<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Litwa za Witolda
Podtytuł Opowiadanie historyczne
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze
Data wyd. 1850
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
1399.

Widzieliśmy już nieraz w ciągu poprzedzających dziejów, czém była Żmudź, teraz Zakonowi ustąpiona; odznaczały ją: silne przywiązanie do wiary, uczucie i zamiłowanie swojego bytu niezależnego; już siła ludu, już samo położenie wśród rzek i lasów, czyniły ją niedostępną i trudną do zdobycia dla Zakonu. Napadana, niszczona, wytrzymywała najazdy, i oddawała je mściwie; — chrzest jeszcze tu był nie doszedł. Zakon otrzymawszy kraj ten od Witolda, postanowił opanować, co nie było łatwém, gdyż dotąd imieniem wielekroć będąc jéj Panem, nigdy do posiadania rzeczywistego przyjść nie mógł.
Trochę gości zagranicznych, mianowicie Francuzów, skłaniali do wyprawy: zima tylko niepomyślna wstrzymywała pochód.
W początku Lutego, W. Marszałek Zakonu Werner von Tettingen z gośćmi, wpadł ku Miednikom, które przymierzem zajęte nie były. W tymże czasie wojsko Inflantskie wtargnęło w północną część Żmudzi, a lud zebrany wyszedł przeciwko niemu. Marszałek plondrował dni cztéry bez oporu, ogniem i mieczem kraj niszczył, wziął dziewięciu set jeńców i szybko z niemi ustąpił.
Gdy Inflantczycy téż po dziesięciodniowém pustoszeniu z tysiącem jeńców i pięciu set końmi zrabowanemi cofali się, Żmudzini obrócili się na oddział Pruski, który śpiesznie granice przeszedł, nim napadnięty został.
Takiemi to wyprawy, rzezi i mordów pełnemi, Zakon dopełniał ślubu walczenia z pogany! Żmudź pogańska, z któréj chrztem się ociągał zdawna, potrzebna mu była jak źwierzyniec dla krwawych łowów. W lecie wyszli znowu Prussacy plądrować dni jedénaście; ale ludzie uszli wcześnie, zniszczono tylko zboża i posiewy. Gości nie było, pasowano więc na rycerzy pachołków pruskich na zgliszczach.
Opuszczenie Żmudzi przez Witolda mogło i powinno było kraj ten nieszczęśliwy na wieki od niego oderwać; zdawał się bowiem nie patrzéć nawet na srogie pustoszenie téj ziemi braterskiéj Litwie. Los pomścił tę obojętność występną, klęską niespodziewaną, która była jakby powtórném oznajmieniem Witoldowi, iż zszedł z drogi wielkiéj i prawéj.
Okupiwszy drogo pokój i bezpieczeństwo Litwy od Zakonu, Witold myśl swą zawojowania Tatarów, podbicia ich i rozszérzenia kosztem ich, władzy swéj w Rusi, chciał przyprowadzić do skutku. Wielkie siły na ten cel zgromadzać się poczęły.
Tymczasem Nowogrodzianie, których z pomocą Krzyżaków miał nadzieję pod opiekę swoją zagarnąć i uczynić sprzymierzeńcami Litwy, uciekli się do W. X. Moskiewskiego, lękając się zapewne Witolda, aby zbyt chciwy władzy, raz stawszy się Panem, nie chciał przywłaszczyć sobie całego rządu kraju, zmieniając dawne jego prawa.
Obrażony tém Witold, nagle zerwał z Nowogrodem, odesłał traktaty dawniéj zawarte i wypowiedział wojnę. Nowogród zwrócił W. X. Litwy listy pokoju wzajemnie, sposobiąc się do oporu.
Lecz myśl podbicia Tatarów, nie dozwoliła Witoldowi iść na Nowogrodzian, odłożył to na późniéj, całemi siły gotując się z Tochtamyszem, którego prowadził na najezdzców Rusi. Zamierzał pokonać wszystkie ich ordy, zwyciężyć Tamerlana i utorować sobie drogę na Wschód.
Wysłani na wszystkie strony posłowie, dla wezwania lenników i sprzymierzeńców. Do W. Xięcia Moskwy, któremu ciężyło jarzmo ordy, wyprawiony z prośbą połączenia Jamont Namiestnik Smoleński. Lecz W. Xiąże więcej podobno Witolda, niż Tatarów się lękał, przewidywał on, że zwyciężca Ordy byłby sięgnął, prędzéj późniéj, po W. X. Moskiewskie; wysłał więc nie posiłki, ale córkę Witoldową, a żonę swoją, do Smoleńska, gdzie podówczas bawił Witold, z poleceniem tajemném wytłumaczenia mu, że nie mógł dobyć jawnie miecza na Ordę, któréj hołdownikiem był dotąd.
W. Xiężna mile od ojca przyjęta, obsypana darami kosztownemi, obrazy i relikwijami niegdyś z Carogrodu sprowadzonemi, odjechała po kilku tygodniach pobytu. W. Xiąże Moskiewski otwarcie nie mogąc połączyć się z Witoldem, poszedł jednak przeciwko Tatarom ku Wołdze i Riazaniowi, słabo wszakże i jakby z przymusu tylko działając. Zięć i teść z niedowierzaniem i nieufnością wzajemną poglądali na siebie. W. X. Bazyli wiedział może, iż w umowach z Tochtamyszem zawartych stało, iż przyszły Han miał Moskwę oddać W. X. Litewskiemu, w zamian za przywróconą władzę nad Złotą Ordą, Nadwołżańskiemi krajami, Taurydą i Azowem.
Ze Smoleńska udał się Witold do Kijewa, gdzie się zewsząd posiłkowe wojska ruskie, polskie, wołoskie, Tatarowie i Niemcy zbiérali.
Polska także patrzała na tę ogromną wyprawę nie bez skrytéj bojaźni, i Władysław Jagiełło i Jadwiga odradzali wojnę Witoldowi, przewidując zagrażające z niéj skutki, jeśliby W. X. Litewski zwyciężył; wszakże znaczne posiłki polskie przybyły. Młodzież garnęła się pod Chorągwie ciągnące na Tatarów. Najznakomitsze rodziny Polskie, Tarnowscy, Spytkowie, Szamotulscy, Ostrorogowie, Warszyccy, Sochowie, śpieszyli do boku Witolda. Z Rusi zwołano Xiążąt, w licznych pocztach przybywających, tak, że Kroniki liczą Litewsko-Ruskich Xiążąt pięćdziesięciu; Krzyżacy nawet dali oddział posiłkowy pod Komandorem Ragnedy Marquardem Salzbach, z pięciu set wybornéj jazdy złożony.
Xiążęta Mazowieccy przystawili swe poczty, słowem, liczba i dobór żołnierza zapowiadać się zdawała zwycięztwo; a obóz na lewym brzegu Dniepru powiéwający chorągwiami, oddychał żądzą boju i weselem, obiecującém wygraną nad nieprzyjaciołmi Krzyża.
Wśród tego wesela, jeden tylko głos jakiś wieszczy, starca pielgrzyma (Rpm XVI. w. u Narbutta) Jana z Pokrzywnéj, zapowiadał śmierć i klęski, ale nikt go nie słuchał, tak pewném zdawało się zwycięztwo.
Starzec prorok zniknął wkrótce z obozu, idąc daléj na Wschód w przedsięwziętą drogę.
Tymczasem przybyli Posłowie Tatarscy, wymagający wydania Tochtamysza, nie Króla, ale zbiega i wygnańca, a nieprzyjaciela Temir-Kutłuka.
Witold odpowiedział im: — Idę sam zobaczyć się z Timurem.
Całe siły wyruszyły na południe ku Timurowi, który za Sułą, Chorolem i Psołą stał nad brzegami Worskli z Mogułami, prosząc o pokój, lękając się walki, a chytrze wyglądając posiłków.
Stanęli, Ruś, Litwa, Niemcy, Wołochy i Polacy u brzegów Worskli; Witold na ich czele. Na przeciwnym brzegu widać było ćmę Tatar i szare namioty Timur-Kutłuka. Chytry Han postanowił zwlekać, wyglądając posiłków, a tymczasem posyłał posły i udawał, że pokoju prosi.
— Po co, mówił ich usty do Witolda, — idziecie na mnie? Nigdy krajów twoich nie najeżdżałem.
Witold odpowiedział mu dumnie: — Bóg mi zgotował panowanie nad wszystkiemi krajami ziemi; bądź hołdownikiem moim, lub niewolnikiem zostaniesz.
Timur zdawał się truchleć licząc siły Witoldowe, oglądał się za siebie, czyli nie ciągną swoi, i mówił daléj: — Uznaję cię starszym i godzę się płacić ci dań coroczną.
Lecz im się bardziéj upokarzał, tém Witold wymagał więcéj, żądając w zamian pokoju nie tylko daniny i hołdu, ale bicia monety z twarzą W. Xięcia i znakiem litewskim na dowód poddaństwa.
Przewrotny Han udawał, że się namyśla jeszcze, ociągał się i zwlekał, posyłał podarunki i od dnia do dnia odkładał ugodę, łechcąc dumę W. Xięcia, aby uzyskać czas potrzebny. Witold ufny w swe siły, widział się już u kresu swych życzeń i sądził, że nie wyjmując z pochew oręża zawłada Tatarami. Timur wciąż spoglądał ku południowi.
Nagle, gdy układy bliskie się zdawały końca, Tatarzy zerwali je: nastąpiło głuche milczenie, po niém przestrach dziwny w obozie. Timur doczekał się posiłków oczekiwanych: stary, osiwiały w bojach wódz tatarski Edyga, z którym jak szarańcze chmury pogan ciągnęły, stał nad brzegami Worskli.
Był on niegdyś sługą Tamerlana, którego łaską się szczycił, a w Ordzie drugim Mamajem, rządził Hanem i kierował tłumami.
Zaledwie przyszedł a dowiedział się o warunkach umowy, rzekł Timurowi: — Lepiéj umrzéć.
I zażądał widzenia się z Witoldem.
— Waleczny Kniaziu, rzekł Edyga szydząc, młody Timur mógł cię uznać starszym nad sobą, ale nie ja. Ja jestem wiekiem starszy nad ciebie, więc pokłoń mi się, płać dań i odbijaj pieniądze z moją pieczęcią.
To niespodziewane urągowisko zdziwiło i oburzyło Witolda, który z wściekłością rzucił się do walki i natychmiast przeprawił przez Worsklę. Było to dnia 12 Sierpnia. (Feria Tertia post festum S. Laurentii).
Siły Tatarskie tak nagle groźne ukazały się Polakóm, że Spytek z Melsztyna Wojewoda, ćmy pohańców widząc i rozważając położenie swoich wojsk przypartych do rzeki, radził raczéj umawiać się o pokój dogodny obu stronom, niżeli krew daremnie przelewać lub uciekać haniebnie. Lecz towarzysze Witolda, przywykli do zwycięztw, ufni w ogromne jego siły, młodzież polska uniesiona odwagą, krzyczéć i wołać zaczęli:
— Zniszczemy niewiernych!
Niejaki Paweł Szczukowski herbu Gryf, obrócił się do starca i rzekł mu szydersko: — Jeśli ci żal pięknéj żony Wojewodo i roskosznego żywota, idź, a nie psuj serca tym, co chcą umrzéć, jeśli nie potrafią zwyciężyć.
Spytek odparł mu chłodno:
— Ja polegnę, ty — ucieczesz!
Wojsko całe wrzało ochotą do boju; nareszcie d. 14 Sierpnia we Wtorek, dany znak do walki.
Witold piérwszy rzucił się na Tatarów; spodziewał się on działami, które przywiózł z sobą z pod Kijewa, nadstarczyć za liczbę wojowników, która w obec ogromu sił Tatarskich była niewielką. Lecz Tatarowie wpadając na skrzydła, harcując do koła, unikali postrzałów, które za linją ich próżno padały. Sam tylko środek wojsk Edygi rozbili Litwini gwałtowném uderzeniem i działami, i już się mieli za zwyciężców, gdy Timur-Kutłuk zaskoczył niespodzianie z boku, uderzył na skrzydło i półki przełamał.
Litwa i jéj sprzymierzeńcy, nie tak pobici jak raczéj przerażeni, zapomnieli o orężu, rozpierzchli się i unosić życie za Worsklę zaczęli. Tochtamysz piérwszy uszedł za rzekę o głowę swoją się lękając, za nim poszli Krzyżacy z Witoldem, i ów pan Szczukowski, co się tak przechwalał przed bitwą. Spotkawszy go Spytek Wojewoda Krakowski, już zmierzającego do odwrotu — Czas jest, zawołał — Pawle, abyś twoje chełpliwe przechwałki czynem potwierdził. To rzekłszy, rzucił się ze swoim oddziałem wśród zastępów nieprzyjacielskich, gdzie bohatérską śmiercią, przeszyty chmurą strzał, zatrzymując na sobie siły, aby Witold miał czas się cofnąć — poległ wśród stosów trupa Tatarskiego.
Rzeź była straszliwa, klęski niepoliczone: oba rzeki brzegi zawalone trupami, krwią ociekłe, wody płynęły ludźmi i końmi. Wrzask Tatar do późnéj nocy mordujących niedobitków, zarzynających tych, co się w niewolę dostali, rozlegał się nad pobojowiskiem. Z wojsk Witoldowych ledwie część trzecia została i uszła cało.
Mnóstwo Xiążąt polegli na placu: Hleb Świętosławowicz Smoleński, Michał i Dymitr Daniłłowicze Wołyńscy, potomkowie Daniela Króla Halickiego, Andrzéj Kiejstutowicz Garbatym zwany Połocki, Dymitr Olgerdowicz Xiąże Brański, Michał Jawnutowicz Zasławski, Andrzéj Dymitrowicz Xiąże Korecki, Jan Skinder i Andrzéj synowie Korybuta, XX. Druccy, Jan Jewłaszkowicz, Jan Borysowicz Kijewski, Hleb Korjatowicz, Symon i Michał Podberezcy, Teodor i Dymitr Patirgowicze Wolscy, Jamontowicz, Jan Jurjewicz Kniaź Bielski i innych wielu, Ruskie Kroniki bowiem, liczą siedémdziesięciu cztérech Xiążąt poległych. Z Polaków: Spytek z Melsztyna, który na sobie zatrzymując oddział Tatarski, mający ścigać Witolda, ocalił mu życie, święcąc swoje, Warsz z Michałowa Wojewoda Rawski, Socha Płocki, Pilik Warszawski(?), Jan Głowacz, Bohusz, Łuczko z Wajszyna, Rafał Tarnowski, Jan z Laszenic Nałęcz, Tomasz Wierzynek, Piotr z Miłosławicz, krom innych mniéj znakomitych.
Dymitr Korybut ze swemi w głąb ćmy Tatarskiéj zapędziwszy się, okolony, sciśnięty, z konia spadłszy, stratowany został. Witold, Dobrogost z Szamotuł i Sędziwoj Ostrorog ze Swidrygiełłą zbiegli przemieniając konie, których szybkości winni byli ocalenie, gdyż Tatarzy długo gnali za niemi.
Dworzanie Spytka z Melsztyna, którego dwór na wzór królewskiego był urządzony, przy Panu swoim wszyscy prawie polegli; jeden tylko z dwóch Podskarbich jego ze skarbem pańskim umknął.
Wojska Tatarów i Witoldowego liczby nie wiémy; niektórzy siły Ordy liczą do 200,000 głów, a Witoldowe do 70,000. Straty z obu stron ogromne, do 100,000 ludu wyniosły.
Zastępy Tatarskie posunęły się zaraz ku Dnieprowi, goniąc za szczątkami wojsk Witolda aż pod Kijew, który opasany, okupił się trzema tysiącami rubli. Sam Monaster Pieczerski złożył 300 rubli okupu. Timur zostawił tu swoich Baksaków, a z częścią ludzi poszedł ku Łuckowi, który oblegać zamierzał. Wszakże nie ważąc się na to, z niczém powrócił.
Była to straszna klęska, lecz największa w moralnych swych skutkach: Litwa zachwiała się w wierze o swojém szczęściu przeciw Tatarom, zwątpiła o siłach i przerażona stratami, długą po nich dźwigała żałobę.
Poniesiona przecież klęska, nie zraziła całkowicie Polaków, ani Witolda. Jeśli Kronikarzom wierzyć mamy (Wapowski) Król Władysław nadesłał posiłki znaczne Witoldowi, z rozkazem, aby brzegów Dniepru od swojéj strony pilnował i przejścia rzeki bronił wszelkiemi siłami, obiecując całą potęgą Polską, jeśliby tego było potrzeba, przyjść w pomoc Litwie. Witold, gdy Tatarzy puścili się na Taurydę i oblegali Kaffę, leżał obozem nad Dnieprem w Tawaniu, o dwa dni drogi od jego ujścia. Tu on z Polakami i Litwą oczekiwał Edygi powracającego z Taurydy, pewien, że zapłaci na przeprawie, poniesione straty. Witold miał się przechwalać przed swemi, że nie tylko Edygę, lecz samego Tamerlana ze wszystkiemi wojskami Wschodu wstrzymałby u przeprawy. W obozie panowała wesołość i ochota do nowego boju. Edyga, któremu wedle Kronikarzy, Tamerlan rozkazał Polskę, Litwę, Niemcy i Zachód pustoszyć, po wyprawie Taurydyckiéj, dowiedziawszy się o oczekującym nań Witoldzie, opuścił półwysep i na prawo się udając mimo morza Kaspijskiego, nad Don poszedł, późniéj do Tatarji, a nareszcie, zdobycze wiodąc, do Tamerlana.
Niemałą stratę, którą przecież obok piérwszéj ledwie się wspomnieć godzi, poniósł Witold w tymże roku pożarem Wilna i Zamku w miesiącu Marcu. Spłonęło w tym ogniu, wedle doniesień Krzyżackich wszczętym od stajeń Xiążęcych, oprócz Zamku, Kościoła Katedralnego i budowli blizkich, całe prawie miasto. Konie, skarbiec, klejnoty i co było na zamkach, w popiół obrócone. Ceniono tę szkodę na 60,000 sztuk srébra (rubli).
Rok to był klęsk i nieszczęść; umarła Królowa Jadwiga, dając córce życie. Witold znajdował się w Krakowie podczas téj choroby; lecz gdy po śmierci żony Władysław Jagiełło myślał zrzec się korony i już Polskę opuścić zamierzał; Witold nie czekając wyjazdu jego na Ruś, pośpieszył do Litwy, zapewne dla zapewnienia jéj sobie, w przypadku, gdyby Jagiełło powrócił utraciwszy koronę. Lecz gdy do tego nie przyszło, a Król zatrzymany, upewniony, małżeństwem z Anną córką Hrabi Cylijskiego (i Anny Kazimierza W. córki) umocnił się na tronie wedle rady danéj mu na łożu śmiertelném przez Jadwigę: Witold pozostał względem Polski w dawnych stosunkach.
Tegoż roku umarł piérwszy Biskup Wileński Andrzéj. Na pamiątkę klęski poniesionéj nad Worsklą, miały być założone dwa klasztory Franciszkanów, w Kownie i Oszmianie, jako spełnienie ślubu uczynionego przez Witolda w potyczce, jeśliby z niéj z życiem uszedł.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.