Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom V/Zazdrość/Rozdział XVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siedem grzechów głównych |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Sept pêchés capitaux |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom V Cały tekst |
Tak szczerą i doświadczoną była wiara doktora w jego przyjaciela, tak anielską była czystość duszy Marji, nareszcie tak pociągającą była szczerość ofiary David’a, że nie przyszło, nie mogło nawet przyjść na myśl pani Bastien albo panu Dufour, ażeby propozycja David‘a, niespodziewana jak każdy pierwszy odruch szlachetnego serca, ale nadewszystko prawa, bezinteresowna, mogła ukrywać w sobie zamiar jakiegoś podejścia i co więcej, David czyniąc taką propozycję, Marja i doktór zastanawiając się nad nią, nie pomyśleli nawet ani chwilę, ile mogło być niebezpieczeństwa w ciągłych poufnych, familijnych stosunkach, jakie miały się zawiązać pomiędzy młodą matką a nauczycielem. Nie, świętość miłości macierzyńskiej natchnęła Marję niczem niezachmurzoną ufnością, doktora zaś i jego przyjaciela poświęceniem pełnem uwielbienia i religijnego szacunku.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Pani Bastien, oddając doktorowi drżącą ze wzruszenia ręką list David’a, miała właśnie do niego przemówić, kiedy Dufour zawołał:
— Przepraszam, jeszcze słówko... nie wiem, jakie będzie pani postanowienie, ale zanim je poweźmiesz, uważam się za zobowiązanym udzielić pani niektórych wiadomości co do Henryka David. Wtedy dopiero, zupełnie objaśniona w tej mierze, będzie pani mogła przyjąć lub odrzucić jego ofiarę. Wszakże i pani jest tegoż samego zdania?
— Nie, kochany doktorze — odpowiedziała Marja Bastion po chwili namysłu — nie jestem tego zdania.
— Jakto?
— Z dwóch rzeczy jedna... albo przyjmę ofiarę pana David, albo zniewolona będę odmówić jej przyjęcia. Jeżeli przyjmę, byłoby z mej strony pewnym rodzajem uwłaczającej nieufności dla pana i jego przyjaciela, chcieć jeszcze czegoś więcej dowiedzieć się o nim; list ten przekonywa mnie o wzniosłości jego umysłu, o szlachetności jego serca. Słowem, pod względem moralnym, pan odpowiada mi za swego przyjaciela, jak za siebie samego, tak jest, kochany doktorze, pan, dla którego czuję najsprawiedliwszy szacunek. Czegóż więcej mogłabym żądać? A potem, przypomnę panu co mi sam przed chwilą powiedziałeś: pomiędzy nauczycielami, którychbym mogła wybrać, byłżeby choć jeden, dający mi takież rękojmie jak pan David?
— To prawda, ludzie uczciwi powinni sobie zawierzyć na słowo.
— Jeżeli przeciwnie — dodała pani Bastien ze smutkiem — jeżelibym nie mogła, lub nie powinna przyjąć ofiary pana David, byłoby niedelikatną ciekawością z mej strony żądać szczegółów z życia osoby, która ma mi pozostać obcą, pomimo, że szlachetność jej ofiary zasługuje na wieczną wdzięczność z mej strony.
— Dziękuję pani we własnem i David‘a imieniu za tę ufność jaką nam pani okazuje. Teraz niech się pani namyśli i da mi znać jak najprędzej, co postanowi uczynić. Chciałem stosownie do zamiarów David‘a pokazać pani list jego jaknajprędzej. Dlatego to, nie zważając już na niestosowność mego postępku, przybyłem jeszcze dzisiejszej nocy, nie chcąc czekać aż do jutra, i...
Doktór nie zdołał dokończyć.
Gwałtowny wybuch konwulsyjnego śmiechu rozległ się w pokoju Fryderyka i pani Bastien, jakby piorunem rażona, porwała się z krzesła.
Blada, przerażona, uchwyciła świecę i pobiegła do sypialni syna, dokąd i doktór za nią pośpieszył.
Nieszczęsny młodzieniec, z twarzą zmienioną, wybladłą, ustami ściągniętemi w szyderski uśmiech, był w przystępie zupełnego obłąkania, spowodowanego zapewne wypadkami tego wieczoru; po tym wybuchu szalonego śmiechu następowały kiedy niekiedy bez związku, dziwaczne słowa, wśród których przecież najwięcej słyszeć się dało:
— Chybiłem go... ale cierpliwości... cierpliwości!
Słowa te, na nieszczęście aż nazbyt jasne dla pani Bastien, przekonywały ją, że myśl zemsty i nienawiść była tak niezmienną w głowie Fryderyka, że nawet pośród jego obłąkania tylko ona jedna pozostała wyraźną i pewną.
Dzięki obecności doktora w domu pani Bastien, użyto natychmiast wszystkich najprędszych i najskuteczniejszych środków.
Przez całą noc i dzień następny, wyjąwszy kilku godzin, w ciągu których udał się do Pont-Brillant, doktór nie odstępował chorego, przy którego łóżku czuwała pani Bastien ze zwykłą sobie odwagą i poświęceniem.
Nad wieczorem dopiero okazało się widoczne polepszenie w stanie Fryderyka, po którem ustało i jego gorączkowe obłąkanie; biedny Fryderyk z niezwykłą tkliwością dziękował swej matce za wszystkie jej trudy i zalewał się rzęsistemi łzami.
Marja, przechodząc z szalonej rozpaczy do nadziej, wnosiła, że gwałtowność tej choroby, zrządziwszy w umyśle jej syna zbawienne wstrząśnienie, sprowadziła tem samem jego ocalenie. Około godziny dziesiątej wieczorem uległa wreszcie naleganiom doktora, który na dowód bezpieczeństwa stanu Fryderyka, powrócił do Pont-Brillant, i postanowiła położyć się i wypocząć nieco, gdy tymczasem służąca miała czuwać nad jej synem. Wycieńczona trudem i tylu wzruszeniami kilku ostatnich dni, zaleciwszy, ażeby drzwi od pokoju jej syna pozostały otwarte, młoda matka zasnęła głębokim i pokrzepiającym snem.
Nazajutrz pierwszą myślą pani Bastien po jej obudzeniu się, było pośpieszyć do Fryderyka; spał jeszcze. Oddaliła się więc pocichu, dając do zrozumienia Małgorzacie, ażeby wyszła za nią i zapytała ją zcicha:
— Jakże przepędził noc?
— Bardzo dobrze, pani; przebudził się tylko dwa razy i rozmawiał ze mną, ale bardzo przytomnie, zapewniam panią.
— O czemże mówił z tobą?
— O mój Boże! o rozmaitych rzeczach; pytał mnie naprzykład, prosząc jednak, ażebym pani nic o tem nie wspominała, jak gdyby to było coś bardzo złego, gdzie jest jego fuzja.
— Jego fuzja? — powtórzyła pani Bastien, drżąc pod wpływem nowej trwogi.
— A tę fuzję pamięta pani, onegdaj jeszcze sama pani kazała schować.
— A potem — dodała pani Bastien niespokojnym głosem — już nic więcej nie mówił?
— Nie, pani, tylko kiedym mu odpowiedziała, że pani kazała zamknąć fuzję, powiedział do mnie:
— „Ah! to dobrze, ale proszę was, Małgorzato, nie wspominajcie mojej matce, żem z wami mówił o fuzji; mniemałaby, myślę jeszcze o polowaniu, a to mogłoby ją niepokoić...
Zaledwie wytchnął po pierwszem osłabieniu, Fryderyk uległ znowu strasznej myśli o zemście swojej, która zamieniła się w nim w myśl stałą i nie opuściła go nawet podczas chwilowego obłąkania umysłowego.
Marja pogrążona była właśnie w smutnem zamyśleniu, kiedy jej oddano list przyniesiony przed chwilą przez posłańca wiejskiego.
„Odpowiadam ci natychmiast, jak tego pragniesz, pytając cię przedewszystkiem:
„1. Czyś oszalała?
„2. Czy mnie uważasz za takiego niedołęgę, ażebym jak jaki głupiec zezwolił na pierwszy lepszy kaprys, wylęgły w głowie kobiety bez zatrudnienia?
„Ah! ah! pani żono? więc to pod pozorem zdrowia Fryderyka potrzeba ci zbytkownych podróży ze służącą, jakby jaka wielka dama?... ani mniej, ani więcej, tylko zimę przepędzić na Południu? To niewiele! bo ci może zbyt zimno na folwarku? zapewne się tam nudzisz zanadto? Więc to i jejmość pragnie już więcej nad swój stan i zamożność?
„Ależ do licha! trzeba było pomyśleć, że to już trochę za późno, udawać młodą, swawolną i lekkomyślną kobietkę!
„Zatrzymamy się w Paryżu jedną dobę... najwyżej, powiadasz; ale ja, stary lis, domyśliłem się odrazu, co to znaczy. Myśl niezgorsza, lecz ja mam na wszystko sposób; odgadłem zamiary jejmości, proszę ich posłuchać:
„Jak wszystkie kobiety na prowincji, pragnęłabyś z całej duszy zobaczyć stolicę, i niezłaby to była, myśl, gdybym ja był taki dobroduszny, jak ty sądzisz. W Paryżu usłyszelibyśmy zaraz: Mój syn jest zmęczony podróżą, nie mamy miejsca w dyliżansie, ja sama jestem osłabiona, i inne podobne wymysły, w ciągu których, tydzień, dwa tygodnie, miesiąc i więcej jeszcze czasu upłynęłoby nieznacznie, a pani próbowałabyś sobie życia paryskiego za mój ciężko zapracowany grosz; a potem, przy końcu stycznia, dalej w drogę, pojedziemy sobie spędzić zimę w krajach cieplejszych.
„Jestże tu sens w tem wszystkiem!
„Powtarzam, jejmości chciałoby się, jak widzę, udawać hrabinę, księżnę. Ah! doprawdy, i panicz mój, najukochańszy synalek, potrzebuje rozrywki dla zdrowia? Dobrze! niechaj sobie chodzi z wędką, wszakże ma trzy stawy pod nosem; niechaj poluje na króliki i zające, wszakże ich się niemało znajduje w porębach Coudrai. Jemu potrzeba podróży? niech podróżuje po równinie Herbiers, niech brodzi po bagnach i wrzosach młyna Grand-Pré: niechaj odbywa tę przechadzkę sześć razy dziennie, a zaręczam ci, że przez trzy miesiące odbędzie podróż równie długą, jak stąd do Hyeres.
„Słuchaj, słowo honoru, aż litość bierze mnie nad tobą! Żeby też w twoim wieku takie niedorzeczne, głupie myśli przychodziły komu do głowy, a mianowicie żeby mi czynić taką zniewagę, i sądzić, że ja będę taki nierozważny i dam się może podejść.
„Zresztą, wszystko to utwierdza mnie w myśli, jaką już dawno powziąłem, że wychowasz twego syna na panka, wiercipiętę... Zastanówże się; jemu dzisiaj potrzeba rozrywek, podróży? Toć on zapewne niedługo zachoruje na spazmy, będzie delikatnych nerwów i t. p.
„Uspokój się, mam ja lekarstwo na jego spazmy; ponieważ nie mam czasu zajmować się nim, przyrzekłem ci zostawić go przy tobie aż do skończonych lat siedemnastu, a nawet niedawno jeszcze obiecałem ci narazić się na śmieszność i przyjąć dla niego guwernera, jak gdyby to był jaki książę lub margrabia. Ponieważ dałem słowo, przeto możesz jeszcze zatrzymać swego synka, wraz z jakim guwernerem, przez pięć miesięcy, poczem zabieram pana Fryderyka dobrocią lub gwałtem, i oddam do mego kuma rejenta Bridou, gdzie, zamiast przejażdżek dla rozrywki w kraje południowe, jakby panicz jaki, może sobie nieraz swoje piękne, białe rączki zamazać atramentem, pisząc na papierze stemplowym, jak to robił ojciec i dziadek jego; bo dla mnie papier stemplowy to moje szlachectwo; i warto ono szlachectwa niejednego margrabiego. Otóż tedy panicz będzie paziem szlachetnego i wielmożnego pana Hieronima Bridou, mojego kuma, i tu odbędzie pierwszą swoją kampanję; a to wszystko ma znaczyć, że w twoich zamiarach podróży nie ma ani za grosz sensu, i że na tę wycieczkę nie dam ci ani złamanego szeląga..
„Piszę jednocześnie do mego bankiera w Blois, ażeby się nie ważył udzielić ci najmniejszego forszusu; piszę również i do mego przyjaciela Bossard, notarjusza w Pont-Brillant, który jest istną gazetą; będzie on z całego gardła krzyczał, ażeby na wypadek zaniesionego przez ciebie żądania, nikt nie pożyczył ci ani pół grosza, ponieważ ja nie zapłacę; każdy bowiem dług zaciągnięty bez pozwolenia męża, jest nieważny, gdyż kobieta uważana jest za nieletnią... Pomyśl nad tem dobrze, takie jest prawo. Wprawdzie kobieta nieletnia w trzydziestym pierwszym roku życia jest już trochę, za dojrzałą; ale cóż robić... kiedy chcesz brykać, jak jaka młoda dziewczyna, to trzeba pani nałożyć jakiś hamulec.
„Uprzedzam cię jeszcze, że dałem memu kumowi Bridou takie polecenie i pełnomocnictwo, że jeżelibyś się odważyła postawić na swojem i doprowadzić do skutku zamierzoną podróż, pożyczywszy od kogobądź pieniędzy, policja natychmiast wyprawi się za tobą i gwałtem sprowadzi cię napowrót do mego domu, zgodnie z prawem; żona bowiem nie może opuszczać dachu małżeńskiego bez pozwolenia swego męża i pana. Znasz mnie dobrze, i wiesz, że się nigdy nie cofam przed spełnieniem mej groźby. Ty masz głowę upartą, dowiodłaś mi tego należycie. Otóż! wiedz o tem, że i ja moją mam na karku.
„Nie zadawaj sobie pracy, odpisując mi na ten list; wyjeżdżam dzisiaj wieczorem z Bourges i udaję się ku nizinom, gdzie mnie nęci jeden korzystny interes, cząstkowa sprzedaż gruntów tamtejszych; zatrzyma mnie ona do połowy stycznia, następnie powrócę do folwarku, ażeby pomyśleć o robotach wiosennych i zbesztać cię porządnie, jak na to zasługujesz, równie jak i pana Fryderyka.
„Pozostając w tej nadziei piszę się twoim wcale niezadowolonym mężem.
„P. S. Pisałaś do mnie w przedostatnim liście, że wasz guwerner pojechał sobie; jeżeli chcesz w miejsce tego osła przyjąć innego, zrób jak ci się podoba, byle tylko ten guwerner (jeżeli potrzeba jeszcze guwernera na te pięć miesięcy) nie kosztował mnie więcej nad stół, mieszkanie i sto franków miesięcznie (bez prania ma się rozumieć) Za karę powinienbym ci odmówić tego zbytku, ale, żeby dotrzymać słowa, pozwałam jeszcze i na to; urządź się zatem jak chcesz, a przedewszystkiem nie zapominaj, że ja za żadną cenę nie chcę mieć tych łacińskich paplaczy przy moim stole, kiedy będę w folwarku; zawsze mi to było niemiło. Gdy powrócę do domu, wasz guwerner będzie jadał w swojej izbie, albo w kuchni, jeśli będzie lubił towarzystwo.
„Oddasz także staremu Hurbin załączony tutaj list w sprawie moich zasiewów jesiennych i oczyszczenia mojej ładnej jedlinki nad drogą, którą chowam jak oko w głowie; powiesz zatem Hurbin‘owi, ażeby mi doniósł, czy moje bezrogi obiecują piękny przychówek, gdyż postanowiłem otrzymać medal za pielęgnowanie moich wieprzów. Jest to dla mnie ważnym przedmiotem miłości własnej“.
W kwadrans po odebraniu tego grubiańskiego pisma od swego męża i pana, jak się sam żartobliwie tytułował, pani Bastien napisała dwa następujące listy, które bezzwłocznie wyprawione zostały przez umyślnego posłańca do Pont-Brillant.
„Kochany doktorze, chciej pan załączony tutaj list, po odczytaniu i zapieczętowaniu go, wysłać natychmiast do Nantes; nie powinieneś pan bowiem pozostać obcym żadnemu z moich postanowień, w tak przykrych i ważnych okolicznościach, w jakich się obecnie znajduję.
„Mój syn spędził noc bardzo dobrze pod względem fizycznym.
„Postaraj się pan poświęcić mi kilka chwil dziś albo jutro. Powiem panu wszystko, czego nie miałam czasu napisać, gdyż śpieszę się z wyprawieniem tego listu.
„Spodziewając się, że pana wkrótce zobaczę, proszę, ażebyś przyjął zapewnienie mojej niezmiennej przyjaźni.
W liście doktora Dufour znajdował się drugi list niezapieczętowany, treści następującej:
„Z uczuciem głębokiej wdzięczności przyjmuję szlachetną pana ofiarę.
„Wiek i stan moralny mojego syna, obawa, jaką we mnie budzi jego przyszłość, oto są moje prawa do współczucia pana, i spodziewam się, że w twoich oczach prawa te są święte.
„Racz pan dopełnić miary dobroci swojej, przyśpieszając w miarę możności,, przybycie swoje do nas. Domysły pańskie co do mojego nieszczęśliwego syna nietylko są urzeczywistnione, ale niestety! przewyższone są jeszcze wypadkami.
„Jedyna moja nadzieja jest w panu, każda godzina, każda minuta zwiększa mą trwogę. Nie wiem bowiem, co z każdą chwilą zajść może, pomimo mojej pieczołowitości i niezmordowanej baczności.
„Wszystko to przekonywa pana, z jaką niecierpliwością, z jaką obawą czekać będę jego pomocy.
„Niechaj pana Bóg błogosławi za litość, jaką okazujesz matce, która żyje tylko życiem swego syna.