Ubu Król czyli Polacy/Akt pierwszy
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Ubu Król czyli Polacy | |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze "Rój" | |
Data wyd. | 1936 | |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. ARCT, S. A. w Warszawie | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały dramat | |
| ||
Indeks stron | ||
Artykuł w Wikipedii |
Grrówno!
Och! Ładnie, mości Ubu, straszliwe z ciebie chamidło.
Iżbym cię nie zakatrupił, mościa Ubu.
Nie mnie, Ubu, ale kogo innego trzebaby zakatrupić.
Na moją zieloną świeczkę, nie rozumiem.
Na moją zieloną świeczkę, grrówno, mościa pani, juścić że jestem zadowolony. Jeszczeby nie: rotmistrz dragonów, oficer przyboczny króla Wacława, kawaler polskiego orderu Czerwonego Orła i były król Aragonji, czegóż chcesz więcej?
Jakto! Ty, były król Aragonji, zadowalasz się tem, że komenderujesz na rewji setką łobuzów uzbrojonych w koziki, podczas gdy mógłbyś ustroić swoją łepetę w koronę polską po koronie Aragonji?
Ha! Moja żono, zgoła nie kapuję o czem ty bajesz.
Takiś głupek!
Cóż ci broni wyrżnąć całą rodzinę i zająć jej miejsce?
Ha! mościa Ubu, ubliżasz mi i zaraz pójdziesz do paki.
Ech, ty nieboże, jeśli ja pójdę do paki, któż ci będzie portki cerował na zadku?
Ejże! I co jeszcze? Czy nie mam zadka takiego jak drudzy?
Mógłbyś też postarać się o parasol i o wielką kacabaję, któraby ci spadała na pięty.
Ha! Poddaję się pokusie. Cholera grówniana, grówno cholerzane, jeśli go kiedy zdybię w ciemnym lesie, ciężka jego godzina.
Dobrze tak, Ubu; teraz mówisz jak mężczyzna.
Och! grrówno!
Więc wolisz zostać sakramenckim dziadem, gołym jak ta mysz kościelna?
A hełm? A parasol? A wielka kacabaja?
I co jeszcze, stara?
Bllum, grrówno, ciężko go ruszyć, ale bllum, grrówno, zdaje mi się, żem go trochę ochwierutała. Dzięki Bogu i sobie, może za tydzień będę królową polską.
Ej, coś nasi goście bardzo się spóźniają.
Tak, na moją zieloną świeczkę. Konam z głodu. Bardzo dziś jesteś brzydka, moja żono.
Czy to dlatego że mamy gości?Grrówno!
Ha! głodny jestem, nadkąszę tego ptaka. To kurczę, mniemam. Niezłe.
Co czynisz, nieszczęsny? Co będą jedli nasi goście?
Starczy i dla nich. Już nie ruszę nic. Idź, żono, zajrzeć przez okno, czy goście się schodzą.
Nie widzę nikogo.
Aha, idzie rotmistrz Bardior i jego stronnicy. Cóż ty tam jesz, Ubu?
Nic, trochę cielęcia.
Na moją zieloną świeczkę, oczy ci wydrę.
Dzieńdobry, panowie, oczekiwaliśmy was z niecierpliwością. Siadajcie.
Dzieńdobry pani. Ale gdzie jest ojciec Ubu?
Jestem! Jestem! Do kata, na moją zieloną świeczkę, jestem przecie dość gruby.
Dzieńdobry, ojcze Ubu. Siadajcie, moi ludkowie.
Ej, mamo Ubu, co nam dacie dobrego dzisiaj?
Oto karta.
Oho! to mnie interesuje.
Zupa polska, boczek z rastrona, cielę, kurczę, pasztet z psa, kupry indycze, szarlotka à la russe...
No, już chyba dosyć, sądzę. Czy jest jeszcze co?
Bomba, sałata, owoce, deser, sztukamięs, bulwy, kalafjory na grównie.
Ech, cóż ty mnie masz za cesarza Wschodu, żeby robić takie zbytki?
Ha! Wyostrzę swoje zęby na twoich łydkach.
Jedz raczej, Ubu. Zupa polska.
Cholera, jakie to złe!
To nie jest dobre, w istocie.
Turki jedne, czegóż wam potrzeba?
Och, mam myśl. Zaraz wrócę
Panowie, spróbujemy cielęcia.
Bardzo dobre, skończyłem.
Wyborne, przednie! Niech żyje mama Ubu!
A zaraz będziecie krzyczeć: niech żyje papa Ubu
Nieszczęsny, co ty robisz?
Skosztujcie.
Żono, przysuń mi kotlety z ratrona, iżbym niemi poczęstował.
Oto są.
Za zdrowie wszystkich gości! Rotmistrzu Bardiorze, mam z tobą do pomówienia.
Jak toście nie jedli? Za drzwi wszyscy. Zostań, Bardior
Jeszczeście tu? Na moją zieloną świeczkę, ja was zakatrupię żebrami ratrona
Och! Au! Na pomoc! Brońmy się! Nieszczęście! Zginąłem!
Grówno, grrówno, grrrówno! Za drzwi! Załatwiłem ich.
Ratuj się kto może! Niegodziwy Ubu! zdrajca, makrot dziadowski!
No, nareszcie poszli. Oddycham, ale bardzo źle podjadłem. Chodź, Bardior
No i co rotmistrzu, jakże obiadek?
Wyborny, wyborny, z wyjątkiem grówna.
Ech, grówienko nie było złe.
Rzecz gustu.
Rotmistrzu Bardiorze, jestem skłonny zrobić cię księciem Litwy.
Jakto, a ja pana miałem za golca, panie Ubu.
Za kilka dni, jeżeli zechcesz, będę panował w Polsce.
Nie jest głupi, hultaj: zgadł.
Jeśli chodzi o zabicie Wacława, lecę na to. Jestem jego śmiertelnym wrogiem i ręczę za swoich ludzi.
Och! och! bardzo cię kocham, Bardior.
Ech! ty śmierdzisz, ojcze Ubu. Ty się nigdy nie myjesz?
Rzadko.
Nigdy!
Nastąpię ci na nogę.
Grówniszcze!
Ale...
Cicho siedź, słodkie dziecię
Czego pan sobie życzy? Wynocha stąd, nużysz mnie.
Panie, jest pan wezwany przed króla
Och, grówno, kiecko niebieska, na moją zieloną świeczkę, odkryto mnie, zetną mnie! Och! och!
Co za flak! a czas nagli.
Och, ty stary łaj... Jeżeli to zrobisz...
Haha! Już lecę
Och, Ubu, och, Ubu, ja tobie dam musztardy
Grówno, samaś musztarda.
Och! wiecie, to nie ja, to Ubica i Bardior.
Za wiele wypił.
Tak, jestem pijany, za wiele piłem francuskiego winka.
Ubu, chcę nagrodzić twoje liczne zasługi jako rotmistrza dragonów; mianuję cię dziś hrabią Sandomierza.
Och, Wacławie, panie mój, nie wiem jak panu dziękować.
Nie dziękuj mi, Ubu, staw się jutro rano na wielkiej rewji.
Stawię się, ale przyjm królu, jeśli łaska, tę fujarkę
Ależ on całkiem głupi, ten stary Ubu!
A teraz, daję nogę
Och, au! na pomoc! Na moją zieloną świeczkę, przerwałem sobie kiszki i pękłem sobie ontrobę.
Ojcze Ubu, czy zrobiłeś sobie co złego?
Oczywiście, i zdechnę z pewnością. Co się stanie ze starą Ubu?
Zajmiemy się jej losem.
Macie dużo poczciwości na zbyciu
Och, moi przyjaciele, jest wielki czas, aby ustalić plan sprzysiężenia. Niech każdy powie swoje zdanie. Ja powiem najpierw swoje, jeżeli pozwolicie.
Mów, ojcze Ubu.
Zatem, moi przyjaciele, ja jestem zdania żeby poprostu struć króla, sypiąc mu arszeniku do śniadania. Kiedy zechce ćpać, padnie trupem, i w ten sposób ja zostanę królem.
Pfe, brudas!
No co! To wam się niepodoba? No więc niech Bardior poda swoją myśl.
Ja jestem zdania, żeby go zdzielić wielkiem cięciem rapira które go przetnie od głowy aż do pasa.
Tak! to jest szlachetnie i dzielnie.
A jak was kopnie? Przypominam sobie teraz, że on wkłada na rewje podkute buty, które bardzo bolą. Gdybym był wiedział, poleciałbym was zdenuncjować, żeby się wydobyć z tego świństwa. Myślę żeby mi dał za to parę groszy.
Och! zdrajca, podlec, chciwosz plugawy.
Hańba staremu Ubu!
Ej, panowie, zachowajcie się spokojnie, jeżeli nie chcecie zwiedzić moich portek. Godzę się wreszcie narazić dla was. Tak więc, Bardior, ty się podejmiesz przeciąć króla.
Czy nie lepiejby było, żebyśmy się wszyscy rzucili na niego, rycząc i hałasząc? W ten sposób mielibyśmy widoki, że porwiemy za sobą armję.
Zatem tak. Ja postaram mu się nastąpić na nogę; on wierzgnie, wówczas ja mu powiem: grówno, i na to hasło rzucicie się na niego.
Tak, i z chwilą gdy wyzionie ducha, ty weźmiesz jego berło i koronę.
A ja puszczę się z mymi ludźmi w pogoń za królewską rodziną.
Tak, i polecam ci szczególnie młodego Byczysława.
Panowie, zapomnieliście nieodzownej ceremonji; trzeba przysiąc, że będziemy dzielnie walczyli.
Ubica go zastąpi.
Więc dobrze.
Zatem przysięgacie porządnie zabić króla?
Przysięgamy. Niech żyje król Ubu!