Wstęp do pieśni nowogreckich
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wstęp do pieśni nowogreckich |
Pochodzenie | Poezye Alexandra Chodźki |
Data wyd. | 1833 |
Druk | Nowa Drukarnia Pompejusza i Spółki |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
WSTĘP.
Wiadomo, że starożytni Grecy pierwotne swoje ukształcenie winni są poezii. Pierwszych pojęć o bóstwie i życiu towarzyskiém uczyli się oni z ust Poetów, czyli, jak łatwowierna starożytność ich zwała, ludzi świętych, wiedzących przeszłość i przyszłość, strażników, nauczycieli i dobroczyńców rodu ludzkiego (ασιδοι, ενθεοι). Poezija ta, s postępem czasu, traciła nieznacznie swój pierwotny charakter popularności i rozdwoiła się. Już w Ilijadzie królowie i wodze mają swoich Poetów, a lud musiał mieć swoje osobne pieśni.
Po wprowadzeniu do Grecii pisma, rozdwojenie to jeszcze wyraźniejszém się stało. W kwitnących latach rzeczypospolitej ateńskiéj, lyricy i tragicy lubo chcieli działać na ogół narodu, przemawiają oni językiem wytworniejszym niż język ludu; przedmioty ich, lubo na podaniach i dziejach oparte, nie mogły bydź dostatecznie pojęte i ocenione bez pewnych poprzedniczych wiadomości. Tak, obok poezii piśmiennéj, któréj gmin słuchał i sądził na uroczystościach i zjazdach narodowych, trwała poezija gminna, poezija, iż tak powiem, domowa ludu, przechowywana w jego pamięci. Godnym przedmiotem pracy i poszukiwań uczonych, byłoby wskazanie wzajemnego wpływu i zależności téj dwoistéj poezii. Zdaniem P. Schäl[1], pieśni rozmaitéj treści, które gmin śpiewał, podciągniono pod ogólne nazwanie Skolijów (σκολια).
Skolija te, wznosząc się niekiedy do opiewania bohatérów, częściéj towarzyszyły biesiadem, lub uprzyjemniały rozliczne prace w życiu wiejskiém i rzemieślniczém. Atheneus zachował nam ich rozmaite nazwiska. Były pieśni osobne dla młynarzy (πτιςικα, έπιμυλια, πτεσμοι); dla żeńców (λυτιεσαι) na pamiątkę Lytiersa, syna Midasa, który miał zwyczaj, sprosiwszy znajomych na biesiadę, zatrudniać ich zbiorem s pól i winnic swoich; dla wioślarzy (έρετiκaι); dla pasterzy (ποιμενικα, συβωτιχα, βουκολιασμοι); dla tłoczących winne grona (έπιληυια); dla noszących wodę (ίμαια); dla oraczy (βορμοι); dla mamek i nianek (καταβαυκαλισεις); dla kobiét i dziewcząt (καλυκαι i ἀρπαλικαι); па pamiątkę pewnéj Kalykе, śpiewanéj przez Stesichora i Arpalyke, dwóch ofiar nieszczęśliwéj miłości; dia żebraków i chodzących po kolendzie (ἐρεσιοναι, χελιδωνισματα, κορονισματα), które do dziś dnia pod temiż samemi imionami uchowały sie u Greków.
Inne pieśni przeznaczone byty do rozmaitych zabaw, świąt i przygód, jak np. pieśń przy hojdawce (ἁλητις ἀσμα); pieśni pogrzebowe (ὀλοφυρμοι, dzisiejsze μυριολογοι); pieśń ślubna (ύμεναιος); śpiewana w czasie klęsk publicznych (ἰαλεμος). Tutaj téż należą: — Anthema, czyli piosnka kwiatów, któréj nawet początek zachował Atheneus; sławna w dziejach Aten pieśń pochwalna zabójcom Hipparcha; Eresione, dziwnie podobna do nowogreckiéj pieśni o jaskółce, przyznawana Homerowi, której piękny przekład mamy w naszym języku, i t. p. Nazwiska te pokazują przedmioty i obfitość pieśni gminnych w starożytności.
Poezija piśmienna grecka, przeszedłszy na dwór Ptolomeuszów, zbywając się codziennie swojego charakteru popularności, coraz uczeńszym językiem przemawia, coraz w mniejszéj liczbie czytelników i słuchaczy krąży.
Zastanawiającemu się nad biegiem i zmianami dwoistéj poezii u Greków, przybywa nowy widok. Mowa grecka, chociaż tyle nierosprawiano o jéj duchu i poprawności, ile w tym wieku, codziennie traci swą dawną czystość. Rzucone są pierwsze nasiona języka, który, w kilkaset lat późniéj utworzony, stał się językiem ludu i był nazwany nowohelleńskim.
Wyraźniéj to się czuć daje w czasach pisarzów byzantyńskich. Za panowania Komnenów, uczeni pisali jeszcze językiem starożytnym, którego już lud dobrze nierozumiał. Książki przeznaczone dla jego nauki, katechizmy, homilije, hymny, mają już wiele zwrotów i sposobów mówienia nowohelleńskich.
Toż samo postrzega uczony doktor Coray w pisarzach romansów. Heliodor (żyjący w IV wieku), Xenofon z Efezu (w V), Achilles Tatius (w V.), Chariton i inni, pragnąc bydź w ręku większéj massy czytelników, muszą używać neologismów coraz mnożących się. Aż nakoniec z upadkiem dawnego jéj języka poezija grecka piśmienna, po zupełném przekwitnieniu, zginęła. Lud, mniéj podległy bezpośredniemu wpływowi zmian politycznych, przechował swoje pieśni i podania dawne, mniéj lub więcéj biegiem czasu i okoliczności skażone. W nich, wyobrażenia nowonabyte dziwnie mięszały się z dawnémi, jak i do samej mowy wcisnęło się wiele wyrazów włoskich i tureckich. Zmieniony dawny język poezii, może nawet i dawne jéj formy, ale istota jéj zawsze ta sama, zawsze jest ona dalszym ciągiem, echem owéj poezii thrackiéj Eumolpa i Orfeusza.
W drugiej połowie ostatniego wieku, s początkiem wybijania się Greków s pod jarzma tureckiego, zjawiły się nowe przedmioty dla poezii gminnéj; tak iż dzisiaj główną jéj gałąź stanowią śpiewy o obrońcach nowéj Hellady.
Ich wdzięk i mnogość uderzała podróżujących temi czasy po Grecii. Kilku zamierzało sobie zatrudnić się zebraniem w jedno tego, po rozlicznych wyspach rozrzuconego, skarbu. Panu Fauriel[2] należy się chwała dokonania tak pięknego zamiaru. Szkoda, iż w swoim ciekawym zbiorze nieumieścił opisu bitwy pod Warną (r. 1444), o którym z wielkiemi pochwałami wspomina w przedmowie. Autor jego był naocznym świadkiem klęski tak smutnie pamiętnéj w dziejach naszych, tém więc wdzięczniejsi bylibyśmy za dochowanie interesującego nas zabytku.
Kilkadziesiąt pieśni P. Fauriel przetłómaczyłem po polsku; w liczbie téj znajdują się niektóre dawniéj już, s przekładów K. Brodzińskiego i J. Zaleskiego, czytelnikom zapewne znajome. Gdyby mię doszły były przed ukończeniem mojego przekładu, nie powtarzałbym pracy, przez tych znakomitych pisarzy dokonanéj.
P. Fauriel dzieli pieśni swego zbioru na trzy klassy, stosownie do ich treści: pieśni historyczne (τραγουδια κληφτικα), malujące wojenne życie nowogreckich górali; pieśni domowe (τραγουδια ὀικια), śpiewane podczas uroczystości i zatrudnień życia wiejskiego; nakoniec pieśni idealne (τραγουδια πλαςικα), których przedmiot jest zmyślony, ani do pewnego czasu i miejsca nie przywiązany. Każdy s tych oddziałów opisuje obszernie P. Fauriel. Co do mnie, wspomnę w niniejszym wstępie o tém tylko, co może pomodz do lepszego pojęcia i ocenienia przełożonych przezemnie śpiewów.
Za pierwszém najściem Turków na Thessaliją (r. 1453), mieszkańce rozległych i żyznych jéj dolin nie mogli się im oprzeć, lecz górale Thessalii, Olympu, Pelionu i Agrafa, bronieni niedostępném położeniem miejsca, a bardziéj jeszcze wrodzoném sobie męstwem, żyli swobodnie w swych górach, śród reszty podbitej Grecii. Zemsta, a częściéj niedostatek, sprowadzały ich często z dzikich gór na zabudowane i uprawne doliny. Tak bawiąc się rabunkiem, byli postrachem sasiadów zowiących ich Kleftami[3].
Znużeni Turcy ustawiczną wojną s tym ludem mężnym a ubogim, weszli z nim zrazu w bardzo dogodne układy. Pozwolili im rządzić się własnémi prawami, żyć niepodlegle w swych górach, nosić broń, i za to mały podatek opłacać Turkóm. Wielu odrzuciło wszelkie warunki, lecz większa liczba przystając na nie, otrzymała pozwolenie utworzenia dla swéj obrony milicii narodowéj. Członków jej nazwano Armatole, t. j. żołnierze w zupełném uzbrojeniu, lub Pallikari, t. j.
młodzieńce w kwiecie sił i wieku, ich wodza, Kapetanos, Proestos (naczelnik, starszyzna). Miiiciją te kraj podejmował swym kosztem. Złożona tylko z rodowitych Greków, obowiązywała się bronić ojczystych granic. — Od brzegów Wardaru (Axius) aż do Koryntu, w każdém mieście stołecznem powiatu (armatolik) mieszkał Kapetanos ze swoim półkiem. Upowszechniło się to później w całéj Grecii, prócz Morei. Godność kapetańska była, jak zdaje się, dziedziczną.
Przez długi czas Dywan, trzymając się bardzo rozsądnéj polityki, niepowierzał rządu paszalików greckich Albanóm, odwiecznym Greków nieprzyjaciołóm. Lecz widząc zawsze w Armatolach gorliwych obrońców swobód narodowych, jął się przemocy. Od roku 1740, urzędnicy albańscy, przysyłani ze Stambułu, rządzili Epirem.[4] Nieporozumienia ich s Proestami coraz groźniejszą brały postać. Pallikarom, broniącym upornie granic, Turcy wrócili przez wzgardę dawne nazwisko Kleftów. Odtąd Kleft i Armatol są wyrazy jednoznaczne.
Jak skoro który Kapetanos dostrzegł stawionych sobie sideł przez Paszę lub Derwendżi-Baszę, uciekał w góry i przeistaczał się w wodza Kleftów. Rabunek był jedynym środkiem ich utrzymania się. Częściéj wszakże, obległszy jaką wioskę, kazali sobie płacić haracz lub dawać żywność. Za powtórną odmową, przysyłali roskaz na papierze opalonym s czterech końców. Biada mieszkańcom, gdy tém pismem wzgardzą! natychmiast wioska była w pożarze, a Kleftowie bez litości łupili i uciekali ze zdobyczą.
Podobne wycieczki były nieczęste. Prości, rubaszni, lecz przytém szlachetni Kleftowie, w nagłéj tylko potrzebie chwytali się gwałtownych środków. Dowodzi tego ich łagodne obejście się z brankami, stanowiącemi główną część ich dochodów. Zdarzało się nieraz, iż w liczbie branek znajdowały się córki ich najzaciętszych nieprzyjaciół, Agów i Bejów tureckich. Natychmiast, wywiedziawszy się o ich mieszkaniu, posyłali do krewnych, naznaczając sobie pewną ilość pieniędzy za każdą brankę, stósownie do jéj rodu i znaczenia. Okupy te często przychodziły aż w kilka miesięcy; Pallikarowie cierpliwie czekając, opatrywali we wszelkie wygody swych jeńców. Wieść niesie, że pewny Kapetanos, chcący ubliżyć brance, rossiekanym był na miejscu od własnych żołnierzy. Ujrzémy przykład téj gościnności na początku pieśni Skyllodimos.
W bitwie Kleft potykał się bez porządku i taktyki; nigdy w szeregu, lecz tu i owdzie rosproszony, polował raczéj niż wojował nieprzyjaciela. Przyczaiwszy się za pniem, krzakiem, kupą gruzów lub trupów, strzelał. Napadniony z bliska, odcinał się pałaszem lub sztyletem. Nocą chętniéj niźli dniem walczył; dosyć mu było postrzedz błysk wystrzału nieprzyjaciela, aby go nie chybić.
Wolne w obozach (λιμερι) godziny poświęcali Kleftowie kształceniu i doskonaleniu zdolności potrzebnych na wojnie. Zręczność rzucania kręgu i innych gymnastycznych ćwiczeń, trafność strzelania i szybkość biegu, posuwali do najwyższego stopnia. Niko-Carsas przeskakiwał równémi nogami siedm koni obok stojących. Wytrwałość ich w znoszeniu trudów, boleści i głodu, przechodzi pojęcie. Zginąć w boju, był najpiękniejszy koniec dla Klefta; trupa takiego nazywano ofiarą (σφαραγι); umarłego własną śmiercią zwano ścierwem (ψοφίμι), rzetelne wyrażenie ich wstrętu do podobnego zgonu. Pijąc do siebie, mawiali: do szczęśliwéj kuli! (καλον μολιβι.)
Dostać się za życia w niewolę turecką, a po śmierci zostawić w ich ręku swą uciętą głowę, były dwie rzeczy przerażające, nawet wspomnieniem, każdego Klefta. „Bracie! zetnij mi głowę (woła w jednéj pieśni Pallikar śmiertelnie raniony), bo wróg ją zetnie i rzuci gdzie na widoku przechodniów. Moi nieprzyjaciele ją zobaczą i ucieszą się; moja matka ją zobaczy i umrze z boleści!“ Bohaterowie Ilijady podobnież mniemali, że ucięcie głowy zwycięzcy wieczną chwałę, a zwyciężonemu największą hańbę przynosilo. Il. XVII. 176. XVII. 126. XI. 261. i t. p.
Główne stanowiska Kleftów były na górach Agrafa, Etolii i na łańcuchu gór oddzielających Thessaliją od Macedonii. Olymp jest ojczyzną najwaleczniejszych górali; Kleftowie mówią o nim z religijnym prawie szacunkiem. Może to zabytek czci starożytnéj dla ojczyzny Muz?
W górach tych, chociaż niższych od Alpów a nawet i od Pireneów, zimą niepodobna jest mieszkać. Za zbliżeniem się więc téj pory, Kleftowie schodzili na doliny do znajomych i krewnych, lub się rossypywali po wyspach, gdzie, do przejścia Wenecii na turecką stronę, najpewniejszy przytułek znajdowali. Wszędzie ich przyjmowali ziomkowie z uniesieniem i wdzięcznością, pomimo zakazów dworu osmańskiego.
Wiadomy jest powszechnie los Ali Paszy Janniny, z razu najzaciętszego prześladowcy, a potém stronnika Kleftów. Dotąd garstka górali łamie się z wojskami ogromnego mocarstwa wschodu. Los ich ojczyzny zdaje się dzisiaj ulepszać, a cała ludzkość wygląda końca klęsk nieszczęśliwego ludu, któremu cywilizacya europejska tyle winna!
W pieśniach domowych, umieścił P. Fauriel początek piosnki jaskółki (χελιδωνισμα), uderzające mającéj podobieństwo do Eresiony Homera, jak to już powiedzieliśmy. Dotąd, jak za czasów wieszcza jońskiego, w każdy pierwszy dzień wiosny, t. j. 1go Marca, gromady dzieci noszą jaskółkę wystruganą z drzewa, śpiéwając: „Z za białego morza[5] jaskółka wróciła, i szczebioce: Marcu! mój piękny Marcu! etc.“ Gospodarze domów, przed którymi taka gromada zatrzyma się, obdarzają łakociami małych śpiewaków. Szkoda, że niemamy całéj téj piosnki; ma to bydź naiwne wyrażenie uczucia, jakie sprawia pod greckiém niebem powrót pory kwiatów.
Lecz na większą uwagę zasługują myriologi[6], czyli pieśni pogrzebowe Nowo-Greków, improwizowane przez kobiéty. Zaledwie chory umrze, jego krewne zamykają mu usta i oczy, wyléwając się swobodnie z żalem i rospaczą. Oddawszy tę piérwszą posługę, zostawują nieboszczyka staraniom służących, a same udają się do jednéj z bliższych sąsiadek. Zbiegają się tam znajome, cieszą nieszczęśliwą rodzinę i ubierają w żałobne suknie. Tymczasem służący myją trupa; oblekłszy go w najlepsze jakie miał odzienie, kładą na niskiém posłaniu, twarzą na wschód, z rękami na krzyż założonemi na piersiach. Za oznajmieniem, że już wszystko w pogotowiu, całe grono kobiét idzie do drzwi domu nieboszczyka; najpierwéj wchodzi matka i żona, potém dalsze krewne i znajome porządkiem wieku i powinowactwa. Boleść ich znowu się objawia, bez przymusu, bez prawideł, w wyrazach, krzyku lub łzach objawiona.
Po tych narzekaniach dorywczych następują skargi porządniejsze; są to hryje. Najbliższa lub najwymowniejsza krewna improwizuje pieśń na nótę i miarę właściwą tylko temu rodzajowi poezii, wylicza przymioty umarłego, opisuje swą boleść, i t. p. Za nią inne obecne kobiéty toż czynią. Naiwność ich niekiedy do tyla jest posuniętą, iż dają umarłemu słowne zlecenia, a nawet kwiaty i inne podarki do oddania znajomym i krewnym na tamtym świecie. Plutarch (de consolatione) mówi, iż płeć piękna za jego czasów podobnież oddawała się narzekaniom podczas pogrzebów w Grecii.
Hryje te ustają s przybyciem orszaku pogrzebowego i znów się rospoczynają przy spuszczeniu trumny do dołu. Męszczyzni żegnają się, wymawiając kilka słów nad brzegiem dolu, lub całując usta umarłego.
Kobiety, niemające zdolności improwizowania, przywołują płaczki s professii, których jest kilka w każdéj wiosce. Płaczka, słynąca s talentu, jest celem powszechnego szacunku i prędko się dorabia majątku, jak dziś dobry improwizator we Włoszech.
S tego, cośmy powiedzieli o hryjach, możnaby wnosić, że poezija gminna Greków powinna obfitować w podobne pieśni; a jednak, po długich staraniach, ledwie kilka ułamków doszło rąk P. Fauriel. Przyczyny tego niedostatku szuka on w naturze poezii wręcz mówionéj. Zdaniem jego, podobnie jak wszystkie improwizacije, jedna chwila zapału tworzy hryję i jedna chwila ją niszczy. Stém wszystkiém niechciałbym wierzyć, aby płaczki za pieniądze wzruszały się istotnie na widok trupa obcéj im za życia osoby i niemiały zawsze na pogotowiu kilku hryj. Wreszcie słuchacz obdarzony mierną pamięcią, może powtórzyć improwizaciją, która go mocno wzruszyła, a niepodobna, aby takie przykłady były rzadkie w Grecii.
Dużo poezii tego rodzaju znajdujemy u starożytnych. W pałacu Prijama toż samo się działo przy zwłokach Hektora, co się dzisiaj dzieje w domu wieśniaka greckiego nad zwłokami syna. Żale Bryzeidy nad trupem Patrokla, w niczém się nieróżnią od dzisiejszej hryi. Tragicy i poeci elegiczni jeszcze więcéj dostarczą nam przykładów. Obok tłumaczenia dwóch hryj ze zbioru P. Fauriel, umieszczę znajomy ustęp z Elektry Sofokla:
któréj wykład, przed kilką jeszcze laty słyszałem z ust drogiéj pamięci G. E. Groddeck. Łzy cisnące mi się do oczu na to wspomnienie, są słabym hołdem wdzięczności za tyle zasług, które ten mąż uczony położył w naszym kraju!
W pieśniach idealnych, imaginacija ludu nowogreckiego pokazuje się z większą rozmaitością, swobodą i ogniem, niż w innych. W nich to najczęściéj dostrzegamy śladów wyobrażeń starożytnych. Gmin dzisiejszéj Grecii nic nie wie o swoich przodkach. Wieśniacy Thessalii mają podanie, iż na ich ziemi, dawnemi czasy, mieszkały jakieś olbrzymy, wiary pogańskiéj, pod imieniem Hellenów, tak wysocy i ciężcy, że gdy który z nich upadł na ziemię, umierał, niemogąc powstać na nogi dla zbytniego ogromu! Podziśdzień Thessalija jest ojczyzną wróżek i czarownic, sprowadzających na ziemię księżyc, wywołujących duchy i t. p., znajdujących jeszcze wiarę u Rzymian za czasów Cezara.[7] Każda rzéka, las, góra i skała, ma w Grecii podziśdzień opiekuńczego ducha lub smoka. Zaraza, podług jednych, jestto ślepa wiedma na szczudłach, która idąc omackiem po za murami i płotami, samém dotknięciem się zabija nieostrożnych. Podług innych, są to trzy wiedmy, chodzące od domu do domu.
Jedna niesie papier, druga nożyce, trzecia miotłę. Fatalne trio zatrzymuje się przede drzwiami każdego domu w zarażonej wiosce; piérwsza spisuje osoby mające umrzeć, druga je nożycami rani, a trzecia martwe ciała wymiata precz z domu. Skażone przypomnienie Eumenid staréj Grecii, a Furii i Parek Rzymu.
Pewien Anglik, podróżujący niedawno po Grecii, tak opisuje podanie Moreatów, mieszkańców jednéj gałęzi gór dawnego Tajgetu: „Trzy dziewczyny o racicach i nogach kozich, lecz z resztą doskonale piękne, dzień i noc tańczą na górze Skardamyla. Biada temu, co przez ciekawość lub trafem zbliży się do nich! Po uściśnieniach, któremi obdzielić musi każdą z osobna dziéwczynę, traci życie zepchnięty z wierzchołka góry.“ Jestto, jak autor tych słów uważa, zmieszane przypomnienie Oread, Gracii i Satyrów.
Lecz ze wszystkich zabytków dawnéj wiary, najczęściéj Grecy wspominają o Charonie. Starzec ten jeszcze trudni się przewozem dusz s tego świata na drugi. Zawsze surowy i nieubłagany, umie dziś przemieniać się w ptaka lub zwierzę, niekiedy nawet we własnéj postaci przychodzi na ziemię karać dumnych. Ujrzémy tego przykład w trzech pieśniach o Charonie. Zadrzałby pobożny wieśniak nowéj Grecii, dowiedziawszy się, ile jeszcze w swych wyobrażeniach i przesądach nosi zabytków swéj dawnéj, pogańskiéj wiary.
Imiona autorów tych wszystkich pieśni, jak w każdéj poezii gminnej, są najczęściéj niewiadome. Hryje, jak to mówiliśmy, są dziéłem kobiét. W Janninie garbarze słyną szczególną zdolnością do poezii; pieśni ich szybko się rozbiegają po całéj Grecii. Poeci uczeńsi piszą ody i wiersze patriotyczne, których lud chciwie na pamięć uczy się i śpiewa. Pieśni kleftyckie są w części dziełem samychże górali, w części ślepych żebraków, o których tu coś powiedzieć wypada.
Nic sławniejszego, w pierwszych czasach literatury greckiéj, nad owe towarzystwa Rapsodów, t. j. podróżujących śpiewaków. Oni to nam przechowali oba poemata, chodzące pod nazwiskiem Homera. W dzisiejszéj Grecii każdy starzec pozbawiony wzroku, a zatém do żadnych ręcznych robót niezdolny, uczy się, ile może, pieśni gminnych, i s tym skarbem złożonym w pamięci, puszcza się w podróż. Odbierana za śpiewanie zapłata stanowi jego dochód. Wielu takich wędrowników przebiega corocznie Greciją w rozmaitych kierunkach.
Żadne święto, żaden jarmark (πανεγυρια), niemoże się obejśdź bez ślepych Rapsodów. Zebrani tam po kilku razem, lecz najczęściéj pojedyńczo, śpiewają w kole zawsze licznych słuchaczów, przegrywając na instrumencie o kilku strónach, noszącym podziśdzień kształt i imie dawnéj lyry.
Śpiewacy ci, jak w czasach Homeridów, dzielą się na dwie klassy. Piérwsza, zapewne liczniejsza, trudni się tylko śpiewaniem obcych pieśni. Druga, zapewne w większém będąca poszanowaniu, śpiéwa rapsodije własne i cudze. Tworząc piosenkę, muszą do niéj dorobić nótę i akord, inaczéj by się bowiem tylko s połowy obowiązku uiszczali.
Zawsze w podróży po tak pięknym i pogodnym kraju, chciwi tego wszystkiego, co żywiąc ich wyobraźnią, może interesować ziomków, mający wszędzie wolny przystęp, są oni żyjącą i wędrowną gazetą najnowszych wypadków. Z ich ust dowiaduje się cała Grecija o powodzeniu Kleftów. Są to nowelliści, historicy i poeci ludu.
Pod koniec przeszłego wieku, mieszkał w małej wiosce Thessalii, przy górze Ossa, starzec na imie Gawojannis (Jan ślepy), sławny talentem improwizowania na treść podaną. Ulubionym jego przedmiotem były wypadki z życia Kleftów. Każdy Kapetanos chciał słynąć w jego pieśni; Albanie nawet ubiegali się o ten zaszczyt, hojnie płacąc Rapsodowi. Niebawem Gawojannis się zbogacił, i, jedynym między starcami swego rzemiosła przykładem, zaniechał wędrówek, spokojnie dni kończąc we wspomnianéj wioseczce.
Zapał i roskosz, z jaką Grecy słuchają swych narodowych pieśni, stanowi jedną z cech głównych wrodzonego im charakteru. Wojenni górale przenoszą nad inne pieśni kleftyckie i malujące obrazy z życia pasterskiego lub rolniczego, gdzie wszystko tak śmiałe, proste, pełne ognia i siły, jak oni. Pieśni miejskie za miękko brzmią dla nich, dla tego zowią je zniewieściałemi i bez żadnej wartości (τραγουδια πουςικα). Nawzajem téż pieśń góralska za ostro dzwoni w uchu łagodnych wyspiarzy i mieszczan.
Wymyślny Greczyn w wyborze pieśni w kraju, nie jest nim za granicą. Widziano nieraz, w kawiarniach Odessy i Konstantynopola, Greków chciwie słuchających pieśni wędrującego Rapsoda. Góral etolski, mieszkaniec Larissy i Scijo, biegą tam uścisnąć się i słuchać ojczystych pieśni. Różnica kraju i obyczajów, jakby zerwana czarodziejską sztuką, ginie. Góral wzrusza się na głos tkliwej piosenki Archipelagu, a miękki wyspiarz unosząc się nad dzikiém męstwem bohaterów gór, marzy o sławie upłynionych wieków.
Muzyka pieśni góralskich jest pospolicie jednostajna, prosta, i rzadko się zmieniająca na drugim, a nigdy na trzecim wierszu. Nóta pieśni Archipelagu jest weselsza, rozmaitsza i ułożona z większą sztuką. P. Fauriel słyszał wiele śpiewanych na nótę starych romansów włoskich. Spon słyszał w Grecii muzykę romansu francuskiego: Réveillez-vous belle endormie etc. Pieśń, którą woźnica grecki nócił Panu Chateaubriand przez całą drogę od Kron aż do Athen, przypominała mu ojczysty romans: Mon coeur charmé etc. Należąż te pieśni do drugiéj szkoły muzyki u Greków, czy sięgają czasów Olympu? Czy je Wenecijanie do Morei przynieśli? czy jenijusz trubadurów francuskich zszedł się z greckim?
W dzisiejszéj Grecii każdy taniec ma swoją piosnkę, czyli właściwiéj mówiąc, on jest piosnką, któréj muzyka i pantomima pomagają. Jestto więc ballada, w najwłaściwszém wyrazu tego znaczeniu. Każdy z nich zdaje się bydź skutkiem jakiéjś przyczyny historycznej, i mieć jakiś cel, do którego mniéj lub więcéj wyraźnie zmierzają ruchy tańcującego. Kroki i jesta w balladzie rycerskiéj, mają coś nagłego, dzikiego, i to wszystko, czém się odwaga i siła maluje. W balladzie miłośnéj, wszystkie poruszenia są kierowane taktem powolniejszym, bardziéj zręczne i piękne niż śmiałe. Podobne téż tańce mieli starożytni Grecy. Jeden z najpóźniejszych wojażerów po Grecii, zaproszony na wesele pewnego z możnych mieszkańców Morei, widział, między innemi, taniec żołnierski i ślubny (pyrrique et nuptial), zupełnie zgodny z opisem znajdującym się w XVII księdze Ilijady.
Pieśni, którem przetłómaczył, dostateczne są do utworzenia sobie czystego pojęcia o charakterze poezii ludu nowogreckiego. Dodam tylko, że przedmioty nieżywotne, góry, rzeki, podobnie jak zwierzęta i ptaszki, często w niéj rozmawiają. Niekiedy widna chęć uszlachetnienia rzeczy zwyczajnych. Żelazo np. i inne kruszce mniejszéj wartości, są w pieśni złotem lub drogiemi klejnotami; wszyscy Kleftowie błyszczą się od bogactw; ich konie kute srébrem, ich rzędy sadzone perłami!! Prostota i moc wyrażeń towarzyszy niekiedy dziwnym wyskokom dziecinnéj wyobraźni, lub naiwności przechodzącęj w śmieszność. „Dzieci Kacantonisa (mówi autor pieśni o Diplu) kule jak zrazy, a proch jak ryż jedzą; Turków zabijają jak koni, Agów rzną jak owce.“ Zresztą styl jednostajny, do zwyczajnéj rozmowy zbliżony, periody krótkie, powtarzania wyrazów i nawet całych wierszy częste, jak w każdéj poezii gminnéj.
Pieśni zawarte pod nazwaniem domowych i idealnych, są rozmaitéj miary, najczęściéj rymowane. Pieśni Kleftów mają tylko jedną, właściwą sobie miarę, wynalezioną w nowszych czasach, a dziś najpowszechniéj w Grecii używaną. Wiersz ich nierymowany, piętnasto-zgłoskowy, składa się z dwóch części; w piérwszéj ośm, w drugiéj siedm zgłosek. Cezura pada na osmą. Zwyczaj każe, aby szósta lub osma w pierwszéj części, a szósta w drugiéj była długą, zresztą mogą bydź dowolne. Doskonałość wszakże tego wiersza zależy na tém, aby wszystkie długie padały na parzystych miejscach, nadewszystko zaś starać się trzeba, aby jedenasta i trzynasta były krótkie. Do naszéj poezii moglibyśmy tę miarę wprowadzić pod następnym kształtem:
Użyłem jéj w tłumaczeniu piosnki: Pasterz i Charon.
Skończę te kilka słów o poezii gminnéj nowogreckiéj wyrazami Byrona:
Teems not each ditty with the glorious tale!
Ah! such, alas! the hero’s amplest fate!
When granit moulders and when records fail,
A peasant’s plaint prolongs his dubious date.
Child Harolds’s Pilgr. Cant. I° xxxvi.
- ↑ Schäl „Hist. de la littér. Gr. I. 149.“
- ↑ „Chants populaires de la Grèce moderne, receuillis et publiés par C. Fauriel. Paris 1824. T. 2.“ — Pieśni te już nieraz ściągały na siebie uwagę uczonych i Poetów. — U Niemców tłumaczył je Müller, u Rossijan Gnienicz.
- ↑ Wyraz κλεπτης, albo podług teraźniejszego wymawiania κλεφτης, znaczący złodziej, stał się potém uajzaszczytniejszém nazwaniem obrońców Grecii.
- ↑ Zwali się oni Derwendżi — Baszy, stróż wąwozów, wielki dozórca dróg. Mieli własne wojsko pod wodzą swych podkomendnych Derwenagów. Sławny jest Ali Tebeleni z zadanych klęsk Armatolóm podczas sprawowania tego urzędu.
- ↑ t. j. z za srodziemnego. Turcy je takoż zowią ak deniz (białe morze), a na wzór ich inne wschodnie narody.
- ↑ Zdawało mi się, że wyrazowi μνριολογος, znaczącemu dosłownie mowa żalu, boleści, odpowie nasz staroświecki wyraz hryja, dla tego używać go będę w dalszym ciągu.
- ↑ Hanc ego de coelo ducentem sidera vidi,
Fulminis haec rapidi carmine vertit iter:
Haec cantu finditque solum, Manesque sepulcris
Elicit, et tepido evocat ossa rogo.
tibullus I. 2.