<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł La San Felice
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1896
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La San Felice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


Władza królewska w Palermo.

Widzieliśmy powyżej że pierwszą rzeczą jaką król zorganizował przed zwołaniem rady ministrów, natychmiast po przybyciu do Palermo, była partja gry reversi.
Na szczęście jak się tego spodziewał Ferdynand, książę d’Ascoli, którym on wcale się nie zajmował, znalazł sposób dostać się do Sycylii, powodowany tem naiwnem i wytrwałem przywiązaniem, stanowiącem główną jego zaletę, której król zarówno nie umiał ocenić jak Jowisza wierności.
Książe d’Ascoli udał się do Caracciola prosząc aby go zabrał na swój pokład, a Caracciolo wiedząc, iż książę d’Ascoli jest najlepszym i najbezinteresowniejszym przyjacielem króla, natychmiast przychylił się do jego prośby.
Król więc zaraz wieczorem pomiędzy osobami otaczającemi go, znalazł swego towarzysza ucieczki z Albano, księcia d’Ascoli. Ale obecność jego nie zadziwiła wcale króla i na przywitanie powiedział tylko:
— Byłem przekonany że znajdziesz sposób dostania się tutaj.
Oprócz tego przypominamy sobie że w gronie osób magistratu przyjmujących wczoraj króla, znajdowała się dawna jego znajomość, prezydent Cardillo, który nigdy nie zwiedził Neapolu, aby choć raz nie był przypuszczony do królewskiego stołu, w zamian czego król za każdym razem gdy był w Palermo, czynił mu zaszczyt, iż polował w jego wspaniałej posiadłości lennej w Illicji.
Król na korzyść prezydenta Cardillo wyjątkowo zrzekł się swoich sympatyj i antypatyj. Ferdynand zwykle wielki arystokrata, chociaż nader popularny a nawet gminny, brzydził się szlachtą przez urząd wyniesioną. Ale prezydent Cardillo ujął go dwiema ważnemi zaletami. Król lubił polowanie, a prezydent Cardillo był od czasów Nemroda, po królu Ferdynandzie jednym z najpotężniejszych myśliwych przed Bogiem, jacy kiedykolwiek istnieli. Król nienawidził włosów obciętych ś la Titus, wąsów i faworytów, a prezydent Cardillo nie miał ani jednego włosa na głowie, m twarzy i podbródku. Majestatyczna peruka pod którą zacny urzędnik ukrywał swoją łysinę, posiadała zatem rzadki przywilej przypodobania się królowi. To też niezwłocznie zwrócił się do niego, aby go wraz z Ascolim i Malaspiną przyjąć za uczestnika swej partji reversi.
Innymi graczami bez kart, na podobieństwo ministrów bez teki, byli książę de Castelcicala, jeden z trzech członków junty państwa, którego królowa raczyła zasłonić swą protekcją i zabrać z sobą, markiz Circello, powołany przez króla na ministra spraw wewnętrznych i książę de San Cotaldo, jeden z najbogatszych właścicieli Sycylii południowej.
Ten zaprząg króla, jeżeli mam wolno określić w ten sposób trzech dworaków mających zaszczyt być do gry jego zawezwanymi, był to najdziwaczniejszy zbiór oryginałów jaki można spotkać.
Znamy już księcia d’Ascoli którego niesłusznie nazywamy dworakiem Książe d’Ascoli był człowiekiem z obliczem pogodnem, a odwaga jego i prawość były przymiotami wyróżniającemi go zaszczytnie między innymi dworzanami. Jego przywiązanie do króla było zupełnie bezinteresowne. Nigdy nie prosił on o łaskę, ani o pieniądze, ani o zaszczyty, jeżeli zaś król przyrzekł mu którą z tychże łask i zapomniał o tem, on nigdy nie przypominał. Książe d’Ascoli był typem prawdziwego szlachcica zakochanego w monarchii, jakoż w uświęconej tej instytucji, sam przyjął względem niej powinności, i z czasem powinności te uznał za obowiązki.
Markiz Malaspina przeciwnie, był to jeden z tych charakterów kapryśnych, kłótliwych i upartych, stawiających opór wszystkiemu, kończący jednak zawsze na posłuszeństwie, jakikolwiek byłby rozkaz wydany przez pana, mszczący się za to posłuszeństwo wyrazami złosliwemi i kaprysami mizantropijnemi, ale zawsze słuchając Była to, jak mówiła Katarzyna de Medicis, o księciu de Guise, trzcina pomalowana na żelazo, uginająca się pod każdym naciskiem.
Czwarty, prezydent Cardillo, którego portret już naszkicowaliśmy, a do uzupełnienia go należy już tylko dodać kilka rysów.
Prezydent Cardillo przed przybyciem króla był człowiekiem najgwłtowniejszym a zarazem najgorszym graczem w Sycylii; po przybyciu króla, gdyby chciał koniecznie, jak Cezar, zajmować pierwsze stanowisko, byłby zmuszony udać się do jakiego miasteczka Sardynii lub Kalabrji.
Pierwszego już wieczora, kiedy go przypuszczono do gry królewskiej, prezydent Cardillo jednym wyrazem dał dowód swej uległości dla etykiety królewskiej.
Jednem z najważniejszych zajęć przy grze reversi, jest pozbywanie się asów. Otóż król Ferdynand spostrzegł że mogąc pozbyć się asa zatrzymał go w ręku, zawołał więc:
— Jakiż ja głupi! mogłem się pozbyć asa i zatrzymałem go.
— A więc, odpowiedział prezydent, ja jestem jeszcze głupszy od W. K. Mości, bo mogąc się pozbyć waleta czerwiennego, nie uczyniłem tego.
Król roześmiał się, a prezydent mający już wielkie poważanie u króla, posunął się w jego szacunku o jeden stopień wyżej. Szczerość jego prawdopodobnie przypominała królowi szczerość jego poczciwych lazzaronów.
Tym razem był to tylko wyraz, ale prezydent nie zawsze ograniczał się na wyrazach. Dopuszczał się on czynów i gestów. Przy najmniejszem sprzeciwianiu się, lub najmniejszym błędzie swego partnera w zasadach gry, rozrzucał liczmany, karty, pieniądze, świeczniki. Ale widząc się uczestnikiem gry królewskiej, biedny prezydent hamował się i był zmuszonym tłumić swój gniew.
Wszystko odbywało się w porządku przez trzy lub cztery wieczory. Ale król znający z doświadczenia charakter prezydenta i widząc jaki sobie gwałt zadaje, bawił się doprowadzeniem go do ostateczności; potem kiedy prezydent już był blizkim wybuchu, patrzył na niego i zadawał mu pierwsze lepsze pytanie. Wtedy biedny prezydent zmuszony odpowiadać grzecznie, uśmiechał się z wściekłością ale zarazem jak tylko mógł najuprzejmiej, kładł na stole pierwszy lepszy przedmiot, który już miał rzucić o sufit lub złamać o podłogę, zabierał się do swoich guzików, obrywał je, a nazajutrz znajdowano niemi dywan zasiany.
Czwartego dnia jednakże prezydent już nie mógł wytrzymać i rzucił w twarz markizowi Malaspina karty, których nie śmiał rzucić w twarz królowi, a ponieważ jedną ręką trzymał chustkę od nosa, drugą perukę i pot z gniewu zlewał jego czoło, wziął jedną ręką za drugą, zaczął obcierać twarz peruką i ostatecznie nos w nią wytarł.
Król o mało nie umarł ze śmiechu i przyrzekł sobie o ile można najczęściej urządzać podobną komedję.
To też Ferdynand przyjął natychmiast od prezydenta Cardillo pierwsze zaproszenie na polowanie.
Prezydent Cardillo, jak to już powiedzieliśmy, posiadał w Illicji wspaniałe dobra lenne przynoszące 60,000 franków rocznego dochodu: w dobrach tych znajdował się pałac godny pomieszczenia króla.
Król w wilię dnia przybył na obiad i nocleg.
Król był ciekawy; kazał się szczegółowo oprowadzić po zamku. Jego pokój będący pokojem honorowym, był naprzeciwko pokoju gospodarza.
Wieczorem po przegraniu jak za zwyczaj partji reversi i podług zwyczaju doprowadziwszy do rozpaczy gospodarza, położył się. Ale chociaż łóżko, tak jak tron miało baldachim, król zawsze młody i niezmordowany gdy chodziło o polowanie, obudził się na godzinę przed uderzeniem pobudki Nie wiedząc co robić w łóżku i nie mogąc zasnąć, przyszła mu myśl zobaczyć jak wyglądał prezydent w łóżku bez peruki i w nocnym czepku. Było to o tyle mniej bezwzględnem, że prezydent był wdowcem Król więc podniósł się, zapalił świecę i w koszuli skierował się ku drzwiom swego gospodarza, otworzył je i wszedł. Jakkolwiek śmiesznego widoku spodziewał się król, nie był jednak przygotowanym na to co ujrzał.
Prezydent bez peruki i tylko w koszuli, siedział na środku pokoju, na tego samego rodzaju tronie, na jakim pan de Vendôme przyjął Alberoniego. Król zamiast zadziwić się i cofnąć, podszedł prosto do niego, gdy tymczasem biedny prezydent znienacka napadnięty, siedział nieruchomo i nie przemówił ani jednego słowa. Wtedy król, aby tem lepiej widzieć wyraz jego twarzy, przybliżył świecę i z godną uwielbienia powagą zaczął obchodzić statuę z jej piedestałem, podczas kiedy tylko głowa prezydenta opierającego się dwiema rękami na swojem siedzeniu, podobna do chińskiego magota towarzyszyła J. K. Mości ruchem centralnym, odpowiadającym poruszeniom króla kulistym.
Nakoniec obie gwiazdy wykonywające swój obrót, znalazły się jedna naprzeciw drugiej, a że król wyprostował się i milczał:
— Najjaśniejszy Panie, powiedział z najzimniejszą krwią prezydent, ponieważ wypadek ten nie był przewidzianym przez etykietę, czy mam siedzieć, czy mam się podnieść?
— Siedź, siedź, powiedział król; ale oto bije czwarta, nie daj nam czekać na siebie. — I Ferdynand z taką samą powagą wyszedł, jak wszedł do pokoju.
Ale jakkolwiek król udawał powagę, w przyszłości przygodę tę z przyjemnością opowiadał, zawsze z mniejszą jednakże niżeli swoją ucieczkę z d’Ascolim, ucieczkę, w której jego zdaniem, d’Ascoli miał tysiąc szans iż będzie powieszonym.
Polowanie u prezydenta było wspaniałe. Ale jakiż dzień, nawet w błogosławionej Sycylii może upłynąć choć bez małej chmurki? Król, jak to powiedzieliśmy, był doskonałym strzelcem, któremu prawdopodobnie nikt nie wyrównywał. Król strzelał kulą, trafiał zawsze pod łopatkę, rzecz niezmiernie ważna w polowaniu na dzika, ponieważ tylko tam może być ugodzony śmiertelnie. Ale co było najciekawszego to, że wymagał od wszystkich polujących aby posiadali taką jak on zręczność. To też zaraź wieczorem po tem słynnem polowaniu u prezydenta Cardillo, gdy wszyscy myśliwi byli zgromadzeni przy stosie dzików, trofeach dnia tego, król zobaczył jednego dzika w brzuch ranionego.
— Któryż to prosiak w taki sposób strzela? zapytał.
— Ja, Najjaśniejszy Panie, odpowiedział Malespina. Czy mam się za to powiesić?
— Nie, ale w dnie polowania, należy zostać w domu.
Od tej chwili markiz Malespina nietylko w dnie polowania siedział w domu, ale nadto przy grze króla miejsce jego zastąpił markiz Circello.
Zresztą gra króla nie była jedyną w salonie pałacu królewskiego, położonym w czworobocznym pawilonie, wystającym nad bramą Montreale. O kilka kroków od stołu z reversi króla, był stół faraona przy którym przewodniczyła Emma, bądź jako bankier, bądź jako poniterująca. Przy grze szczególniej, na ruchliwej twarzy pięknej angielki, można było śledzić wpływ namiętności. Niepomiarkowana we wszystkiem, Emma grała z szałem, a przedewszystkiem z upodobaniem zagłębiała swoje piękne ręce w kupach złota, zebranych na jej kolanach, które w połyskujących kaskadach z kolan spuszczała na zielony dywan. Lord Nelson nie grywający nigdy, siedział za nią lub stał oparty o jej krzesło, pochłaniając jej piękne ramiona jedynem pozostałem mu okiem, z nikim oprócz niej nie rozmawiając, zawsze po angielsku i pół głosem.
Podczas kiedy przy grze króla można było najwyżej przegrać lub wygrać tysiąc dukatów, tam wygrywano lub przegrywano dwadzieścia, trzydzieści lub czterdzieści tysięcy.
W około tego stołu gromadzili się najmożniejsi panowie Sycylii, a pomiędzy nimi kilku szczęśliwych graczy słynnych szczęściem, nigdy ich w grze nieodstępującem.
Jeżeli Emma u którego z tychże spostrzegła z upodobaniem pierścień lub szpilkę, zwracała na nią uwagę Nelsona, który nazajutrz stawił się u właściciela djamentu, rubina lub szmaragdu, i za jakąkolwiek bądź cenę szmaragd, rubin lub djament przechodził z palca lub szyi właściciela, na palec lub szyję pięknej ulubienicy.
Co do sir Williama zajętego archeologią i polityką, ten nic nie widział, nic nie słyszał; załatwiał swoją korespondencją z Londynem i klasyfikował okazy geologiczne.
Gdyby nas posądzono o przesadę w opisie zaślepienia małżeńskiego zacnego ambasadora, odpowiedzielibyśmy na to listem Nelsona, pisanym do sir Spencera Smith pod datą dnia 12 marca 1799 r., a należącego do zbioru listów i depesz, ogłoszonego w Londynie po śmierci słynnego admirała:
„Kochany panie! Pragnę posiadać za jakąkolwiek bądź cenę dwa lub trzy piękne szale indyjskie. Ponieważ w Konstantynopolu nie mam nikogo, komu mógłbym polecić ten sprawunek, ośmielam się prosić ciebie panie o tę przysługę. Przypadającą za nie kwotę zwrócę z tysiącznem podziękowaniem, bądź w Londynie, bądź gdziekolwiek, natychmiast skoro będę uwiadomiony o jej wysokości.
„Spełniając moją prośbę, nabędziesz pan nowego prawa do wdzięczności

„Nelsona.“

Sądzimy że list ten nie potrzebuje objaśnienia, i dowodzi że Emma Lyona, zaślubiając sir Williama niezupełnie zapomniała przywyknień swego dawnego rzemiosła.
Co do królowej, nie grywała ona nigdy, a przynajmniej grała bez ożywienia i przyjemności. Rzecz szczególna, była jedna namiętność nieznana tej namiętnej kobiecie. W żałobie po małym księciu Albercie, tak prędko zgasłym, a jeszcze prędzej zapomnianym, siedziała w rogu pokoju z księżniczkami tak jak ona w żałobę przybranemi, zajęta jakąś ręczną robotą. Trzy razy w tydzień podczas gry, książę Kalabrji z żoną odwiedzał króla. Ani on ani księżna Klementyna nie grywali. Księżna siadała przy królowej pomiędzy młodemi księżniczkami i rysowała lub też zajmowała się robotą na kanwie.
Książe Kalabrji przechodził od jednej grupy do drugiej, mieszał się do rozmowy jakkolwiek by ona była, z tą łatwą i pozorną wymową, którą ludzie prości biorą za wiedzę.
Cudzoziemiec któryby wszedł do tego salonu, nie wiedząc z kim ma do czynienia, nigdyby nie odgadł, że ten król bawiący się tak wesoło w grę reversi, ta kobieta tak obojętnie haftująca, że ten młodzieniec nakoniec, witający wszystkich z uśmiechem na twarzy, byli to król, królowa i następca tronu, którzy tylko co utracili królestwo, i zaledwo przed paru dniami wylądowali na ziemię wygnania.
Tylko na twarzy księżnej Klementyny były wyryte ślady głębokiego smutku; ale czuć było, że wpadając w przeciwną ostateczność, zgryzota była większą aniżeli ta, jakiej się doświadcza po utracie tronu. Byłby on zrozumiał że biedna arcyksiężna straciła szczęście, bez nadziei odzyskania go kiedykolwiek.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.