Ubu Król czyli Polacy/Akt trzeci
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Ubu Król czyli Polacy | |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze "Rój" | |
Data wyd. | 1936 | |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. ARCT, S. A. w Warszawie | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały dramat | |
| ||
Indeks stron | ||
Artykuł w Wikipedii |
Na moją zieloną świeczkę, jestem oto królem w tym kraju, już nabawiłem się niestrawności, i mają mi przynieść mój wielki hełm.
Z czego on jest, Ubu? Bo można być królem, ale trzeba być oszczędnym.
Samiczko moja, jest z baraniej skóry, z zapinką i sznurkiem ze skóry psa.
To jest piękne, ale jeszcze piękniej jest być królami.
Winni jesteśmy wielką wdzięczność księciu Litwy.
Komu takiemu?
No, rotmistrzowi Bardiorowi.
Proszę cię, Ubico, nie mów mi o tym bawole. Teraz, kiedy go już nie potrzebuję, może się obejść smakiem; nie zobaczy swego księstwa.
Źle robisz, Ubu, on się obróci przeciw tobie.
Och, smutna dola tego patałacha, tyle o niego dbam co o Byczysława.
Ha! ha! Czy ty myślisz, żeś już skończył z Byczysławem?
Ubu, Ubu, uważaj na to co gadasz. Wierzaj mi, staraj się ująć Byczysława dobrodziejstwy.
Jeszcze pieniędzy dawać? O, nie, nici z tego. Rozpaskudziliście mi dwadzieścia dwa miljony.
Rób, Ubu, wedle swojej głowy, będziesz się w nią drapał.
Ty będziesz się drapała razem ze mną.
Słuchaj, jeszcze raz ci powiadam: jestem pewna, że młody Byczysław da ci szkołę, bo ma za sobą słuszne prawo.
Psia twoja mać, niesłuszne prawo ma być gorsze niż słuszne? Ha! ty mnie znieważasz, Ubico, posiekam cię na kotlet
Przysuńcie kasę szlachecką i grabki szlacheckie i nożyk szlachecki i księgę szlachecką. Następnie, każcie się zbliżyć szlachcie
Zaklinam cię, miarkuj się, Ubu.
Mam zaszczyt oznajmić wam, że, dla wzbogacenia królestwa, postanowiłem zgładzić wszystką szlachtę i zabrać jej dobra.
Zgroza! Do nas, ludu i żołnierze!
Przyprowadźcie mi pierwszego szlachcica i podajcie mi pogrzebacz szlachecki. Tych, którzy będą skazani na śmierć, wpuszczę do jamy, wpadną do podziemi Szczypaj-Wieprza i Izby Grosiwnej, gdzie będą wymóżdżeni
Ktoś jest, ciemięgo?
Hrabia witebski.
Jakie masz dochody?
Trzy miljony ryxdalów.
Skazany!
Co za nikczemne okrucieństwo!
Drugi szlachcic, ktoś zacz?
Wielki książę poznański.
Wybornie! Wybornie! Nie pytam o więcej. Do jamy. Trzeci szlachcic, ktoś zacz? Masz szpetną mordę.
Książę Kurlandji, oraz miast Rygi, Rewlu i Mitawy.
Bardzo dobrze, bardzo dobrze! Nie masz nic więcej?
Nic.
Więc do jamy. Czwarty szlachcic, ktoś zacz?
Książę Podola.
Jakie dochody?
Za to brzydkie słowo, leź do jamy. Piąty szlachcic, ktoś zacz?
Margrabia Torunia, palatyn połocki.
To niewiele. Nie masz nic więcej?
To mi wystarczało.
No tak, lepiej mało niż nic. Do jamy. Co ty się krzywisz, mościa Ubu?
Jesteś za okrutny, Ubu.
Ba! bogacę się. Każę sporządzić moją listę moich dóbr. Woźny, odczytaj moją listę moich dóbr.
Zacznij od księstw, głupia pało!
Księstwo Podolskie, Wielkie Księstwo Poznańskie, Księstwo Kurlandzkie, Hrabstwo Sandomierskie, Hrabstwo Witebskie, Palatynat Połocki, Margrabstwo Toruńskie.
Dalej?
To wszystko.
Jakto, wszystko? Och, w takim razie, dobrze, jazda tu ze szlachtą. Muszę się dalej bogacić; każę wytracić całą szlachtę i w ten sposób będę miał wszystkie wakujące dobra. Dalej, pakujcie szlachtę do jamy
Śpieszcie się, prędzej, teraz będę stanowił prawa.
Najpierw zreformuję sprawiedliwość, poczem weźmiemy się do finansów.
Sprzeciwiamy się wszelkim zmianom.
Grówno! Po pierwsze, sędziowie nie będą płatni.
A z czego będziemy żyli? Jesteśmy biedni.
Będziecie mieli grzywny, na które będziecie skazywali, i dobra skazanych na śmierć.
Zgroza!
Ohyda!
Skandal!
Niegodziwość!
Do jamy sędziów!
Aj, co ty wyprawiasz, Ubu! Kto będzie wymierzał teraz sprawiedliwość?
Kto? Ja. Zobaczysz, jak to dobrze pójdzie.
Tak, to będzie ładnie!
Ej, cicho siedź, klempo. Teraz, panowie, weźmy się do finansów.
Niema tu nic do odmieniania.
Jakto, ja chcę wszystko odmienić! Po pierwsze, chcę zachować dla siebie połowę podatków.
Panowie, ustanowimy podatek dziesięć od sta od własności, drugi od handlu i przemysłu, trzeci od małżeństw, a czwarty od zgonów, po piętnaście franków każdy.
Ależ to idjotyczne, ojcze Ubu.
To niedorzeczne.
To się nie trzyma kupy.
Kpicie sobie ze mnie! Do jamy finansiści!
Ależ, zlituj się, Ubu, co z ciebie za król, zakatrupisz wszystkich!
Ech, grówno!
Nie bój się nic, moje słodkie dziecię, ja pójdę sam od wsi do wsi, zbierać podatki.
Dowiedzcie się wielkiej nowiny. Król nie żyje, książęta również, a młody Byczysław schronił się ze swoją matką w góry. Co więcej, ojciec Ubu zagarnął tron.
Ja wiem ciekawsze rzeczy. Wracam z Krakowa, gdzie widziałem, jak wynosili ciała więcej niż trzystu szlachty i pięciuset sędziów, których zabito. Zdaje się, że zdwoją podatki i że Ubu będzie je sam ściągał.
Słuchajcie-no: zdaje się, że to ktoś puka do drzwi.
Kroćkrocikropidjaśków! Otwórzcie, na moje grówno, na świętego Kotra i świętego Nikołę! otwierajcie ukatadukata, przychodzę ściągać podatki!
Który z was tu najstarszy?
Jak się zowiesz?
Stanisław Leszczyński.
Ale Wasza Ekscelencja jeszcze nic nie powiedziała.
Daleka ode mnie jest podobna myśl.
Przychodzę tedy powiedzieć ci, nakazać i oznajmić, że masz ujawnić i corychlej przedłożyć swoje finanse, inaczej będziesz zakatrupiony. Dalej, panowie świntuchy fynansowe, przywoźcie tutaj wózek fynansowy
Najjaśniejszy, my jesteśmy zapisani w regestrze jeno na sto pięćdziesiąt dwa ryxdale, któreśmy już zapłacili, będzie niedługo sześć tygodni na święty Maciej.
To bardzo możliwe, ale ja zmieniłem rząd i ogłosiłem w Dzienniku Ustaw, że się będzie płaciło dwa razy wszystkie podatki, a trzy razy te, które rząd naznaczy później. Przy tym systemie, zrobię prędko majątek, wówczas pozabijam wszystkich i wyjadę.
Ojcze Ubu, błagamy, ulituj się nas, jesteśmy biedni obywatele.
Gwiżdżę na to. Płaćcie.
Nie możemy, jużeśmy zapłacili.
Płaćcie! albo was wpakuję do swojej kieszeni, obostrzonej kaźnią oraz odłączeniem szyi i głowy od ciała! Kroćkrocikropidjasków, jestem chyba królem!
Naprzód panowie z fynansów, pełńcie swoją powinność
Ha! obywatelu, ot co jest. Chciałeś, żebym ci zapłacił to com ci był winien i zbuntowałeś się, bo ja nie chciałem! Spiskowałeś, i otoś jest w pace. Dokatadukata, czyściutko to załatwiono; figielek jest taki zgrabny, że sam nie poskąpisz mu swego uznania.
Hoho, mój miły przyjacielu, języczek masz nie od parady. Nie wątpię, że gdybyś zdołał się wymknąć, mogłyby z tego wyniknąć komplikacje; ale nie sądzę, aby kazamaty toruńskie wypuściły kiedy którego z zacnych chłoptasiów, skoro go im powierzono. Dlatego dobranoc! i radzę ci dobrze spać na obu oszach, mimo że szczory tańcują tutaj wcale grzeczną sarabandę
To ty, bezecny awanturniku, któryś pono przyczynił się do śmierci naszego kuzyna Wacława?
Najjaśniejszy Panie, daruj mi; byłem namówiony wbrew swojej woli przez ojca Ubu.
Ojciec Ubu uwięził mnie pod pozorem spisku, udało mi się uciec, pędziłem pięć dni i pięć nocy konno przez stepy, aby błagać waszego łaskawego miłosierdzia.
Co mi przynosisz jako zakład swego poddaństwa?
Moją szpadę awanturnika i szczegółowy plan miasta Torunia.
Biorę szpadę, ale, na świętego Jerzego, spal ten plan, nie chcę zawdzięczać zwycięstwa zdradzie.
Jeden z synów Wacława, młody Byczysław, żywie jeszcze; uczynię wszystko, aby mu wrócić tron.
Jaki stopień miałeś w armji polskiej?
Dowodziłem piątym pułkiem dragonów wileńskich i ochotniczą kompanją w służbie ojca Ubu.
To dobrze; mianuję cię podporucznikiem w dziesiątym pułku kozaków, i biada ci jeżeli zdradzisz. Jeśli się będziesz dobrze bił, spotka cię nagroda.
Na odwadze mi nie zbywa, Najjaśniejszy Panie.
To dobrze, zniknij z moich oczu.
Bardzo pięknie, mości Ubu.
Cóż za cymbał!
Hej tam, pani grównalska de domo, gęba na kłódkę, nie ścierpię twoich błazeństw. Powiem wam tedy, panowie, że fynanse idą nieźle. Poważna liczba psów w wełnianych pończochach wypada co rano na ulice; te hycle robią cuda! Wszędzie widzi się płonące domy i ludzi uginających się pod ciężarem naszych fynansów.
A nowe podatki, mości Ubu, czy idą dobrze?
Wcale nie. Podatek od małżeństw dał dopiero jedenaście groszy, a i to ojciec Ubu ściga ludzi wszędzie, aby ich zmusić do żeniaczki.
Dokatadukata, na rogi u mojej nogi, pani fynansjerko, ja mam oszy do mówienia a pani gębę do słuchania
To jest odwrotnie! Przez ciebie się mylę, tyś jest przyczyną mojego ugłupienia! Ale na rogi u mojej nogi niebogi...
Ech, cóż tam znowu takiego, czego on chce? Ruszaj, brudasie, albo cię wpuszczę do pludrów obostrzonych odłączeniem szyi i skręceniem odnóży.
Oho! Poleciał ale porzucił list.
Czytaj. Zdaje mi się, że ja tracę zmysły, albo że już nie umiem czytać. Spiesz się, klempo, to musi być od Bardiora.
Hu! Hu! Boję się! Boję się! Huhu! Już nie żyję! O ja biedne niebożę! Co począć, wszechmogący? Ten zły człowiek zabije mnie. Święty Antoni i wy wszyscy święci, wspierajcie mnie, dam wam fynansów i zapalę świece dla was. Boże, co począć?
Jest tylko jedna droga, Ubu.
Jaka, kochanie?
Wojna!!
Pomagaj Bóg! Oto szlachetna droga!
Tak, i znów mnie wygrzmocą.
Śpieszmy, śpieszmy gotować armję.
I narządzać artylerję i fortece.
I brać pieniądze na wojsko.
Och, nie; co to, to nie. Zabiję cię, ty rajco. Nie dam pieniędzy. A to ładna historja. Przedtem płacono mi, żebym szedł na wojnę, a teraz trzeba mi iść na wojnę na własny koszt. Nie, na moją zieloną świeczkę, róbmy wojnę, skoro was giez ukąsił, ale nie dawajmy ani grosika.
Niech żyje wojna!
Niech żyje Polska! Niech żyje król Ubu!
Ha, stara Ubu, daj mi moją zbroję i mój kijek. Będę niedługo taki obładowany, że nie będę mógł iść, gdyby mnie ścigano.
Pfe! Tchórz!
Haha! znowu ta grówniana szabla wylatuje, a pogrzebacz fynansowy nie trzyma się!!! Nie dojdę z tem do końca, a Rosjanie walą naprzód i zabiją mnie.
Królu Ubu, wypadły ci nożyce do obcinania oszu.
Ti! ti! ti! Ubiję cię, lalo, grównianym pogrzebaczem i nożykiem twarzecznym.
Jaki on piękny w swoim kasku i w zbroi, rzekłbyś upancerzona dynia.
Ubu, twój koń cię nie udźwignie; nic nie jadł od pięciu dni i jest wpół żywy.
Toby mi się podobało! Liczą mi dwanaście groszy dziennie za tę szkapę i nie może mnie unieść! Kpisz sobie, wiedźmo rogata, czy też okradasz mnie?
Wsiądę na to. Och! Raczej siedząco, bo ja zlecę
Och! zatrzymajcie to bydlę, wielki Boże, ja zlecę i stanę się trupem!!!
On jest doprawdy głupi. A, podniósł się. Ale spadł był na ziemię.
Ha! klaczy rogata, ledwie żyję! Wszystko jedno, jadę na wojnę i zabiję wszystkich. Biada temu, kto nie będzie szedł prosto. Wsadzę go do kieszeni ze skręceniem nosa i zębów i wyrwaniem języka.
Szczęśliwej drogi, mossje Ubu.
Zapomniałem ci powiedzieć, że ci powierzam regencję. Ale mam przy sobie księgę fynansów; biada ci, jeśli mnie okradniesz. Daję ci za pomocnika palotyna Żyrona. Bywaj, stara Ubu.
Bywaj, stary Ubu. Zabij dobrze cara.
Rozumie się. Skręcenie nosa i zębów, wydarcie języka i zagłębienie małego drewnianego szpica w oszach
Teraz, kiedy ten patałach odjechał, starajmy się zakrzątnąć koło naszych interesików, zabić Byczysława i zagarnąć skarb.