Poznaj Żyda!/Antysemici polscy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Poznaj Żyda! |
Wydawca | Księgarnia „Kroniki Rodzinnej“ |
Wydanie | trzecie |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Synów St. Niemiry |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Miała i Polska swoich antysemitów.
Przedstawili się nam Żydzi odrazu niekorzystnie, bo jako handlarze niewolników. Z dalekich stron przybywali, z Hiszpanii i Portugalii aby naszych ludzi przetapiać na złoto. Poświadcza Gallus, że już Judyta, żona Władysława Hermana, wykupowała z ich rąk nieszczęśliwych jeńców (1080 — 1085 r.).
Sympatycznym nie mógł być dla nikogo kupiec, handlujący żywym towarem.
I sympatycznym dla starych Polaków nie był także Żyd późniejszy, nadciągający na stałe siedlisko z Czech i Niemiec w wieku XII i XIII, kiedy duchowieństwo polskie, omijając życzliwe dla niego nadania Bolesława Pobożnego (1264 r.), starało się ograniczyć jego swobodę statutami, uchwalonymi pod przewodnictwem kardynała Gwidona, legata papieskiego, na wrocławskiem koncylium (1267 r.). Na lichwę żydowską skarżono się pomiędzy innemi na tym zjeździe, na „przewrotność i nieobyczajność tej nowej plantacyi w organizmie chrześcijańskim.“ Był niewątpliwie Żyd polski w owych czasach także paserem, bo synod łęczycki, odbywający się pod przewodnictwem arcybiskupa gnieźnieńskiego, Jakóba (1285 r.), nakazał mu zwracać zastawione u niego, z kradzieży pochodzące rzeczy.
Miała i Polska średniowieczna swoje pogromy, jak cała Europa. Bito Żydów w całym kraju w r. 1349, bito ich w Poznaniu w r. 1367 i 1399, bito ich w Krakowie w r. 1406. Nie wiele sobie z tych klęsk robili. Wylizawszy się z guzów, prowadzili dalej swoją lichwiarską robotę „obchodząc zręcznie wydane na ich niekorzyść prawa“, co przyznają historycy żydowscy. Jakie procenta brali, poświadczają ustawy, zabraniające im w Małopolsce brać więcej nad 54¼%, a w Wielkopolsce nad 108½. Mało im było tego „drobnego“ procenciku. Po 240% wyciskali z potrzebujących, co stwierdzają akta sądowe.
Pierwszym, znanym u nas agitatorem antysemickim dawnego (średniowiecznego) typu był kanonik wiślicki, ks. Budek. Podburzał lud krakowski z ambony przeciw Żydom (w r. 1407).
Pogromy powtórzyły się w r. 1423, 1477, 1494 i 1499 w Krakowie, w r. 1445 w Bochni, 1445 w Poznaniu, w r. 1499 we Lwowie. Były to jednak pogromy niewinne w porównaniu z pogromami Europy środkowej i zachodniej. Żaden z nich nie obrzydził na całe stulecia Żydom Polski, żaden z nich nie wypędził ich z kraju. Anglicy, Francuzi, Hiszpanie, Portugalczycy i Włosi owych czasów postąpili sobie radykalniej: oddaj gotówkę, coś ją nam zagrabił i won z naszej ziemi! Nasze pogromy były właściwie tylko chwilowymi wybuchami gasnącej szybko zemsty wyzyskiwanego ludu. I dlatego nie oddziaływały na dalszą metę. Co Żyd w nich stracił, odbijał sobie w krótkim czasie.
Na szkodliwość Żydów zwracał około roku 1400 uwagę Paweł z Brudzewa Włodkowicz w swojej rozprawie politycznej p. t. „Tractatus de potestate papae et imperatoris.“ I Jan Ostroróg zdawał sobie w swojem „Monumentum“ dokładnie sprawę z ich wrogiego dla innowierców separatyzmu. Przestrogi Pawła z Brudzewa Włodkowicza powtórzył Stanisław Zaborowski (około r. 1500), podkreślając głównie karygodność lichwy („Tractatus quadrifidus de natura jurium et bonorum regis“).
Król Władysław Jagiełło nie lubił Żydów, bronił chrześcijan przeciw ich chciwości, co poświadcza jego statut warecki z r. 1432.
Drugim naszym agitatorem antysemickim, posługującym się tak samo, jak ks. Budek, do swoich celów amboną, był ks. Stanisław ze Skalbmierza. Słuchał jego kazań Kazimierz Jagiellończyk, ale tylko jednem uchem, drugie bowiem poddawał lichwiarzom Lewkowi i Fiszlowi, w których kieszeni siedział. Potrzebując ciągle pieniędzy, byłby był chrześcijan skrzywdził, potwierdzając podsunięte mu przez Żydów sfałszowane nadanie jakoby Kazimierza W., gdyby nie stanowcze veto Zbigniewa Oleśnickiego. Zmuszony silną wolą i powagą wielkiego męża stanu w sukni kardynalskiej, odwołał w r. 1454 „listy wszystkie na wolności Żydom, w Królestwie naszem mieszkającym, dane“ i zatwierdził statutem nieszawsko-opockim ustawy wareckie.
Jedynym radykalnym pogromcą Żydów w stylu książąt europejskich był u nas Olbracht, który ich z dziedzicznych ziem swoich wypędził (1495 r.), skonfiskowawszy ich dobra. Ale jego następca, Aleksander, otworzył im znów w lat ośm potem bramy Litwy (w r. 1503).
Pod panowaniem Zygmunta Starego sypali Żydzi na prawo i na lewo złotem, usiłując kupić dla siebie swobody. Chciwa na mamonę królowa Bona i jej najbliższe otoczenie, dworzanie polscy i włoscy, brali łapczywie kubany w formie pożyczki, obiecując wstawić się za Żydami u króla. Opierał się temu Jan Choiński, biskup krakowski i kanclerz wielki koronny (ur. 1487 † 1538), przemawiał przeciw Żydom na sejmie piotrkowskim (1538 r.), zarzucił im, że „intrygi ich sięgają aż do tronu“ (Acta Tomiciana), za co go podobno otruto. Umarł nagle podczas sejmu, przy obiedzie, siedząc obok króla.
Na sejmie tym skarżono się na te same zawsze grzechy żydowskie, na lichwę, paserstwo, na pożyczki, udzielane małoletnim i demoralizowanie ludu. I dlatego ustanowiono: „iż zbytnia swawola i wielkość złodziei stąd rozmnożyła się, że złodzieje mają rzeczy kradzionych przedawanie przezpieczne: której złej rzeczy, aby się zabieżało, za radą panów Królestwa naszego i za żądaniem posłów ziemskich skazujemy i skazaliśmy: iż jeśli Żydowie o rzecz skradzioną i do nich przyniesioną zastępcę stawić nie będą mogli albo nie chcieli, do sądu o to pozwani, karaniem szubienice, jako ci, którzy są uczestnicy złodziejstwa, niech będą karani.“
Ograniczono także na sejmie piotrkowskim handel żydowski po raz dziesiąty czy setny. Postanowienia te jednak zostały martwą literą, Żydzi bowiem umieli je obejść i robili, co im się podobało, z czego cieszą się z drwiącym uśmiechem na ustach współcześni pisarze polscy pochodzenia żydowskiego (Bałaban, Schipper).
Najskuteczniejszą bronią, jaką wojowali, były niewątpliwie pieniądze. Zawsze znalazł się jakiś lekkomyślny, nieuczciwy, złota łaknący dygnitarz albo urzędnik nietylko u nas, lecz w całym świecie chrześcijańskim, któremu suty kuban odejmował wzrok i słuch, iż nie widział, nie słyszał, nie chciał widzieć, słyszeć, co się dokoła niego działo.
Pierwszy Stanisław Orzechowski zwrócił u nas w tonie bardzo stanowczym, wyraźnym uwagę na zakulisową grę sprytu żydowskiego w memoryale („Respublica Polona proceribus Polonis in conventu generali A. d. 1543 Cracoviae congregatis salutem), złożonym sejmowi w r. 1543. Plagą nazwał nadania księcia kaliskiego Bolesława, przedajnych sędziów i urzędników gromił, do ograniczenia przywilejów żydowskich wzywał.
Przyłuski nie oszczędzał Żydów w statucie z r. 1553 i żądał, aby wszystkie prawa, ustanowione przeciw nim w Rzymie, zastosowano także w Polsce.
Mikołaj Rej z Nagłowic nawoływał do radykalnego pogromu, kiedy mówił: lepiej, żeby wszyscy chrześcijanie wyplenili Żydów, niż siebie przez nich wyplenić pozwolili (1557).
Sebastyan Klonowicz schłostał Żydów poematem p. t. „Victoria deorum.“ Znał ich dobrze, był bowiem ich sędzią w Lublinie. Mówi o nich: „Żyd lichwą ciąży wielkim miastom, dziwnemi siły dobija się podłego zysku, przedaje wszystko, handluje wodą, handluje powietrzem, handluje pokojem, frymarczy przedajnem prawem. A wszędzie, gdzie się z handlem wciśnie, przymili się panującym, aby zarzucić sieci zwykłego sobie obłowu; szarpią go i obdzierają urzędnicy, ale on ich nawzajem, bo nikt, celnik nawet, nie ustrzeże się jego fortelów — tak wszystkich nagle oślepić może złoto.“
Pierwsza to w literaturze polskiej dobra, z głębi psychy żydowskiej wyłowiona sylwetka kupca żydowskiego.
Nie kochali Żydów: Przecław Mojecki („Okrucieństwo Żydowskie“ 1598), Sebastyan Miczyski („Zwierciadło Korony Polskiej“ 1618 r.), Piotr Skarga Pawęski („Żywoty Świętych“), lekarz Sleczkowski („Jasny dowód o doktorach żydowskich i t. d.“ 1649). Gromousty kaznodzieja i patryota, Skarga, pisze o nich: „Lichwę w chrześcijany wmawiają, panów, rozmaite im zyski na arendach, mytach, karczmach, gorzałkach obiecując, okrucieństwa z ucisku nad poddanymi uczą, stan kupiecki psują, czeladź chrześcijańską chowając, od Chrystusa je odwodzą, i niewiasty chrześcijańskie, które im służą, brzemienne czynią na wzgardę wielką krwie chrześcijańskiej.“
„Nie szukajcie w prawach surowości przeciwko Żydom, ale pilnować należy, aby nie byli w mocy nas obdzierać,“ mówiło poselstwo kozackie do króla Jana Kazimierza. Skarga ta tłumaczy nienawiść Kozaków do Żydów i pogromy ich w czasie wojen kozackich. Nawet historyk żydowski, Grätz, zacięty, nieprzejednany wróg chrześcijan, nie pochwala ówczesnych Żydów polskich. „Odeszła od nich rzetelność i prawość — mówi w swojej „Historyi Żydów“ — jak opuściła ich prostota i zmysł prawdy. W oszukaństwie i przebiegłości znajdywali rozkosz, niby zwycięską radość. Uczyli szlachtę polską, jak upokarzać, męczyć i poniewierać gruntownie Kozaków, narzucali się im za sędziów i mieszali się do ich praw kościelnych.“
Wiadomo, że się wojna kozacka zaczęła od pogromu Żydów. Po barbarzyńsku mścił się na nich Bohdan Chmielnicki.
Gromił ich także bez litości Stefan Czarniecki za szpiegostwo w służbie Szwedów. Musieli być szpiegami, kiedy kancelarya królewska wydała rozporządzenie, zabraniające Żydom opuszczać granic swoich siedzib, „żeby do nieprzyjaciela nie były wiadomości donoszone.“ Zdawało im się prawdopodobnie, że Polska runie pod ciężarem miecza szwedzkiego, więc, zwyczajem swoim, chcieli się w ten sposób wkraść w łaski nowego władcy, nowego mocniejszego.
Eksperyment ten powtarzali, jak wiadomo, później jeszcze kilka razy, — podczas rozbiorów Polski, podczas wojen napoleońskich, w czasie powstań, chyląc się zawsze ku stronie silniejszej w danej chwili. Niezwykły talent szpiegowski okazali także w ostatniej rewolucyi rosyjsko-polskiej (w r. 1905), działając równocześnie na dwie strony, jako tajni agenci władzy i rewolucyonistów, jako szpiedzy i prowokatorowie (Azewy, Hartingi i t. d.).
Bardzo dużo pisano u nas przeciw Żydom za czasów Stanisława Augusta. Z wyjątkiem Mateusza Butrymowicza, Jacka Jezierskiego, a głównie Tadeusza Czackiego, żarliwego mecenasa Judy, zwróciły się wszystkie głosy przeciwko nim. Bronił ich także jakiś Anonim, pod którego maską domyślano się prymasa Michała Poniatowskiego, brata króla. Być może, Poniatowscy bowiem nie mieli wstrętu do Żydów. Stanisław Poniatowski, ojciec króla, trzymał chętnie Żydów do chrztu, ten sam sport lubił Stanisław August, nobilitujący nadto Żydów na prawo i na lewo (za gotówkę, oczywiście, którą brał, skąd się dało); tak samo zabawiał się chrzceniem Żydów syn króla, hr. Stanisław Grabowski, minister (nadawał swoim chrześniakom swoje nazwisko).
Jednego tylko podszczuwacza żydowskiego wydali Żydzi polscy z pomiędzy siebie. Był nim Józef Frank, twórca i dożywotni naczelnik sekty frankistów. Mszcząc się za nienawiść rabinitów, za ich prześladowanie, denuncyował ich do władzy kościelnej i świeckiej, jako „morderców dzieci chrześcijańskich“, odświeżając średniowieczną skargę na mord rytualny (w r. 1761).
Nieliczną gromadkę antysemitów polskich czasów dawniejszych zamyka Staszyc. Mówi on („O przyczynach szkodliwości Żydów“, 1816 r.): „Żydzi byli zarazą wewnątrz, zarazą ciągle polityczne ciało słabiącą i nędzniącą. Chociażby nawet to ciało nie było podzielone, chociażby nawet po podziale znowu zjednoczone zostało, przecież z tą wewnętrzną skazą nigdy nie może nabrać właściwych sobie sił, ani czerstwości; musi na zawsze być tylko słabe, wynędzniałe i nikczemne.“
Antysemityzm polski nie różnił się w ogólnych zarysach od antysemityzmu europejskiego wogóle. Z tego samego źródła tryskał. Lichwa, bezwzględny wyzysk, paserstwo, megalomania („wynoszą się ponad innych“) były jego twórcami. Jak w reszcie Europy, podkreślano i u nas głównie ekonomiczną szkodliwość Żydów, broniono za pomocą ustaw dóbr materyalnych ludności rdzennej, przeciw chciwości przybyszów. I jak wszędzie, tak skręcali także u nas sami Żydzi drapieżnością swoją i niemądrą taktyką bicz na siebie.
Różnił się jednak nasz antysemityzm od ogólnoeuropejskiego w wykonaniu. W rozruchach antysemickich w Hiszpanii, Francyi, Anglii, Włoszech, Niemczech brali czynny udział: cesarze, królowie, książęta, możni, panowie duchowni i świeccy, kondotierowie, magistraty miast. U nas, przeciwnie, zasłaniali monarchowie i możnowładcy dużą ręką swoją Żydów przeciw gniewowi ludu, od Bolesława Pobożnego począwszy, aż do Stanisława Augusta. W Europie środkowej i zachodniej załatwiano się z niewygodnymi przybyszami radykalnie: wypędzano ich raz na zawsze, skonfiskowawszy ich mienie. U nas zdobył się tylko jedyny król Olbracht na tego rodzaju oczyszczenie swoich ziem dziedzicznych z niepożądanego żywiołu i to bez skutku, już bowiem po latach ośmiu pozwolił Aleksander wrócić banitom na Litwę.
Za miękką, za dobrotliwą, za mało wytrwałą jest rasa polska, niezdolną do bezlitosnych gwałtów i roboty celowej, systematycznej. Wywąchali to Żydzi swoim sprytem bardzo prędko, zmiarkowali bezsilność wrogich dla nich ustaw i dlatego ukochali nas tak „serdecznie,“ iż przylgnęli do nas, jak wierzą, na zawsze. Dobrze było im u nas, tak dobrze, jak w eksilarchatach; rządzili się swojem prawem i swoim obyczajem, — byli u siebie, kontrolowani rzadko. Sporadyczne, drobne pogromy nie przerażały ich, nie zniechęcały. Przywykli do innych, krwawszych klęsk w Europie, do gromadnych rzezi i banicyi na całe wieki... Poturbowani u nas od czasu do czasu tu i owdzie, otrząsali się szybko z przebytego strachu i wracali do swojego rzemiosła — do wyzysku i lichwy.
I jeszcze pod jednym względem różnił się nasz antysemityzm od ogólno-europejskiego. Hiszpanie, Francuzi, Włosi, Anglicy, Niemcy znali psychologię Żyda lepiej od nas. Do spojrzenia w głębie psychy żydowskiej pomogli im z początku antysemici wychrzceni, odsłaniając ukrywane starannie przed oczami gojów tajemnice Talmudu i innych ksiąg żydowskich. Potem, gdy humanizm nauczył się po hebrajsku i zaczął badać pilnie literaturę „narodu wybranego“ (głównie w Niemczech), radzili sobie goje sami. Całą bibliotekę żydowską zbudowała sobie Europa, zbadała gruntownie psychologię Żyda. U nas tego nie było i dlatego jest nam psychologia Żyda dotąd obcą, chociaż ocieramy się o niego ciągle.
Znalazły się wprawdzie i u nas oczy dalekopatrzące, jak Orzechowskiego, Reja, Klonowicza, ale tych oczu było niewiele. Znaleźli się wprawdzie i u nas znawcy psychy żydowskiej, ale była to więcej znajomość odczuta, instynktowna, wyrażająca się aforyzmami, niż znajomość, oparta o głębsze studya. Skąpe te zresztą „aforyzmy“ nie mogły oddziaływać na szersze masy, które ich nie znały.
Nawet taki margr. Aleksander Wielopolski, umysł skądinąd jasny, trzeźwy, ogarniający łatwo sytuacyę swojej chwili, nie znał Żyda, nie wnikał w jego duszę i dlatego „ubrał“ nas w asymilacyę żydowską, która oślepiła społeczeństwo polskie na lat kilkadziesiąt. Gdyby bowiem był się wczuł w psychę żydowską, oparty o dokumenty historyczne, byłby wiedział, że asymilacya była, jest i zostanie utopią. Dlaczego? Poprostu dlatego, że jej Żyd nie chce i chcieć nigdy nie będzie.
Ostatnie pięćdziesięciolecie wydało w Polsce tylko dwóch zdeklarowanych antysemitów: Jana Jeleńskiego i Teodora Jeske-Choińskiego (od r. 1882). Pierwszy, utalentowany publicysta, był typem antysemity „instynktowego“. Odczuwał on doskonale Żyda, widział jego szkodliwość społeczną i ekonomiczną, na którą zwracał głównie uwagę. On to, praktyczny, trzeźwy, jest twórcą sklepów chrześcijańskich — ojcem naszego dzisiejszego ruchu spółdzielczego, za co należy mu się trwała, wdzięczna pamięć narodu. — Drugi dopełniał pierwszego, jako teoretyk kierunku.
Za ten antysemityzm byli obaj przez „oświeconą, postępową Polskę“, obałamuconą przez doktrynę asymilacyjną, bojkotowani lat dwadzieścia kilka, byli: wstecznikami, obskurantami, głupcami, idyotami, czarną sotnią i t. d. Byli wstecznikami i obskurantami dla tych nawet, którzy wypisali dziś ich „wstecznictwo“ wielkiemi, jaskrawemi literami na swoich sztandarach politycznych.
Szkoda, że się Jeleński nie doczekał tego tryumfu... Zabity nadmierną pracą i tą ciągłą szarpaniną, tem targaniem nerwów publicysty, zmuszonego borykać się bezustannie z całą sforą zajadłych przeciwników, umarł (1909 r.), w sile wieku.
Całe „wstecznictwo“ tych dwóch antysemitów polegało na tem, że wyprzedzili chwilę obecną o lat dwadzieścia kilka, że widzieli wcześniej to, co dziś wszyscy widzą[1].
Potrzeba było dopiero najazdu „litwaków“ na Warszawę i arogancyi Żydów podczas ostatnich wyborów do Dumy petersburskiej (1912 r.), aby się prawie całe społeczeństwo polskie ocknęło, aby się prawie wszyscy stali: „wstecznikami“, „obskurantami i t. d.“ Obucha, uderzającego w łeb, było potrzeba do otworzenia oczu przeciętnemu Polakowi.
Na czele ostatniego ruchu antysemickiego stanął Roman Dmowski.
- ↑ Piszę sobie sam tę „reklamę“, jest to bowiem jedyna moja satysfakcya za dwadzieścia kilka lat bojkotu przez Żydów i różnych szabesgojów. (Przyp. aut.)