Marcin Podrzutek (tłum. Porajski)/Tom IX/PM część IV/16
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Marcin Podrzutek |
Podtytuł | czyli Pamiętniki pokojowca |
Wydawca | S. H. Merzbach |
Data wyd. | 1846 |
Druk | Drukarnia S Strąbskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Seweryn Porajski |
Tytuł orygin. | Martin l'enfant trouvé ou Les mémoires d'un valet de chambre |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom IX Cały tekst |
Indeks stron |
Baskina mocno zdziwiona widokiem Leporella, rzekła mu:
— Wszak zabroniłam, abyś tu nie wchodził... co chcesz?
— Najmocniej przepraszam panią, — odpowiedział Leporello, ale powiedziano mi że jestto list bardzo pilny, bardzo ważny, dlatego sądziłem... że mimo rozkazów pani...
— Dawaj, — rzekła Baskina i wzięła list.
Natychmiast lekki rumieniec pokrył bladą twarz i młodej dziewicy... zrazu zdawała się ulegać mocnéj niespokojności; potém, po krótkim namyśle, nietylko spokojnie, ale tryumfująco powiedziała Leporellowi:
— Możesz wprowadzić osobę która ci ten list i oddała.
Leporello wyszedł.
— Co za nieznośna rzecz, rzekł Scypio tupiąc nogą, — że też nie można być z tobą sam na sam...
— Żywo, żywo, — powiedziała Baskina wstając i otwierając drzwi do małego budoaru który dotykał do salonu. — Wejdź tu...
— Ja? — spytał zdumiony Scypio, — a to dla czego?
— Czy chcesz być obecnym mojéj rozmowie z twoim ojcem?
— Z moim ojcem?
— List ten jest od niego, nadzwyczaj mu pilno... pragnie widziéć się ze mną natychmiast.
— Ah!... teraz przecie wierzysz mi, — z wyrazem dumy i radości zawołał Scypio, i znowu chciał uściskać Baskinę.
— Ty jesteś prawdziwy szatan, rzekła Baskina lekko popychając Scypiona ku budoarowi. Doprowadzić ojca do tego kroku... to rzecz niesłychana! odurzająca!
— Dotrzymałem słowa, — zawołał Scypio, a oko i twarz jego ogniem zapłonęły; schwycił obie ręce Baskiny i dodał: — teraz na ciebie koléj.
— Alboż ja nie pragnę jeszcze bardziej jak ty... dotrzymać tego słowa... niegodziwy djable? — szepnęła Baskina do ucha Scypiona i tak blizko iż jéj usta dotknęły policzka i włosów młodzieńca; potém rzekła pośpiesznie:
— Żywo, schowaj się... twój ojciec nadchodzi.
I czémprędzéj zamknęła za vice-hrabią drzwi od budoaru.
Nagłe przybycie hrabiego Duriveau, chociaż Według obietnicy Scypiona wkrótce spodziewane, zrazu zatrwożyło Baskinę... spotkanie się bowiem vice-hrabiego z ojcem mogło pokrzyżować lub zaszkodzić jéj zamiarom. Przez chwilę wahała się czy ma przyjąć pana Duriveau, lub nie; lecz zastanowiwszy się, iż jakakolwiek będzie rozmowa z hrabią której Scypio miał być niewidzialnym świadkiem, rozmowa ta w każdym razie posłużyć może jéj zemście i nienawiści, bez dłuższego namysłu przyjęła hrabiego.
W chwili gdy zamykała Scypiona w budoarze, Leporello oznajmił pana Duriveau.
Z badawczego spojrzenia jakie hrabia wchodząc rzucił w koło siebie, Baskina wniosła: że hrabia sądzi iż jego syn jest tutaj.
Potém postrzegając że pan Duriveau utkwił wzrok we drzwiach budoaru, pomyśliła sobie:
— On mniema że Scypio jest tam... Tém lepiéj.
I nie myliła się. Ojciec Scypiona przybył umyślnie tego dnia i o téj godzinie, bo wiedział że syn jego jest u Baskiny, gdyż śledząc go zdala, widział jak do niéj wchodził.
Fizyonomia hrabiego miała wyraz tak surowy, dumny i cierpki, iż Baskina odgadła natychmiast, że ukrywa jakiś plan pod pozorem ustąpienia zuchwałéj woli syna.
Hrabia bynajmniéj nieuderzony zaślepiającą pięknością Baskiny, na jéj widok nie mógł się powstrzymać od wzruszenia — zadrżał z odrazy i prawie z trwogi; mimowolnie bowiem przypomniał sobie proroczą groźbę Klaudyusza Gérard, i piekielną nienawiść Baskiny przeciw Scypionowi i całemu jego pokoleniu, któréj odkrycie winien był Pamiętnikom Marcina; lecz wkrótce opamiętał się — wszakże przybył do tego domu aby wyrwać syna od wpływu téj niebezpiecznéj kobiéty.
Baskina ukradkiem spojrzała na drzwi budoaru; w którym zamknęła Scypiona, potém wskazała hrabiemu krzesło i rzekła mu z najdoskonalszą spokojnością:
— Racz pan usiąść.
Hrabia nie usiadł, lecz zbliżył się do kominka i tam stanął, a panując nad Baskiną wzrostem swoim, powiedział jak mógł najspokojniejszym i najłagodniejszym głosem:
— Pani się zapewne spodziewałaś moich odwiedzin, kiedy się aż tutaj dostać mogłem?
— W rzeczy saméj... spodziewałam się że będę miała przyjemność widzeniu pana.
— Mówmy otwarcie, — opryskliwie rzekł hrabia. Pragnąłem, aby syn mój zaślubił pannę Wilson...ale ten syn oświadczył mi wczoraj, że stanowczo odrzuci to małżeństwo, jeżeli ja...jego ojciec... (te wyrazy wymówił z lekkim gniewem) nie przybędę porozumieć się z panią...
— Tak jest panie, — szyderczym i wyniosłym tonem odparła Baskina, — mam tę pretensyą...
— Ab! pani masz tę pretensyą... — zaledwie powstrzymując się odparł pan Duriveau, — a więc pani zamierzasz... dyktować mi jakie warunki?
— Warunki niezbędne; i pan z taką uprzejmością przybywasz poznać je... że z prawdziwą rozkoszą spieszę uczynić mu zadosyć... Oto są te warunki... Naprzód...
— Dosyć moja pani! — gwałtownie zawołał hrabia, dosyć! Ponieważ pani przypuszczasz żem tyle nikczemny, tyle brudny iż przystanę na podobną hańbę... spieszę zatém wywieść panią z błędu.
— W takim razie... — z najdoskonalszą zimną krwią odparła Baskina, — jakkolwiek oceniam zaszczytne odwiedziny pańskie... niech mi jednak wolno będzie spytać czemu winna jestem tę łaskę? bo teraz już nie pojmuję jego u mnie obecności.
Hrabia, pomieszany szyderczą oziębłością Baskiny, usiłował zachować spokojność i rzekł:
— Abym pani wytłumaczył prawdziwy cel mojego przybycia, powinienem cofnąć się nieco...
w przeszłość.
— Słucham pana.
— Byłem poufałym przyjacielem człowieka, któregoś pani przywiodła do rozpaczy, do samobójstwa... i w tę straszną ostateczność chciałaśbyś pani zapewne wtrącić mojego syna...
— Nigdy nic dwa razy nie powtarzam... — z przerażającém szyderstwem odparła Baskina.
— W istocie, mocno wierzę w bujność wyobraźni pani... Ale wracam do rzeczy...byłem więc poufałym przyjacielem jednéj z ofiar pani: a tą ofiarą był nieszczęśliwy markiz d’Henneville...
— To znaczy, — przerywając hrabiemu rzekła Baskina, — że pan jesteś moim nieprzyjacielem...
— Nieubłaganym... pani.
— Lubię taką szczerość.
— Ale może nie z taką przyjemnością dowiesz się pani, że wiém jak zajadłą nienawiścią ścigasz pani mojego syna... nienawiść ta, — dodał hrabia podnosząc głos tak, aby go Scypio słyszał, — trwa już bardzo dawno...
— Trwa od dzieciństwa, nieprawdaż? — najobojętniej rzekła Baskina. — Dzieckiem żebrzącém w lesie Chantilly... małą śpiewaczką w Sceaux.. biedną figurantką w teatrze szkoczków... byłam ja. I w témto owa straszna tajemnica?
Hrabia stracił głowę. Spodziewał się że tém odkryciem zupełnie pognębi Baskinę... a ta uprzedziła go, przeczuwając co nastąpi po piérwszych słowach pana Duriveau, i uważając że zręczniéj będzie stawić czoło temu wyrzutowi... chociaż nie wiedziała zkąd hrabia znał te wszystkie szczegóły.
Baskina korzystając z kłopotu hrabiego Duriveau, mówiła daléj:
— Syn pański nie poznał mię w rozmaitych naszych spotkaniach, nie prawdaż? Lecz ja, która jak się zdaje, mam dobrą pamięć... pamięć nienawiści... nie zapomniałam o złośliwym małym vice-hrabi... i skoro znalazłam sposobność... zdradziecko uwikłałam w moje sieci to kochane dziécię, ten tak znany wzór niewinności i łagodności... abym tym sposobem pomścić się mogła... dziko...niesłychanie... Czy tak, panie? Wszakże takie są moje niegodziwe zamiary?
— Zupełnie tak samo, pani, — rzekł pan Duriveau odzyskując swą zimną krew.
— A więc?...
— A więc!... nie życzę sobie, abyś pani silniéj jeszcze podsycała w moim synu szalone wyrodztwo jakie go opanowało, a z którego wyleczę go radykalnie i gwałtownie...
To mówiąc hrabia podniósł głos tak, aby go Scypio słyszał; wreszcie dodał takim samym tonem:
— Słowem, nie chcę, aby mój syn padł ofiarą pani, nie chcę nawet abyś z niego zażartowała... mimo że najdoskonaléj jest usposobiony do śmiesznéj roli dudka.
Na te słowa pana Duriveau, szatańska radość zabłysła w oczach Baskiny mimowolnie zwróconych w stronę budoaru, gdzie się Scypio znajdował.
Poczém rzekła:
— Lękam się, mój panie... czyliby syn pański zgadzał się zupełnie z panem co do roli... nie zbyt pochlebnéj... jaką, według pana, przy mnie odgrywa.
— Być może; mój syn jest zaprawdę zbyt wyrodny, ale na nieszczęście jest także zbyt łatwowierny, zbyt ślepy... i w stosunkach z panią zbyt niedoświadczony. Ale ja obowiązuję się otworzyć mu oczy, i wykrzesać... zawsze pod względem stosunków z panią...
— Scypio łatwowierny? ślepy? niedoświadczony? — z uśmiéchem przerwała Baskina, — do prawdy, zbudzasz pan we mnie zbyt wielką dumę: czarownica Cyrce nie przeistaczała dokładniéj swych kochanków... a jednak, mimo wszelkiéj mojéj miłości własnéj, nie mogę przyjąć łaskawego oskarżenia i całego wszechwładztwa jakie mi pan przyznajesz. Jeżeli pan pozwolisz, trwać będę w przekonaniu.. że Scypio, mimo mnie... pozostał takim jakim go zawsze widziałam, tojest najmilszym, najśmielszym najdowcipniejszym ze znanéj mi młodzieży. Może, pan na to powiész, żem w nim zaślepiona... być może... bo według pana... on we mnie także zaślepiony!
— Pani, zaślepiona?... o! nie, nie, — z gorzką ironią odparł hrabia, — oczy pani są równie przenikliwe jak piękne... Wiedziałaś pani dokąd doprowadziłaś mojego syna, wymagając na tym nieszczęśliwym szaleńcu, aby mi zuchwale oświadczył iż powinienem uważać panią za jedynego sędziego w sprawie naszych małżeństw... Otóż! ja oświadczam pani, że moje i mojego syna małżeństwo będą miały miejsce... a to... mimo pani... mimo jego... jeżeli tak wypadnie... Tak jest Scypio wymknie się pani mimo twojéj wiedzy... i mimo wiedzy jego, skoro ośmieli się stawić opór.
— Ej panie hrabio, — lekko — drwiącym tonem, godnym nieśmiertelnéj naszéj Celimeny, rzekła Baskina, — pan, człowiek dobrego towarzystwa, człowiek pełen taktu i dowcipu...
— Pani...
— Uspokój pan, z łaski swojéj, tę niewczesną skromność, skończę czemś może mniéj pochlebném... Jakto — powiem panu — człowiek dobrego tonu, znający świat, może mówić o przymuszonym małżeństwie? po co, proszę pana, te tony zapamiętałego Geronta, który przychodzi upomniéć się o swojego syna u jakiéj Cydalizy? — W saméj rzeczy słysząc pana... powiedziałby kto, że tego biédnego, niewinnego Scypiona pragnę poświęcić na ołtarzu jakiego bóztwa piekielnego. Przekonuj się pan jak jestem próżna — z uśmiéchem dodała Baskina, sądzę... że poświęcając sobie Scypiona... wielebym zazdrości wzbudziła; i że pan... nadaremnie byś usiłował ogłosić mię za straszydło... bo ja doprawdy niezbyt... świat przerażam... A zatém, panie hrabio, nieuwłaczaj sobie udając mieszczanina,...zostań na nowo tym sceptycznym i dowcipnym młodym ojcem, który, jako prawdziwy wielki pan, elegancko wychował swojego syna, równie jak książę de Richelieu wychował pana de Fronsac.
— Tu nie idzie, moja pani, ani o pana de Richelieu, ani o pana de Fronsac... ja nie jestem wielkim panem... ojciec mój był wzbogaconym oberżystą, mój syn zatém jest wnukiem wzbogaconego oberżysty.
— To wszystko jedno; bo pan, swojém znakomitém wykształceniem, wznosisz swojego ojca na wielkiego pana. W rodzinie pana, szlachectwo... zamiast spadać na potomków... raczej na przodków przelewa się... tak jak nie pamiętam już w którym kraju... lecz mniejsza oto... Ale, przez litość niekompromituj pan dłużéj tego szyderczego, sceptycznego i świetnego dowcipu, którego tajemnicę tak wspaniałomyślnie wykryłeś swojemu synowi... a przedewszystkiém porzuć te mieszczańskie pomysły.
— Trudno mi będzie, uledz żądaniu pani, — odparł hrabia, prawie rozbrojony słodziutką zuchwałością Baskiny. — Mogło się śnić mojemu synowi, że jest synem wielkiego pana... ja także mogłem i mieć ten głupi sen... lecz od kilku dni — poważnie dodał hrabia — przebudziłem się... i postanowiłem obudzić i mojego syna, wprawdzie nieco gwałtownie... ale przynajmniéj przebudzenie to uprzyjemnię mu dobrém i uczciwém małżeństwem...
— I Scypio przystanie na to?
— Przystanie.
— Wątpię.
— Ja zaś jestem tego pewny.
— Zapewne pan musisz posiadać jaki cudowny talizman?
— W rzeczy saméj... mam ten talizman... i oto jest... — rzekł hrabia wydobywając z kieszeni jakiś papier, i pokazując go Baskinie z pogardliwym i tryumfującym uśmiechem.
— I jakiż to dobry geniusz, która to wieszczka opiekuńcza zstąpiła z siedziby błogosławionych i darowała panu ten nieoceniony talizman?
— Tym opiekuńczym geniuszem, pani, jest poprostu magistrat.
— Magistrat?
— Tak jest magistrat!... Widzisz pani że zostaję zajadłym mieszczaninem. To téż... po prostu wyznałem magistratowi sprawiedliwą obawę o przyszłość mojego syna, i niegodne czyny jakich się już dopuścił za podmową jednéj obmierzłéj kobiéty... Używając tedy praw ojcowskich, wymogłem na magistracie, który ze swéj strony porozumiał się z prokuratorem królewskim, upoważnienie do zamknięcia mojego syna... Upoważnienie to właśnie jest tym talizmanem, który pani pokazałem. — Jeżeli więc syn mój nie podda się moim wymaganiom... dzisiaj... natychmiast... jutro...słowem kiedy zechcę... zaprowadzony zostanie do domu kary i poprawy.
Na ten cios nieprzewidziany Baskina zadrżała: ale wnet odzyskując swą szyderczą zimną krew, rzekła:
— Wyznaję... żeś pan sobie doskonale poradził; Scypio nie może wytrzymać walki z panem... trafnie go pan ugodziłeś.
— Widzisz pani, — tryumfująco zawołał hrabia — że słusznie mówiłem iż wydrę ci mojego syna, mimo twojéj... i, jeżeli tego potrzeba będzie, mimo jego woli.
— Wspomniałeś pan także iż jego i pańskie zaślubiny...
— Jednocześnie odbędą się niezawodnie... i zawsze za pomocą mojego talizmanu... bo powiem mojemu synowi: Albo bezwarunkowo zaślubisz pannę Wilson... albo jutro pójdziesz do więzienia... a pojmujesz pani, że tu nie ma co namyślać się. — Zresztą, przedsięwziąłem środki ostrożności na wszelki przypadek... a środki doskonałe... Niech się żeni lub nie żeni... ja, ożenię się zawsze, a że pani Richelieugo przytoczyłaś, powiem mojemu synowi to co ojciec pana de Fronsac powiedział temu hultajowi.
— A cóż to powiedział Richelieu swojemu synowi, proszę panu?
— „Panie de Fronsac, — rzekł mu, — żenię się w nadziei że będę miał syna zupełnie do ciebie niepodobnego.”
— Coraz lepiéj... Powtarzam panu że biedny Scypio ma w panu dzielnego zapaśnika... pan go zupełnie pokonywasz... Lecz niech mi teraz wolno będzie poznać cel pańskich odwiedzin. Pan masz zbyt wzniosłe uczucia, zbyt jesteś wspaniałomyślnym, iżbyś przychodził tu jedynie dla tryumfowania W moich oczach i przedstawienia się jednéj skromnéj dziewczynie w olimpijskim blasku twojéj ojcowskiéj wszechmocności... któréj jednym z najpiękniejszych przywilejów jest, podług mnie, przywilej więzienia ludzi... i żenienia ich gwałtem.
Prawda że to trochę tchnie prawem kaduka... ale zawsze to figiel nie lada i dobrze wyrachowany. Pomimo to jednak nie sądzę, abyś mię pan zaszczycał swojemi odwiedzinami jedynie dla otrzymania moich oklasków.
— Zaiste... zbyt ważnego powodu potrzebowałem abym tu przybył... abym się zniżył do nastręczenia pani, choćby nawet chwilowéj myśli, że mogę być tyle nędznym iż przybywam słuchać znieważających pretensyj pani...
— I jakiż więc jest ten powód?
— Pani... odparł hrabia nie odpowiadając na to pytanie, — mój syn jest tutaj.
— Panie... odpowiedziała Baskina udając zdziwioną i zakłopotaną.
— Powtarzam, mój syn jest tutaj...
— Ależ panie...
— Jest tam, — zawołał pan Duriveau postępując ku drzwiom budoaru, — tam... jestem tego pewny.
— Tak... jest tam, — cicho i niby z wielkiém przerażeniem powiedziała Baskina, — ale milcz pan, zaklinam... lękam się czy pana nie słyszał...
— Mówiłem głośno... na umyślnie aby mię słyszał, — dodał hrabia znowu ku drzwiom przystępując, — zaraz na początku naszéj rozmowy wiedziałem że tam jest.
— Panie! — zawołała Baskina udając coraz większe przerażenie i stając na przeciw hrabiego — Scypio musi być niezmiernie rozdrażniony...
— Doprawdy?...
— O!... strzeż się pan...
— Ja mam się strzedz rozdrażnionego Scypiona? pogardliwie uśmiechając się rzekł pan Duriveau.
— Powiadam panu... że na twój widok, nie zdoła upamiętać się.
— Pozwól mi pani otworzyć te drzwi...
— Ah! zatrzymaj się pan! — zawołała Baskina załamując ręce i rozpacz udając. Scypio jużby tu był gdyby się nie lękał gwałtowności piérwszego poruszenia swojego.
— Jeżeli pani pozwolisz, będę miał odwagę stawić czoło gwałtowności tego piérwszego poruszenia.
— Panie, przez litość!
— Pani... proszę po raz ostatni...
Wtém otworzyły się drzwi budoaru i pokazał się w nich Scypio.
Przez chwilę stał na progu jakby chciał stłumić i pokonać okropne uczucia których doznawał na widok ojca.
— Otóż stoją na przeciw siebie, — pomyśliła Baskina, mierząc obu spojrzeniem pełném dzikiéj radości, — Scypio z buntem i nienawiścią w sercu, ojciec z groźbą na ustach... Mam ich nakoniec!