<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł O sztuce
Podtytuł Dla Polaków
Pochodzenie Dzieła Cyprjana Norwida
Redaktor Tadeusz Pini
Wydawca Spółka Wydawnicza „Parnas Polski”
Data wyd. 1934
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
O SZTUCE
(DLA POLAKÓW)
Są obrazy Van Eycka, z tym podpisem, w rogach umieszczanym: «Jak mogłem. VE».
ZAWIERA TREŚCI:
1. Sztuka w obliczu czasu bieżącego i w obliczu ścisłych umiejętności. — 2. Sztuka w obliczu praw natury. — 3. Sztuka w obliczu życia. — 4. Sztuka w odniesieniu do religji. — 5. Pojęcia narodowe. — Razem: Objawienie, uzasadnienie i obrona sztuki u Polaków.
DEDYKACJA.
Tym, którzy z wielką historji zniewagą
U słupa prawdę rozebrawszy nago,
Już, już, świstali,
Jako dziewicy obuwie wężowi
Spadnie na czoło lada kwiat i powié:
«Dotąd!... Nie daléj!...»
∗             ∗
Tym zaś, co, serca jeszcze mając szczątek,
Nie powstydzili się wielkich pamiątek
Myślą czcić wielką,
Palmy się schylą od wołań anioła
I, pognębione okrążywszy czoła,
Łzę otrą wszelką.
I.

Pisać o sztuce dla narodu, który ani muzeów, ani pomników, właściwie mówiąc, nie ma — pisać dla publiczności, która zaledwo biernie albo wypadkowo obznajmiona jest z tym przedmiotem, jest to nie pisać o sztuce, ale objawić ją.
Niemniej pisać o sztuce dla Polaków i po polsku w chwili, kiedy bardzo niedawno część ta intencyj i pracy obwołaną została za niewłaściwą, szkodliwą i osławienia godną[1], owszem, tak poniżonemu przedmiotowi obywatelską godność zyskać, jest to nie pisać o sztuce, ale uzasadnić ją i postanowić.
Trudność ta druga, gdyby nie była z braku rozwiązania onej wstępnej i pierwszej pochodzącą, byłaby może nie do zwalczenia dla współczesnych.
Skoro zatem okaże się możebność korzystnego obcowania z taką publicznością w takim przedmiocie, znikną przez to samo osławienia i wyklinania owe, albowiem okażą się być, czem są — niewczesnemi.
Okazanie pogodne (ponadpanfletystyczne) niewczesności zarzutów bywa i zagładzeniem onych wszędzie, a jest nieodzownie w tym przedmiocie.
Gdyby Polska-naród nie wyczekiwała i mogła nie wyczekiwać nic od Polski-społeczeństwa, jak np. w kwestji włościańskiej dziś się dzieje, owszem, gdyby bez obrazy majestatu cywilizacji mogła Polska-naród uważać Polskę-społeczeństwo z a wynik tylko geograficzno-strategicznych widoków i planów swoich, zaiste, że ten promień intencji i pracy, który się sztuką zowie, mógłby być dla niej obojętnym, jak też z nim poczynali sobie wielcy nawet pisarze nasi, co wspomniało się indziej[2]. Kiedy albowiem naród dopiero uzasadnia się, a społeczeństwa ważność nietylko, że wyrównywać mu nie może, ale zupełnie jest wypadkową i podrzędną, i do dalszych poruczeń zostawioną, wtedy zaiste, że jedyna tylko sztuka obchodzić go zwykła, inżynierja, lub wyłączniej sama sztuka wojskowa, jakkolwiek i ta jeszcze niestety... jest sztuką!

Owszem, dostrzec się daje, iż wyłączenie pierwiastku sztuki zpośród licznych darów, znamienujących wodza — owszem, ograniczenie się na heroizmie nagim bez udziału tej historycznej estetyki, która epopeję tworzy, dawać zwykło wiele bitw szczęśliwych, wiele przegranych wojen... Tak i w zewszechmiar oddalonej napozór sztuce lekarskiej bynajmniej niepłonnym jest przydatkiem, iż umiejętność ta i ta możność «sztuką» się zowie. Nietylko albowiem wśród licznych szczęśliwego lekarza darów mile witanem bywa, jeżeli jest odgadującym bystro, ale, jak dalece rzeźbiarskiego prawie ukształcenia chirurgja wymaga, o tem nie można wątpić — co zaś fizjonomiki się dotyczę, jak naprzykład szanowne dzieła Lavatera[3], o tych zawyrokować nawet trudno, czyli są dla artystów, czyli dla lekarzy sporządzone. Mamże i o umiejętności, skąd imąd ścisłej, to jest o matematyce nie przepomnieć, iż tam, gdzie astronomji się oddaje i usługi jej pełni, powielekroć opiera się ona na prawach, profetyzmem[4] natchnienia otrzymanych, i te za posadę sobie bierze sama indziej wszechzasadniczą będąc, tak iż nie skłamię, jeśli powiem, iż skrzydłom owdzie cyrkiel zdąża... Prawo z czemże obcuje, jeśli bezprawiem nie jest?... Jawność, sąd przysięgłych i obrońcy do ilaż bez oratorstwa obejść się mogą?... Historji potrafiłżebym archeologję i paleografję i właściwą nawet monumentalną sztuki odjąć bez powalenia jej na ziemię?...
Jeżeli więc wojskowa sztuka, medycyna, matematyka, prawo i historja, zdanie swoje o sztuce wiekami całemi zapisawszy, do nierozdzielnego onąż współudziału stanowczo przypuściły, nie pozostaje nam, zaiste, poszukiwać, gdzie jest ów głos zaprzeczny, tak niepobłażliwie z istotą sztuki obchodzący się, ale raczej, pominąwszy go, wejrzeć jeszcze w dwie najpoważniejsze sfery bytu: w naturę i w życie, czyli czasem w tych dwóch nie jest sztuki istota więcej, niżli w powyższych i ostatecznie uprawnioną? Poczem już, gdyby tak być miało i tak okazało się, religijnego tylko jeszcze spytać należałoby się namaszczenia, czyli i to nie jest sztuce odmówionem.

II.

Sztuka, w znaczeniu przyjętem najpowszechniej dlatego może, że w znaczeniu jej najniższem, będąc «naśladowaniem natury», nie może być już przez to samo w naturze inaczej dociekaną, jeno jako piękno i onego to piękna bezpośredni okres, czynny udział, osobna pora, słowem prawo, wpośród współdziałania wszystkich innych praw natury istniejące i obowiązujące. Takowy to udział, taki okres, osobna pora taka, prawo takie, jestże w całosprawie przyrodzenia tak wyraźnem i dzielnie obowiązującem, ażeby, na niem się oparłszy, uprawnić przeto ową tylowiekową pracę intencji i wiedzy, która «sztuką» zowie się?... Natura wydzieliłaż miejsce i czas prawu takowemu, prawu piękna? — Że albowiem wszystko w naturze pięknem jest albo bywa, to może właśnie dlatego, że wszystko nie ma jeszcze przez to samo osobnej istoty swojej i podejrzewać dałoby się raczej o zależność od sposobu rzeczy uważania, od sposobu patrzania na nie. Lecz nie — prawo to, prawo piękna, ma i czas, sobie osobno wydzielony w porze kwitnienia wszelakiego, i ma przedmiot swój w kwiecie.
Jakoż kwiat, ta to błaha zawiązka piękna, która wdzięczy się dziś, a jutro wiatr ją zwarzy, pochłonie zwierzę paszczą? grubą, człowiek nogą poważną zdepcze — kwiat, który nietylko w każdym względzie ponadużytecznie pięknym bywa, ale jeszcze są kwiaty jakoby na wyłączną posługę piękności i to bardzo wyszukanej, przeznaczone. Kwiat i pora kwitnięcia, we wszystkiem piękna, tak dalece «realnem i praktycznem» (jak to dziś mówią) prawem jest, iż, gdyby Atylla lub inny barbarzyniec jaki bicza trzaskiem zmiótł te wdzięczne fraszki i te ozdoby z pól a drzew, zaiste, że obozy jego w odwrotnym marszu nawet musiałyby wymierać głodem wielkim, za pogwałcenie onych to słabych praw pobite. Od owoców prawdy albowiem aż do ziarnka rośliny najdrobniejszej, która w szczelinie głazu twardego ma mieszkanie, wszystko przechodzić musi porę kwiatu, porę piękną kwitnienia, jeśli ma być owocem użytecznym i ważność mającym. «Przypatrzcie się (mówi Pan i Mistrz) liljom jako rosną: nie pracują ani przędą, a powiadam wam, że i Salomon we wszystkiej ozdobie nie był tak ubranym, jako jedna z tych» (Łukasza Ś. XII. 27).

III.

Ale, że, niźli i o religijne zapytamy się dla sztuki namaszczenie, obiecaliśmy sobie nietylko praw jej pomiędzy prawami natury poszukiwać, lecz i w sferze moralnej życia wskazać, jakie zajmowałaby ona miejsce, pośpieszamy więc orzec, że, jeżeli jest w człowieczeństwa dziejach stan prostoty, z której się wychodzi, i tej drugiej prostoty, do której się dochodzi, stan prostactwa i stan prostoty doskonałej, tedy cały on ciąg onego to właśnie dochodzenia nie może się bez arcypoważnego udziału sztuki w życiu obejść i nie obywa się. Zaiste, bardzo prostotliwą, naturalną i bezwykwintną jest rzeczą oddać w dwakroć poszturk mało uważnego przechodnia w ulicy ciasnej. Zaiste, bardzo ofiarnym jest czynem policzek nadstawić po uderzeniu pierwszem, ale ani ofiarną i stygmatyczną, ani naturalną rzeczą jest wymierzyć sobie i bliźniemu swemu sprawiedliwość. Samo słowo «wymierzyć» zapowiada już coś sztucznego.
W tymże względzie, osobie nieprzyjaznej złą nowinę donieść w całej przeraźliwej jej nagości, naturalnym jest czynem, i nic w sobie sztucznego nie mającym, ale zaczekać na upamiętanie się czyje, ale uprzedzić one, ale temu, który zranił ciebie, okryć mogącą zabić go wiadomość, są to nienaturalne i wielkiego wymagające artyzmu poruszenia. Jakoż podłość jest bliższą człowieczości, ale sztuka w życiu więcej jest obowiązującą i potrzebną. «Miej serce... i patrzaj w serce!»
Nietylko «miej» powiada tu poeta, ale zarazem «miej i patrzaj» w nie... Wiersz ten, może największy treścią, jaki kiedy kolwiek napisał ś. p. Adam Mickiewicz, pomijamy z żalem, iż nie możemy tutaj dla szczupłości zakresu w szerokości chociażby równej całemu temu pismu badać go i wykładać.
Zbliżyliśmy się albowiem już do samego, że tak nazwę, prądu sztuki w życiu, gdzie pomiędzy naturalnością podłą, naturalnością nałogową, wolną od udawania dlatego, iż celu jeszcze niema, a pomiędzy siebie tylko na celu mającą ogładą zewnętrzną, jednem słowem, pomiędzy bezlubstwa a samolubstwa grubdjaństwem i fałszem, żaden składny dwuznacznik, żadna, mówię, doktryna upogodzić nie może wciąż powstawać muszących przeciwieństw na polu życia, jedynie albowiem tam aż przeprowadzonej sztuki jest to okres. Jakoż, gdyby tu technicznego a przeto wyłącznego wolno było użyć wyrażenia, powiedzieć dałoby się, iż sztuka equacją[5] jest postępu, postępu, nawet moralnego, o ile ten historji jest przedmiotem.
Ileż-bo to smutków do niewypowiedzenia smutnych, boleści ileż do niewypowiedzenia bolesnych, ileż to i trudności do niewypowiedzenia trudnych dlatego jedynie spotyka się, iż przez niewypowiadanie tychże słuszne aż do onegoto niewypowiedzianego wzrosły stopnia!... Hamlet w domu swych przodków czemu to aż z aktorami przestawanie za jedyną mieni sobie ulgę?...
Zaiste podrzędnym, przypadkowym lub okolicznościowym, a niekiedy dziwacznym mienią ów głęboko mistrzowski pomysł wprowadzenia aktorów na dwór książęcia w chwili, kiedy już całe dworu tego rzeczywiste, potoczne i naturalne życie wynaturzonym tylko fałszem stało się. Z stanowiska jednakże, o którem powyżej mówiliśmy, dramatyczny ten obrót najprostszem rzeczy jest następstwem. Kiedy albowiem cały obyczaj familijny i powszednia jego rzeczywistość brudną stały się maską, wtedy maska teatru zamieniła się tylko w rzeczywistość, nieskończenie godniejszą wyboru i pierwszeństwa. Przyjęła nawet silę akcji i jakoby prawdą stała się. Na przykładzie, następnie umieszczonym, z aktu pierwszego sceny drugiej wziętym, łatwo jest dopatrzyć wszystkich tych zarysów sztuki w życiu, o których dotąd mówiliśmy, a które uprzytomnia się wydatniej za zbliżeniem spostrzeżeń z wzorem (pomnieć tylko należy, że rozmowa jest matki z synem po śmierci ojca).

MATKA. Wiesz sam, i rzeczą jest najprostszą w świecie,
I tak to bywa wciąż, że, co się rodzi,
Przechodzić musi przez śmierć w nicość trzecię,
W wieczność...
HAMLET. Wiem, pani: tak, to tak przechodzi...
MATKA. Więc czemuż rzeczy nie brać, jak są one?
Zwyczajne czemu zdawać się ma dziwném?
HAMLET. Zdawać?... O pani, to nie jest zmyślone
Czarnym kolorem płaszcza, ruchem sztywnym,
Wzdychaniem, które silę płuc oznacza,
Bladością cery, dużym łez potokiem,
Z całą ich formą, modą i urokiem
Który się zdawać może, że rozpacza...
Nie, to mię wszystko najmniéj nie wyraża.
Właśnie, iż sztuka wygrać to jest w stanie,
Właśnie, iż często udać się to zdarza,
Gdy to, co cierpię ja, jest nad udanie...

Kiedy tak, w pierwszym zaraz akcie i w drugiej scenie (a więc dobrze jeszcze przed ucieczką do aktorów i sceny) zasiania się już Hamlet przed ona radą matki, ażeby brać rzeczy, jak są one, naturalnie i poprostu i nie wdać się w patetyczne smutki, królowa odrzuca się na stanowisko, przypuszczające dramę w życiu i próbuje, do ila ta celom jej posłuży, mówiąc:

— Że Hamlet ojca płacze, jest przykładnie,
Bardzo przykładnie, owszem, bardzo ładnie...

Na tym to przykładzie krótkim o ile tego wymaga zakres pisma, ale w którym brzmią główne tony, o przeprowadzonej sztuce w życie świadczące, zamykamy nasz okres, temuż poglądowi na sztukę poświęcony i należny, a przechodzimy do uważania onejże wobec religji.

IV.

Kiedy niedawno zmarła Rachel[6], która była wielką artystką dramatyczną, znalazła się już na południu talentu swego i w Potsdamie grała przed złożoną z królów publicznością, zdarzyło się, iż po najpomyślniejszem z tych przedstawień, skoro się udała na spoczynek, uczuła była jakoby rękę wielką, tłoczącą jej pierś na sposób, w jaki się pędzącego w biegu zatrzymuje... i usłyszała była głos: «Tu koniec twój — tu skonasz!...» I zdało się jej było, iż obejrzała się za głosem, patrząc, gdzie skonać ma, gdzie jest jej koniec?
Ale zobaczyła tylko czworoboczną izbę, wapnem prostem bieloną, pustą, i zdało się jej, że nic w tej tak pospolitej izbie niema.
A patrząc, patrząc dłużej, kiedy dziwowała się onej wielkiej prostocie miejsca tego, dostrzegła jeszcze klęcznik i dostrzegła postać klęczącą, ta zaś była jakoby posąg, którego nie można było widzieć twarzy, lecz który na wejrzenie przypominał statuę Polymnji[7] z Louvru... Dzienników wiele powtarzało zdarzenie to, które słynna aktorka opowiadała była bliskim swoim, ale nikt snu owego nie tłumaczył. Jest on jednakże wielce jasny... Każdy aktor, wchodząc do celi kameduły, przed podobnym klęcznikiem powiedzieć sobie może z onym głosem tajemnym: «Tu koniec twój...»
Jakoż wobec religji sztuka, samoistność swą tracąc, wstępuje już w porządek potęgi wyższej życia, gdzie o tyle tylko żywa jest sobie, o ile litery światłem staje się, o ile kona sobie, a najjaśniejszym tajemnicom wiary objawionej jako uwidomiające ciało, postać i forma posługuje[8]. Ołtarz już kresem jest samoistnego sztuki bytu i, jeżeli w sztuce wojskowej, medycynie, matematyce, prawie, historji i t. p. udział sztuki wybiera sobie właśnie że najżywotniej samodzielne części tych umiejętności, stając się jakoby ołtarzem świętego ognia ich, to przeciwnie, na stopniach religijnego ołtarza ołtarzów udział ów sztuki na najformalniejszej właśnie części ogranicza się, tak, iż powiedziećby można, że prawdziwej religji forma udziela jeszcze ducha wiadomościom doczesnym przez sztukę. Spostrzeżenia tego, na którem budowa niniejszej pracy o sztuce zakłada się, ażeby tem wybitniej prawdę uczuć i kres ów tajemniczy przemieniania się sztuki w wyższą natury potęgę naznaczyć, nie od rzeczy będzie przytoczyć tu słowa świętego mędrca, Tertuljana, do senatu rzymskiego; te brzmią:
(14. Apologetik). «To pociesza nas, że bogowie wasi, czyli posągi, ażeby dostąpić bóstwa, przechodzą pierwej przez te same katusze, na które my codziennie przez ich fałszywe bóstwo wystawieni bywamy. Wy przybijacie chrześcijan do krzyżów i słupów; czyliż nie tak samo rzeźbiarz, formując postać bóstw, od krzyża lub pala rozpoczyna? Nie na krzyżuż to odbierają one pierwsze zarysy świętości ich profilów?
Wy i żelaznemi pilnikami rozdzieracie boki chrześcijan — ależ piła, pilnik i rylec nie mniej, owszem, staranniej obrabia członki bóstw... Wy i głowy chrześcijanom odejmujecie według upodobania, tak, jak się z bogami waszemi dzieje, które główby nie miały, gdyby onych rzeźbiarz nie dał im. My rzucani bywamy na pastwę bestyj, a na czyjąż to pastwę Bachus, Cybella i Ceres podawani bywają? W ogień rzucacie nas, a ileż bóstw tej próby nie przechodzi? Do kopalni bywamy wysyłani, a toć z onych kopalni i bałwany wasze dobywa się. Lecz, co nadto jeszcze pewnego jest, to to, iż zaiste, że równo bogowie wasi nie czują zniewag onych i poniewierek i zaszczytów...»

Wszelako oto i tu jeszcze, jakkolwiek w obrazie tak bolesnym i dla innych powodów przytoczonym, potwierdzone jest to, co właściwą, co rzetelną sztuki stanowi prawdę. Można było albowiem w ten już sposób do Rzymian odzywać się, można było w sposób nierównie snadniejszy do Greków, jak to apostoł Paweł czynił, właśnie że dlatego, iż w samem onem rozwinięciu sztuki i estetyki leżała już pierw ujma temu dzikiemu bałwochwalstwu, które cale wymowy nie dopuszcza, a porozumiewanie się wszelakie zbrodnią mieni. Doświadczenie historji uczy, iż, skoro lud jaki bogi swoje idealnej piękności podda, wraz i bałwochwalstwa potwór znika; alegorje się zaczynają, po nich figury retoryczne miejsce biorą i prawda już odtąd te przynajmniej prześladowstwa spotyka, które i dziś godzić na nią mogą, wcielonych obrońców jej zamęczyć, ale prawdy w niczem nie uszkodzić, owszem, na tem błogosławieńszym postawić ją przeto świeczniku. Ideał albowiem, nieskończonym będąc, najnieustanniej przez to samo przewyższać się dozwala, bałwochwalstwo zatem na tej drodze w lenistwo jedynie i w błąd nieledwie estetyczny, albo już w tę ostatnią maskę interesu brudnego się zamienia, którą pokrywał się ów rzeźbiarz dla świątyni Diany pracujący, i dlatego jedynie przeciw kazaniom Pawła świętego apostoła podburzający rzeszę ciemną. Nie był to już wszelako prawdziwy artysta grecki z czasów pięknych, ale właściwiej kupiec; prawdziwy Grek byłby raczej wędrownem jakiem bóstwem apostoła każącego uznał i, za takowe obwoławszy, woły mu na ofiarę przywieść radził, jak to w innem mieście greckiem miejsce miało. W idealnem piękna uprawianiu leży pewne uczucie wyższego porządku rzeczy, ku któremu wznosząc się, jeżeli nareszcie u szczytów onego napotkanej prawdy nie można wziąć, to jedynie dlatego, iż człowiek wziąć sam nic nie może, coby mu pierw nie było dano wziąć. Bałwochwalstwo przeto na tej drodze (jak to rzekliśmy wyżej) jest już raczej lenistwem, opieszalstwem i gnuśnością, prawy zatrzymującą postęp. Amm. Marcel, w początku piątego wieku pisząc, tak obraz stanu tego kreśli:
«I te niewiele domów, gdzie poważnie umiejętności i sztukę uprawiano, zamieniły się już na teatra zniewieściałości i uciech szalonych, które tego są następstwami. Nie słychać już tam nic, oprócz samych głosów ludzi i instrumentów; zamiast filozofa albo mówcy grajek, trefniś lub skoczek poszukiwany bywa. Księgozbiory zamknięte są, jak groby, a gdzie o treść pytać należałoby, tam raczej za fletem, lirą albo innem muzycznem narzędziem biegną, i to jedynie jako za nieoddzielnym płaskiej komedji chórem». — Starożytni wprawdzie pewny rodzaj muzyki zawsze w pogardzie mieli, mowa tu jest wszelako o ogólnem raczej wygaśnięciu wszelkich idealnych poczuć i zaparciu się ich postępu. Z chrześcijaństwem dopiero bowiem święty Ambroży, a główniej święty Grzegorz papież, objawiają, uzasadniają i stanowią muzykę dzisiejszą.

V.

Po skreśleniu zatem w ustępie pierwszym, jaką zastaliśmy ważność publiczną sztuki, a jakie ona nietylko w czasie bieżącym, ale w sztuce wojskowej, medycynie, matematyce, prawie i historji, przez cały tok postępu onych zajmuje miejsce i jest bynajmniej tem «czemściś», zaco ją wszyscy prawie wszystkich narodów teoretycy uważają, a na ich wiarę nasi polscy — wypowiadamy z naszej strony bardzo prosto: że sztuka w obliczu umiejętności jest sferą każdej z nich żywotną i dopóki są one żywotnemi.
Po okazaniu następnie w rozdziale drugim, że wobec natury uważana sztuka wchodzi w jej prawa,
po skreśleniu w ustępie trzecim, że uważana sztuka w życiu jest equacją postępu moralnego,
i po tem co ustęp czwarty zawarł, to jest, iż w odniesieniu naostatek do religji sztuka ujście swoje tam znajduje, ale, jako wszędzie indziej żywotną jest, tak odwrotnie, u ołtarza progów w literę jedynie, wyjaśniającą słowo, zamienia się i zamyka przeto całość istoty swojej.
Po objawieniu, uzasadnieniu i obronieniu sztuki, jednem słowem pozostaje mi tylko z zadziwieniem wielkiem odpowiedzieć, jak mogła rzecz z siebie tak poważna obwołaną być za czczą i szkodliwą. Tudzież, o ile da się (w tak złem powietrzu) skreślić także pojęcie polskie, na tem obszernem polu koczujące.
Zapytanie jednakże pierwsze milczeniem tylko, albo skreśleniem ogólnem stanowiska sztuki do doktryny, albo następującem, co najlepiej, zbyć można porównaniem: I kryształowa szyba, kiedy się wskośnie na nią patrzy, zasłania oczom przedmioty...
Przejdźmy teraz do narodowych pojęć.

∗             ∗

Zdaje mi się, że dotąd nie określono jeszcze, ani w sposób wyraźny określić probowano, czyli i o ile i jako ma się właściwie rozumieć to słowo: sztuka narodowa. Jest albowiem wiele sposobów, bardzo klasyczną i akademicką formę mających, a sporządzonych, zdałoby się, wyłącznie ku temu, aby treści zawiłe, mianowicie zaś te, których rozwiązanie owoców pochlebnych nie przynosi, omawiać, odraczać lub, solennem pokrywszy milczeniem, mieć je na boku i ostrożnie, jak starą broń nabitą, wokoło której domownikom i dziatwie skrzętnie radzą przechodzić... Taki stary arkebuz[9] wszakże pokazuje się zczasem, że, bynajmniej nabitym nie będąc, próżno straszył lat parę z kąta swego.
Sztuka narodowa, jako czas, może być tylko wyrazicielką historycznej, że tak powiem, godziny, o której naród jaki poczuwa się do udziału w wyrobie ogólnym; dzisiejsze rysunki chińskie zupełnie tej wartości są co bizancko-włoskie przed Giottem[10], lubo Chińczycy na tak niesłychanie wyłącznej osobności trzymają się... Proszę tedy z łaski swojej zjawisko to inaczej wytłumaczyć...
Sztuka narodowa, jako miejsce, może już być wyłączniej uważaną, ale i to ze względów następujących:
Idea, gdyby tylko myśleniem czczem pozostać miała, nie potrzebowałaby bynajmniej warunkom miejsca odpowiadać; ale że idea prawdą zostać ma, a prawda nie jest tylko onem samem myśleniem czczem, idea przeto poddawaną jest w części pewnej i warunkom miejsca, nie, ażeby przez takową próbę traciła co, ale owszem, aby jedną więcej zaletę zdobywała. Duch modlić się może tak szybko, że warunki miejsca, przed tą ona szybkością ducha zniknąwszy, jakkolwiek trwają zawsze, nie trwają już dla modlitwy jego — ale człowiek kiedy modli się, potrzebuje choćby tyle miejsca, aby spokojnie klęknąć mógł. Tak się to ma idea do materji, czas do przestrzeni — rzecz, za niesłychanie zawiłą i do okazania niepodobną uważana.
Żeby jednak bliższe z tego dla narodowej sztuki wyprowadzić się dało wnioski, równanie ono powyższe nie wystarcza, trzeba jeszcze wyniku z równania tego, trzeba jeszcze tej trzeciej rzeczy, któraby, owocem czasu i owocem przestrzeni naraz na drodze sztuki będąc, świadczyła nam nietylko o istnieniu stopni i kierunków, ale i wskazywała one w pewnym względzie. Takim to więc owocem cóż jest?... Wyraz, czyli, jak się to potocznie mówi, słowo.
Wyraz «słowo» albowiem, naraz prawie miejsca i czasu potrzebując, naraz używa onych, ani bez nich jest sobą.
Z tego względu przeto wyraz «piękno» u różnych różnostronnie i różnostopniowie rozwiniętych w obliczu sztuki ludów gdy zważymy, okaże się nam najwłaściwiej pierwopromień wszelakiej sztuki narodowej.
A naprzód najzupełniej błędnem mniemaniem jest, iż owa olimpijska sztuka grecka dla greckości swojej tak wiecznotrwałą i tak wiecznowzorową okazała się i okazuje; bynajmniej, była ona najwięcej ludzką ze wszech sztuk, a w Grecji miejsce tylko miała, i wcale nie to drugie ponad innych ludów sztukę wyniosło ją. Koło zawsze jest kołem bez względu na to, czy Euklides, czy mag perski kijem swoim podróżnym wokoło nogi je zakreślił, ale kabalistyczna myśl chaldejska z koła tego, lubo wspólnego wszystkim, zodjak wykreśli, gdy tymczasem dzisiejszy Anglik wyziębi je raczej, na oś wsadzi i do machiny wprzęże. I staną się oto rzeczy dwie wcale odrębnej treści.
Tak samo wyraz «piękny» w ustach dzieci oznacza «tęczowy», to jest z wszystkich kolorów najsilniejszych złożony. U ludu ruskiego «piękny» znaczy «krasny», a krasny czerwony. U Sybirczyków podróżnik Castern zauważył, że dwa tylko wyrazy są determinujące piękność, to jest wyraz «biały» i wyraz «czarny» dla przyczyny niezmiernie jasnej, albowiem śniegu nawał leżącego ujednobarwia i ujednokształtnia subtelniejsze różnice rzeczy. Wyraz: wielki i mały, silny i słaby, gęsty i rzadki, i t. p. określają tam zawsze jednakowo «biały» lub «czarny». Lelewel podobnież zauważył, że głoskę b wedle greckiego obiecadła (Kochanowski mówi obiecadło, nie abecadło), zamieniwszy na w, zamieniał się stopniowo i wyraz boli, biały, na wyraz weli, wielki, i odwrotnie.
U starożytnych przeto Greków wyrażenie piękna καλός, używało się i jako dobre, zacne, a w brzmieniu swem nosiło zarys najpełniejszej i najogólniejszej formy, to jest «koła» (polski nawet wyraz «koło» pochodzi z greckiego), i nosiło przeto jeszcze wyrażenie to ślad ruchu, życia od κυλιω, zataczać, krążyć, obrót sprawować. I nosiło w sobie jakoby wyraz: puhar, toast, od wyrazu καλις kielich... i spełniało się...
U starożytnych Rzymian że sztuka nie była właściwie rzymską, oprócz wojskowej inżynierji, wyraz przeto pulcher piękny, z zabranego do nich kraju przyszedł, to jest z Grecji. Ale oni złożyli go sobie z wyrazu πολός, wszech, i z wyrazu χόρος, chór, i z brzmienia jeszcze ἥρως bohater, stanowiąc tym sposobem wyrażenie pojęcia rzymskiego o piękności, jakoby wszechgłosu, wszechbohaterstwa, i jakoby wszechchrobrych chóru...
U Germanów (u Niemców) piękność ma określnik schöne; ten nosi w sobie pojęcie obserwacyjne i do czasu zastosowywane, jakoby dojrzałość i dokończoność w porę właściwą określające, dlatego to brzmi w nim i wyraz słońce (Sonne) i wyraz «już» (schon), i wyraz scheinen, wydawać się, i nareszcie słowo schonen, które znaczy: szanować, chronić, pilnować, oszczędzać...
U spadkobierców Rzymian, Włochów, którzy sobie utworzyli język drugi italski, jakkolwiek niema już onego zabranego Grekom wyrazu pulcher i jest raczej swój własny «bello» ten, wszelako pokrewny jest starożytnemu rzymskiemu wyrazowi, oznaczającemu wojnę (bellum) i taniec balio (ballare), jakoby określając, iż uradowanie się ze zwycięstwa jest piękności wszelkiej źródłem. To też niema zaiste ludu, u któregoby uczucie publicznej radości i ostentacji politycznej znajdowało łatwiej i patetyczniej formy swoje. U Francuzów i u Anglików tenże sam wyraz wioski z niewielkiemi wyrzutniami lub odmianami «piękność» znaczy.

∗             ∗

U Polaków określnik «piękno» dwa nosi brzmienia w sobie i rozwija się w trzecie. Złożony jest on albowiem z wyrazów «pieśń» i «jęk», a zamienia się w trzeci wyraz jakoby «pojęk-ność» i jakoby nad boleścią tryumf znaczący. Krótkość zarysu tego nie dozwala nam tu przebiegać wszystkich poetów polskich i do onego otworzenia powyżej przez nas wyrazu piękność, stosować. Ograniczam się przeto na zacytowaniu dwóch tylko wyjątków, z dzieł ś. p. Juljusza Słowackiego wziętych, raz z przyczyny, iż poeta ten najwyłączniej ze wszystkich poetów polskich jest artystą, drugi raz z przyczyny, iż wyjątki te najbliżej treść poszukiwaną określają.
W «Królu Duchu» mówi on tak o tajemnicach liry (Pieśń III):

XVII.
Stary był, pomnę, Zorjan się nazywał;
Gdy go palono, cichszy od owieczki
Na lirze sobie czasami podgrywał,
I szedł przez ogień z uśmiechem piosneczki.
Ani klątw rzucał, ani wydobywał
Głosu wielkiego z maleńkiéj lireczki —
Głaskał ją tylko, wyjaśniwszy lice,
Niby zlęknioną, białą gołębicę.

XVIII.
Zdawał się mówić i twarzą i ręką,
Jakby nad brzegiem szemrzącego zdroja:
Nie bój się, liro, bo śmierć nie jest męką,
Ani się lękaj cielesnego zboja!
Nie bój się, moja maleńka lirenko,
Nie bój się, siostro, nie bój, córko moja!
A natożby to nasza mądrość była,
Gdyby przed śmiercią skonać nie uczyła.

XIX.
Przyjmowano cię po domach, po chatach
Pókiś ty ze mną była wędrownicą;
Bądźże dziś wdzięczna, a nie płacz przy katach,
Bo się ucieszą i ton twój podchwycą...
..................
Czekaj — wstaniemy oboje po latach,
Gdy błysną luki z tęcz nad okolicą,
Wstaniemy razem z wielką jaką zgrają
Harfiarzy, co, jak anioły, śpiewają...

Indziej, w najskończeniej pięknym i dojrzałym utworze swoim, «Anhellim», tak naucza tenże o pięknem:
«Anhelli», Rozdział I. «Lecz wy będziecie w grobach i całuny będą na was spróchniałe; wszakże wasze groby będą święte, a nawet Bóg od ciał waszych odwróci robaki i ubierze was w umarłych dumną powagę... będziecie piękni. Tak, jak ojcowie wasi, którzy są w grobach, bo spojrzyjcie na każdą czaszkę ich: nie zgrzyta ani cierpi, lecz spokojną jest i zdaje się mówić: dobrzem uczyniła».
Dalej — nawet o piękności kobiety w rozdziale XIII. «Serce jej od modlitwy ciągłej stało się pełne łez, smutków i niebieskich nadziei i wypiękniało na niej ciało. Oczy rozpromieniły się blaskiem cudownym i ufnością w Bogu, a włosy słały się długie i podobne szacie obszernej, kiedy się w nie ubierała, i podobne namiotowi biednego pielgrzyma».
Jako jednakże Grecy mieli w wyrazie kalos formalne także określenie koło, tak Polacy, nie już w jednym i tym samym wyrazie piękno mają formalną onegoż podwalinę, ale w osobnym architektonicznej piękności określniku «ładny» — ładny albowiem idzie od wyrazu ład, porządek i harmonję oznaczającego. I ładny jest wyrazem tak ściśle formalnym, jak piękny wewnętrznym i duchowym, tamten albowiem zastosowanie tylko harmonijne do porządku jakiegoś istniejącego okazuje, gdy ten przypuszcza dramę, boleść, jęk, a dokonania i pokonania onych, nowy zdobywając ład, spodziewa się. Niższym wiele od określnika ładny jest jeszcze nakoniec wyraz śliczny, znaczący jedynie piękność porównawczą, krytyczną, wyborową, a tłumaczący się brzmieniami swemi, iż oznacza rzecz, obliczem z licznych pierwszą i wyborną.




  1. mowa tu o (bardzo przesadnie i stronniczo ocenionej) broszurze J. Klaczki «Sztuka polska». (Paryż, 1858 — przedtem w «Wiadomościach Polskich» w r. 1857).
  2. «Promethidion», epilog XIX. (P. P).
  3. J. K. Lavater (1741—1801), teolog, autor głośnego, dziś zapomnianego już dzieła o fizjognomice («Phisiognomische Fragmente» 4 t., 1775—8).
  4. profetyzm (łac., zwykle: profecja), proroctwo wieszczenie.
  5. ekwacja (łac.) = wyrównanie.
  6. Eliza Rachel, właściwie: Eliza Rachel Felix (1821—1858), francuska artystka dramatyczna.
  7. Polymnja (właściwie: Polyhymnia, tj. bogata w śpiewy, gr.), jedna z dziewięciu muz.
  8. Zob. «Pieśń społeczna». (P. P.).
  9. arkebuz lub arkabuz (franc.) hakownica, rodzaj strzelby, zapalanej lontem.
  10. Giotto di Bondone (1266—1337), malarz i architekt włoski, jeden z twórców Odrodzenia włoskiego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.