<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Powojenni |
Wydawca | Wielkopolska Księgarnia Nakładowa Karola Rzepeckiego |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Ludwik Kapela |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Walka była skończona.
Bohaterscy mieszkańcy Ałchalczyka, wespół z góralami, którzy im przyszli w pomoc oraz z pomocą miejscowych Tatarów Azarbejdżańców pogromili watachę napastniczą i dobijali właśnie ostatków. Całe wzgórze pod zamkiem, cała wieś i droga usłane były trupami. Niesłychany zapał obrońców starł się z dziką furją atakujących. Odczuwało się tu nienawiść obopólną i mściwe szaleństwo walki. Za uciekającymi w góry bolszewikami pognali wściekli górale, Gruzini zaś i Tatarzy rzucali się jak tygrysy na pobojowisku, wyszukując ukrytych po sachlach i zakamarkach bolszewików i mordując ich zapamiętale.
Książę Czarawdżadze i Olga stali w bramie zamkowej, oboje na koniach. Patrzyli przez perspektywę na przesmyk górski, skąd oczekiwali powrotu Poboga. Olga miała grozę w źrenicach. Odjęła lunetę od oczów i zawołała zdyszanym głosem.
— To napewno zasadzka na Romana! Za tą watachą z kilkudziesięciu koni mógł popędzić Izmaił lub Wakhtang ze swoimi oddziałami. Poco Roman pognał za nimi?
— Masz rację! — rzekł książę Bagrat. Ta banda tak niespodziewanie zaatakowała Poboga, że wygląda to zastraszająco.
— To Borys, jestem tego pewna! Wśród zabitych pod zamkiem poznałam dwuch z jego czerezwyczajki. Roman zapewne także poznał ludzi Borysa i szukał jego samego. Borys ukrył się a teraz po pogromie wciągnął Romana w zasadzkę. Skrzyknę oddział Hazmata i popędzę na ratunek.
— Niema innej rady! ALe jedźmy razem! Samą ciebie nie puszczę, chociaż jestem pewny, że rotmistrz nie da się, jednakże!
— Jedźmy wuju! Każda chwila droga.
W kilka minut potem książę i Olga otoczeni oddziałem Gruzinów i Tatarów Hazmata pędzili co koń wyskoczy w stronę przesmyku górskiego. Olga jadąc z księciem na czele oddziału, wyprzedziła go znacznie i gnała tak, że śmigły jej wierzchowiec nie dotykał zda się ziemi rzutami kopyt w pełnym cwale. Wpadli w wąwóz wijący się długą szyją pomiędzy stokami gór. Gdy zapuścili się już głęboko doszły ich odgłosy strzałów.
Olga zdwoiła pęd.
Jeszcze kilka szaleńczych skoków i księżniczka dosięgła niewielkiej płaszczyzny, otoczonej ze wszech stron górami. Bystre oczy Olgi objęły obraz jednem spojrzeniem. Nieludzkie wrzaski wycinanych bez litości wrogów uspokoiły ją natychmiast. Oczami szukała Poboga. W tłumie walczących w zamęcie ludzi i koni nie mogła go odnaleźć. Nareszcie ujrzała widok ścinający krew w jej żyłach.
Po drugiej stronie doliny Roman walczył z Borysem.
Olga w śmiertelnej trwodze ścisnęła rewolwer w dłoni i żgnęła konia ostrogami.
Książe Bagrat poskoczył za nią.
Koło uszu Olgi przeleciała z gwizdem kula. Nie uważała na to, że pędzi wprost na pole mordu, nie widziała nic i nikogo, prócz złowrogiej grupy Poboga i Borysa na koniach. Nad głowami walczących migotały stalowe błyskawice szabel. Izmaił i kilkunastu górali osłaniali ich od pobojowiska strzelając z karabinów do ginących wrogów.
Olga podniosła rewolwer do góry, lecz dopędził ją książę Bagrat i chwycił za uzdę jej konia.
— Stój! nie przeszkadzajmy!
— Czyś oszalał! Mam pozwolić aby Borys...
— Ani kroku dalej! Ubliżasz Romanowi! On pomocy nie potrzebuje... patrz! patrz! zaraz go położy.
W tej samej chwili Izmaił krzyknął przeraźliwie.
— Kniażnia w tył, w tył!...
Książe spojrzał i zdrętwiał. Kilku jeźdźców bolszewickich pędziło z boku wprost na nich z podniesionemi szablami.
— W tył! — powtórzył Czarawdżadze i obaj z Izmaiłem otoczyli Olgę. Kilku Gruzinów wyrosło przy nich jak z pod ziemi.
Zaszczękały szable, rozległy się strzały. Olga wypaliła z browninga do pierwszego, który na nią natarł i położyła go na miejscu.
— Otaczaj! Bierz ją! Żywcem! — zawrzasnął z daleka Borys, do swoich, ujrzawszy Olgę i, nagle ryknął nieludzkiem wyciem. Jak zwierz rzucił się na Poboga chcąc przejechać po nim by dotrzeć do Olgi. Ale Pobóg osadził go na miejscu odpierając spokojnie furję jego ataku. Jeszcze kilka gwałtownych ciosów Borysa i krzyk chrapliwy jakiś, rozdzierający, okropny.
Borys zdzielony potężnie w głowę, zwalił się z konia martwy.
Pobóg zwrócił się na napastników atakujących Olgę i księcia i kilku położył pokotem, resztę uciekających wskazał Izmaiłowi.
Olga i książę Bagrat wydali wielki okrzyk tryumfu. Dopadli do Poboga, który podsunął konia do trupa Borysa. Roman spokojny, lekko zdyszany, patrzał na zwłoki strasznego wroga leżącego u nóg wierzchowca.
Pobóg był blady, oczy mu gorzały, usta miał zaciśnięte. Ręka z szablą zwisała jakby bezwładnie.
Księżniczka rzuciła mu się na szyję.
— Rom! Mój! Mój!...
W oczach jej był zapał i łzy szczęścia.
Oderwała się od Romana i spojrzała nienawistnie na trupa Borysa. Twarz miał brzydko wykrzywioną w ostatnim skurczu śmierci.
Olga patrzała na tę twarz o rudym zaroście, na tę okropną i bolesną maskę i czuła, że gdyby nie panowała nad sobą, gdyby dała folgę nienawiści buchającej z jej piersi tedy jeszcze teraz, wpakowałaby kule w rudy łeb zabitego, zanużony w kałuży krwi. Chcąc stłumić w sobie ten dziki objaw podniosła oczy na Romana.
— Zgładziłeś największego wroga. Teraz jesteśmy spokojni.
— Winszuję ci Pobóg! jesteś bohater i nasz zbawca — zawołał książę wyciągając dłoń do Romana.
Ale on podał mu lewą rękę z uśmiechem trochę nienaturalnym. Zwisła prawa dłoń ściskała kurczowo szablę. Książę i Olga spojrzeli błyskawicznie na tę rękę. Cienka nitka krwi płynęła z pod rękawa na stal szabli, krople purpurowe spadały na ziemię.
— Chryste! On ranny! — krzyknęła Olga przeraźliwie.
Książe chwycił ramię Romana i z zaciśniętych palców wyjął broń.
— Czemuż nie mówisz! Bracie! Gdzie on cię zranił, ten zbir?
Pobóg syknął z bólu ale uśmiechnął się blado.
— Nie wiem! Widocznie w ostatniej chwili zaciął mnie w obojczyk. Coś tu boli...
Olga wrzasnęła bezradnie i objęła go w pół a ujrzawszy nadjeżdżającego Hazmata zaczęła go wołać. Była jak w gorączce. Pobóg spojrzał na nią zsunąwszy brwi niecierpliwie.
— Puść mnie, Olga, nie tamuj mi ruchów. Nic mi nie jest!... tylko...
W tem krzyknął na Hazmata grzmiącym głosem w którym był gniew i rozkaz.
— Hazmat! Zajmuj wylot doliny! Zamknij wąwóz! Świadek klęski ujść nie może! Na miejsca!
Szarpnął się naprzód, rękę dźwignął, by wyjąć z za pasa rewolwer. Lecz zbladł jeszcze bardziej, zachwiał się, chciał coś powiedzieć, zabełkotał tylko i upadł na ręce księcia i Olgi. Zemdlał.
Ocknął się jednak prędko, ocucony źródlaną wodą.
Olga wyszarpnęła koszulę ze swoich ramion i opatrzyła na prędce ranę, która była dość głęboka. Ale Roman oparł się stanowczo jej błaganiom by wracał natychmiast do zamku. Przeciwnie, skoczył jeszcze do oddziału. Sam objął dowództwo i czuwał nad zakończeniem pogromu zdradzieckiej watachy Borysa.
Wycięto ją w pień. Gdy wreszcie na polanie górskiej i we wsi Ałchalczyk nie pozostało ani jednego bolszewika, Roman odpoczął w zamku bardzo wyczerpany i goniący resztkami sił. Przy zmianie opatrunku, który wykonywała Olga z Chazmarą, Pobóg zemdlał po raz drugi.
Księżniczka łamała ręce z rozpaczy. Posłany po lekarza do Achalcychu Tatar, nie wrócił, z czego domyślano się, że wpadł w ręce nowej bandy sowieckiej.
Książe Bagrat obawiał się powtórnego napadu. Pobóg spodziewając się również tego samego wydał Izmaiłowi i Hazmatowi odpowiednie rozkazy. Chciał wstać, ale siły go zawiodły. Olga czuwała przy nim robiąjc opatrunki i stosując leki z ziół warzone przez Chazmarę. Książe Bagrat w wielkich salach zamku ulokował rannych, których leczył z pomocą Chazmary i gospodyni zamkowej, Gruzinki, Ketewany. Kobiety, które wróciły z górskich pieczar zajęły się także gorliwie rannymi i uprzątały pobojowisko. Prócz tego Czarawdżadze przez swoich Górali i Azarbejdżańców przygotowywał bezpieczny teren przejścia granicy Małej Azji. Wszystko było gotowe, czekano tylko na Poboga. Straże porozstawiane dokoła czuwały nad Ałchalczykiem. Cenniejsze rzeczy przywiezione na wielbłądach z Tataryjska i bogactwa z zamku Ałchalczyckiego chowano w pieczarach górskich. Wieś pod kierunkiem księcia szykowała się do nowej obrony. Izmaił, Hazmat, Wakhtang, Medżid, wszyscy prześcigali się w spełnianiu rozkazów księcia i Olgi.
Wszyscy robili co mogli aby uwielbiany już przez nich, na równi z księciem „ataman“ jak nazywali Poboga odzyskał siły do dalszej ucieczki. Zarządzający Ałchalczykiem, mężny Wakhtang, gruzin, weteran, przywiązany serdecznie do rodu Czarawdżadżów namawiał i księcia Bagrata do ucieczki z kraju tymczasowej. Ale książę słuchać o tem nie chciał. Pragnął tylko jaknajprędzej ratować Olgę i Romana. Na drugą noc Roman dostał gorączki. Olga, książę i Chazmara siedzieli przy łożu. Gorączka wzmogła się tak bardzo, że chory wpadł w malignę. Olga klęcząc przy łóżku oparła czoło na rozpalonej piersi Romana i zalewała się łzami. Usta księżniczki szeptały modlitwę, sama była jak w gorączce,.
Wtem Pobóg, który mówił coś bez ładu jął powtarzać imię Tereni. W głosie jego Olga usłyszała nutę nieznaną jej dotąd, dziwnie rzewną, która zbudziła w niej uczucie niepokoju. Podniosła głowę i spojrzała na księcia.
— Co on wówi?...
Książe milczał.
— Tereniu! Tereniu! — powtórzył Pobóg.
— Kogo on wzywa?
— Żonę! To jej imię — rzekł książę patrząc na Olgę wymownym wzrokiem.
— Żonę? Skąd wiesz?
— Mówiłem ci, że czytałem adres na kopercie jego listu do żony. Teresa ma na imię.
Olga spojrzała jak błędna. Usta jej skrzywiły się ironją, gniewem, najwyższą złością zazdrosnej kobiety.
— Ten list nie doszedł jej rąk i już nie dojdzie!... poczty zajęte przez Sowiety!...
— Olga! opamiętaj się, Olga!
Książe ścisnął ją mocno za rękę. Ale Gruzinka wybuchnęła.
— Jaki jest jej adres, powiedz, wuju, jaki adres? Muszę wiedzieć, muszę!
— Ola, czyś w obłędzie, poco ci jej adres? Nieprzytomna jesteś, Olga!...
— Jestem przytomna i wiem co robię. Jaki adres jego żony?
Książe wstał. Z wyżyny swej wyniosłej postaci spojrzał na Olgę surowo.
— Adresu jego żony nie powiedziałbym ci nigdy. Wiedz o tem i opamiętaj się! On twoim nie zostanie i ty go nie zatrzymasz! Nie masz prawa!
Księżniczka zaśmiała się dziko.
— Prawem jest mi moja miłość, to najwyższe prawo człowieka.
— Takiem samem prawem rządzi się Roman, kochając swoją żonę. Ciebie Roman nie kocha i powinnaś to odczuwać. Twoja ambicja kobieca, twoja duma, twoje sumienie.
— Dość! Nie jesteś Tejmurazem by prawić morały. Morały nie dla mnie!
— I Roman nie dla ciebie!
— Zobaczymy!
Pobóg poruszył się na pościeli. Olga usłyszała znowu cichy szept imienia, które wzburzyło w niej wszystkie władze duchowe. Jak oszalała wyrwała kindżał z za pasa i rzuciła się na rannego.
Mgnienie oka i... znalazła się w żelaznych objęciach księcia Bagrata. Kindżał wyfrunął z jej rąk i brzęknął daleko na podłodze. Ale na szyi chorego wystąpiła czerwona rysa skaleczenia, zaznaczona kilkoma kroplami krwi.
Olga oprzytomniała. Trzymana silnie przez księcia utkwiła zdumione, pełne grozy oczy w tych kroplach krwi, które wolno, wolno spływały na białe bandaże. Pobóg mętne źrenice skierował na Olgę. Ocknął się jakby pod wpływem bólu. Patrzał na nią przejmująco, badawczo, długo. Olga drżała na całem ciele. Książe wstrząśnięty i przerażony nie puszczał jej z ramion i sam wpatrzył się w oczy Poboga. Oczy te zmieniły się. Jakiś cień ponury zaćmił je na chwilę, potem zamigotała w nich iskierka gniewu, usta skrzywiły się gorzko. Wyraz niechęci rozlał się po całem obliczu chorego. Opadły ciężko powieki, pierś uniosła się westchnieniem.
— On myślał, że to... tamta — jęknęła Olga i zaniosła się łkaniem.
Książe wyprowadził ją z pokoju.
W dwa dni potem, pomimo osłabienia Poboga postanowiono opuścić Ałchalczyk. Czas był już najwyższy. Każda godzina zwłoki groziła zgubą. Gruzja była już w rękach okupantów.
Pobóg odbył podróż przez górskie tajemne przejścia w urządzonej przez Izmaiła lektyce. Ale przed granicą Małej Azji uparł się i dosiadł konia. Granicę przebyli w nocy, prowadzeni przez Górali i Tatarów. Bez żadnych już także przeszkód dotarli wreszcie do Trapezundu. Tam czekali na statek angielski, który był spodziewany lada dzień. Stan Poboga po konnej podróży od granicy do portu pogorszył się znacznie.
Olga nie odstępowała go. Książe Bagrat obawiał się teraz o nich obojga. Księżniczka była cicha, smutna jakby pełna rezygnacji, względem Poboga prawie pokorna. Zgadywała jego myśli, patrzyła mu w oczy z miłością i oddaniem. W Pobogu natomiast książę odczuwał jakąś tępą obojętność na wszystko. W jego wzroku rzucanym na Olgę nie widział dawniejszego płomienia. Pobóg jakby zastygł.
Gdy nadeszła godzina rozstania, gdyż książę za nic nie dał się namówić na opuszczenie Gruzji, Pobóg ożywił się i żegnając księcia serdecznie rzekł do niego.
— Zdaje mi się, że prześniłem ciężki sen... Nie dziwię się tobie, książę, że przekładasz nawet wielkie niebezpieczeństwo w ojczyźnie własnej nad ocalenie swoje wśród obcych. Tejmuraz...
Pobóg umilkł i odwrócił oczy jakby patrząc gdzieś w przestrzeń.
— Co Tejmuraz? — spytał książę.
— Był mi jakby objawieniem. Podobiznę jego przyjaciela, Polaka, który młodość swą poświęcił dla Polski, tak — jak wasz kuzyn Tejmuraz poświęcił swą młodość dla Gruzji wiozę z sobą. Będzie dla mnie talizmanem piękna, siły i zdrowia. On i ty książę byliście jasnym promieniem pośród czarnej nocy, ach jak czarnej! — powtórzył z niewypowiedzianie bolesną nutą w głosie.
— A Olga? — odważył się spytać cicho książę Bagrat.
Pobóg drgnął i spuścił ciężkie powieki na oczy, zasnute głęboką troską.
— Książe nie pytał więcej. Uścisnął Poboga gorąco jak brata.
Ale żegnając Olgę, Czarawdżadze nakreślił krzyż na jej czole i szepnął jej cicho.
— Ola, dziecko, wierzę, że jesteś Gruzinką nie tylko z zapałów krwi.
Księżniczka Czhangirani przyjęła te słowa bez buntu.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |