La San Felice/Tom VI/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | La San Felice |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La San Felice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Caracciolo powiedział prawdę. Wiele zależało na tem polityce angielskiej, aby wygnani z swojej stolicy na stałym lądzie, Ferdynand i Karolina schronili się do Sycylii, gdzie już nic nie mogli liczyć na swoje wojska i swoich poddanych, a tylko na okręta i marynarzy angielskich.
Dla tego to Nelson, sir Williams i Emma Lyona tak zachęcali królowę do ucieczki, doradzonej jej wreszcie i przez własną obawę. Królowa wiedziała że jest tak nienawidzoną iż w razie jakiegokolwiek ruchu republikańskiego, o ile jej mąż będzie bronionym przez lud, o tyle tenże sam lud usunie się od niej, w razie gdyby jej zagrażało uwięzienie lub nawet śmierć! Widmo jej siostry Antoniny trzymającej w ręku swą głowę posiwiałą w ciągu jednej nocy, ciągle stało przed jej oczami.
W dziesięć dni po powrocie króla, to jest 18 Grudnia, królowa znajdowała się w swojej sypialni z Actonem i Emmą Lyona.
Była ósma godzina wieczorem. Straszliwy wicher wstrząsał oknami pałacu i słychać było szum morza rozbijającego się o wieże arragońskie pałacu Chateau-Neuf. Jedna tylko lampa oświecała pokój a całe jej światło było skierowane na plan pałacu, na którym królowa i Acton zdawali się chciwie szukać jakiegoś szczegółu którego znaleść nie mogli.
W rogu pokoju można było dostrzedz w półcieniu sylwetkę nieruchomą i niemą, która z obojętnością statuy zdawała się oczekiwać rozkazów i być gotową do wykonania.
Królowa poruszyła się niecierpliwie.
— A jednak to przejście tajemne istnieje, powiedziała, jestem tego pewną, chociaż od dawna nie jest użytkowanem.
— Czy W. K. Mość sądzi iż to przejście będzie jej potrzebnem?
— Koniecznem, rzekła królowa. Podanie mówi że wychodziło ono na port wojenny, i tem jedynie przejściem niewidzialni możemy przenieść na okręta angielskie nasze klejnoty, złoto, dzieła sztuki, które pragniemy uwieźć z sobą. Jeżeli lud domyśli się naszego wyjazdu, a domyśli się skoro tylko zobaczy choć jeden pakunek przeniesiony na pokład Vanguard’a, nastąpi rozruch i nie będzie już wtedy możności oddalenia się. Koniecznie więc trzeba odnaleźć to przejście.
I królowa z pomocą szkła powiększającego znów zaczęła uporczywie szukać śladu mogącego wskazać podziemie w którem całą pokładała nadzieję.
Acton widząc silne zajęcie królowej, podniósł głowę, poszukał wzrokiem cieniu o którym mówiliśmy, a znalazłszy go:
— Dick! zawołał.
Młodzieniec zadrżał, jak gdyby nie oczekiwał tego wezwania i jak gdyby jego myśli znajdowały się o sto mil od miejsca w którem się znajdował.
— Jaśnie oświecony panie, odrzekł.
— Wiesz o co chodzi, Dick?
— Nie, J. 0. Panie.
— Jesteś jednakże tutaj od godziny, powiedziała królowa z pewną niecierpliwością.
— To prawda, N. Pani.
— Powinienbyś więc słyszyć co mówiliśmy i wiedzieć czego szukamy.
— J. 0. Pan nie mówił że wolno mi słuchać. Nic więc nie słyszałem.
— Sir John, powiedziała królowa tonem powątpiewania, masz nieoszacowanego sługę.
— To też mówiłem W. K. Mości, ile go cenię.
Potem obracając się do młodego człowieka którego już raz widzieliśmy, jak podczas nocy, upadku i zemdlenia Ferrarego, roztropnie a biernie spełniał rozkazy swego pana:
— Zbliż się Dick, powiedział.
— Oto jestem, J. O. Panie.
— Zdaje mi się że jesteś trochę budowniczym?
— W istocie uczyłem się dwa lata architektury.
— A więc patrz i szukaj, może prędzej znajdziesz to czego my znaleść nie możemy. Powinno istnieć w piwnicach podziemie, tajne przejście prowadzące z wnętrza pałacu do portu wojennego.
Acton usunął się od stołu, ustępując miejsca swemu sekretarzowi. Ten pochylił się nad planem ale podniósł się natychmiast.
— Sądzę że szukanie jest nadaremne, powiedział.
— A to dla czego?
— Jeżeli budowniczy pałacu urządził przejście tajne, niezawodnie nie wykazał go na planie.
— I dla czegóż to? zapytała królowa ze zwykłą swą niecierpliwością.
— Ależ pani, od chwili kiedy przejście tajemne zostałoby oznaczone na planie, przestałoby być tajnem, ponieważ wiedzieliby o niem wszyscy ci co plan znają.
Królowa się roześmiała.
— Wiesz generale że to bardzo logiczne, co mówi twój sekretarz?
— Tak logiczne, iż wstydzę się że ja na tę myśl nie wpadłem, rzekł Acton.
— A więc teraz, panie Dick, powiedziała Emma Lyona, dopomóż nam do wynalezienia tego podziemia. Skoro podziemie odnajdziemy. czuję się usposobioną jak heroina Anny Radchffe zwiedzić je i zdać sprawozdanie królowej.
Ryszard zanim odpowiedział, spojrzał na generała Actona. jak gdyby prosił o pozwolenie.
— Mów Dick, mów, powiedział generał, królowa pozwala, a ufam twej roztropności i dyskrecji.
Dick ukłonił się.
— Sądzę, powiedział, że przedewszystkiem należy zwiedzić część fundamentów pałacu wychodzących na Darse. Chociażby drzwi były jak najlepiej ukryte niepodobieństwem jest aby nie można znaleźć jakiegokolwiek ich śladu.
— Trzeba więc znów czekać do jutra, powiedziała królowa, i znów noc stracona.
Dick zbliżył się do okna.
— I dla czegóż to pani? Niebo jest pochmurne, to prawda, ale księżyc świeci w pełni. Ile razy będzie przechodził między dwiema chmurami, udzieli mi światła wystarczającego do moich poszukiwań. Potrzeba mi tylko wiedzieć hasło, abym mógł krążyć dowolnie wewnątrz portu.
— Nic łatwiejszego, powiedział Acton. Pójdziemy razem do gubernatora zamku, da on nam nietylko hasło, ale nadto każę uprzedzić warty aby się nie zajmowały tobą i dozwoliły ci spokojnie zdziałać wszystko co masz do zrobienia.
— Pójdźmy generale, nie traćmy czasu, jak mówi J. K. Mość.
— Idź generale, idź. powiedziała królowa. A pan staraj się nie zawieść dobrego wyobrażenia, jakie mamy o tobie.
— Zrobię wszystko jak będę umiał najlepiej.
I skłoniwszy się nisko, wyszedł za generał-kapitanem. W przeciągu dziesięciu minut Acton powrócił sam.
— I cóż? zapytała królowa.
— A cóż, odpowiedział tenże, nasz ogar tropi, i zdziwiłbym się wielce gdyby powrócił nic nie zrobiwszy.
W istocie, znając hasło, zalecony wartom przez oficera straży, Dick rozpoczął swoje poszukiwania i w zagięciu muru odkrył kratę żelazną pokrytą rdzą i pajęczyną, około której wszyscy przechodzili nie zwracając na nią uwagi. Przekonany że znalazł jeden kraniec podziemia, myślał tylko o tem jakimby sposobem odkryć drugi.
Wszedł do zamku, zapytał kto był najstarszym sługą z całej tej ciżby tłoczącej się w niższych piętrach, i dowiedział się że był nim ojciec piwniczego, który spełniając tę służbę przez lat czterdzieści, od dwudziestu lat ustąpił ją synowi. Starzec miał 82 lat wieku i wszedł do służby za Karola III, który go sprowadził z sobą w tym samym roku kiedy wstąpił na tron.
Dick kazał się zaprowadzić do piwniczego. Zastał całą rodzinę przy stole. Składała się ona z dwunastu osób. Starzec był pniem, reszta były to gałęzie.
Było tam dwóch synów, dwie synowe, siedmioro dzieci i wnuków.
Jeden z synów był piwnicznym królewskim, tak jak ojciec, drugi ślusarzem pałacu.
Dziad, był to piękny starzec, szczupły i prosty, silny jeszcze i jak się zdawało w posiadaniu całej swej inteligencji.
Dick wszedł i odzywając się do niego po hiszpańsku:
— Królowa cię wzywa, powiedział.
Starzec zadrżał: od wyjazdu Karola III, to jest od czterdziestu lat, nikt do niego nie przemawiał jego rodowitym językiem.
— Królowa mnie wzywa! powtórzył ze zdziwieniem po neapolitańsku.
Wszyscy biesiadnicy powstali, jakby sprężyną poruszeni.
— Królowa cię wzywa, powtórzył Dick.
— Mnie?
— Ciebie.
— Pan jesteś pewnym że się nie mylisz?
— Tak jest.
— I kiedyż to?
— Natychmiast.
— Ale nie mogę się tak pokazać J. K. Mości.
— Ona wzywa cię tak jak jesteś.
— Ależ Wasza Ekscelencjo.
— Królowa czeka.
Starzec powstał więcej zaniepokojony niż ucieszony z zaproszenia i spojrzał na synów z pewnem zakłopotaniem.
— Powiedz swemu synowi ślusarzowi żeby się nie kładł, ciągnął dalej Dick, zawsze w tym samym języku; prawdopodobnie królowa będzie go jeszcze dziś potrzebowała.
Starzec w języku neapolitańskim powtórzył rozkaz synowi.
— Jesteś gotów? spytał Dick.
— Jestem na usługi Waszej Ekscelencji.
I krokiem prawie równie pewnym, chociaż cokolwiek ociężalszym jak jego przewodnik, wszedł na schody służbowe, któremi wychodził Dick i przeszedł przez korytarze.
Odźwierni widzieli wychodzącego z pokoju królowej młodego człowieka w towarzystwie Actona, — powstali chcąc oznajmić jego powrót, ale on dał im znak ażeby pozostali na miejscu i lekko zasztukał do drzwi królowej.
— Wejdź, powiedział rozkazujący głos Karoliny, domyślającej się że tylko Dick mógł być tyle dyskretnym, iżby nie kazać oznajmić swego przybycia.
Acton powstał aby drzwi otworzyć, ale nim zrobił dwa kroki już Dick stał we drzwiach zostawiając starca w przedpokoju.
— I cóż panie, zapytała królowa, i cóż znalazłeś?
— To czego W. K. Mość szukała, tak się spodziewam przynajmniej.
— Znalazłeś podziemie?
— Znalazłem jeden z jego otworów, a mam na dzieje iż sprowadzam W. K. Mości człowieka który znajdzie drugi.
— Człowiek który znajdzie drugi?
— Dawnego piwniczego króla Karola III, starca 82 letniego.
— Zapytywałeś go?
— Nie sądziłem się upoważnionym do tego i z tej przyczyny zapytywanie pozostawiłem W. K. Mości.
— Gdzież jest ten człowiek?
— Tam, powiedział sekretarz wskazując drzwi.
— Niech wejdzie.
Dick poszedł ku drzwiom.
— Wejdź, powiedział.
Starzec wszedł.
— Ah, ah! to ty Pacheco, powiedziała królowa, poznając w nim człowieka który jej służył przez 15 lub 20 lat, nie wiedziałam że liczysz się jeszcze do tego świata. Cieszy mnie że widzę cię żyjącym i w dobrem zdrowiu.
Starzec skłonił się.
— Właśnie z przyczyny twojego podeszłego wieku, możesz mi oddać przysługę.
— Jestem na rozkazy W. K. Mości.
— Zapewne za czasów świętej pamięci króla Karola III — niech Bóg świeci nad jego duszą! — zapewne widziałeś a przynajmniej słyszałeś o przejściu tajnem, wychodzącem z piwnic zamku do portu wojennego.
Starzec potarł czoło.
— W istocie przypominam sobie coś podobnego, powiedział.
— Szukaj Pacheco, szukaj, potrzeba nam dziś odnaleść to przejście.
— Cóż robić, nie jest się już młodym, rzekł Pacheco, w 82 latach pamięć nas opuszcza. Czy wolno mi zapytać moich synów?
— Czem są twoi synowie? zapytała królowa.
— Starszy liczący pięćdziesiąt lat wieku, objął po mnie miejsce piwniczego, drugi, czterdziesto ośmioletni jest ślusarzem.
— Ślusarzem mówisz?
— Tak, na usługi W. K. Mości,, jeżeli może jej być w czem przydatnym.
— Ślusarzem! W. K. Mość pojmuje, rzekł Ryszard. Aby otworzyć drzwi, potrzeba będzie ślusarza.
— Dobrze, powiedziała królowa. Idź pomów z swymi synami, ale tylko z nimi, a nie z kobietami.
— Niech Bóg będzie z W. K. Mośeią, powiedział starzec kłaniając się i wychodząc.
— Idź za tym człowiekiem, panie Dick, rzekła królowa, i powracaj jak najspieszniej udzielić mi wiadomości o skutku narady.
Dick skłonił się i wyszedł za Pachecą.
W kwadrans powrócił.
— Przejście znalezione, powiedział i ślusarz oczekuje aby roztworzyć drzwi na rozkaz W. K. Mości.
— Generale, rzekła królowa, posiadasz w panu Ryszardzie nieoszacowanego człowieka i prawdopodobnie będę cię kiedyś prosić o niego.
— W tym dniu, odpowiedział Acton, moje i jego najdroższe życzenia zostaną spełnione. Tymczasem zaś, co W. K. Mość rozkaże?
— Chodź, rzekła królowa do Emmy Lyona, są rzeczy które należy koniecznie własnemi oglądać oczyma.