Rymond/Akt I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rymond |
Rozdział | Akt I |
Pochodzenie | Dzieła Aleksandra Fredry tom VI |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1880 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały tom VI |
Indeks stron |
Boże wojny! Boże męstwa!
Opiekuńczy duchu Litwy!
Użycz, użycz nam zwycięstwa
W dniu najświętszéj ludom bitwy
Za swą wiarę, za kraj swój.
Za wiarę, za kraj
Zwycięstwo nam daj!
Broń nas broń.
Wiedź nas w bój!
A pień miłych tobie drzew
Suto zleje wrogów krew.
A ucześci święty gaj...
Woń i kwiat.
I krwi zdrój.
Broń nas broń.
Wiedź nas w bój.
Za wiarę, za kraj
Zwycięstwo nam daj,
A pień miłych tobie drzew
Suto zleje wrogów krew.
Potężnéj Litwy dzielni Wodzowie,
Słudzy Bogów, ludu Ojcowie!
Zakon Krzyżacki, zdradzieckie plemie,
Na pradziadów naszych ziemie
Świętokradzką stawia nogę
I znowu ciska
W nasze siedliska
Mord i pożogę.
Uderzcie w tarcze i bojowy róg,
Niech odgłosem zagrzmią bory, skały,
Zagrzmi kraj cały.
Niech Litwin zbrojny
Staje do wojny.
W Litwie Litwy wróg!
Do broni bracia do broni!
Do broni do koni!
Pogoń w górę, kopja w dół,
Pierś do piersi jakby skuł.
Wichrem wpadniem na Krzyżaki
Krwią zalejem obce szlaki,
Kto za własne walczy progi
Przy tym szczęście, za tym Bogi.
Daremnie zemsty zapałem
Chcę zapełnić serce moje,
Miłości ujęty szałem
W jéj okowach drżący stoję.
Ta w niewoli u mnie
Któréj ja dziś jeńcem,
Odpowiada dumnie,
Gardzi moim wieńcem.
Ach wyrzec się ciebie
Zofjo, bóstwo moje
Mało siły mam,
Lecz za miłość twoje
Z rozkoszą w potrzebie
Własną wolność dam.
Do broni bracia do broni!
Do broni do koni!
Pogoń w górę, kopja w dół,
Pierś do piersi jakby skuł.
Wichrem wpadniem na Krzyżaki
Krwią zalejem obce szlaki,
Kto za własne walczy progi
Przy tym szczęście, za tym Bogi.
Wstrzymaj się książe! Nim bojowe znamie
Rozwinie twe potężne ramie,
Bogi każą słuchać wprzódy
Słowa pokoju i zgody.
Hufiec Zakonników Krzyża
W te strony się zbliża.
Mir z Zakonem, piorun właśnie
Który w chmurze niby gaśnie,
Ale w istocie
Rośnie w ciemnocie
Póki z czarnych szat
Nie uderzy w świat.
Idź Trójnacie, tu cię czekam,
Ale nie składaj oręża
Póki w zanadrzu mięć będę
Zakonnego węża.
Wodzowie litewscy, Krzyżaki.
Księciu i Panu litewskiego tronu
Bernhard de Szwenden wielki Mistrz Zakonu
Przez moje usta pozdrowienie składa.
Niezwyciężonym zastępem on włada
Ale w chrześcijańskiéj pokorze
Nim wystąpi do boju,
Chce przebaczyć co przebaczyć może
I żąda pokoju.
Pozdrawiaj tego z kim jesteś w przyjaźni,
Przebaczaj winie i bojaźni.
Nie wstępuj do boju
Gdy żądasz pokoju.
Cóż chcesz jeszcze? prędko z mową,
Przykre jest uszom najezdnika słowo.
Mowca kornego Zakonu
Z pokorą obelgę znoszę,
Ale nie chcę widzieć tronu
Kiedy ludziom prawdę głoszę.
Mowca kornego Zakonu
Niech pamięta w swéj pokorze,
Że tu nie chcąc widzieć tronu
Miecz litewski zoczyć może.
Zmazałeś Rymondzie chrzest z twojego czoła.
A tak... Chrzest z mojego czoła.
Wyrzekłeś się wiary i wiernych kościoła.
Wiary i wiernych kościoła.
Zdeptałeś ślub święty którym Zakon wiąże.
Święty którym Zakon wiąże.
Z mnicha pogańskie Książe.
Z mnicha pogańskie Książe.
Wstrzymujesz brankę ze krwi książęcéj.
Stój Zuchwały! ani słowa więcéj.
Ha już dosyć, już za wiele!
Cierpliwością go ośmielę.
Hańbą dla mnie dalsza mowa
Z wrogiem więcéj ani słowa.
Górę bierze słuszny gniew,
Dziś rozstrzygnąć musi krew.
Próżna, próżna ta rozmowa,
Groźne, groźne obu słowa.
Przed znakiem Krzyża ugnij kolana,
Uznaj jednego Boga i Pana,
Litwę w opiekę oddaj Zakonu
Albo Mnichu ustąp z tronu.
Masz poselstwa cel prawdziwy,
Lecz nim zagrzmi hasło bitwy
Zakon korny i cierpliwy...
Lecz cierpliwszy książe Litwy,
Kiedy dotąd za tę mowę
Masz na karku jeszcze głowę.
Ha już dosyć, już za wiele!
Cierpliwością go ośmielę.
Hańba dla mnie dalsza mowa
Z wrogiem więcéj ani słowa.
Górę bierze słuszny gniew,
Dziś rozstrzygnąć musi krew.
Próżna, próżna ta rozmowa
Groźne, groźne obu słowa.
Wojny zatém chcecie?
Wojny.
Wojny, wojny.
Wojnę mieć będziecie.
Litwin zawsze zbrojny
Nie lęka się wojny,
Napady odpiéra,
Lub wolnym umiéra.
Zakon zawsze zbrojny
Nie leka się wojny,
Kto mu się opiéra
Służy lub umiéra.
Pozwól Panie...
Ten głos!...
Przyjaciela.
Witenes! O dniu wesela!
Tu, tu, w objęcia moje,
Tu na mém sercu zajmij miejsce swoje.
O Książe mój drogi,
Dobroczyńco, ojcze.
Tak, sercem ojca myślałem o tobie,
Lecz jakiż los srogi
Stawia cię w téj dobie
W nieprzyjaciół rzędzie?
Jako rozjemca przybyłem tu z niémi
By pokój zjednać méj rodzinnéj ziemi,
Ale ty Panie...
Wstrzymaj się w zapędzie,
Rymond Witena był godnym i będzie,
Gdy Dowmund berło uchwycił morderca,
Krew mego ojca a z nią Litwa cała,
Przez mur klasztorny do mojego serca
O zemstę wołała.
Miałem walczyć z własnym wrogiem
I z pogańskim Bogiem.
Pierwszegom wkrótce dokonał:
Dowmund pod mą nogą skonał.
Drugie puściłeś z pamięci...
Bóg widzi niezmienne chęci...
Ale naród niedowierza
Błogosławieństwu ręki, co uderza.
Szuka nauki w uczonych przykładzie,
A Zakon Krzyża jak sromotny kładzie.
Jego łupiestwa bez miary
Pod zasłoną świętéj wiary
Zmusiły niegdyś Mendoga
Wyrzec się prawego Boga.
I dziś nienawiść sieją do téj sprawy
W któréj obronie podnosi miecz krwawy,
A naród bluźni, naród niedowierza
Błogosławieństwu ręki, co uderza.
Wierzę ci Panie, lecz gdy Twe zamiary
Dążą drogą świętéj wiary,
Czemuż księżniczka Zofja Mazowiecka,
Którą porwała przemoc Dowmunda zdradziecka,
Do ojczystych nie wraca stron?
Z nią podzielę litewski tron.
A twojeż śluby zakonne?
I Kazimierza dla polskiego tronu
Nie były dozgonne.
Kochasz ją Panie?
Ojczyznę jedynie
Więcéj kochać mogę.
Jeszcze jedno pytanie
Pozwól niech uczynię.
Ona — kocha cię wzajemnie?
(na stronie) Serce stygnie we mnie.
Czy mnie kocha?
Truchleję.
Niestety! Chcę mieć nadzieję.
Jak gałązką zmienna fala
Tak nadzieja mną kołysze,
To przybliża, to oddala,
Serca w sobie już nie słyszę.
Chcę pewności a truchleję
Czy zachowam i nadzieję.
O Witenie! Ty co siebie
Zwałeś zawsze moim synem,
Dziś mi odpłać jednym czynem
Wszystko com zrobił dla ciebie,
Nieś Zofji me błaganie,
Mojéj miłości wyznanie.
Ja Zofji mam nieść Panie
Twojéj miłości wyznanie?
Niech przyjmie rękę i tron
Da mi życie...
A mnie zgon.
Przez cię pozna moję duszę
Całą siłę méj miłości,
Pozna walkę i katusze,
Ach godne są jéj litości!
Ale na cóż srodze,
Srodze i daremnie
Sam siebie uwodzę?...
Nie kocha wzajemnie.
Ach dlaczegóż milczyć muszę,
Nie wyjawiać méj miłości.
Gdyby spojrzał w moję duszę,
Nie odmówiłby litości.
Ale na cóż srodze,
Srodze i daremnie
Sam siebie uwodzę?...
Kocha go wzajemnie.
Czarny Litwy las a czyste jeziora,
Nad jeziorem wonny kwiat,
Piękny u nas Maj, piękna mroźna pora,
Drugiéj Litwy nie ma świat.
Kogo z obcych stron, los do nas zarzuci,
Nie długo się smuci.
Milszy Litwy kraj, sam wkrótce to przyzna,
Niż własna ojczyzna.
Cicho i powoli Wisła nurty toczy,
Kiedyż ja w niéj ujrzę, łzawe moje oczy?!
Nie żal mi bogactwa, nie żal mi korony,
Milszy nadwiślański murawnik zielony.
Milszy mi tam księżyc niż gdzie w innéj stronie,
Bom go z méj kolebki chciała ująć w dłonie.
Milsze mi tam kwiatki niż na całéj ziemi,
Bom ojca i matkę ubierała niemi.
Wisło moja, Wisło, gdzież się twój nurt toczy...
Kiedyż w tobie ujrzę łzawe moje oczy.
Dzielna nasza młodź od Ponarskich gór,
Oszczep w ręku, nóż przy boku,
Czy to Krzyżak zbój, czy najdzikszy tur,
Nie ustąpi ani kroku.
Z obcych dziewic ta, z którą Litwin wróci,
Niedługo się smuci.
Milsza Litwa z nim, sama wkrótce przyzna,
Niż własna ojczyzna.
Biała gwiazdo moja, perełko wieczorów,
Gdy cicho wypłyniesz z nad litewskich borów,
Głaśnij tam światełkiem mazowieckie pola,
Powiedz braciom moim, gdzie moja niewola.
Powiedz na ustroniu i jeszcze jednemu
Niech wypuści wodze rumakowi swemu;
Niech przez lasy pędzi, niech przez rzeki płynie,
Niech dla mnie i ze mną żyje albo ginie.
Powiedz gwiazdo biała, perełko wieczorów,
Żeś łzę moję wzięła w mgle litewskich borów,
Że ją spuszczasz z rosą w mazowieckie pola,
By bracia wiedzieli gdzie moja niewola.
Jest tu, widziałam, przybył z Krzyżakami.
Jest tu! Witenes! przeczucie nie mami,
Przybył, zwyciężył te hordy pogańskie.
(klękając) Tobie najprzód niech złożę
Dzięki o mój Boże.
Ujrzę rodzinę, niwy nadwiślańskie,
Jestem już wolną, wolną z jego ręki.
O Boże, mój dobry Boże,
Stokrotne składam ci dzięki.
Ach pozwól Pani... Jeszcze w ręku Boga...
Cicho cicho moja droga,
Nie przerywaj szczęścia tyle;
Mnie Niebo stoi otworem,
Ja z Aniołów śpiewam chórem
Wdzięczność Bogu za tę chwilę.
Ale gdzież jest?... Nie zna tych stron...
Idź.... spiesz... cicho!... Ach to on!
O Zofjo |
ja przy tobie. |
Czytam w oku jakby w Niebie.
Słucham głosu jak w téj dobie,
Kiedy rzekłaś |
kocham Ciebie. |
Ach sam nie wiem |
Sen czy jaw. |
Jeśli sen niechże trwa
Póki trwać życie ma;
Miły błędzie ty nas zbaw.
Tobie Witenie zwyciężco tyrana,
Więcéj jak życie, winnam wolność moję.
Wraca niestety myśl czuciem zbłąkana,
Milczeć i mówić zarówno się boję.
Ach! Czemuż oko odwracasz odemnie?
O Zofjo droga, nie zwodź mnie daremnie...
Jeszcze nie koniec naszej smutnej doli...
Jam nie zwyciężył, ty jesteś w niewoli...
Książe o rękę błaga cię przezemnie.
Ja, ja w niewoli, a ty broń masz w dłoni?
I wstyd nie kryje twéj bezczelnéj skroni?
I głos twój jeszcze wrogom się pożycza..
Precz zdrajco podły z mojego oblicza.
O żałości! O boleści!
Serce moje cię nie zmieści.
Tak kochałam niekochana, | ||
Nie kochała tak kochana, |
Bo ta miłość jest udana,
Kto ukocha lepiéj zna.
Ale z własnéj cnoty hardy
Umysł mój nie wzniesie wzgardy,
Zginę, zginę ale w sobie
Zamknę czucie jakby w grobie.
Grób nie wyda co raz ma.
Albrycht, Krzyżacy.
Chwile uchodzą — czekamy cię Panie.
O wielkie Nieba jakieżto rozstanie.
Już sztandar Krzyża powiéwa,
Już do boju wiernych wzywa.
Odchodzisz z niemi? i przeciw pogoni
Podnosisz dłoń bratnią.
Z litewskiéj braterskiéj broni
Odbiorę dzisiaj usługę ostatnią.
Zdrajca!
Witenie!
Wracam z Krzyżakami.
Ty z nią podziel serce, tron...
Bądź ojcem Litwy i wspomnij czasami
Moję przyjaźń i mój zgon.
Jaki bądź powód ze mną cię rozdziela,
W tak okropnym duszy stanie
Oko nad tobą i broń przyjaciela
Czuwać nie przestanie.
Już sztandar Krzyża
Z wiatrem powiéwa.
Chwila się zbliża,
Chwila szczęśliwa.
Daléj za sławę,
Za świętą sprawę
Bierzmy, bierzmy |
w dłoń |
Prawowiernych broń.
Już sztandar Krzyża
Z wiatrem powiéwa.
Chwila się zbliża,
Chwila szczęśliwa.
Kiedy w to prawe
Lecz serce krwawe,
Własnych braci dłoń
Zwróci swoją broń.
Już sztandar Krzyża
Z dala wyzywa,
Chwila się zbliża,
Chwila szczęśliwa.
Daléj za sławę,
Za kraju sprawę
Bierzmy, bierzmy w dłoń
Ojców naszych broń.