Polesie (Ossendowski, 1934)/Ruś, Pogoń i Orzeł Biały

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Polesie
Pochodzenie Cuda Polski
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegner
Data wyd. 1934
Druk Zakłady Graficzne Bibljoteki Polskiej w Bydgoszczy
Miejsce wyd. Poznań
Ilustrator wielu autorów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
RUŚ, POGOŃ, ORZEŁ BIAŁY

Poleszuk posiada charakter nieufny, mrukliwy, mściwy i nieraz drapieżny. Zgadzają się z tem opisy wszystkich pisarzy i wogóle ludzi, z mieszkańcami bagienno-leśnego Polesia dobrze obznajomionych.
Charakter tego szczepu na pierwszy rzut oka nie jest pociągający i, jak słusznie zdawaćby się mogło, niełatwy do kierowania.
Nie oskarżajmy go jednak o to i nie składajmy wyłącznie na Poleszuków winy.
Dzieje bowiem i losy tej ziemi uczyniły ludzi z moczarów takimi, jakich ich pod swą dobrą, opiekuńczą rękę przyjęła Rzeczpospolita Polska.
Ruś Kijowska, a potem Moskiewska — uważała Polesie za kraj obcy sobie, poddany atakom zaborczości swych kneziów, którzy zrozumieli i dostatecznie ocenili obronne znaczenie tej ziemi, aby z zaciekłością prawować się o nią najpierw — pomiędzy sobą, a później jeszcze bardziej zajadle z Litwą i Polską.
Już dane, znajdujące się w kronice Nestora i Mitrofanesa, a poświęcone wojnom Igora i Olgi na Dnieprze i Prypeci, dowodzą, że Ruś parła na Polesie w zamiarach podboju i zaborów. Niewiadomo nic jednak o jakiejkolwiek działalności cywilizacyjnej Kijowa, Nowogrodu lub Moskwy; głucho też o dziejach chrześcijaństwa św. św. Cyryla i Metodego w tym kraju, przeciętym siecią dopływów Dniepru; natomiast wiemy o tem, że stawiano tu horodyszcza i wieżyce obronne — to owe sławne „stołpy“, co aż do dzisiaj trwają tam i sam na swych odwiecznych podwalinach, opartych o granit podłoża; wiemy o mocno warownych grodach — Turowie, Skorościeniu, Kamieńcu i Włodzimiercu — słowem — znany, zwykły obraz polityki zaborczej, w kilka wieków po akcji Rusi na Polesiu uprawianej przez innych najeźdźców i drapieżników — Krzyżaków na całej przestrzeni południowego brzegu Bałtyku aż po środkową Wisłę, Niemen i Dźwinę. A więc na Polesiu panoszyli się i gwałty czynili zaborcy, z Rusi tu wpadający, a że kniaziowie ościenni walczyli ze sobą, o te bagna i lasy nie troskając się, lub nie mogąc przeciągnąć Poleszuków na tę lub inną stronę, to naturalnym się wyda wniosek, że ludzie bagna i lasu bali się i nienawidzili zbrojnych ciemiężców i zakłócicich spokoju, panującego niegdyś na hałach, nietrach i w kniei, gdzie przebijał sobie szeroki grąż mocny tur i łoś rosochaty.
Mendog, Gedyminowicze, potomkowie Kiejstuta i Olgierda po długich i krwawych zatargach wyparli stąd książąt ruskich, a swój znak „Pogoni“ wyryli na murach i bramach w Pińsku, Dawidgródku, Turowie, Słucku, Włodawie, Kobryniu i Brześciu. Powstały tedy nowe, zapewne jeszcze potężniejsze horodyszcza, zamki obronne, wieże, obsadzone przez lud zbrojny i łupu chciwy, lecz co tu zrobili włodykowie litewscy dla ludu poleskiego, co mu dali i co przysporzyli w jego ciemnym i ciężkim bycie, o tem kroniki nic nam nie mówią. Zato pieśni poleskie i białoruskie pełne są wrogich, tchnących nienawiścią wspominków o litewskiem w dorzeczu Prypeci panowaniu.
Trwało to długo, czyniąc z mieszkańców bagien i puszcz ludzi ni to łoś — nieufnych, ni to ryś, drapieżnych, zawsze tajemniczo milczących, jak olbrzymie ryby zlewiska dnieprowego, a w porywie rozpaczy i gniewu — wściekłych i groźnych, jak niedźwiedź, z barłogu zimowego zruszony.
Wreszcie nastały inne czasy.
Na stolcu wielkoksiążęcym Litwy i na tronie Polski zasiadł mądry pan — Władysław Jagiełło i odtąd nad topielami, borami i łęgami Polesia skrzydła swe rozpostarł Piastowy Orzeł Biały — godło narodu polskiego.
Wprowadziwszy na Litwę i tu utwierdziwszy mocno wiarę rzymsko-katolicką, Jagiełło starał się usilnie rozpowszechnić ją też na Polesiu, co następcy jego czynili również z mniejszą lub większą gorliwością. Wraz z zasadami zachodniego chrześcijaństwa płynęły tu państwowość, ideje i oświata Zachodu, głoszone i ustalane przez najlepszych ludzi owych czasów i przez uczonych, sprawie oddanych misjonarzy zakonnych. Toteż na Polesiu spotykamy na każdym niemal kroku ślady o. o.Paulinów, Benedyktynów, Franciszkanów Pijarów, Jezuitów i Kartuzów, którzy wznosili wspaniałe nieraz świątynie, kolegjaty, klasztory i uczelnie, promieniujące na cały ten dziki wonczas, przez Boga, zda się, i ludzi od wieków zapomniany kraj — i przygotowujące jego kulturalną przyszłość.
Mnisi mieli niezawodnie silne poparcie, skoro dokonać mogli tylu widocznych dotychczas dzieł, a ileż prócz tego niewidocznych po sobie zostawili, — jak naprzykład — coraz obfitszy posiew wiary katolickiej, przenikającej coraz głębiej i oświata śród ciemnych, upartych w pogaństwie i półpogaństwie dusz i utwierdzenie w kraju najistotniejszych, bo moralnych praw Polski do tej ziemi, co przez długi szereg wieków gnębiona była, krwią zlewana i łupiona bez miłosierdzia!
Tak też działo się w samej rzeczy.
Przez Polesie przewinął się nieskończenie długi korowód wielmożów, w bagnach tych i puszczach rozmiłowanych namiętnie, a oświeconych i gorąco popierających poczynania zakonników świętobliwych.
Osiadały tu przecież z Litwy przybywające, z Rusi i Polski pochodzące rody możne i znakomite: królom równi Radziwiłłowie, Druccy-Lubeccy, Dolscy, Sapiehowie, Skirmunttowie, Ordowie, Pusłowscy, Kazanowscy, Leszczyńscy, Krasiccy, Lubomirscy, Ogińscy, Ostrogscy, Gedroyciowie, Sanguszkowie, Czartoryscy, Massalscy, Połubińscy, Tyszkiewiczowie...
Ale któż spisze te nazwiska pionierów i założycieli polskości i zachodniej kultury na Polesiu?! Nikt, niestety, nie skreślił dotychczas dziejów ani tych królewiąt, ani Szyrmów, Paców, Kopciów, Szczyttów, Oleszów, Wołłowiczów, Rodziewiczów, Woynów, Terleckich, Białozorów, Kurzenicckich, Zawiszów, Żabów, Ślizieniów, Chreptowiczów, Korsaków i innych — mnogich, a przed ojczyzną niezmiernie zasłużonych.
Niektórzy z wysokourodzonych panów, na Polesiu zadomowionych, opiekę jeszcze możniejszych od siebie ludzi nad tą krainą rozpostarli. Naprzykład — książęta Ostrogscy i Radziwiłłowie, po kądzieli z Jagiellonami skoligaceni a związani nićmi pokrewieństwa z Tarnowskimi, Zamoyskimi, Wiśniowieckimi, Zasławskimi i Chodkiewiczami, oczy królów i potentatów na Polesie zwrócili.
Byli to możni panowie, więc i ślady po nich pozostały wspaniałe: wspomnienia o licznych zwycięstwach na polach bitew, wygranych na wschodnich i południowych krańcach tego „wypadowego“, za jaki go mieli, kraju; wyrosłe z ich fundacji strzeliste wieże i potężne mury kościelne i klasztorne; zamki obronne, rozrzucone po całym kraju; uspławnione rzeki, jak to uczynił z Uborcią książę biskup Massalski; kanały, bo, jak było już wspomniane, królowa Bona Sforza, małżonka Zygmunta I, przekopać kazała słynny niegdyś „Kozaczy Rów“, który na jej pamiątkę zwie się teraz „Kanałem Królowej Bony“; wojewoda zaś i hetman litewski — Michał Ogiński i pan podstarości piński — Butrymowicz, którzy w latach 1760—68 wykończyli kanał, przez Jasiołdę i Szczarę łączący morze Czarne z Bałtykiem, — wykonali po 100 latach wspaniały projekt kanclerza wielkiego koronnego — Jerzego Ossolińskiego.
Ten to pan Mateusz Butrymowicz, późniejszy miecznik i sędzia, stolicy państwa i królowi Stanisławowi Augustowi tym kanałem pod okna zamku warszawskiego Polesie sprowadził w roku Pańskim 1784-ym. Pognał tu bowiem z Piny i Prypeci flotyllę z „obijaników“ złożoną, a powyżej burt obciążoną bogactwami Polesia: miodem, rybami, woskiem, skórami, wianuszkami grzybów suszonych, worami kaszy jaglanej, żelazem z rudy bagiennej. Wizyta ta miała skutek nieoczekiwany, bo oto Król Jegomość personą własną zjechał na Polesie wraz z przewspaniałym dworem swoim i z ks. biskupem Naruszewiczem — w którego żyłach pińska płynęła krew, i zręcznym madrygałów twórcą — ks. Borkowskim; a ten na cześć króla, pana Butrymowicza i Pińszczyzny natychmiast odę ułożył. W naszych czasach, a mianowicie w roku 1926 p. Nelard, działając z ramienia Wojewódzkiej Rady Towarzystw Rolniczych, sztukę pana podstarościego powtórzył. Prawda, że nikt na cześć Polesia ody z tego powodu nie napisał, lecz mimo to Polacy, i cudzoziemcy mogli na Targach Poznańskich oglądać poleskie tkactwo włościańskie, meble plecione, śliczne wyroby garncarskie, szczecinę, włos koński, drzewo, suszone jagody i grzyby, sarneński kamień, kaolin, smołę, likopodjum, terpentynę, wełnę i inne towary lokalne, któremi się zainteresowali kupcy z Polski przemysłowej, a również z Francji, Belgji, Czech, Grecji, Szwecji i Ameryki.
Inne też pozostawili królewięta wspominki po sobie, bo oto królowa Bona odbudowała Pińsk, zburzony przez Tatarów w r. 1527-ym; starosta piński S. A. Radziwiłł uczynił to samo po spaleniu miasta podczas wojny kozackiej, a Skirmunttowie i Wiśniowieccy po przejściu burzącej nawały szwedzkiej w r. 1706-ym z gruzów dźwignęli odwieczny gród prasłowiański.
Książę Jan Karol Dolski, wielki marszałek litewski wraz z ręką córki swej Katarzyny przekazał Michałowi Wiśniowieckiemu wspaniałe wiano — dobra Lubieszowskie, gdzie teraz pozostała tylko okazała brama wjazdowa; w one zaś czasy zbierała się tam elita umysłowa ówczesnej Rzeczypospolitej i najbardziej oświeceni goście cudzoziemscy, podziwiający „czytnych“ pachołków pokojowych.
Anna z Sapiehów Jabłonowska gromadziła w Siemiatyczach ogromne zbiory książek, okazów przyrodniczych, monet, medali, broni i mebli; Sapiehowie i Ogińscy zakładali i podtrzymywali teatry; Radziwiłłowie, Jabłonowscy i Braniccy opiekowali się sztuką drukarską, malarstwem i nauką; Poniatowscy w Albrechtowie pod Pińskiem szerzyli kult dla wiedzy; Tyzenhauzowie — założyli „Gazetę Grodzieńską“, rozpowszechnioną w „okresie Stanisławowskim“ na całem Polesiu. Inni wielcy panowie — Czartoryscy, Potoccy, Jabłonowscy i Sapiehowie wołyńscy — fundowali fabryki sukien, kapeluszy, fajansu, porcelany, win krajowych, naczynia mosiężnego, saletry, broni, szkieł kolorowych, żelaza, zakładali szpitale i punkty akuszeryjne, magazynowali ziarno zasiewne i szerzyli oświatę.
Ale i wcześniej jeszcze Jagiełło, Kazimierz Jagiellończyk i król Aleksander hojną ręką łożyli na kościół farny i pracę zakonną w Brześciu; w tem też mieście Radziwiłł Czarny wydrukował sławną Biblję radziwiłłowską w r. 1563-im; ciż Radziwiłłowie założyli w Słucku fabrykę pasów złotolitych, — cenniejszych i piękniejszych od perskich i tureckich, oraz fabrykę artystycznej majoliki; — w czasach bliższych nam Skirmunttowie uruchomili cukrownię i fabrykę sukna. Ród Druckich — dał Polsce porozbiorowej Franciszka-Ksawerego Druckiego-Lubeckiego, finansistę znakomitego, męża stanu na miarę zgoła współczesną.
Ani znakomitych rodów, tu osiadłych niegdyś, zliczyć, ani ich zasług rozlicznych a doniosłych pokrótce opisać nikt nie potrafi.
Od czasów zamierzchłych, zapewne od w. XIII-go napływała tu nietylko można, ale i drobna szlachta z Podlasia, jak również chłopi, szukający wolności i chleba; przybyło ich tu sporo za Zygmunta I, a potem za Batorego, szczególniej zaś za Zygmunta III, gdy to bitni Lisowczycy — „kozacy polscy“ ścigani byli za swawolę i gwałty, jako zwyczajni „latrones“. Za ostatnich Wazów, po wojnach kozackich i szwedzkich samorzutna emigracja i polonizacja Polesia odbywała się samorzutnie nieprzerwaną koleją.
Polscy przybysze, pozostawieni własnemu losowi, przez nikogo nie bronieni i nie kierowani, borykali się z napływającemi tu wrogiemi siłami Ukraińców, Rosjan, Żydów, a nawet Tatarów i Niemców.
Walczyli oni i szamotali się tak długo, aż dopływ nowych sił za czasów saskich urwał się zupełnie, — wtedy — pozornie bez śladu wsiąkli w morze poleszuckiej ludności, spokrewnili się z nią, przejęli od niej unję kościelną, kiedy zaś ciemiężca moskiewski wyplenił ją, — wraz z Poleszukami uczęszczać jęli dla świętego spokoju i wstrętu do nahajów kozackich do cerkwi prawosławnej, nienawidząc popa, urzędnika, nauczyciela i policję — a przy lada zatargu mszcząc się na nich zawzięcie, ponuro i krwawo.
Wspólna z Poleszukami, ciężka, sieroca dola zbratała tych dawnych Polaków z prawnukami Drewlan i pociągnęła ich pokostem szarym, siermiężno-łapciowym, okryła pleśnią i mchem, co wżera się w piony dębów wiekowych i sędziwych sosen dziuplastych.
Ten sam mech i takaż pleśń rosną też na głazach, rozrzuconych po halach i borach.
Rosną, lecz nie mają siły zeżreć tych głazów odwiecznych.
Tak też i pokost szary, ta poleska polewa, jednobarwna z suchemi czorotami na „nietrach“, nie wyżarła polskości w duszy wychodźców spoza Bugu, po zaściankach i wioskach kraju tego od najdawniejszych lat osiadłych.
Posługiwali się oni gwarą poleszucką, bali się rusałek, „lichija“ i wilkołaka, bili pokłony po cerkwiach i szeptem rozpowiadali sobie o czarownikach, upiorach i zmorach, lecz w skrzyniach przechowali aż do naszych czasów pergaminy rodowe, pamiętając o klejnotach szlacheckich, a w duszy — niby w „jamce“, gdzie tli się wieczny „żar“ na przedpiecku, — nie zagasło uwielbienie dla dalekiej macierzy, która porzuciła ich niegdyś, miotając się sama w straszliwej, śmiertelnej „ogniewicy“, zżarta przez wewnętrzne niesnaski i swawolę butną, zdradą zatruta i przez podstępnych sąsiadów spychana ku zgubie i zagładzie.
I nietylko dawna, wynarodowiona, częściowo już inowiercza szlachta polska nie zapomniała o minionych czasach przynależności tego kraju do Polski. Pamiętali też o tem i Poleszucy, potomkowie tych, którzy nawet do buntu Chmielnickiego przyłączyć się zbytnio nie kwapili, a gdy nastały smutne czasy ciężkiego panowania Moskali, do polskich panów na skargę szli i o poradę przeciwko uciskowi łzawo prosili, chociaż rosyjscy „czynowniki“ i popi wysilali się, jak mogli, aby wyryć pomiędzy włościaństwem a polskimi obywatelami, siedzącymi na ziemi, przepaść bezdenną.
Tak to pamiętało zawsze o Polsce milczące, nieufne, ubogie Polesie.
Nie są to tylko słowa!
W płomiennym okresie ostatniej walki o byt i niezależność Polski te to bowiem zaścianki ostrowne dały ojczyźnie dumę Polesia i całej Polski — „sławnego naczelnika w sukmanie“ — Tadeusza Kościuszkę — to nieśmiertelne, najcudowniejsze godło honoru, charakteru i cnót narodu polskiego, godło, które rozbłysło nad Ameryką, a w kilka lat potem — nad Europą, budząc jej uśpione sumienie, milczące dotychczas służalczo.
„Naczelnik najwyższy zbrojnej siły narodowej“ — Tadeusz Kościuszko urodził się w r. 1746-ym w sercu moczarów poleskich, w oddalonym o dwa kilometry od miasteczka Kossowa zaścianku Mereczowszczyznie, gdzie spędził dzieciństwo, a w Brześciu, u Jezuitów, nauki rozpoczął. Tu założone zostały podwaliny miłości jego dla ojczyzny i zrozumienie przyczyn jej postępującego upadku. Tu też w chwili, gdy wojska rosyjskie zagrażały Litwie, Polesiu i Wołyniowi zalewem i zniszczeniem, a „uniwersały“ Targowiczan — sumieniu ich ludności, rozległo się gorące słowo Naczelnika, jego potężny, namiętny zew do rodaków kresowych. Żywe echo odpowiedziało Wodzowi, wprowadzając Polesie w krąg działań wojennych, które przedtem jeszcze rozpoczął był kapitan wojsk francuskich, Michał Zabiełło, cofający się z pod Grodna na Brześć. Po wezwaniu zaś Naczelnika pociągnęli na Polesie Ogiński i Korsak na niebezpieczną wyprawę do Białorusi, Sierakowski, wydający pod Brześciem bitwę Suwarowowi, Ignacy Prozor, umiejętnie pociągający szlachtę kresową i włościan do powstania, Józef Kopeć, major brygady pińskiej wojska litewskiego, staczając nad Słuczą i Horyniem zwycięskie potyczki z Moskalami, i wielu innych, o których słuchy zaginęły, jak naprzykład, o „pułku złotym“ kozaków hetmańskich i o komendzie Czyżewskiego.
W latach powstania listopadowego ludność tych kresów niemal wszędzie sprzyjała powstańcom, którzy, niestety, zrzadka tylko zaglądali na Polesie, niedostatecznie oceniając znaczenie kraju dla celów wojny. Tu się ukrywali, wzmacniali na siłach i znowu szli w bój słynni partyzanci pułk. Radziszewski, Truszkowski, Jacewicz, Załuski, Paszkowski, Ogiński i Matuszewicz, za którymi, ni to ogary za tropionym lisem, uganiali się moskiewscy generałowie — Rozen, Savoini i Peterson.
Polesie w owych ognistych czasach wydawało też własnych partyzantów, patrjotów i bohaterów, nieraz bezimiennych, to znów o głośnych nazwiskach, jak Ogiński, Tytus Skirmuntt, Jelski, Pusłowski, Orda, Jan Szyrma i inni, ale to znów panięta, których krew znakomita zniewalała w każdej potrzebie do wiernej służby Rzeczypospolitej.
Sporo poszło wtedy pod sztandary powstańcze szlachty szaraczkowej, łapciowej, siermiężnej, po polesku się noszącej. Wraz z nią stanęło też niemało rdzennych Poleszuków, z tą szlachtą od wieków zżytych i spokrewnionych, a na ich poryw zawsze wrażliwych.
Na Sybirze do ostatniej doby przetrwali potomkowie powstańców owych bezimiennych; niejeden z nich o klejnocie szlacheckich pradziadów swoich i tam nie zapomniał nigdy. Na dalekiej Tubie, po wąwozach leśnego Ałtaju, częstokroć spotkać ich można do dziś, chociaż poszli już... w „kozaki“. Powstanie r. 1863-go żywiło się pokaźną liczbą powstańców ofiarnych i mężnych, pochodzących z tego kraju, — od Konstancji Ordzianki — do hrabiego Platera, od Orzeszków i Rodziewiczów — do Skirmunttów — Heleny i Kazimierza. O szaraczkowej szlachcie poleskiej i chłopach krwi lechickiej — znowu głucho, chociaż słychać było, że po chutorach i siołach kontrybucją karano za pomoc i serce dla powstańców, a ten i ów łapciowo-onuczny szlachetka lub milczący mieszkaniec odludnego ostrowu wlec się musiał jako skazaniec na posielenie — nad Wołgę lub hen — za Ural nawet zaniosły go wichry dziejowe.
Z tejże ziemi poleskiej wyszedł wielki jej syn i męczennik — Romuald Traugutt, dyktator powstania styczniowego. Urodzony w roku 1826 w Szostakowie koło Kobrynia, Traugutt otrzymał wychowanie bardzo staranne i religijne, szkoły ukończył w Świsłoczy, a potem w Petersburgu, gdzie studjował w Akademji Inżynierów. Brał udział w wojnie Krymskiej, po której w randze podpułkownika wziął dymisję i osiadł w rodzinnym majątku Ostrowie pod Kobryniem, wprowadzając do domu żonę — Antoninę Kościuszkównę. Gdy jednak w Brzeskiem poczęły się tworzyć drobne oddziały powstańcze w roku 1863-im, stanął na czele partji kobryńskiej i odniósł zwycięstwo pod Horkami, a potem w głębi Polesia niepokoił nieprzyjaciela mimo ciężkie warunki, istniejące w kraju. Przedostawszy się do Warszawy, wyruszył zagranicę, popularyzując powstanie i usiłując uzyskać poparcie dla niego u rządów mocarstw europejskich. Po przyjeździe do Warszawy objął dyktaturę upadającego już i rozchwianego ruchu i potrafił raz jeszcze ożywić go i ująć w karby, uważając władzę za poświęcenie dla sprawy, a nie za ambicję osobistą. Dowodem tego był fakt, że działał pod pseudonimem „Michała Czarneckiego“ i przez cały czas pozostawał w ukryciu, mieszkając w odosobnionym domu przy ulicy Smolnej w Warszawie, gdzie prawie nikogo nie przyjmował, a nawet z członkami swego rządu naradzał się w nieoświetlonym pokoju. Z tego mieszkania dyktator nigdy już nie powrócił do swej poleskiej siedziby, gdyż władze rosyjskie wytropiły i aresztowały Traugutta. Uwięziony na Pawiaku, został przewieziony do Cytadeli, gdzie po wyroku, 5-go sierpnia wraz z czterema innymi działaczami powstania zawisł na szubienicy. Umierał spokojnie, jak rycerz i chrześcijanin — pozostawił po sobie wzór poświęcenia dla ojczyzny.
Takiego to, wiernego syna Polski, wydała ziemia poleska...
Ta sama ziemia, przecięta siecią Prypeci, z dymów i krwawych oparów wojny światowej dała nowych bohaterów odrodzenia naszej ojczyzny — ordynata Dawidgródeckiego, księcia Stanisława Radziwiłła, i płomiennego mieszczucha z Łohiszyna — Aleksandra Korolewicza, jakgdyby urodzonego na trybuna.
Zginęli, walcząc o wolność Polski na polach, gdzie padł zamordowany przez bolszewików słynny dowódca ułanów Krechowieckich — pułkownik Mościcki, gdzie po raz pierwszy przelewać zaczęli swoją krew ofiarną marynarze flotylli pińskiej — pod Horodyszczem, Czarnobylem, Stracholesiem, przyłączając do Polski ponownie ten z dawiendawna należący do niej kraj.
Zwycięstwo nasze w wojnie polsko-bolszewickiej r. 1920-go połowę geograficznego Polesia wcieliło w granice Rzeczypospolitej, a z niem razem stare historyczne miasta, z woli Litwy i Polski powstałe i w pewnych okresach do znacznej świetności dochodzące.
Wśród tych miast wspomnieć należy Brześć — z natury swej — potężną twierdzę, położoną przy ujściu Muchawca do Bugu. Książęta kijowscy i połoccy w wieku XI-ym walczyli o Brześć, aż wkońcu zdobył go dla Polski Bolesław Śmiały, a Kazimierz Sprawiedliwy wzniósł tu potężny zamek obronny. W XIII-ym wieku Brześć dostaje się w ręce książąt halickich, a w XIV-ym — Gedymin litewski przyłącza go do swego państwa. Tu w r. 1409 Władysław Jagiełło układa z Witoldem i Saladynem, sułtanem Kipczaku, plan wojny z Krzyżakami; miasto to widziało w swych murach Kazimierza Jagiellończyka i króla Aleksandra. W r. 1566-ym odbywały się tu narady, poprzedzające Unję Lubelską, która połączyła Litwę i Polskę w jeden organizm państwowy, a w r. 1596-ym tu się tworzy Unja Brzeska, łącząca chrześcjaństwo zachodnie ze wschodniem. W Brześciu powstały pierwsze bruki, pierwsza apteka; stąd krzewili oświatę i wiarę gorącą o. o. Jezuici, Augustjanie, Bernardyni i Bazyljanie; wreszcie s. s. Franciszkanki szerzyły tu dzieło miłosierdzia; kilka razy zbierały się tu i obradowały sejmy; Jan Kazimierz zwołał do tego grodu sejm walny, a w cztery lata później, w rok po bitwie pod Brześciem, Karol XII szwedzki i awanturnik Rakoczy opanowali miasto; w okolicach jego Czarniecki, Sapieha i Radziwiłł stoczyli bitwę z Rosjanami; po rozbiorze Polski miasto to stało się czołową placówką rządu petersburskiego dla wściekłej rusyfikacji kraju, tępienia polskości, walki z katolicyzmem i wyplenienia unji kościelnej. Obecnie, jako stolica województwa poleskiego, poza historycznemi zabytkami architektonicznemi, które ucierpiały zresztą podczas pożaru w r. 1894 — Brześć wzbogacił się nowemi, nieraz okazałemi gmachami: Banku Polskiego, Okręgowej Izby Kontroli Państwowej, Biura Meljoracyjnego na Polesiu i kolonją urzędniczą. W obrębie twierdzy znajdują się stare gmachy: były klasztor o. o. Jezuitów, „Biały Pałac“, w którym rząd sowiecki zawarł haniebny „pokój brzeski“ w r. 1918, mieści się w zabudowaniach, należących niegdyś do klasztoru bazyljańskiego; w klasztorze Brygidek ulokowano więzienie wojskowe, a dawną świątynię o. o. Augustjanów z w. XVI-go przerobiono na kościół garnizonowy. Miasto liczy około 50 000 mieszkańców i jest ośrodkiem administracyjnym, siedzibą wojewody, dowódcy Okręgu Korpusu, kuratora, dyrekcji dróg wodnych i węzłem kolejowym na zbiegu niezmiernie ważnych linij. Nowy Brześć powstał zaledwie po r. 1831 z rozkazu cara Mikołaja I, stary zaś częściowo przetrwał w granicach twierdzy, częściowo zniknął. Wysiłki Moskali na nic się nie zdały: miasto przechowywało charakter i tradycje polskie.
Właściwą jednak stolicą — historyczną i duchową jest zawsze Pińsk, miasto liczące 30 000 mieszkańców, zbudowane na połączeniu Piny i Strumienia, na tak zwanem „Zahorodziu“. Pińsk — to stara włość Narymunta Gedyminowicza i Olelkowiczów, a potem — własność dożywotnia Bony Sforza, małżonki Zygmunta I-go, która założyła tu nowe osiedla i kazała ryć kanały odwadniające; wreszcie w naszych czasach miasto stało się głównym rynkiem Polesia i największym w Polsce portem rzecznym, gdzie przy dobrze uregulowanych i umocnionych brzegach stoją statki parowe, bajdaki, duby, barki, łyżwy, dubasy, szuhaleje, obijaniki i zwykłe „duszehubki“, przybywające z różnych zakątków kraju i rozwożące po jego sieci wodnej wszystko, czego ludność hałów, ostrowów i puszcz potrzebuje i co sprzedać może lub musi.
Stąd łatwo jest dostać się statkami lub łodziami do Horodyszcza i kanału Ogińskiego, jeziorem Wyganowskiem — do Słonima, Prypecią i Horyniem — do Dawidgródka, Stochodem — do Lubieszowa, Styrem — do Łucka, kajakiem zaś wszędzie — do każdego niemal zakątka Polesia, gdzie tylko w promieniach słońca lub księżyca jarzy się i lśni smuga burej, mętnej wody, pełnej mułu, rdzy i niezwykłego piękna.
Piękne, porywające są te wycieczki po dzikim, nieznanym jeszcze kraju przyrubieżnym! Ileż wrażeń nowych, spostrzeżeń, odkryć i myśli mogą one dostarczyć amatorom tego sportu i uczonym badaczom! Doprawdy tylko podróż po jakimś kraju egzotycznym mogłaby współzawodniczyć z taką wycieczką wodną po Polesiu! A jakżeż wielkiej propagandy polskiej dokonaćby mogła młodzież nasza wśród nieufnych zawsze Poleszuków, którzy, poznawszy Polaków lepiej i bliżej, oswoiliby się z nimi prędzej i poczuliby się pełnoprawnymi obywatelami Rzeczypospolitej, dbałej o to, aby ludność tego kraju zrozumiała swoje prawa i obowiązki. Wycieczkowicze mają tu do swej dyspozycji przystań szkolną i schronisko. Piękne są w Pińsku kościół o. o. Jezuitów z wieku XVII-go i kolegjum, gdzie się wychowywali błogosławiony Andrzej Bobola i Adam Naruszewicz; katedra, zbudowana przez o. o. Franciszkanów w ostatnich latach w. XIV-go, i niektóre stare gmachy. Tu też mieści się port wojenny i stacja radjowa; miasto posiada muzeum, fabrykę zapałek i dykty, tartaki i inne zakłady przemysłowe.
Niedaleko od Pińska leży Albrechtów, dawna siedziba Poniatowskich. Pałac ich stoi w ruinie, lecz można jeszcze odgadnąć jego dawną wspaniałość i westchnąć nad przeszłością, gdy możni panowie, którzy doszli do tronu polskiego, gościli tu u siebie tak znakomitych cudzoziemców, jak naprzykład — Bacciarellego, Lebruna, Voltaire’a, Monaldiego, Staggów i Sacco; sprowadzali lekarzy, stosujących w swych praktykach elektryczność i szczepienie ospy; naradzali się o rozwoju przemysłu i „pospolitego oświecenia umysłów“.
W okolicy Pińska, nad jeziorem Horodyskiem, pozostały jeszcze resztki klasztoru Benedyktyńskiego i kościół, z fundacji Kopciów wzniesiony w wieku XVII-ym, obok — dzwonica i lekka arkada, łącząca niegdyś Dom Boży z siedzibą zakonnych braci. W w. XVIII-ym kościół przebudowano w stylu barokowym, modnym naogół w Polsce, i ozdobiono wewnątrz bardzo udanemi freskami. W podziemiach leżą kości Benedyktynów. Szwedzi podczas „potopu“ oszczędzili ten kościół, lecz w nowszych czasach żołdacy armji rosyjskiej podczas pierwszej i drugiej rewolucji urządzili w nim stajnię, a ohydnemi napisami zbezcześcili miejsce poświęcone. Wojna r. 1920-go zmiotłaby zapewne z powierzchni ziemi kościół w Horodyszczu, gdyż bombardowano go kilkakrotnie. Od zagłady uratował go cudem oddział flotylli pińskiej, odpędzając czerwoną armję. W pobliżu horodyskiego jeziora zachowały się wioski, gdzie mieszkają oddawna tu przybyli Polacy, którzy jednak wytrwali przy wierze ojców. Do wzgórza horodyskiego tuli się szkoła polska i meteorologiczna stacja. Pięknie wygląda ten zakątek w wieńcu lip, w roztoce jeziornej, nad którą połyskują krzyże i snują się wraz z mgłami wspomnienia o dawnych — dawnych czasach. Nad Horyniem między trzema jego odnogami króluje malowniczy, ożywiony, słynny z pięknych kobiet i starodawnych strojów z wieku XVIII-go, a także ze słodkich śliwek, tanich a dobrych butów juchtowych, z kołatek i zberkadełek dla krów, z handlu dobrem nasieniem, z ryb i z wędrownych fabrykantów lodów — Dawidgródek. Ongiś stolica księstwa udzielnego, ma jeszcze resztki dawnych wałów, fundamentów i wież. Jest to ośrodek Ordynacji Radziwiłłów poleskich, — rezydencją Mankiewicze. — Mieści się w niej rezerwat łosi; wśród myśliwych słynie też ze znakomitych, nigdzie nieprzewyższonych co do obfitości ptactwa, kaczych „sadów“ i tokowisk głuszcowych. Z Pińska można dotrzeć do Dawidgródka Prypecią, statkiem przez uroczysko Nyrcza z pałacykiem myśliwskim Radziwiłłów nad Horyniem. Kajakowcy nie mogliby chyba nigdy zapomnieć tej drogi wodnej i gościnności szkolnego schroniska wycieczkowego w Dawidgródku, gdzie można oglądać znaczny ruch w halach targowych, malowniczą przystań i bulwar nadbrzeżny.
Włodawa, należąca niegdyś do Sanguszków i Leszczyńskich, była ośrodkiem kalwinizmu polskiego i oświaty, szerzonych pod kierownictwem sławnego Andrzeja Węgierskiego i Rafała Buczackiego.
Ludwik Pociej rozpędził zbór i sprowadził tu na początku w. XVIII-go o. o. Paulinów, którzy zbudowali wspaniały kościół i zasłynęli wkrótce swem zbożnem życiem. Zwraca tu też na siebie uwagę interesująca architektonicznie synagoga z wieku XVII-go.
Pod Pińskiem, w Lubieszowie książę Dolski przy samym końcu w. XVII-go ufundował kościół i kolegjum o. o. Pijarów. W tej szkole przez kilka lat przebywał Tadeusz Kościuszko. Kościół popijarski posiada piękną polichromję. Tam też wzniesiono sumptem Czarneckiego klasztor Kapucynów w r. 1769-ym. Przez długie lata pozostawały te wspaniałe fundacje ośrodkami polskości, kultury zachodniej i katolicyzmu, ugruntowanych w samem sercu leśno-bagiennego Polesia, wpośród ciemnych potomków Drewlan. O dawniej wrącem tu życiu świadczy wspaniała brama wjazdowa i o niejednem szepce niejeden stary, zapuszczony park.
Kobryń leży na linji kolejowej Brześć-Baranowicze i Brześć-Pińsk-Mikaszewicze, w malowniczej części rzeki Muchawca. Była to niegdyś ojcowizna Olgierdowiczów, o której wspominają kroniki z wieku XIII-go. Zygmunt I-szy wcielił to miasto do Polski, a po powstaniu Kościuszkowskiem stało się ono własnością Suwarowa. 9000 mieszkańców stanowi ludność miasta. Od r. 1924-go wybudowano tu kilka nowych gmachów rządowych i prywatnych. Przy ul. Traugutta przechowano starannie utrzymany domek dyktatora, a wpobliżu miasta znajduje się Szostakowo, gdzie przyszedł na świat ostatni wódz powstania styczniowego.
Dalej, na wschód od Kobrynia, koło stacji kolejowej Horodec, w swej Hruszowej rezyduje, gospodarzy i tworzy najwybitniejsza pieśniarka Polesia — Marja Rodziewiczówna, sławna autorka „Lata leśnych ludzi“, „Gniazda Białozorów“ i innych.
Niedaleko od Pińska kolej przebiega koło Janowa. Jest to małe miasteczko, wpobliżu którego rozsiadły się w Mołodowie, Porzeczu i innych kluczach familje Skirmunttów, dobrze zasłużonych ojczyźnie i tej ziemi bagiennej. Stuletni kościół posiada piękne wewnętrzne urządzenie i ornaty z pasów słuckich. Na gościńcu stoi tu pomnik, figura błogosławionego Andrzeja Boboli, uczonego Jezuity, „apostoła Pińszczyzny“. Odbudował go p. H. Skirmuntt na miejscu, gdzie kozacy w parę lat po buncie atamana Nebaby, w r. 1657 napadli na żarliwego kapłana i, zadawszy mu straszliwe męki, ścięli. Niezmiernie ważne dokumenty, dotyczące życia i losu szczątków błogosławionego Andrzeja, zostały wywiezione do Holandji przez Jezuitów, uchodzących z Polesia, i złożone w tamtejszych archiwach Bractwa Jezusowego.
Apostół Polesia, o. Jezuita, błogosławiony Andrzej Bobola, urodził się w r. 1591-ym w województwie Sandomierskiem, w szlacheckiej rodzinie, pieczętującej się herbem Leliwa. W Sandomierzu też ukończył szkoły średnie w kolegjum jezuickiem, którego gmach stoi dotychczas na brzegu Wisły. Teologicznym i filozoficznym studjom oddawał się w Wilnie, kolegując między innymi ze sławnym Maciejem Sarbiewskim. 12-go marca 1622 roku otrzymał święcenia kapłańskie, a w trzy lata potem wstąpił do zakonu. 35-letni okres pracy kapłańskiej błogosławionego Andrzeja Boboli przypada na całą Polskę (Płock i Warszawa), lecz w największej części — na jej kresy wschodnie: Nieśwież, Wilno, Bobrujsk i Pińsk, gdzie działał jako kaznodzieja, dyrektor szkół i jako gorący, wybitny misjonarz.
Pomiędzy r. 1647 a 1667-ym wojny moskiewsko-kozackie zagrażały nietylko kresom, lecz przedewszystkiem katolicyzmowi, gdyż około stu kapłanów zginęło w tym krwawym okresie z rąk kozackich. W r. 1657-ym o. Andrzej Bobola pracował jako misjonarz w Pińsku, wyjeżdżając do dalekich wiosek, niepomny na grożące mu niebezpieczeństwo od grasujących w kraju dzikich i okrutnych band kozackich.
Będąc w Janowie 16-go maja 1657 r., odwiedził wioskę Pieredził, aby przygotować ludność do obchodu święta Wniebowstąpienia. Po mszy wpadli tu zbiegowie z Janowa, donosząc o przybyciu oddziału kozaków. Wieśniacy uprosili Błogosławionego, aby ratował się ucieczką, lecz we wsi Mogilno dopadli go kozacy i poddali pierwszym torturom, biczując go i ściskając mu głowę wieńcem z giętkich prętów; wybili zęby, wyrwali mu paznokcie a potem zdarli skórę aż do łokci.
Przywiązanego pomiędzy dwa konie prowadzono do Janowa przyczem w drodze kozacy poganiali go, bodąc spisami i siekąc szablami. W Janowie dowódca podjazdu, posłyszawszy nawoływania męczennika do powrotu schyzmatyków na łono jedynej wiary katolickiej, ciężko zranił go szablą w rękę i nogę, a inny wyłupał mu oko. Wkrótce potem zawleczono go do rzeźni, gdzie zdzierano mu skórę z całego ciała i głowy, aż wreszcie ścięto, skrócając straszne, przez dwie godziny trwające katusze.
Po męczeństwie Błogosławionego Andrzeja ciało jego, wyrzucone na pole przez uchodzących przed polskiem wojskiem kozaków, zostało przewiezione do kościoła w Janowie, gdzie przybrane w kapłańskie szaty leżało dwa tygodnie, nie podlegając żadnym zmianom i gniciu. Wkrótce szczątki męczennika złożono w grobach o. o. Jezuitów w Pińsku. Po 40 latach Błogosławiony Andrzej, zjawił się przełożonemu Jezuitów, o. Marcinowi Gadebskiemu, poczem niezmienione zupełnie zwłoki męczennika pochowano osobno w widocznem miejscu podziemi kościoła o. o. Jezuitów, gdzie przy jego grobie działy się liczne cuda. Po zniesieniu przez Moskali unji i oddaniu kościoła na klasztor prawosławny, trumna ze zwłokami została przewieziona przez Jezuitów do Połocka w r. 1808-ym i ustawiona z czcią w janowskim kościele. W kilka lat potem Błogosławiony Andrzej Bobola zjawił się Dominikaninowi o. Korzeniowskiemu w Wilnie i pocieszył go proroctwem o wskrzeszeniu niepodległej ojczyzny. W Połocku trumna, pomimo wielorakich przejść i wypadków, pozostawała do roku 1922-go, aż zabrali ją do Moskwy bolszewicy. Za wstawiennictwem papieża po długich i żmudnych pertraktacjach przewieziono szczątki apostoła poleskiego do Rzymu. Stąd przysłano do kościoła w Janowie relikwiarz z cząstką kości błogosławionego męczennika.
W powiecie drohiczyńskim we wsi Zaber widoczne są wały i rowy po zburzonym przez Szwedów zamku ks. Wiśniowieckich. Mieścina Motol w tymże powiecie należała do królowej Bony. Ślad po tem pozostał w nazwiskach mieszczańskich Marzan i Palto, co powstało z Marzani i Paltotini — tak się bowiem nazywali sprowadzeni wówczas koloniści włoscy. W pobliskim Mołodowie zachowała się cerkiew, ufundowana przez Woynów z dzwonem lanym w r. 1583. Zniknęły już dwory Bielin i Ludwinowo, w których mieszkała i tworzyła Eliza Orzeszkowa.
W starostwie kossowskiem leży ubogie miasto Różana. Gościł tu król Zygmunt I-szy i Władysław IV-ty z Cecylją Renatą, bywał tu też Stanisław August, podziwiając drogocenne księgozbiory Sapiehów. Tuż godne poznania Lubieszyce; dokonano tu największych w Europie prób osuszenia bagien; jest tu rezerwat bobrów.
Od Różany niedaleko do Mereczowszczyzny, gdzie, dzięki pietyzmowi Pusłowskich, zachowuje się dworek Kościuszków, a w nim — małe muzeum z pamiątkami po wielkim wodzu narodu polskiego.
Nad Jasiołdą Bereza Kartuska. Kazimierz — Lew Sapieha, dyplomata ozdobił ją obwarowanym klasztorem o. o. Kartuzów.
Nad Horyniem Mankiewicze, wspaniała rezydencja ordynata ks. Karola Radziwiłła. Świadectwem trwania tradycji wielkiego nazwiska — wzorowe gospodarstwo rolne i leśne, a także łowieckie, w czem ordynacja pod każdym względem prym trzyma między innemi.
W pobliskim Stolinie przechowano pamięć o walce, którą tu stoczyli partyzanci polescy w r. 1863 z moskiewską piechotą.
Inne miasta i mieściny, małe są, biedne, z trudem dźwigają się po rabunkowej gospodarce rosyjskiej i dwu wszystko niszczących wojnach, posiadają przytłaczającą liczebnie ludność żydowsko-białorusko-ukraińsko-poleszucką, z niewielkim zaledwie, chociaż stopniowo rosnącym odsetkiem Polaków. Wszędzie tam jednak znajdujemy ślady polskich dziejów przez wieki władania tą ziemią i obrony jej przez Rzeczpospolitą. Nawet w dobie niewoli rosyjskiej, wybił się tu na czoło twórczy element polski, zawsze kierowniczy i opiekuńczy w stosunku do poleskiego ludu.
Mimo, że rosyjska polityka niwelacyjna i prawosławie porobiły znaczne wyłomy, — państwowa myśl polska, dążenie do ożywienia tych kresów i związania ich z Rzeczpospolitą wspólnotą zagadnień wywiera już wpływ. Najlepszym tego dowodem jest przebudzony w tym kraju duch polski, z rokiem każdym coraz więcej udzielający się całej innoplemiennej i innowierczej ludności tego kraju.
Nie z uroczyszcz drewlańskich, nie z ostępów leśnych i toni umierających jezior, gdzie dogorywają bogi i duchy pogańskie, lecz ze starych murów zamków, kolegjat i świątyń, wzniesionych rękami Polaków, rzucających tu oświatę, idee wolności obywatelskiej i dorobek kulturalny Zachodu, — płynie gorąca nuta zgody i pobudka do wspólnej pracy dla szczęścia i potęgi wielkiej Ojczyzny.
Na straży dawnych praw Rzeczypospolitej do tego kraju stanęły sławne postacie z cieniem „naczelnika w sukmanie“-Kościuszki, naczele.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Ossendowski.