Rymond/całość
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Rymond | |
Pochodzenie | Dzieła Aleksandra Fredry tom VI | |
Wydawca | Gebethner i Wolff | |
Data wyd. | 1880 | |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tom VI | |
| ||
Indeks stron |
KRYWE Krywejto.
WITENES.
ALBRYCHT z Misnii, komtur krzyżacki.
ZOFJA, księżniczka Mazowiecka.
KLARA, poufna Zofji.
HELA, cyganka.
TRÓJNAT, wódz Litewski.
Rok 1283.
Boże wojny! Boże męstwa!
Opiekuńczy duchu Litwy!
Użycz, użycz nam zwycięstwa
W dniu najświętszéj ludom bitwy
Za swą wiarę, za kraj swój.
Za wiarę, za kraj
Zwycięstwo nam daj!
Broń nas broń.
Wiedź nas w bój!
A pień miłych tobie drzew
Suto zleje wrogów krew.
A ucześci święty gaj...
Woń i kwiat.
I krwi zdrój.
Broń nas broń.
Wiedź nas w bój.
Za wiarę, za kraj
Zwycięstwo nam daj,
A pień miłych tobie drzew
Suto zleje wrogów krew.
Potężnéj Litwy dzielni Wodzowie,
Słudzy Bogów, ludu Ojcowie!
Zakon Krzyżacki, zdradzieckie plemie,
Na pradziadów naszych ziemie
Świętokradzką stawia nogę
I znowu ciska
W nasze siedliska
Mord i pożogę.
Uderzcie w tarcze i bojowy róg,
Niech odgłosem zagrzmią bory, skały,
Zagrzmi kraj cały.
Niech Litwin zbrojny
Staje do wojny.
W Litwie Litwy wróg!
Do broni bracia do broni!
Do broni do koni!
Pogoń w górę, kopja w dół,
Pierś do piersi jakby skuł.
Wichrem wpadniem na Krzyżaki
Krwią zalejem obce szlaki,
Kto za własne walczy progi
Przy tym szczęście, za tym Bogi.
Daremnie zemsty zapałem
Chcę zapełnić serce moje,
Miłości ujęty szałem
W jéj okowach drżący stoję.
Ta w niewoli u mnie
Któréj ja dziś jeńcem,
Odpowiada dumnie,
Gardzi moim wieńcem.
Ach wyrzec się ciebie
Zofjo, bóstwo moje
Mało siły mam,
Lecz za miłość twoje
Z rozkoszą w potrzebie
Własną wolność dam.
Do broni bracia do broni!
Do broni do koni!
Pogoń w górę, kopja w dół,
Pierś do piersi jakby skuł.
Wichrem wpadniem na Krzyżaki
Krwią zalejem obce szlaki,
Kto za własne walczy progi
Przy tym szczęście, za tym Bogi.
Wstrzymaj się książe! Nim bojowe znamie
Rozwinie twe potężne ramie,
Bogi każą słuchać wprzódy
Słowa pokoju i zgody.
Hufiec Zakonników Krzyża
W te strony się zbliża.
Mir z Zakonem, piorun właśnie
Który w chmurze niby gaśnie,
Ale w istocie
Rośnie w ciemnocie
Póki z czarnych szat
Nie uderzy w świat.
Idź Trójnacie, tu cię czekam,
Ale nie składaj oręża
Póki w zanadrzu mięć będę
Zakonnego węża.
Wodzowie litewscy, Krzyżaki.
Księciu i Panu litewskiego tronu
Bernhard de Szwenden wielki Mistrz Zakonu
Przez moje usta pozdrowienie składa.
Niezwyciężonym zastępem on włada
Ale w chrześcijańskiéj pokorze
Nim wystąpi do boju,
Chce przebaczyć co przebaczyć może
I żąda pokoju.
Pozdrawiaj tego z kim jesteś w przyjaźni,
Przebaczaj winie i bojaźni.
Nie wstępuj do boju
Gdy żądasz pokoju.
Cóż chcesz jeszcze? prędko z mową,
Przykre jest uszom najezdnika słowo.
Mowca kornego Zakonu
Z pokorą obelgę znoszę,
Ale nie chcę widzieć tronu
Kiedy ludziom prawdę głoszę.
Mowca kornego Zakonu
Niech pamięta w swéj pokorze,
Że tu nie chcąc widzieć tronu
Miecz litewski zoczyć może.
Zmazałeś Rymondzie chrzest z twojego czoła.
A tak... Chrzest z mojego czoła.
Wyrzekłeś się wiary i wiernych kościoła.
Wiary i wiernych kościoła.
Zdeptałeś ślub święty którym Zakon wiąże.
Święty którym Zakon wiąże.
Z mnicha pogańskie Książe.
Z mnicha pogańskie Książe.
Wstrzymujesz brankę ze krwi książęcéj.
Stój Zuchwały! ani słowa więcéj.
Ha już dosyć, już za wiele!
Cierpliwością go ośmielę.
Hańbą dla mnie dalsza mowa
Z wrogiem więcéj ani słowa.
Górę bierze słuszny gniew,
Dziś rozstrzygnąć musi krew.
Próżna, próżna ta rozmowa,
Groźne, groźne obu słowa.
Przed znakiem Krzyża ugnij kolana,
Uznaj jednego Boga i Pana,
Litwę w opiekę oddaj Zakonu
Albo Mnichu ustąp z tronu.
Masz poselstwa cel prawdziwy,
Lecz nim zagrzmi hasło bitwy
Zakon korny i cierpliwy...
Lecz cierpliwszy książe Litwy,
Kiedy dotąd za tę mowę
Masz na karku jeszcze głowę.
Ha już dosyć, już za wiele!
Cierpliwością go ośmielę.
Hańba dla mnie dalsza mowa
Z wrogiem więcéj ani słowa.
Górę bierze słuszny gniew,
Dziś rozstrzygnąć musi krew.
Próżna, próżna ta rozmowa
Groźne, groźne obu słowa.
Wojny zatém chcecie?
Wojny.
Wojny, wojny.
Wojnę mieć będziecie.
Litwin zawsze zbrojny
Nie lęka się wojny,
Napady odpiéra,
Lub wolnym umiéra.
Zakon zawsze zbrojny
Nie leka się wojny,
Kto mu się opiéra
Służy lub umiéra.
Pozwól Panie...
Ten głos!...
Przyjaciela.
Witenes! O dniu wesela!
Tu, tu, w objęcia moje,
Tu na mém sercu zajmij miejsce swoje.
O Książe mój drogi,
Dobroczyńco, ojcze.
Tak, sercem ojca myślałem o tobie,
Lecz jakiż los srogi
Stawia cię w téj dobie
W nieprzyjaciół rzędzie?
Jako rozjemca przybyłem tu z niémi
By pokój zjednać méj rodzinnéj ziemi,
Ale ty Panie...
Wstrzymaj się w zapędzie,
Rymond Witena był godnym i będzie,
Gdy Dowmund berło uchwycił morderca,
Krew mego ojca a z nią Litwa cała,
Przez mur klasztorny do mojego serca
O zemstę wołała.
Miałem walczyć z własnym wrogiem
I z pogańskim Bogiem.
Pierwszegom wkrótce dokonał:
Dowmund pod mą nogą skonał.
Drugie puściłeś z pamięci...
Bóg widzi niezmienne chęci...
Ale naród niedowierza
Błogosławieństwu ręki, co uderza.
Szuka nauki w uczonych przykładzie,
A Zakon Krzyża jak sromotny kładzie.
Jego łupiestwa bez miary
Pod zasłoną świętéj wiary
Zmusiły niegdyś Mendoga
Wyrzec się prawego Boga.
I dziś nienawiść sieją do téj sprawy
W któréj obronie podnosi miecz krwawy,
A naród bluźni, naród niedowierza
Błogosławieństwu ręki, co uderza.
Wierzę ci Panie, lecz gdy Twe zamiary
Dążą drogą świętéj wiary,
Czemuż księżniczka Zofja Mazowiecka,
Którą porwała przemoc Dowmunda zdradziecka,
Do ojczystych nie wraca stron?
Z nią podzielę litewski tron.
A twojeż śluby zakonne?
I Kazimierza dla polskiego tronu
Nie były dozgonne.
Kochasz ją Panie?
Ojczyznę jedynie
Więcéj kochać mogę.
Jeszcze jedno pytanie
Pozwól niech uczynię.
Ona — kocha cię wzajemnie?
(na stronie) Serce stygnie we mnie.
Czy mnie kocha?
Truchleję.
Niestety! Chcę mieć nadzieję.
Jak gałązką zmienna fala
Tak nadzieja mną kołysze,
To przybliża, to oddala,
Serca w sobie już nie słyszę.
Chcę pewności a truchleję
Czy zachowam i nadzieję.
O Witenie! Ty co siebie
Zwałeś zawsze moim synem,
Dziś mi odpłać jednym czynem
Wszystko com zrobił dla ciebie,
Nieś Zofji me błaganie,
Mojéj miłości wyznanie.
Ja Zofji mam nieść Panie
Twojéj miłości wyznanie?
Niech przyjmie rękę i tron
Da mi życie...
A mnie zgon.
Przez cię pozna moję duszę
Całą siłę méj miłości,
Pozna walkę i katusze,
Ach godne są jéj litości!
Ale na cóż srodze,
Srodze i daremnie
Sam siebie uwodzę?...
Nie kocha wzajemnie.
Ach dlaczegóż milczyć muszę,
Nie wyjawiać méj miłości.
Gdyby spojrzał w moję duszę,
Nie odmówiłby litości.
Ale na cóż srodze,
Srodze i daremnie
Sam siebie uwodzę?...
Kocha go wzajemnie.
Czarny Litwy las a czyste jeziora,
Nad jeziorem wonny kwiat,
Piękny u nas Maj, piękna mroźna pora,
Drugiéj Litwy nie ma świat.
Kogo z obcych stron, los do nas zarzuci,
Nie długo się smuci.
Milszy Litwy kraj, sam wkrótce to przyzna,
Niż własna ojczyzna.
Cicho i powoli Wisła nurty toczy,
Kiedyż ja w niéj ujrzę, łzawe moje oczy?!
Nie żal mi bogactwa, nie żal mi korony,
Milszy nadwiślański murawnik zielony.
Milszy mi tam księżyc niż gdzie w innéj stronie,
Bom go z méj kolebki chciała ująć w dłonie.
Milsze mi tam kwiatki niż na całéj ziemi,
Bom ojca i matkę ubierała niemi.
Wisło moja, Wisło, gdzież się twój nurt toczy...
Kiedyż w tobie ujrzę łzawe moje oczy.
Dzielna nasza młodź od Ponarskich gór,
Oszczep w ręku, nóż przy boku,
Czy to Krzyżak zbój, czy najdzikszy tur,
Nie ustąpi ani kroku.
Z obcych dziewic ta, z którą Litwin wróci,
Niedługo się smuci.
Milsza Litwa z nim, sama wkrótce przyzna,
Niż własna ojczyzna.
Biała gwiazdo moja, perełko wieczorów,
Gdy cicho wypłyniesz z nad litewskich borów,
Głaśnij tam światełkiem mazowieckie pola,
Powiedz braciom moim, gdzie moja niewola.
Powiedz na ustroniu i jeszcze jednemu
Niech wypuści wodze rumakowi swemu;
Niech przez lasy pędzi, niech przez rzeki płynie,
Niech dla mnie i ze mną żyje albo ginie.
Powiedz gwiazdo biała, perełko wieczorów,
Żeś łzę moję wzięła w mgle litewskich borów,
Że ją spuszczasz z rosą w mazowieckie pola,
By bracia wiedzieli gdzie moja niewola.
Jest tu, widziałam, przybył z Krzyżakami.
Jest tu! Witenes! przeczucie nie mami,
Przybył, zwyciężył te hordy pogańskie.
(klękając) Tobie najprzód niech złożę
Dzięki o mój Boże.
Ujrzę rodzinę, niwy nadwiślańskie,
Jestem już wolną, wolną z jego ręki.
O Boże, mój dobry Boże,
Stokrotne składam ci dzięki.
Ach pozwól Pani... Jeszcze w ręku Boga...
Cicho cicho moja droga,
Nie przerywaj szczęścia tyle;
Mnie Niebo stoi otworem,
Ja z Aniołów śpiewam chórem
Wdzięczność Bogu za tę chwilę.
Ale gdzież jest?... Nie zna tych stron...
Idź.... spiesz... cicho!... Ach to on!
O Zofjo |
ja przy tobie. |
Czytam w oku jakby w Niebie.
Słucham głosu jak w téj dobie,
Kiedy rzekłaś |
kocham Ciebie. |
Ach sam nie wiem |
Sen czy jaw. |
Jeśli sen niechże trwa
Póki trwać życie ma;
Miły błędzie ty nas zbaw.
Tobie Witenie zwyciężco tyrana,
Więcéj jak życie, winnam wolność moję.
Wraca niestety myśl czuciem zbłąkana,
Milczeć i mówić zarówno się boję.
Ach! Czemuż oko odwracasz odemnie?
O Zofjo droga, nie zwodź mnie daremnie...
Jeszcze nie koniec naszej smutnej doli...
Jam nie zwyciężył, ty jesteś w niewoli...
Książe o rękę błaga cię przezemnie.
Ja, ja w niewoli, a ty broń masz w dłoni?
I wstyd nie kryje twéj bezczelnéj skroni?
I głos twój jeszcze wrogom się pożycza..
Precz zdrajco podły z mojego oblicza.
O żałości! O boleści!
Serce moje cię nie zmieści.
Tak kochałam niekochana, | ||
Nie kochała tak kochana, |
Bo ta miłość jest udana,
Kto ukocha lepiéj zna.
Ale z własnéj cnoty hardy
Umysł mój nie wzniesie wzgardy,
Zginę, zginę ale w sobie
Zamknę czucie jakby w grobie.
Grób nie wyda co raz ma.
Albrycht, Krzyżacy.
Chwile uchodzą — czekamy cię Panie.
O wielkie Nieba jakieżto rozstanie.
Już sztandar Krzyża powiéwa,
Już do boju wiernych wzywa.
Odchodzisz z niemi? i przeciw pogoni
Podnosisz dłoń bratnią.
Z litewskiéj braterskiéj broni
Odbiorę dzisiaj usługę ostatnią.
Zdrajca!
Witenie!
Wracam z Krzyżakami.
Ty z nią podziel serce, tron...
Bądź ojcem Litwy i wspomnij czasami
Moję przyjaźń i mój zgon.
Jaki bądź powód ze mną cię rozdziela,
W tak okropnym duszy stanie
Oko nad tobą i broń przyjaciela
Czuwać nie przestanie.
Już sztandar Krzyża
Z wiatrem powiéwa.
Chwila się zbliża,
Chwila szczęśliwa.
Daléj za sławę,
Za świętą sprawę
Bierzmy, bierzmy |
w dłoń |
Prawowiernych broń.
Już sztandar Krzyża
Z wiatrem powiéwa.
Chwila się zbliża,
Chwila szczęśliwa.
Kiedy w to prawe
Lecz serce krwawe,
Własnych braci dłoń
Zwróci swoją broń.
Już sztandar Krzyża
Z dala wyzywa,
Chwila się zbliża,
Chwila szczęśliwa.
Daléj za sławę,
Za kraju sprawę
Bierzmy, bierzmy w dłoń
Ojców naszych broń.
Zwycięztwo, zwycięztwo pogoni,
Zwycięztwo litewskiéj broni,
Zwycięztwo Bogowie nam dali,
Ofiary Krywejto zapali.
Zwycięztwo, zwycięztwo nam,
Bóstwa Litwy, chwała wam!
Ponura Marlana skrzydłami
Zmiatała najezdców setkami,
Pękały pancerze, szyszaki,
Pomostem zaległy Krzyżaki.
Zwycięztwo, zwycięztwo nam!
Bóstwa Litwy, chwała wam!
Prawnukom mogiła tam powie:
Tak bili, tak bili Ojcowie;
Najezdcom przestrogę uczyni,
Tak biją, tak biją Litwini.
Zwycięztwo, zwycięztwo nam,
Bóstwa Litwy, chwała wam!
Litwy synowie, Ojczyzny obrońce!
Miecz boży zgraje najezdców rozprasza,
Wolnych nas żegna zachodzące słońce,
Wolna już znowu, wolna ziemia nasza.
Złóżcie pancerze,
Złóżcie broń zwycięzką,
Ręczą za pokój krzyżowi rycerze
Krwawą swoją klęską.
(do Kriwejty) A ty, mój Ojcze przystąp do ołtarzy,
Niech święty ogień Bogom się rozżarzy,
Złożymy modły i ziół czystych wonie
Przy odwiecznym tronie.
Ni wonne zioła, ni pasieki zbiory,
Ni drób’ śnieżno-pióry
Możemy dziś składać w darze
Na święte ołtarze.
Perkuna krwawa opieka
Godniejszéj obiaty czeka.
Jeden z wodzów w jeńców gronie,
Którego los wskaże,
Jak stanął do wojny
Na koniu i zbrojny,
Świętym ogniem spłonie.
O zgrozo! kiedyż dojdziesz końca?
Kiedy zgaśnie światło słońca.
Ta cześć Niebu...
Święta, niewzruszona,
Ze światem poczęta,
Ze światem tylko skona.
Zwyczaj okrutny.
W pradziadów zwyczaju
Moc twoja, moc nasza i całego kraju.
Otóż właśnie jeńców prowadzą w te strony;
Niech jeden losem będzie oznaczony,
I niech jutro spłonie z pierwszym łyskiem słońca,
Jak wróg naszych Bogów i Krzyża obrońca.
Przebóg! co widzę! Witenes w ich rzędzie.
Odszczepieniec wiary, ten ofiarą będzie.
Pierwszy raz w życiu doznaję dziś trwogi,
Lecz wszystkom z tobą podzielić gotowy.
Zawiódł niestety, zawiódł mnie los srogi,
Szukałem śmierci, znalazłem okowy.
Wszechwładną ręką wskazują go Bogi,
Nie minie zemsta odszczepieńca głowy.
Księcia towarzysz i przyjaciel drogi
Dźwiga niewoli haniebne okowy.
Wkrótce wybierze i objawi los
Między jeńcami, Perkuna wrogami,
Który ma wstąpić na ofiarny stos.
Wybierze między Perkuna wrogami,
Który ma wstąpić na ofiarny stos.
Zmiłuj się Boże, zmiłuj się nad nami,
Daj nam znieść siły ten okropny los.
Choćbym miał walczyć z samemi Bogami,
Zwrócę od ciebie ten morderczy cios.
Może się dowié i powié ze łzami,
Kochając wstąpił na ofiarny stos.
Nie, nigdy serce moje nie dozwoli,
Aby syn Litwy w jeńców stawał rzędzie.
Nie walczył z nami i nie jest w niewoli,
Zdejmcie okowy, niechaj wolny będzie.
Wstrzymaj się Panie w zuchwałym zapędzie
I czekaj kornie znaku boskiéj woli.
Zdejmcie okowy.
Ach dla mojéj doli
O Książe drogi niech sporu nie będzie.
Nie, nigdy serce moje nie dozwoli,
Wolny, wolny będzie.
Czekaj cierpliwie znaku boskiéj woli,
Może wolny będzie.
O nie chciéj zmieniać mojéj smutnéj doli,
Śmierć jéj końcem będzie.
Wiedźcie do miasta wszystkich jeńców razem,
Witena zaś pod Trójnata rozkazem
W zamkowe mury odprowadzą straże,
Uczynić co każę!
Twój Książe, Ojcze, pogromca tych wrogów,
Co w dzisiejszéj dobie
Nieśli zniszczenie w ten przybytek Bogów,
Grozili hańbą Ojczyznie i tobie,
Nie rozkazuje, ale błaga ciebie
Użycz pomocy w tej ciężkiéj potrzebie.
Twoją powagą osłoń przyjaciela,
Niechaj z drugiemi losu nie podziela.
Miejmy nadzieję, los go może minie.
A jeśli sięgnie, jeśli Witen zginie
Na zgrozę świata i moje zhańbienie?
Wyroku Bogów, nie mogę, nie zmienię.
Skarbami memi z tobą się podzielę...
Weź wszystkie... słuchaj...
Słuchałem za wiele.
A niech zatém na twą głowę
Przyszłych nieszczęść spadnie brzemię,
Bo pierwéj tę dąbrowę,
Tę z trupów zbitą ziemię,
To zbrodni dzikie pole
Krwią całe zaleję,
Nim losu koleje
Wam zwierzyć dozwolę.
(Chce odejść.)
Stój zuchwały.
W téj dąbrowie świętym szumie
Stu pokoleń żyje cień,
Serce tylko słyszeć umie
Głos co wieki wlały weń.
Głos poległych z ręki wrogów
Za swą wiarę, za swój kraj.
Głos potężny Litwy Bogów
Przez ten święty woła gaj:
Szanuj synu, szanuj słowo,
Co w kolebce z matki mową
Owionęło twoję skroń.
Szanuj słowo gdzie treść stara,
W niém zalega ludów wiara,
Wiara ludów święta broń.
Uderz synu korném czołem,
Zwróć się Litwie, jeszcze czas,
Tron, korona, są popiołem,
Wieczny ogień tylko w nas.
Krzyżaki! Krzyżaki! biada nam biada!
Nie ma tu mojéj matki?
Gdzież moja dziecina?
Nieszczęsna godzina!
Cicho! cicho dziatki,
To nasza, nasza gromada
Wraca zdobyczą okryta.
Patrzcie — zdaleka nas wita.
Nasza! to nasza gromada.
Witajcie waleczne męże!
Witajcie w rodzinném kole.
Złóżcie zbroje i oręże,
Wieńce otrą znój na czole;
Wieńce z kwiatów uplecione,
Za zwycięstwo, za obronę.
Ach nie wieńce uplecione
Za zwycięztwo, za obronę,
Ale radość żony, matki,
Uśmiech dzieci, widok chatki
Dla strudzonych jest ochłodą,
Dla zwycięzców jest nagrodą.
Łado, piękna Łado,
Miłości ty Pani,
Bądź nam dziś radą
A zniesiem ci w dani:
Kwiatów zawoje,
Ziół wonie czyste,
Miody złociste
I mléka zdroje,
Łado piękna Lado,
Bądź nam dziś radą.
Cicho!
Cicho!
Hela, Hela!
Hela!
Twarz groźna.
Oko ogniem strzela.
Co Hela powié,
Niech słowo po słowie
Na serca wam spada,
Ale biada, biada!
Biada!
Dzisiaj jeńców dwieście
Czeka nocy w mieście,
Jutro pod żelazem
Wszyscy padną razem.
Razem.
Ciała ogniem spłoną,
Wichry w popiół wioną.
Wieść Krzyżackich strat
Poniosą w świat.
Świat!
Ależ objaty co się Bogom chowa,
Gdyby uszła jedna głowa...
Słońce zgaśnie, grom zaświeci,
Wichry świsną, góry prysną,
A z czarnych nor
Wściekły na was padnie mór.
Mór!
Co Hela powiada
Pamiętajcie — albo biada.
Biada! (Hela odchodzi.)
Teraz daléj, wszyscy żwawo,
Daléj żwawo w lewo w prawo
Ze wsi do wsi — z lasu w las,
Zrobim miastu długi pas.
Pas do kółka
Jak ze sieci,
Że jaskółka
Nie przeleci.
Kogo zoczysz
W bok się skłoń,
A jak zboczysz
Klaśnij w dłoń.
To znak będzie
Wszystkim nam,
Aby w pędzie
Biegnąć tam,
Tam gdzie znak.
Tak, tak, tak,
Tam gdzie znak.
Jak cień błądzę jak głaz staję,
To się chwalę to się łaję,
Nie wiem co się ze mną dzieje,
I chcę śmierci i truchleję.
Nieba jasne, ziemię w kwiecie
Odbijają czyste zdroje...
W mojém sercu, w moim świecie
Tylko smutek, niepokoje.
Śmiercią dla mnie jego zmiana,
Bo za miłość wzgardę rzucił;
Lecz niech będę zapomniana,
Byle z tarczą z boju wrócił.
Święty Boże! Boże mocny,
Święty a nieśmiertelny
Zmiłuj się nad nami.
Witen tu jest. Witen żyje!
O mój dobry Boże,
Radość zabić może...
Radość mnie zabije.
(Ocierając łzy.) Ja się śmieję, ja nie płaczę,
Wkrótce go zobaczę.
On do mnie powróci,
Ramieniem obrzuci,
Do serca przyciśnie,
Łza w oku zabłyśnie.
Czysta, droga łza,
Bo i szczęście łezkę ma. (Odchodzi.)
Mogęż być pewny, że los dobrze padnie?
Kula Witena pozostanie na dnie.
Krywejto przyrzekł, lecz skarby po bracie...
Wszystkie mieć będzie... powtórz mu Trójnacie.
Na tych kulach równéj miary
Nazwiska Wodzów wyryte,
Z kogo Bogi chcą ofiary
Los objawi sądy skryte.
Na tych kulach równéj miary
Nazwiska Wodzów wyryte,
Lecz nie wskaże los ofiary,
Los powiodą środki skryte.
W tych wyrokach nie mam wiary,
Nazwiska nasze wyryte,
Lecz nie wskaże los ofiary,
Los powiodą środki skryte.
Chrześciańskich wodzów nazwiska,
Dziś dziękczynne nasze dary
Na dno tajemniczéj czary
Ręka moja Bogom ciska.
Konrad de Turvill.
Raz!
Otto de Stemheim.
Dwa!
Witenes.
Trzy!
Z trzech oznaczy los,
Kogo czeka stos.
Uderzcie, uderzcie czołem
Wielkim Bogom na podziękę;
Święty ogień w siebie wziąłem,
On powiedzie moją rękę.
Bogom Litwy...
Cześć!
Braciom naszym...
Mir!
Wybranemu...
Śmierć!
Już, już wyrzekł los
Kogo czeka stos.
Sam nie wiem czemu truchleję,
Serce stygnie i goreje.
Jestem skutku zapewniony,
Jednak nie śmiem tknąć zasłony.
Nie wiem co się ze mną dzieje,
Serce stygnie i goreje,
Na sam widok téj zasłony
Zemsty pragnę nie obrony.
Znikły wszelkie nadzieje,
Z trwogi blednie i truchleje,
Już nie znajdzie dlań obrony,
Nie śmie nawet tknąć zasłony.
Cicho, Cicho! Książe czyta,
Czyjaż nazwa tam wyryta.
Witenes!
Witenes!
Zdrada
Piekielna, piekielna zdrada,
Ale biada, biada wam.
Bluźni, bluźni, biada nam.
Bluźni, bluźni, biada nam.
Waszych zbrodni nie ma miary
I nie będzie waszéj męki,
Nie ujdziecie srogiéj kary,
Kary z własnéj mojéj ręki.
O mój Książe zmień zamiary,
Nie powiększaj mojéj męki,
Wojny z braćmi, strasznéj kary
Nie wypuszczaj z twojéj ręki.
Za głos nieba, wzywa kary,
Kary pełnéj srogiéj męki
W imię Bogów, świętéj wiary,
Weźcie oręż z jego ręki.
O mój Książe! o mój Panie!
Błagam cię krwawemi łzami,
Zlituj się, zlituj nad nami;
Wstrzymaj wyrok twym rozkazem.
Witenes wolnym zostanie
Albo ja z nim zginę razem.
Jedno serce dał nam Bóg.
Kochasz, robisz mi wyznanie,
Wrzące twéj miłości łzami,
Błagasz litości nad wami
Niepomna, że tym wyrazem
Moje serce lodem stanie
I że zemsta musi razem
Niewdzięczności spłacić dług.
Próżne Zofjo twe błaganie
Ujęty twojemi łzami,
Choćby litość miał nad nami
Nic nie zdoła swym rozkazem.
Jedną pociechą się stanie,
Że oboje zginiem razem.
Wiernych sobie przyjmie Bóg.
Niespodziane to wyznanie
Zazdrością go złączy z nami,
Serce pogodzi z Bogami
Świętokradzkim już rozkazem
Woli Nieba wbrew nie stanie.
A z Ofiarą spłonie razem
Naszéj wiary straszny wróg.
Zdrajco kochałeś tajemnie?!
W całéj mojéj duszy sile.
Jesteś kochany wzajemnie?!
Bóg dozwolił szczęścia tyle.
To jest właśnie twoją zbrodnią,
Wyrok na się dałeś sam.
Palcie ofiarną pochodnię,
Oddaję go Bogi wam.
Ach za serca idź przewodnią,
Jego dobroć, cnotę znam.
Nie kaź duszy straszną zbrodnią,
Ja ci życie, rękę dam.
To zostanie twoją zbrodnią,
Wyrok na się dałeś sam.
Palcie ofiarną pochodnią,
Nie zniweczysz szczęścia nam.
Poznał, poznał swoją zbrodnię,
Walczyć z Niebem nie chce sam.
Jutro zapalim pochodnię
Na Ofiarę Bogi wam.
Piosenko rodzinnych stron
Swięcie ciebie pamięć chowa,
W twoim locie każdy ton
Lube sercu mówi słowa.
Jakież czucie w nocnéj ciszy
W świat daleki ciebie śle?
Nie wiesz kto cię gdzie usłyszy,
Uśmiech zbudzisz czyli łzę.
Od kolebki w życie wzięta,
Choć zamilkniesz długi czas,
Ledwie westchniesz, luba, święta,
Już świat przeszły budzisz w nas.
Zawsze droga, ale w dobie
Gdy przed nami blizki zgon,
Głos Anioła mieszka w tobie
Piosenko rodzinnych stron.
Witenie!
Któż mnie woła?
Witenie!
Nieba! to jéj głos — Zofjo!
Witenie; ratuj mnie!
Straszne sklepienia,
Straszne pieczary.
Widma do koła...
Hydne poczwary...
Zginę, zginę bez obrony...
Uspokój umysł strwożony...
Spocznij...
Cicho! Zbroi szczęki...
Idą po ciebie... weź oręż do ręki...
Uchodź, uchodź ze mną
Drogą tajemną,
Której odkrycie
Wypłakałam,
Wyżebrałam
Jakby własne życie.
Uspokój się, cisza do koła.
Któż mnie woła?
Zdaje ci się moja droga,
Niéma nikogo prócz nas i Boga.
Głowa ogniem płonie,
Serce ledwie bije,
Ziębną moje dłonie,
A w myśli się wije,
Com słyszała wczoraj tam:
Oddaję go Bogi wam!
Spocznij na mém łonie
Gdzie twe serce bije,
Ja ciebie osłonię,
Przed światem zakryję.
Nie tak łatwo życie dam,
Kiedy z tobą oręż mam.
moja |
skroń, |
Serce żywiéj bije,
Ściskam twoją dłoń,
W tobie, tobą żyję.
W oku twojém szczęście moje,
Moje Niebo mam.
Za twój uśmiech, miłość twoję,
Życie tobie dam.
Przychodzą o Nieba!
Zastaną cię ze mną.
Ratować się trzeba.
Wróć drogą tajemną.
Z tobą.
Sama.
Nigdy...
Czas!..
Nigdy!
A więc chwycą nas.
Uchodź, uchodź póki czas,
Bo i tam schwycą nas.
Idźmy, idźmy póki czas,
Niechaj razem schwycą nas.
Cóż czynić o Nieba!
Serce stygnie w łonie...
Ratować ją trzeba.
W ciemnocie wzrok tonie.
Idźmy.
Słabnę...
Zofjo!
Tam!..
Zbierz twe siły.
Uchodź sam.
A więc drogo życie dam,
Kiedy z tobą oręż mam.
Uchodź sam, uchodź sam.
Stój! ani kroku.
Zofja przy tobie?!
Ani kroku, albo z bronią.
Zofjo!
Sam zadasz śmierć sobie,
Jeżeli sięgniesz po nią.
Uderz w me serce, ach uderz żelazem,
Coś mi wziął, wszystko wynagrodzisz razem.
Zofjo — ratować przybywam.
Oddaję go Bogi wam!
Opamiętaj się.
O Panie!
Niech wolnym zostanie...
Litości, litości wzywam.
Litości! ty, niewdzięczna.
Witena kochałam
Dawno, z dzieciństwa — ja ciebie nie znałam.
Szukałem śmierci, w czémże moja wina?
O zamilczcie, moja cała wina.
Ale uchodzi godzina.
Przybyłaś drogą podziemną?
Nią ujsć chciałam.
Z tobą?
Ze mną.
Dokąd? — w podwoje zamkowe,
Czy w Perkuna dąbrowę?
Przebóg!
Inną wskażę drogę
I tém jedném ratować was mogę.
Trójnacie otwórz kraty.
(Do Witena) Na okaz tego pierścienia
Przepuszczą cię czaty,
I straż przy łodzi książęcéj
Spełni wasze życzenia,
A na brzegu stawiąc nogę
Żałujcie mnie, że więcéj
Dla was uczynić nie mogę.
Kiedy wyrzekłeś: Niech ginie!
Łańcuch mnie wiązał jedynie,
Skruszyć go mogłem chcieć.
Lecz kiedy dla méj obrony
Narażasz całość korony,
Wolności nie chcę mieć.
O zgubne wahanie.
Niezmienném zostanie.
Ach ratuj nas i siebie.
Ratuję kraj i ciebie.
A więc przysięgam na duszę:
Perkuna posąg dziś skruszę.
Wszystkim wraz pójdę wbrew.
Wtedy pozwie cię przed Boga
Wojny domowéj pożoga,
Zofji śmierć, braci krew.
O mój Ojcze! o mój Panie!
Twojém moje życie całe.
Niech się twoja wola stanie,
Niech się stanie na twą chwalę.
Idźcie, idźcie, czas uchodzi,
Szczęście wasze mi nagrodzi,
(Do Zofji) Co mi bierze wolność twoja...
Bóg, Bóg z wami i myśl moja.
Idźmy, idźmy, czas uchodzi,
Niech ci Niebo wynagrodzi
Co mi dobroć daje twoja...
Bóg, Bóg z tobą i myśl moja. (Odchodzą.)
Witaj zwyciężco ciemnoty
Na złocistym twoim tronie;
Witaj nam promieniu złoty
Na czarnéj dębów koronie.
Witaj, witaj nam.
Obłoków rozsuń kotary,
Rozbij w rosę, chmury mgliste,
Niech dym dziękczynnéj ofiary
Płynąc w górę, w światy czyste,
Wpłynie w błękit sam.
Daremnie modły się wznoszą,
Niech wam serca zadrżą trwogą...
Usta jęki głoszą.
Książe zdeptał nogą
Świętość naszej wiary...
Wybranéj ofiary
Oddać się wzbrania.
Biada! biada!
Zdrada! zdrada!
Ta Bogów zniewaga
Zemsty się domaga.
Spieszcie w podwoje zamkowe!
Niech sklepy runą, niech się mury skruszą,
Witena, lub Witena głowę
Bogi mieć muszą.
Dokąd, dokąd ten zapęd szalony?
Witenes uszedł, Witenes zbawiony,
A chcecie Ojca i waszego wodza,
Oto przed wami stoję,
Oto piersi moje.
O poznajcie moje dzieci
Nad was wszystkich wyższą moc.
Niechaj prawda wam oświeci
Waszéj wiary czarną noc.
Bóstwo wielkie i łaskawe
Krwi nie może pragnąć w darze;
Gdy dopuszcza czyny krwawe
Błędy ludów niemi karze.
Ten co miłością świat stworzył,
Miłość w serca nasze włożył,
Miłość tylko w dani bierze,
Miłość nieście mu w ofierze.
O zagaście żar piekielny,
Posąg błędu zwalcie z nóg,
Jeden mocny, nieśmiertelny,
Jeden tylko Chrześcian Bóg.
W górę czoło
I wesoło
Idźcie w parze
Przed Ołtarze,
Nasz Krywejto ślub wam da.
Ha! ha! ha!
Przebóg!
Witenes!
Znaj gminie poziomy,
W czyjém ręku Bogów gromy.
Walka ze mną próżną zbrodnią.
Chwała, chwała wam!
Zapalcie pochodnią.
Pod twoję Panie uciekam obronę
Wiedź tę słabą dłoń,
Lub męczennika koronę
Spuść na moję skroń.
Święty Boże! Boże mocny,
Święty a nieśmiertelny,
Zmiłuj się nad niémi.
Od złéj myśli, złego czynu
A błędnéj wiary
Uchowaj ich Panie.
mój |
stargał ziemskie pęta, |
W duszę światła wpłynął zdrój.
mojéj |
woli, wola święta, |
mój |
Już spełnione powołanie,
mi |
da, |
Witenes Księciem zostanie,
Niech w nim Litwa Ojca ma.
Już spełnione powołanie,
Mur Zakonny grób mu da.
Niech się święta wola stanie,
we mnie |
Ojca ma. |
1283. Panował w Litwie Trojdan okrutnie, a świeża jego z Leszkiem (czarnym) wyprawa więcéj mu nieprzyjaciół w domu utworzyła. Korzystał z tej okoliczności Dowmund, Uściańskie Książe. Wygnany dawniéj z dóbr udziałowych od Narymunda i tułacz w Pleszkowie, po śmierci jego za pomocą tychże Pleszków, którzy go Książęciem swoim obrali, Księstwo Płockie opanował, a nie przestając na tém, Wielkie Księstwo Litewskie Trojdanowi wydrzeć umyślił. Nikczemny skrytobójca wyprawił na zabicie Trojdana sześciu siepaczów, którzy odziani w chłopskie szaty dla niepoznaki, jakoby dla podania Supliki wracającemu z łaźni Panu i nachylającemu się do wysłuchania niby żałoby, kijmi głowę strzaskali. Dopełniwszy zbrodni, Poleczanim rozumiał się być najpierwszym potém do osiągnięcia zakrwawionego tronu. Holsza z Gedrusem, przyrodzeni następcy, dawniéj pomarli i synowie ich: Genwin Gedrojckie, Alimund i Mindan Holsztańskie Książęta, zlękli się uzbrojonego żelazem tyrana, aby podobnéj na nich złości nie wywarł. Rymond téż, syn Trojdana, obrawszy sobie życie mnisze pod imieniem Wawrzeńca czy Lawroka, między Czerncami gdzieś przesiadywał. Atoli wieść o śmierci ojcowskiéj tak go przeraziła, że zamieniwszy kobłak na przyłbicę, chciał być wodzem i mścicielem. Przywiązali się do niego z innymi Litwinami Nowogrodzianie i Żmudzinowie, za których pomocą wkrótce zwiodłszy bitwę z Dowmundem, ręką go własną zabił a rozgromiwszy jego stronników i odebrawszy Połockie księstwo, Witenesa dzielnego męża, ojcowskiego niegdyś dworu Marszałka, na Wielkiém Księstwie posadził, sam do życia klasztornego w Lawrynie powracając (45).
Nota 45. Ten to Witenes, który dał początek panującéj w Litwie i Polsce familii Jagiellonowéj — Ojciec Gedymina, dziad Olgierda a pradziad Władysława Jagiełły.