Kobiety w życiu wielkich ludzi/Sinobrody na tronie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kobiety w życiu wielkich ludzi |
Wydawca | Bibljoteka Domu Polskiego |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Zakłady Graficzne B. Wierzbicki i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Każdy kraj mieć musi swego tyrana. Miała Francja Ludwika XI, Moskwa — Iwana Groźnego, Anglja — Henryka VIII. Tylko Polska nie posiadała, na szczęście czy nieszczęście, okrutnego monarchy, lecz za to szlachta teroryzowała monarchów...
Podobni oprawcy na tronie są snać jakąś koniecznością dziejową — gdy ich zabraknie, sam lud przejmuje rolę i pławi, jak w sowietach, pewne kasty w potokach krwi...
Lecz jeśli o Ludwiku XI, czy Ludwiku XIV, czy Groźnym rzec można, że działali w imię, źle czy dobrze pojętych państwowych zasad, o tyle z Henrykiem VIII rzecz ma się znacznie gorzej. Występował stale wyłącznie z egoistycznych pobudek, powodowanych przeważnie poziomą zmysłowością i nie cofał się nigdy przed niczem byle nasycić swe żądze.
Król angielski Henryk VIII nie był pociągającą osobistością. Współczesne portrety przedstawiają go nam, jako tęgiego o nalanej i otoczonej rzadką brodą twarzy — mężczyznę, o wyrazie dumnym, mściwym, lubieżnym i zawziętym. Tym razem konterfekty nie kłamią. Tyran, pijak i rozpustnik prześcignął wszystkich samowładców pod względem wybryków. Z jednej rzeczy się szczycił: głębokiej znajomości teologji — ta jednak erudycja w jego ręku stawała się niebezpieczną i przewrotną bronią. Nie jest moim zamiarem kreślić dzieje Anglji pod rządami króla Henryka, że jednak prywatne królewskie dzieje częstokroć łączą się ściśle z dziejami narodu — w historji Henryka VIII mieć tego będziemy najlepszy przykład.
Zalał on Anglję potokami krwi, nie oszczędzał ani mężczyzn, ani kobiet, ani dzieci, ani starców, ani przyjaciół, ani wrogów, łamał traktaty i przeprowadził reformę kościoła — wszystko dla swych osobistych spraw, miłostek wyłącznie.
Silnieby się mylił, ktoby sądził, iż w życiu rodzinnem postępował inaczej; taż sama cechowała go bezwzględność — i słusznie zdobył przydomek — sinobrodego na tronie.
Słuchajmy!
Po raz pierwszy Henryk VIII był żonaty z Katarzyną Aragońską. Było to małżeństwo w rodzinie, gdyż Katarzyna przedtem poślubiona bratu Henryka, owdowiała i za dyspensą papieża wyszła powtórnie za króla Henryka. Hiszpanka z urodzenia, kobieta niezwykle cnotliwa, religijna, zrównoważona, spokojna nie pasowała do namiętnego i nieokiełznanego małżonka.
To też władca anglików szybko począł szukać pociechy na stronie, że zaś najbliższe pod bokiem były damy dworu, tam umieścił swe afekty. Wprawdzie, by go umoralnić a utrudnić postępy na grzesznej drodze — dobierała królowa same szpetne, podstarzałe lub wielce niewinne panie, lecz że nigdy niewiadomo kiedy niewiasta jest w rzeczy samej niewinną gołębicą, a kiedy niewinność symuluje — ta to okoliczność przyśpieszyła katastrofę.
Śród dam dworu znajdowała się niejaka Anna Boleyn, niezbyt wysokiego pochodzenia, bo córka zamożnego kupca. Niezwykłej urody, wysoka brunetka, sprawiała wrażenie skromnej osoby, zresztą miała narzeczonego, lorda Percy.
Gdy Henryk VIII znudzony przygodami z osobami lżejszego autoramentu, jął śród otoczenia się rozglądać, wpadła mu w oko Anna Boleyn, do której rozgorzał wielką miłością. Lecz Anna czy istotnie była bardzo cnotliwą, czy też bardzo sprytną — wprost oświadczyła: albo wszystko, albo nic. Albo król rozwiedzie się z Katarzyną Aragońską i poślubi ją, albo prosi, by nie niepokoił jej więcej i nie narażał na szwank dziewiczej opinji.
Znaną jest rzeczą, jak dalece przeszkody na miłosnej drodze rozogniają. Posiąść Annę Boleyn i za jednym zamachem pozbyć się oschłej nudnej małżonki, to projekt cudowny, arcyprzedni! Nie namyślając się chwili, ze zwykłą porywczością, król wszczyna kroki rozwodowe. Lecz tu napotyka spiętrzone przeszkody. Przeciw rozwodowi są wszyscy. Papież, królowa, większość magnatów... wreszcie narzeczony. Z narzeczonym Henryk miał najmniej kłopotu i załatwił się z nim szybko: kazał mu poślubić, ale to natychmiast, Marję Talbot, co też lord Percy posłusznie uczynił. Pozostawał papież i królowa — z temi sprawa trudniejsza! Lecz na co istnieją prawnicze wykręty? Poczyna się twierdzić, iż pragnąłby mieć męskie potomstwo, zaś ze związku z Katarzyną Aragońską ma tylko córkę chorowitą i wątłą. A gdy i ten powód nie wystarcza, przypomina sobie nagle różne religijne skrupuły. Nie próżno jest teologiem!
Jasno, jak na dłoni, wyłuszcza, iż uważa za wielkie kazirodztwo swój ślub z żoną zmarłego brata i nadal w tak grzesznym związku sumienie mu pozostawać nie pozwala...
Z taką misją delegowany zostaje do Rzymu kardynał Wosly, ale również z drugiej strony następuje energiczny protest. Cesarz Karol V i hiszpański dwór, obrażeni za krewniaczkę, oświadczają, iż nigdy na rozwód się nie zgodzą.
Papież doprawdy nie wiedział, jak postąpić. Z jednej strony nie chciał narażać się Henrykowi Angielskiemu, potężnemu monarsze, choć czuł, iż ten nie ma słuszności, z drugiej — czyniąc zadość jego woli, wyrządzał zniewagę Karolowi V, siostrzeńcowi Katarzyny Aragońskiej. Sama Katarzyna w tym czasie wydała coś w rodzaju manifestu, czy otwartego listu do króla: „Ulitujcie się, Wasza Królewska Mość — pisała — i nie okrywajcie hańbą mnie i mego dziecka!“
Papież był w ciężkiej sytuacji. Zwlekał i odkładał decyzję. Zirytowany Henryk, sądząc, że to Wosly mu bruździ, lub niedość energicznie umyślnie prowadzi negocjację, choć w istocie kardynał należał do zagorzałych stronników władcy, odwołał go z Rzymu, oddalił ze dworu, wkońcu osadził w więzieniu w Londyńskiej Baszcie.
Mała próbka tego, co dalej miało nastąpić!
Papież jednak, mimo polityczne względy, postanowił postąpić zgodnie z sumieniem i sprawiedliwością; wysłał delegata z odręcznem pismem, nakłaniającem Henryka, by powrócił do małżeńskich obowiązków, przestał zaniedbywać, bez wszelkiej dobrej racji, odtrąconą i sponiewieraną małżonkę. Wtedy miała miejsce słynna scena.
Król, gdy czytał pismo, najprzód zbladł, później poczerwieniał, porwał się z miejsca, zmiął list i cisnął pod nogi delegatowi.
— Co mi po takim Ojcu Świętym — zawołał z pasją — co idzie wbrew mej woli! Damy sobie radę bez niego!
Przerażony delegat, nie chcąc słuchać dalszych zniewag, uciekł z sali i pospiesznie opuścił Anglję. Oznaczało to zerwanie stosunków z Rzymem.
Henryk wykonał wtedy plan, zdawna zamierzony. Zebrawszy garść zauszników, postanowił uniezależnić się całkowicie od stolicy apostolskiej. Lecz trzeba było temu nadać legalny charakter. Zwołuje więc za pośrednictwem arcybiskupa Kanterberyjskiego Sobór, złożony z całkowicie mu oddanych kreatur. Sobór ten decyduje — raczej decyduje Henryk za pośrednictwem ślepo uległego arcybiskupa — iż odtąd wszelkie stosunki z papieżem zostają zerwane, zaś głową kościoła w Anglji będzie król.
Na tę decyzję trzeba było jeszcze zgody parlamentu, lecz władca przyzwyczaił parlament do posłuszeństwa. Oczywiście, potwierdzono całkowicie decyzję Soboru i ogłoszono, jako posiadającą moc prawa. Przeprowadzona więc została t. zw. Reforma — a zmysłowa żądza króla, chęć owładnięcia Anną Boleyn, była przyczyną oderwania państwa od Katolickiego Kościoła!
Pozostawała jeszcze kwestja rozwodu, lecz z nią załatwiono się sprawnie. Nieoceniony arcybiskup Kanterberyjski, po przestudjowaniu akt oświadczył, iż zachodzi oczywiście kazirodztwo, mało tego... uznał nietylko ślub za nieważny, lecz nawet księżniczkę Marję... za dziecko nieprawego łoża!
W trzy tygodnie po tej samowolnej decyzji, król stanął 1533 r. na ślubnym kobiercu z Anną Boleyn, dzięki której nastąpił jeden z większych religijnych przewrotów w dziejach świata!
Nawiasem mówiąc, Reforma i małżeństwo z Anną Boleyn kosztowały Anglję setki i tysiące ofiar. Szereg duchowieństwa i szlachty wyrażał swe oburzenie z powodu postępku króla. Wtedy Henryk puścił w ruch Izbę Lordów. Szemrzących chwytano bez pardonu i niemal bez sądu ścinano, lub wrzucano do lochów. Lordowie tem chętniej pełnili zadanie, że król w nagrodę obdarzał ich majątkami ofiar. Wystarczało najlżejszej denuncjacji, cienia podejrzenia, by znaleźć się w więzieniu, a egzekucje trwały całemi latami.
Też pod koniec panowania Henryk doszedł do niesłychanej potęgi: nie miał kto mu się sprzeciwiać, gdyż wrogowie byli albo martwi, albo napół żywi za kratą. U nóg zaś czołgał mu się parlament, niewolniczo posłuszny każdemu skinieniu, gotowy na każdą podłość, byle się przypodchlebić monarsze...
Anna Boleyn triumfowała. W gruncie wszystkie wypadki były dziełem jej rąk. Jak nie triumfować? Toć dzięki niej, Henryk stał się jednocześnie papieżem i królem potężnego państwa, jej z drogi musiała ustąpić Katarzyna Aragońska, dziedziczka najdumniejszych władców Europy. Za najmniejsze złe słówko, rzucone na Annę, winnych prowadzono na szafot, zaś ludność przy spotkaniach oddawała niemal boską cześć.
Od wszystkich tych honorów łatwo mogło się zawrócić w głowie. Lecz jest jakaś nemezis, rządząca światem!
Anna Boleyn znudziła się Henrykowi bardzo szybko. Przyczyną tego była znów dama dworu — ognista Jenny Seymour. I ta również stawiała za warunek małżeństwo, i ta również za przykładem poprzedniczki, chciała być królową. Henryk z największym gustem pozbyłby się nowej małżonki, ale jak postąpić? Wstrzymywał go jeden wzgląd, Anna była w ciąży, spodziewał się następcy tronu, wykręcał się więc chwilowo uroczej Jenny, oczekując dalszego biegu wypadków. Gdy jednak Anna, miast chłopca, powiła córkę Elżbietę (jedną z największych późniejszych królowych Anglji), Henryk wtoczył się pijany do sypialni i zawołał ze śmiechem:
— Teraz twój los przesądzony! Pożegnaj się ze światem, piękna Anno!
Powód wyszukano szybko. Wmówiono w jakiegoś rycerza Norrisa, że miewa potajemne schadzki z królową. Norris przysięgał na krzyż św., iż królowa jest niewinną, jak dziecko, iż przysiąc może, że z nią nawet nie rozmawiał. Śmiano się tylko. Wzięto kawalera na tortury, podczas których, śród niesłychanych cierpień, zeznał, co zechciano i jak zechciano.
Annę Boleyn osadzono w więzieniu.
— Shańbiła królewskie łoże — brzmiał wyrok — zasługuje na śmierć.
Nie pomogły błagania i prośby królowej, „najposłuszniejszej i wiernej żony“, nie chciano nawet wysłuchać jej obrony. Wyrok zatwierdził król; został on błyskawicznie wykonany.
Dnia 19 maja 1586 roku spadła piękna głowa Anny Boleyn pod katowskim mieczem na szafocie, na tym samym szafocie, na którym tylu innych, za jej obrazę, śmierć poniosło.
Nazajutrz po straszliwej kaźni monarcha poślubił Joannę Seymour. Wprawdzie Jenny nie pochodziła z wysokiego rodu, gdyż przez ten marjaż król spokrewnił się nawet z jakimś Smithem — kowalem... lecz podobnemi błahostkami nie przejmował się Henryk VIII. Była urodziwą, zgrabną, wesołą — cóż chwilowo więcej obchodzić go mogło? Czy prędko znudziłaby się krwiożerczemu małżonkowi — niewiadomo i niewiadomo, czy i jej głowa nie spadłaby również pod mieczem oprawcy, gdyby nie wypadek nieprzewidziany. Jenny powiła syna, księcia Edwarda. Możeby król, który z upragnieniem oczekiwał męskiego potomka, był ją uszanował przez ten wzgląd? Są to pytania, które pozostaną bez odpowiedzi, gdyż Jenny zmarła podczas porodu, pozostawiając Henrykowi całkowitą swobodę w poszukiwaniu nowych ofiar.
Po sześciotygodniowej żałobie, sinobrody postanowił się ożenić. Ofiarował więc serce i rękę Marji Lotaryńskiej (późniejszej matce Marji Stuart). Ta jednak, że była gorliwą katoliczką i Henryka dobrze znała z reputacji, poczytując go za wcielenie djabła, podziękowała za zaszczytną ofertę... i wyszła zamąż za Jakóba V, króla Szkocji.
Henryk VIII zemścił się, jak mógł i potrafił. Począł z zaciekłością prześladować katolików, konfiskować kościoły, kaplice, majątki kościelne, zrywał nawet kosztowne ozdoby ze świętych obrazów. Im bardziej napełniała się, dzięki tej procedurze, jego prywatna szkatuła, tem bardziej stawał się zaciekłym przeciw „papistom“.
Znów potoki krwi zrosiły Anglję, a parlament w pewnym momencie oświadczył, iż uważa się za tak zbędną instytucję, że król może sobie doskonale radzić bez niego. Lecz podobna sytuacja nie rozwiązywała sprawy małżeńskiej, a Henryk chciał się ożenić i ożenić dobrze.
Ponieważ usłyszał, że istnieje księżniczka niemiecka, Anna de Cleves, wielkiej urody — do niej zapragnął uderzyć w konkury. Wydelegował tedy do Niemiec swego nadwornego malarza, słynnego Hansa Holbeina. Holbein miał obejrzeć szczegółowo damę i zdać o jej zewnętrznych zaletach wierny raport monarsze.
Księżniczka w rzeczy samej nie była urodziwa, w żadnym zaś wypadku nie mogła być w guście Henryka. Co powodowało Holbeinem — niewiadomo. Czy chciał wypłatać figla swemu panu, czy kierowała nim chęć osadzenia niemieckiej princessy na angielskim tronie — lecz pozwolił sobie na żart złośliwy. Obejrzawszy Annę de Cleves ze wszech stron, wymalował jej konterfekt i posłał królowi. Lecz obraz był mało podobny do oryginału. Miast bladej i anemicznej księżniczki, wyobraził na nim tryskającą zdrowiem niewiastę, niewiastę „kraśną a spaśną“, w typie Rubensowskim, taki właśnie typ urody kobiecej, za jakim szalał podstarzały Henryk.
Oczywiście, gdy sinobrody portret ujrzał, aż podskoczył z radości, rozgorzał siarczyście i oświadczył: ta albo żadna!
Wysyła posłów i prosi o rękę, a bracia Anny de Cleves nie śmią odmówić ze względów politycznych. Biedna księżniczka, dobrze świadoma losu poprzedniczek, nieszczęśliwa i drżąca, jedzie do Anglji, prawie pod przymusem, popłakując, iż z życiem z afery małżeńskiej nie ujdzie.
Rozogniony król pospieszył na jej spotkanie do Douvru i wyczekiwał piękności z bijącem sercem. Dobrze mu się musiała wydłużyć twarz, gdy ujrzał małą, wątłą i zbiedzoną kobiecinkę z wytrzeszczonemi z przerażenia oczami. Nie mógł nic dać poznać po sobie, lecz święcie poprzysiągł w duchu, skoro tylko go złapie, uciąć głowę Holbeinowi — ten jednak zdążył dobrze się schować, pośmiewając się w kułak z rozczarowania starego adonisa.
Król kategorycznie oświadczył, iż nie myśli się żenić. Ale wtedy jego zausznik Thomas Cranmer jął przedkładać, iż odesłanie Anny de Cleves, ot tak bez niczego, do domu, naraziłoby na międzynarodowe powikłania, ba, może na wojnę z niemieckiemi państwami. Nolens volens, Henryk, wściekły, wziął ślub.
Jakiem było pożycie — odgadnąć łatwo. Anna była królową, lecz nikt nie zwracał na nią uwagi. Pozwalano jej istnieć. Nieszczęśliwa błąkała się samotnie po ogromnych komnatach królewskiego pałacu, wzdychając za swą niemiecką ojczyzną. I tu niewiadomo, jaki normalnie byłby jej los, gdyby nie szczęśliwy, czy nieszczęśliwy przypadek.
Król znów zdążył się zakochać... oczywiście w damie dworu. Była szczęśliwą wybranką i ewentualną kandydatką na szafot Katarzyna Howard, osoba bardzo arystokratycznego pochodzenia, lecz niezbyt cnotliwej konduity. Przed królem przypisywano jej szereg miłostek, lecz czemuż miała być gorszą od innych? Skoro Anna Boleyn i Jenny Seymour zostały żonami, i ona chce być żoną!... Henryk zgadzał się z tym poglądem w zasadzie najzupełniej, lecz co począć z Anną do Cleves? Niech sobie robi z nią, co chce! Hm! chętnieby zrobił, ale nie wie jak? Głowy niema za co uciąć, jest do znudzenia cnotliwą! Trzeba wymyślić inny pretekst rozwodu!
Zaproponował więc najdroższej małżonce, by dla poratowania zdrowia, zechciała wyjechać na świeże powietrze, na czas jakiś, do letniej siedziby w Richmond‘zie. A gdy Anna się tam udała, w dni parę później zawiadomiono ją, że już nie jest królową!!!
Księżniczka de Cleves, posłyszawszy tą wieść, aż zatańczyła z radości i mało nie ucałowała posłów. Życie pod jednym dachem z Henrykiem ciążyło jej niepomiernie, konała wciąż ze strachu i rada szczerze była, że wyszła cało z jaskini rozpusty tyrana-zwierza.
Kiedy królowi doniesiono, w jaki sposób Anna przyjęła wiadomość o swem „nieszczęściu“, zgrzytnął ze złości zębami, pojąć nie mógł, że kobieta go się tak lekko wyrzeka. W swem zaślepieniu, stale brał piękne słówka za dobrą monetę i był przekonany, iż każda beznadziejnie się w nim kocha.
Mimo wściekłości jednak, nie ośmielił się mścić na niemieckiej księżniczce. Ofiarował jej pałac w Richmond‘zie i wyznaczył znaczną roczną pensję. Tam, zdala od Henryka, żyła Anna spokojnie, ze wstrętem wspominając krótką dolę małżeńską. Oficjalnie tytułowano ją „siostrą królewską“.
Coprawda z rozwodem miał Henryk VIII nieco kłopotu: sam z tą sprawą byłby załatwił się gładko, lecz pozostawał naród, przed którym jakie takie należało zachować pozory. Zwołano tedy sobór, przy pomocy nieodzownego Thomasa Cranmera, w składzie dwustu biskupów. Sobór debatował długo, wkońcu orzekł, iż zaszedł wypadek nadużycia dobrej wiary króla. Został wprowadzony w błąd przez portret urwipołcia Holbeina i wziął ślub z osobą, niegodną nosić miano królowej.
Logika była pierwszorzędna, lecz zakończenie soboru jeszcze lepsze. Bo oto dwustu biskupów pada do nóg króla i błaga, by nie trawił swych dni w samotności i smutku a zechciał ku pociesze i radości życia wybrać sobie nową towarzyszkę.
Oczywiście „papież“ Henryk miłościwie spojrzał na czołgających mu się u stóp dostojników i równie miłościwie oświadczył, że do woli ich, jako do woli niebios i narodu, się zastosuje.
W dni parę później nastąpił ślub z Katarzyną Howard. Jeśli Anna de Cleves cieszyła się, iż tak łatwo uszła ze szponów krwiożerczego małżonka, jeszcze bardziej radować się musiała, gdy ujrzała los, jaki następczynię spotkał.
Po pierwszych okresach szałów i zachwytów, gdy zdawało się niema rzeczy, którejby Henryk dla lubej nie uczynił, przyszedł, jak zwykle u niego, czas chłodu i zobojętnienia... Tymczasem, ufna w swe siły, Katarzyna sądziła, iż osiągła taką władzę nad monarchą, iż jej wszystko wybaczy, iż jej wszystko wolno...
Jak wspominałem, nie była przed ślubem osobą zbyt surowego prowadzenia. Korzystając z licznych wyjazdów starego małżonka, poczęła odnawiać stare „flirty“, co skończyło się tragicznie.
Gdy Henryk udał się razu pewnego w podróż na północ, miała parę schadzek z niejakim Derenkamem, które stały się wiadome dworakom.
Śród nich nie miała wielu przyjaciół. Nie to, by była sztywną lub niedostępną, ale ponieważ była katoliczką, obawiano się jej wpływów na króla i powrotu do starego „papizmu“.
Misji powiadomienia monarchy o „rogach małżeńskich“ podjął się oczywiście niezastąpiony arcybiskup Thomas Cranmer, nawiasem mówiąc, ścięty, jako heretyk, za panowania Marji Tudor — zawziętej katoliczki.
Król, posłyszawszy niezbyt przyjemną wieść, początkowo nie chciał wierzyć. Był raczej zły na tych, którzy go powiadomili, niźli na samą wiarołomną.
Ale kiedy przedstawiono niezbite dowody, podpisał wyrok śmierci... i znów ręka kata pochwyciła w swe dłonie głowę królowej angielskiej.
Czy sądziłby kto z szanownych czytelników, iż po wyżej opisanych faktach, Henryk ustatkował się i miał dosyć przygód małżeńskich?
Gdzie tam! Najspokojniej ożenił się po raz szósty. Wybór jego padł na niejaką Katarzynę Parr. Lady Parr była osobą z doświadczeniem, zdążyła bowiem przeżyć dwóch mężów. Po raz pierwszy owdowiała mając lat szesnaście, a gdy po paroletniem pożyciu zmarł drugi małżonek, lord Letimer — Henryk uprzejmie zaproponował trzecie związki hymenu.
Podobno lady Katarzyna tak przeraziła się tą propozycją, iż chciała błagać, iżby jej odrazu głowę ucięto, nie czekając ani na ołtarz, ani na noc poślubną. Prócz tego, miała zgoła inne projekty, gdyż kręcił się koło niej bardzo urodziwej i miłej kobiety, szereg adoratorów, znacznie więcej pociągających i mniej wyspecjalizowanych w ucinaniu głów żonom, od Henryka. Lecz woli sinobrodego ciężko było się sprzeciwiać. Konkurenci, zasłyszawszy o groźnym rywalu, pochowali się w mysie dziury, byle nie narazić się na gniew człowieka-zwierza, a biedna Katarzyna, napół przytomna ze strachu, sama nie wiedząc kiedy, stała się królową Anglji.
Pożycie to, jeśli wogóle w danym wypadku określenie podobne zastosować wolno — było szczęśliwem. Cicha i spokojna Katarzyna nie wtrącała się niemal do niczego, poświęciwszy się całkowicie domowym obowiązkom. Była wzorem żon, czy dzięki przyrodzonej cnocie, czy z obawy przed groźnym tyranem. Czemby się jednak szóste małżeństwo zakończyło — niewiadomo, może i jej głowa, za fikcyjne przewinienie spadłaby pod toporem oprawcy — a Henryk ożenił się po raz siódmy, dziesiąty i dwudziesty piąty — gdyby nie niespodziewana okoliczność.
Powiadają ludzie starzy i doświadczeni, że kto przeżyje dwóch mężów, przeżyje trzeciego!
Istotnie, w 1547 r. zmarł Henryk VIII w wieku czterdziestu ośmiu lat, a że nieboszczyk nikomu krzywdy uczynić nie może — wyszła Katarzyna Parr cało z małżeńskiej opresji. Książę Edward, następca tronu, który dobrze znał charakter ojca, często później mawiał: „Świętą musiała być za życia nieszczęsna ta niewiasta, skoro wytrzymała z nim aż cały rok!“
Tak się rysują przez pryzmat historji tragiczne dzieje sześciu żon sinobrodego na tronie, zwanego Henrykiem VIII. Na dźwięk tego imienia każdy dziś wzdryga się ze wstrętem.