Litwa za Witolda/1396
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Litwa za Witolda |
Podtytuł | Opowiadanie historyczne |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze |
Data wyd. | 1850 |
Druk | Józef Zawadzki |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Skirgiełło osadzony w Kijowie, umarł tu, otruty. Ruscy Kronikarze tak ten wypadek, dla Witolda i Litwy pomyślny, opisują. Mnich Tomasz Izufów, Namiestnik Metropolity i Archimandryta klasztoru Pieczarskiego, dnia 4 Stycznia zaprosił Skirgiełłę jadącego za Dniepr dla łowów, — na ranny do siebie posiłek. Po nim W. X. Rusi dojechawszy do Miłosławicz, zachorzał mocno, powrócił chory do Kijowa i siódmego dnia umarł. Powszechnie wieść chodziła o zatrutém zielu, podaném W. Xięciu; lecz nic nie dowodzi, by w téj powieści prawda być miała. Ciało Skirgiełły pogrzebiono w Pieczarach Teodozego. Kronikarze Polscy fałszywie zabitym Xięcia piszą; Rusko-Litewscy mówią wyraźnie o truciźnie podanéj w napoju nad miarę użytym. Ależ i sam napój, nad miarę użyty, już jest trucizną.
Wypadek ten, ze wszech miar dla Litwy szczęśliwy, bo Ruś z nią jednoczył, zastał Witolda w Smoleńsku, zkąd on natychmiast wysłał Bojarów swoich i naznaczonego Namiestnikiem X. Jana Algimundowicza Olszańskiego, oddanego całkiem sobie, towarzysza przecierpianych nieszczęść i zmian losu.
Przemieszkując jeszcze w Smoleńsku, Witold przyjmował tu X. Bazylego Dymitrowicza Moskiewskiego, którego dawne stosunki i nowa pomyślność oręża, zbliżyły ku niemu. Razem z nim przybył i Metropolita Cyprjan, dopominający się zwierzchniéj władzy duchownéj nad całą Rusią Litewską. Chociaż wiémy z innych źródeł, że Witold pragnął Kościoł swój Wschodniego obrządku niezależnym od Metropolity Moskiewskiego uczynić; wszakże na prośby W. X. Bazylego i obu zrażać nie chcąc, przystał na uznanie zwierzchnictwa Metropolity nad Rusią Litewską, zapraszając go do Kijowa, dokąd wkrótce przybył Cyprjan i bawił tu ośmnaście miesięcy.
Wielcy XX. przepędzili razem w Smoleńsku święta Wielkanocne i przytomni byli wyświęceniu Biskupa Smoleńskiego Nazona; nareszcie obesławszy się podarunkami, które na drogich kamieniami sadzonych i złotem szytych sukniach, futrach, koniach, pasach i naczyniach ze złota i srébra zależały; — rozjechali się zgodni. Witold przyrzekł zapewne nie najeżdżać więcéj na dzielnicę Olega X. Riazańskiego.
Ale zaraz po rozjechaniu się ze Smoleńska, wtargnął Oleg w granice posiadłości litewskich i począł oblegać Lubusk pod Kaługą; od którego odstąpił zagrożony przez W. X. Bazylego, oznajmującego mu przez posłów, że za niego zaręczył W. X. Witoldowi.
Ten krok zuchwały spowodował szybką wyprawę Witolda na X. Riazańskie, zdawna mu otwarcie nieprzyjazne. Riazań wzięty dnia 1 Października. Oleg ujść musiał w lasy, a posiadłości jego zniszczone i złupione zostały. Zadają Kronikarze wielkie spustoszenia i srogie okrucieństwa Witoldowi, które pomstą tylko za poprzedzające, poczynione przez Olega, być musiały. W Kołomnie zjechali się znów Witold z W. X. Bazylim, trwalszą zgodę z sobą zawiérając. W. Xiąże przyjął tu Witolda bawiącego dni kilka, ze czcią nadzwyczajną. Tu za powodem Witolda uchwalono poselstwo do Nowogrodu wspólne z W. X. Moskwy, dla odciągnienia go od przymierza z Zakonem Krzyżaków w Inflantach, a połączenie go z Rusią. Nowogrodzianie odpowiedzieli na poselstwo z dumą i godnością: »WW. Xiążęta wiedzą, że z niemi i Niemcami w pokoju zostajemy; czegoż pragną od nas? Niech nam wolno będzie pozostać jak jesteśmy.”
Widziemy już z tych kilku lat panowania Witoldowego, jak silną była dłoń jego; widziemy, że wybór późny Jagiełły, tak drogo Litwę kosztujący, usprawiedliwiony został. Krzyżacy wahali się z rozpoczęciem nowych kroków wojennych; a Ruś przerażona upokorzeniem lenników i napastników, jak Oleg, stała przy Litwie, nie śmiejąc się od niéj oddzielać. Sam W. X. Bazyli przyjaźnił się z Witoldem, widząc wzrastającą siłę jego. W Rusi, pisze Karamzin, do Litwy należały znaczne ruskie kraje, jako: ziemia Wiatyczów (Orłowska gub. część Kaługi i Tuły), Karaczow, Mceńsk, Bielow i inne udzielne miasta XX. Czerniechowskich, którzy się Witoldowi poddali. Zająwszy Rżew i wielkie Łuki, panował od Halicza i Mołdawji do granic Pskowa z jednéj strony, z drugiéj do brzegów Okki, Kurska, Suły i Dniepru. Możajsk, Borow, Kaługa, Aleksyn graniczyły z Litwą, a W. X. Moskwy zostawała północ sama.
Lecz to poddanie się ogromnych ziem Litwie jest-li zadziwiające? Nie, bo posłannictwem Litwy była, jakeśmy okazali, obrona Rusi od Tatar, Rusi, co w swych czasach podzielona na drobne i niezgodne udziały, sama się im oprzéć i wybić nie mogła. Zdaje się nawet, że zbliżenie się Witolda z W. X. Bazylim, naradę i zapewnienie sobie wzajemnéj pomocy przeciwko Ordzie miało na celu. Wspaniałą zapewne i piękną w historji kartą jest to ogromne rozprzestrzenienie posiadłości litewskich, lecz ono było czasowe, i jedna tylko silna ręka Witolda, a potrzeby ówczesne, mogły państwo takie w całości utrzymać. Litwa nie miała już sił na przyswojenie sobie Rusi zupełne i wcielenie jéj na wieki; — w chwili, gdy myśl, co spajała, gdy potrzeby, co łączyły, znikły, wszystko się rozpaść musiało. Kraje także wedle praw powinowactwa i siły trzymają się w związku, a formuła chemiczna, może tu służyć za pewnik.
Narada z W. X. Bazylim i przybycie Tochtamysza pod opiekę Witolda uciekającego się, spowodowały wyprawę Litewską na Tatarów. Ich najazdy na Podole, były téż ważną do walki pobudką. Wysłany został przeciwko Tataróm dowódzca Litewski imieniem Olgerd, do którego Han Tochtamysz się przyłączył.
Spotkały się wojska Litewskie z Ordą na równinach zwanych Dzikie-Pole nad Donem. Dowodzili dziczy trzéj Carzykowie, Krymski, Kirkielski i Monkapski, bracia: Chodżabeg, Kutłubeg i trzeci zwany Dmitrem przez Kronikarzy. Bitwa z obu stron była zażarta, trzy razy Tatarowie napad Litwy wytrzymali i tańcem swym starali się ją przerazić. Za trzecim razem wszakże rozbici, wielką ich liczbę wzięto w niewolę, a trzéj dowódzcy wszyscy polegli w bitwie. Tochtamysz powrócił razem z Olgerdem, który Witolda miał znaleść w Smoleńsku. Dany mu w dzierżawę i na przebywanie z dworem, który z sobą prowadził, zamek Lidzki.
Nowe to zwycięztwo Litwy, wielkiéj było wagi dla spokojnego posiadania Podola, które właśnie w tym czasie puszczone, pomimo sarkań i oporu wielkiego, prawem lenném Spytkowi z Melsztyna, temu samemu, któremu Król sprzyjając za pomoc do otrzymania Korony polskiéj wyświadczoną, darował był na znak łaski, bogato szyte obówie.
Władysław Jagiełło wielki dał dowód przychylności dla Spytka, gdy pomimo oporu Królowéj, Panów, Senatu i powszechnego odradzania, puścił mu Podole.
Te wielkie pomyślności Witoldowe, zwycięztwa, zabory nowe, przyłożyły się zapewne do rozwinienia w nim niepohamowanéj dumy i podejrzliwości. Nie mógł już ścierpiéć, aby kto z hołdowników przeciwko niemu stawał; cóż dopiéro, by kto w domu myślał się z nim równać, lub cień jaki władzy niezależnéj zachować? Nienawistnemi stali się dlań wszyscy pomniejsi nawet Xiążęta, których lękał się, zwłaszcza, gdy mieli zachowanie u ludu. I tak, Doumand Hurdowicz Xiąże Giedrockie, że mu się nie kłaniał, i jak gdyby usuwając od hołdów należnych, na dwór do Wilna nie jeździł bić czołem, udzielnym panem u siebie się sądząc; wszystkich Bajorasów Zawilejskich chlebem i solą, a hojném przyjęciem w domu jednając, i licznym z nich otaczając dworem; — stał się Witoldowi podejrzany naprzód, potém nienawistny.
Gdy się rozpytywał o niego swoich domowych i poufałych Witold, ci nie omieszkali mu, pochlebiając Panu, w prostém owych czasów języku, opowiadać: (Stryjkowski).
— Doumand z Rusi (bo tam miał wielkie dobra), co ma miodów w domu spija, a wszystką Zawilejską Litwę przy sobie trzyma i wielkie zgraje ludzi niewiedziéć dla czego koło siebie chowa; — trzebaby mu ująć obroku. —
Pomówiony o myśl zdrady, zapewne niesprawiedliwie, Doumand przez Witolda niecierpiącego obok siebie żadnéj współzawodniczéj władzy i znaczenia, żadnéj siły, coby domową walkę na chwilę rozniecić mogła; — wyzuty został bez przyczyny na pozór żadnéj, z bogatych włości Ruskich i Zawilejskich dzierżaw, zostając tylko przy udziałach stryjów Binoina i Bubety.
Odarty z tego co miał Doumand, oszalał prawie z rozpaczy, a wyciosawszy, mówi Kronikarz, kół dębowy i wyszedłszy z nim na pole Kaulis (u Widziniszek) tak nazwane od pobojowiska i kości (Kaulas Kość), gdzie niegdyś walcząc na swych śmieciach Inflantczyków pogromił; wbiwszy ów kół w ziemię i kręcąc nim, powtarzał:
— Kręć się i ruszaj jako chcesz, jednak ty zgnijesz, a ziemia wiecznie będzie ziemią stała!
Te słowa biédnego Xięcia pełne gorzkiéj boleści, które Kronikarz tłómaczy, jakby potrzebowały objaśnienia, że się do Witolda stosowały; — wycisnęły srogą żałość, cierpienie wielkie; — miejsce, gdzie je wyrzekł Doumand, podwajało je, to było świadkiem pomyślności, władzy, zwycięztwa i zabytéj zasługi.
Doumand ostatni raz rzuciwszy okiem na pobojowisko, umarł potém z żalu i rospaczy.
Każda wielkość ludzka, okupuje się takiemi łzawemi ofiary.
Jakkolwiek Kronikarze nie wspominają o powodach zaboru włości Doumandowych, ta okoliczność niedokładnie jest wyjaśniona. Jest to cóś, czego nie mówią Kroniki, co się zostało za ich obrębem, czego napisać nie było można lub nie chciano, a dziś już domyśléć się niepodobna. Opuścilibyśmy ten obrazek, gdyby nie malował lepiéj i Witolda i czasów owych, od nie jednéj zwycięzkiéj wyprawy.
Krzyżacy długą dość przerwą dawszy odetchnąć Polsce i Litwie, w tym roku wybiérali się już napaść kraje, zawsze przez nich pogańskiemi zwane; ale im zima tego nie dopuściła. Tymczasem mieli zajęcie i w domu, z powodu zaszłych już daleko i rozkrwawionych waśni ze świeckiém duchowieństwem. Zakon duchownych władzy nieulegającéj mu podległych, obok siebie cierpiéć nie chciał; ztąd uciski nieustanne, odezwy obustronne do Papieża, zabory i walki, i ztąd to z Arcybiskupem Rygi nieustająca wojna, w któréj Litwa jako zdawna sprzymierzona z Rygą i tutejszym duchowieństwem, uczestniczyła.
Przyszło do tego wreszcie, że Kapituła i Arcybiskup Rygski otwarcie wystąpili do boju z Zakonem; i gdy Jan Sinten Arcybiskup rzuciwszy klątwę na Krzyżaków, uszedł do Lubeki, Krzyżacy ze swéj strony i Kapituła ze swojéj wybrali mu następcę, popiérając każdy własnego elekta.
Otto X. Szczeciński wybrany przez Kapitułę, stawał przeciwko Jana Wallenroda kapłana Zakonu, wiedzionego przez Krzyżaków. Za Ottonem obstawali cesarz i XX. Niemieccy; ujął się téż Biskup Dorpacki, czując, że i na niego i na stolicę jego przyjść może koléj wywłaszczenia. W tych zatargach, Litwa przez starego Arcybiskupa Rygi i Biskupa Dorpatu wezwana w pomoc, zawarła odporne i zaczepne przymierze z Inflantami. Pisali się do niego: Witold, Andrzéj Wasiłło Biskup Wileński i Panowie litewscy. Ułożono plan wygnania Krzyżaków z Inflant z pomocą Litwy, Rusinów, Pskowian i Szwedów od morza przybyć mających. Dla tego to Witold domagał się u Nowogrodu zerwania przymierza z Zakonem. Sam Witold z Ottonem Arcybiskupem zawarł traktat przyjaźni i pomocy (Dorpat am Sonntag Oculi 1396). Grody pograniczne w Litwie uzbrojone zostały i wojna w Inflantach przeciw Zakonowi, posiłkowana przez Witolda, co chwila groziła wybuchnieniem.
Właśnie, gdy Władysław Jagiełło pismami swemi po dworach zachodu rozsyłanemi, objaśniał, że nadaremnie Krzyżacy Litwę za kraj pogański udają, że nie o sprawę wiary, ale o własną im chodzi, a wojna jest dziełem ich chciwości; — dowiedział się Zakon o knowaniach w Inflantach. Było to dla niego szczęśliwym trafem, gdyż nieco późniéj jużby zaradzić nie potrafił niebezpieczeństwu. Wedle ułożonego planu, Litwini posunąć się mieli przez Kurlandją pod Rygę, niszcząc Krzyżackie posiadłości; z drugiéj zaś strony Dorpatczanie z Rusinami, kraj opanować mieli. Gdy się to w cichości układa, W. Mistrz, nie bez celu, pozorne zawiązał z Witoldem traktowanie; i wysłał posły dla bliższego przejrzenia się w jego zamiarach. Marszałek z licznym dworem starszyzny pojechał do Wilna, i tak zręcznie umiał rzeczy przedstawić, że Witold związku z Biskupem Dorpatu zrzekł się i traktat zawarty zerwał, co cały plan zawładania Inflantami zniszczyło.
Kapituła usilnie pragnąc pomocy Witolda i na nią najwięcéj rachując, złożywszy z Arcybiskupstwa Ottona X. Szczecińskiego, sądziła, że wymoże czynną opiekę Witolda, nowym wyborem jego krewnego na stolicę Arcybiskupią. Jakoż synowca (któregoś z synów Patirga) Kustosza Katedralnego, wybrała, posyłając do W. Xięcia, aby go installował i zajął się sprawą już poniekąd swoją. Ale Krzyżacy już tak byli zawładali Witoldem, że ten nie chciał popiérać sprawy duchowieństwa przeciwko Zakonowi.
Gdy się to dzieje, sam jeden Biskup Dorpacki zręczném traktowaniem Zakonu odosobniony, odcięty, opuszczony przez Szwedów, został rzucony na łup Krzyżakóm, którzy z nim, niszcząc okrutnie Biskupstwo Dorpackie, postąpili sobie bez litości. Witold korzystając z téj wyprawy na Inflanty i zajęcia Krzyżaków, wpadł na Wiznę w zastawie u nich będącą, i gdy ludu na zamku nie było dla łowów i ryb rozeszłego, ubiegł z pomocą sąsiednich Polaków, zdobył, spalił, a załogę w niewolę zabrał.
Odemścił się Zakon prowadząc Swidrygiełłę z posiłkami swemi przez ziemie Pskowskie do Witebska; Witebszczanie mu się poddali. A gdy wojska W. Xiążęce zdobywały Dunaburg, Swidrygiełło zajmował dawno pożądaną dzielnicę, w któréj jednak trudno mu się było nadal utrzymać. W Witebsku zasiadłszy zajął łatwo inne miasta Xięztwa, wypędzając z nich Namiestników królewskich, tak, że wkrótce cała ziemia mu się poddała.
Ale nie zwlekając wojska Witolda obległy Witebsk. Dwa zamki tutejsze osadzone Krzyżakami silnie się opiérały i oblężenie trwało cztéry tygodnie, nim dolnéj twierdzy dobyto. Górna już długo trzymać się nie mogła. Osadziwszy działa około Cerkwi zamkowéj murowanéj na dolnéj warowni, w mocnych szańcach, poczęto tłuc mury wyższego grodu dzień i noc bez ustanku; aż wieżyca łącząca dwa zamki i stojąca nad samą Dźwiną, całkiem się prawie rozpadła. Nareszcie głód i niezgoda wmięszały się jeszcze do oblężonych ucisku; zamek górny zdobyty został i Swidrygiełło wzięty w niewolę, odesłany na więzienie do Polski. Późniéj ztąd wyprawiony do Krzemieńca ucieczką się ratował. Po wzięciu Witebska inne się miasta poddały. Orsza, którą korzystając z zawłaszczenia Swidrygiełły, Smoleńscy Bojarowie zajęli, dając ją z ramienia swego Xięciu Janowi Michałowiczowi, także odzyskana została; sam Kniaź wzięty w niewolę i śmiercią ukarany, rodzina uprowadzona do Litwy, dom jego i mienie zabrane.
Zakon zastraszony rosnącą potęgą litewską, skłaniał się już po wzięciu Wizny do traktowania z W. Xięciem o pokój. Umówiony zjazd nad Dubissą w końcu Lipca. Sam W. Mistrz się stawił z Biskupem Janem Pomezańskim i Henrykiem Ermlandskim, i liczną starszyzną, Rycerzami, Prałatami, reprezententami miast. Witold był podówczas w Kownie, i ze swéj strony wysłał ośmiu Komissarzy, do których tyluż Krzyżackich się przyłączyli.
Celem rokowań było, aby Zakon poprzestał wypraw na pogan, gdyż poganie ochrzczeni zostali, i dawna wiara, przy gorliwém rozkrzewianiu nowéj, codziennie, zwłaszcza w Litwie właściwéj, znikała. Król Władysław o tym chrzcie Litwy tyle rozpisał był po dworach Królów i Xiążąt, a Krzyżaków postępowanie tak ohydném wystawił, iż Zakon nareszcie począć cóś musiał, aby dać pozór słuszności swéj sprawie.
Jako dowodów chrześciaństwa, wymagali Krzyżacy od Witolda, aby: 1) posłusznym był we wszystkiém Kościołowi Rzymskiemu i poddanym stolicy Apostolskiéj, ulegając jéj rozkazóm jak inni władzcy katoliccy. 2) aby nagrodził szkody zdradziecko Zakonowi poczynione i przekonał o chrześciańskiém uczuciu swém zbudowaniem silnych grodów, na miejscu tych, które zburzył, zwłaszcza powierzonych mu (trzech). Dla większéj pewności wymagano od niego, aby przez lat kilka dzieci Bajorasów swych dał w zakład Zakonowi, a sam z przedniejszemi Pany przysiągł na wierność Kościołowi Rzymskiemu, na co formę już nawet przysięgi przygotowano. Nareszcie żądano, aby przywileje i nadania swe dawne dotrzymał Zakonowi.
Warunki w ten sposób podane, a zwłaszcza ostatni, nie dawały nadziei pokoju.
Witold odpowiedział na piérwsze: że wiernym Kościołowi rzymskiemu pozostanie, ale po stolicy Apostolskiéj posłuszeństwo winien Królowi polskiemu: na co téż poprzysiągł; — komu rozkażą posłusznym będzie. Co winien Król polski państwu Rzymskiemu, to i on spełni, z tém nawet poselstwo wysłał do Elektorów państwa Rzymskiego. Powtóre, do odbudowania gródków nie czuje się obowiązany; i Król Polski i W. X. Litewski dobremi są chrześcianami, a oni dość mają zamków na ubezpieczenie Xięztwa; zakładników, téż dzieci i mężów z Litwy dość mają oba, dla upewnienia się o wierze kraju, nad którą sami czuwać są obowiązani. Przysięgi nowéj składać nie potrzebują, gdyż raz już przysięgli, oni i Biskup Wileński na wierność Papiéżowi. To wszystko dostateczném było i jest dowodem, że Litwa przyjęła i przyjmie cała chrzest, a w wierze swéj wytrwa.
Na ostatnie żądanie odpowiedziano zaprzeczeniem zupełném, ale Zakonowi zdawało się, że niejaką nadzieję utargowania czegoś z dawnych zapisów Witolda mógł mieć jeszcze.
Nie było sposobu zejść się i pojednać. Traktowanie Witolda było zręczne i przebiegłości pełne, tak, że Krzyżacy ledwie nie zwyciężonemi uznać się musieli. Co do piérwszego zwłaszcza żądania, odwołując się do Polski, tak obszedł trudność Witold, iż nic mu odpowiedziéć nie było można. Nie tracąc nadziei ułożenia się późniejszego, Mistrz zawarł tylko rozejm do Ś. Michała, mając o Ś. Michale rozpocząć nowe traktowanie, do którego potrzebném się okazało zdanie Xiążąt Rzeszy (o ileby Litwa zależała od państwa Rzymskiego i winna mu była posłuszeństwo). (Rozejm zawarty: Auf der Dobys am Freit. nach S. Jacobi 1396, a ze strony Witolda Zu Alt-Kauen am nämlichen Tage).
Na zjazd w dzień Ś. Michała, przybyli tylko cztéréj Bajorasowie, nie mający większego pełnomocnictwa nad te, które w poprzednim zjeździe dane im było; z temiż odpowiedziami na żądania Zakonu. Nie przystępując do rokowań rozjechali się umocowani, nic nie uczyniwszy. Zakon wpływowi Polski przypisywał nieskuteczność działań swych o pokój.
Po upływie rozejmu, Komandor Ragnedy wpadł zaraz na Żmudź; Komandor Rheinu i Rządzca Insterburga na czele jazdy w południową Litwę, plondrując i zabiérając niewolnika po dawnemu; a korzystając z niebytności Witolda, przebywającego w Łucku na Wołyniu, dokąd dla traktowania jeszcze wezwany był Marszałek Zakonu. Tu tymczasowie rozejm do Kwietnia 1397 zawarty został, ale Zakon postarał się o wyjęcie z niego Żmudzi i Biskupa Dorpackiego. To opuszczenie Żmudzi dziwnémby się zdawać mogło, gdybyśmy nie wiedzieli, że tu Zakon niewiele mógł szkodzić; a z lasów swych wypadający Żmudzini, ciągle niepokoili rycerzy. Zakon chciał tego wyjęcia Żmudzi, w myśli zawsze, iż była jego własnością. Z Biskupem Dorpackim trwał niepokój ciągły. Opuszczony od Litwy, rzucił się on do zawarcia związku z tak zwanemi Vitalianami (Vitalienbrüder-Gleichbeuter) Korsarzami Baltyckiemi, w dość znaczne siły naówczas wzrosłemi. Sam zaś ze skargami wysłał do Króla Rzymskiego i Xiążąt chrześciańskich, gdzie na najazdy, zniszczenie Biskupstwa i bezprawia Zakonu się żalił, prócz tego X. Swantybora Szczecińskiego jątrząc na Krzyżaków, potrafił odciągnąć go od przymierza z niemi i nieprzyjacielem Zakonu uczynić.