Kupiec wenecki (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt czwarty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kupiec wenecki |
Pochodzenie | Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom IX |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1895 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Leon Ulrich |
Tytuł orygin. | The Merchant of Venice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Doża. Gdzie jest Antonio?
Antonio. Czekam na rozkazy.
Doża. Z boleścią widzę, że masz odpowiedzieć
Na kamiennego przeciwnika skargi,
W którego nędznem sercu nadaremnie
Szukałbyś kropli ludzkiego uczucia.
Antonio. Książę, wiem dobrze, ileś zażył trudów,
By żądań jego surowość złagodzić;
Ale gdy w chęciach swoich trwa upornie,
Skoro prawnymi nie mogę środkami
Wyrwać się z szponów jego nienawiści,
Niechaj cierpliwość tarczą moją będzie.
Jestem gotowy spokojnym umysłem
Wytrzymać jego wściekłości męczarnie.
Doża. Niech żyd się teraz przed trybunał stawi.
Solanio. Żyd czeka przy drzwiach na sędziów rozkazy.
Doża. Zróbcie mu miejsce. Przybliż się, Szajloku!
To jest i świata i moje mniemanie,
Że choć się srożysz do ostatniej chwili,
W końcu pokażesz większe miłosierdzie,
Niż jest pozorne twoje okrucieństwo;
Że chociaż teraz, wedle słów obligu,
Chcesz z ciała jego funt mięsa wykroić,
Nietylko prawa twojego się zrzeczesz,
Lecz uczuć ludzkich duchem przenikniony
Odstąpisz jednej części kapitału,
Litosnem okiem rzucając na straty,
Które na jego zwaliły się barki,
Pożarły mienie królewskiego kupca,
Zbudziły litość nad jego niedolą
W żelaznych piersiach i kamiennych sercach
Synów Tartaryi, niećwiczonych nigdy
W szlachetnej szkole uczuć delikatnych.
Czekamy na twą litosną odpowiedź.
Szajlok. Książę, wiadome ci są me zamiary.
Ja na nasz święty szabas poprzysiągłem,
Że mieć to muszę, co mi oblig daje.
Odmowa twoja groźbą razem będzie
I prawom waszym i waszej wolności.
Jeśli mnie spytasz, dlaczego przenoszę
Funt złego ścierwa nad moje pieniądze?
Choć odpowiedzieć nie mam obowiązku,
Lecz cóż, gdy powiem: to me przywidzenie;
Odpowiedź taka nie będzież wam dosyć?
Czyliż, gdy w domu moim szczur plądruje,
Dać mi niewolno, jeśli mam ochotę,
Dziesięć tysięcy dukatów za trutkę?
I ta odpowiedź jeszczeż wam nie dosyć?
Jedni znieść kota widoku nie mogą,
Kwiczącej świni ci nie mogą słuchać,
Inni, gdy kobza zaskrzypi im w uszach,
Daremnie pragną zatrzymać urynę,
Bo antypatyi i sympatyi władza
Po swojej woli myśli ich nastraja.
I ja też powiem w mojej odpowiedzi:
Jak ty nie możesz dobrej dać przyczyny,
Dlaczego jeden znieść nie może kota,
Kwiczącej świni ten nie może słuchać,
A tamten kobzy, by się pomścić nie chciał
Na mimowolnej słabości przyczynie,
Tak ja nie mogę dać wam i dać nie chcę
Innej przyczyny mojego uporu,
Jak zastarzałą moją doń nienawiść.
Odpowiedź moja jestże dostateczna?
Bassanio. Taka odpowiedź, kamienny człowieku,
Dzikich popędów nie usprawiedliwia.
Szajlok. Nic mnie nie zmusza, abym w odpowiedziach
Pragnął na twoją zasłużyć pochwałę.
Bassanio. Mamyż zabijać, czego nie kochamy?
Szajlok. Któż nie chce zabić, czego nienawidzi?
Bassanio. Pierwsza uraza maż rodzić nienawiść?
Szajlok. Chcesz więc, by dwakroć ten sam wąż cię ukłuł?
Antonio. Nie zapominaj, że spierasz się z żydem;
Że równie łatwo mógłbyś nad wybrzeżem
Rozkazać fali rosnącej ustąpić,
Że z równym skutkiem mógłbyś wilka pytać,
Dlaczego jagnię od owcy wydziera,
Równiebyś łatwo leśnym kazał sosnom,
Aby bez szumu kołysały czoła,
Gdy je niebieskie trącają oddechy;
Łatwiejbyś spełnił najtrudniejsze dzieło,
Niż tego żyda twarde zmiękczył serce.
Więc cię zaklinam, przestań próżno błagać,
I dozwól, proszę, ażeby bez zwłoki
Sąd wydał wyrok, a żyd dostał swoje.
Bassanio. Za trzy tysiące daję sześć, Szajloku.
Szajlok. Z sześciu tysięcy gdyby każdy dukat
Na sześć się nowych dukatów rozdzielił,
Jeszczebym moich praw ci nie odstąpił.
Doża. Jeśli dla bliźnich miłosierdzia nie masz,
Jak możesz liczyć sam na miłosierdzie?
Szajlok. Żyjąc uczciwie, czego mam się lękać?
Wszak macie u was kupnych niewolników,
Których jak osłów, jak psów, lub jak koni
Do niewolniczych posług używacie,
Bo to wasz pieniądz. Mamże wam powiedzieć:
Dziedziczki wasze dajcie im za żony;
Wróćcie im wolność; niech pościel ich będzie
Miękką jak wasza; niech ich podniebieniu
Równie wykwintne pochlebiają dania.
Wy odpowiecie: to własność jest nasza.
To samo teraz i ja odpowiadam.
Mięso, o które przed wami się spieram,
Drogo kupiłem, moją jest własnością.
Jeżeli przegram, hańba prawom waszym!
Wyroki wasze czczą są gadaniną.
Wymagam sądu; czyliż mi go dacie?
Doża. Mocą praw moich odraczam trybunał,
Dopóki doktor uczony, Bellaryo,
Którego zdania w sprawie tej zasięgam,
Nie będzie z nami.
Salarino. Książę, właśnie z Padwy
Przybył posłaniec z listami doktora.
Doża. Przynieś mi listy, zawołaj posłańca.
Bassanio. Drogi Antonio, dobrej bądź otuchy;
Przód żyd zabierze mą krew, mięso, kości,
Zanim ty dla mnie krwi kropelkę stracisz.
Antonio. Jam jest śród trzody zarażoną owcą,
Na śmierć skazaną; jak najsłabszy owoc
Najpierwszy spada, tak ja niechaj spadnę,
A ty nie możesz nic lepszego zrobić,
Jak żyć i dla mnie nagrobek napisać.
Doża. Czy od Bellarya, czy z Padwy przybywasz?
Neryssa. Książę, Bellarya niosę pozdrowienia (oddaje list).
Bassanio. Dlaczego nóż twój tak żarliwie ostrzysz?
Szajlok. By dług wykroić na bankruta ciele.
Gracyano. Nie na rzemieniu, ale na sumieniu
Nóż ten zaostrzasz; ale żaden metal,
Nie, żaden, nawet katowska siekiera
Połowy ostrza złości twojej nie ma.
Żadna więc prośba wzruszyć cię nie zdoła?
Szajlok. Żadna przynajmniej, którą ty zanosisz.
Gracyano. Bądźże przeklęty, psie nieubłagany!
Twe życie sądów wieczną jest satyrą!
Prawie zachwiałeś moją silną wiarę,
Przyjąć mnie zmuszasz Pitagora zdanie,
Że się zwierzęce przelewają dusze
W człowieka ciało; że psia twoja dusza
W wilku mieszkała, gdy go powieszono,
Wpłynęła w ciebie prosto z szubienicy,
Gdyś jeszcze w matki przeklętem był łonie,
Bo wszystkie twoje skłonności i żądze
Są wilcze, krwawe, głodne i żarłoczne.
Szajlok. Póki szyderstwem nie zniszczysz obligu,
Daremnie krzykiem płuca twoje męczysz.
Radzę ci z serca, dowcip twój połataj,
Bo jest dziurawy. Domagam się sądu.
Doża. Bellaryo listem poleca doktora
Młodego, ale pełnego nauki.
Gdzie jest ten doktor?
Neryssa. Czeka niedaleko
Na twą odpowiedź i twoje rozkazy.
Doża. Niech się więc śpieszy. Z pomiędzy was kilku
Niech go uprzejmie wprowadzi do sali.
Tymczasem listu słuchajmy Bellarya.
Sekretarz (czyta). Książę, w dzień odebrania waszego listu złożony byłem ciężką chorobą. Ale razem z waszym posłańcem przybył do mnie z Rzymu w odwiedziny młody doktor, nazwiskiem Baltazar. Opowiedziałem mu całą sprawę żyda i kupca Antonia. Przerzuciliśmy ksiąg niemało; Baltazar wie moje zdanie, a dopełniając je własną nauką, której głębokości dostatecznie zalecić nie jestem w stanie, śpieszy w mojem zastępstwie, aby żądaniu waszemu zadosyć uczynić. Proszę was, niech brak lat nie naraża go na brak waszego szacunku, bo nigdy jeszcze widzieć mi się nie zdarzyło z tak młodem ciałem tak starej głowy. Polecam go więc waszej uprzejmości, przekonany, że próba będzie dla niego lepszą niż moje słowa rekomendacyą.
Doża. Tak pisze do nas uczony Bellaryo.
Właśnie i młody doktor nasz przychodzi.
Daj rękę. Stary przysłał cię Bellaryo?
Porcya. Tak jest.
Doża. Więc witaj! Siądź przy moim hoku.
Znaszli treść sprawy, która tu się toczy,
W której dziś wyrok trybunał ma wydać?
Porcya. Wszystkie szczegóły znane mi dokładnie.
Teraz gdzie żyd jest? gdzie kupiec Antonio?
Doża. Antonio, Szajlok, przybliżcie się oba.
Porcya. Imię twe Szajlok?
Szajlok. Szajlok imię moje.
Porcya. Dziwnej natury proces wytoczyłeś,
Lecz w takiej formie, że weneckie prawa
Oprzeć się twoim nie mogą żądaniom.
(Do Antonia) Tobie zagraża to niebezpieczeństwo?
Antonio. Tak jest, mnie, panie!
Porcya. Czy uznajesz oblig?
Antonio. Uznaję.
Porcya. Żydzie, bądź więc miłosierny.
Szajlok. A czemu, proszę, mam być miłosierny?
Porcya. Dla miłosierdzia nikt przymusu nie ma;
Ono, jak kropla niebieskiego deszczu,
Spływa na ziemię, dwakroć błogosławi
Tego, co daje i tego, co bierze.
Ono z potężnych jest najpotężniejsze;
Przystoi królom lepiej niż korona.
Berło ich świadczy doczesną potęgę,
Obudzą w sercach bojaźń majestatu,
I groźne myśli o królów potędze;
Lecz miłosierdzie od władzy tej wyższe,
W królewskich sercach jego panowanie;
Ono jest Boga samego przymiotem:
Najpodobniejszy jest Bogu król ziemski,
Gdy sprawiedliwość słodzi miłosierdziem.
Dlatego, żydzie, choć prawo za tobą,
Pomnij, że nikt z nas zbawienia nie znajdzie
W sprawiedliwości sądzie nieugiętym.
W modlitwach Boga o litość błagamy;
Czyż ta modlitwa nie uczy nas razem,
Żeśmy bliźniemu winni miłosierdzie?
Mówię tak długo, aby cię przebłagać,
Bo jeśli zechcesz uprzeć się przy prawie,
Trybunał musi Antonia potępić.
Szajlok. Zdam w swoim czasie liczbę z moich czynów;
Teraz chcę sądu wedle słów obligu.
Porcya. Czy nie jest w stanie uiścić się z długu?
Bassanio. I owszem. Ja mu w przytomności sądu
Daję podwójną summę; gdy to mało,
Dziesięćkroć więcej zapłacić przyrzekam
Pod ręki, serca, pod głowy utratą.
Jeśli mu na tem nie dosyć, to widać,
Że nad uczciwym złość dziś tryumfuje.
Powagą twoją złam prawo, wykonaj
Z niewielką krzywdą wielką sprawiedliwość,
I ugnij dyabła okrutnego wolę.
Porcya. Nie mogę. Niema w Wenecyi potęgi,
Mogącej łamać stanowione prawo.
Sąd taki byłby złym tylko przykładem,
Za którym liczna gromada nadużyć
W prawaby nasze wkradła się. Nie mogę.
Szajlok. Daniel, o, Daniel przyszedł nas rozsądzić!
O, mądry sędzio, jakże cię uwielbiam!
Porcya. Pozwól mi, proszę, oblig ten odczytać.
Szajlok. Oto jest, zacny, przewielebny sędzio!
Porcya. Trzykroć, ci większą ofiaruje summę.
Szajlok. Przysięga moja w niebie zapisana;
Krzywoprzysięstwem mamże się obciążyć?
Tego nie zrobię za Wenecyą całą.
Porcya. Oblig jest jasny; niewątpliwe prawo
Żydowi służy funt mięsa wykroić
Z Antonia piersi, z pod samego serca.
Ale, Szajloku, pokaż miłosierdzie,
Weź, co ci dają; dozwól oblig podrzeć.
Szajlok. Jak go zapłaci wedle jego treści.
Widzę, że jesteś dostojnym doktorem,
Prawo znasz dobrze, jasno je wykładasz,
A więc cię teraz wzywam w imię prawa,
Którego jesteś potężnym filarem,
Przystąp do sądu. Na duszę przysięgam,
Niema języka zdolnego mnie zachwiać
W moich zamiarach, a przy mnie jest prawo.
Antonio. I ja z mej strony błagam was, sędziowie,
Wydajcie wyrok.
Porcya. Wyrok tej jest treści:
Do noża jego pierś przygotuj twoją.
Szajlok. Szlachetny sędzio! wyborny młodzieńcze!
Porcya. Bo i duch prawa i jego litera
Upoważniają wykonanie kary,
Którą twój oblig wyraźnie zastrzega.
Szajlok. To wielka prawda. O, przemądry sędzio!
Jakże twój rozum lata twe prześciga!
Porcya. Odsłoń więc piersi.
Szajlok. Tak jest, odsłoń piersi:
Tak mówi oblig; czy nie, zacny sędzio?
„Najbliżej serca“; to są własne słowa.
Porcya. Czyli masz wagi, by mięso odważyć?
Szajlok. Mam je gotowe.
Porcya. Zarazem, Szajloku,
Miej w pogotowiu dobrego chirurga,
By go krwi ujście o śmierć nie przywiodło.
Szajlok. Czyś i to także w obligu wyczytał?
Porcya. Choć oblig żadnej nie ma o tem wzmianki,
Zrób to przez proste ludzkości uczucie.
Szajlok. Warunku tego darmo w piśmie szukam.
Porcya. A ty, Antonio, czy masz co powiedzieć?
Antonio. Tylko słów kilka. Umrzeć jestem gotów.
Bądź zdrów, Bassanio! daj mi twoją rękę;
Niech dola moja łez ci nie wyciska.
Uznaj w tem wszystkiem fortuny przychylność
Większą niż zwykle. Kiedy bowiem innych
Przymusza bogactw swych przeżyć ruinę,
Z zapadłem okiem, pomarszczonem czołem
Patrzeć na nędzę samotnej starości,
Mnie, naraz, z długich wyzwala męczarni.
Poleć mnie pięknej żony twej pamięci,
Powiedz jej koniec procesu Antonia,
Mów, jak cię kochał, powiedz, jak umierał,
A potem żądaj, niech rozsądzi sama,
Czyli Bassanio przyjacieli nie miał.
Nie żałuj, proszę, że stracić mnie musisz;
Ja, dług twój płacąc, życia nie żałuję.
Byleby żyd ten pchnął nóż dość głęboko,
Dług mój, bez trwogi, chętnem płacę sercem.
Bassanio. Wiesz, mój Antonio, że pojąłem żonę,
Która mi droższa niźli moje życie;
Lecz życie, żonę, ale świat ten cały
Mniej mi są drogie od twego żywota,
I chciałbym wszystko utracić, poświęcić
Temu tu dyabłu, byle cię ocalić.
Porcya. Gdyby twa żona słyszała ofiarę,
Nie wiem, jak bardzo byłaby ci wdzięczną.
Gracyano. I ja mam żonę, którą z duszy kocham,
Lecz chciałbym, żeby w niebie teraz była,
Błagała Boga, by psa tego zmiękczył.
Neryssa. Dobrze, że robisz ofiarę za oczy,
Boby inaczej wojna była w domu.
Szajlok (na str.). To chrześcijańscy męże. Ja mam córkę,
Wolałbym, żeby z rodu Barabasza
Dostała męża niż chrześcijanina.
(Głośno) Lecz czas tracimy na próżno. Do rzeczy!
Porcya. Funt jego mięsa własnością jest twoją;
Tak prawo mówi, a stwierdza trybunał.
Szajlok. O wielki sędzio!
Porcya. Wykroisz je z piersi;
Tak prawo mówi, a stwierdza trybunał.
Szajlok. O sędzio mądry! uczony! Do dzieła!
Porcya. Poczekaj chwilę — jedno jeszcze słowo.
Oblig nie daje ci krwi ani kropli;
Funt jeden mięsa, powiada wyraźnie.
Weźże co twoje; weź jeden funt mięsa;
Lecz biorąc mięso, jeżeli rozlejesz
Krwi chrześcijańskiej choć jedną kropelkę,
Wszystkie twe dobra prawo konfiskuje
Na rzecz Wenecyi.
Gracyano. Uczony sędzia! Szajlok, co za sędzia!
Szajlok. Czy to jest prawo?
Porcya. Pokażę artykuł.
Sprawiedliwości domagasz się ciągle,
Dam ci jej więcej, niżeli sam żądasz.
Gracyano. Uczony sędzia! hę, czy nie uczony?
Szajlok. Więc wolę, niech mi potrójnie zapłaci
I z Bogiem idzie.
Bassanio. Oto są pieniądze.
Porcya. Nie; sprawiedliwość musim mu wymierzyć;
Chciał jego mięsa, niechże mięso weźmie.
Gracyano. O wielki sędzia! żydzie, mądry sędzia!
Porcya. Dlatego śpiesz się zabrać twoje mięso,
Lecz strzeż się rozlać krwi, albo odkroić
Mniej albo więcej jak jeden funt mięsa;
Bo jeśli weźmiesz, albo mniej lub więcej,
Choćby o setną tylko cząstkę grana,
Ba, choćby tylko i o włosa wagę,
Czekają na cię: śmierć i konfiskata.
Gracyano. O, drugi Daniel! żydzie, drugi Daniel!
Teraz, niewierny, złapałem cię w szpony.
Porcya. Czemu się wahasz, Szajloku? do dzieła!
Szajlok. Zwróć mi kapitał, a kwituję z reszty.
Bassanio. Czekam od dawna z sumą odliczoną.
Porcya. Nie chciał jej przyjąć w przytomności sądu,
Sprawiedliwością niech się teraz cieszy.
Gracyano. O Daniel, Daniel, żydzie, drugi Daniel!
Dzięki ci za to, żeś to imię znalazł!
Szajlok. Nie mogęż dostać choćby kapitału?
Porcya. Dostaniesz tylko, co oblig waruje,
A biada tobie, jeśli weźmiesz więcej!
Szajlok. A więc niech dyabeł zapłaci mu za mnie!
Ja się wyrzekam praw moich.
Porcya. Poczekaj!
Jeszcze wszystkiego nie skończyłeś z prawem.
W weneckich prawach stoi zapisane,
Iż cudzoziemiec każdy, przekonany,
Że lub pośrednio albo bezpośrednio
Godził na życie Wenecyi mieszkańca,
Dóbr swych połowę na rzecz jego traci,
Drugą połowę skarb publiczny bierze,
A w końcu, życiem samem winowajcy
Doża dowolnie może rozporządzić.
Dziś ten artykuł potępia cię, żydzie,
Bo z procedury całej się wykrywa,
Że tak pośrednio jak i bezpośrednio
Groziłeś życiu obżałowanego;
Dlatego wyżej przytoczona kara
Dosięga ciebie i twe posiadłości.
O miłosierdzie błagaj u stóp doży.
Gracyano. Błagaj, niech ci się powiesić dozwoli.
Ale gdyś cały utracił majątek,
Gdy nie masz grosza na kupno postronka,
A więc publicznym kosztem będziesz wisiał.
Doża. Byś uczuć naszych sam poznał różnicę,
Wprzód, niźli błagasz, daruję ci życie.
Twych dóbr połowę zabiera Antonio,
Ale część tego, co do skarbu wpływa,
Jeszcze pokorą możesz uratować.
Porcya. Z Antonia części nic odjąć nie wolno.
Szajlok. Nie, zabierz życie; nie błagam o życie;
Dom mój zabierasz, zabierając słupy,
Co go wspierają; wydzierasz mi życie,
Gdy mi z rąk bierzesz wszystko to, czem żyję.
Porcya (do Antonia). A ty, czem twoją pokażesz mu litość?
Gracyano. Daj mu postronek gratis, lecz nic więcej.
Antonio. Niech wyrok sądu, miłosierdzie doży,
Wrócą żydowi połowę majątku.
Drugą połowę, aż do jego śmierci,
Na zwykły procent zatrzymam u siebie,
A potem wszystko temu wiernie spłacę,
Który niedawno córkę jego wykradł.
Dwa jednak inne dołożę warunki:
Za tyle łaski chrzest przyjmie natychmiast,
I w trybunale urzędownie stwierdzi
Donacyę wszystkich swoich posiadłości
Córce i swemu synowi Lorenco.
Doża. Jeśli warunków obu nie dopełni,
Ja odwołuję słowo przebaczenia.
Porcya. Żydzie, czy na to przystajesz?
Szajlok. Przystaję.
Porcya. Więc, sekretarzu, akt wygotuj spiesznie.
Szajlok. Pozwólcie teraz, żebym się oddalił,
Bo mi jest słabo. Akt przyślijcie za mną,
Podpiszę w domu.
Doża. Możesz się oddalić.
Gracyano. Dwóch chrzestnych ojców do chrztu cię powiedzie;
Gdybym był sędzią, dodałbym dziesięciu[1],
Żeby powiedli cię na szubienicę. (Wychodzi Szajlok).
Doża (do Porcyi). Racz dzisiaj przyjąć obiad w moim domu.
Porcya. Z żalem nie mogę przyjąć zaproszenia,
Bo mnie do Padwy obowiązek woła;
Wenecyę muszę bez zwłoki opuścić.
Doża. Boleję, że tak nagle nas opuszczasz.
(Do Antonia). Pokaż się wdzięcznym temu doktorowi,
Bo wielkiej ceny oddał ci usługę.
Bassanio. Drogi doktorze, ja i mój przyjaciel
Przez mądrość twoją uszliśmy szczęśliwie
Okrutnej kary; za twoje zabiegi
Zechciej uprzejmie z naszej przyjąć ręki
Te trzy tysiące dukatów Szajloka.
Antonio. A oprócz tego, na zawsze bądź pewny
Naszej wdzięczności i miłości naszej.
Porcya. Sumienie nasze najlepiej nas płaci.
Szczęśliwy, że was mogłem uratować,
W mojem sumieniu jestem zapłacony.
Moją nauką nigdym nie frymarczył.
Przyjaźń mi waszą zachowajcie, proszę,
A teraz, bądźcie zdrowi i szczęśliwi!
Bassanio. Kochany sędzio, jedno jeszcze słowo.
Przyjmij co od nas, już nie jak zapłatę,
Lecz jak pamiątkę. Dozwól mi dwie łaski:
Śmiałość mi przebacz, daru nie odmawiaj.
Porcya. Trudno odmówić tylu naleganiom.
Dla twej miłości przyjmę na pamiątkę
Twe rękawiczki i pierścień ten z palca.
Nie cofaj ręki, na tem poprzestanę,
A ty zapewne nie zechcesz odmówić.
Bassanio. Ten pierścień, sędzio, zbyt małej jest wagi,
I wstyd mnie taką dawać ci drobnostkę.
Porcya. Ja znowu nie chcę nic innego przyjąć,
A szczerze pragnę dostać, o co proszę.
Bassanio. Ten pierścień droższy dla mnie nad swą cenę.
Najdroższy brylant, który w całem mieście
Przez obwieszczenia znaleźć mi się uda,
Dam ci w podarku, ten zostaw mi tylko.
Porcya. Szczodry, jak widzę, jesteś w obietnicach.
Tyś mnie nauczył żebrać, teraz uczysz,
Jak żebrakowi trzeba odpowiadać.
Bassanio. Słuchaj, ten pierścień dostałem od żony,
Której przysiągłem, kładąc go na palec,
Że go nie sprzedam, nie dam, ani stracę.
Porcya. Dobra wymówka, aby dar zatrzymać.
Jeśli twa żona przy zdrowych jest zmysłach,
Wie, za co pierścień dostałem w nagrodę,
Niedługo w sercu zachowa urazę.
Lecz dosyć na tem; bywajcie mi zdrowi!
Antonio. Dobry Bassanio, daj mu ten pierścionek.
Niech miłość moja i jego zasługi,
Ten raz, rozkazy żony twej przeważą.
Bassanio. Spiesz się, Gracyano! ponieś mu pierścionek,
A jeśli możesz, przyprowadź go z sobą,
W Antonia domu będziemy czekali.
Porcya. Wyszukaj żyda; niechaj akt podpisze,
A wracaj spiesznie. Wyjeżdżamy w nocy,
I powrót mężów dniem wyprzedzim całym.
Miły gościniec niesiem dla Lorenca.
Gracyano. Piękny doktorze, szczęście, żem cię znalazł.
Pan mój, Bassanio, po lepszym namyśle,
Daje ci pierścień i na obiad prosi.
Porcya. Pierścień z wdzięcznością przyjmuję, obiadu
Przyjąć nie mogę; przeproś go ode mnie.
Proszę cię także, pokaż, jeśli możesz,
Sekretarzowi memu dom Szajloka.
Gracyano. Chętnie.
Neryssa (do Porcyi). Wprzód z panem chwilę chcę pomówić.
Spróbuję pierścień wyłudzić od męża,
Który na palcu wiecznie nosić przysiągł.
Porcya. Dostaniesz, ręczę. Będą po staremu
Kląć się, że dali mężczyznom pierścionki,
Lecz my bezczelność spłacim bezczelnością,
A klęciem klęcie. Wiesz, gdzie się zejść mamy.
Neryssa. Prowadź mnie teraz do Szajloka domu. (Wychodzą).
- ↑ Ben Jonson w jednej ze swoich komedyi nazywa dwunastu przysięgłych w sprawach kryminalnych chrzestnymi ojcami wedle prawa.