Nieprawy syn de Mauleon/XXX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nieprawy syn de Mauleon |
Data wyd. | 1849 |
Druk | J. Tomaszewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Karol Adolf de Sestier |
Tytuł orygin. | Bastard z Mauléon |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tymczasem don Pedro wziął Segowią, mając wgłębi serca gorzką boleść.
Przeciwności jakich doznało w dziesięciu latach jego panowanie, mniéj były mu dotkliwe jak późniejsze niepowodzenia w bitwach, i zdrady jego najlepszych przyjaciół. Przebywać Hiszpanią ostrożnie, jemu, który czy w dzień, czy w nocy bezpiecznie biegał po Sewilli, z mieczem przy boku, zdawało mu się uciekać, i że, Król jest prawie zgubiony, skoro raz tylko naruszy swoją nietykalność.
Lecz przy nim Mothril, podobny do starożytnego geniuszu napawającego gniewem Achillesa: wyprzedzał go, gdy się pośpieszał; zatrzymywał, gdy zwalniał kroki. Mothril prawdziwy duch nienawiści i wściekłości, niezmordowany, złośliwy doradzca zbierał ze smakiem owoce zemsty, Mothril zawsze pełen złych wyobraźni, i umiejący ochronić się od niebezpieczeństwa, płynną wymową czerpał, że tak można powiedziéć w nieznanych skarbach wschodu, i ukazywał zniechęconemu Królowi, więcéj bogactw, więcéj zasobów, więcéj potęgi, niżeli on marzył w najpiękniejszych dniach swoich. Lecz długa i piaszczysta droga zaczęła nawijać się jak wstążka na prządkę, Mothril, człowiek pustyni potrafił znaleźć w środku południa chłodzące źródło ukryte pod krzewistemi dębami, Mothril potrafił przechodząc przez miasta zjednać dla don Pedra okrzyki radości, ostami odblask wierności umierającego Królestwa.
— Jeszcze mnie kochają, mówił Król, albo raczej boją się; co może i lepiéj.
— Stań się prawdziwym Królem, a zobaczysz czy cię nie uwielbiają, albo czy nie drżą przed tobą, odparł Mothril z niedostrzeżoną ironią.
Tymczasem Mothril, wśród obaw, nadziei, i tych zapytywań Pedra, zauważał z radością, zupełne milczenie Króla o Maryi Padilli. Ta czarodziejka obecnością swoją tak wielki wywierała wpływ, że go przypisywano sile magii, kiedy została oddaloną, zdawała się iż nie tylko była wygnaną z serca, ale nadto usuniętą z pamięci. Don Pedro człowiek ognistéj wyobraźni, Król pełen kaprysów, człowiek południa, to jest namiętny w całym znaczeniu tego wyrazu, od początku podróży z Mothrilem, był pod wpływem innéj myśli, bo umysł jego zajęty tą lektyką ciągłe zamkniętą z Bordeaux do Vitoryi, tą kobiétą wleczoną od Mothrila przez góry, i której zasłona dwa albo trzy razy uniesiona powiewem wiatru, dozwoliła ujrzeć jednę z tych ubóstwionych peri[1] wschodnich, z połyskiem oczu jak aksamit, włosami kruczemi, cerą przyjemną i regularną, tym dźwiękiem gusli, czuwającym w ciemnościach z miłością, wówczas gdy don Pedro czuwał z obawą, wszystko to zwolna oddalało od niego pamięć o Maryi Padilli, a zapomnienie to o nieobecnéj kochance, mniéj by szkodziło, niż byt istoty nieznanéj i tajemniczéj, którą don Pedro imaginacyą egzaltowaną brał za jakiegoś geniusza poddanego Mothrilowi, silniejszego niżeli on sam.
Tak przybyli do Segowii, bez żadnej ważnéj przeszkody w pochodzie królewskim. Tu nic się nie odmieniło. Król znalazł wszystko w tym samym stanie jak i zostawił: tron w pałacu, łuczników w mieście, poddanych z uszanowaniem dla łuczników.
Król odetchnął.
Nazajutrz po jego przybyciu dano znać o znakomitym oddziale: był to Caverley i jego towarzysze, którzy wierni wykonanéj przysiędze swemu monarsze, przyszli z tą narodowością która zawsze dawała Anglii władze do złączenia się z sprzymierzeńcem Księcia Czarnego, którego oczekiwał don Pedro.
W drodze wojsko złączyło się z znacznym korpusem z Andaluzyi, z Grenadyerami i Maurami, którzy biegli na pomoc Królowi.
Wkrótce przybył tajny posłaniec od Księcia Galii, tego wiecznego i niezmordowanego nieprzyjaciela imienia francuzkiego, którego Jan i Karol V. zawsze napotykali tam, gdzie Francya miała tych pokonaną. Ten posłaniec przyniósł don Pedrowi dobre wieści.
Książe Czarny zgromadził wojsko pod Aact, i już od dwunastu dni szedł z nim od środka sprzymierzonéj Nawarry, którą Książe angielski oderwał od sprawy Henryka. Wysłał tego posłańca do Króla don Pedry, donosząc o bliskim swoim przybyciu.
Tron don Pedra chwilowo zachwiany przez ogłoszenie Królem don Henryka w Burgos, utwierdzał się więc coraz mocniéj, i w miarę jak się utwierdzał, przybywali ze wszech stron, owi ruchomi stronnicy władzy, poczciwi ludzie, którzy zamierzali się udać do Burgos dla powitania don Henryka, kiedy usłyszeli, że już nie czas puszczać się w drogę, i detronizowanego Króla zostawiać za sobą.
Do tych licznych stronników, połączyła się mniéj ścisła gromada, lecz lepiéj dobrana wiernych, jasnych i przezroczystych serc jak dyament, dla których Król ukoronowany, dopóki nie umrze, jest świętym. Ci ludzie mogą cierpiéć, obawiać się, i nawet nianawidzić człowieka w monarsze, lecz czekają cierpliwie, aż Bóg rozwiąże ich przysięgę, i wybranego powoła do siebie.
Tych mściwych ludzi łatwo poznać w każdym czasie, i w każdéj epoce; nie mają oni téj ładnéj powierzchowności co inni, nie mówią z przesadą, lecz po oddaniu hołdów uszanowania Królowi, czekają kiedy mają poświęcić życie dla Monarchy.
Jedna rzecz tylko studziła przyjęcie jakie sprawiali don Pedrowi ci wierni słudzy, to jest obecność Maurów przy Królu, przemożniejszych niż kiedykolwiek.
Ten bitny ród Faracenów, wił się około Mothrila, jak pszczoły na około ula, który mieści ich królowę. Wiedzieli oni że to był Maur zręczny i śmiały, który ich połączył obok Króla chrześciańskiego, śmiałego i zdolnego; dla tego zformowali straszny korpus, a że mieli wiele do zyskania w czasie wojen domowych, przybiegli z zapałem i działalności, którą poddani chrześciańscy podziwiali w milczącéj nieczynności.
Don Pedro; znalazł złoto w kassach publicznych; obtoczył się zbytkiem, który chwyta za serca przez wzgląd, a dumę pobudza interessem. Ponieważ Książe Galii wkrótce miał wjechać do Segowii, postanowiono wspaniałe uroczystości, których blask miał zaćmić wielkość przemijającą namaszczenia Henryka: dodały one zaufania ludowi, i upewniły, że ten już prawdziwym Królem, który ma do rozdania i najwięcéj rozdaje.
Tymczasem Mothril prowadził daléj swój zamiar, który miał skłonić don Pedra do tego, co sobie postanowił. Co noc odzywała się guzla Aissy; jéj dźwięk jako od dziewicy Wschodu tchnął pieśnią miłości. Jéj tony unoszone wiatrem pieściły samotność Monarchy i sprawiały jego krwi wrzącej rozkosz i przemijający sen niestrudzonych organizacyi południa.
Godzien Mothril oczekiwał od don Pedra wyrazu, któryby mu objawił bytność tego tajemniczego żaru, trawiącego wewnątrz, lecz czekał go na próżno.
W tém, pewnego dnia, don Pedro zrywając niejako więzy krępujące jego milczenie, rzekł mu porywczo:
— I cóż Mothrilu! czy nie ma wiadomości z Sewilli?
Te słowa obudziły w don Pedrze, wszystkie niespokojności. Wyraz: Sevilja znaczyły, Marya Padilla.
Mothril zadrżał, gdyż tego samego poranku schwytał na drodze z Toledy do Segowii niewolnika z listem od Maryi Padilli, do Króla, którego kazał utopić w rzece Adaja.
— Nie ma Króla, odpowiedział!
Don Pedro wpadł w głębokie zamyślenie; poczém odpowiadając głośno temu co sobie myślał:
— Więc zmienił się charakter, kobiéty żądzy nie powściągniętéj, dla którego musiałem poświęcić brata, żonę, honor i koronę, mówił cicho, bo któż mi ją zrywa z głowy? nie Henryk i nie Konetabl.
Don Pedro nie obiecywał nic dobrego Duguesclinowi, jeżeli kiedyś nieszczęście oddałoby mu w jego rece.
Mothril nie zważał na to, bo na inny cel zwróconą była jego uwaga.
— Donna Marya, odrzekł przedewszystkiém, chciała być Królową, a jak można sądzić w Sewilli W. K. Mość już nie panuje.
— Już mi to mówiłeś Mothrilu, a ja nie wierzyłem temu.
— Powtarzam ci to Królu, i może zaczniesz mi wierzyć, mówiłem ci kiedy wysyłałeś mnie do Coimbry po nieszczęśliwego don Fryderyka.
— Mothrilu!
— Kroi wie z jaką powolnością, a nawet ze wstrętem uzupełniłem ten rozkaz.
— Milcz Mothrilu! milcz krzyknął don Pedro.
— Wszelako mój Królu, twój honor jest bardzo skompromitowany.
— Tak, bezwątpienia, ale o tę zbrodnię nie można obwiniać Maryę Padillę, chyba....
— Bezwątpienia, lecz bez Maryi Padilli Król nic byś nie wiedział; bowiem ja milczałem, a jednakże to nie było przez wiadomość.
— Więc mnie kochała wtenczas, ponieważ była zazdrosna?
— W.K.Mość jesteś Królem, a po śmierci nieszczęśliwéj Blanki, Marya mogła zostać Królową. Przytém można zazdrościć nie kochając. Król byłeś zazdrosny o donnę Blankę, czyż ją kochałeś najmiłościwszy panie?
— W téj saméj chwili, jak gdyby wymawiane przez niego słowa były sygnałem, dał się słyszéć dźwięk guzli z towarzyszeniem śpiewu Aissy; lecz głos ten zbyt był oddalony aby mógł być zrozumiany, szumiał tylko koło uszu don Pedra, jakby szmer harmonijny.
— Aissa rzecze z cicha Król, wszak to Aissa śpiéwa.
— Tak sądzę, tak, najmiłościwszy panie, rzecze Mothril.
— Twoja córka, albo niewolnica ulubiona? spytał don Pedro z roztargnieniem.
Mothril potrząsł głową uśmiechając się.
— O nie Królu! rzekł, przed córką nie zgina się kolan, przed niewolnicą kupioną za złoto; człowiek rozumny i poważny rąk nie krzyżuje.
— Któż więc ona jest? zawołał don Pedro, natężając swój umysł przez chwilę nad tajemniczą dziewicą. Maurze przeklęty, czynisz sobie ze mnie igraszkę, albo rozpalasz mnie jak żelazo do czerwoności, i masz w tém ukontentowanie gdy widzisz podskakującego jak byka?
Mothril cofnął się prawie przestraszony, tyle to obejście się don Pedra było groźne i gwałtowne.
— Czy odpowiesz! krzyknął don Pedro uniesiony szałem, który zmieniał Króla w nierozumne zwierzę.
— Najmiłościwszy panie, ja tego nie śmiem powiedzieć.
— Przyprowadź mi więc ją, zawołał Pedro, sam jéj zapytam.
— Oh! Najjaśniejszy panie, rzecze Mothril jakby przestraszony podobnym rozkazem.
— Jestem Królem i tego żądam!
— Najmiłościwszy panie łaski!
— Niechaj tu będzie niezwłocznie, albo sam pójdę wyrwać ją z mieszkania.
— Najjaśniejszy panie! rzekł Mothril, przybierając posiać spokojną i poważną mieszkańców wschodu. Aissa jest zbyt wysokiego rodu, aby jéj mogły dotykać ręce niegodnych. Nie obrażaj Aissy Królu don Pedrze.
— I cóż to? czy maurytankę może obrażać moja miłość, zawołał don Pedro. Moje żony były córkami Monarchów, a inne kochanki równały się moim żonom.
— Najmiłościwszy Panie, rzecze Mothril, gdyby Aissa była moją córką, jak to sobie wyobrażasz, powiedziałbym ci „Królu don Pedro, oszczędź moje dziecię, i nie znieważaj twego sługi,“ a Król poznając głos tylu i tak dobrych rad, może oszczędziłby moje dziecię. Ale w żyłach Aissy płynie krew daleko szlachetniejsza, niż krew twoich żon i kochanek. Aissa jest córką Króla Mahometa, pochodzącego od wielkiego proroka, jest więc tém samém więcéj jak Księżniczką, więcej jak Królową, i rozkazuję ci, Królu don Pedro szanować Aissę.
Don Pedro powściągnął się pokonany dumną powagą Maura.
— Córka Mahometa, Króla Grenady, rzekł tylko z cicha do siebie.
— Tak, córka Mahometa Króla Grenady, którego Królu kazałeś zawojować. Byłem w służbie tego Monarchy, wiész o tém, i ocaliłem ją wtedy gdy żołnierze rabowali jego pałac, i kiedy niewolnik unosił ją pod płaszczem, aby sprzedać; już dziewięć lat temu, Aissa miała wówczas zaledwie siedem. Słyszałeś że jesteś dobrym doradzcą, i przywołałeś mnie na swój dwór. Bóg chciał abym ci służył; jesteś moim panem, jesteś wielkim pomiędzy wielkiemi, i byłem ci posłuszny, lecz przy nowym panu, córka mego dawnego pana, była mi nieodstępną: biédne dziecię, myśli że jestem jéj ojcem; wychowana w haremie, nie widziała poważnéj twarzy sułtana, który już nie żyje: teraz masz moja tajemnicę, gwałt mi ją wydarł, ale pamiętaj na to Królu, że ja, niewolnik poświęcony najmniejszym twoim urojeniom, wyciągnę się jak wąż aby bronić jedyny przedmiot, który nad ciebie przekładam.
— Ale ja kocham Aissę! zawołał don Pedro bezprzytomny.
— Możesz ją kochać, i kochaj ją Królu, gdyż urodzenie jéj równa się twemu; kochaj ją, lecz pozyskaj od niéj wzajemność, mówił Maur, a ja nie będę ci przeszkadzał. Jesteś piękny, młody, możny, dla czegóżby ta młoda dziewica nie miała cię kochać, czyż mogłaby odmawiać dobrowolnéj miłości którą chcesz otrzymać?
Te słowa wypuszczone jak strzała z Party, przenikły największą głębię serca don Pedry; Mothril uniósł zasłonę, i chciał wyjść tyłem z pokoju.
— Ale ona mnie będzie nienawidziéć, i powinna mnie nienawidziéć, jeżeli się dowie, że to ja zabiłem jéj ojca.
— Nigdy nie mówię źle o panu, któremu służę, rzecze Maur trzymając uniesioną zasłonę, i Aissa też nic nie wie o Królu; prócz tego, że jesteś dobrym Monarchą i wielkim Sułtanem.
Mothril opuścił zasłonę, i don Pedro mógł słyszéć przez czas niejaki, wolny i poważny chód jego, rozlegający się na taflach marmurowych, i zmierzający ku pokojom Aissy.
- ↑ Peri, geniusz w powieściach perskich.