Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom II/Pycha/Rozdział XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


XXI.

Pan de Maillefort usłyszawszy Ernestynę mówiącą o jakiemś zobowiązaniu względem pana Oliwiera, które postanowiła dopełnić, zdziwił się i zatrwożył nadzwyczajnie, tem więcej, gdy księżna dodała:
— Jakto, Ernestyno, ta obietnica, dana panu Oliwerowi...
— Obietnicy tej dotrzymam, kochana Herminjo, powtarzam ci to jeszcze raz. Jakto, wszakżeś sama potwierdziła słowo dane, przeze mnie panu Oliwierowi! Czyliż nie widziałaś w jego propozycji, również jak ja sama, nieomylnej rękojmi mego przyszłego szczęścia? Czyliż nie czułaś, równie jak ja całej wspaniałomyślności uczynionej mi propozycji?
— Bezwątpienia, Ernestyno; ale pan Oliwier mówił to wszystko do biednej hafciarki.
— Dlaczegóż jego szlachetność miałaby mi się teraz wydawać mniejszej wartości, moja dobra Herminjo? Dlaczegóż rękojmia szczęścia, jaką mi ta propozycja zapewnia, miałaby mi się teraz wydawać mniej pewną?
— Cóż ci powiem, Ernestyno? nie mogę ci nic na to odpowiedzieć. Zdaje mi się, że masz słuszność, a jednak mimowolnie czuję się niespokojną. Lecz, wszakże przed panem de Maillefort nie masz żadnej tajemnicy?
— Zapewne, że nie, Herminjo; i jestem przekonaną, że pan de Maillefort potwierdzi moje postanowienie.
Margrabia słuchał dotąd w milczeniu i czynił w duchu rozmaite spostrzeżenia.
— Czy ten pan Oliwier, którego wspominacie — rzekł nareszcie garbaty — nie jest owym tancerzem, który cię z litości zaprosił, i o którym w twoim dzienniku wspominasz, moje dziecię kochane?
— Tak jest, panie, odpowiedziała panna de Beaumesnil.
— Starzec zaś, którego uratowała Ernestyna od niezawodnej śmierci, to wuj pana Oliwiera — dodała Herminja.
— To wuj jego! — powtórzył garbaty ze zdziwieniem. I po chwili namysłu mówił dalej — rozumiem: wdzięczność łącząca się zapewne z tkliwszem jeszcze uczuciem, jakieś w nim obudziła podczas twej rozmowy u pani Herbaut, skłoniły go do uczynienia propozycji Ernestynie, którą uważał za istotę opuszczoną, nieszczęśliwą.
— Skłoniły go do ofiarowania sierocie, za jaką w jego oczach uchodziłam, niespodziewanego i świetnego dla miej zamęścia — dodała panna de Beaumesnil, — gdyż pan Oliwier niedawno awansował na oficera; takie szczęście ofiarował on biednej, opuszczonej hafciarce.
— Czy oto się nie nazywa Oliwier Rajmond — zawołał garbaty, jakgdyby sobie teraz dopiero coś przypomniał.
— Tak jest — odpowiedziała Ernestyna — to pan go zna?
— Oliwier Rajmond, podoficer z pułku huzarów, który w Afryce ozdobiony został orderem, czy tak? — mówił dalej margrabia.
— Tak, panie de Maillefort, on to jest, on!
— Więc to tenże sam młodzieniec, za którym wstawiałem się ma prośbę i wspólnie z moim zacnym i dzielnym Geraldem, który go kocha jak swego brata — mówił dalej garbaty z pewnym namysłem. I zwróciwszy się powtórnie do Ernestyny, dodał — moje dziecię, w tej chwili odzywa się do ciebie najlepszy przyjaciel twej matki, prawie twój ojciec. Wszystko to zdaje mi się bardzo ważnem; drżę z obawy, ażeby twój szlachetny charakter nie uniósł cię zbyt daleko, więc dałaś już panu Oliwierowi Rajmund formalne przyrzeczenie?
— Tak, panie.
— I kochasz go?
— Kocham i poważam, mój dobry panie de Maillefort.
— Pojmuję to, niestety! moje kochane dziecię, po tych bezecnych odkryciach na onegdajszym balu, czułaś więcej, niż kiedykolwiek potrzebę szczerej, bezintesownej miłości; pojmuję także, że w szlachetnej propozycji pana Oliwiera Rajmond znalazłaś nadzwyczajny urok, więcej nawet powiem, może pewną rękojmię twojej przyszłości; pomimo tego jednak nie postąpiłaś rozsądnie, dając formalne zobowiązanie. Zastanów się! Wszakże ty znasz pana Oliwiera ledwie od kilku dni.
— Prawda, panie de Maillefort, ale wszakże nie potrzebowałam dłuższego czasu, kiedy oczy moje zostały otwarte, ażeby się przekonać, że pan mnie jak najszczerzej kocha, i że Herminja jest najszlachetniejszą na świecie istotą. O! wierzaj mi pan, ja się nie mylę co do pana Oliwiera.
— Mój Boże! pragnę z całego serca uwierzyć twym słowom, moje dziecię. Młodzieniec ten jest najlepszym przyjacielem pana de Senneterre. Dla mnie, przyznaję się, jest to już bardzo dobrem poleceniem; pomimo tego jednak, obawiając się, ażeby przywiązanie nie zaślepiło Geralda względem jego dawnego towarzysza broni, starałem się zasięgnąć o nim niektórych wiadomości.
— I cóż — zapytała Ernestyna jednocześnie z Herminją.
— Oto, moje dzieci, najlepszym dowodem, jak korzystnie te wiadomości dla niego wypadły jest to, że wszystkiemi siłami i całym kredytem, starałem się Oliwierowi usłużyć, co nader rzadko i nie dla każdego zwykłem czynić.
— Czegóż się pan tedy dla mnie obawiasz! — zapytała Ernestyna. — Mogłażem lepszy uczynić wybór? Pan Oliwier pochodzi z uczciwej rodziny, stan jego jest bardzo zaszczytny. On ubogi, to być może. Ale czyż ja nie jestem zanadto bogatą? A potem, rozważ pan moje położenie, jako bogatej dziedziczki, ciągle wystawionej na niecne intrygi, z których kilka dopiero onegdaj pan wykrył. Pomyśl pan, że jako mądry doradca zbudziłeś we mnie nieufność, która teraz już może jest nieuleczalną, ażeby mnie zasłonić przed tą niecną chciwością. Dręczona tem okropnem podejrzeniem: że tylko dla moich pieniędzy ubiegają się o mnie, komuż mam w przyszłości zaufać! w kim i jak znaleźć tę bezinteresowność, tę szlachetność, których ani pan Oliwier tak przekonywające dał dowody? A przy ofierze, jaką on mi uczynił, sądząc, że byłam ubogą i opuszczoną, nie byłże on prawdziwym miljonerem?
Margrabia z uśmiechem spojrzał na Herminję i rzekł do niej:
— Przyjaciółka twoja, ta mała hafciarka, ma na wszystko odpowiedź gotową i wyznać muszę, że odpowiedzi te rozważane z pewnego stanowiska, są zupełnie słuszne i rozsądne, możeby mi zatem z trudnością przyszło dowieść jej, że się myli.
— To prawda, panie — odpowiedziała Herminja — ja sama szukam rozmaitych zarzutów przeciw takiemu jej postanowieniu, a nie mogę znaleźć żadnego.
— I ja nie, moje dzieci kochane — rzekł garbaty ze smutkiem — ale na nieszczęście, rozsądek nie jest jeszcze ostatecznem prawem, i jeżeli nawet przypuszczam, że dla Ernestyny niema na świecie stosowniejszego związku, jak ten, o którym mówimy, to jednak, dla zawarcia onego, potrzebuje przyzwolenia swego opiekuna, o ile zaś znam jego sposób myślenia, zdaje mi się, że niepodobna, ażeby zezwolili na takie zamęście; zatem Ernestyna będzie musiała kilka lat poczekać; lecz to jeszcze nie wszystko. Prędzej lub później pan Oliwier dowie się niezawodnie, że owa biedna hafciarka jest najbogatszą dziedziczką we Francji, a wnosząc z tego, com się o nim od was, moje dzieci, dowiedział, i co mi Gerald mówił, lękam się, że pan Oliwier, przy nadzwyczajnej swej delikatności, zatrwoży się myślą, ażeby go nie posądzono o chciwość, gdyby zaślubił tak bogatą kobietę, nie mając sam żadnego majątku; tym sposobem, pomimo miłości swojej, pomimo najtkliwszej wdzięczności, byłby on może w stanie wszystko poświęcić delikatności i dumie swego serca.
Na te słowa panna Beaumesnil zadrżała, gdyż była przekonana o całej słuszności uwag margrabiego; serce jej ścisnęło się boleścią najżywszej trwogi i zawołała z goryczą:
— Przeklęty majątek! Więc ja zawsze tylko doznawać będę z jego powodu zawodów i męczarni! Poczem dodała głosem błagalnym, wpatrując się w pana de Maillefort łzami zalanemi oczyma — ah! pan byłeś najlepszym przyjacielem mej matki, pan kochasz Herminję z całego serca, ratuj mnie pan, ratuj Herminję, przyjdź w pomoc nam obu, bądź naszym aniołem opiekuńczym; gdyż czuję, że całe moje życie będzie zapełnione zwątpieniem i nieufnością, które we mnie zaszczepiłeś; jedyną nadzieją szczęścia, jaka mi pozostała, było moje połączenie się z panem Oliwierem; i Herminja umrze ze zgryzoty, jeżeli nie będzie mogła zaślubić pana de Senneterre. Jeszcze raz tedy, dobry panie de Maillefort, ulituj się pan nad nami.
— Ah! Ernestyno — rzekła księżna głosem bolesnego wyrzutu do swej przyjaciółki i, rumieniąc się ze wstydu — tobie jednej tylko powierzyłam mą tajemnicę!
— Gerald! — zawołał margrabia, zdumiony tem odkryciem i zapytując wzrokiem Herminję — Gerald! pani go kocha! Więc on o tem uczuciu wspominał, kiedym go wczoraj jeszcze chwalił za jego szlachetny postępek względem panny de Beaumesnil, mówiąc, że żyje tylko dla pewnej, godnej jego uwielbienia panienki. Tak, teraz rozumiem wszystko, biedne, kochane dzieci moje, doprawdy lękam się waszej przyszłości.
— Przebacz, o! przebacz mi Herminjo — rzekła Ernestyna do przyjaciółki, która w milczeniu wylewała gorzkie łzy — nie gniewaj się, żem nadużyła twego zaufania. Ale komuż możemy zaufać, w kim mieć nadzieję, jeżeli nie w panu de Maillefort? Któż potrafi nas lepiej poprowadzić, zasłonić, i w tych bolesnych chwilach ciężkiego doświadczenia wesprzeć, jeżeli nie on? Ah! on sam przed chwilą powiedział, że rozsądek nie jest jeszcze prawem, on sam przyznaje, że w położeniu, w jakiem mnie postawił ten przeklęty majątek, nie mogę mojej miłości ofiarować godniejszemu człowiekowi, a jednak wielkie trudności zagrażają temu związkowi. Podobnież jest i z tobą, Herminjo. Pan de Maillefort jest zapewne, równie jak ja, przekonany, że dla ciebie i dla pana de Senneterre niema innego szczęścia, jak w waszem położeniu, które, równie jak moje jest zagrożone.
— Ah! moje dzieci — rzekł garbaty — gdybyście wiedziały, jaka to jest kobieta, księżna de Senneterre! Wszakże ci niedawno powiedziałem, kochana Herminjo, kiedyś żądała ode mnie objaśnień względem jej charakteru, a czego powody uznaję teraz, że niema kobiety, któraby niedorzeczniej była zarozumiałą ze względu na swoje tytuły.
— A jednak, Herminja nie chce dopóty zaślubić Geralda, dopóki jej pani de Senneterre nie odwiedzi i nie powie wyraźnie, że zezwala na ten związek! Nieprawdaż, panie de Maillefort, pan potwierdzasz tę sprawiedliwą dumę Herminji?
— Jakto, takie, są jej warunki? O! zacna, szlachetna dziewczyna! — zawołał margrabia po chwilowem zdumieniu — zawsze ta godna uwielbienia duma, dla której ją tak kocham. Tak jest, potwierdzam to i podziwiam zarazem. Takie postanowienie wskazuje szlachetne i odważne serce. Ah! teraz nie dziwi mnie już gwałtowna namiętność Geralda. Szlachetne dzieci! Wasze serca godne są siebie; nie dorównywacież sobie wzajemnie? zaiste! to jest prawdziwe szlachectwo!
— Herminjo — rzekła Ernestyna — słysząc co mówi pan de Maillefort. Czy teraz będziesz mi jeszcze czynić wyrzuty, że nadużyłem twojej tajemnicy?
— Nie, nie, Ernestyno — odpowiedziała księżna ze słodyczą. — Nie, jednę rzecz ci tylko zarzucę, to jest, żeś niepotrzebnie pomnożyła troski pana de Maillefort, uwiadamiając go o nieszczęściu, którego zmienić nie może.
— Mój Boże! któż wie? — zawołała Ernestyna. — Ty go nie znasz, Herminjo. Nie wiesz, jak wielkie wpływy pan de Maillefort ma w świecie, jakie przywiązanie, jaką cześć budzi w ludziach szlachetnych, jak źli i nikczemni drżą przed samym jego wzrokiem. A potem, on jest tak dobry, tak litościwy dla tych, co cierpią, on tak kochał moją matkę.
Gdy margrabia zdjęty głębokiem wzruszeniem, odwrócił oblicze, ażeby ukryć swoje łzy, panna de Beaumesnil dodała błagalnym głosem.
— O! nieprawdaż, panie de Maillefort, pan nas kochasz, jak ojciec? Nie jesteśmy w oczach pana siostrami, przez naszą przyjaźń i przez to przywiązanie, jakie dla pana czujemy? O! zlituj się nad nami, nie opuszczaj nas, nie odmawiaj nam swojej opieki.
I Ernestyna uchwyciła jednę rękę garbatego, gdy tymczasem Herminja ulegając wpływowi swej przyjaciółki, ujęła drugą dłoń jego, i odezwała się do niego głosem błagającym:
— Ah! panie de Maillefort, tylko w panu mamy nadzieję.
Pomieszanie, wzruszenie garbatego dosięgły najwyższego stopnia.
Jedno z dziewcząt, które go tak silnie błagały, miało za matkę tęż samą kobietę, którą on tak długo kochał. Drugie także było może dziecięciem tejże samej kobiety, i ta myśl mimowolnie nasuwała się uwadze margrabiego.
Lecz, cokolwiek bądź, pan de Maillefort otrzymał od tej umierającej matki święte polecenie czuwania nad Ernestyną i Herminją i przysiągł, że polecenia tego dopełni. Gdy nie mógł już dłużej stłumić uczuć, które miotały w tej chwili jego sercem, uścisnął serdecznie obie panienki, mówiąc do nich:
— Tak... tak, moje dobre, kochane dzieci, uczynię dla was, co tylko może uczynić najtkliwiej kochający ojciec.
Trudno byłoby opisać tę wzruszającą scenę, i uroczystość zapadłego na kilka chwil milczenia, które Ernestyna, ożywiona najsłodszą nadzieją pierwsza przerwała, mówiąc do księżnej:
— Herminjo, jesteśmy ocalone; ty zaślubisz Geralda, a ja Oliwiera.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.