Kobiety w życiu wielkich ludzi/Piękna piekarka

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Kobiety w życiu wielkich ludzi
Wydawca Bibljoteka Domu Polskiego
Data wyd. 1928
Druk Zakłady Graficzne B. Wierzbicki i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PIĘKNA PIEKARKA
Sam Rzym tyle pięknych kobiet
w swoich starych murach mieści,
iż — rzec można bez przesady —
jest to w świecie raj niewieści.
Owidjusz, przekł. Ejsmonda.

Niema zapewne człowieka, któryby w skupieniu i z największym podziwem nie spozierał na jedno z najsłynniejszych arcydzieł Rafaela — Madonnę Sykstyńską. Jednym znaną jest z oryginału, innym z więcej lub mniej udatnych kopji. Lecz nawet kopja sprawia wrażenie, iż mówiąc słowami Michała Anioła „człowiek na siedem stóp od ziemi wzlata.“
W wyrazie oblicza Madonny jest coś tak nieziemskiego, boskiego i uduchowionego, iż zdawałoby się, jeśli obraz jest malowany z natury, z żywego modelu, kobieta służąca za pierwowzór, musiałaby być utożsamieniem wszelkich doskonałości... Tymczasem właśnie za pierwowzór do arcydzieła posłużyła, osoba zgoła nie doskonała, a nawet bardzo przewrotna, główna przyczyna przedwczesnej śmierci mistrza. Dowód jeden więcej ścisłej łączności, mogącej zachodzić pomiędzy pięknem zewnętrznem a brzydotą moralną...
Działo się to w epoce zwanej Odrodzeniem, na samym początku XVI w., w Rzymie, gdy na Stolicy Apostolskiej zasiadał papież Leon X, z rodu Medyceuszów, jeden z najsłynniejszych mecenasów sztuki, protektor uczonych, artystów i poetów, jakby wskrzesiciel złotej ery Peryklesa i Augusta.
Zbytecznem dodawać, iż największą chlubą jego panowania był genjalny Rafael; szeregiem arcydzieł przyozdobił Watykan i przedsięwziął przebudowę Bazyliki św. Piotra, niezakończoną z powodu zbyt rychłego zgonu. Papież dosłownie obsypywał malarza dostojeństwami i złotem; rzec można, rzecz niesłychana. Rafael był istotnie artystą magnatem, mógł rozrzucać pieniądze, nie odmawiać żadnym zachciankom. Był zaręczony z siostrzenicą kardynała Bibiena, wszyscy nadskakiwali mu, ubiegano się o jego względy.
W tym czasie znajdował się w Rzymie, bogaty bankier Agostino Chigi drugi mecenas, usiłujący współzawodniczyć z papieżem w dziedzinie sztuki. Wybudował w Franstevero, jednej z najpiękniejszych dzielnic Wiecznego miasta, na prawym brzegu Tybru, swą słynną willę zwaną „Willa Farnesino“ i zapragnął uczynić z niej cud świata.
Ponieważ papież miał Rafaela i on musiał go mieć! Gdy więc w 1514 r. artysta mianowany został głównym architektem Bazyliki św. Piotra, — Chigi popędził do mistrza i zaproponował przyozdobienie głównej galerji w „Farnesino“, oczywiście za królewskie honorarjum. Rafael się zgodził, a bankier by tem mocniej go mieć pod ręką, zaproponował mieszkanie w swym pałacu, znajdującym się śród wspaniałych ogrodów. Malarz zajął z przepychem urządzone apartamenty, bankier zaś nie posiadał się z radości, iż tak znakomity gość przyozdobi mu siedzibę.
Stosując się do woli Agostina, począł Rafael malować tematy, zaczerpnięte z mitologji. Już ściany galerji przyozdobiły słynne freski „Trzy gracje“ i „Galatea“, gdy przerwał robotę nad trzecim mającym przedstawiać „Amora i Psyche“ — z powodu braku modelu.
Gdy się niema modelu — należy go wyszukać, w Rzymie ładnych kobiet nie brak, a pogoń za piękną niewiastą należy do wcale przyjemnych zajęć. Dobrawszy też sobie do pomocy jednego z zaufanych uczniów, Franceska Penni, który nic nie miał przeciw podobnemu zajęciu — począł Rafael przebiegać ulice miasta. Dnia pewnego, gdy znaleźli się nad brzegiem Tybru, ujrzeli dziewczynę, około 18 lat, niezwykłej urody. Stała pod drzewem, jakby dumając nad czemś, w potokach słońca.
Mistrz, gdy ujrzał niewieście zjawisko, aż krzyknął z podziwu. Oczywiście rozpoczął z nią odrazu rozmowę i dowiedział się z pięknych ust pięknej nieznajomej, iż nad tem tak duma, jakby się dostać do parku willi „Farnesino“. Ma tam być cudownie, ale nikogo nie wpuszczają.
— Ze mną wpuszczą wszędzie! — zawołał rozgorączkowany mistrz i pochwyciwszy zdobycz za rękę pociągnął do ogrodu.
— Nakoniec znalazłem Psyche — szepnął po drodze do Franceska Penni, który uważając swą obecność za zbyteczną, dyskretnie znikł.
Rafael po oprowadzeniu żądnej wrażeń uroczej dziewczyny po wszystkich alejach ogrodu, zaproponował wizytę w pracowni. Skromnisia nie ceremonjowała się zbytnio i zgodziła wejść w kawalerskie progi. Oświadczyła, iż zwie się Margaritą Luti, jest córką piekarza. Z zajęciem oglądała obrazy mistrza i po swojemu chwaliła naiwnie.
— A cobyś tak powiedziała, gdybym cię chciał namalować? — zagadnął ją.
— Hm... jabym może chciała... ale ojciec i narzeczony czy się zgodzą?
Więc miała narzeczonego! To nieco ochładzająco podziałało na rozognionego artystę.
Wszakże na pociechę oświadczyła Margarita, iż ma narzeczonego, bowiem osiemnastoletniej pannie nie wypada obywać się bez podobnego sprzętu i że narzeczony nie jest zbyt ważną osobistością — pełni funkcję pastucha w Albano, stanowiącej własność Agostina Chigi!
— Ty! żoną pastucha?! Toć godna jesteś być królową! — zawołał oburzony Rafael.
Z poglądem tym całkowicie zgadzała się rozkoszna Margarita, cóż jednak począć skoro królewicza pod ręką nie było, a znalazł się dyrektor od popędzania owiec...
Przez wdzięczność za odwiedziny, chciał ofiarować malarz pięknej piekarce ciężki złoty łańcuch. Wprawdzie łańcuch przeznaczony był dla rozmiłowanej w nim kurtyzany Andrei, lecz gdzież tu w podobnych chwilach pamiętać o innych kobietach i prezentach dla nich!
Lecz Margarita uniosła się ambicją i prezentu nie przyjęła, oświadczając, iż jest zbyt kosztowny.
— Nie chcesz przyjąć bo zbyt drogi? — zawołał Rafael — zgoda! Zrobimy inaczej! Sprzedam ci go!
— Ależ ja nie mam pieniędzy — odparła czerwieniąc się dziewczyna.
— Nie o pieniądze chodzi! Sprzedam go za dziesięć pocałunków! Chcesz?
Margarita spojrzała na poważnego sprzedawcę. Rafael miał wówczas trzydzieści jeden lat i był bardzo przystojnym mężczyzną. Snać oględziny musiały wypaść pomyślnie, bo uśmiechnęła się lekko i pochyliła głowę.
Za ile ostatecznie dobito targu — kronika milczy. Mam wrażenie, iż pocałunków było znacznie więcej, niźli dziesięć a nawet kilkadziesiąt...
Wkońcu wyrwała się Margarita z objęć nienasyconego sprzedawcy, zapłomieniona i uciekła wołając, iż jeśli Rafael chce ją widzieć — niechaj pomówi z ojcem!
Malarz pogonił za nią i niemal jednocześnie wpadli do rodzicielskiego domu, czyli piekarni.
Signor Luti zdziwił się nieco obcesowym odwiedzinom, lecz wysłuchawszy propozycji Rafaela, zgodził się jak najchętniej, za 50 złotych monet, by córka pozowała artyście do tylu portretów i obrazów, ile dusza zapragnie. Prócz tego dobrotliwy papa brał na się trud zreferowania całej sprawy narzeczonemu i w razie potrzeby wlania mu rozumu do głowy.
Rafael nie posiadał się z radości. Namiętnie zakochany w pięknej Fornarinie-piekarce, jak ją przezwał z powodu zawodu ojca (forno — piec, fornai — piekarz) nie spał całą noc, liczył minuty i godziny, dzielące od jutrzejszego spotkania...
Co robiła Fornarina? Czy i ona myślała o Rafaelu? Owszem! Lecz w następujących okolicznościach.

*

W maleńkiej komórce, tuż nad piekarnią, stanowiącej apartament panny Margarity — inna zgoła miała miejsce scena. Gdyby ją mógł ujrzeć lub podsłuchać zakochany Rafael — napewno przestałby się niespokojnie przewracać w swem kosztownem łożu i rozczarowałby się całkowicie do lubej.
W małym pokoiku Margarity wraz z nią siedzi wzmiankowany narzeczony, pan Tomasso Chinelli. Ta wizyta nie jest pierwszą, gdyż od czterech miesięcy odwiedza w ten sposób piękną piekarkę potajemnie: są wszak młodzi, ślub ciągle zostaje odkładany a do małżeństwa i bez ślubu im pilno.
Więc Margarita skłamała Rafaelowi twierdząc, że nie wychodzi zamąż z miłości? I tak i nie. Zaczekajmy chwilę.
Zatrzymała ona rozmyślnie na szyi kosztowny klejnot, ofiarowany przez malarza. Chinelli, oczywiście, dopytuje się od kogo pochodzi podobnie cenna ozdoba. Margarita najspokojniej wymienia nazwisko Rafaela i oświadcza narzeczonemu, iż go bardzo prosi, aby nie wtrącał się w jej osobiste sprawy.
— A czyż nie wiesz o tem — woła ten oburzony — że Rafael uwodzi wszystkie kobiety! Że utrzymuje szereg kurtyzan, które obsypuje złotem, czy i ty pragniesz zostać kurtyzaną?
— Choćby i tak...
— Ty... — tu Tomasso pochwycił ją silnie za rękę.
— Puść rękę, nie szarp... Wolę być kurtyzaną, niż się zadawać z takim pastuchem!
Tomasso postąpił, jak prawdziwy mężczyzna. Padł na kolana, zaczął błagać o litość.
Margarita dąsała się długo, wkońcu wycedziła, iż przebaczy, jeśli on nie będzie się naprzykrzał i przychodził tylko wtedy, gdy go ona wezwie.
— Ale chcesz być mą żoną?
— Może...
— Przysięgnij, że nią będziesz, przysięgnij w kościele św. Marji del Popolo!
Na to również piękna piekarka się zgadza. Skoro świt, pójdą do kościoła. Lecz do świtu pozostały cztery godziny. Tomasso robi się coraz natarczywszy, Margarita coraz słabszy stawia opór. Wkońcu na pieszczoty kochanka poczyna odpowiadać tak namiętnie, iż zda się w jej żyłach ciecze nie krew a lawa...
Te to erotyczne wybryki, które stanowiły fraszkę dla atletycznie zbudowanego pastucha zabójczemi się stały dla delikatnego i wątłego Rafaela. Nie był w stanie zaspokoić nienasyconej w uniesieniach Erosa Fornariny, podkopywał nadużyciami zdrowie.
Po nocy podobnie przykładnie spędzonej kochankowie udali się do świątyni, gdzie Margarita najspokojniej złożyła przysięgę, żądaną przez narzeczonego. Bezczelna, w jakiś czas później przed tym samym ołtarzem, nie zawahała się Rafaelowi przyobiecać, iż prócz niego, do innego nigdy należeć nie będzie mężczyzny!
Teraz poznaliśmy dostatecznie chyba charakter wielce szanownej panny Luti. Nie miała serca za grosz, rządziły nią zmysły jedynie i próżność. Gdy w przeddzień ślubu niemal, poczuła, iż uśmiecha się świetna przyszłość, o której może zdawna marzyła, najspokojniej postanowiła wprost z ramion kochanka przejść w objęcia innego! Istnieje jednak szereg pisarzy, nie znających dobrze historji żywota Fornariny-piekarki i śmiele twierdzących, iż model najświetniejszych obrazów mistrza — musiał być odpowiednio sielski i anielski!

*

Tymczasem Rafael, ten pieszczoszek i ulubieniec najwytworniejszych dam, nazajutrz o dziesiątej zrana, oczekiwał, jak umówionem było na najdroższą, przy furtce, wiodącej do ogrodu nad Tybrem. Stawiła się o oznaczonej godzinie, zaczerwieniona i nieśmiała — wyborna komedjantka! Jej słodki wyraz twarzy, niedarmo, mógł wprowadzić w błąd i nie takiego znawcę kobiet, jak Rafael!
Podczas pierwszego seansu pozowała Fornarina do słynnej „Psyche“ i po dziś dzień zdobiącej ściany „Farnesino“. Lecz podczas pracy mężczyzna ustąpił miejsca artyście — taką jest wszak potęga prawdziwej sztuki! Rafael przez godzin cztery malował zawzięcie, nie obchodził go cały świat, nie wzruszała go nawet urocza kobieta!
— O jakżeś piękna moja Psyche! — powtarzał tylko od czasu do czasu, jak wpółśnie, jakby pogrążony w ekstazę.
Fornarina nie mogła się nadziwić. Gdy obnażał posągowe kształty, gdy dotykał jej wspaniałego, nie osłoniętego szatą ciała, czynił to beznamiętnie, bez najlżejszej erotycznej przymieszki. Margarita starała się przybierać lubieżne, kuszące pozy — daremnie!
Zepsuta dziewczyna rozumiała coraz mniej. Czyżby się omyliła? Czyż pragnął ją posiadać, wyłącznie jako model? W takim razie, tęgi to warjat, by za podobne głupstwo płacić ojcu aż 50 złotych monet!
Wkońcu znudzona obojętnością malarza, poczęła udawać zmęczoną. Tyle czasu ją trzyma — musi wracać do domu, jest głodną. Rafael spojrzał na nią, oprzytomniał i uśmiechnął się. Wszak przy tworzeniu zapomina się o wszystkiem, nietylko o błahostce, zwanej obiadem. Zadzwonił na służbę. Przyniesiono potrawy.
Domyślać się możemy, iż przy obiedzie nie rozmawiano o sztuce wyłącznie. Margarita do końca, grała rolę niewinnej, uwodzonej ofiary, Rafael z trudem zdobywać musiał każdą z łask, z tych łask, które zgóry gotowa była mu oddać. Lecz był zachwycony — w jego sytuacji byłby zachwycony każdy mężczyzna — jako zawczasu przedysponowany głupiec.
Psyche, tym razem Psyche została zapomnianą. Wieczór zastał w objęciach kochanków, może zastałaby ich i noc, gdyby nie goniec przybyły z Watykanu po Rafaela. Musieli się rozstać, a Fornarina przyobiecała przybyć nazajutrz.
Lecz wielki artysta nie odznaczał się cierpliwością. Po wyjściu z Watykanu, spotkał Francesca Penni i obaj, uczeń i mistrz, oddaliwszy lektykę, udali się... łatwo domyśleć dokąd... w kierunku piekarni zacnego imć pana Luti.
Jeśli Rafaela nie cechowała cierpliwość, to Margaritę nie cechował brak sprytu. Domyślała się, iż dziś jeszcze odwiedzi ją rozmiłowany malarz i romantycznie rozmarzona siedziała w oknie w pociągającym negliżu. Gdy ujrzała Rafaela wraz z Francesco Penni, stojących naprzeciw i snać medytujących, jak dostać się do niej pokryjomu, nie natykając na rodzica — znakiem wskazała drogę do swej mansardy, dobrze utorowaną przez szlachetnego pastucha Tomassa Chinelli. Obaj młodzi panowie przeleźli przez dziurę i znaleźli się w sadzie, gdzie oczekiwała Fornarina. Dalszy ciąg wiadomy. Mistrz pod jakimś pretekstem znalazł się w komórce piekarki, która mu się wydała istnym rajem — uczeń jak niepyszny, musiał oczekiwać godzin cztery w ogrodzie, pocieszając się tem tylko, że w Italji noce są ciepłe a kwiaty wonieją rozkosznie.
Czekanie to jednak nie wpłynęło na dobry humor signora Penni, bo gdy ujrzał najdroższego mistrza, zapytał dyskretnie, czy podobne eskapady szkodliwie się nie odbiją na zdrowiu.
— Ach! co ty pleciesz — zawołał wielki malarz. — Artysta staje się podwójnym artystą, gdy kocha! Miłość podwaja genjusz! Dopiero teraz zobaczysz, jakie stworzę obrazy! Samo niebo zesłało mi Margaritę!
Francesco zamilkł,.
Nazajutrz rozegrał się ostatni akt tej komedji czy tragedji. Dobrotliwy ojciec, a dawny kupiec, czcigodny Luti zgodził się za wcale nie wygórowaną cenę, choć stanowiącą mająteczek — mianowicie 3000 monet złotych — ustąpić na własność swą pociechę, córkę Margaritę, Rafaelowi na czas nieokreślony, nawet nie zapytując co ten z nią uczyni i dokąd wywiezie. Pakt został zawarty. Wprawdzie mógł przeciw niemu co nieco oponować pewien dżentelmem, strzegący świń i owiec w Albano, lecz ten był daleko, zaś złoto na stole.
Rafael wynajął na jednym z przedmieść Rzymu willę dla kochanki, ubrał hultajkę od stóp do głów i obsypał klejnotami. Miała konie i powozy. Słowem, w ciągu paru dni piekarka przedzierzgnęła się w metresę.

*

Przez rok kochankowie nie rozstawali się ani na godzinę. Rafael nigdzie nie bywał, nikogo nie chciał widywać, zaniedbał nawet sztukę i uczniów. Papież poczynał się niecierpliwić a Agostino Chigi, zrozpaczony, iż tak pięknie poczęte roboty zostały przerwane, zaproponował malarzowi, by zechciał najdroższą Fornarinę, przewieźć do „Farnesino“, skoro na chwilę nie może jej opuścić. Przygotuje nawet dla niej wspaniałe apartamenty, tuż koło pracowni mistrza. Rafael sądził iż na tą propozycję nie zgodzi się Fornarina. Przyjęła ją jednak z radością. Jawnie opowiadała, iż jest zrozpaczoną, że przez nią malarz przestał pracować i zaniedbał swą sławę, w gruncie był powód poważniejszy.
Tomasso Chinelli stawał się coraz bardziej natarczywy, zasypywał narzeczoną listami, które mocno niepokoiły dziewczynę i za wszelką cenę należało zabezpieczyć się przed jego gniewem i zemstą. Czyż mógł być lepszy w tym wypadku obrońca, niźli Agostino Chigi, od niego wszak pasterz zależał całkowicie? Należało się tylko sprytnie wziąść do rzeczy, wejść w przyjaźń z bankierem w pierwszym rzędzie.
Gdy Rafael znalazł się zpowrotem w „Farnesino“, szczęśliwy, iż ma pod bokiem Margaritę, z zapałem począł malować a gdy malował zapominał o bożym świecie.
Miała więc urocza piekarka sporo czasu, który wykorzystywała, rzucając na gospodarza powłóczyste spojrzenia. Wprawdzie był wówczas Chigi mocno do kobiet zniechęcony, bo słynna kurtyzana Imerja, mimo że obsypywał ją złotem, uciekła dokądciś z jakimś poetą — lecz, że nigdy mężczyzna nie jest tak wrażliwy na wdzięki niewiasty, jak w chwili gdy mu inna rogi przypnie — począł zrazu nieśmiało, później coraz śmielej odpowiadać na awanse Fornariny.
Nastąpił decydujący moment. Dnia pewnego rano otrzymała Margarita list od byłego narzeczonego, w którym ten wyraźnie oświadczał, iż o ile w ciągu dni trzech nie wyznaczy mu spotkania — sam przybędzie i o wszystkiem malarza powiadomi „Niechaj wie, coś warta!“ — temi słowy kończył się list.
Podobna perspektywa nie wchodziła w rachuby piekarki. To też gdy w godzin parę później, Rafael udał się do Watykanu, Fornarina przez służebną zaprosiła do siebie bankiera.
Przyjęła go w tak wyzywającym dezabilu, iż uwieść mogła nawet ascetę. Była niemal nago i obnażonem ramieniem wsparła się o podtatusiałego seladona. To mu dodało otuchy. Niby dwudziestoletni młodzik, zaryczał jak lew i wpił się w jej usta. I tego nie broniła hultajka. Wtedy przypadł do stóp, począł wyznawać miłość głęboką i obiecywać skarby świata, byle zechciała mu być powolną.
— Wszystko pan dla mnie spełni?
— Wszystko!
Wiarołomna kochanka Rafaela opowiedziała o swej znajomości z Tomasso, zatajając oczywiście bardziej drastyczne szczegóły i prosiła o pomoc. Zakochany bankier uradowany szczerze, iż miast skarbów świata, żądają tak mało, poprzysiągł co w mocy, uczynić.
Tegoż więc jeszcze wieczoru, gdy poczciwy Tomasso, gnał ze spokojnem sumieniem, trzodę do chlewów, nagle rzuciło się nań niespodziewanie czterech zamaskowanych drabów, związało jak pakiet, przytroczyło do muła i odstawiło do słynnego z surowej reguły klasztoru Santa Cosimo. Opat bowiem klasztoru, zażyły przyjaciel bankiera, za umiarkowanem wynagrodzeniem, zobowiązywał się trzymać w zamknięciu kochliwego pastucha dopóty... dopóki się to pannie Fornarinie nie znudzi, lub jemu, pod wpływem umartwień, amory dokumentnie nie wywietrzeją z głowy... Oczywiście, nazajutrz, panna Fornarina, nie namyślając się długo przypięła rogi umiłowanemu mistrzowi z niezbyt urodziwym ani apetycznym panem Chigi, który ją wybawił od innego uciążliwego kochanka!

*

W ciągu sześciu lat quasi małżeństwa z Rafaelem, urocza piekarka, nie krępując się zgoła, dawała folgę swemu temperamentowi, zdradzała dość często. Musiał i malarz przejrzeć istotną wartość, bogdanki, bo w czas jakiś później, nawiązując do zerwania z narzeczoną, siostrzenicą kardynała Bibiena, pisał w jednym z sonetów:
„Jestem zwyciężony, przykuty do wielkiego płomienia, który męczy i pożera. O! jak płonę! Ani morze ani rzeki nie są w stanie ugasić płomienia, a ja bez niego żyć nie mogę! W mym zaślepieniu tak szczęśliw jestem, iż płonąc bardziej jeszcze płonąć pragnę!“
Może też dlatego, Rafael na łożu śmierci wspominał o Marji Bibienia (zmarła w 1517 r.) i czując dla jak niegodnej i marnej kobiety ją porzucił — wyraził życzenie aby być obok Marji pochowany.
Lecz nie uprzedzajmy wypadków!
Niektóre przygody rozpustnej Margarity kończyły się tragicznie. Do mistrza z Neapolu, Bolonji, Modeny oraz innych miast Italji a nawet z Hiszpanji i odległej Holandji przybywało do „Farnesino“ mnóstwo młodzieży, błagając by im zechciał udzielać wskazówek, by ich przyjął choć na krótkie wykłady. Trzeba oddać im sprawiedliwość, iż mimo wyzywającej kokieterji Fornariny, żadnemu przez szacunek dla wielkiego artysty, do głowy nie przychodziło, by nawiązać stosunek z piękną a łatwą do zdobycia kochanką. Perino del Vaga, jeden ze zdolniejszych uczniów Rafaela, w te słowa odezwał się do Giulio Romano:
— Gdybym ją zastał w mem łożu, prędzej materac wywróciłbym na drugą stronę, nim ległbym obok przewrotnej!
Lecz znalazł się młodzik innych poglądów. W 1518 r. przyjął Rafael do grona zaufanych młodego bolończyka Carlo Firabocci, który niemal nazajutrz po przybyciu do „Farnesino“, nawiązał z Margaritą romans. Miał on stanowić trzeci bok trójkąta: pierwszy to — oficjalny pseudo mąż Rafael, drugi — poważny opiekun bankier Chigi, zaś trzeci — młody kochanek.
Wkrótce wszyscy, oczywiście prócz Rafaela i Chigi byli doskonale o skandalu powiadomieni, tem bardziej, że Carlo, jako istny dżentelmen, trąbił o swem szczęściu i powodzeniu na lewo i prawo.
Nie wyszło to pyszałkowi na dobre. Uczniowie, oburzeni postępkiem i zniewagą mistrza, zerwali z zuchwalcem stosunki. Nie przejmował się zbytnio „Zazdroszczą i tyle!“ — śmiał się, a jego zdanie podzielała Fornarina. Lecz, gdy pierwsze ostrzeżenie nie pomogło, sprowokowano Firabocci‘ego przy pierwszej okazji. Nastąpił pojedynek i bolończyk padł rażony pchnięciem szpady Perino del Vaga. Oczywiście powód zajścia starannie ukryto przed Rafaelem, zaś Fornarinę poproszono, by na przyszłość zaniechała wyszukiwania lubych śród grona uczniów.
Imponujący to przykład i istotnie bałwochwalczej trzeba było czci dla Rafaela, by zdobyć się na tak prawdziwie męski i szlachetny postępek.

*

Tymczasem nienasycony temperament piekarki podkopywał wątłe zdrowie wielkiego malarza. Rafael zapadał coraz częściej, a gdy zaniemógł ciężko, lekarze, przed którymi ukrywał erotyczne ekscesy, orzekli iż jest przeziębiony — i zaaplikowali mu, ulubiony wówczas medykament — obfite puszczenie krwi. Oczywiście, w skutkach okazało się to zabójcze. Osłabili do reszty wyczerpany organizm, miast wzmocnić. Niewiedza lekarzy i szaleństwo kochanki przyśpieszyły śmierć!
W dni parę później Rafael poczuł się nieco lepiej. Fornarina nie odstępująca go na chwilę, wytłumaczyła, iż jest całkowicie zdrów i zażądała dowodu miłości. Oczywiście, nie oparł się słodkiej pokusie, co mistrza ostatecznie dobiło, gdyż czasem miłość może być zabójczą, nietylko w przenośni. Głupia Margarita narzucając się ze swemi pieszczotami, nie wiedziała o tem, że miast rozkoszy podaje czarę trucizny!
Rozpoczął się coraz większy upadek sił, wkońcu agonja. Na wieść, że niema żadnej nadziei uratowania Rafaela, papież Leon X wysłał umierającemu apostolskie błogosławieństwo, w tym celu delegując umyślnie kardynała. Gdy do pokoju wszedł delegowany kardynał i ujrzał u wezgłowia łoża chorego kobietę, z którą ten tyle lat spędził w grzesznym stosunku — zażądał usunięcia z komnaty Fornariny, bowiem w jej obecności nie chciał wypełniać zlecenia.
Fornarinę poproszono, by wyszła. Lecz wtedy ona, uczepiwszy się nóg łóżka, poczęła szlochać, spazmować, bić głową o ziemię, że aż siłą trzeba było pannę Luti z komnaty usunąć. Rafael w ostatnich chwilach życia jakgdyby przejrzał, jakby łuska spadła mu z oczu. Wspominał o zmarłej narzeczonej Marji Bibiena, chciał, by obok niej go pochowano — prosił, by Fornariny nie dopuszczano do niego, by mógł umrzeć spokojnie.
Francesco Penni i Giulio Romano, wciąż obecni przy konającym, wiernie spełniając wolę mistrza, radzi dopiec znienawidzonej piekarce, wzbronili jej kategorycznie dostępu, nieczuli na wszelkie prośby. Margarita błagała by choć zezwolono wejść na chwilę — daremnie! Ujrzała dopiero kochanka, gdy zawarto mu oczy na wieki!
Wielki Rafael zmarł w Wielki piątek dnia 6 kwietnia 1520 r., w rocznicę swych urodzin.

*

Rafael umierając pozostawił kochance tyle, iż mogła prowadzić życie nie wystawne, lecz wcale przyzwoite. Lecz nie takim był jej charakter. Przez długi czas opiekował się nią Agostino Chigi i uchodziła w Rzymie za jedną z najszykowniejszych kurtyzan.
Wprawdzie po śmierci malarza, bankier doradził Fornarinie, celem uniknięcia przykrości ze strony uczniów zmarłego by zamieszkała czas jakiś u ojca. Schronienie teoretycznie dobrze obmyślone, okazało się w skutkach niemiłem.
Odnalazł ją tam Tomasso Chinelli, który w międzyczasie zdążył z klasztoru drapnąć i przez wdzięczność za pięć lat, spędzonych z jej łaski w zamknięciu, obsypał potokiem wymysłów. Margarita sądziła, iż ostatnia godzina jej się zbliża i chwyciła broni, do której jedynie była zdolna: ofiarowała Tomasso swe ciało.
Lecz ten tylko splunął i pochwyciwszy garść błota, cisnął nim jej w twarz z pogardą.
— Tegoś warta! — zawołał odchodząc.
Margarita Luti zakończyła swój żywot w klasztorze, lecz kiedy? — niewiadomo. Ta okoliczność w błąd wprowadziła wielu historyków, którzy sądzili, iż stać się to miało natychmiast po śmierci Rafaela, spowodowane rozpaczą niewinnej dziewicy po stracie uwielbianego kochanka.
My wiemy, że sprawa ma się zgoła inaczej.
Takiem było duchowe oblicze Fornariny — pierwowzoru Sykstyńskiej Madonny. Uwiecznił prócz tego Rafael jej oblicze, istotnie pozornie idealne i nieziemskie, w co najmniej tuzinie innych Madon i szeregu świętych. Niejednokrotnie historycy sztuki w różnych obrazach Rafaela doszukiwali się rzeczywistego portretu Fornariny. Ogólnie przyjętem jest zdanie, że portretem jej jest t. zw. „La donna velata“ — dama z zasłoną, znajdująca się w galerji Pitti we Florencji.
Lecz i na tym obrazie mającym przedstawiać prawdziwy wyraz twarzy kochanki Rafaela, nie zaś zmodyfikowany jak w innych arcydziełach — posiada wietrznica i hultajka minę niewinną i poważną.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.