Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom II/Pycha/Rozdział IX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


IX.

Przyczyna przerażenia Oliwiera, kiedy otworzył drzwi mieszkania księżnej, była następująca:
Blady, z twarzą niespokojną, komendant ledwie mogący utrzymać się na nogach, opierał się na ręce panny de Beaumesnil, która równie blada jak stary marynarz, w skromnej perkalikowej sukience, z czołem krwią zbroczonem, wstążkami od kapelusza rozwiązanemi i powiewającemi w nieładzie na jej ramionach, stała przed drzwiami.
— Mój wuju, co ci jest? — zawołał Oliwier, zbliżając się niespokojnie do weterana i wpatrując się strwożonym wzrokiem w jego rysy — cóż się stało?
— Ernestyno! — zawołała jednocześnie przerażona Herminja — mój Boże, tyś zraniona! — To nic, Herminjo — odpowiedziała dziewica drżącym głosem, starając się jednak uśmiechnąć. — Przebacz mi, przybywam z tym panem, gdyż właśnie...
Biedna istota nie mogła nic więcej powiedzieć, jej siły, odwaga opuściły ją, lica jej pobladły jeszcze bardziej, oczy zamknęły się, głowa opadła, kolana ugięły się pod nią, i gdyby nie Herminja, która ją schwyciła w swoje objęcia, byłaby upadła na posadzkę.
— Boże! ona mdleje! krzyknęła księżna. — Panie Oliwierze, pomóż mi pan, zaniesiemy ją do mego pokoju.
— Ja to, ja jestem przyczyną tego nieszczęścia! zawołał komendant Bernard zdjęty najwyższym niepokojem. I chwiejnym krokiem, gdyż był jeszcze bardzo osłabiony, udał się za Oliwierem i Herminją, którzy zanieśli Ernestynę do sypialnego pokoju. Biedne dziecię, — powtarzał weteran — jakie serce, jaka odwaga!
Księżna posadziła Ernestynę w fotelu, zdjęła kapelusz z jej głowy, odgarnęła z jej pogodnego białego czoła piękne ciemne włosy, które w gęstych puklach stoczyły się na ramiona, a następnie, podczas kiedy Oliwier podpierał jej ociężałą głowę, Herminja tamowała chustką krew płynącą z lekkiej na szczęście rany.
Stary marynarz blady i z drżącemi usty stał jak skamieniały, trzymając w załamanym ręku swą kraciastą niebieską chustkę od nosa; przypatrywał się tej wzruszającej scenie, nie mogąc ani jednego słowa wymówić, tylko rzęsiste łzy spływały po jego siwych wąsach.
— Panie Oliwierze, potrzymaj ją pan chwilkę, dopóki nie przyniosę wody świeżej i kolońskiej wódki — rzekła Herminja.
I w chwilę potem wróciła z pięknym kubkiem z angielskiej porcelany i kryształowym flakonikiem, napełnionym do połowy wodą kolońską.
Przemywszy ranę Ernestyny wodą, do której domieszała nieco kolońskiej wódki, ulała kilka jej kropel na rękę i dała do powąchania pannie de Beaumesnil.
Powoli ożywiły się znowu usta Ernestyny, zimna bladość jej lica ustąpiła miejsca lekkiemu rumieńcowi i ciepło życia powróciło do jej członków.
— Dzięki Bogu! już przychodzi do siebie — rzekła Herminja, porządkując szyldkretowym grzebieniem rozpuszczone włosy sieroty.
Przejęty tym widokiem Oliwier rzekł do księżnej, która, stojąc przy krześle, tuliła głowę panny de Beaumesnil do piersi.
— Żałuję bardzo, panno Herminjo, że przy tak smutnym wypadku zmuszony jestem przedstawić pani mego wuja, komendanta Bernard.
Młoda artysta odpowiedziała na słowa Oliwiera uprzejmym ukłonem, oddanym staremu marynarzowi, który odpowiedział:
— Wierzaj mi, pani, jestem nadzwyczajnie zasmucony tem zdarzeniem, którego na nieszczęście stałem się powodem, i które sprawiło pani tyle przykrości.
— Ale mój wuju — rzekł Oliwier — cóż ci się przytrafiło?
Tymczasem, kiedy Herminja, widząc, że Ernestyna, dzięki jej troskliwej staranności, coraz więcej do siebie przychodzi, podała jej powtórnie kilka kropel wody kolońskiej, komendant głosem wzruszonym odpowiedział Oliwierowi:
— Podczas kiedyś dziś rano rozmawiał z twoim przyjacielem, ja wyszedłem z domu...
— Rzeczywiście, mój Wuju, pani Barbancon powiedziała mi, żeś był tak nierozważny i pomimo nadzwyczajnego osłabienia wyszedłeś, ale uspokoiła ją nieco ta okoliczność, żeś się zdawał być tak wesołym, jakim cię już oddawna nie widziała.
— O! zapewne — odpowiedział weteran radośnie — byłem wesoły, bo byłem szczęśliwy, o bardzo szczęśliwy, gdyż dzisiaj rano... Lecz komendant zatrzymał się, spojrzał na Oliwiera ze szczególnym wyrazem, i wzdychając dodał: Nie... nie, nie mogę ci powiedzieć; koniec końcem wyszedłem z domu...
— Bardzo źle uczyniłeś, mój wuju.
— Cóż chcesz, miałem do tego moje powody, a potem, myślałem także, iż ruch na świeżem powietrzu korzystniejszy dla mnie będzie, jak te krótkie przechadzki w naszym ogródku; wyszedłem więc, lecz, nie ufając moim siłom, zamiast udać się na równinę, zwróciłem się ku tej wielkiej murawie, przyległej do kolei żelaznej. Przeszedłem się trochę, uczułem znużenie i usiadłem w słońcu, na brzegu spadzistości schodzącej do jednej z tych brukowanych ulic, nowo wytkniętych, na których jeszcze żadne domy nie stoją. Siedziałem może z kwadrans czasu, i kiedy mi się zdawało, żem już dostatecznie wypoczął, chciałem się podnieść, ażeby wrócić do domu. Lecz chociaż przechadzka nie była długa, wyczerpała ona wszystkie moje siły. Zaledwiem wstał, dostałem natychmiast zawrotu głowy, kolana ugięły się przede mną, straciłem równowagę, spadzistość była dosyć znaczna...
— I upadłeś, mój wuju — zawołał Oliwier z trwogą.
— Tak jest, stoczyłem się na sam dół góry; upadek ten nie byłby tak niebezpieczny, gdyby w tejże samej chwili nie był przejeżdżał ogromny wóz naładowany kamieniami, którego konie opuszczone przez woźnicę, szły na los szczęścia.
— Wielki Boże! zawołał Oliwier.
— Jakież okropne niebezpieczeństwo! — zawołała Herminja.
— Ah! tak, okropne, mianowicie dla tej dobrej panienki, którą tu pani widzi zranioną, gdyż z narażeniem własnego życia moje chciała uratować.
— Jakto, mój wuju, rana panny Ernestyny...
Upadłszy z góry — mówił dalej starzec, przerywając swemu siostrzeńcowi, który wzrokiem najczulszej tkliwości i wdzięczmości spoglądał na pannę de Beaumesnil — stłukłem sobie głowę; leżałem tak na bruku, nie mogąc najmniejszego uczynić poruszenia, gdy wtem spostrzegłem zbliżające się konie: głowa moja już tylko o parę cali znajdowała się od koła, lecz nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk, jakby przez mgłę ujrzałem jakąś kobietę przybiegającą do mnie; lecz w tej chwili straciłem zupełnie przytomność. Następnie — mówił dalej starzec z coraz większem rozrzewnieniem — wróciwszy do zmysłów, siedziałem oparty o spadzistość góry, może o dwa kroki od miejsca w którem o mało nie zostałem przejechany. Przy mnie młoda dziewica, anioł odwagi i dobroci klęczała ze złożonemi rękoma, blada jeszcze z przerażenia i zakrwawionem czołem. Ono to była! — zawołał stary marynarz, zwracając się do Ernestyny, która już teraz zupełnie odzyskała przytomność. — Tak, pani to byłaś! — dodał — pani ocaliłaś mi życie z narażeniem swego własnego. Pani, biedna, słaba istota, słuchając jedynie głosu swego serca i odwagi!
— O! Ernestyno, jakże się chlubię z twojej przyjaźni — zawołała księżna, przyciskając do serca zawstydzoną i rumieniącą się Ernestynę.
— Tak, tak — rzekł starzec — bądź pani dumną ze swej przyjaciółki; sprawiedliwie jej się to należy.
— Pani — dodał ze swej strony Oliwier, zwracając się z nadzwyczajnem pomieszaniem do panny de Beaumesnil — co do mnie, zdolny jestem tylko powiedzieć pani te słowa, a serce pani pojmie, jakie one mają dla mnie znaczenie: Zawdzięczam pani życie mojego wuja, albo raczej życie najtkliwiej kochanego ojca.
— Panie Oliwierze — odpowiedziała pani de Beaumesnil, spojrzawszy z pewnem zdziwieniem na młodzieńca, i spuszczając następnie oczy — słowa pana czynią mnie dwakroć szczęśliwą, gdyż dotąd nie wiedziałam jeszcze, że ten pan jest tymże samym krewnym pana, o którym mi mówiła onegdaj Herminja.
— Teraz — rzekł starzec ze wzruszeniem — jak się pani ma? możeby należało sprowadzić doktora. Panno Herminjo, cóż pani myśli? Oliwier uwinąłby się jak najprędzej.
— Panie Oliwierze, proszę bardzo, nie czyń pan tego — zawołała Ernestyna skwapliwie — rana moja musi być bardzo lekka, gdyż zaledwie ją czuję; jeżelim zemdlała, to zaręczam, że więcej wzruszenie, jak boleść była tego powodem.
— Nic to nie szkodzi, Ernestyno — rzekła Herminja — musisz trochę wypocząć; i ja ranę twoją uważam za lekką; ale byłaś tak przestraszona, że chciałabym cię przynajmniej kilka godzin zatrzymać u siebie.
— O! na takie zlecenie, kochana Herminjo — odpowiedziała panna de Beaumesnil z uśmiechem — przystaję z całego serca i starać się będę moje wyzdrowienie odwlec jak najdłużej.
— Oliwierze, mój synu — rzekł stary marynarz — podaj mi rękę, opuścimy te damy.
— Panie Oliwierze — odpowiedziała Henminja — zdaje mi się, że byłoby niepodobieństwem, ażeby pan Bernard, przy swojem osłabieniu, mógł iść piechotą, możeby lepiej byłoby kazać odźwiernej sprowadzić dorożkę?
— Nie, nie, kochana pani, kiedy mnie prowadzi mój Oliwier, nie obawiam się niczego — odpowiedział starzec. — Świeże powietrze orzeźwi mnie znowu; a potem, chciałbym także Oliwierowi pokazać miejsce, gdzie, gdyby nie pomoc tego anioła opiekuńczego, niechybnie byłbym został zabity. Nie jestem ja wielkim nabożnisiem, ale przysięgam pani, że często odbywać będę pielgrzymki do tego miejsca, na którem mnie ta szlachetna istota ocaliła w chwili, kiedy miałem jeszcze tak wielką ochotę pozostać przy życiu, gdyż właśnie dzisiaj rano...
I po raz drugi, ku zdziwieniu Oliwiera weteran nie dokończył słów swoich.
— Ale mniejsza oto! — mówił dalej — będę się modlił po swojemu za mojego anioła stróża, gdyż doprawdy — dodał z łagodnym i wesołym uśmiechem — świat jest dzisiaj przewrotny. Teraz młode panienki ratują starych żołnierzy; ale, za to na szczęście starzy żołnierze mają wierne i wdzięczne serca.
Z oczyma wlepionemi w melancholijne i łagodne oblicze panny de Beaumesnil, Oliwier doznawał wzruszenia pełnego powabu; serce jego biło silnie, pod wpływem rozmaitych uczuć, kiedy się przypatrywał dziewicy, przypominając sobie okoliczności pierwszego z nią spotkania, jej szczerą otwartość, naiwną oryginalność jej charakteru, a mianowicie te poufne zwierzenia Herminji, które mu opowiadała, że los Ernestyny nie jest bardzo pomyślny.
Niewątpliwie, Oliwier uwielbiał piękność Herminji, równie jak każdy inny, ale w tej chwili Ernestyna zdawała mu się być również piękną. Młody podoficer tak był zatopiony w swoich myślach, że wuj musiał go uchwycić za rękę, mówiąc do niego:
— Teraz, mój chłopcze, nie nadużywajmy już dłużej gościnności, której raczyła udzielić mi panna Herminja.
— Rzeczywiście, Herminjo, rzekła Ernestyna — wiedząc że niedaleko mieszkasz od miejsca, w którem się nasz wypadek przytrafił, sądziłam...
— Zapewne myślisz się usprawiedliwiać — zawołała Herminja, przerywając z uśmiechem pannie de Beaumesnil — żeś postąpiła tak, jak postąpić winna moja przyjaciółka?
— Żegnam panie — rzekł stary marynarz. Poczem zwróciwszy się do Ernestyny dodał głosem wzruszonym: byłaby to myśl bardzo bolesna dla mnie, gdybym panią pierwszy i ostatni raz w życiu mojem miał widzieć, o! bądź pani spokojna — dodał starzec, w odpowiedzi na pewne poruszenie Ernestyny — moja wdzięczność nigdy nie przekroczy granic skromności; proszę tylko pannę Herminję o jednę łaskę, to jest, ażeby mnie niekiedy raczyła uwiadomić, i to tak rzadko, jak będzie się pani podobać, kiedy tu panią będę mógł zastać, nieprawdaż, wszakże mi pani tego nie odmówi? — mówił starzec głosem stłumionym z wzruszenia — gdyż nie dosyć napełnić serce wdzięcznością, trzeba mu także czasami pozwolić, ażeby ono wdzięczność swoją mogło wypowiedzieć.
— Panie Bernard — odpowiedziała Herminja — życzenie pana zbyt jest słuszne, ażebyśmy go nie miały wypełnić; pierwszego lepszego wieczoru, w którym Ernestyna będzie wolna, uwiadomimy pana, a pan raczy nam sprawić przyjemność przyjąć u nas filiżankę herbaty.
— Doprawdy? — zawołał uradowany starzec; poczem dodał — zawsze świat jest przewrotny, teraz dobroczyńcy obsypują swoich klijentów dobrocią. Lecz chętnie poddaję się temu; a więc jeszcze raz, do zobaczenia; bywajcie panie zdrowe, czy idziesz, Oliwierze?
Mając już wyjść z pokoju, stary marynarz zatrzymał się jeszcze z pewnem wahaniem, i po chwili namysłu powrócił, mówiąc do obu dziewcząt:
— Widzicie, moje panie, dalibóg, nie mogę zabrać z sobą tajemnicy, która ciąży na sercu i gwałtem do was się wydziera.
— Tajemnicy, panie Bernard?
— Tak jest, tak! już dwa razy o mało jej nie wygadałem, ale dwa razy stłumiłem tę chętkę, ponieważ obiecałem zachować milczenie; lecz panna Ernestyna, której zawdzięczam moje życie, powinna się nareszcie dowiedzieć, dlaczego jestem tak uszczęśliwiony z ocalenia reszty dni moich.
— Ja tegoż samego jestem zdania, panie Bernard — rzekła Herminja — taka nagroda słusznie należy się Ernestynie.
— Zapewniam pana — dodała panna de Beaumesnil — że zaufanie jego bardzo mnie uraduje.
— O! rzeczywiście, zwierzę się paniom, ale to tylko w największem zaufaniu, gdyż jakem już paniom powiedział, zalecono mi ścisłą tajemnicę. Tak, otóż muszę ci wyznać, mój biedny Oliwierze, że dla pewniejszego zachowania tej djabelskiej tajemnicy, wyszedłem z domu dzisiaj rano.
— Dlaczegóż to, mój wuju?
— Ponieważ, mimo wszelkich zaleceń w świecie, w pierwszem uradowaniu tak pomyślną wiadomością, byłbym rzucił ci się na szyję i wyznał ci wszystko! Dlatego to oddaliłem się, w nadziei, że się przyzwyczaję trochę do mojej radości i później będę ją mógł utaić.
— Ależ, mój wuju — rzekł Oliwier, słuchając weterana z coraz większem zdumieniem — jakąż to wiadomość zamierzasz nam objawić?
— Przyjaciel, z którym się dzisiaj rano w domu widziałeś, nie powiedział ci pewnie, że pierwsza jego wizyta do mnie się odnosiła? nieprawdaż?
— Nie, mój wuju, gdy do mnie przybył do altany, zdawało mi się, że on dopiero co przyszedł.
— Naturalnie, bośmy się umówili, ażeby zataić naszą rozmowę; bo to on przyniósł mi tę doskonałą wiadomość! A Bóg jest świadkiem, jak on sam był uradowany! Chociaż z drugiej strony, wydawał mi się bardzo smutnym. Koniec końcem — dodał weteran z rozrzewnieniem — panie pojmiecie moje szczęście; mój dzielny Oliwier został oficerem!
— Ja! — zawołał Oliwier z radością, którą niepodobieństwem byłoby opisać — ja oficerem!
— Ach! jakże pan jesteś szczęśliwy, panie Oliwierze! — rzekła Herminja.
— Tak jest, mój kochany synu — dodał weteran ściskając w swych dłoniach obie ręce Oliwiera — tak, jesteś oficerem, a ja miałem o tem zamilczeć aż do chwili kiedy otrzymasz patent, ażeby radość twoja była tem zupełniejszą, gdyż nie wiesz jeszcze o wszystkiem...
— A cóż nam pan więcej powiesz, panie Bernard? — zapytała Ernestyna, która z najżywszem zajęciem słuchała słów starego marynarza.
— Oto, że mój Oliwier kochany, przynajmniej, nie tak prędko mnie opuści, gdyż mianowano go oficerem jednego z pułków, które przybyły na garnizon do Paryża. Niechaj teraz panna Ernestyna sama powie, czy nie słusznie byłem przywiązany do życia, myśląc o szczęściu Oliwiera? o mojem szczęściu? Teraz dopiero może pani wyobrazić sobie całą wielkość mojej wdzięczności!
Tymczasem młody oficer w głębokiem pogrążył się zamyśleniu; silne wzruszenie malowało się w jego rysach, tylko niekiedy z dziwnym wyrazem spoglądał na pannę de Beaumesnil.
— I cóż, mój synu! — rzekł weteran, zdziwiony i niemal zasmucony tem myślącem milczeniem, jakie Oliwier po jego radosnem uniesieniu zachował — sądziłem, że ci sprawię wielką radość oznajmieniem twego awansu! Wiem ja o tem, że ci tylko sprawiedliwość wymierzono, nawet trochę za późno, ależ nareszcie...
— O! mój wuju, nie sądź, ażebym miał być niewdzięcznym losowi — odpowiedział Oliwier głosem wzruszonym, jeżeli milczę, to dlatego jedynie, że moje serce zbyt jest przepełnione, że myślę o tem szczęściu, jakie udzielona mi przez ciebie wiadomość w sobie zawiera; jestem przekonany, że ten stopień winien jestem silnemu wstawieniu się mego najlepszego przyjaciela; ten stopień, który mnie na długo zatrzyma przy twoim boku, mój wuju, ten stopień nareszcie — dodał Oliwier, zwracając powtórnie spojrzenie swoje na Ernestynę, która się zarumieniła, spotkawszy znowu wzrok młodzieńca — stopień ten jest dla mnie nieocenionym, ponieważ... ty, mój wuju, pierwszy mi go zwiastowałeś.
Oliwier widocznie nie wymienił trzeciego powodu, dla którego jego nowy stopień był mu tak drogim.
Jedna tylko Ernestyna odgadła szlachetne i tajne myśli młodziana, gdyż zarumieniła się powtórnie i mimowolna łza rozrzewnienia zadrżała w jej pięknych oczach.
— A teraz, panie oficerze — rzekł stary marynarz wesoło — teraz, kiedy te panie były tak dobre i przyjęły udział w tem, co nas dotyczy, podziękujmy im, i nie bądźmy już dłużej natrętnymi, panna Herminja zaś niechaj będzie łaskawą nie zapomnieć o swoich zaprosinach na herbatę. Widzi pani, jaką ja mam dobrą pamięć.
— O! bądź pan przekonany, panie Bernard, iż dowiodę panu, że moja pamięć dorównywa pańskiej.
Podczas kiedy komendant Bernard wynurzał jeszcze swoje podziękowanie i żegnał się z panną de Beaumesnil, Oliwier Zbliżył się do Herminji i rzekł do niej błagalnym głosem:
— Pani, są dni, które człowieka do łaski usposabiać powinny; cóż mam powiedzieć Geraldowi?
— Panie Olwierze — odpowiedziała Herminja, której czoło zachmurzył dawny smutek, gdyż biedna dziewica zapomniała na chwilę o swych własnych troskach — już oznajmiłam panu moje postanowienie.
Oliwier znał nieugięty charakter Herminji, stłumił tylko wydobywające się z piersi jego westchnienie na myśl o Gerardzie i powiedział:
— Jeszcze tylko jedno słowo, czybyś pani nie raczyła przyjąć mnie jutro u siebie o którejbądź godzinie, w przedmiocie nader ważnym, ale teraz już tylko mnie samego dotyczącym. Wyświadczy mi pani przez to bardzo wielką przysługę.
— Jak najchętniej, panie Oliwierze — odpowiedziała księżna, zdziwiona tą jego prośbą — jutro rano będę pana czekała.
— Dziękuję pani serdecznie, a więc do jutra — rzekł Oliwier. Poczem oddalił się razem z komendantem.
Obie dziewice, obie siostry, pozostały same.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.