaraniu! — zawołał — a ja nie wysłuchałem jeszcze stron i nie mogłem osądzić gdzie słuszność! Krok gwałtowny, wyrok królewski potajemny! W piękną sprawę wciągnąć mnie chcecie!
— Najjaśniejszy Panie, któż nadal szanować będzie delfinową, jeśli surowa sprawiedliwość nie zostanie wymierzona, na pierwszej osobie, która jej ubliżyła?...
— Bezwątpienia, Najjaśniejszy Panie — dodał delfin — byłby to skandal!
— O! przez Boga żywego! — rzekł król, — zacznijcie więc karać wszystkie obrazy, jakie widzimy ciągle, a życie mi przejdzie na podpisywaniu wyroków: podpisuję ich i tak już za wiele!
— Trzeba koniecznie, Najjaśniejszy Panie.
— Błagam Waszą Królewską Mość... — rzekł delfin..
— Więc uważacie, że nie dość jeszcze ukarany jest, będąc rannym?
— Nie dosyć, Najjaśniejszy Panie, albowiem i on mógł także ranić pana de Taverney.
— A gdyby tak się stało, czegobyście żądali?
— Żądałbym jego głowy.
— Nic gorszego nie spotkało pana de Montgomery za śmierć króla Henryka II — powiedział Ludwik XV.
— Zabił króla wypadkiem, Najjaśniejszy Panie, a Jan Dubarry uchybił delfinowej rozmyślnie.
— A pan — rzekł Ludwik XV, zwracając się do delfina — żądasz także głowy Jana?
— Nie, Najjaśniejszy Panie, nie jestem za karą śmierci; Wasza Królewska Mość wie o tem dobrze — dodał delfin łagodnie. — Zadowolę się rozkazem opuszczenia kraju.
Król zadrżał.
— Wygnanie za kłótnię w oberży! Ludwiku, jesteś surowy, pomimo przekonań filantropijnych. Wprawdzie jesteś matematykiem, a matematyk...
— Wasza Królewska Mość raczy dokończyć?
— A matematyk świat poświęci dla rachunku.
Król skierował się ku drzwiom, które się rozwarły, a na progu ukazał się pokojowiec.
— Najjaśniejszy Panie, Jej Królewska Wysokość, księżna Ludwika, oczekuje w galerji, aby złożyć pożegnanie królowi.
— Pożegnanie! — rzekł Ludwik XV przerażony — a ona dokąd jedzie?
— Jej Wysokość utrzymuje, iż posiada pozwolenie Waszej Królewskiej Mości na opuszczenie zamku.
— Nowa awantura! Otóż i moja bigotka zaczyna hece wyprawiać. Doprawdy, jestem najnieszczęśliwszy z ludzi!
— I wyszedł pośpiesznie.
— Król opuścił nas bez odpowiedzi — rzekł Choiseul do Delfina — co zatem Wasza Wysokość postanawia?
— A! bije nareszcie — zawołał młody książę, przysłuchując się z radością, udaną czy prawdziwą, dzwonieniu zegara puszczonego w ruch.
Minister zmarszczył brwi i wyszedł, cofając się z sali zegarowej, gdzie delfin pozostał sam.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.