Ubu Król czyli Polacy/Akt drugi
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Ubu Król czyli Polacy | |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze "Rój" | |
Data wyd. | 1936 | |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. ARCT, S. A. w Warszawie | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały dramat | |
| ||
Indeks stron | ||
Artykuł w Wikipedii |
Byczysławie, byłeś dziś rano bardzo niegrzeczny dla pana Ubu, kawalera moich orderów i hrabiego Sandomierza. Dlatego zabraniam ci pojawić się na rewji.
Ależ, Wacławie, przyda ci się tam cała twoja rodzina, aby cię bronić w potrzebie.
Pani, nie cofam nigdy tego co powiedziałem. Męczysz mnie swemi banjalukami.
Zatem, Sire, wciąż jesteś zdecydowany iść na tę rewję?
Czemu nie, pani?
Ależ, jeszcze raz powtarzam, czy nie widziałam go we śnie jak cię ugodził swoją maczugą i wrzucił do Wisły, a orzeł, taki jaki jest w herbie Polski, włożył mu koronę na głowę?
Komu?
Twemu Ubu.
Co za szaleństwo! Hrabia Ubu jest bardzo godny szlachcic, któryby się dał rozszarpać końmi w moich służbach.
Co za omyłka!
Cicho bądź, młody paskudziarzu. A ty, pani, aby ci dowieść, jak dalece nie lękam się mojego Ubu, pójdę na tę rewję jak stoję, bez broni i szabli.
Straszliwa nieostrożność! Nie ujrzę cię już żywym.
Chodź, Bolesławie, chodź, Władysławie
Niech Bóg i wielki święty Mikołaj mają cię w swej opiece!
Byczysławie, chodź do kaplicy pomodlić się ze mną za swego ojca i braci.
Baczność, moi ludkowie
Idziemy, Najjaśniejszy Panie, idziemy
A oto regiment konnej gwardji Gdańska. Piękni, na honor.
Uważa król? Mnie się wydają okropni. Spójrz, Najjaśniejszy, na tego
Od jak dawna nie myłeś się, bydlę plugawe?
Ależ ten żołnierz jest bardzo schludny. Co tobie jest, Ubu?
Ot, co!
Nędzniku!
Hurra! Naprzód!
Och! na pomoc! Panno Święta, zginąłem!
Co to takiego? Do broni!
Ha! Mam koronę. Załatwcie się z resztą.
Hejże na zdrajców
Wreszcie zaczynam być niespokojna.
Nie masz, matko, żadnego powodu do obaw za sceną rozlega się straszliwy hałas Ha! co ja widzę? Moi bracia ścigani przez pana Ubu i jego ludzi!
O, mój Boże! Panno Najświętsza, doganiają ich, doganiają!
Cała armja pędzi za panem Ubu. Króla już niema. Okropność! Na pomoc!
Bolesław padł, ugodzony kulą.
Ha! Hej!
Broń się! Hurra! Władziu!
Och! otoczyli go.
Skończone. Bardior przeciął go na pół jak kiełbaskę.
Och! Biada! Ci opętańcy wdzierają się do pałacu, idą po schodach
Mój Boże, ocal nas.
Och, ten pan Ubu! Łajdak, nędznik, gdybym go dostał...
Ech! Byczysław, co ty mi chcesz zrobić?
Pomagaj Bóg! Będę bronił matki do ostatniego tchnienia! Pierwszy, kto się zbliży, jest trupem.
Och, Bardior, ja się boję! Pozwólcie mi odejść.
Masz, świntuchu, weź za swoje!
Trzymaj się, Byczysławie, trzymaj się.
Byczysławie, obiecujemy ci życie.
Łajdaki, opoje, płatne świntuchy!
Och, ja sobie z nim i tak dam radę!
Matko, ratuj się tajnemi schodkami.
A ty, moje dziecko, a ty?
Starajcie się pojmać królowę. Oho, uciekła. A z tobą, nędzniku...
Ha! Pomagaj Bóg! Oto moja zemsta!
Matko, śpieszę za tobą!
Tutaj będziemy bezpieczni.
I ja tak sądzę. Byczysławie, ratuj mnie
Ha! Co tobie, matko?
Jakto! Czyżbyś zmarzła?
Jakże chcesz, abym się oparła tylu ciosom? Król zabity, nasz dom zniszczony, a ty, przedstawiciel najszlachetniejszego rodu jaki kiedykolwiek nosił szablę, zmuszony uchodzić w góry, jak przemytnik!
I przez kogo, wielki Boże, przez kogo? Pospolity Ubu, awanturnik wyrosły niewiadomo skąd, hołota plugawa, łazik nikczemny! I kiedy pomyślę, że ojciec dał mu order i zrobił go hrabią i że nazajutrz ten plugawiec nie wstydził się podnieść ręki na niego.
O, Byczysławie! kiedy sobie wspomnę jak byliśmy szczęśliwi przed przybyciem tego Ubu! Ale teraz, niestety, wszystko się odmieniło!
Życzę ci tego, drogie dziecko; ale co do mnie, nie ujrzę tego szczęśliwego dnia.
Ha! Co tobie? Ona blednie, pada! Na pomoc! Ale ja jestem sam w pustyni! O, mój Boże! Serce jej już nie bije. Umarła. Czy podobna? Jeszcze jedna ofiara tego Ubu!
O mój Boże, jak smutno jest ujrzeć się samotnym w czternastym roku z ciężarem straszliwej zemsty na barkach
Ha! Co widzę! Cała moja rodzina, moje przodki... Jakimż cudem?
Wiedz, Byczysławie, że byłem za życia rycerzem Mateuszem z Königsberg, pierwszym królem i założycielem dynastji. Powierzam ci troskę o naszą zemstę
I niechaj ten miecz, który ci daję, nie zazna spokoju aż ugodzi na śmierć uzurpatora
Nie! ja nie chcę! Chcecie mnie zrujnować dla tych obżorów?
Ależ, ojcze Ubu, czy nie widzisz, że lud czeka pamiątki szczęśliwego wstąpienia na tron?
Jeśli nie każesz rozdać mięsiwa i złota, obalą cię w ciągu dwóch godzin.
Sameś paskudziarz! Skąd ja przyszłam do takiego bydlaka?
Jeszcze raz mówię, że chcę zbić forsę, nie popuszczę ani grosika.
Kiedy się ma w rękach wszystkie skarby Polski!
Tak, wiem, że jest w kaplicy olbrzymi skarb, rozdamy go.
Nędzniku, jeśli się poważysz!...
Ależ, ojcze Ubu, jeśli nie rozdasz pieniędzy, lud nie zechce płacić podatków.
Naprawdę?
Och, w takim razie godzę się na wszystko. Zgromadźcie trzy miljony, upieczcie sto pięćdziesiąt wołów i baranów, tem bardziej, że i mnie się okroi
Oto król! Niech żyje król! Hurra!
Macie, to dla was. Nie miałem zbytniej ochoty dawać wam pieniędzy, ale rozumiecie, Ubica tak zdecydowała. Za to przyrzeknijcie mi, że będziecie porządnie płacili podatki.
Tak, tak!
Prawda, że to okropne. O, jednemu roztrzaskali głowę.
Piękny widok! Przynieście dalsze skrzynie złota.
Gdyby tak urządzić wyścigi...
Tak, to jest myśl
Moi przyjaciele, widzicie oto tę skrzynię; zawiera trzy tysiące dukatów w złocie, w pełnowartościowej monecie polskiej. Niech ci, którzy chcą się ścigać, ustawią się na skraju dziedzińca. Ruszycie, skoro ja machnę chustką; który przybiegnie pierwszy, dostanie skrzynię. Ci, co nie wygrają, dostaną na pocieszenie tę drugą skrzynię, podzieli się ją między nich.
Posłuchaj ich!
Raz, dwa, trzy! Jesteście?
Tak! tak!
Jazda!
Dobiegają, dobiegają!
Ha! Pierwszy traci tempo.
Nie, odzyskuje je teraz.
Och! Traci! Traci! Przepedł! Inny doleciał!
Królu, nie wiem jak mam dziękować Waszej Królewskiej Mości...
Och, drogi przyjacielu, to nic. Zabierz swoją skrzynię, Michale; a wy podzielcie tę drugą, bierzcie po sztuce złota aż się wyczerpie.
Niech żyje Michał Fiodorowicz! Niech żyje ojciec Ubu!
A wy, moi przyjaciele, chodźcie na obiad! Otwieram wam dziś bramy pałacu, chciejcie zaszczycić mój stół!
Chodźmy! Chodźmy! Niech żyje ojciec Ubu! najszlachetniejszy z monarchów!