Juliusz Ligoń/Charakter
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Juliusz Ligoń |
Wydawca | Księgarnia i Drukarnia Katolicka S.A. |
Data wyd. | 1939 |
Druk | Księgarnia i Drukarnia Katolicka S.A. |
Miejsce wyd. | Katowice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Modlitwą, nauką, pracą i cierpieniem doszedł Ligoń do dziwnej równowagi ducha, która go nie opuszczała nawet w najcięższym nawiedzeniu. Czytając listy jego ma się wrażenie, że był bez namiętności. Taką łagodność, taki spokój mieć może tylko człowiek głęboko religijny; o pobożności zaś Juliusza świadczy każdy wiersz i każdy list jego. Za najwyższą mądrość uważał zgadzanie się z wolą Boską, dlatego nigdy nie rozpaczał. Dowiedziawszy się, że knapszaft po przegraniu procesu w dwóch
instancjach jeszcze do trzeciej apeluje, pisał drowi Chłapowskiemu: „Zdaje mi się, że Boska wola jest, abym dźwigał krzyż aż na Golgotę, to jest do zgonu. Niechże i tak będzie, bo wszystko dobrze, co Bóg czyni.” (17 VIII 83.)
Ligoń był nadzwyczaj skromnym i nigdy nie wysuwał się naprzód. „Jego mowa, pisze ktoś o nim, była prosta, ale rzewna, odzwierciadlająca jego czystą duszę. Głos miał słaby i nie był tak śmiały jak Karol Miarka. Dlatego mało przemawiał na wiecach, ale wiersze jego śpiewano.” W pewnym liście jego znajdują się piękne słowa: „Nie zazdroszczę, broń Boże, nikomu, nie pragnę jakiejkolwiek najmniejszej sławy, bo ta należy Bogu a nie mizernemu prochu, jakim okrom duszy jestem.” Chwilowe odruchy zazdrości wobec powodzeń Miarki tłumił natychmiast.
Kiedy dr Chłapowski w gazecie był o Ligoniu ogłosił pochlebny artykuł, otrzymał zaraz takie podziękowanie: „Za łaskawą wzmiankę i wspomnienie w „Kurierze Poznańskim” o biednych moich i syna mego utworach, zasyłam jak najserdeczniejsze tysiąckrotne „Pan Bóg zapłać!” Wszelką zaś pochwałę i zasługę Bogu oddaję, bo wszystko co posiadamy, Jego jest darem.” (19 IX 81.)
W ogóle jedną z najwybitniejszych cech Juliusza była wdzięczność, cnota dosyć rzadka na tym świecie. Pomiędzy wierszami jego znajduje się jeden, zatytułowany „Moje Dziedzictwo, Pamiątka ode mnie, Franciszka Ligonia, ojca szczerego, dla Juliusza, syna mego kochanego”. Pobożny ten wierszyk powstał wśród okoliczności, z których można się domyśleć, jak Juliusz poważał swych rodziców. Aleć, niech sam opowie.
Stary Ligoń umarł w Prądach w r. 1871, licząc blisko 80 lat. Aż do śmierci otoczony był najserdeczniejszą czcią wdzięcznych swoich dzieci.
Iście synowską wdzięczność żywił Juliusz także względem dra Chłapowskiego, największego dobrodzieja swojego. Po wygraniu procesu w pierwszej instancji pisał mu:
Po Bogu zaś tysiąckrotne dzięki niech będą J. Wmu drogiemu Panu Dobrodziejowi za łaskawą pomoc i opiekę w procesie, bez której pewno nie byłbym uzyskał tak chlubnego świadectwa fizyka Wgo Dra Pana Heera. Wiele dobrego otrzymałem od ś. p. moich rodziców, bo dobre wychowanie; to też żal niemały opanował mi serce po ich zgonie. Lecz oto Pan Bóg w Szlachetnej osobie J. Wgo drogiego Pana Dobrodzieja zesłał mi niby drugiego rodzica tak szczerego, że pisząc te słowa, łzą się oczy z wdzięczności roszą. O niechże za wszystko Pan Bóg J. Wmu drogiemu Panu Dobrodziejowi tysiąckrotnie wynagrodzi, o co z całą rodziną dozgonnie prosić Go będziemy.” (25 X 80.)
A gdy proces i we wyższych instancjach wypadł na jego korzyść, to znowu pierwszym uczuciem jego była wdzięczność:
Przy osobistej skromności Ligoń umiał być odważnym, gdy chodziło o dobro publiczne, Kościoła lub narodowości. Obdarzony bystrym rozumem, miał w wirach politycznych samodzielny i zdrowy sąd o kierujących osobach i różnych zajściach na Górnym Śląsku. Uświadomieniem narodowym daleko wyprzedził ogół Górnoślązaków.
Już w roku 1881 domagał się posłów Polaków i z Przyniczyńskim założył polski Komitet Wyborczy. W „Kółku” zacięte miał dysputy z jakimś Kobuszokiem, który twierdził, żeśmy tu nie Polacy, tylko Prusacy.
Właśnie wtedy zdarzyły się w Królewskiej Hucie różne konfiskaty polskich książek, np. elementarzy. Z oburzeniem pisze Ligoń:
„Tylko ze względu na dobro naszego ludu przyłączyłem się do komitetu, w tym mocnym przekonaniu, że stoję przy słusznej i sprawiedliwej stronie, że nie tylko w obronie religii, lecz niemniej i w obronie narodowości, w jakiej mnie Pan Bóg stworzył (a której wielu się wstydzi) gotów jestem walczyć do upadłego. Bo na cóż się przyda zachęcać lud do polskości, jak to czyni „Katolik” a równocześnie narzucać temu ludowi niemieckich posłów, którzy nie dosyć że polskości nie bronią, lecz jej nawet nie sprzyjają, nienawidzą i pragną wytępić.
Odnosi się ta skarga do ks. proboszcza Łukaszczyka, naówczas prezesa „Kółka”, i zwiastuje doniosły w skutkach rozłam w Centrum górnośląskim. Chciał się Ligoń rozmówić ze swoim proboszczem o polityce, ale nie został wcale wysłuchany. Na jakiś czas stosunek był tak naprężony, że Ligoń uważał za dobre wystąpić nawet z ulubionego „Kółka”. Pisze o tym mecenasowi swojemu:
I dotrzymał słowa; choć syn jego dalej pracował w „Kółku”, on sam już nie chodził.
Widać, że dla Ligonia polityka była sprawą sumienia. Ubolewał bardzo, że poróżnił się z duszpasterzem swoim, ale czuł się bez winy; innego zdania nie mógł być, a udawaniem wszelkim brzydził się serdecznie. Dla niego rozumiało się samo przez się, że „kandydaci na posłów muszą znać oba języki, lecz powinni też mieć uczucie narodowe polskie a nie niemieckie tylko”. Żałował ks. Radziejewskiego, że jest tu między młotem i kowadłem i nie może pisać, jakby chciał, gdyż „cenzura duchowieństwa z niemieckim duchem” nie pozwala. Wskutek tego „Katolik”, zdaniem jego, czasem prawdę „dusił”. — „Ksiądz Radziejewski, pisze Ligoń, dobroduszny księżulek, lecz musi pisać, jak mu każą, choć inaczej czuje”. (4 X 1881).
Z przytoczonych powyżej zdań Ligonia bije męska odwaga i nadzwyczajna czułość polityczna. Ale właśnie to, że Ligoń był człowiekiem wyjątkowym, który uświadomieniem narodowym o całe pokolenie wyprzedza ziomków swoich, tłumaczy nam niezrozumiały skądinąd fakt, że ks. Stanisław Radziejewski, ówczesny redaktor „Katolika”, nie popierał wtedy jeszcze polskich kandydatów. Pisał on dr. Chłapowskiemu:
Tak jest, łudził się Ligoń, jeżeli mniemał, że w roku 1881 polscy kandydaci byliby przeszli. Ale że on już wtedy myślał o posłach polskich na Górnym Śląsku, zostanie jego chlubą na zawsze; był on drogowskazem przyszłości.
Ligoń zresztą sam zniechęcił się niebawem do posłów w ogóle i stracił wiarę w skuteczność pracy parlamentarnej. Kiedy ks. prob. Łukaszczyk w czasie agitacji wyborczej 1887 r. u dyrektora Erbsa w Bytomiu spadł ze schodów i złamał sobie rękę, wskutek czego przez trzy miesiące nie przychodził do kościoła, wynurzył się Ligoń przed drem Chłapowskim:
Ligoń zachował jednak pełny szacunek dla prawdziwych działaczy politycznych wśród ludu, szczególnie dla ks. Radziejewskiego. Kiedy tenże 1887 r. był skazany na półpięta miesiąca do więzienia, żałował go w liście do dra Chłapowskiego: „Szkoda tej dobroduszności na taką pokutę; lepiejby bawić za granicą, aż stary Wiluś zemrze, to po tym nastąpiłaby amnestia” (7 VI 87).
Juliusz Ligoń Polakiem był na wskroś a Polakiem konsekwentnym. Dlatego też dzieci swoje wychował w duchu narodowym i wielką miał radość, gdy widział, że i one dzielnymi Polakami.
Warto wspomnieć przy tej sposobności, że synowie sławnego Karola Miarki zniemczyli się, że krewni ks. Bonczyka i ks. Damrota po wielkiej części czują się dziś Niemcami, że dzieci Piotra Kołodzieja, poety ludowego w Siemianowicach, uległy germanizacji — ale Ligonie prawie wszyscy Polakami!
Życie Ligonia to nieustanna walka o ideały. Potężnych miał przeciwników i niejeden ciężki zadali mu cios. Lecz prześladowanie i nieszczęście nie zdołały go złamać na duchu, a tylko zahartowały. „Jak w ogniu próbują srebro a złoto w piecu, tak Pan próbuje serca”, mówi Pismo święte (Przyp. XVII, 12). I Ligoniowe serce wyszlachetniało w piecu utrapienia coraz bardziej. Wzorowym był chrześcijaninem, zawsze skromnym i uprzejmym, umiał cierpieć bez narzekania, odznaczał się łagodnością nadzwyczajną a przy tym wszystkim był stanowczy i nieugięty w rzeczach zasadniczych, kierując się jedynie własnym sumieniem, w sprawach narodowych niemniej czujnym i wrażliwym, jak gdy chodziło o wiarę i Kościół. Przykładem swoim uczy, jak cierpieć można pod chłostą mocarzy — a ducha nie dać! Juliusz Ligoń, to charakter zupełnie wyraźny, bez wszelkich dwuznaczności!
Jeszcze ostatni list, jaki po nim został, odzwierciadla ową dziwną pogodę ducha, jaką dać może tylko życie bogomyślne. Niespełna miesiąc przed śmiercią pisał do „kochanych chmotrów Flachów”:
Przesyłam Ci, kochany bracie, książeczkę w objętość małą, ale w znaczeniu duchowym wielką, bo książki Tomasza a Kempis; są to perły pomiędzy książkami. Każde bowiem słowo mieści w sobie mądrość Bożą i w każdym odbija się światło Ducha św. Może jeszcze takiej nie czytałeś i pewno nikt tam jej nie ma; więc sądzę, że bardzo Ci nią dogodzę. Mam ja w mojej biblioteczce jeszcze jedną cudnie piękną książeczkę tegoż autora pod nazwą „Tomasza a Kempis Ogródek Różany”. Mam jeszcze wiele innych podobnie pięknych, jest to mój zaoszczędzony skarb, który zostawię dzieciom w spuściźnie. Ludzie, którzy miłują mamonę, kpią sobie z takiego skarbu, lecz choćbym posiadał ten marny kruszec, cóżby mi w mojej nieuleczalnej chorobie z niego przyszło? Czyby on mi tęsknotę w bezczynności osłodził i cierpienie lżejszym uczynił? Nie, to tylko dobre książki zdolne są wykonać. A przy książkach dobre dzieci we wszystko mnie zaopatrzą i czyż to nie większa pociecha i ulga w chorobie jak bogactwa?” (24 X 1889.)
I rzeczywiście, nie było pomocy. Juliusz miał już tylko trochę płuc; zniszczone były kurzem hutniczym, którego się był nałykał dosyć. W ostatnich dniach cierpiał jeszcze okropnie, za to zgon miał bardzo lekki. Z wielką pobożnością przyjął trzy dni przedtem Sakramenta święte i potem już modlił się bez ustanku aż do ostatniej chwili. Zasnął w Bogu w niedzielę, dnia 17 listopada 1889 r. o godz. ½6 wieczorem.
Pogrzeb był w następną środę. Uczestniczyło w nim z 300 osób, pomiędzy tym deputacje różnych towarzystw i gazet. Na cmentarzu ks. Łukaszczyk, o którym ks. Radziejewski wyraził się kiedyś, iż namiętność szczepowa mimowoli nim kierowała, podnosił zasługi nieboszczyka, chwaląc go jako wzór katolika, Górnoślązaka, męża i ojca. Na grobie złożono wieńce od „Katolika”, „Nowin Raciborskich” i „Gwiazdy Piekarskiej”. Na jednym z wieńców widniał napis: