Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom I/Pycha/Rozdział XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siedem grzechów głównych |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Sept pêchés capitaux |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Dwa miesiące już upłynęło od śmierci pani de Beaumesnil.
Nadzwyczajna czynność i ruch panowały w domu barona de La Rochaigue, który na zwołanej wkrótce po zgonie hrabiny radzie familijnej mianowany został opiekunem Ernestyny de Beaumesnil.
Służący pana de La Rochaigue biegali na wszystkie strony, znosząc i porządkując rozmaite sprzęty pod jego i jego żony okiem i kierunkiem, oraz pod nadzorem jego siostry, Heleny de La Rochaigue, panny liczącej około czterdziestu pięciu lat; była ona zupełnie czarno ubrana, jej zawsze spuszczone oczy, jej blada i wychudła twarz, nieśmiała postać, chód uważny, i głęboko na twarz nasunięty biały czepek, czyniły ją podobną do zakonnicy, chociaż nigdy nie składała ślubów klasztornych.
Pan de La Rochaigue, wysoki, chudy, pięćdziesięcio lub sześćdziesięcioletni mężczyzna, miał łyse i w tył uciekające czoło, nos płaski, brodę niknącą w tymże samym kierunku co i czoło, niebieskie i wypukłe oczy; uśmiechał się prawie zawsze, i dlatego pokazywał bardzo białe zęby, które przecież były zbyt długie. Reszta ciała barona była bardzo dobrze zbudowana, nietylko postawa, ale nawet krojem swego najtroskliwiej aż pod białą chustkę i kołnierzyk zapiętego ubrania, starał się być żywym obrazem Canninga, tego najdoskonalszego wzoru gentlemana-polityka, jak sam zwykle mawiał.
Pan de La Rochaigue nie był jednak żadnym politykiem, ale od dawnego czasu spodziewał się nim zostać, żądza uzyskania godności parowskiej zamieniła się w tym dygnitarzu (był prezesem Głównej Rady kolegialnej) w stan szaleństwa, w myśl stałą, w chroniczną śmiertelną chorobę; uważając się za nieznanego światu Canninga i nie mogąc występować na trybunie izby wyższej, chwytał skwapliwie każdą sposobność, w której mógłby się popisać z jaką mową, przybierając wtedy, nawet w najdrobniejszych okolicznościach, sposób mówienia i postawę parlamentarną.
Najbardziej uderzającą właściwością jego mowy była szczególna obfitość przysłówków i przymiotników, które, jego zdaniem, podnosić miały piękność każdej jego myśli. My atoli wyznajemy, że pomimo tego wszystkiego, nie było nic słabszego, nic ciemniejszego, jak to, co baron nazywał swojemi myślami.
Pani de La Rochaigue, kobieta w wieku lat czterdziestu pięciu, była ładna, starająca się przypodobać i lubiła męskie towarzystwo; kibić jej była jeszcze powabna; lecz wyszukana i zbyt młodociana wykwintność jej ubioru zostawała zawsze w nader nieprzyjemnej sprzeczności z jej dojrzałym wiekiem.
Baronowa lubiła namiętnie zabawy, zbytek, wszelką wystawność przepychu i zawsze pragnęła w nich przewodniczyć; na nieszczęście, jej, wprawdzie bardzo przyzwoite dochody, nie zupełnie odpowiadały jej skłonności do ogromnych wydatków; zresztą, wystrzegała się też bardzo narazić się na zupełny upadek; a jako kobieta zręczna, posiadała środki korzystania z tego wysokiego wpływu, jaki wywiera wystawne życie, czyniąc się przy każdej sposobności protektorką owych nieznanych, lecz niesłychanie bogatych cudzoziemców, owych świetnych zjawisk, które po kilkoletniem błyszczeniu w Paryżu nikną na zawsze w nicości bankructwa i zapomnienia. Słowem, pani de La Rochaigue zajmowała się urządzeniem dla tych cudzoziemców stosownego towarzystwa: to jest układała im listy osób, jakie wyłącznie powinni przyjmować, zabraniając im zaprosin nawet dla tych ze swoich przyjaciół lub rodaków, których nie uważała za godnych występowania w salonach, gdzie się znajdował najpiękniejszy kwiat paryskiej arystokracji.
Baronowa, która zaliczała się do najwyższej sfery, dopóty przewodniczyła swoim klijentom w towarzystwie, dopóki nie przewidywała dnia, w którym musiał nastąpić ich upadek; rzeczywiście zatem baronowa de La Rochaigue była panią ich domu, ona kierowała uroczystościami, ona je urządzała; do niej udawano się wyłącznie, ażeby być pomieszczonym na liście wybranych, którzy bywają wzywani do tych przepysznych i świetnych zgromadzeń.
Rozumie się samo przez się, że zawsze umiała nasunąć swoim klijentom konieczną potrzebę utrzymania loży w Operze lub teatrze włoskim, w której potem ofiarowywano jej najlepsze miejsce; podobnież działo się z wyścigami w Chantilly, lub z wycieczkami do niektórych wód mineralnych lub kąpieli morskich; klijenci najmowali tam dom, posyłali kucharzy, służących, konie, powozy, a pan; de La Rochaigue prowadziła ich kosztem dom otwarty zawsze dla wszystkich przyjaciół i chlubiła się swoją gospodarnością.
W świecie, i to w świecie najwyższym, panuje tak wielka i tak poniżająca żądza przyjemności i zabaw, że świat ten zamiast oburzać się na widok kobiety znakomitego urodzenia, oddającej się bezecnemu rzemiosłu łupienia tych nieszczęśliwych, których szalona próżność wtrąca do przepaści, pochlebiał jak najnikczemniej pani de La Rochaigue, owej dostojnej szafarce świetnych uroczystości; że ona sama nawet chełpiła się bezczelnie z tych wszystkich korzyści, jakie winna była swojemu interesownemu patronowi; zresztą, dowcipna, przebiegła, pochlebiająca, i wszędzie wysoko ceniona, pani de La Rochaigue była jedną z tych siedmiu lub ośmiu kobiet, wywierających największy wpływ na to, co w Paryża nazywają wielkim światem.
Otóż, te trzy osoby, o których mówiliśmy dotąd, kierowały urządzeniem obszernego, świeżo odnowionego, złoconego i z nadzwyczajnym zbytkiem umeblowanego mieszkania, które zajmowało całe pierwsze piętro pałacu, położonego na przedmieściu św. Germana.
Państwo de La Rochaigue opuścili to mieszkanie, ażeby się pomieścić na drugiem piętrze, gdzie jedna część była zamieszkana przez pannę de La Rochaigue, a druga służyła aż dotąd zięciowi i córce państwa de La Rochaigue, kiedy przyjeżdżali ze wsi, ażeby przepędzić dwa lub trzy miesiące w Paryżu.
Lokal ten, niedawno jeszcze prawie zupełnie opuszczony i umeblowany z największą oszczędnością, a dziś tak świetny, przeznaczony był dla panny Ernestyny de Beaumesnil; jej zdrowie, znacznie teraz poprawione, pozwalało jej powrócić do Francji; miała ona właśnie w tym dniu przybyć z Włoch, w towarzystwie swojej guwernantki i intendenta, którego pan de La Rochaigue wysłał do Neapolu dla przywiezienia stamtąd sieroty.
Niepodobieństwem byłoby wyobrazić sobie, tę aż do drobiazgowości posuniętą troskliwość, z jaką baron, jej siostra i żona urządzili pokoje dla panny de Beaumesnil przeznaczone. Drobnostki nawet niemające żadnego prawie znaczenia, zdradzały niecierpliwość i zapał, z jakim panna de Beaumesnil była oczekiwaną; ale było coś niezwykłego i prawie zasmucającego w widoku tylu wspaniałych i obszernych komnat, przeznaczonych dla szesnastoletniego dziecka, które w tak obszernem mieszkaniu zgubićby się mogło.
Rzuciwszy jeszcze ostatnie spojrzenie na te wszystkie przygotowania, pan de La Rochaigue zebrał swoich służących i, korzystając z tak pięknej sposobności powiedzenia mowy oratorskiej, wyrzekł ze zwykłą sobie majestatyczną powagą, następujące godne pamięci słowa:
— Zgromadzam tutaj moich ludzi, ażeby ich uwiadomić, oznajmić im, oświadczyć, że panna de Beaumesnil, moja krewna i pupilka przybędzie dzisiejszego wieczoru; pani de La Rochaigue i ja mamy zamiar, życzymy sobie, wymagamy, ażeby służba nasza była zawsze gotową na rozkazy panny de Beaumesnil, więcej jeszcze jak na nasze własne rozkazy, co ma znaczyć, że słudzy nasi mają pannie de Beaumesnil we wszystkiem, co im powie, co im rozkaże, co im zaleci, ślepo być posłuszni, tak, jakgdyby rozkazy te były przez panią de La Rochaigue lub przeze mnie wydane. Liczę zatem na gorliwość, na przezorność, na punktualność moich ludzi, a my potrafimy zawsze okazać się względniejszymi dla tych, którzy się okażą pełnymi dobrych chęci, gorliwości i pilności dla panny de Beaumesnil.
Po tak pięknej przemowie służba została rozpuszczoną i wydano do kuchni rozkaz, ażeby ciągle trzymany był w pogotowiu ciepły i zimny obiad, na wypadek, gdyby panna de Beaumesnil chciała posilić się po swojem przybyciu.
Dopełniwszy tych Wszystkich przygotowań, pani de La Rochaigue rzekła do swego męża i jego siostry:
— Teraz moglibyśmy pójść na górę, ażeby się porozumieć i umówić ostatecznie.
— Właśnie chciałem aż to, kochana żono, zaproponować — powiedział pan de La Rochaigue w sposób jak najgrzeczniejszy, uśmiechnąwszy się i pokazawszy swe długie zęby.
Wszystkie trzy osoby przechodziły już przez ostatni salon, wychodząc z tego mieszkania, gdy jeden służący rzekł do pana de La Rochaigue:
— Jest tu jakaś panna, która pragnęłaby widzieć się z panią baronową.
— Kto jest ta panna?
— Nie powiedziała mi swego nazwiska, przyszła tylko z interesem, dotyczącym nieboszczki pani hrabiny de Beaumesnil.
— Niech wejdzie — odpowiedziała baronowa. — Poczem zwróciła się do swego męża i bratowej — kto to może być ta panna?
— Nie wiem, zobaczymy — odpowiedział baron z namysłem.
— Może ma jakie pretensje — dodała pani de La Rochaigue — trzeba ją będzie odesłać do notarjusza, który zajmuje się spadkiem.
Wkrótce potem otworzył podwoje i zawołał:
— Panna Herminja.
Lubo zawsze powabne i piękne, jednak zmienione i blade rysy księżnej, dotkniętej śmiercią jej matki, zwiastowały głęboki i z trudnością ukrywany smutek; jej śliczne jasne włosy, zwykle wijące się w długich puklach, leżały teraz gładko na jej szlachetnem czole. Gdyż biedna dziewica, zdjęta ciężkim żalem, od dwóch miesięcy nie pomyślała ani przez jedną chwilę o niewinnej zalotności swojego wieku. Nadto, jest to tylko mała ale znacząca i bolesna drobnostka, białe i piękne ręce Herminji były obnażone, jej małe stare rękawiczki, które tak często i tak starannie były naprawiane, teraz niezdatne już były do użytku, a jej zwiększająca się niedola nie pozwalała na kupienie nowych.
Ah! tak, jej niedola, gdyż boleśnie dotknięta śmiercią swej matki, i będąc bardzo chorą przez sześć tygodni, nie mogła dawać lekcyj muzyki, a te były jedynym środkiem jej utrzymania; małe jej oszczędności zostały wyczerpane przez czas choroby; a nawet Herminja widziała się zmuszoną, zanim pozyskała należność za lekcje, które znowu zaczęła dawać, zastawić w lombardzie niektóre swoje srebrne drobnostki, nabyte w czasach pomyślniejszych, i z tej to pożyczki żyła teraz z oszczędnością, jakiej tylko w nieszczęściu można się nauczyć.
Na widok bladego i pięknego oblicza dziewicy, której ubiór, pomimo nadzwyczajnej czystości, zwiastował uczciwe ubóstwo, baron i żona jego spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Pani de La Rochaigue rzekła do Herminji:
— Jestem panią de La Rochaigue, czego pani sobie życzy?
— Pani — rzekła Herminja rumieniąc się z dumy — przychodzę sprostować błąd, który zapewne mimowolnie został popełniony, i odnoszę pani ten bilet bankowy na pięćset franków, który mi dzisiaj rano został nadesłany przez notarjusza zmarłej hrabiny de Beaumesnil.
Pomimo swojej odwagi, Herminja czuła, że łzy cisnęły się do jej oczu, kiedy wymówiła nazwisko swej matki; lecz zadała sobie największy gwałt, ażeby przytłumić swoje wzruszenie, i podała pani de La Rochaigue bilet bankowy, znajdujący się w liście z następującym adresem:
„Do panny Herminji“. nauczycielki śpiewu“.
Pani de La Rochaigue przeczytała list i odpowiedziała:
— Ah! daruj pani. Wszakże to pani wezwana zostałaś do hrabiny de Beaumesnil, jako artystka muzyczna?
— Tak, pani.
— Rzeczywiście, przypominam sobie, że rada familijna postanowiła przesłać pani te pięćset franków jako wynagrodzenie; myślano że ta suma...
— Jest dostateczną... przyzwoitą... dającą się przyjąć — dodał baron z miną ważną, przerywając swej żonie, która po nim dodała:
— Nie sądziliśmy zatem, ażeby pani mogła tu przyjść... i...
— Przyszłam tu — rzekła Herminja głosem łagodnym,, lecz dumnym zarazem — przyszłam, ażeby pani powrócić te pieniądze... ja zostałam już zapłaconą...
Żadna z obecnych tej scenie osób, nie czuła i nie mogła czuć, jak bolesna gorycz znajdowała się w tych słowach: ja zostałam już zapłacona...
Ale godność i bezinteresowność Herminji, zwłaszcza bezinteresowność, którą tak widoczne ubóstwo ubioru panienki tem dziwniejszą czyniło, wprawiło panią de La Rochaigue w zdumienie.
— Rzeczywiście — powiedziała — oddaję najszczersze pochwały delikatności takiego pani postępku. Familja nie wiedziała, żeś pani już została wynagrodzoną. — Ale — dodała baronowa z pewnem wahaniem, gdyż wrodzona Herminji godność i powaga, budziły w niej pewne poszanowanie — ale zdaje mi się, że powinnam panią imieniem naszej rodziny prosić, ażebyś te pięćset franków, zatrzymała jako podarunek... — I baronowa podała panience ów bilet bankowy, spojrzawszy znowu na jej ubogie ubranie.
Szlachetny rumieniec obrażonej dumy okrył powtórnie czoło Herminji.
Nieprawdopodobieństwem byłoby opisać, z jaką zadziwiającą godnością, z jaką prostotą dziewica odpowiedziała pani de La Rochaigue.
— Proszę panią, ażebyś tę szlachetną jałmużnę zachowała dla tych osób, które uciekać się będą do litości pani.
Poczem, ukłoniwszy się pani de La Rochaigue i nie dodawszy ani jednego, słowa więcej, Herminja zwróciła się ku drzwiom salonu.
— Przebacz mi pani — zawołała spiesznie baronowa — jeszcze tylko słówko, jedno słówko.
Panienka odwróciła się, nie będąc jednak w stanie ukryć łez, które upokorzenie wycisnęło z jej oczu, a które aż dotąd usilnie tłumiła, i rzekła do pani de La Rochaigue, która zdawała się być zajętą nagłą i nową myślą:
— Co pani rozkaże?
— Przedewszystkiem proszę panią o przebaczenie mi postępku który delikatność pani mógł urazić i który mógł jej nasunąć mniemanie, że chciałam panią upokorzyć; lecz upewniam panią, że...
— Pani, nie myślę nigdy, ażeby mnie ktokolwiek chciał upokorzyć, — rzekła Herminja głosem łagodnym lecz pewnym, przerywając pani de La Rochaigue.
— I ma pani słuszność — odparła baronowa — owszem; obudzi pani w każdym zupełnie przeciwne uczucie; teraz chciałam panią o pewną usługę, powiem nawet, o łaskę jednę prosić.
— Mnie, pani?
— Wszakże pani zawsze jeszcze dajesz lekcje muzyki?
— Tak, pani.
— Pan de La Rochaigue — i wskazała na barona, który jak zwykle, uśmiechał się — jest opiekunem panny de Beaumesnil, która przybędzie dzisiaj wieczorem.
— Panna de Beaumesnil! — zawołała Herminja żywo i z mimowolnem wzruszeniem. — Ona tu przybędzie... dzisiaj?
— Jak to pani baronowa miała zaszczyt oznajmić pani,dzisiaj spodziewamy się mojej kochanej kuzynki i pupilki. — powiedział baron. — Mieszkanie to jest dla niej przeznaczone dodał spoglądając z zadowoleniem po sali — mieszkanie, które pod każdym względem godne jest najbogatszej dziedziczki we Francji... gdyż nic nie jest tu zbytecznem...
Baronowa przerwała swemu mężowi, mówiąc do Herminji:
— Panna de Beaumesnil ma lat szesnaście; jej wychowanie nie jest jeszcze zupełnie skończone; będzie więc potrzebowała rozmaitych nauczycieli, jeżelibyś pani raczyła dawać jej lekcje muzyki, cieszyłoby nas to bardzo, gdybyśmy pani poruczyć mogli ten obowiązek.
Lubo Herminija domyślała się już po części, że baronowa uczyni jej podobną propozycję, jednakże myśl, iż Opatrzność sprowadza ją do boku swej siostry, tak silnie zajęła jej umysł, że byłaby się bezwątpienia zdradziła, gdyby nie baron, który, chciwie chwytając sposobność przybrania ulubionej swej postawy oratorskiej, nie pozwolił jej był ani słowa odpowiedzieć; gdyż włożywszy według zwyczaju lewą rękę za klapy swego zapiętego fraka, i opuściwszy prawą jak wahadło, które najnieznośniej zawsze jednakowo odbywało ruchy, powiedział:
— Pani, jeżeli to dla nas świętym jest obowiązkiem, sumiennie... ściśle... rozważnie wybierać nauczycieli, którym powierzyć zamierzamy naszą wychowankę... to prawdziwem szczęściem... radością jest dla nas znajdować osoby, które, podobnie jak pani, jednoczą w sobie wszystkie warunki sprawowania obowiązków, którym się w świętej sprawie wychowania i rodzin poświęcasz.
Ta mowa jednym ciągiem i tchem wyrzucona przez barona, który zawsze był skwapliwym do ćwiczeń retorycznych, a to jedynie w widokach uzyskania tak gorąco upragnionej godności para, ten potok słów, pozostawił Herminji dosyć czasu do uspokojenia swego wzruszenia, jakoż odpowiedziała baronowej, głosem prawie spokojnym:
— Wzruszona jestem zaufaniem, jakiem pani mnie obdarza, i spodziewam się dowieść pani, że się okażę godną takiej ufności.
— A więc dobrze! — odpowiedziała pani de La Rochaigue, — skoro pani przyjmuje naszą propozycję, to uwiadomimy panią, jak tylko panna de Beaumesnil będzie w stanie wziąć pierwszą lekcję, gdyż zapewne będzie pierwej musiała kilka dni wypocząć, ażeby wytchnąć po swojej utrudzającej podróży.
— Zatem będę czekała, dopóki pani nie raczy napisać do mnie, ażeby złożyć pannie de Beaumesnil moje uszanowanie — rzekła Herminja i wyszła z salonu.
Z jaką radością, z jakiem rozczuleniem wróciła dziewica do swego skromnego mieszkania. Mogła się tedy spodziewać widzieć swą siostrę, i widywała ją często, ponieważ liczyła na wszystkie środki swego przywiązania, ażeby pozyskać miłość Ernestyny.
Zapewne, i dla ważnych powodów, które Herminja w najczystszym szacunku dla matki, w najwznioślejszem i najszlachetniejszem uczuciu dumy czerpała, powinna ona była na zawsze zataić przed swoją siostrą, jakie tajemne węzły łączyły je z sobą, równie jak miała siłę ukryć to przed panią de Beaumesnil; ale nadzieja tego prędkiego może zbliżenia się, budziła w młodej artystce nieopisaną rozkosz i sprawiała jej niespodziewaną pociechę.
Jej wrodzona przenikliwość i pewna nieufność do państwa de La Rochaigue, których przecież po raz pierwszy widziała, wywołały w Herminji myśl, że to szesnastoletnie dziecię, ta siostra, którą ona, nie znając jej, tak czule kochała, powinna była być powierzona osobom godniejszym takiej opieki. Jeżeli ją przeczucie nie omyliło, to miłość, jaką siostrę swoją spodziewała się natchnąć, mogła na nią wywrzeć wpływ dwakroć zbawienny.
Nie potrzebujemy zapewniać, że, pomimo ubogiego stanu, pomimo niedostatku, w jakim się znajdowała, Herminja nawet na chwilę nie pomyślała o tem, ażeby ów bajeczny niemal przepych, jakim jej siostra miała być otoczoną, porównać ze swojem położeniem, położeniem biednej artystki, która była narażona na wszystkie wątpliwe wypadki choroby i niedoli.
Charaktery dumne i szlachetne posiadają w sobie tyle ożywczego ciepła i zapału, że lód egoizmu topnieje w nich zupełnie: tak w poprzedzającej scenie godność Herminji, delikatny i naturalny wdzięk jej zachowania, ujęły tak dalece oboje państwo de La Rochaigue, którzy przecież nie bardzo byli uczuciowi, obudziły w nich taki szacunek, że pospieszyli natychmiast z podaniem młodej panience tej propozycji, z której ona tak się cieszyła.
Baronowa, baron i jego siostra, którzy po oddaleniu się Herminji pozostali sami, usunęli się teraz do swoich pokojów, dla odbycia ważnej bardzo narady, w sprawie spodziewanego przybycia Ernesty de Beaumesnil.