Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom II/Pycha/Rozdział VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siedem grzechów głównych |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Sept pêchés capitaux |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Niepokój, jaki czuła Herminja, zwiększył się jeszcze, gdy spojrzała na Oliwiera; młody wojskowy zdawał się być smutnym i poważnym; zdawało się nawet księżnej, że unikał spotkania się z jej wzrokiem, jakgdyby doznawał pewnego przykrego pomieszania, i wątpliwości, które się także objawiały w jego chwilowem milczeniu, jakie przed odkryciem celu swojego przybycia czas jakiś zachował.
Herminija pierwsza przerwała to milczenie, mówiąc:
— Pisał pan do mnie, panie Oliwierze, prosząc mnie o posłuchanie w jakiejś bardzo ważnej sprawie?
— Rzeczywiście, panno Herminjo, w bardzo ważnej sprawie.
— Wierzę, gdyż nawet zdajesz się pan być wzruszonym; cóż mi pan tedy oznajmi?
— Chodzi o Geralda pani.
— Wielki Boże! — zawołała księżna z przestrachem — cóż mu się przytrafiło?
— Nic pani — odpowiedział Oliwier spiesznie — nic złego! ja właśnie od niego przybywam.
Uspokojona temi słowy Oliwiera, Herminja z początku była nieco zawstydzona swoim nierozważnym wykrzyknikiem, i zarumieniwszy się, rzekła:
— Proszę bardzo, nie chciej mnie pan rozumieć fałszywie. Ale ulegając swemu otwartemu i dumnemu charakterowi, dodała: — Zresztą, dlaczegóż mam taić przed panem to, o czem panu wiadomo, panie Oliwierze? Nie jestże pan najlepszym przyjacielem, niemal bratem Geralda? Ani on, ani ja nie potrzebujemy się rumienić z powodu naszego przywiązania. Jutro zamierza on plany swoje oznajmić matce i prosić ją o pozwolenie, którego już naprzód jest pewien. Dlaczego go nie miał uzyskać? Jesteśmy równego stanu. Gerald żyje ze swej pracy, jak ja z mojej; los nasz będzie skromny i... Ale, przebacz panie Oliwierze, że panu tak o nas samych rozpowiadam; jest to wiecznym błędem kochanków. Teraz więc, kiedy Geralda nic złego nie spotkało, powiedz mi pan, jaka jest sprawa, która pana do mnie sprowadziła?
Słowa Herminji zwiastowały taki spokój, że Oliwier teraz dopiero uczuł, jak trudnem było poselstwo, którego się podjął; odpowiedział więc z widocznem wahaniem:
— Nic złego nie spotkało Geralda, panno Herminjo; lecz przyszedłem tu, ażeby się z panią rozmówić w jego imieniu.
Rysy księżnej, które się na chwilę wypogodziły, nowy objawiły niepokój.
— Panie Oliwierze, błagam pana, wytłumacz się jasno — rzekła do niego — przybywa pan do mnie, ażeby się rozmówić w imieniu Geralda? Czyliż to potrzeba jakiego pośrednika pomiędzy nim a mną? a chociaż tym pośrednikiem pan jesteś, pan, jego najlepszy przyjaciel! jednak dziwi mnie to nadzwyczajnie. Czemuż Gerald sam nie przyszedł?
— Bo są rzeczy, które on sam lęka się wyznać pani.
Herminja zadrżała; twarz jej przybrała wyraz największej trwogi, i wpatrując się w Oliwiera zawołała:
— Są rzeczy, których Gerald lęka się wyznać przede mną, przede mną?
— Tak jest, pani.
— W takim razie — dodała dziewica blednąc — to jest coś złego, czego mi nie śmie wyznać?
— Widzi pani — odpowiedział Oliwier, który był jak na torturach — chciałem zdaleka, ostrożnie przystąpić do rzeczy; ale to przedłużyłoby tylko pani niepokój.
— O mój Boże! — szepnęła dziewica z drżeniem — cóż ja słyszę?
— Prawdę, panno Herminjo; jest ona lepszą jak kłamstwo.
— Kłamstwo!
— Słowem, Gerald nie może zmieść dłużej swojego fałszywego położenia, w jakiem go nadzwyczajny stan rzeczy i konieczna potrzeba zbliżenia się do pani, postawiły; odwaga jego już się wyczerpała, dlatego nie chce on już pani powtarzać kłamstwa i niechaj, co chce nastąpi, ponieważ tylko we wspaniałomyślności pani pokłada swoje nadzieje, przysyła mnie, powtarzam pani, ażeby pani powiedzieć to, czego sam wyznać się lęka, gdyż wie, jak każdy fałsz jest pani obrzydły. Otóż... na nieszczęście, Gerald zwodził panią.
— Zwodził... mnie!
— On nie jest tem, czem się zdaje być; przybrał sobie fałszywe nazwisko; przedstawiał się pani tem, czem wcale nie jest.
— Wielki Boże! — zawołała przerażona dziewica, i okropna myśl przebiegła jej umysł.
Ponieważ daleką była od myśli, ażeby Oliwier mógł posiadać w najwyższej arystokracji tak zaufanego przyjaciela, przeto nieszczęśliwa dziewczyna wyobrażała sobie coś zupełnie przeciwnego; wpadła ona na myśl, że Gerald przybrał sobie fałszywe nazwisko, i udawał inny stan, ażeby pod obcą sobie powierzchownością, nie skromne swoje pochodzenie, lub skromny stan ukryć, gdyż w jej oczach praca i uczciwość równała wszystkie stany, lecz że chciał utaić jakiś poprzedni haniebny lub godny kary postępek, słowem, Herminja sądziła, że Gerald dopuścił się dawniej jakiego nikczemnego czynu. Dlatego też w nadzwyczajnej trwodze swojej Herminja wyciągnęła tobie ręce do Oliwiera i zawołała drżącym głosem:
— Nie kończ... o nie kończ pan tak haniebnego wyznania.
— Haniebnego! — powtórzył Oliwier — jakto! czyliż dlatego iż Gerald zataił przed panią, że jest księciem de Senneterre?
— Pan mówi... że... Gerald... przyjaciel pański?...
— Jest księciem de Senneterre. Tak jest, pani; byliśmy razem w szkołach; Gerald pozwolił się wziąść do wojska, równie jak ja; spotkałem się z nim znowu w pułku i odtąd datuje się nasza przyjaźń. Teraz, domyśla się pani, z jakiego powodu ukrył przed panią swą godność i stan. Jest to błąd, w którym i ja jestem winnym... ale tylko z nierozwagi; z początku bowiem był to tylko żart, swawola, których dzisiaj szczerze żałuję; miałem wprowadzić Geralda do pani Herbaut, jako pisarza notarjusza. Na nieszczęście jużem go był przedstawił, kiedy po owem dziwnem spotkaniu, w którem go pani poznałaś, znalazł panią znowu u pani Herbaut; resztę pojmuje pani zapewne; lecz powtarzam pani, Gerald wołał wyznać prawdę; gdyż przeciw temu ciągłemu kłamstwu oburza się jego prawość.
Skoro Herminja dowiedziała się, że Gerald, zamiast być człowiekiem zhańbionym, który ukrywał się pod obcem nazwiskiem, nie popełnił żadnego innego występku, prócz tego, że zataił swoje świetne urodzenie, nagły obrót jej myśli tak był gwałtowny, tak burzliwy, że w pierwszej chwili uczuła pewien zawrót głowy; lecz gdy odzyskała rozwagę, gdy jednym rzutem oka zdołała objąć wszystkie skutki tego odkrycia, młoda dziewica tak się zmieszała, że śmiertelna boleść pokryła jej lica; drżenie opanowało wszystkie jej członki, kolana ugięły się pod nią i na chwilę musiała się oprzeć o komin, ażeby nie upaść.
Nareszcie, odzyskawszy przytomność, rzekła głosem niepewnym i wzruszonym;
— Panie Oliwierze... to, co powiem, wydawać się pana noże będzie nierozsądnem; pierwej, zanim mi pan wszystko wyznał, opanowała mnie szalona, okropna myśl, to jest, że Gerald zataił przede mną swoje prawdziwe nazwisko, dlatego że, się dopuścił jakiego haniebnego, karygodnego występku.
— Ah! pani, to mogłaś myśleć!
— Tak, myślałam, lecz nie wiem, czy prawda, którą mi pan wyjawiłeś, nie większą i okropniejszą sprawi mi zgryzotę, jak ta, którą czułam, myśląc, że Gerald mógł być człowiekiem zhańbionym.
— Co pani mówi? To być nie może.
— Zdaje się to panu nierozsądnem, nieprawdaż? rzekła dziewica z goryczą.
— Jakto! Gerald zhańbiony?
— Boże! alboż ja wiem! Ale mogłam mieć nadzieję, że potęgą mojej miłości wydobędę go z poniżenia, że go przywrócę do straconej godności w jego... w moich własnych oczach, słowem że odzyska zhańbioną cześć; ale — dodała Herminja z bolesnym smutkiem — pomiędzy mną a księciem de Senneterre jest teraz otchłań nieprzebyta...
— O! uspokój się pani — rzekł Oliwier w nadziei, że zagoi ranę którą zadał, i że boleść dziewicy przemieni w radość; — uspokój się pani; ja mam zlecenie wyznać błąd popełniony przez Geralda; lecz dzięki Bogu! mam także i zlecenie, oznajmić pani, że Gerald pragnie błąd ten naprawić... o! w najświetniejszy sposób naprawić. Gerald mógł panią zwieść co do nazwiska i stanu, lecz, co się tyczy jego uczuć, w tych nigdy pani nie zwodził; są one w tej chwili też same, jakiem i były zawsze, postanowienie jego nie zmieniło się bynajmniej. Dziś, równie jak wczaraj, Gerald jedno tylko ma pragnienie, jednę nadzieję, to jest ażeby pani raczyła przyjąć jego nazwisko; tylko, że dziś jest to nazwisko księcia de Senneterre, oto cała różnica.
— Cała różnica! — zawołała Herminja, której smutek w bolesne zmienił się zniechęcenie — ah! to jest cała różnica! Więc pan to za nic poczytujesz, że on moją miłość pozyskał z pomocą fałszywych pozorów, że mnie postawił w okropnej konieczności, albo wyrzeczenia się miłości, która stanowiła nadzieję, szczęście mego życia... albo też wejście do rodziny, która tylko niechęć lub pogardę okazywać mi będzie? Ah! więc to pan za nic uważasz? Niestety! przyjaciel pański utrzymuje że mnie kocha, że jabym zniosła niezliczone upokorzenia, na któreby mnie naraził podobny związek?
— Ależ pani...
— Panie Oliwierze, posłuchaj mnie pan. Kiedym go pierwszy raz ujrzała po owem spotkaniu, które właśnie z powodu nadzwyczajności swojej zbyt wiele wspomnień w duszy mojej pozostawiło, gdyby mi wówczas Gerald otwarcie był wyznał, że jest księciem de Senneterre, byłabym się wszystkiemi siłami oparła powstającemu dopiero uczuciu, i byłabym może odniosła zwycięstwo; lecz w każdym razie nie byłabym już nigdy w życiu mojem zobaczyła Geralda; kochanką jego być nie mogę, a powtarzam panu, że nie jestem z tego rzędu kobiet, ażebym mogła znosić upokorzenia, jakie mnie oczekują, gdybym zezwoliła na zostanie jego żoną.
— Myli się pani, przyjmij pani propozycję Geralda, a przekonasz się, że żadnych nie doznasz upokorzeń, jest on bowiem panem swych czynów. Od kilku lat utracił ojca, a więc wyzna wszystko swej matce, i wytłumaczy jej, czem jest dla niego ta miłość; ale jeżeliby pani de Senneterre chciała poświęcić szczęścia Geralda względem urodzenia i staniu, w takim razie postanowił on, wprawdzie mimo swej woli, i dopiero po wszelkich usiłowaniach zmienienia sposobu myślenia swej matki, działać bez jej pozwolenia.
— Ja zaś, panie, ja nie mogę za żadną cenę wyrzec się, nie miłości, gdyż tej narzucić nie można, ale szacunku matki mojego męża! ponieważ na szacunek ten zasługuję. Nigdy o mnie nie powiedzą, że stałam się przyczyną zerwania pomiędzy Geraldem a jego matką, żem się wcisnęła do jego szlachetnej i znakomitej rodziny, nadużywając jego miłości dla mnie; nie, panie, tego nigdy o mnie nie powiedzą. Moja duma tego nie zniesie!
Kiedy Herminja wymawiała te słowa, boleść i wrodzona godność nadały jej twarzy wyraz zachwycający.
Oliwier zbyt szlachetne miał uczucie, ażeby nie miał podzielać zarzutów dziewicy, zarzutów, których on, podobnie jak i Gerald, obawiał się, znając nieugiętą dumę Herminji. Jednakże Oliwier postanowił spróbować jeszcze ostatniego środka, i powiedział:
— Ależ, panno Herminjo, błagam, zastanów się pani, wszakże Gerald ofiarowując pani swą rękę, czyni wszystko, co tylko człowiek z honorem uczynić może. Czegóż pani więcej pragnie?
— Czego ja pragnę, mój panie? powiedziałam już panu, pragnę ażeby się ze mną obchodzono z takim szacunkiem, jakiego jestem godna, i jakiego spodziewać się mam prawo od familji de Senneterre.
— Lecz Gerald może tylko ręczyć pani za swą własną osobę. Więcej żądać, byłoby...
— Słuchaj pan, panie Oliwierze — przerwała mu Herminja po chwili namysłu — pan mnie zna, pan wie, czy moja wola jest nieugiętą.
— Wiem o tem, pani.
— Otóż! nie zobaczę Geralda w życiu mojem, jeżeli jego matka, księżna de Senneterre nie przyjdzie tutaj.
— Tutaj? zawołał Oliwier zdumiony.
— Tak jest, jeżeli księżna de Senneterre tutaj nie przyjdzie... do mnie... powiedzieć mi, że zezwala na moje połączenie się z jej synem. Wtedy dopiero nikt nie powie, żem się narzuciła tej szlachetnej rodzinie.
Żądanie to, zdradzające trudną do uwierzenia i majestatyczną niemal dumę, co też rzeczywiście miało miejsce, Herminja objawiła prosto, naturalnie, bez najmniejszej przesady, gdyż dziewica ta pełna wysokiego lecz sprawiedliwego dla samej siebie szacunku, była przekonana, że tego tylko wymagała, co jej się słusznie należało.
W pierwszej chwili jednak żądanie to zdawało się Oliwierowi tak nadzwyczajnem, że w zdumieniu swojem nie mógł się wstrzymać i odpowiedział:
— Pani de Senneterre ma przyjść do pani, powiedzieć, że zezwala na związek syna; nie panno Herminjo, pani o tem nie myśli, to niepodobieństwo!
— Dlaczegóż to, panie? — zapytała młoda artystka z dumą tak naturalną, że Oliwier, zastanowiwszy się nareszcie nad całą godnością charakteru i miłości Herminji, odpowiedział z pewnem pomieszaniem:
— Pani pyta mnie, dlaczego księżna de Sennneterre nie może tu przybyć, ażeby pani oznajmić, iż zezwala na związek swego syna?
— Tak, panie.
— Ależ, pani, nie będę już wspominał o względach wyższego towarzystwa, lecz krok, jakiego pani wymaga, od osoby będącej w wieku pani de Senneterre, zdaje mi się...
Herminja przerwała Oliwierowi z gorzkim uśmiechem:
— Gdybym należała do tego wyższego towarzystwa, o którem pan mówi; gdybym, zamiast być sierotą, miała matkę, rodzinę, a pan de Senneterre żądał mej ręki, odpowiedz mi pan poprostu, tak lub nie, byłożby przyzwoicie, gdyby pani de Senneterre uczyniła pierwszy krok do mej matki, lub do mej rodziny, z prośbą o moją rękę?
— Bezwątpienia, pani. Lecz...
— Nie mam matki, nie mam rodziny — mówiła dalej Herminja ze smutkiem — do kogoż w takim razie, udać się powinna pani de Senneterre, jeżeli nie do mnie, kiedy idzie o moje zamęście?
— Pozwól mi pani jedno tylko uczynić zapytanie: byłżeby taki krok możebny ze strony pani de Senneterre, gdyby ona małżeństwo to uważała dla siebie za właściwe?
— Właśnie ja tego tylko żądam, panie Oliwierze.
— Lecz matka Geralda nie zna pani.
— Jeżeli pani de Sennetenre tak niekorzystne o synu swoim ma wyobrażenie, że sądzi go uważać za zdolnego uczynienia niegodnego siebie wyboru, niechaj więc zasięgnie o mnie wiadomości. Dzięki Bogu, ja nie lękam się niczego.
— To prawda, — rzekł Oliwier, nie mogąc w tej mierze nic więcej zarzucić — teraz nie mam już nic do nadmienienia.
— A więc posłuchaj pan mojej ostatniej woli; albo pani de Senneterre przyjmie mój związek z Geraldem, i dowiedzie mi tego, że uczyni do mnie krok, którego wymagam; albo też... uzna mnie niegodną przyjęcia na łono swej rodziny, a wtedy nigdy już nie zobaczę pana de Senneterre.
— Panno Herminjo, przynajmniej z litości dla Geralda...
— Ah! wierzaj mi pan, większego ja godna jestem politowania, jak pan de Senneterre — powiedziała dziewica — nie mogąc już dłużej powściągnąć łez swoich i zakrywając twarz rękoma, gdyż ja... umrę może ze smutku... lecz do samego końca okażę się przynajmniej godną Geralda i mojej miłości.
Oliwier był niepocieszony w swym smutku; nie mógł jednak wstrzymać się od podziwu dla tej dumy, pomimo, że ubolewał nad jej skutkami, pomyślawszy o rozpaczy Geralda.
Wtem rozległ się nagle brzęk dzwonka w przedpokoju młodej artystki. Herminja podniosła głowę, osuszyła łzy, które zrosiły jej piękne lica, i przypomniawszy sobie bilet panny de Beaumesnil, rzekła do Oliwiera:
— Zapewne to Ernestyna. Biedne dziecię, zapomniałam o niej. Panie Oliwierze, bądź pan łaskaw otworzyć jej — dodała księżna przykładając chustkę do oczu, ażeby zatrzeć ślad swoich łez.
— Jeszcze słówko — rzekł Oliwier głosem przenikającym i prawie uroczystym — pani niema pojęcia jak wielka jest miłość Geralda. Wie pani jak jestem szczerym. Otóż! ja lękam się o niego... lękam się, gdy pomyślę o skutkach pani odmowy.
Herminja zadrżała na te przerażające słowa Oliwiera. Przez chwilę zdawała się staczać bolesną walkę, lecz wyszła z niej zwycięsko i zupełnie wycieńczona tą moralną męczarnią, nieszczęśliwa odpowiedziała Oliwierowi głosem prawie gasnącym:
— Okropną jest dla mnie boleścią, przywodzić Geralda do rozpaczy, wierzę bowiem w jego miłość, gdyż znam moją własną... wierzę w jego boleść, gdyż czuję także i moją... ale nigdy nie poświęcę mojej godności, bo na niej polega godność Geralda.
— Pani, błagam panią...
— Znasz pan moje postanowienie, panie Oliwierze; nie dodam już ani jednego słowa. Ulituj się pan nade mną, pan widzi, że ta rozmowa zabija mnie.
Oliwier, okropnie zasmucony, ukłonił się Herminji i wyszedł do przedpokoju, ale zaledwie otworzył drzwi, krzyknął:
— Mój wuj! i pani, panno Ernestyno! Wielki Boże! ta bladość... ta krew na czole pani... cóż to się stało?
Usłyszawszy te słowa Oliwiera, Herminja wybiegła ze swego pokoju i z największym pośpiechem udała się do drzwi zewnętrznych.