Targowisko próżności/Tom I/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Targowisko próżności |
Tom | I |
Rozdział | Chiswick-Mall |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1914 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek Jagielloński |
Tłumacz | Brunon Dobrowolski |
Tytuł orygin. | Vanity Fair: A Novel without a Hero |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Działo się to około 1815 roku... W piękny, czerwcowy poranek toczył się w kierunku Chiswick-Mall wygodny powóz, zaprzężony parą rosłych koni, o lśniących bogatych szorach.
Na koźle, obok woźnicy w trójgraniastym kapeluszu i w peruce, z pod której wyglądały czerstwe policzki, siedział nader pokaźny murzyn. Powóz zatrzymał się przed domem miss Pinkerton, utrzymującej wyższy, naukowy zakład żeński.
Na odgłos dzwonka, którym leniwie murzyn poruszył, ukazało się w wąskich oknach starodawnego domostwa kilkanaście młodych twarzyczek — a jednocześnie — po nad wazonami geranjum, zdobiącemi okna salonu, zabłysnął karmazynowy nos panny Pinkerton, zwrócony ku powozowi.
— To kocz pana Sedley — odezwała się siostra przełożonej, miss Jemina. — Oto murzyn jego, Sambo i woźnica w nowiutkiej, czerwonej liberji.
— Czy wszystko gotowe już do odjazdu miss Sedley? zapytała szanowna miss Pinkerton zwracając się do siostry.
Szanowna ta nauczycielka, korespondentka wielce uczonej pani Chapone, przyjaciółka doktora Johnson, Semiramida Hammersmithu, odznaczała się wspaniałą postacią.
— Panny pakują już rzeczy od czwartej z rana — rzekła miss Jemina — przygotowałyśmy już dla nich całą wiązkę kwiatów.
— Powiedz raczej bukiet, moja siostro, wyrażenie stokroć przyzwoitsze, odznacza się dobrym tonem.
— Zgoda — więc bukiet. Nie przeszkadza to jednak że wielkość jego wyrównywa sporej wiązce siana. Włożyłam oprócz tego do walizki Amelji parę buteleczek wody gwoździkowej wraz z przepisem.
— Nie zapomniałaś przepisać rachunku miss Sedley? Prawda, leży tu na stoliku, 93 funty i cztery szylingi. Dobrze, teraz dodaj adres pana John Sedley i dołącz mój list do jego żony.
Dla miss Jemina autograf siostry był przedmiotem głębokiej czci i czołobitności. Wiadomo było powszechnie że miss Pinkerton w nadzwyczajnych jedynie okolicznościach raczyła pisywać do rodziców swoich pensjonarek; a to, kiedy opuszczały jej dom albo wychodziły za mąż.
Raz tylko miss Pinkerton zrobiła wyjątek, kiedy biedna kobieta przekonaną najzupełniej że nic nie zdoła skuteczniej pocieszyć matkę po stracie córki jak religijno-patetyczny list, w którym miss Pinkerton oznajmiła jej też bolesną wiadomość.
Obecnie szanowna miss Pinkerton skreśliła pismo następujące:
„Chiswick-Mall 18. czerwca 18...“
„Po sześcioletnim pobycie miss Amelji Sedley w Chiswick-Mall, mam zaszczyt, oraz szczęście, zwrócić panienkę rodzicom. Miss Amelja wyrosła dzisiaj na młodą osobę, zdolną chlubnie utrzymać się na stanowisku, jakie się jej słusznie w wyższem a ukształconem towarzystwie należy. Nie brak jej zalet, cechujących młode osoby wielkiego świata — ani też przymiotów odpowiednich jej urodzeniu i położeniu towarzyskiemu. Pilność i uległość zjednały dla niej wszystkich nauczycieli, słodycz i ujmujący charakter pociągną ku niej serca starszych i młodszych towarzyszek.
„Nie można nie przyznać że w muzyce, tańcu, ortografji i robotach ręcznych, mis Amelja nie zawiodła nadziei wszystkich jej życzliwych. Postępy jej w geografji pozostawiają jeszcze nieco do życzenia.
„Nie można też dosyć zalecić używania gorsetu i pasków ortopedycznych przez lat trzy, po cztery przynajmniej godzin dziennie: jedyny to środek do nabycia w postawie i ruchach dystyngowanego wdzięku, tej koniecznej ozdoby, słusznie dziś od młodych osób wyższego towarzystwa wymaganej.
„Co się tyczy zasad religji i moralności, można ręczyć że mis Sedley okaże się godną Zakładu, zaszczyconego odwiedzinami znakomitego leksykografa i czynną opieką niezrównanej mistres Chapone.
„Opuszczając Chiswick Mall miss Amelja zostawia tu przyjazne jej licznych rówieśnic serca i niezmienne pełne sympatji uczucia w sercu przełożonej, mającej zaszczyt pisać się.
Pani najniższą sługą
Barbara Pinkerton.“
P. S. „Miss Sedley odjeżdża w towarzystwie miss Sharp. Usilne załączam prośby ażeby jej pobyt w Russel-Square nie przedłużył się nad dziesięć dni. Rodzina u której Miss Sharp ma spełniać obowiązki nauczycielki, radaby ją powitać co najprędzej.
Po napisaniu listu miss Pinkerton zaczęła podpisywać starannie nazwisko swoje i miss Sedley na czystej stronicy słownika, ułożonego przez doktora Johnson’a, napisawszy na okładce książki Rady śp. doktora Johnson’a udzielone młodej panience w dzień jej odjazdu z Instytutu miss Pinkerton. Pełna majestatycznej powagi przełożona, zawdzięczając świetne powodzenie i rozgłos Zakładu protekcji doktora Johnson, miała zawsze na ustach imię tego uczonego lexykografa. Żadna też z uczennic nie opuściła pensji nie otrzymawszy w upominku od miss Pinkerton szacownego i wielce zajmującego dzieła, o którem wyżej wspomnieliśmy.
Posłuszna rozkazowi siostry, miss Jemina otworzyła wielką szafę, gdzie się mieściły drogocenne słowniki, wyjęła dwa egzemplarze i w chwili, kiedy miss Pinkerton kończyła zwykły napis na pierwszym, podsunęła nieśmiało drugi.
— A dla kogoż ten drugi egzemplarz? — zapytała siostra chłodno i surowo.
— To... to... dla Becky Sharp — odpowiedziała drżąc Jemina, której twarz i szyja, pomimo zmarszczek dość już głębokich, mocnym pokryły się rumieńcem — to dla Becky Sharp, która także odjeżdża.
— Miss Jemina! — zawołała groźnie miss Pinkerton, otwierając usta jak mogła najszerzej — czy jesteś przytomna i czy wiesz co robisz? Połóż słownik na miejscu i nie pozwalaj sobie odtąd nic podobnego!
— Jednakże, siostro, straciłabyś na tem najwięcej parę szylingów, a biedna Becky bardzo się zmartwi jeżeli ją ten podarek ominie.
— Przyszlij mi tutaj natychmiast miss Sedley! — odrzekła miss Pinkerton.
Biedna Jemina wyszła, nie ośmieliwszy się wyrzec ani słowa. Twarz jej zmieniona i chód przyśpieszony świadczył o niepokoju wewnętrznym i trwodze.
Ojciec miss Sedley był kupcem w Londynie, gdzie mógł pędzić życie dosyć wygodne. Inne zupełnie było położenie finansowe miss Sharp, która bezpłatnie do Chiswick Mall przyjętą była. Dla tego też miss Pinkerton uważała za zbyteczne ofiarować szacowne dzieło doktora Johnson’a osobie, już dostatecznie przez nią dobrodziejstwy obsypaną.
Listy i świadectwa pochodzące od przełożonych pensji, nie wiele więcej zasługują na wiarę jak napisy na pomnikach cmętarnych. Wszakże jak w liczbie nieboszczyków, których liczne cnoty na kamieniu wyryto, może się rzeczywiście znaleźć taki, co schodząc z tego świata, zostawił pogrążoną w smutku rodzinę i był istotnie dobrym synem, małżonkiem i ojcem, tak również w Zakładach naukowych zdarza się spotykać z uczennicami, lub uczniami godnymi bezinteresowych pochwał przełożonych.
Miss Amelja Sedley była jedną z tych rzadkich uczennic, i nietylko zasługiwała całkowicie na pochwały miss Pinkerton, ale nadto miała wiele przymiotów niedostrzeżonych przez naszą poważną matronę, jużto dla różnicy wieku, jużto dla stosunku zachodzącego pomiędzy uczenicą a przełożoną.
Śpiewać jak słowik albo jak mistress Beligton, tańczyć jak Hilisberg lub Parisot, haftować misternie, pisać poprawnie — to już bardzo wiele; ale miss Amelja do tych talentów łączyła serce tak szlachetne i tkliwe, że pociągała ku sobie wszystkich, co ją bliżej znali, zacząwszy od przełożonej aż do praczki i córki biednej jednookiej kobiety, mającej pozwolenie sprzedawać raz na tydzień panienkom ciasteczka swego wyrobu.
Z dwudziestu czterech uczennic, dwanaście było serdecznych miss Amelji przyjaciółek. Nawet pełna zawiści miss Briggs nie mogła nigdy ani słowa złego na nią powiedzieć.
Dumna i używająca wielkich wpływów miss Saltire, wnuczka lorda Dexter, uznawała że powierzchowność miss Amelji odznacza się wielką dystynkcją. Co się zaś tyczy miss Schwartz, bogatej czarnowłosej kreolki, ta dostała przy pożegnaniu tak silnego spazmatycznego ataku, że potrzeba było oblewać ją octem aromatycznym i po doktora Floss posłać.
Miss Pinkerton zachowując zwykły sobie spokój i nie zapominając o godności i powadze właściwej jej wysokiemu stanowisku, umiała okazać swej uczenicy tkliwe i przychylne uczucia.
Miss Jemina miała pełne łez oczy ile razy o odjeździe miss Amelji pomyślała, i gdyby nie obawa siostry, dałaby się może unieść daleko napadom nerwowym idąc za przykładem kreolki z Saint-Kitt dziedziczki, która, nawiasem mówiąc, płaciła podwójnie za pensję. Mogła więc słusznie dać swoim nerwom większą swobodę w objawach boleści, jakiej teraz doznawała. Inaczej się rzeczy mają z poczciwą istotą jak miss Jemina, obowiązaną prowadzić rachunki, zajmować się naprawą i praniem bielizny, przyprawą pudingów, utrzymaniem w porządku srebra stołowego oraz naczyń kuchennych. Ale pocóż mamy tu długo rozwodzić się o niej?
Zostawiając obie siostry w skromnem ich zaciszu, nie spotkamy się może z niemi w dalszym ciągu tej powieści.
Żeby czytelnika zapoznać bliżej z Amelją, która nas bardziej zajmować będzie, powiemy na wstępie, że natura obdarzyła ją pełnym słodyczy i dobroci charakterem. Nie małe to szczęście, zaprawdę, spotkać szlachetną i zacną istotę w życiu; ba, nawet w tej powieści zbyt obfitej, niestety, w czarne i przewrotne charaktery. Nie jest to bynajmniej heroina, możemy zatem uwolnić się od skreślenia jej portretu, wyznając szczerze, że obawialibyśmy się nawet żeby nos jej nie okazał się zbyt krótki, policzki za nadto pełne i rumiane. Wypada jednak nadmienić że ujmujący i niewinny uśmiech zdobił jej oblicze, promieniejące zdrowiem. Oczy jej jaśniały żywą i szczerą wesołością, jeżeli nie były napełnione łzami, co się dosyć często wydarzyć mogło tej naiwnej i kochającej istocie. Śmierć czyżyka lub myszki zaduszonej przez kota, napomnienie lub wymówki, jeżeli znalazł się ktoś tak twardego serca żeby się nie czuł dobrocią Amelji rozbrojonym, starczyły do wywołania jej łez. Miss Pinkerton, mimo niewzruszonej surowości, nie robiła jej nigdy ostrych wyrzutów, chociaż możnaby powiedzieć że czułość serca była dla dyrektorki zakładu równie nieznanym jak algebra przedmiotem; wszyscy nawet nauczyciele mieli polecenie obchodzić się z miss Amelją ile możności najłagodniej. W samej rzeczy surowość względem niej byłaby niesprawiedliwością.
Nadszedł nareszcie dzień wyjazdu. Miss Sedley zwykle z uśmiechem na ustach lub ze łzami w oczach, czuła się dnia tego dziwnie zakłopotaną. Powrót do rodzinnego domu przejmował ją radością: ale myśl opuszczenia na zawsze pensji budziła w niej żal i smutek. Laura Martin nie odstępowała od trzech dni prawie miss Amelji, której ostatnie chwile pobytu w Chiswick-Mall zapełnione były wymianą upominków i uroczystych obietnic wzajemnego co tydzień przynajmniej pisywania.
— Pisuj do mnie pod adresem mego dziadka, hrabiego Dexter, mówiła miss Saltire.
— Pisuj do mnie codzień, moja najdroższa Ameljo, zawołała w gwałtownem uniesieniu miss Schwartz.
Laura Martin wzięła rękę swej przyjaciółki i patrząc na nią, rzekła z uczuciem:
— Ameljo, będę cię nazywać w moich listach mamą.
(Nie jeden może z naszych czytelników siedząc w klubie przy rozbifie i butelce dobrego wina, wzruszył pogardliwie ramionami przebierając z roztargnieniem szczegóły wyżej przytoczone i napisał ołówkiem na maryginesie naszej powieści: Ckliwy sentymentalizm, czcza gadanina etc... etc... Jest to zapewne jeden z tych genjuszów uwielbiających tylko prawdziwą wielkość i bohaterstwo, tak w życiu jak i w powieści. W takim razie niepozostaje mu jak tylko:.. zamknąć naszą książkę. Mimo to ciągniemy dalej nasze opowiadanie).
Sambo umieścił już w powozie kwiaty, podarki, walizy i pudełka z kapeluszami miss Sedley; został jeszcze tylko mały skórzany, dość obdarty tłumoczek miss Sharp, ze starannym napisem nazwiska właścicielki na wierzchu przyklejonym. Sambo skrzywił się nieco i podał tłumok woźnicy, który go zrozumiał i uśmiechnął się przyjmując pakunek.
Chwila odjazdu nadeszła, mniej jednak bolesna, niż się można było spodziewać, a to dzięki wzniosłej przemowie miss Pinkerton, zwróconej do odjeżdżającej uczennicy. Myliłby się ktoby myślał że przemówienie, którego treścią było poddanie się wyrokom Opatrzności, usposobiło Amelję do uwag filozoficznych i uzbroiło w spokój konieczny w życiu do walki z przeciwnościami. Nie; ale rozwlekłe, ciemne i napuszone okresy prędko znudziły miss Sedley, która zbyt obawiała się swej przełożonej, ażeby nie wytężyć wszystkich usiłowań do ukrycia nudów i lekkiej niecierpliwości. Wniesiono nakoniec do salonu ciastka anyżowe i butelkę wina, co bywało tylko podczas wizyt rodziców albo też w razie nadzwyczajnych uroczystości. Miss Sedley wziąwszy swoją część ciastek, była już gotowa do podróży.
— Może zechcesz wejść, Becky, i pożegnać miss Pinkerton? — rzekła miss Jemina zwracając się do młodej dziewczynki, na którą nikt nie zwracał uwagi.
— Mam to sobie za obowiązek — odpowiedziała spokojnie miss Sharp, schodząc z góry z pudełkiem na czepki w ręku.
Miss Jemina niemało była zdziwioną spokojem panny Sharp w tak ważnej i uroczystej chwili.
Becky Sharp zastukała lekko do drzwi, a otrzymawszy pozwolenie wejścia, zbliżyła się, nie okazując najmniejszego zmieszania i powiedziała czystą francuską wymową:
— Mademoiselle, je viens vous faire mes adieux.
Miss Pinkerton nie rozumiała ani słowa po francusku, chociaż jej uczennicom język ten nie był obcy. Nasza przełożona przygryzła usta i podniósłszy majestatycznie głowę, rzekła poważnie:
— Żegnam cię, miss Sharp, bądź zdrowa.
Mówiąc to miss Pinkerton wyciągnęła rękę, jak gdyby chciała dać sposobność pannie Sharp uściskania jednego palca tej ręki, która widocznie w tym celu została w powietrzu zawieszoną.
Miss Sharp ukłoniła się głęboko i cofnęła rękę, odmawiając przyjęcia tak wysokiego zaszczytu, jaki chciano jej ofiarować.
Nieprzewidziane to znalezienie się miss Sharp przejęło Hammersmitowską Semiramis zgrozą, oburzeniem i wywołało w niej tak gwałtowne poruszenie, że ubranie jej głowy, wielce do turbanu podobne, silnie się zatrzęsło. Była to niema walka pomiędzy młodą dziewczyną a starą matroną, w której ta ostatnia uległa.
— Niech cię niebo błogosławi, moje dziecko! — mówiła miss Pinkerton ściskając Amelję i rzucając na Becky Sharp groźne, pełne gniewu spojrzenie.
— Wychodź prędzej, Becky — szepnęła Jemina przestraszona, popychając ją ku drzwiom salonu które się na zawsze dla młodej dziewczynki zamknęły.
Na dziedzińcu znowu pożegnania, jak to zwykle przy rozstaniu bywa; brakuje nam słów na odmalowanie tej rzewnej i rozdzierającej sceny. Słudzy, przyjaciółki, młode rówieśnice i towarzyszki miss Sedley, wszyscy słowem zebrali się, nie wyłączając nawet nauczyciela tańców, który przed chwilą przyszedł. Jeszcze powtórzenie uściśnień serdecznych, utyskiwań żałośnych, łez i westchnień zagłuszonych nerwowemi spazmami panny Schwartz, która oddawała się tak gwałtownej rozpaczy, że żadne pióro nie byłoby zdolne opisać tego konwulsyjnego stanu. Zresztą nie jedna może z czułych czytelniczek znieśćby takiego obrazu nie mogła.
Pożegnania już się wreszcie skończyły i nasze podróżne, a właściwie miss Sedley, wyrwała się już z objęć przyjaciółek, bo co się tyczy Becky Sharp, ta już od dawna siedziała w powozie, nie wywoławszy ani jednej łzy, ani jednego westchnienia.
Sambo, którego młoda pani zalewała się łzami, zamknął drzwiczki i stanął za powozem. Woźnica zaciął konie.
— Stój, stój! — wołała miss Jemina, biegnąc co tchu ku bramie z jakiemś zawiniątkiem w ręku. — Tu są sandwicze, mówiła dalej zadyszana, bo może ci się zechce jeść, moja kochana Ameljo; a to dla Becky... dla Becky Sharp... książka, którą moja siostra... to jest słownik Johnson’a.. wiesz dobrze, moja Becky... nie możesz nas opuścić bez tej książki. Szczęśliwej podróży! Niech was Bóg strzeże!
Poczciwa ta istota weszła, a raczej wbiegła do ogrodu, upadając pod wpływem silnych wzruszeń. W chwili kiedy woźnica zacinał konie, miss Sharp blada z gniewu ukazała się w oknie powrozu i wyrzuciła książkę, która upadła w ogrodzie. Jemina widząc to, tak się przeraziła że straciła prawie przytomność.
— Ah! nie myślałam nigdy żeby jej zuchwałość...
Wruszenie głębokie nie dozwoliło jej dokończyć zaczętej myśli; powóz szybko się toczył i niknął w oddaleniu, brama już była zamknięta, dzwonek dawał znać że lekcja tańców ma się rozpocząć. A teraz kiedy świat szeroki otwiera się naszym dwom młodym podróżnym, możemy i my pożegnać Chiswick Mall.