La San Felice/Tom VIII/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | La San Felice |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La San Felice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Chociaż król Ferdynand, jak to powiedzieliśmy już, mniej się spieszył z uorganizowaniem swego ministerstwa aniżeli partji reversi, jednakże po upływie kilku dni, urządzono coś podobnego do rady państwa Arioli, będącemu jakiś czas w niełasce, powierzył na nowo ministerstwo wojny, przekonał się bowiem prędko, że zdrajcami byli nie odradzający wojnę, lecz pobudzający do niej. Mianował markiza Circello kierującym w wydziale spraw wewnętrznych, a księcia Castelcicala, którego należało nagrodzić za utratę ambasady w Londynie i posady członka junty państwa w Neapolu, ministrem spraw zagranicznych.
Książe Pignatelli namiestnik państwa, pierwszy przywiózł wieści z Neapolu do Palermo. Uciekł on, jak powiedzieliśmy, tego samego wieczora, gdy wezwany aby wydał skarb państwa w ręce rady municypalnej i złożył władzę w ręce wybranych delegowanych, prosił o dwanaście godzin do namysłu. Książe Pignatelli został bardzo źle od króla przyjęty, a szczególniej od królowej. Król polecił mu ażeby pod żadnym warunkiem nie wchodził w układy z francuzami i buntownikami, co u niego znaczyło jedno, a książę mimo to podpisał rozejm Sparanisi, królowa poleciła mu spalić Neapol, opuszczając go, i wyrżnąć wszystkich począwszy od notarjuszów i wyżej, a on nie spalił nawet najmniejszego pałacu, nie zamordował najnędzniejszego patrjoty.
Księciu Pignatelli kazano usunąć się do Castanizetty.
Kolejno i różnemi drogami dowiedziano się o zamachu na generała Mack, o opiece jaką tenże znalazł pod namiotem generała francuskiego, o wyniesieniu Maliterna na generała ludu, o przybraniu przez tegoż za towarzysza Rocca Romany i nakoniec o coraz bliższem posuwaniu się Francuzów ku Neapolowi.
Nakoniec pewnego poranku, mały statek z Castellamare po trzech i pół dnia podróży przybył do Palermo, wysiadł z niego człowiek utrzymujący iż przywozi wieści najwyższej wagi. Mówił on że tylko cudem ocalał od jakobinów i pokazując ręce poprzerzynane sznurami, żądał przedstawić się królowi.
Król uprzedzony o tem, kazał zapytać kto jest ten człowiek. Odpowiedział, że nazywał się Roberto Brandi i był gubernatorem zamku San-Elmo. Król sądząc że w istocie wiadomości przywiezione przezeń mogą być ważne, kazał go wprowadzić.
Roberto Brandi opowiedział królowi, że nocy poprzedzającej napad Francuzów na Neapol, nastąpił straszny rozruch pomiędzy ludźmi i załogą zamku San-Elmo. Wtedy on wyszedł z pistoletami w obu rękach, ale buntownicy rzucili się na niego. Bronił się rozpaczliwie. Dwoma swemi wystrzałami jednym ranił, drugim zabił człowieka. Ale cóż mógł poradzić on jeden przeciwko pięćdziesięciu ludziom? Schwycili go, zakneblowali i wpakowali do celi Nicolina Caracciolo, którego uwolnili i zrobili komendantem zamku na jego miejsce. Zostawał on 72 godzin zamkniętym w swojej celi i nikt mu nie podał ani szklanki wody, ani kawałka chleba. Nakoniec dozorca który zawdzięczał mu swoją posadę, ulitował się nad nim i trzeciego dnia korzystając z zamieszania walki, przybył do niego i przyniósł przebranie, w którem on zdołał uciec. Ale ponieważ w pierwszej chwili niepodobna mu było znaleść środka przeprawy, był zmuszony pozostać ukryty u przyjaciela i tym sposobem obecnym przy wejściu Francuzów do Neapolu i zdradzie św. Januarjusza. Nakoniec po ogłoszeniu rzeczypospolitej partenopejskiej, dostał się do Castellamare, gdzie na wagę złota nakłonił właściciela małego statku do zabrania go na pokład i przewiezienia do Sycylii. Jego podróż trwała trzy dni; obecnie zaś przybywa on oddać się z całem poświęceniem na usługi swych dostojnych monarchów.
Opowiadanie to było nadzwyczaj rozrzewniające; Roberto Brandi udzieliwszy je królowi, musiał powtórzyć królowej, a ponieważ królowa więcej niż król umiała cenić wielkie poświęcenia, kazała ofierze Nicolina Caracciolo i jakobinów wyliczyć sumę 10,000 dukatów, mianowała go gubernatorem zamku w Palermo, z pensją jaką pobierał w zamku San-Elmo, przyrzekając mu daleko więcej, jeżeli powróci kiedykolwiek do Neapolu.
Niezwłocznie zebrano radę u królowej: Akton, Castelcicala, Nelson i markiz Circello, zostali wezwani. Chodziło o przeszkodzenie rewolucji tryumfującej w Neapolu, przejścia przez cieśninę i wtargnięcie do Sycylii. Niewielką to było rzeczą posiadać wyspę, posiadając poprzednio wyspę i ląd stały; nie wielką rzeczą było półtora miliona poddanych, mając ich poprzednio siedm milionów; ale nakoniec wyspa i półtora miliona poddanych, więcej są warte, aniżeli nic, a królowi chodziło o zatrzymanie Palermo, gdzie co wieczór grywał reversi, gdzie prezydent Cardillo urządzał tak piękne polowania — i o panowanie nad swymi 1, 500,000 sycylijczykami.
Łatwo się domyślić że rada nic nie uchwaliła. Królowa zręczna w uchwyceniu drobnych szczegółów i w kierowaniu podrzędniejszemi kołami maszyny, była niezdolną do powzięcia znakomitego pomysłu i uorganizowania pewnego planu. Król powiedział tylko: „Ja, jak wiecie, nie chciałem wojny. Umyłem sobie od niej ręce i umywam raz jeszcze. Niech ci którzy wywołali złe, znajdą nań lekarstwo.
Tylko św. Januarjusz odpowie mi za to wszystko. I na początek, przybywszy do Neapolu, każę wznieść kościół św. Wincentemu a Paulo“. Akton przygnębiony wypadkami, a nadewszystko przekonaniem, że król wie jaki on przyjął udział w sfałszowaniu listu jego kuzyna cesarza austryackiego, czując swoją niepopularność codzień wzrastającą, obawiał się wynurzyć swoje zdanie, któreby mogło popchnąć państwo jeszcze do głębszego upadku, ofiarował więc swoją dymisję na korzyść tego, kto to zdanie objawi. Książe de Castelcicala, dyplomata podrzędny, zawdzięczający swoje wysokie stanowisko we Francji i Anglii tylko względom Ferdynanda i nagrodzie swych zbrodni, był nieudolnym w wypadkach nadzwyczajnych. Nelson wojownik, groźny marynarz, wódz genialny w swoim żywiole, był zdumiewającą nicością w obec każdego położenia nie mającego się ukończyć bitwą morską. Nakoniec markiz Circillo który poprzednio przez dziesięć lat piastował tęż godność przy królu, jaką mu obecnie ofiarowano, był tem co królowie nazywają dobrym sługą, ponieważ wykonywa bezwarunkowo wszelkie rozkazy, jakkolwiekby one były nierozsądne — tem, co świat nazywa dworakiem, a przyszłość żadną nie mianuje nazwą, szukając daremnie śladów jego współdziałania w wypadkach równoczesnych i znajduje tylko podpis jego poniżej królewskiego podpisu.
Jedynym człowiekiem mogącym w podobnych okolicznościach dać dobrą radę i który już kilkakrotnie udzielał jej królowi, był kardynał Ruffo. Jego geniusz przedsiębiorczy, pomysłowy i wynalazczy, był z rzędu takich do których królowie w każdej okoliczności mogą się odwoływać. Król o tem wiedział i odwoływał się doń osobiście. Ale kardynał zawsze mu odpowiadał. — Przenieść kontrrewolucję do Kalabrji i na jej czele postawić księcia Kalabrji.
Pierwsza część rady podobała się królowi, ale druga zdawała się niepodobną do wykonania.
Książe Kalabrji był nieodrodnym synem swego ojca i czuł wstręt do każdego środka politycznego, mogącego narazić jego drogocenną egzystencję. Pomimo nalegań króla, nigdy nie chciał udać się do Kalabrji z obawy nabawienia się gorączki. Z pewnością więc król nie zdołałby go nakłonić teraz, kiedy już chodziło nietylko o gorączkę ale i o kule. To też będąc przekonanym o bezużyteczności podobnej propozycji, król zaniechał w tym przedmiocie wszelkiej z synem rozmowy.
Rada się więc rozeszła nic nie postanowiwszy, dając na pozór że objaśnienia co do stanu Państwa były niedokładnemi; należało więc czekać innych. A jednak położenie było tak jasne, iż jaśniejszem już być nie mogło.
Francuzi byli panami Neapolu, rzeczpospolita Partenopejska została ogłoszoną i rząd tymczasowy wysyłał reprezentantów celem propagandy demokratycznej w prowincjach.
Tylko ponieważ rada nic nie działając, chciała mieć pozór przynajmniej obradowania, postanowiono że zbierze się nazajutrz i dni następnych. A jednakże rada miała słuszność postanowiwszy oczekiwać innych wiadomości, zaraz nazajutrz bowiem nadeszła wieść zupełnie niespodziewana.
J. K. W. Następca tronu wylądował zbrojno w Kalabrji, kazał się uznać w Brindisi i Torento i podburzył całą część południową półwyspu.
Na tę wiadomość urzędownie oznajmioną przez markiza Circillo, którą ten otrzymał dziś przez gońca przybyłego z Reggio, członkowie rady spojrzeli na siebie ze zdumieniem, król zaś wybuchnął głośnym śmiechem.
Nelson pojmujący podobne zdarzenie, ponieważ sam byłby to radził, lub dokonał, zwrócił uwagę, że od ośmiu dni książę opuścił Palermo i udał się do zamku Favorita; że od ośmiu dni nie widziano go wcale i że prawdopodobnie nic nikomu nie mówiąc, powodowany swą odwagą, umyślił i wprowadził w wykonanie przedsięwzięcie, które zdawało się mieć tak dobre powodzenie.
Tym razem król wzruszył ramionami.
Ale ponieważ biorąc wszystko na uwagę, rzecz najnieprawdopodobniejsza jest jeszcze możliwą, król zezwolił aby wysłano posłańca konnego do Favorita, dla zapytania w imieniu króla, zaniepokojonego tą długą nieobecnością, co się dzieje z jego synem.
Posłaniec wsiadł na konia, pojechał galopem i powrócił z doniesieniem że książę przesyła pozdrowienie swemu dostojnemu ojcu i miewa się doskonale. Widział się z nim, rozmawiał i oznajmił że książę był niezmiernie wdzięczny za troskliwość ojcowską, do której go król nie przyzwyczaił.
Rada która dnia poprzedniego rozeszła się nic nie uchwaliwszy, dla braku ważnych wiadomości, dziś znów rozeszła się, ponieważ wiadomości były zbyt ważne.
Król powracając do siebie, właśnie chciał posłać po kardynała Ruffo, gdy mu powiedziano, że ten oczekiwał w jego pokojach, korzystając z przywileju danego mu wchodzenia o każdej porze dnia i nocy bez oznajmienia. Kardynał stojąc, z uśmiechem na ustach czekał na króla.
— No cóż, Eminencjo, powiedział król, czy wiesz jakie są pogłoski?
— Następca tronu wylądował w Brindisi i cała południowa Kalabrja stoi w ogniu.
— Tak, ale nieszczęściem niema w tem wszystkiem ani słowa prawdy. Następca tronu nie znajduje się w Kalabrji, tak samo jak ja, który nie mam chęci tam się udać: jest on w Faworita.
— Gdzie bardzo naukowo rozbiera z kawalerem San Felice, l’Erotika Biblion.
— Co takiego, l’Erotika Biblion?
— Bardzo uczone dzieło o starożytności, napisane przez hrabiego Mirabeau, podczas jego niewoli w zamku d’If.
— Ależ, jakkolwiek wielkim uczonym jest mój syn, nie odkrył jeszcze rószczki czarodzieja Merlina i nie może się jednocześnie znajdować w Kalabrji i w Faworita.
— A jednakże tak jest.
— Kochany kardynale, nie męcz mnie dłużej i powiedz znaczenie zagadki.
— Król żąda tego?
— Twój przyjaciel prosi cię o to.
— A więc Najjaśniejszy Panie znaczenie zagadki, które tylko W. K. Mości samemu objawię, racz dobrze uważać Najjaśniejszy Panie...
— Mnie samemu, dobrze, zgadzam się.
— A zatem rozwiązanie zagadki jest, że kiedy potrzebuję następcy tronu, a król do tego stopnia jest wrogiem samego siebie, iż mi go dać nie chce...
— Więc cóż? zapytał król.
— Więc tworzę sobie następcę tronu! odpowiedział kardynał.
— O! na Boga! powiedział król, a to nowina! Powiesz mi w jaki sposób to czynisz, czy prawda?
— Bardzo chętnie, Najjaśniejszy Panie Tylko zasiądź W. K. M. z komfortem w fotelu, jak mówi mój przyjaciel Nelson, bo uprzedzam że opowiadanie będzie dość długie.
— Mów, mów, kochany kardynale, powiedział król siadając na kanapie i nie obawiaj się być rozwlekłym. Mówisz tak dobrze iż zawsze słucham cię z przyjemnością.
Ruffo skłonił się i zaczął swoje opowiadanie.