Poezye Adama Mickiewicza. T. 1. (1899)/Adam Mickiewicz (Przedmowa Wydawcy)
Adam Mickiewicz (Przedmowa Wydawcy) Poezye Adama Mickiewicza. T. 1. (1899) Piotr Chmielowski |
O poezyi romantycznej→ |
W 1855 roku 26 listopada, na zaułku konstantynopolskim, dogorywała lampa życia, które nie tyle wiekiem, ile doznanemi wstrząśnieniami, zwątlonem i wreszcie rozbitem zostało. Mickiewicz kończył zaledwie 57-my rok swojej ziemskiej wędrówki, gdy go nam »sen nieprzespany« (mówiąc słowami Jana z Czarnolasu) pochwycił, wszelkie dalsze zamiary udaremnił, działalność wieszcza na widowni świata materyalnego przerwał, by natomiast potęgować promieniowanie jego ducha na cały naród.
Zazwyczaj ubolewamy nad przedwczesną śmiercią ludzi zasłużonych. W wielu wypadkach jest ku temu rzeczywisty powód i uzasadnienie. Ale do geniuszów prawdziwych taka powszednia formuła zastosować się nie daje. Ilu ich znamy, wszyscy oni zadanie swego życia spełnili całkowicie, a zgon ich nietylko nie położył przegrody pomiędzy nimi a społeczeństwem, lecz owszem nieraz usuwał te, jakie stawiały okoliczności bytu powszedniego; śmierć dopiero unieśmiertelniała ich naprawdę.
I z Mickiewiczem stało się podobnie. Ostatnie 15 lat jego działalności oddaliło od niego wielu i bardzo wielu, zarówno z pomiędzy zachowawców jak i postępowców. Jedni, wychodząc ze stanowiska kościelnego, widzieli w twórcy »L'eglise officielle et le Messianisme«, w organizatorze legionu włoskiego i w redaktorze »Tribune des peuples« rozpowszechniciela nowej herezyi i niebezpiecznego agitatora; inni, ze stanowiska wolnomyślnego, lekceważyli lub potępiali religijno-mistyczny nastrój jego pism i kroków; inni jeszcze z oburzeniem patrzyli na rozszerzanie polityczno-społecznych poglądów, które im do przekonania, czy do smaku nie przypadały.
Dopóki żył Mickiewicz, względy, dopiero co wyłuszczone, wywoływały nietylko nader różnorodne, a po większej części niepochlebne sądy o profesorskiej i publicystycznej jego działalności, lecz nadto wpływały silnie na ocenę poetyckich jego utworów i nie dozwalały rozpatrzyć bezstronnie wieszczej jego potęgi oraz znaczenia w cywilizacyjnym rozwoju narodu naszego.
Zgon usunął względy te na bok. Stratę wielkiego poety uczuły i odczuły wszystkie warstwy społeczne, liczące się do inteligencyi. W miarę upływu lat, w miarę zasuwania się w przeszłość osobistości realnej, rosła jego postać idealna, jako najcenniejszy i najdoskonalszy wytwór całego życia człowieka i poety. To, co mogło razić spółczesnych, lękających się bezpośredniego wpływu Mickiewicza na kierunek zamiarów i postępowania w danym wypadku, wśród znacznego koła ludzi, znikło wraz z tymi wypadkami i stronnictwami; apostoł dążeń mesyanicznych i dziennikarz rewolucyjny usunął się z przed oczu, a wyolbrzymiała postać poety, któremu równego nigdyśmy przedtem nie posiadali.
Ze skaz ziemskich oczyszczona, duchową jedynie oddziaływając siłą, tem większy rzucała ona czar na wszystkich, co z twórczością poety się zapoznali i, urokiem słowa uniesieni, dotwarzali sobie rysy postaci według miary największej i wymagań najszlachetniejszych. Wytworzyła się niebawem legenda Mickiewiczowska, ze wszystkiemi niemal właściwościami legendy: z uogólnianiem znamion charakterystycznych, ze skupianiem faktów około pewnych wydatnych zdarzeń życiowych, z dorabianiem wypadków zmyślonych, mających cechować niby wczesne obudzenie się wszechstronnego geniuszu.
W naszych atoli krytycznych czasach legenda długo utrzymać się nie może; przychodzą badacze jedni po drugich i poddają ścisłemu rozbiorowi wszystko, co przeszłość nam powierzyła, oddzielają prawdę od zmyślenia, światło rzeczywiste od blasków zwodniczych, sprowadzają postać idealną do kształtów realnych.
Taka analiza bywa niebezpieczna dla talentów miernych, zawdzięczających swą popularność względom jedynie okolicznościowym, oraz dla charakterów słabych, którym do wyniesienia się posłużył tylko wypadek jakiś. Wielkie charaktery i prawdziwe geniusze nie obawiają się takiej próby ogniowej; jeszcze sympatyczniejszymi lub jeszcze doskonalszymi z niej wychodzą.
Mickiewicz wyszedł z takiej próby zwycięsko. Wprawdzie, rozbiór jego życia i tworów nie posunął się jeszcze do tak drobiazgowych szczegółów, jak to zrobili cudzoziemcy względem wielkich swoich petów[1]; ale z tego, co dotychczas zebrano i rozpatrzono, widać dostatecznie a zarazem przekonywająco, że nietylko uprzedzony dobrze uczuciami narodowemi krajowiec, ale i każdy, bezstronnie zapatrujący się na wieszcza naszego innoplemieniec, zarówno charaktar[2] jego, jak i twórczość wysoko cenić musi i umieścić go wśród największych, najgenialniejszych poetów doby nowożytnej i wśród mężów, co nieskazitelnością życia na szczerą i głęboką cześć sobie zasłużyli.[3]
Nic na tem nie straciła ogółem wzięta działalność Mickiewicza, że rozbiór szczegółowy nie dozwolił wszystkich przezeń napisanych pieśni czy poematów wprost za arcydzieła poczytywać, a myśli wszystkich przezeń wypowiedzianych za niewzruszone prawdy uważać, gdyż rozbiór ten wykazując, iż tu mniej, tam więcej samodzielności lub świetności znaleść można, dowiódł zarazem, że obok istotnie wykończonych arcydzieł pod względem uczucia, wyobraźni i układu, w całości tworów Mickiewicza jest tchnienie rzeczywiście genialne, jest miłość wielkich ideałów narodowych, jest głębokie zrozumienie potężnych zagadnień życia, jest świetne odtworzenie najgłębszych i najtrwalszych wzruszeń ludzkich, wraz z któremi pieśni i poemata wieczną trwałość mają zapewnioną.
Co więcej, rozpatrzenie się dokładne w działalności Mickiewicza rzeczywistego, nie legendowego, odsłoniło w nim nietylko genialnego poetę, za jakiego uznało go instynktowe poczucie narodu, lecz także myśliciela, który się nad najtrudniejszemi i najzawilszemi zagadkami bytu ludzkiego zastanawiał, co mu za życia najwięcej nieprzychylnych, a nawet wrogów wytworzyło. Nie rozwiązał on tych zagadek — tak jak nie rozwiązał ich zadowalająco nikt dotąd na świecie; — lekceważyć jednak z tego powodu usiłowań jego nie podobna, bo przyszłoby cenić również lekko podobne próby wszystkich filozofów i socyologów. Osiągnięta prawda jest wielkiem dobrem ludzkości, ale i samo szczere a usilne dążenie do niej wysoko stawiać należy, bo nie bywa ono udziałem ludzi pospolitych. Przypomnieć tu warto słowa nie mistyka wcale, ale najczystszego racyonalisty, sławnego Lessinga: »Gdyby mi Bóg dał do wyboru posiadanie prawdy gotowe i bezzachodne, albo też dążenie do prawdy, powiedziałbym: Boże, zachowaj prawdę dla siebie, jako rzecz Istocie Twojej odpowiednią, a zostaw mi dążenie do niej, bo ono stosowniejszem jest dla człowieka.« — My dziś także bardziej, niż kiedykolwiek, cenić takie dążenie winniśmy, gdyż jednostkowe utylitarne interesa aż nadto zaprzątają ludzi i przeszkadzają im myśleć o zadaniach ogólniejszych... Nie twierdzę, by na tych mistycznych szlakach, na których szukał rozjaśnienia wielkich zagadek nasz poeta, istotnie dobre rozwiązanie ich znaleść się dało, lecz mimo to nie sądzę bynajmniej, jakoby okres mesyaniczny w działalności Mickiewicza przynosił ujmę jego duchowi i miał być zakrywany przed ogółem, zbywany milczeniem lub wprost potępiany. Objawił się w nim ten sam duch potężny, z innej tylko strony, aniżeli w tworach poetycznych, ale objawił się, niemniej jak w nich, szlachetnie i podniośle.
I co do osobistego charakteru Mickiewicza, rozbiór szczegółów biograficznych, sprostowawszy krążące za życia poety wieści o jego dumie i zapalczywości, wyjaśniwszy psychologicznie stany apatyi lub egzaltacyi, przedstawił »czystą treść człowieka«, równie godnego szacunku i miłości w stosunkach prywatnych, jak i publicznych. Należał Mickiewicz do ludzi, którzy serdecznością, stanowczością, wytrwałością w dążeniu do celu, oraz szlachetnym nastrojem wszędzie i zawsze pociągać ku sobie muszą i miłować się każą.
Jednem słowem, analiza krytyczna zbliżyła ku nam postać olbrzyma, wskazując w nim wiele cech upodobniających go do nas i czyniących utwory jego tak popularnymi, odrzuciła kilka fikcyjnych szczegółów, ale uroku z idealnej postaci nie zdjęła, owszem uczyniła nam ją zrozumialszą i sympatyczniejszą jako wieszcza prawdziwie narodowego.
Mickiewicz pochodził ze szlachty drobnej, osiadłej od początku wieku XVIII w ziemi nowogrodzkiej na Litwie (dziś w gubernii mińskiej). Głuche wieści o książęcem jakoby pokrewieństwie zatarły się w rodzinie prawie zupełnie, gwarzono tu tylko o herbie Poraj, którym się pieczętowano. Ojciec Mickiewicza, Mikołaj, wykształcony w szkole nowogrodzkiej, w młodym bardzo wieku służył już Rzeczypospolitej jako rejent komisyi porządkowej, a po przejściu Litwy pod panowanie rosyjskie, został komornikiem mińskim i adwokatem w Nowogródku. Lubił czytywać poezye i sam nawet składał wiersze okolicznościowe. Matka Adama, Barbara z Majewskich, była kobietą pobożną i gorliwie oddaną gospodarstwu i wychowaniu dzieci, które kochały ją gorąco.
Adam urodził się 24 grudnia 1798 roku najprawdopodobniej w Nowogródku. Był on drugim z kolei synem. Gdy umarł Bazyli Mickiewicz, stryj Mikołaja, a współwłaściciel »okolicy«, zwanej Zaosiem, położonej mniej więcej o mil siedm od Nowogródka, matka Mickiewicza przeniosła się wraz z małemi dziećmi do Zaosia (we wrześniu 1799 r.) i tu mieszkała dwa lata niespełna, gdyż w roku 1801 powróciła do Nowogródka, gdzie mąż jej niebawem nabył dom murowany.
Wśród prostego wiejskiego lub mało-miasteczkowego otoczenia, wśród gwarnego gronka rodzinnego, wobec ładnych i łagodnie oddziaływających widoków przyrody upłynęło Mickiewiczowi dzieciństwo, nazwane przezeń później »sielskiem — anielskiem«. Dwa tylko silniejsze wzruszenia mogły wstrząsająco wpłynąć na umysł jego, raz gdy sam był w niebezpieczeństwie życia, wypadłszy na ulicę przez okno (o czem napomyka na początku »Pana Tadeusza«), a drugi raz, gdy stracił braciszka Antosia, najmłodszego z pomiędzy rodzeństwa. Zresztą uczuciowość i wyobraźnia nie były zbyt gwałtownie pobudzane i drażnione; rozwój ducha odbywał się całkiem prawidłowo.
W dziewiątym roku życia wszedł Adam, wraz ze starszym bratem Franciszkiem, do tych samych szkół w Nowogródku, gdzie ojciec jego pobierał nauki. Czasy atoli były inne. Od r. 1803 zarząd wszystkich szkół na Litwie oddany został nowo zreformowanemu uniwersytetowi wileńskiemu; a na czele tego uniwersytetu jako rektor stanął w r. 1807 znakomity matematyk i astronom, energiczny i rozumny zwierzchnik, Jan Śniadecki. Za jedno z najpilniejszych ulepszeń uważał on zmianę w metodzie uczenia w szkołach średnich, zostających prawie wyłącznie w ręku zakonników. Naciskani przez rektora, musieli przełożeni szkół dokładać wszelkich starań, aby uczynić zadość wymaganiom uniwersytetu. A lubo trudno było oczywiście dokonać reformy naprędce, w każdym jednak razie szkoły zakonne w owym czasie, kiedy Adam w nich się uczył, znacznie wyżej stały, niż w okresie nauki jego ojca. U księży Dominikanów przebył Adam lat ośm (1807—1815). Nie należał on do tak zwanych »prymusów«; w różnych klasach, zwłaszcza wyższych, kolejno do różnych nauk z większem niż do innych przykładał się zamiłowaniem, ale nie ogarniał wszystkich jednakową pilnością; to też, pomimo doskonałej pamięci, rzadko kiedy miewał stopnie celujące. Czytaniu natomiast postronnemu oddawał się gorliwie i pochłaniał wszystkie książki, jakie mu dostać się zdarzyło. W kierunku jego umysłowym musiały działać tradycye wieku XVIII, tak zwanego »wieku oświecenia«, któremi przejęty był cały ogół ukształcony, z lekką tylko zapewne odmianą, jaką wprowadzili do tego »oświecenia« nauczyciele-księża. Co do smaku literackiego, nie mógł mieć innych wzorów prócz łacińskich i francuskich (»klasycznych«), powszechnie natenczas wielbionych.
Z niemałym zasobem nauki szkolnej i oczytaniem znacznem w zakresie poezyi i powieści, z poczuciem obowiązków rodzinnych po stracie ojca w r. 1812, ze wspomnieniem wielkiej, błyszczącej armii Napoleona, a mianowicie króla westfalskiego, Hieronima Bonapartego, który zatrzymał się na odpoczynek w Nowogródku, przeniósł się 17-letni Mickiewicz do Wilna na uniwersytet. Był to najświetniejszy okres w dziejach tego pamiętnego zakładu. Lubo Jan Śniadecki rektorem być przestał, owoce jego naukowej i patryotycznej gorliwości teraz głównie okazywać się zaczęły widomie. Liczba studentów przeszło półtysiączna; profesorowie na oddziale zwłaszcza lekarskim i literackim, albo głośni z nauki w całej Europie, albo zdobywający sobie uznanie wśród spółziomków: oto warunki, dające zakładowi naukowemu możność krzepienia się wewnątrz i oddziaływania na oświatę narodu. Życie umysłowe wogóle mocno naówczas tętniło w Wilnie i potężnie ciągnęło młodzież ku sobie.[4]
Pierwsze dwa lata pobytu w uniwersytecie zeszły Mickiewiczowi na pilnych studyach pod kierunkiem filologa Ernesta Grodka, profesora wymowy i poezyi Leona Borowskiego, oraz historyka Joachima Lelewela; a nadto na przyglądaniu się temu różnobarwnemu widowisku, jakie dawało mu pierwsze poznane większe miasto ze swoim teatrem, dziennikarstwem i licznemi towarzystwami dobroczynnemi, naukowemi, satyrycznemi. W tym przeciągu czasu otrzymał Mickiewicz stopień kandydata filozofii.
Przez dwa dalsze lata, obok powyższych czynników, działały na umysł i serce młodzieńca wpływy towarzyszów związanych w grono Filomatów (miłośników nauki), oraz wpływ pierwszej miłości. Towarzystwo Filomatów, zorganizowane przez szlachetnego Tomasza Zana, starało się ugruntować w duszy młodzieży miłość nauki, cnoty, ojczyzny, poczucie solidarności i dążności do niesienia sobie wzajemnej pomocy. Towarzysze na posiedzeniach i przechadzkach bawili się i uczyli, gwarzyli i śpiewali. Z takich zebrań wyniósł Mickiewicz pierwszą poważniejszą pobudkę do twórczości poetyckiej, której oddawał się dawniej tylko dla wypróbowania sił swoich, dla ćwiczenia się w stylu. Pobudkę tę wzmocniła miłość do Maryi Wereszczakówny, panny o rok jeno młodszej od Adama, wykształconej i oczytanej. Znajomość z nią nastąpiła podczas wakacyj r. 1818 w Tuhanowiczach, niedaleko Zaosia i rozsławionego następnie jeziora Świtezi. Nie obudziła ona z początku w sercu młodzieńca uczucia namiętnego i gwałtownego, ale go rozmarzyła; następnie atoli, wskutek większego zbliżenia się, wskutek czytania poezyj silnie uczuciowych, wreszcie pod wpływem okoliczności, które nie dozwalały nawet myśleć o zwykłym normalnym przebiegu stosunku, gdy Marya musiała wyjść za dzielnego zresztą i szlachetnego obywatela, Wawrzyńca Puttkamera, przybrała miłość ta charakter potężny i wydobyła z duszy dźwięk, który na długo miał się stać typowym wyrazem zawiedzionej namiętności.
Jak to uczucie, tak i twórczość poetycka rozwijała się w Mickiewiczu stopniowo i zwolna. Pierwsze dochowane do naszych czasów utwory jego noszą znamię tej atmosfery duchowej, wśród której umysł się jego wykształcił. Klasycyzm łacińsko-francuski jest dla naszego poety wzorem, za którym idzie wiernie czy to w tonie poważnym, czy żartobliwym, czy sielankowo czułostkowym. Wiersze: »Już się z pogodnych niebios oćma zdarła smutna«, »Zima miejska«, »Powinszowania«, »Hej, radością oczy błysną«, powiastki prozą: »Żywila« i »Karylla«, wreszcie recenzya poematu Tomaszewskiego »Jagiellonida«, świadczą o tem dostatecznie. W wykształceniu języka i stylu widać tu mianowicie silny wpływ Trembeckiego, a po części Stryjkowskiego.
Pod koniec pobytu w uniwersytecie, r. 1819, zaznajomił się Mickiewicz z nowożytną poezyą niemiecką, przejął się ważnością rozpoczętego wówczas i u nas gromadzenia pieśni i podań ludowych, zaczął się interesować nowym kierunkiem ducha i twórczości, fantazyjno-uczuciowym, który »romantycznością« zwano. W ponętnym atoli świecie, co się wyobraźni jego przedstawił, młody poeta rozpatrzył się bliżej dopiero za czasów nauczycielstwa w Kownie, dokąd we wrześniu 1819 r. dla wykładania wymowy łacińsko-polskiej i prawa przyrodzonego pojechał. Tu samotnie zazwyczaj spędzając wieczory, odczytywał poetów niemieckich: Goethego, Bürgera, Jean Paula (Fryderyka Richtera), a szczególniej Schillera, upajając się czarem nowego, namiętnego sposobu wypowiadania myśli i uczuć. Tu przypominał sobie te wszystkie baśnie i pieśni, jakie w dzieciństwie zasłyszał, podziwiając ich fantastyczną piękność, oraz prostotę uczuć i ich wyrażenia. A wszystko, co czytał i pomyślał, odnosił już to do swej ukochanej Maryli, już to do swych towarzyszy uniwersyteckich, którzy tymczasem rozszerzali swe koło, dopuszczając do niego większą liczbę studentów, tworząc nowe związki pod nazwą Promienistych, a potem Filaretów (miłośników cnoty). Mickiewicz posyłał im swoje ballady i pisał dla nich pieśni (»Hej, użyjmy żywota«, »Oda do młodości«, »Toasty«).
Nie zrywał on jednak z dawniejszemi nawyknieniami literackiemi; nie należał bowiem do tych burzliwych, jednostronnych natur, które są skłonne zarówno do bezwzględnego potępiania, jak i do bezwzględnego uwielbiania jakiegoś kierunku; w jego umyśle istniała zdolność do utrzymania pewnej równowagi duchowej. Taki umysł umiał sobie stopniowo przyswajać, co widział dobrego w nowej poezyi, a nie zapominał tego, co było dobrem w dawniejszej, lub do czego już nawykł. W chwili największego upojenia romantyzmem, pisze Mickiewicz objaśnienia do »Zofijówki«, wielbi talent Trembeckiego, tworzy wiersz »Do Malarza« i »Do Joachima Lelewela«, a w swoich »romansach« (»Pierwiosnek«, »Kurhanek Maryli«, »Dudarz«), zachowuje bardzo wiele cech czułostkowo-sielankowych w smaku Karpińskiego. Stąd także w pierwszym tomiku swoich »Poezyj«, wydanym r. 1822, kiedy bawił w Wilnie za rocznym urlopem, obok ballad romantycznych, pomieszcza klasyczne »Warcaby«. A w drugim tomiku, ogłoszonym r. 1823, kiedy znowu do Kowna powrócił, obok namiętnych »Dziadów« (część II i IV), w których cierpienia swe po zamążpójściu Maryli cudnemi wyśpiewał słowy, dał pełną spokoju »Grażynę«.
Dwa te tomiki sprawiły przewrót nietylko w literaturze, ale też w formach pojmowania i wypowiadania uczuć wśród społeczeństwa. Zarówno zwolennicy jak przeciwnicy pomijali w jego utworach to, co było dalszym ciągiem poprzedniego okresu, a widzieli tylko to, co zapowiadało świeży, odmienny. Jedni nie posiadali się z uwielbienia, drudzy — z oburzenia. Dwa mianowicie potężne czynniki były powodem jednego i drugiego objawu: wprowadzenie do poezyi polskiej świata fantazyi na tle ludowem i świata namiętności w przeciwstawieniu do mdło, konwencyonalnie wyrażanych uczuć, jakie w klasycyzmie francuskim znajdowano. Dwa te czynniki stanowią najgłębszą i najważniejszą treść reformy poetyckiej, dokonanej przez Mickiewicza. Że znalazły one wielbicieli, to nam dzisiaj wydaje się zupełnie usprawiedliwionem; ale że mogły mieć zaciętych nieprzyjaciół, to trudniej nieco objaśnić. Błędnem byłoby mniemanie, jakoby klasykom naszym chodziło jedynie i wyłącznie o poprawność języka i stylu według przepisów i wzorów francuskich; dbali oni o to bezwątpienia, ale szło im również o pojęcia i uczucia. Jednostronność rozsądku i rozumu rozbiorczego nie pozwalała im rozkoszować się barwnością obrazów fantastycznych (w obrazach duchów, świtezianek, upiorów), a ukazywała natomiast niebezpieczeństwo dla oświaty w kraju, który bądź co bądź daleko był został poza państwami, najbardziej ucywilizowanemi. Z drugiej strony ci ludzie nie przywykli byli do wybuchów namiętnych i oczywiście w dojrzałej już dobie życia nie mogli ich zrozumieć, gdyż ich sami nie doznawali. Ale ta sprzeczność między przyzwyczajeniami starych klasyków, a namiętnym tonem nowej poezyi potęgowała się jeszcze względami ogólniejszymi, narodowymi. Klasycy, jako ludzie starsi, klęskami krajowemi znużeni, pragnęli spokojnego rozwoju wśród istniejących po roku 1815 stosunków politycznych w trzech zaborach, a zwłaszcza w zaborze rosyjskim; nie mogli zatem pochwalać tych wybuchów namiętności, co przerwaniem legalnego stanowiska groziły. Jakkolwiek odczuwali bolesne skutki reakcyi europejskiej wogóle, a miejscowej w szczególności, poczytywali przecież za rzecz możliwą, nawet wśród tak srogich warunków, prowadzić dalej pracę około dobrobytu materyalnego i moralnego. A ten swój pogląd na kierunek spraw krajowych przenieśli i na utwory literackie, jako na motor częściowy myśli, uczuć i dążeń narodowych. W chwili, kiedy się pojawiły dwa tomiki poezyj Mickiewicza, klasycy nie znali jeszcze jego »Ody do młodości«, krążącej tylko w odpisach, ale gdy ją poznali, równą przeciw niej żywili niechęć, jak względem namiętnych wybuchów Gustawa w IV-tej części »Dziadów«. Wyrzekali oni, że wiersz poety może doprowadzić młodzież do ślepych zamachów, które zatrują zdrój życia narodowego; poeta bowiem doradzał jakoby pozbycie się rozumu, a powierzenie się »szałowi«.
Takie mniej więcej były poglądy klasyków, zwolenników idei »wieku oświecenia« i spokojnego, legalnego rozwoju. Były one niesłuszne nietylko z punktu widzenia młodych romantyków, ale i z dzisiejszego stanowiska. Przy całej bowiem czci, jaką wyznajemy dla potęgi rozumu ludzkiego, przy całem uznaniu dla trzeźwego zapatrywania się na cel i środki życia indywidualnego i narodowego, niepodobna przecież w rozwoju tylko rozumu widzieć zadania człowieczeństwa: dla nas harmonijne kształcenie wszystkich potęg ducha, swobodnie na własnych podstawach rozwijającego się, jest ideałem; a że Mickiewicz zarówno w balladach, jak w IV części »Dziadów« i w »Odzie do młodości» położył nacisk na uczucie i fantazyę, było to dziejową koniecznością wobec zubożenia tych potęg w czasach, bezpośrednio poprzedzających jego wystąpienie; było to jego wielką literacką i społeczną zasługą. Zasługa ta polega na samem podniesieniu fantazyi i uczucia do znaczenia, jakiego przedtem u nas nie miały, ale nie na tych przypadkowych kształtach, zapożyczonych z dziedziny wyobrażeń ludowych, w które Mickiewicz przyoblekał pierwsze swe »romantyczne« utwory.
Niebawem spostrzegł on i zrozumiał sam, że świtezianki, upiory i duchy, słowem cały świat fantastyczny ludowy nie jest niezbędny do wyrażenia nowych pomysłów i wypowiedzenia uczuć namiętnych.
Do takiego przekonania doprowadziły go, częścią głębsze studya nad poetami, a zwłaszcza nad wielkim wieszczem angielskim, Byronem, częścią rozwaga własna.
Będąc umysłem potężnym i oryginalnym, Mickiewicz i teraz nie uległ bezwzględnie wpływowi »brytanomanii«, ale jak z poezyi niemieckiej przyswoił sobie to tylko, co jego usposobieniu duchowemu odpowiadało; tak też i z poezyi angielskiej przetrawił w sobie pierwiastki obce i po swojemu zlał je z poprzednio już w duszy jego istniejącymi. Ponure i pesymistyczne poglądy i obrazy Byrona przypadały do ówczesnego nastroju jego ducha, kiedy bolał strasznie po rozstaniu się z Marylą; złożył więc hołd poecie angielskiemu przekładem kilku urywków z jego utworów, ale zresztą, zasiliwszy skarbiec swego ducha, poszedł własną drogą, od czasu do czasu tylko wskazując wyraźniej, iż poezya Byrona była mu w pierwszym okresie działalności poetyckiej wielce ulubioną. Prócz tego od zatapiania się w rozpamiętywaniu boleści osobistych oderwała go sroga rzeczywistość, gnębiąca ogół.
Stowarzyszenia studenckie w Wilnie, z początku przez zarząd uniwersytetu dozwolone, później (r. 1820 i 1822) zabronione, utrzymywały się ciągle, ale już w tajemnicy. Wypadek, dnia 3 maja 1823 r. w gimnazyum wileńskiem zaszły, sprowadził śledztwo, na które zjechał z Warszawy przewrotny senator, Mikołaj Nowosilcow. Aresztowany został Tomasz Zan i inni członkowie towarzystwa Filomatów i Filaretów w liczbie stu kilkudziesięciu. Dnia 23 października 1823 r. dostał się do więzienia i Mickiewicz i przesiedział w klasztorze Bernardynów pół roku. W więzieniu objawił się w nim dar improwizacyi, którego drobne zaledwie okruchy do nas doszły. W dniu 24 października 1824 roku udał się wraz z 19 innymi współwygnańcami w drogę do Petersburga, gdyż pobyt na Litwie był mu, jak wielu innym, wzbroniony. Przejście to rozpłomieniło w nim uczucie narodowe, uświadomiwszy głęboko w duszy cały okres cierpień, jakich Polska od czasu rozbicia się Rzeczypospolitej doznawała.
Dwumiesięczny blizko pobyt w stolicy Rosyi dał przedewszystkiem poznać Mickiewiczowi prawdziwie duże miasto, zbliżył go do dawniejszych kolegów, co tu zamieszkali, i nastręczył sposobność poznania wielu nowych twarzy i charakterów, a mianowicie spiskowców rosyjskich, Bestużewa i Rylejewa. Jeszcze większą pod tym ostatnim względem obfitość przedstawiła mu daleka podróż przez Witebsk, Kijów, Steblów, Elizawetgród do miasta nadmorskiego Odessy, wraz z kolegami-filomatami, Franciszkiem Malewskim i Józefem Jeżowskim. Mickiewicz i Jeżowski mieli nadzieję dostania katedr w liceum Richelieugo w Odessie, Malewski zaś — miejsca w kancelaryi tamecznego jenerał-gubernatora. Posad wprawdzie tu nie otrzymali, ale zabawili się dobrze, mianowicie Mickiewicz.
W Odessie, zwłaszcza na wiosnę, znajdowało się wtedy wielu obywateli polskich z Ukrainy i Podola. Mickiewicz, znany już ze swoich poezyj, otoczony aureolą cierpienia, był porywany przez to towarzystwo i wpadł w wir zabaw i rozrywek salonowych po raz pierwszy w życiu. Szczególniej dom Sobańskich stał się dla niego jakby własnym. Pani Karolina, siostra wsławionego później powieściopisarza, Henryka Rzewuskiego, polubiła poetę, a ten się jej odwzajemniał. Uczucie to było całkiem inne, aniżeli względem Maryli; przedstawiało się jako szał krwi i zmysłów, przebywany przez młodzieńca, który nie rozszafował sił swoich na miłostki. Temu charakterowi uczucia odpowiadają też utwory, będące jego wynikiem. Cały szereg »sonetów erotycznych« i »elegij« daje nam poznać główniejsze przejścia tej namiętności, wskazując nam w poecie, który dotychczas same idealne opiewał uczucia, człowieka z krwią i popędami. I znowu tu zwrócić należy uwagę na wielostronność i rozmaitość talentu poety, świadczącą, że nie był to fanatyczny reformator, któregoby jeden wyłączny zajmował kierunek, ale wielce bogata poetycka natura, mająca się stać geniuszem.
Tęż wielostronność podziwiać musimy w »Sonetach krymskich«, do których dostarczyła materyału przejażdżka pod koniec lata r. 1825 w towarzystwie Sobańskiej, Rzewuskiego i paru innych osób odbyta. Wnosił tu poeta treść nową: uwielbienie dla górskiej natury, pięknej i groźnej, którą pierwszy raz widział i podziwiał, lubo się znajdował w nastroju smutnym po opuszczeniu Litwy i przyjaciół, — oraz formę nową, w iskrzącej barwami Wschodu, wspaniałej dykcyi.
Wierszem »W dzień odjazdu« pożegnał Mickiewicz Odessę, charakteryzując dziewięciomiesięczny w niej pobyt, jako zabawę, pozostawiającą tylko czczość po sobie, i odjechał do Moskwy, gdzie otrzymał posadę nadzwyczaj skromną i nie odpowiadającą ani jego talentowi, ani jego nauce. W kancelaryi jenerał-gubernatora, Golicyna, przepisywał »papiery«. Przez dziesięć pierwszych miesięcy żył on tu w odosobnieniu, w szczupłem kółku towarzyszy swoich: Malewskiego, Jeżowskiego, Budrewicza, Pietraszkiewicza i Daszkiewicza. Sprawa nieudanego spisku »Dekabrystów«, z którego przewódcami znał się, jak wiemy, osobiście, nie pociągnęła dla niego żadnych niemiłych następstw. To też gdy z powodu wydania swoich »Sonetów«, które drukował w Moskwie pod koniec r. 1826, wszedł w stosunki z profesorami uniwersytetu, rozszerzył się zakres jego znajomości. Szczególniej dziennikarz, Mikołaj Polewoj, wydawca i redaktor »Telegrafu moskiewskiego«, wprowadził go do kółka współpracowników swoich i zaznajomił między innymi z największym poetą rosyjskim, Aleksandrem Puszkinem. Obaj młodzi, obaj czciciele Byrona, obaj reformatorzy poezyi każdy w swoim kraju, łatwo zbliżyli się z sobą i weszli w zażyłość, wzajemnie się lubiąc i ceniąc wysoko.
Znajomość z literatami rosyjskimi poprowadziła Mickiewicza do bywania w ich domach, do dzielenia ich zabaw, do uczęszczania tam, gdzie się oni zbierali. Najważniejszą w tym względzie rolę odegrał salon artystyczno-literacki księżnej Zeneidy Wołkońskiej, którą uwiecznił poeta nasz wierszem »Na pokój grecki«, oraz dom książąt Wiaziemskich, w których willi Ostafiewo, przetłomaczył prześliczną kanconę Petrarki: »O jasne, słodkie, o przeczyste wody«.
Z polskich towarzystw na szczególną wzmiankę zasługuje dom Bonawenturostwa Zaleskich, poznanych w Odessie, którym na pamiątkę lata 1827, razem przepędzonego w Moskwie, Mickiewicz dedykował »Konrada Wallenroda«, napisanego w r. 1826. Pod koniec roku 1827 zjechała do Moskwy sławna w Europie fortepianistka, Marya Szymanowska, z dwiema córkami, Heleną i Celiną. Kolonia polska przyjęła tu artystkę z zapałem; Mickiewicz i Malewski wkrótce się z nią zapoznali, nie przeczuwając, że jej córki zostaną kiedyś ich żonami. Na razie nie mogli długo korzystać z tego miłego towarzystwa, gdyż książę Golicyn wyjeżdżał, a oni podążyli w jego świcie, do Petersburga. Mickiewicz miał sam osobiście wystarać się o pozwolenie na druk »Konrada Wallenroda«, oraz wyjednać koncesyę na wydawanie czasopisma polskiego w Moskwie p. n. »Iris«.
Pobyt w Petersburgu pod względem towarzyskim był dla naszego poety szeregiem owacyj przygotowywanych przez ziomków, tu zamieszkałych; Mickiewicz improwizował nieraz i to nie krótkie okolicznościowe wiersze, ale utwory obszerniejszego rozmiaru; upamiętniły się mianowicie w duszach słuchaczów improwizowane sceny z tragedyi historycznej: »Samuel Zborowski«, znane nam jeno z treści. Na czasopismo Mickiewicz pozwolenia nie dostał; natomiast »Konrada Wallenroda« nietylko ocenzurował, ale i ogłosił drukiem w Petersburgu na początku r. 1828 i tym poematem wyolbrzymił zapał młodych, a niezadowolenie klasyków, lękających się rewolucyi.
Powróciwszy do Moskwy, nie znalazł już wszystkich tych, co mu umilali rok zeszły. Umarła nieznana nam z nazwiska serdeczna jego przyjaciółka; Zalescy wyjechali, tak samo jak Puszkin. Pozostała młoda entuzyastka, Karolina Jaenisch, która już poprzednio uczyła się języka polskiego od Mickiewicza i przejęła się dla niego szczerem i trwałem uwielbieniem. Poeta nasz oświadczył się nawet o jej rękę, ale rodzina panny niechętnie na to patrzała; rozstano się więc z obopólnem dla siebie serdecznem uczuciem. Gdy się nadarzyła sposobność opuszczenia Moskwy, pożegnany przez literatów rosyjskich, obdarzony puharem pamiątkowym, wyjechał Mickiewicz w kwietniu 1828 r. do Petersburga. Tu żył zarówno w towarzystwach rosyjskich, jak polskich. Do pierwszych wprowadził go Aleksander Puszkin, który teraz również w Petersburgu zamieszkał i zaznajomił Adama z poetami rosyjskimi: Bazylim Żukowskim i Janem Kozłowem; w polskich towarzystwach oddawna nie był już obcym. Najczęściej jednak i najprzyjemniej spędzał czas u Maryi Szymanowskiej, mającej w stolicy Rosyi rozgałęzione i wpływowe stosunki, a pociągającej do swego domu wielkiemi zaletami serdeczności i talentu.
Sława Mickiewicza, jako poety, była już wśród ogółu mocno ugruntowana. Dowodziło tego powodzenie jego utworów. Naraz niezależnie od siebie drukowały się dwa wydania zbiorowe jego poezyj: w Paryżu i Poznaniu. Sam poeta przedsięwziął na swą rękę trzecie, w Petersburgu. Wyszło ono w początkach r. 1829 i zawierało oprócz dawniejszych utworów, dwie nowe ballady (»Czaty« i »Trzech budrysów«), piosenkę p. t. »Czyn«, poemat »Farys« i kilka tłomaczeń z obcych języków. W tych nowych utworach widać było znaczną od dawniejszych różnicę: odnosi się to mianowicie do ballad. Obsłonki fantastyczne uznał Mickiewicz za zbyteczne, malowaniem czysto ludzkich uczuć i stosunków, wypełniając ramy formy romantycznej. W »Farysie« rozwinął w szczegółach, barwą wschodnią zaprawionych, przepyszne malowidło tego samego popędu do działania, nieokreślonego pod względem środków, ale jasnego co do celu, którym jest swobodny rozwój sił i uzdolnień — jak niegdyś w »Odzie do młodości« — i tak samo jak »Odą« wzniecił wśród młodzieży zapał niesłychany.
Do tego wydania petersburskiego Mickiewicz dołączył przedmowę »O krytykach i recenzentach warszawskich«, wywołaną rozbiorami poezyj jego oraz ogólną potrzebą, jaką czuł reformator literatury, wypowiedzenia poglądu na bezpłodność autorów klasycznych i wsteczność pojęć literackich, panujących w ich obozie. Z dowcipem i śmiałością smagał on stronnictwo wsteczników, gdyż nie chodziło mu o przedmiotowe zobrazowanie ówczesnej naszej literatury wogóle, ale o wywalczenie zwycięstwa dla nowego w niej kierunku. Cel ten osiągnął w zupełności; od tego czasu klasycy mogli być uważani za pobitych.
Oddawna już (bo od r. 1822) pragnął nasz poeta odbyć podróż za granicę; to też skoro tylko potrafił uzyskać, przy pomocy stosunków swoich, pozwolenie na wyjazd, nie omieszkał z niego skorzystać i zasilony funduszami z trzech nowych wydań poezyj, opuścił w dniu 15 maja 1829 r. Petersburg, ażeby morzem Baltyckiem dostać się tam, gdzieby mógł, niekrępowany nadzorem rządowym, »piersiami całemi« odetchnąć. Wysiadł w Travemünde, skąd na Lubekę i Hamburg udał się do Berlina, którego uniwersytet słynął naówczas szczególniej filozofem Heglem i historykiem Gansem, a przez to ściągał do siebie mnóstwo młodzieży niemieckiej i polskiej, zwłaszcza z W. Ks. Poznańskiego. Poeta nasz przyjęty został przez młodzież polską z zapałem. Prowadzono go na wykłady ulubionych profesorów, ugaszczano, opiewano; Mickiewicz niejednokrotnie improwizował, budząc zachwyt. Po miesięcznym pobycie w stolicy pruskiej, odjechał do Drezna, skąd odbył wycieczkę do Szwajcaryi Saskiej i przez Pragę podążył do Karlsbadu, dla użycia wód tamtejszych. Tu doczekał się przybycia młodego swego wielbiciela i naśladowcy, Antoniego Edwarda Odyńca, znanego sobie jeszcze z Wilna, i z nim dalszą podróż odbywał, mając życzliwego zastępcę w kłopotach powszednich i towarzysza we wszystkiem uległego.
Najbliższym celem naszych podróżnych, po wyjeździe z Karlsbadu, było złożenie hołdu największemu poecie niemieckiemu, Goethemu, który 28 sierpnia 1829 r. miał w Weimarze obchodzić 8o-tą rocznicę swych urodzin. »Jowisz poetów«, do ostatniej chwili życia usiłujący spożytkować wszystko na rzecz wzbogacenia swego umysłu, przyjął naszego wieszcza nadzwyczaj życzliwie, rozpytywał o nieznaną sobie literaturę polską i nasze pieśni ludowe; a rodzina Goethego nader uprzejmie podejmowała podróżnych. Uczestniczyli oni w wielkiej uroczystości 28 sierpnia; przypatrywali się pierwszemu na scenie weimarskiej przedstawieniu »Fausta«.
Po wrażeniach, odebranych w obcowaniu z potężną osobistością poetycką i w przyglądaniu się wielkiemu jej dziełu, nastąpiły wrażenia pięknej przyrody, gdy Mickiewicz z Odyńcem jechali Renem, a następnie przez Strasburg udawali się do Szwajcaryi, by na zimę zdążyć do Włoch.
We Włoszech piękno natury łączyło się spójnie z pięknem sztuki. Po raz pierwszy przedstawiły się Mickiewiczowi takie i w takiej liczbie pomniki architektury, skarby malarstwa i rzeźby, jakie w miastach włoskich, a szczególniej we Florencyi napotykał. Gdy wreszcie w połowie listopada 1829 r. przybył do Rzymu, czynniki artystyczne i życiowe tłumnie do jego umysłu napływać zaczęły i tak go pochłaniały, że o twórczości poetyckiej myśleć nawet nie mógł. Czytał, przypatrywał się i rozważał; a obok tego wpadł w wir zabaw salonowo-artystycznych, z którego wydostać się mu było niepodobna.
W trzech mianowicie domach przepędzał wieczory, a nawet i dni całe. Jednym był salon znajomej z Moskwy księżnej Zeneidy Wołkońskiej, która zjechała do wiecznego grodu nietylko dla pomników sztuki, ale i z wielkiej dla katolicyzmu sympatyi. Drugim był salon Chlustinów, gdzie »muza z nad Dniepru«, ukształcona, dowcipna, zalotna, pragnąca hołdów, Anastazya, królowała. Trzecim a najmilszym był dom hrabstwa Ankwiczów z Galicyi, gdzie panna Henryka-Ewa wraz z przyjaciółką i kuzynką swoją, wielce pobożną Marceliną Łempicką, łagodnym blaskiem młodości i wdzięku, zamiłowania sztuki i poezyi, czar na całe otoczenie rzucały. Pomiędzy Henryką a poetą zawiązał się niebawem tkliwszy stosunek, w którym obok uwielbienia dla geniuszu z jednej, a ojcowskiego niemal współczucia z drugiej strony, serce także znaczny miało udział, lubo do tego głośno się nie przyznawało i zaledwie nikłem półwyznaniem w wierszu »Do mego cicerone w Rzymie«, a potem pięknemi postaciami dwu Ew (w III części »Dziadów« i »Panu Tadeuszu«) za pośrednictwem pióra Adama się ujawniło.
W początkach maja r. 1830 Ankwiczowie wyjechali do Paryża, a Mickiewicz zwiedził Włochy południowe, gdzie przerobił pieśń Mignony z powieści Goethego: »Wilhelm Meister« i nadał jej napis »Wezwanie do Neapolu«, jakby nawołując Henrykę do podzielania swego szczęścia; następnie, zabawiwszy krótko na wyspie Sycylii, przebył nanowo całe Włochy, by się puścić na turystyczną po Szwajcaryi wycieczkę. W czasie tej wycieczki poznał utalentowanego 19-letniego młodzieńca, który później jako Zygmunt Krasiński miał się stać jedną z chlub poezyi naszej. Anastazya Chlustin zaręczyła się wtedy z hrabią de Circourt i zapoznała Mickiewicza z głównymi przedstawicielami życia umysłowego w Szwajcaryi: Bonstettenem i Janem Karolem Sismondim. Tu wreszcie opuścił go towarzysz dotychczasowy, Odyniec. Ankwiczowie, którzy w Paryżu podczas rewolucyi lipcowej (1830 r.) bawili, wracali na zimę do Rzymu. Mickiewicz widział się z nimi najprzód w Genewie, a potem w Medyolanie. Tu, z powodu uczuć Henryki dla Mickiewicza, zaszła podobno między jej rodzicami scena gwałtowna, której wynikiem było oziębienie pewne stosunku naszego poety do ich domu. Nie przestał on u nich bywać w Rzymie, ale starał się trzymać zdala od Henryki. Zresztą wpływy religijne, jakim uległ w tym czasie, zbliżywszy się do wielce ukształconego i szlachetnego księdza Stanisława Chołoniewskiego i do hr. Henryka Rzewuskiego, zwróciły jego umysł w innym kierunku, odrywając go od uczuć osobistych.
Od czasu studyów uniwersyteckich zobojętniał Mickiewicz nie dla idei religijnej wprawdzie, ale dla obrządków kościelnych, a życie światowe, jakie w Odessie, Moskwie i Petersburgu prowadził, nie mogło go ku nim nakłaniać. Zdaje się, że poznanie żarliwego mistyka, Józefa Oleszkiewicza, w stolicy cesarstwa, najprzód lubo niewidocznie, podziałało na pierwsze przebudzenie nastroju religijnego w Mickiewiczu, a pobyt w Rzymie, widok wspaniałych obrzędów kościelnych, jakim przez czas pięcioletniego przeszło pobytu w Rosyi przypatrywać się nie miał sposobności, przestawanie z osobami pobożnemi, wreszcie czytanie dzieł, mających na celu obronę wiary chrześciańskiej wobec napadów racyonalizmu, lub budzenie jej w duszach zwątpiałych i obojętnych, między innemi studyowanie pism sławnego naówczas teologa-filozofa, księdza Lamennais, wzmocniło ów nastrój i przejęło nim całą umysłowość poety. Już w wierszu: »Do M. Łempickiej w dzień przyjęcia Komunii św.« (na wiosnę r. 1830) wyraziła się tęsknota poety za wiarą prostą i naiwną, a w utworach pisanych prawdopodobnie pod koniec r. 1830, takich jak: »Rozmowa wieczorna«, »Rozum i wiara«, »Mędrcy« i »Arcy-mistrz«, już bardzo wyraźnie widać ukorzenie się umysłu wieszcza wobec wiary.
Jeżeli ten kierunek ducha nie przybrał odrazu form krańcowych, zawdzięczał to Mickiewicz przedewszystkiem właściwości swego umysłu, który nigdy nie przechodził nagle z jednej fazy do drugiej, ale je stopniowo i zwolna przebywał — powtóre wpływowi rewolucyi listopadowej, wybuchłej w Królestwie Polskiem. Różne przeszkody nie dozwoliły Mickiewiczowi natychmiastowo zbliżyć się do kraju; najprzód brak pieniędzy, gdyż całą gotówkę oddał swojemu młodemu przyjacielowi, poecie, Stefanowi Garczyńskiemu; potem rozruchy w Romanii, odbierające wszystkim bezpieczeństwo podróży. Gdy te przeszkody ustąpiły, Mickiewicz wyjechał z Rzymu w końcu kwietnia 1831 r., zmierzając ku Paryżowi, skąd miał nadzieję przedostania się na Żmudź. Po rozbiciu się tej nadziei, udał się na Drezno do W. Ks. Poznańskiego, lecz do Królestwa przedostać się nie mógł; a niebawem nadeszła wiadomość o wzięciu Warszawy (8 września). Zajął się już tylko losem rannego brata swego Franciszka, który uczestniczył w powstaniu litewskiem. Umówiwszy się następnie ze Stefanem Garczyńskim, który w Poznańskiem, jako uczestnik rewolucyi, bawić nie mógł i udawał się do Saksonii, podążył w początkach marca 1832 r. do Drezna, gdzie pod wpływem opowiadań bojowników o niepodległość wyobraźnia jego popędem twórczym rozgorzała. Zwrot do obrabiania tematów branych nie z wnętrza własnej duszy tylko, ale z ogólnych prądów narodowych, zwrot, który w »Konradzie Wallenrodzie« bardzo silnie jeszcze nacechowany był indywidualnością samego twórcy, obecnie wskutek opowiadań obcych i rozmyślań własnych, stawał się coraz wyrazistszym i przybierał kształty coraz bardziej przedmiotowe. Tak powstały drobniejsze utwory: »Reduta Ordona«, »Nocleg«, »Pieśń żołnierza«, »Śmierć pułkownika«, tak powstała III-cia część »Dziadów«.
Uczucia, natchnione prześladowaniem towarzystw studenckich i młodzieży szkolnej na Litwie w r. 1823-4, wypełniają treść tej III-ciej, a właściwie V-tej części, gdyż w niej Gustaw, kochanek nieszczęśliwy z IV cz., przemienia się w Konrada, bohatera narodowego, czującego i cierpiącego za miliony. Jest to najwspanialszy pomnik, jaki poezya wystawiła dla nieszczęśliwego narodu, pozbawionego swobody i wijącego się z bólu.
Pod względem artystycznym ta III-cia część »Dziadów« stanowi przejście z romantyki do poezyi realistycznej. Forma ogólna wprawdzie zachowana w niej takaż, jak w poprzednich częściach, tylko że świat fantastyczny ludowy zastępują tu postaci wzięte z pojęć katolickich: aniołowie i duchy ciemności. Indywidualność poety jeszcze tu wychodzi wydatnie na plan pierwszy; ale są już także sceny, w zupełnie przedmiotowym (objektywnym) stylu pisane, przedstawiające obraz życia narodowego w ściśle oznaczonej dobie. Szczególniej t. zw. »Ustęp« z III-ciej części »Dziadów«, malujący drogę do Rosyi i pobyt w jej stolicy, nawskroś uczuciami narodowemi przejęty, jest zupełnie realistycznie wykonany, przez doskonałe zastosowanie stylu do treści.
W połowie r. 1832 Mickiewicz, częścią dla wydrukowania napisanych w Dreźnie utworów, częścią z powodu niezabezpieczonej możności pobytu w Saksonii, skąd emigrantów polskich rugowano, udał się do Paryża. Boleścią przejęły go ówczesne waśnie wychodźców, którzy winę nieszczęść wspólnych starali się złożyć na to lub owo stronnictwo, na te lub owe osobistości; z goryczą odzywał się o tych smutnych zatargach, co nie mogąc złego zniszczyć, a dobrego przywrócić, osłabiały jedynie siły jednostek, tłumiły pracę systematyczną i narażały Polaków na złą opinię wśród obcych. Z początku sądził poeta, że gorącem przemówieniem zdoła pojednać zwaśnionych i w tym celu ogłosił prostotą ewangeliczną nacechowane »Księgi narodu« i »Księgi pielgrzymstwa polskiego« (1832), a potem wziął udział w pracy dziennikarskiej i pomieścił szereg artykułów treści politycznej w czasopiśmie »Pielgrzym«. Gdy atoli usiłowania jego okazały się płonnemi; gdy wychodźcy, wielbiąc go jako poetę, ubolewali jeno nad tem, że się oddał polityce, Mickiewicz dał pokój publicystyce, »zatrzasnął drzwi od hałasów Europy« i zamknął się w szczupłym obrębie serdecznych przyjaciół.
Wśród takich to okoliczności dojrzał w duszy Mickiewicza pomysł poematu, który w miarę tworzenia, coraz się bardziej rozszerzał i olbrzymiał. Silne przywiązanie do miejsc rodzinnych i tęsknota wywołana oddaleniem się od nich, działały wskrzeszająco na pamięć poety i przedstawiały mu obrazy, widziane niegdyś, w »całej ozdobie«. Chcąc zapomnieć o smutkach i bólach bieżących, uciekał wieszcz w tę niedawną przeszłość swoją i ojczyzny, szukał w niej żywiołów, któreby mu zastąpiły brak ich w otoczeniu ówczesnem, przestawał ze stworzonemi przez się postaciami, jak z prawdziwymi, rzeczywistymi towarzyszami, z którymi myśli i uczucia szczerze i swobodnie podzielić można. Równocześnie jednak przestrzeń, oddzielająca poetę od rzeczywistego gruntu, na którym postaci te się ruszały, doświadczenie, w życiu tylu wrażeniami napełnionem zdobyte, nie dozwoliły Mickiewiczowi zamykać oczu na złe lub słabe strony swego narodu, nie dozwoliły nie widzieć tego, czego zazwyczaj nie widzą ci, co wśród społeczeństwa swego nieustannie przebywają.
I tak, pomimo trosk, kłopotów, smutnych podróży (z powodu choroby i śmierci w r. 1833 Stefana Garczyńskiego), znalazł Mickiewicz dosyć spokoju, dosyć wyrozumiałości i dosyć rozwagi, ażeby urzeczywistnić ten wielki i świetny pomysł, jaki przed laty Lelewelowi podsuwał, iżby starając się o prawdę przedmiotową w kreśleniu dziejów, uwydatniał »czystą treść człowieka«.
Przez urzeczywistnienie tego pomysłu, wykluczającego wszelką nieprawdę, a więc przesadę, jednostronność, wyjątkowość wypadków i objawów duchowych, zbytnią przychylność dla jednych, a wstręt względem drugich, stał się Mickiewicz założycielem prawdziwie »nowożytnej« poezyi naszej pod względem treści i formy. Dokonał tego w »Panu Tadeuszu«, ukończonym w początkach lutego, wydrukowanym w połowie r. 1834.
Utwór ten, przeniknięty duchem ogólno-ludzkim, nie przestaje być przecież narodowym, gdyż poeta umiał te ogólno-ludzkie uczucia i myśli wysnuć właśnie z organizmu narodowego, nie rozstrajając go bynajmniej. To stanowisko poety względem narodu swego zdecydowało o charakterze dzieła; ze stanowiska tego ogarnął ogół, ujrzał w nim cechy wspólne z innymi narodami, i nie zacierając różnic wybitnych w indywidualnie nakreślonych postaciach, umiał owe wspólne cechy z najwyższym artyzmem uwydatnić.
A obok świetnych obrazów społeczeństwa, jakże głęboko odczute i jak wspaniale są przedstawione obrazy przyrody i wrażenia artystyczne! Poeta zostaje w najściślejszym związku z naturą, kocha ją i podziwia; ale ta miłość nie ma w sobie ani cienia chorobliwej czułostkowości, a podziw ten to jedynie uznanie wiecznie świeżego i zawsze prawidłowego rozwoju zjawisk przyrodzonych wobec ruchliwej, zamąconej i wrzawliwej gmatwaniny spraw ludzkich... Artyzm nie wiele wprawdzie zajmuje miejsca w poemacie i ogranicza się głównie do odtworzenia wrażeń muzycznych; ale w tych dwu ustępach, w których Mickiewicz już to piękną grę na rogu, już rzewną i wzniosłą grę na cymbałach maluje, czujemy się poruszeni do głębi, jak był bezwątpienia wzruszony i sam twórca.
Nietylko jednak pod względem sposobu traktowania treści, lecz nie mniej i pod względem formy »Pan Tadeusz« stanowi w epice naszej pierwszy, a zarazem najpiękniejszy przykład pojęć całkiem nowożytnych. Jak poprzednio w utworach mniejszego rozmiaru, tak teraz w kompozycyi wielkiej zerwał poeta zupełnie z fantastyką romantyczną; żadne duchy ni czarownice nie przyplątują się do akcyi; żaden wogóle środek nieumotywowany nie ma tu wpływu najmniejszego; wszystko jest logicznym wynikiem temperamentów, uczuć, myśli i charakterów ludzkich. A jak z tą fantastyką, tak też rozstał się poeta z wszelką niejasnością i ułamkowością, które służyły romantykom za sposób do wywoływania wrażeń niepewnych, nieokreślonych i niby-to nieskończonych. Teraz wszystkie uczucia i myśli wypowiada poeta w pełni, wypadki rozwija organicznie, osoby przedstawia w niezrównanej plastyce.
Spokój epiczny, przedmiotowość w rozpatrywaniu spraw ludzkich, wszechstronne objęcie przymiotów i wad człowieka zarówno pod zmysłowym jak i umysłowym względem, rozwaga, niedozwalająca stwarzać ideałów bezwarunkowych i płynąca z niej łagodna ironia, która nie dolewa goryczy, ale działanie jej owszem osłabia, błogiem uczuciem ukojenia napełniając serce; oto ważniejsze punkta tego nowego stanowiska poety.
Nie należy wszelako mniemać, iż w ten sposób Mickiewicz nawraca ku klasycyzmowi, choćby nawet najdoskonalszemu, greckiemu. Nie. Dzieje niedarmo przyniosły doświadczenie, niedarmo pogłębiły ducha ludzkiego; formy minione nie wracają się w całej dawnej zupełności. Poeta niemógł się wyrzec nabytków wiekowych; to też nie unika ani głęboko wstrząsających, niemal tragicznych scen, ani nie zachowuje chłodnego spokoju tam, gdzie dusza jego drży wzruszeniem potężnem. Stąd to w jego obrazach natury — tyle ciepła, w malowidle stosunków ludzkich — tyle prawdy i tyle miłości, w przedstawieniu wrażeń artystycznych — tyle drgnień namiętnych.
Taki jest najwyższy punkt twórczości Mickiewicza i zarazem najwyższy punkt poezyi naszej wogóle. Inni wielcy poeci prześcignęli mistrza tą lub ową stroną talentu, ale żaden nie doszedł do tej harmonii potęg ducha, w której ani jeden żywioł nie przemaga, lecz wszystkie w najświetniejszy zlewają się akord; żaden też nie zdołał stworzyć takiego arcydzieła, któreby tak żywo przemawiając do serca narodu, wszystkie warunki artyzmu najdoskonalej spełniło, a raczej, któreby warunki te właśnie niezbędnymi na przyszłość uczyniło.
I u Mickiewicza także równowaga owa najwyższych potęg duchowych, nie trwała długo; szala przechyliła się niebawem ku stronie uczuciowości i fantazyi, z nowem ich zabarwieniem.
Wkrótce po ogłoszeniu »Pana Tadeusza«, poeta nasz ożenił się z Celiną Szymanowską, wówczas już sierotą. Po krótkich miesiącach cichego zadowolenia nastąpiły długie lata troski o chleb powszedni dla rodziny. Pociągu do tworzenia nowych poematów Mickiewicz nie czuł w sobie tak dalece, że po wydrukowaniu w r. 1835 dawniej dokonanego przekładu powieści poetyckiej Byrona pod tytułem »Giaur«, ułożenie »Zdań i uwag z dzieł: Jakóba Boehme, Saint-Martina, Anioła Szlązaka« przyszło mu w r. 1836 z trudnością; dochody zaś z dawniejszych utworów nie mogły oczywiście wystarczyć na potrzeby utrzymania zwiększającej się gromadki rodzinnej w tak drogiem mieście jak Paryż.
Sądził poeta, że praca historyczna pójdzie mu łatwo i zabrał się do obrobienia dziejów Polski, ale się zawiódł; krytyczna robota nie odpowiadała jego usposobieniu.
Widząc i słysząc, jak w Paryżu mierne nawet zdolności w publicystyce nietylko zarabiały na dostatnie utrzymanie, ale nawet do majątku dochodziły, próbował też sam na tej drodze szukać zarobku; napisał i pomieścił w ówczesnych czasopismach francuskich kilka artykułów (»O malarstwie religijnem w Niemczech«, »Miodowy tydzień rekruta«, »Aleksander Puszkin«); ale do ciągłej pracy dziennikarskiej nałamać się nie mógł. — Przedstawienia teatralne dawały już naówczas autorom francuskim znaczne zyski; zamierzył więc i on zrobić »finansową aferę« przez napisanie dramatu po francusku. Pod koniec r. 1836 uczuwszy chęć do pisania, w krótkim czasie wygotował dramat pięcioaktowy prozą p. t. »Les confédérés de Bar« i oddał go do teatru Porte-Saint-Martin. Niestety, przedstawienia się nie doczekał. Mickiewicz, który w tym czasie zaczął był już drugi dramat 5-aktowy p. n. »Jacques Jasiński ou les deux Polognes«, nietylko go nie ukończył, ale i o poprzedni nie dbał, zrażony niepowodzeniem. Tym sposobem pozbawieni zostaliśmy jedynego dramatu scenicznego, jaki z pod pióra mistrza wyszedł, tak że tylko fragmentami zadowolić się musimy.
Gdy i z tej strony nie mógł się już spodziewać dostarczenia środków na utrzymanie rodziny, przypomniał sobie swoje młodzieńcze zajęcia nauczycielskie w Kownie i postanowił zużytkować swą wiedzę w niemiłej mu zresztą dziedzinie pedagogii. W r. 1838 w akademii lozańskiej (w Szwajcaryi) zawakowała katedra literatury łacińskiej. Mickiewicz pośpieszył na miejsce, by podjąć starania, celem osiągnięcia tej posady. Zabiegi jego pomyślnym uwieńczyły się skutkiem; miał pewność, że będzie mianowany profesorem; ale z Paryża otrzymał wiadomość, że żona jego dostała obłąkania. Zmuszony był powrócić i przez kilka miesięcy, wśród przygnębiających stosunków materyalnych, rozciągać opiekę nad żoną i dziećmi. Gdy wreszcie Celina odzyskała przytomność umysłu, wybrał się w połowie r. 1839 do Szwajcaryi i przedsięwziął ponowne starania o katedrę, jeszcze nie zajętą. Powiodło mu się i tym razem. Mianowany najprzód nadzwyczajnym, a później zwyczajnym profesorem, wykładał przez cały rok szkolny 1839-40 kurs literatury łacińskiej w akademii i naukę języka łacińskiego w gimnazyum lozańskiem z wielkiem zadowoleniem młodzieży i serdecznem uznaniem zwierzchności szkolnej.
W ciągu tego czasu dojrzał projekt założenia w Paryżu katedry literatury słowiańskiej, popierany przez ministra oświecenia, Wiktora Cousin. Na profesora powołany został Mickiewicz. Ten wahał się z początku; ale skłoniony ideą obowiązku narodowego na katedrze, ku której zwrócone były oczy całej oświeconej Europy, zdecydował się przyjąć ofiarowaną posadę, aby jej nie objął ktoś nieprzychylny Polsce. Z żalem opuszczał zaciszną Lozannę, by przenieść się znowu do gwarnej stolicy, która przykre tylko pozostawiła w duszy jego wspomnienia, i by stanąć na wszechświatowej widowni.
Dnia 22 grudnia 1840 r. odbyła się w »Kolegium francuskiem« pierwsza prelekcya Mickiewicza o literaturze słowiańskiej przy nadzwyczajnym natłoku słuchaczów. Dnia 25 wyprawiono profesorowi składkową ucztę, na której Juliusz Słowacki, znany Mickiewiczowi dzieckiem jeszcze z Wilna, skłonił dumną głowę przed »bogiem litewskim«, a mistrz natchnioną improwizacyą takie wywołał rozczulenie i zapał, jakich nigdy przedtem słowo jego nie wywarło. W dzień Nowego Roku 1841 na drugiej uczcie wręczono Mickiewiczowi puhar pamiątkowy: poeta na podziękowanie improwizował znowuż, ale takiego jak poprzednio wrażenia nie zrobił.
Co więcej, od tego czasu zaszła w umysłach rodaków zamieszkałych w Paryżu, często u nas zdarzająca się reakcya, gdy człowieka, uwielbianego przed chwilą, spotykają najprzód niechęć, potem zarzuty i pociski jadowite. Wychodźcy byli niezadowoleni z wykładów Mickiewicza, lubo Francuzi o jego kursie z wielkiem uznaniem się odzywali. Zdawało się emigrantom, że profesor zamało zasług w dziejach cywilizacyi przyznawał Polsce, a zadużo Rosyi. Potem nastąpiły zarzuty, że historyę przemienia na poemat. Mickiewicz istotnie w odczytach swoich był raczej natchnionym improwizatorem niż dziejopisem-erudytem, ale w tych rzeczach, które znał dobrze (np. wiek XVI), nie w wyobraźni, lecz w rzeczywistości historycznej szukał materyału do wspaniałych obrazów lub rozległych poglądów, rozświecając nimi jak błyskawicami ciemnie przeszłości.
Zaledwie Mickiewicz skończył ten kurs pierwszoletni, żona jego po raz drugi zachorowała na rozstrój umysłowy. W chwili największego przygnębienia poety zjawił się człowiek, podający się za apostoła nowej »ewolucyi« chrześciaństwa, za proroka, powołanego do zaszczepienia zgody wśród emigracyi i do poprowadzenia jej ku ojczyźnie. Był to mistyk-marzyciel, Andrzej Towiański. Wyrobił on w sobie wielką siłę wewnętrzną przez rozmyślanie i wywierał wpływ magnetyczny na osoby wrażliwe. Uzdrowił żonę Mickiewicza i pozyskał całkowitą jego ufność. Poeta uwierzywszy w jego posłannictwo, stał się gorliwym rozszerzycielem nauki, podnosząc głównie ten jej punkt, że zasada miłości, obowiązująca dotychczas w stosunkach życia prywatnego, powinna być rozciągnięta do wszystkich szczegółów bytu społeczno-politycznego.
W ciągu drugiego roku wykładów w »Kolegium francuskiem« (1841-42) Mickiewicz nie występował wyraźnie z propagandą nauki Towiańskiego, tylko starał się przygotowywać powoli umysły do jej przyjęcia, wzkazując przy każdej sposobności wyższość zapału i natchnienia nad rozumem rozbiorczym, a poświęcenia — nad wyrachowaniem samolubnem. W trzecim roku (1842-43), biorąc pochop z dzieł polskich, wtedy najświeższych, rozwijał swoje poglądy na »posłannictwo« narodów słowiańskich, mówił o ich mitologii, historyi i prawach, dowodził, że jeszcze nie wypowiedziały swojego »słowa« i zwiastował, że to niebawem nastąpi. Jakoż w roku czwartym (1843-44), mijając się całkiem z zadaniem wykładów, poddał surowej krytyce działalność »Kościoła urzędowego« i wygłosił otwarcie posłannictwo Andrzeja, który przynosił jakoby owo oczekiwane słowo.
Ponieważ jako wynik przyjęcia tego »słowa« Mickiewicz zapowiadał zmiany w Europie, a szczególniej we Francyi, prorokując powrót Napoleonidów do władzy, rząd ówczesnego króla, Ludwika Filipa, zalecił profesorowi, żeby się podał o dłuższy urlop. Dnia 28 maja 1844 r. odbyła się ostatnia lekcya. Użył jej poeta na zaznaczenie ścisłego związku idei Napoleońskiej z głoszonym przez siebie »mesyanizmem« i z losem słowiańszczyzny całej i na wezwanie obecnych, by szukali »męża przeznaczenia«, którego on był apostołem.
Pozbawiony możności rozpowszechniania nauki swojej publicznie, Mickiewicz, i sam żądny czynu i wchodząc w życzenia tych niegdyś wojaków z r. 1831, co w jego słowa zawierzyli, musiał się starać o rozwinięcie akcyi na większą skalę; próbował dla »sprawy« pozyskać możnych tego świata. Próby te nie doprowadziły do zamierzonego celu; a Towiański, mniej skłonny do przedsięwzięć czynnych, miał w końcu za złe swemu apostołowi, że go do działania zewnętrznego pobudza. Nastąpiło ochłodzenie stosunków pomiędzy mistrzem a uczniem najprzód w r. 1845, a potem jeszcze wyraźniejsze w r. 1847.
Odtąd Mickiewicz działał na swoją rękę. Gdy we Włoszech r. 1848 rozpoczęły się ruchy narodowe, pośpieszył do Rzymu, ażeby papieża Piusa IX, który początki rządów swoich zbawiennemi reformami zaznaczył, nakłonić do wzięcia inicyatywy w odrodzeniu stosunków politycznych. Dwa posłuchania, jakie uzyskał, spełzły na niczem. Wówczas poeta nasz postanowił uformować z Polaków legion, mający dopomagać Włochom do oswobodzenia, a potem dążyć do wyjarzmienia własnej ojczyzny. Projekt przyprowadził do skutku i Włosi ze czcią wspominają dzisiaj imię naszego poety.
Powróciwszy do Paryża, zaczął tu od połowy marca 1849 wydawać dziennik p. t. »Tribune des peuples«, poświęcony sprawie wszystkich ujarzmionych narodów, do którego wiele artykułów politycznych sam pisywał, upatrując w ludzie główną podstawę przyszłego rozwoju społecznego i pragnąc w nim rozbudzić świadomość tej potęgi.
Przepowiedziany przezeń powrót Napoleonidów do władzy stał się faktem. Ludwik Napoleon, obrany prezydentem rzeczypospolitej francuskiej, dokonał następnie zamachu stanu (1852 r.) i ogłosił się cesarzem. Mickiewicz łudził się czas jakiś nadzieją, że cesarz spełni ideę Napoleońską, ale się i pod tym względem rozczarował.
Mianowany w r. 1852 bibliotekarzem biblioteki arsenału, podczas wojny krymskiej wyśpiewał odę na cześć Ludwika Napoleona, jako przedstawiciela idei wolności, i pragnął sam wziąć czynny udział w wypadkach. Po stracie żony w marcu r. 1855, wybrał się we wrześniu tegoż roku do Konstantynopola, odwiedził obóz kozaków otomańskich, zostających pod wodzą Michała Czajkowskiego (Sadyka-paszy), marzył o utworzeniu legionu z Izraelitów, ale zamiaru tego urzeczywistnić już nie mógł; zmarł nagle 26 listopada.
Zmarł ciałem, ale duchem żyje i żyć będzie, bo twory geniuszu nie starzeją się. Jest w nich wiekuisty pierwiastek życia, gdyż są wyrazem niezniszczalnych, najprostszych, ale zarazem najpotężniejszych czynników, którym duch ludzki istnienie i rozwój zawdzięcza. Z jakiegokolwiek rozpatruje się je stanowiska, wobec jakichkolwiek stawia się je zagadnień, zawsze im przyznać się musi piękność, wielkość i żywotność. Każde nowe pokolenie może i powinno roztrząsać je po swojemu i każde znajdzie w nich — tak samo jak w tworach przyrody — rzeczy świeże i niespodziewane, których dawniej nie zauważono lub ocenić nie umiano. Tym sposobem stają się one dla narodów nietylko »arką przymierza między dawnemi i młodszemi laty«, ale nadto — skarbnicą nieprzebraną, z której dobywać ciągle można brylanty piękna, oraz ogniskiem niegasnącem nigdy, przy którem można ukoić lub rozpłomienić serce.
Dla narodu naszego — a miejmy nadzieję, że z czasem i dla innych, zwłaszcza słowiańskich — takie mają znaczenie poezye Mickiewicza. Są one ową arką przymierza pomiędzy minioną przeszłością, a tem, czego oczekujemy, są skarbem niewyczerpanym najwspanialszych obrazów i postaci, są ogniskiem wiecznie płonących uczuć rzewnych, głębokich i wzniosłych, mogących nakarmić miliony i złączyć jak najściślej wszystkich Polaków, rozdzielonych granicami politycznemi. Są one sercem Polski.
∗
∗ ∗ |
Wydanie obecne Poezyj Mickiewicza jest najzupełniejszem ze wszystkich, jakie dotychczas ogłoszono. Zebrałem tu bowiem nietylko wszystkie utwory autentyczne, znajdujące się w najkompletniejszych wydaniach paryskich i lwowskich, ale nadto dodałem jeszcze i te, jakie się ukazały w czasopismach z lat ostatnich, lub jakie wydrukował syn poety w obszernym czterotomowym »Żywocie« ojca. Są to niewątpliwie drobiazgi tylko, ale zdawało mi się, że mamy prawo i obowiązek gromadzenia wszystkiego, co z pod pióra geniusza wypłynęło.
Podział zachowałem mniej więcej taki, jakiego się trzymałem w taniem wydaniu warszawskiem z roku 1888, wprowadzając do niego naturalnie te utwory, które tam, ze względów cenzuralnych, musiały być opuszczone.
Do tomu I-go dołączyłem dodatek, zawierający wiersze niepewnej autentyczności, wykluczając te, których nieautentyczność dostatecznie udowodniono.
Dodatek do tomu II-go zawiera dwie powiastki pisane prozą po polsku i dwie pisane po francusku. Co do »Karylli« autentyczność jej nie jest wprawdzie tak niezachwianą jak »Żywili«, ale pomijać jej nie mogłem, ponieważ od lat już wielu w Dziełach Mickiewicza się mieści.
Wszystkie objaśnienia poety pozostawiłem naturalnie; osobno zaś przy każdym dziale umieściłem nieco swoich. Byłem w nich bardzo oszczędnym; wiedząc, że ogół długich komentarzy nie lubi, chciałem tylko zaspokoić najniezbędniejszą potrzebę zrozumienia autora; a więc króciutkie dałem wskazówki, czem była i kiedy żyła pewna wspomniana przez Mickiewicza osobistość, lub co znaczy pewien wyraz prowincyonalny lub przestarzały.
Czas powstania utworów zaznaczałem wtedy tylko, gdy on jest niewątpliwy, a przynajmniej prawdopodobny; w innych wypadkach wystarczyć winny wskazówki podane tu we wstępie, kiedy jakie poezye wyszły z druku.
Małoważne odmianki (waryanty) pomijałem zupełnie, gdyż one mają znaczenie tylko dla badaczy, ogółu zaś nie interesują wcale; natomiast dłuższe ustępy, odmienne od tekstu przyjętego, pomieszczałem wśród objaśnień wydawcy. W tak zwanym »Ustępie« z trzeciej części »Dziadów« ośmieliłem się wstawić do tekstu parę kawałków podawanych dotąd w przypiskach, gdyż one jedynie ze względów czasowych zostały wypuszczone w wydaniach drukowanych w Paryżu za życia poety; dotyczyły bowiem głośnych osobistości francuskich; z przeminięciem tych względów, ustaje potrzeba spychania owych charakterystycznych rzeczy do podrzędnego stanowiska.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – poetów.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – charakter.
- ↑ Najdokładniej przedstawił »Żywot Adama Mickiewicza« syn jego Władysław w czterotomowem dziele, wydanem w Poznaniu r. 1890—1895. Życiorys z rozbiorem twórczości łączą: Dr Józef Kallenbach: »A. Mickiewicz« (Kraków, 1897, dwa tomy); Piotr Chmielowski: »A. Mickiewicz, zarys biograficzno-literacki« (Kraków — Warszawa, 1898, dwa tomy).
- ↑ Życie to starałem się zobrazować w dziełku p. t. »Liberalizm i obskurantyzm na Litwie i Rusi« (Warszawa, 1898).