<<< Dane tekstu >>>
Autor Karolina Szaniawska
Tytuł Nacia
Podtytuł Powieść dla młodzieży
Wydawca Księgarnia G. Centnerszwera
Data wyd. 1896
Druk Drukarnia A. Ginsa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.
Odnaleziona.

Mania, umieszczona dosyć niewygodnie, pomiędzy ojcem a starym lokajem, który koniecznie jechać się naparł, rozmyślała ze łzami o rozpaczy pani Brzozowieckiej, gdy powróciwszy nie zastanie córki.
Ile łez wyleje biedaczka, ona, której najmilszem zadaniem jest łzy ocierać!...
— O Naciu, Naciu! — westchnęła mimowolnie.
— Gdzie? Gdzie nasza panienka? pochwycił lokaj, sądząc, że Mania spostrzegła zaginioną.
— Uspokój się moje dziecko — perswadował rządca. Jęki nic nie pomogą — trzeba szukać, a znajdziemy ją przecież.
Wyżlica biegła przed końmi, to puszczając się daleko, to wracając znowu niedługo, jednak nie trzymała się drogi prostej, lecz w las na prawo popędziła. Pan Borejko przystanąć kazał i zszedłszy z bryczki udał się w ślad za suką. Mania została, bo deszcz padał ulewny, Ignacy zaś towarzyszył panu Borejce. Dyana rozpoczęła formalny taniec, puszczając się naprzemian, to w prawo, to w lewo, okrążała niebotyczne sosny, manewrowała pośród rozłożystych dębów z głośnem szczekaniem.
— A to nas wodzi! skarżył się lokaj. Co takie głupie stworzenie rozumie? Bałamuci tylko. Już tchu w piersiach nie czuję.
— Wróćcie na bryczkę, rzekł pan Borejko. Dam sobie rady bez was. Przemokliście strasznie — gotowa choroba.
— A pan rządca?
— Oho! nie taki deszcz z moją burką wojował! To rzemień, to skóra! Od rana do nocy może na nią padać, zanim przemoknie do gruntu.
Wyżlica naszczekiwała, węsząc pod drzewem i skrobiąc ziemię łapami.
— Doszuka się tam naszej panienki! urągał lokaj. E, panie rządco, suka z nas żartuje.
— Nie tak bardzo! zawołał litwin, biegnąc do drzewa, przy którem Dyana znalazła jakiś przedmiot.
Ignacy podreptał za nim, a gdy rządcę dogonił, pan Borejko oglądał cieniutki płatek batystu, który mu suka w zębach przyniosła.
— Czy są jakie litery?
— Jest monogram dosyć niewyraźny, bo całkiem biały, a chusteczka mokra.
— Panna Marja pozna się lepiej na takich kobiecych fatałaszkach.
— Idźcie więc do niej z tym gałgankiem, a ja będę pilnował suki. Chociażby błądzić do jutra rana, nie wrócę inaczej do domu tylko z panną Natalią.
Mania, zaciekawiona co się stało, myślała już zejść na ziemię — wyciągnęła też skwapliwie obie ręce do starego sługi i z wielką radością poznała chusteczkę pani Brzozowieckiej.
Wypogodziło się nieco, deszcz ustał, konie szły noga za nogą, niepodobna było przedzierać się wśród gęstwiny za panem Borejką, trzymały się wszakże kierunku jego drogi.
Gdy słońce błysnęło, Mania opuściła bryczkę i poszła za ojcem.
Nagle suka zrobiła zwrot niespodziewany. Zaczęła węszyć, biegać i przeskoczywszy wał graniczny, puściła się jak strzała do książęcego lasu.
Tam głośne jej szczekanie zwabiło gajowego, który ukazał się zaraz i opowiedział, że przed paroma godzinami panienka odwiezioną została na leśniczówkę.
Uspokojeni o los panny Brzozowieckiej rządca i jego córka, szli już tylko przez ciekawość za suką, by sprawdzić, czy trafi ona do chaty, w której Nacia znalezioną została.
Wyżlica pędziła w tą stronę, litwin kroku przyśpieszał i niedługo wrócił, niosąc wstążkę z warkocza Natalki.
— Zuch Dyana! krzyknął Ignacy, ze łzami w oczach.
— Hura! niech żyje! zawołał pan Borejko.
— A to ci zmyślne suczysko — to ci mądre! powtarzał gajowy.
Mania nagliła do pośpiechu, gdyż pilno jej było zobaczyć Nacię zdrową i bezpieczną.
Ruszyli też zaraz i spotkali się w drodze z wolantem państwa Skrodzkich.


∗                    ∗

— Coś jakby chodziło za mną — recytowała setny już raz Kabalska, i gadało, że panieneczce nic się nie stanie.
— O moja pani złocista, zawszeć to było dużo strachu — wzdychała Janowa.
— A ja mówiłam: nie bać się, nie płakać. Bóg miłosierny.
— Umierałam ze zmartwienia, siedząc przede dworem, po krzyżach mnie łupało, nogi podrętwiały od żałości wielkiej — aż tu na dziedziniec wpada konno panicz i woła: Matusiu, panienka jest na leśniczówce! Przyjechałem aby was uspokoić.
— Jakeście wrzasnęli, to myślałam, że nieprzymierzając, rozbójnik.
— Pociemniało mi w oczach — chciałam wstać, aż tu padam jak długa.
— A panicz ratował babę.
— Anioł, nie panicz, szczerze wam mówię, jak on słodko tłomaczył, jak rozpytywał, czy panna, Julia już się dowiedziała — czy kto poszedł do niej z wesołą nowiną.
— A nasza panna — wtrąciła się do rozmowy Magdusia, prawa ręka szafarki, — nasza panna, zamiast duchem guwernantkę przeprosić, roześmiała się i na tem koniec.
— Pilnowałabyś roboty! zgromiła szafarka. Pomiędzy państwo nosa nie wścibiaj! Co tam było, to było. Jak wielmożna dziedziczka wróci — sza!! Język za zębami trzymać — takie nasze prawo — rozumiesz? Ja na służbie zęby zjadłam, honor pański znam — dobrze mi wiadomo, co uchodzi, a co nie; sami ze sobą się rozprawią, słudze zaś wara.
Magdusia ani jednem słówkiem nie przerwała uwag szafarki, lecz wysłuchawszy cierpliwie, zabrała jakiś garnek i wyszła, a za nią potoczyła się Kabalska, brzękając kluczami.


∗                    ∗

Nacia dostała silnej gorączki. — Wezwano doktora, przepisał jakieś bardzo przykre lekarstwo i zalecił spokój.
Trzeba było pójść do łóżka.
W parę dni później, gdy miała się już lepiej, odwiedziły ją córki nadleśnego.
Sympatyczne dziewczęta zrobiły bardzo miłe wrażenie na pannie Julii, a Janowa nie mogła od nich oczu oderwać. Gdyby nie przynależny szacunek, siedziałaby z rozkoszą w pokoju przez cały czas ich bytności. „Ocaliły drogie maleństwo!“ Babina poszłaby dla nich teraz w ogień. „Maleństwo“ jednak, zniecierpliwione obecnością starej sługi, rzuciło uwagę.
— Możebyście „nianiowa“ poszli odpocząć?
— Idę już, idę! zawołała niańka, rozczulona słodką nazwą, pochodzącą z owych czasów, gdy Nacia nie umiała jeszcze mówić.
Z uśmiechem na ustach wyszła, by nie przeszkadzać pieszczotce przy miłych gościach.
Zawiadomiona przez kogoś z folwarku o wizycie panien Skrodzkich, pragnąc poznać bliżej Genię i Martę, pobiegła Mania też zaraz do dworu.
Można sobie wyobrazić, jak przykro ją dotknęło ironiczne powitanie.
— A — i ty tutaj?
— I ja — odparła, siląc się na spokój, chociaż było jej bardzo przykro, że przychodzi nie w porę. Chciałam podziękować twoim wybawczyniom....
Panna Julia poznajomiła Manię z Genią i Martą — przypadły sobie wzajem do serca od pierwszej chwili. Wśród żartów i śmiechu przyjemnie zeszło parę godzin, a gdy później panienki chciały wracać pieszo, Mania pobiegła do ojca, by znalazł na to radę.
Odesłano miłych gości, z żalem, że na cały wieczór zostać nie mogą, pani Skrodzka spodziewała się bowiem wizyty sąsiadów, oznajmionej przed paroma dniami — córki przeto były jej w domu potrzebne.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karolina Szaniawska.