Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom II/Pycha/Rozdział XXII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


XXII.

Margrabia, usłyszawszy ów okrzyk panny de Beaumesnil:
„Herminjo! jesteśmy ocalone; ty zaślubisz Geralda, a ja Oliwiera“, kiwnął smutnie głową i odpowiedział z uśmiechem:
— Jeszcze chwilkę, Ernestyno; nie oddawaj się przedwcześnie próżnym nadziejom, które dla mnie są równie przykre, jak gdybym widział twą rozpacz. Słuchajcie, moje dzieci, pomówmy o tem wszystkiem rozsądnie i z zastanowieniem; bo jeżeli będziecie się unosić, a przy was i ja także, to nic dobrego nie zrobimy; wzruszenie odejmuje siły, człowiek cierpi, płacze i do niczego nie jest zdolny.
— O! panie de Maillefort, te łzy są słodkie, — rzekła Ernestyna, obcierając oczy — takich łez żałować nie można.
— Nie, ale nie można ich także ciągle ponawiać, one zachmurzają oczy, a nam właśnie potrzeba czystego, jasnego spojrzenia, moje biedne dzieci, o tak, nam trzeba w dzisiejszem położeniu bardzo jasnego poglądu.
— Pan de Maillefort ma słuszność — powiedziała Herminija — pomówmy teraz spokojnie i rozsądnie.
— Tak, pomówmy rozsądnie — dodała Ernestyna — panie de Maillefort, usiądź pan tu oto, pomiędzy nami i pogawędzimy teraz rozsądnie i z zimną krwią.
— Słucham tedy, — rzekł garbaty siadając na sofie pomiędzy obu panienkami i biorąc każdą z nich za rękę, kimże się najprzód zajmiemy?
— Herminją — zawołała Ernestyna skwapliwie.
— Herminją, dobrze — odpowiedział margrabia. — Herminja i Gerald kochają się tkliwie i godni są siebie, to już rzecz wiadoma; ale, powodowana uczuciem dumy, którą uwielbiam i potwierdzam, gdyż miłość i szczęście bez godności są niemożliwe, Herminją wzbrania się przyjąć rękę Geralda, jeżeli jej księżna de Senneterre nie odwiedzi pierwej; idzie więc teraz o wynalezienie środka celem skłonienia najdumniejszej w świecie kobiety do uczynienia tego kroku, to cała rzecz.
— Ah! panie de Maillefort — rzekła Ernestyna — wszakże dla pana nic nie jest niepodobnem.
— Czy słyszysz, Herminjo, tę małą pochlebnicę, jak ona swoim słodkim głosikiem mówi: „Ah! panie de Maillefort, wszakże dla pana nic nie jest rzeczą niepodobną“. — Poczem dodał z westchnieniem:
— Lube dziecię, gdybyś ty wiedziała, co to jest próżność i egoizm! te dwa wyrazy malują ci zupełnie panią de Senneterre. Pomimo tegoż, chociaż nie jestem czarnoksiężnikiem, postaram się jednak rzucić jaki urok na tę dwugłową hydrę.
— Ah! panie — rzekła Herminją — gdyby się panu udało cud ten uczynić, całe moje życie...
— Właśnie ja na to liczę, moje dziecię, tak jest, spodziewam się, że mnie przez całe życie będziesz kochała, nawet gdyby mi się moje przedsięwzięcie nie powiodło, sądzę bowiem, że uczyniłoby mnie to równie nieszczęśliwym jak ciebie samą, a w takim razie potrzebowałbym koniecznie jakiejś pociechy. Teraz na ciebie kolej, kochana Ernestyno.
— O! co do mnie — odezwała się panna de Beaumesnil smutno — położenie moje jest jeszcze trudniejsze, niż Herminji.
— Rzeczywiście! sam nie wiem, co myśleć o niem, ale powinienem cię uprzedzić, moje dziecię, że do niczego mieszać się nie mogę w twojej sprawie, dopóki nie zasięgnę nowych wiadomości o panu Oliwierze Rajmond.
— Jakto, panie de Maillefort — zapytała Ernestyna — więc dotychczasowe wiadomości o nim nie wystarczają panu?
— Są one jak najlepsze, co się tyczy jego życia żołnierskiego; ale ponieważ tu nie o to idzie, ażeby mu nadać nowy stopień, i ponieważ można być dzielnym oficerem, a pomimo tego jak najgorszym mężem, przeto, pragnę teraz zasięgnąć wiadomości zupełnie innego rodzaju.
— Wszakże pan de Senneterre powiedział już panu niemało dobrego o Oliwierze.
— Moje kochane dzieci, można być jak najlepszym przyjacielem, doskonałym kolegą, a jednak uczynić swą żonę nieszczęśliwą.
— Ah! panie, co za nieufność! Pomyślże pan, że pan Oliwier uważa mnie za biedną... i że...
— Wszystko to jest bardzo piękne, wdzięczność, wspaniałomyślność, miłość skłoniły go do ofiarowania ci tego, co sam uważa za niespodziewane szczęście dla ciebie; jest to bardzo szlachetne uczucie, które mnie tak zachwyciło, tak wzruszyło, że, podobnie jak ty i Herminja, dałem mu się zupełnie ująć.
— Więc teraz zmieniłeś pan zdanie swoje w tej mierze? — zapytała Ernestyna z niepokojem.
— Teraz, moje dziecię, nie sądzę już samem tylko sercem, ale także i rozsądkiem, a rozsądek mówi mi, że jakkolwiek pierwsze wzruszenie, pierwsze natchnienie pana Oliwiera można nazwać, zawsze jest ono tylko nągłem, nierozważonem natchnieniem. Nie powątpiewam ja bynajmniej, że pan Oliwier dotrzyma danej ci obietnicy, że ją z radością wypełni; ale chciałbym o ile tylko można, upewnić się, czy, na wypadek, gdyby cię pan Oliwier zaślubił, to pierwsze jego wzruszenie, które równie jak ty, podziwiam, harmonizować będzie z całem jego życiem?
Ernestyna nie była w stanie ukryć pewnego bolesnego niepokoju, gdy usłyszała te rozsądne i przezorne słowa margrabiego.
Pan de Maillefort rzekł dalej głosem uroczystym i tkliwym:
— Moje kochane dziecię, ufność, jaką we mnie pokładasz, przywiązanie, jakie czułem dla twej matki, troskliwość o twą przyszłość, zniewalają mnie mówić ci to wszystko, a może nawet cię zasmucić, ale przysięgam ci, że jeżeli pan Oliwier zdawać mi się będzie godnym ciebie, wtedy zajmę się z całą duszą usunięciem wszelkich przeszkód, któreby mogły zawadzać temu związkowi.
— Ernestyno — rzekła Herminja do swej przyjaciółki — powinnyśmy ślepo zaufać panu de Maillefort, odpowiedzialność, jaką przez zajęcie się losem naszym bierze na siebie, jest wielka! dlatego też, zamiast obawiać się wyjaśnień, które postanowi zebrać, przeciwnie, powinnaś ich pragnąć; będą one dla ciebie nowym dowodem, że pan Oliwier, jak się spodziewam, pod każdym względem godny jest twojej miłości.
— Prawda, Herminjo; przebacz mi pani, panie de Maillefort — rzekła panna de Beaumesnil nieśmiało — niesłusznie postąpiłam, ale niestety! wszakże tu idzie może o jedyną nadzieję mojego szczęścia, niech pan sobie zatem wyobrazi niepokój, trwogę, kiedy pomyślę, że i ta nadzieja może mi być odebraną.
— Moje dziecię, właśnie, ażeby tę nadzieję uczynić pewniejszą, mówię z tobą w ten sposób; przypuśćmy teraz, że pan Oliwier jednoczy w sobie zalety, jakie pragnę w nim widzieć, w takim razie trzeba pierwej skłonić twego opiekuna, ażeby się przychylił do tego związku; potem dopiero, co, jak się obawiam, będzie nierównie trudniejszem, pozostanie nam skłonić pana Oliwiera, ażeby zaślubił najbogatszą dziedziczkę we Francji, ponieważ on wtedy ją kochał, kiedy ją uważał za ubogą.
— Ah! teraz pojmuję pana zupełnie — rzekła Ernestyna ze smutkiem — i ja się obawiam, że pan Oliwier odrzuci podobny związek, chociaż odrzucenie to dowodziłoby tak wielkiej szlachetności duszy, że pomimo najgłębszego zasmucenia, musiałabym go jeszcze uwielbiać. Ah! mój Boże! cóż tu począć, panie de Maillefort?
— Nie wiem jeszcze, moje dziecię, całą noc będę nad tem myślał, musiałaby już moja głowa być zupełnie nieudolną, gdybym nic nie mógł wynaleźć. Mam ja już coś na myśli, ale to jeszcze jest bardzo wątpliwe, bardzo niewyraźne — dodał garbaty z namysłem — ale... dlaczegóżby nie?... Skoro tylko będę sam jeden z mojemi myślami, spodziewam się uporządkować je nieco i znaleźć stosowny środek; tymczasem jednak nie tracić odwagi, moje dziecię.
— Panie de Maillefort — rzekła Herminja — czy pan uważałby za słuszne, gdyby Ernestyna zobaczyła się wkrótce z panem Oliwierem?
— W każdym razie powinnaby się jeszcze kilka dni wstrzymać.
— Mój Boże! cóż on o mnie pomyśli? — zawołała panna de Beaumesnil ze smutkiem.
— Co do tego, przypomnij sobie, Ernestyno, żeś mu powiedziała, iż krewna, u której mieszkasz, jest charakteru nieznośnego, że będziesz potrzebowała kilka dni namysłu, ażeby się zastanowić, czy pan Oliwier, czy też wuj jego ma prosić ją o twą rękę.
— Prawda — odpowiedziała Ernestyna — zyskam tym sposobem kilka dni, w ciągu, których pan Oliwier będzie przynajmniej spokojny.
— Tą mniemaną kuzynką jest zapewne twoja ochmistrzyni?
— Tak jest, panie.
— Czyś pewna jej milczenia?
— Jej własny interes jest mi rękojmią w tej mierze.
— To rzecz nadzwyczajnie ważna, gdyż, ażeby się nasze plany szczęśliwie powiodły, powinny koniecznie zostać tajemnicą — rzekł garbaty — i zdaje mi się, że nie potrzebuję ci wspominać o tem, Herminjo, że nawet Gerald nie powinien wiedzieć, że ta biedna hafciarka, o której mu zapewne Oliwier już opowiadał, jest panną de Beaumesnil.
— Ah, panie, z łatwością mi przyjdzie dochowanie tej tajemnicy, gdyż wtedy dopiero zobaczę Geralda, kiedy jego matka przybędzie do mnie, inaczej, nie będziemy się nigdy widzieli — powiedziała młoda artystka ze smutkiem.
— Odwagi tylko, moje dziecię, odwagi — odpowiedział garbaty — nie jestem ja bardzo nabożny, ale wierzę w Boga, opiekuna ludzi prawych. Widzisz, że on wyraźnie nam się objawił, kiedy pozwolił, ażebyśmy się wszyscy troje poznali. Nie trać więc odwagi! Wracając jednak do pana Oliwiera, jeżeli go zobaczysz, kochana Herminjo, czego się spodziewam, powiedz mu, że Ernestyna jest trochę słaba, tym sposobem zyskam dosyć czasu do wynalezienia stosownych środków; wszystko bowiem, czego od was żądam, moje dzieci, jest to tylko termin ośmiodniowy. Jeżeli w ciągu tych ośmiu dni nie doprowadzę zamiarów moich do skutku, w takim razie było to zapewne niepodobieństwem, i wtedy będziemy mieli dosyć czasu myśleć o poddaniu się przeznaczeniu i szukaniu pociechy. A potem, przyznajcie, moje dzieci, że gdybyście się musiały wyrzec tych związków, których tak gorąco pragniecie, boleść, któraby wam się z tego powodu dawała uczuć, nierównie będzie mniejszą, kiedy jesteście razem, aniżeli gdybyście były rozłączone! Nakoniec i ja jeszcze jestem z wami, a wszyscy troje potrafimy się może oprzeć sile nieszczęścia.
— Ah! panie de Maillefort — rzekła Herminja — gdyby nie przyjaźń Ernestyny, gdyby nie przyjaźń pana, podobna zgryzota śmiercią byłaby dla mnie.
— O! moja biedna Herminjo — dodała Ernestyna — jaka trwoga, jaki niepokój dręczyć nas będzie w ciągu tych ośmiu dni oczekiwania! Ale przynajmniej będziemy się codziennie widywały, nieprawdaż. Albo jeszcze lepiej — zawołała panna de Beaumesnil, uradowana nową myślą — my się wcale nie rozłączymy.
— Co mówisz, Ernestyno?
— Będziesz mieszkała tu, u mnie, od dzisiaj, zaraz Herminjo. Nieprawdaż, panie de Maillefort?...
— Ernestyno, byłoby to dla mnie wielkiem szczęściem — odpowiedziała Herminja, rumieniąc się — lecz ja przyjąć tego nie mogę.
Garbaty odgadł uczucie dumy, które w tej chwili powodowało Herminją; uważała ona za pewien rodzaj upokorzenia przyjęcie od bogatej dziedziczki życia bezczynnego, otoczonego zbytkiem i przepychem. Zresztą, propozycja Ernestyny, gdyby ją nawet księżna przyjęła, mogła przeszkodzić zamiarom pana de Maillefort, który, widząc pannę de Beaumesnil zmieszaną i zasmuconą tą odmowną odpowiedzią Herminji, powiedział do niej:
— Zdaje mi się, że wykonanie moich planów napotkałoby wiele trudności, gdyby twój opiekun i rodzina jego dowiedzieli się o tajemnicy twego tkliwego przywiązania do Herminji, gdyż staraliby się zbadać przyczynę tej nagłej i serdecznej przyjaźni z panienką, którą, jak im się będzie zdawać, dziś po raz pierwszy widziałaś.. To zaś podejrzenie, ta nieufność, mogłoby mi bardzo zaszkodzić.
— A więc muszę się poddać — odpowiedziała Ernestyna ze smutkiem — jednak, jakążby to dla mnie było pociechą, gdybym te osiem dni przykrego oczekiwania mogła spędzić, z Herminją!
— I ja tego żałuję, Ernestyno — rzekła księżna — lecz pan de Maillefort wie lepiej od nas, co dla nas jest korzystnem; — zresztą tak nagłe zniknienie z mego dotychczasowego mieszkania zbudziłaby może podejrzenie w panu Oliwierze, i nie mogłabym mu dać żadnej wiadomości o tobie. A potem, powinnaś także pamiętać, kochana Ernestyno, że ja żyję z moich lekcyj... i że nie mogę przez osiem dni pozostać bezczynną.
Na te słowa panna de Beaumesnil w pierwszej chwili spojrzała z pewnem zdziwieniem na księżnę, nie pojmowała bowiem, ażeby Herminja mogła myśleć, że i na przyszłość będzie się utrzymywać z pracy rąk, kiedy najbogatsza dziedziczka we Francji jest jej przyjaciółką.
Przypomniała sobie jednak wkrótce wrodzoną delikatność i dumę młodej artystki, i zadrżała na tę myśl, że może o mało nie utrąciła swej przyjaciółki, przez tę nierozważną propozycję, jaką zamierzała jej uczynić.
— To prawda, moja droga Herminjo — odpowiedziała — nie pomyślałam o twoich lekcjach. Rzeczywiście, nie powinnaś ich opuszczać; spodziewam się przecież, że mnie zaliczysz do rzędu twych najmilszych uczennic, i że codziennie będziesz do mnie przychodzić, nieprawdaż?
— O! przyrzekam ci to — odpowiedziała Herminja, której wielki ciężar spadł z serca, gdyż obawiała się przez chwilę, jak to i Ernestyna przeczuwała, że jej przyjaciółka będzie nalegać o przyjęcie u niej mieszkania, co uważaćby musiała za upokorzenie swej godności.
— Więc teraz zgodziliśmy się już na wszystko — rzekł margrabia, podnosząc się z krzesła. — Co do sposobu, w jaki masz traktować twego opiekuna, kochania Ernestyno, bądź względem niego zimna i jak najmniej przystępna, ile można żyj dla siebie samej, ale nie pozwól domyślić się niczego. Nagłe zerwanie z tymi ludźmi mogłoby dla nas być niebezpieczeństwem. Później zobaczymy, co nam wypadnie uczynić.
— Przy tej sposobności, powinnam pana uprzedzić — rzekła Ernestyna — że pani de La Rochaigue, która ciągle jeszcze mniema, że się zgadzam na poślubienie pana Geralda, dziś jeszcze nalegała na mnie, ażebym przyjęła wizytę pani de Senneterre, ale wymogłam na niej jeszcze kilka dni namysłu.
— Bardzoś dobrze postąpiła, moje dziecię; lecz jutro powinnaś oznajmić wyraźnie pani de La Rochaigue, że nie możesz zostać żoną Geralda, nie wdając się zresztą w żadne dalsze tłumaczenia; resztę ja biorę na siebie.
— Pójdę za radą pańską, margrabio; opowiem ci także jutro, Herminjo, ażeby cię uspokoić i jeszcze dumniejszą uczynić, jak pięknie, jak uczciwie pan de Senneterre ze mną postąpił; wszak prawda, panie de Maillefort?
— Wybornie, moje dziecię; on mi już naprzód opowiedział swój zamiar i dotrzymał obietnicy. Teraz, moje lube dzieci, trzeba nam się rozstać.
— O! mój Boże! już? — zawołała Ernestyna — niechże mi pan zostawi! przynajmniej Herminję do wieczora.
— Na nieszczęście, nie mogę pozostać, Ernestyno — przerywała księżna, uśmiechając się z przymusem. — O piątej mam lekcję u niejakiego pana Bouffarda, którego pan margrabia zna dobrze; powinnam być bardzo punktualna, ażeby nie utracić moich uczennic.
— Nie mogę nic na to odpowiedzieć, moja Herminjo, powinnam się tylko poddać — rzekła panna de Beaumesnil z westchnieniem i myśląc o niezliczonych trudnościach i przeszkodach, jakie praca, do której była zniewolona Herminja, nastręczała najsłodszym przyjemnościom jej serca.
— Ależ przynajmniej jutro przyjdziesz, Herminjo! — dodała po chwili milczenia;
— Niezawodnie! — odpowiedziała księżna — i zapewniam cię, że z największą niecierpliwością oczekiwać będę jutrzejszego dnia.
— Herminjo — zawołała panna de Beaumesnil wzruszonym głosem — czy ty mnie równie jeszcze kochasz, jak wtedy, kiedym w oczach twoich była Ernestyną, biedną hafciarką?
— Kocham cię może jeszcze więcej — odpowiedziała księżna serdecznie — gdyż panna de Beaumesnil zachowała serce hafciarki Ernestyny.
Obie dziewice ucałowały się serdecznie i Herminja odjechała z panem de Maillefort.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.