Nieprawy syn de Mauleon/XXXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nieprawy syn de Mauleon |
Data wyd. | 1849 |
Druk | J. Tomaszewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Karol Adolf de Sestier |
Tytuł orygin. | Bastard z Mauléon |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Powiedzieliśmy że Mothril opuszczając Króla, skierował się do apartamentu Aissy.
Młoda dziewica zamurowana w swoim mieszkaniu, opatrzonym kratami i pod bacznością jéj ojca, wzdychała dla braku wolności do swobodnego powietrza.
Aissa nie znała środka, jak dzisiejsze kobiéty, dowiadywania się wieści zastępujących korrespondencyą: dla niéj nie widzieć Agenora, było to nie żyć, nie słyszéć go mówiącym, było to miéć zamknięte ucho na głos całego świata.
Jednakże silne przekonanie w niéj żyło: to jest miłość dla Agenora, równająca się téj, jaką nosiła w piersiach; wiedziała że chybaby nie żył więcej, jeżeli zdoławszy trzy kroć przedrzeć się do niéj nie dostałby się i raz czwarty, to zaufanie nie dozwoliło jéj myśléć aby Agenor zginął.
Pozostawało jéj zatém tylko czekać i mieć nadzieję. Zycie kobiét wschodnich jest wieczném marzeniem przeplatanym śmiałemi czynami, będącémi niejako przebudzeniem w snach rozkosznych. Gdyby młoda dziewica miała sposobność do wynalezienia Mauléona nie pominęła by jéj, lecz niewinna jak wschodni kwiat, którego miała zapach i świeżość, nie umiała obejrzéć się w to miejsce zkąd przychodzi miłość, to słońce jéj życia, chodzić, wynajdywać środki, lub zwiadywać się: były to rzeczy które jeszcze nigdy nie obudziły się w jéj myśli.
Przytém, gdzie był Agenor? gdzie była ona sama? domyślała się że zapewne w Segowii, lecz ten wyraz Segowia, naprowadzał tylko jéj myśl, że to jest nazwisko miasta. Gdzie mogło być to miasto, w jakiej prowincyi Hiszpanii, zgadywała tylko; gdyż rozmaitych nazwisk prowincyi w Hiszpanii nie znała, chociaż przebyła pięćset mil, a z krajów przez które przechodziła, przypominała sobie trzy tylko miejsca, to jest okolice w których widziała Agenora.
Ale za to jak dobrze wbiły się w jéj pamięć te trzy punkta! Widziała jasno brzegi Zezery, tę siostrę Tagu z jéj oliwnemi gajami, przy których złożona była jéj lektyka; jéj strome brzegi, jéj posępne wody, z których łona zdawał jéj się wznosić piérwszy wyraz miłosny Agenora, i ostatnie westchnienie nieszczęśliwego pazia. Jakże jasno widziała swój pokój w Alkazarze, obsadzony powojami, którego okna wychodziły na teras zielonawy, a w pośrodku którego tryskały kipiące wody w wazach marmurowych! Jakże jasno nakoniec widziała ogrody w Bordeaux, z ich wielkiemi drzewami i posępnym cieniem, które oddziela! od jéj domu blask światła księżyca rzucony z nieba.
Z tych rozmaitych krajobrazów, każdy ton, każdy widok, każdy szczegół, liść każdy, były obecnemi przed jéj oczami.
Lecz czy te punkta tak jasne w ciemności jéj życia były na prawo, czy na lewo, na południe lub północ niepodobném było powiedziéć dla młodéj dziewicy, gdyż ją tylko nauczono używać w haremie przyjemności kąpielą, i marzyć w rozkosznéj nieczynności.
O wszystkiém tém wiedział dobrze Mothril, i dla tego niepokoił się.
Wszedł do młodéj dziewicy.
— Aisso, rzekł skłoniwszy się nisko, czy mogę się spodziéwać iż posłuchasz z niejakim względem tego co ci mam powiedziéć?
— Wszystko jestem ci winna i do ciebie przywiązana, odrzekła Aissa, patrząc się na Mothrila, jakgdyby chciała odgadnąć w jego oczach znaczenie tych wyrazów.
— Czy życie jakie prowadzisz, podoba ci się? zapytał Mothril.
— Jak to? rzecze Aissa, widocznie starając się zbadać cel tego zapytania.
— Chcę wiedziéć czy ci się podoba żyć zamkniętą?
— Oh! wcale nie, spiesznie odpowiedziała Aissa.
— Chciałabyś więc zmienić swój stan?
— Nie inaczéj.
— Cóżby ci się podobało? Aissa zamilkła, gdyż to czego pragnęła nie mogła wyjawić.
— Nie odpowiadasz mi? spytał Mothril.
— Nie wiém co mam odpowiedzieć, rzekła.
— Czyż nie lubiłabyś raczéj, mówił dalej Maur, biegać na rosłym koniu hiszpańskim, z gronem kobiét, jeźdźców, psów i muzyki?
— Bynajmniéj, nie tego ja pragnę; jednakże mając to co pragnę, lubiłabym i to, byle tylko...
Niedokończyła mówić.
— Byle tylko? zapytał z ciekawością Mothril.
— Nic, odrzekła dumnie Aissa.
Mimo jéj przemilczenia Mothril dokładnie zrozumiał znaczenie wyrazu: byle tylko.
— Dopóki będziesz ze mną, i dopóki ja jestem uważany za twego ojca, dodał Maur, będę odpowiedzialny za twoje szczęście i spokojność, dopóki zaś to się nie odmieni, czego żądasz, stać się nie może.
— I kiedyż się to zmieni, zapytała Aissa z swoją naiwną niecierpliwością.
— Gdy pójdziesz za mąż.
Opuściła głowę.
— Ja nigdy zamąż nie pójdę, rzekła.
— Przerywasz mi, rzekł z niezadowoleniem Mothril, mówiłem ci jednak o rzeczach potrzebnych do twego szczęścia.
Aissa wlepiła wzrok w Maura.
— Mówiłem, że mąż może ci dać wolność.
— Wolność? powtórzyła Aissa.
— Może nie wiész co to jest wolność, przydał Mothril, więc ci opowiem. Wolność jest to prawo chodzenia po ulicach z odsłoniętą twarzą, prawo nie zamykania się w lektyce, prawo przyjmowania odwiédżin jak u Franków, uczestnictwa w łowach, uroczystościach, zabawach i w towarzystwie rycerzy.
W miarę co Mothril mówił, lekki rumieniec ukazywał się na licach Aissy.
— Ale przeciwnie, odpowiedziała Aissa, ja słyszałam że mąż zamiast nadania, odbiera te prawa.
— Kiedy jest mężem, to prawda, ale zanim jest mężem, i nadewszystko kiedy zajmuje znakomite « miejsce, pozwala swojéj narzeczonéj prowadzić się, jak ci powiedziałem; w Hiszpanii i we Francyi naprzykład, nawet córki Królów katolickich słuchają grzeczności, które ich nie obrażają. Ten który je ma zaślubić, pozwala im naprzód próbować życia niezawisłego i wystawnego jakie im przysposabia, nawet masz przykład: czy przypominasz sobie Maryę Padillę?
Aissa słuchała.
— I cóż? zapyta.
— Marya Padilla czy nie była Królową zabaw, i wszechwładną panią w Alkazarze, Sevilli i w całej Hiszpanii? Czy nie przypominasz sobie jak ją widywałaś przez okratowane okna na pałacowych dziedzińcach, męczącą pięknego arabskiego rumaka, i zgromadzającą w około siebie na całe dnie jeźdźców których przekładała, gdy tymczasem ty byłaś zamkniętą i schowaną, nie mogłaś przestąpić ani progu twego pokoju, widziałaś tylko kobiéty, i z nikim nie miałaś sposobności mówić o tmé, co było w twéj myśli lub sercu.
— Lecz, rzecze Aissa, donna Marya kochała don Pedrę, a zdaje się, że kto kocha w tym kraju może powiedziéć temu kogo kocha, i laki wybiera a nie kupuje, jak w Afryce. Donna Marya, mówię, kochała don Pedrę, a ja nie sprzyjałabym wcale temu, który myślałby mnie zaślubić.
— Cóż wiész w tym względzie?
— Kto on jest? zapytała żywo Aissa.
— Bardzo gorliwie się dopytujesz, rzekł Mothril.
— A ty tłómaczysz się bardzo powolnie, rzekła Aissa.
— I cóż chciałam ci powiedzieć że donna Marya była wolną.
— Nie, ponieważ kochała.
— Jest się wolnym nawet i kochając.
— Jak to?
— Można przestać kochać.
Aissa wzruszyła ramionami, jak gdyby chciała powiedziéć; to jest rzeczą niepodobną.
— Donna Marya, mówię, została wolną, gdyż don Pedro, nie kocha jéj więcéj, i nie jest od niéj kochany.
Aissa podniosła głowę z zadziwieniem.
Maur tak daléj mówił:
— Aisso, widzisz że tam nie było małżeństwa, a oboje przecież używali rozkoszy jakich mogli kosztować.
— O czmé chcesz mówić? zawołała Aissa, jak gdyby kto na nią cisnął
błyskawicę.
— O tém coś już dokładnie zrozumiała, odrzekł Mothril.
— Mów tylko.
— To jest, ze wielki pan...
— Król, czyż nie tak?
— Tak jest, Król; odpowiedział Mothril nachylając się.
— Myśli mi dać miejsce opuszczone przez Maryę?
— I jéj koronę.
— Jak Maryi Padilli.
— Donna Marya umiała tylko zyskać jéj przyrzeczenie, inna młodsza, zręczniejsza może ją otrzymać.
— A z tą którą nie kochają co się stanie? zapytała pogrążona w myślach dziewica, przestając poruszać ziarna paciorków aloesowych oprawionych w złoto.
— Oh! rzecze Mothril udając obojętność. Ona inne stworzyła szczęście: jedni powiadają że obawiała się wojen w jakie Król jest zamięszany, inni zaś, i to jest więcéj prawdopodobne, że kochając innego ma go wziąść za męża.
— Jakiego innego? zapytała Aissa.
— Rycerza z Zachodniego kraju, odpowiedział Mothril.
Aissa wppdła w głębokie zamyślenie, ponieważ te kłamliwe słowa, odkryły jéj jak gdyby czarodziejską siłą, całą słodką przyszłość o jakiéj marzyła, a któréj przez niewiadomość lub bojaźń, nie śmiała podjąć zasłony.
— Ah! tak, o tém mówią?... spytała w końcu rozweselona Aissa.
— Tak, rzekł Mothril, i powiadają także, że Marya głosi dostawszy się na wolność. O! niechaj wybór Króla przynosi mi szczęście, gdyż wybór ten wyprowadził mnie z domu i zacisza, aby umieścić pod tém piękném słońcem, które rozjaśniało moją miłość.
— Tak, tak, mówiła daléj zamyślona młoda dziewica.
— I pewno, odrzekł Mothril, ale to bynajmniéj nie w haremie ani, klasztorze znalazła tę uciechę jakiéj obecnie doznaje.
— Prawda, rzekła Aissa.
— Ale dla uzupełnienia twego szczęścia Aisso posłuchasz Króla?
— A czy Krół zostawi mi czas do namyślenia się?
— Ile tylko ci się podobać będzie, i o ile należy go zostawić szlachetnéj jak ty dziewicy. Tylko że to jest człowiek smutny i rozdrażniony nieszczęściami; twoje słowo Aisso, gdy zechcesz, jest miłe, nie odmawiaj go więc, don Pedro jest wielkim Królem, któremu potrzeba oszczędzać wzruszeń, a powiększać żądze.
— Nie będę się sprzeciwiać Królowi, odpowiedziała.
— Dobrze! rzekł Mothril, byłem pewny że ambicya przeważy miłość. Za bardzo kocha swego rycerza aby nie korzystać z zdarzenia jakie się jéj nastręcza; w téj chwili poświęca Monarchę dla kochanka, późniéj, być może czy nie będę zmuszony czuwać żeby nie poświęciła kochanka dla Monarchy.
— Więc pozwalasz na widzenie się z Królem? spytał Mothril.
— Będę najuniżeńszą sługą J. K. Mości, odpowiedziała Aissa.
— Nie tego potrzeba, gdyż nie zapominaj, że równa jesteś Królowi, tylko żeby nie miéć więcéj dumy jak uniżoności. Żegnam. Idę uprzedzić Króla że raczysz być obecną na serenadzie jaką mu dają każdego wieczora. Cały dwór, i nie mała liczba szlachetnych cudzoziemców będzie się tam znajdować. Żegnam cię donno Aisso.
— Któż wié mówiła cicho Aissa, czy pomiędzy témi szlachetnémi cudzoziemcami nie ujrzę Agenora?
Don Pedro człowiek gwałtownych żądzy, rumienił się z radości jak młody zalotniś, gdy wieczorem ujrzał z balkonu zbliżającą się, i błyszczącą przez złotą zasłonę piękną Maury tankę, któréj oczy czarne i cera blada, zaćmiły w Segowii wszystkie znajdujące się ówcześnie najdoskonalsze piękności.
Aissa podobna była do Królowéj, przyzwyczajonéj do hołdów innych Monarchów. Nie opuszczała wcale oczu, spoglądała często na don Pedra wodząc wzrok po zgromadzeniu, tak, że kilka kroć don Pedro opuścił doradców, albo najpiękniejsze kobiéty, i schodził do młodéj dziewicy, aby z nią choć cokolwiek pomówić, ona téż odpowiadała mu przytomnie i bez trudności: być może wolnoby ją obwinić o roztargnienie, bo téż jéj myśli były gdzieindziéj.
Don Pedro podał jéj rękę, aby odprowadzić do lektyki, a podczas drogi nie zaniedbał rozmawiać z nią przez jedwabne firanki.
Całą noc dworzanie rozmawiali o nowéj kochance Króla, a don Pedro przy udaniu się na spoczynek oznajmił publicznie, ze staranie o zapłacie i zaopatrzenie potrzeb wojska, powierzył swojemu piérwszemu ministrowi, dowódzcy pokoleń Maurytańskich, użytych w jego służbie.