Złotowłosy sfinks/Rozdział VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Złotowłosy sfinks
Podtytuł Powieść sensacyjna
Wydawca Wydawnictwo „Najciekawsze Powieści“
Data wyd. 1933
Druk Zakłady Drukarskie Wacława Piekarniaka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VII.
Kasa barona Trauba.

Rychło znalazła się przed kamienicą, w której zamieszkiwał Traub, a reszta zadania poszła łatwiej, niźli się tego spodziewała. Dozorca, któremu wetknęła w rękę złotówkę, może upewniony jej solidnym wyglądem, nie zapytał się nawet, dokąd dąży i ledwie obrzuciwszy ją spojrzeniem, poczłapał najspokojniej do swego mieszkania.
Kira — nazywajmy ją teraz jej prawdziwem imieniem — z początku, chcąc zmylić ślady prześlizgnęła się na podwórze. Dopiero, gdy ucichł odgłos kroków dozorcy, zpowrotem przebyła bramę, udając się na frontowe schody. Na parterze mieszkał Traub i łatwo było odnaleźć to jedyne tam mieszkanie, do którego znakomicie znała drogę. Starając się możliwie jaknajmniej czynić hałasu, wyciągnęła klucze i odnalazłszy właściwy, wsadziła go do zamku.
Obrócił się łatwo, drzwi skrzypnęły i bez przeszkód znalazła się wewnątrz.
Dokoła panowały nieprzeniknione ciemności. Nie docierał nawet promień księżyca. Nic dziwnego, okna parterowego mieszkania Trauba, zasłaniano na noc okiennicami i musiał on przed swym wyjazdem wydać odpowiednie zlecenia.
Nie zmartwiło to zbytnio Kiry, ucieszyło ją raczej.
Dzięki zamkniętym okiennicom, mogła swobodnie zaświecić w mieszkaniu elektryczne światło, bez obawy, iż ktoś na to zwróci uwagę i rozpocząć poszukiwania.
— Uf!...
Natrafiła dłonią na kontakt. Z przedpokoju prowadzą drzwi do gabinetu Trauba. Zna dobrze ten gabinet o ciężkich, rzeźbionych meblach, z porozwieszanemi na ścianach obrazami, w dużych złoconych ramach. Ile razy w tym gabinecie, błagała bezskutecznie Trauba o litość, proponując mu najprzeróżniejsze układy... W tym samym gabinecie, gdy siedziała w rogu na skórą okrytej otomanie, oświadczał jej swą miłość i usiłował pocałować. Grymas wstrętu przebiegł po twarzyczce Kiry.. Ale, gdzież znajduje się kasa, bo tu, w gabinecie jej niema? Przypomniała sobie nagle Kira, że Traub wychodził, gdy z nią konferował, do sąsiedniego pokoju i stamtąd przynosił różne papiery. Więc, w pokoju na lewo. Tak, niewątpliwie!...
Śmiało weszła do sąsiedniego pokoju, będącego jak wiemy jednocześnie sypialnią Trauba. Łatwo odnalazła kontakt. Nie ujrzała, coprawda, kasy, a dużą gdańską szafę.
— Tu! — wnet domyśliła się przeznaczenia tego sprzętu.
Zresztą klucz pasował doskonale. Klucz, staroświeckiego kształtu, sporych rozmiarów. Zgrzytnął nieco, gdy rozwierała improwizowany skarbiec Trauba — i drzwi stanęły przed nią otworem.
— Nareszcie... nareszcie..
Nareszcie, dotarła tam, dokąd tyle tygodni pragnęła się dostać. Do papierów tej pijawki, do jego tajemnic.
Zdziwiło tylko nieco Kirę, że niewiele w szafie znajdowało się tych papierów. Jakieś paczki starych nic nie znaczących kwitów, pożółkłe listy... lecz tam, tam... w samej głębi... szara teczka, a na niej napis:
„Akta księcia Ostrogskiego“.
Drżącemi z podniecenia palcami wyciągnęła tę teczkę, sama jeszcze nie wierząc sobie, że ją trzyma w ręce. Rozwarła ją pośpiesznie i wnet przekonała się, że zawiera ona dokumenty i weksle. Aż łzy radości zakręciły się w oczach Kiry. Zdobyła to, co tyle czasu spędzało sen z jej powiek. Zdobyła te przeklęte papiery i obligi, od których zależał ich byt, i zależało, niemal, ich życie.
— Świetnie! — mało nie wykrzyknęła głośno, przyciskając szarą kartonową oprawę teki do piersi, niczem skarb najdroższy — Znakomicie!
Teraz należało zamknąć szafę, pogasić światła i opuścić mieszkanie niespostrzeżenie, tak, jak tu przyszła.
Już zamierzała Kira przekręcić klucz w zamku szafy, gdy wtem, za nią rozległ się głośny skrzyp podłogi, a z jej piersi wydarł się okrzyk przerażenia:
— Kto tu?!
— Tylko, ja, pani! — zabrzmiał w pokoju ironiczny głos, a na progu ukazała się postać barona Trauba.
— Pan? Pan?...
— Nic tak dalece dziwnego w tem niema — mówił, uśmiechając się drwiąco — że znajduję się we własnym domu! To raczej, ja powinienem zapytać, co panią skłoniło do tak nieoczekiwanej wizyty.
— Ależ, pan... miał... wyjechać? — wybełkotała, nie mogąc w swem przerażeniu powstrzymać zapytania, cisnącego się na usta...
W jego szarych, zimnych oczach zamigotał wyraz nietajonego triumfu i okrucieństwa.
— Wyjechać? — powtórzył — No, oczywiście... Miałem wyjechać, ale tylko dla jej małżonka... A właściwie, dla pani, by tem łatwiej wpadła w zastawioną pułapkę! Tak jest, hrabianko Kiro...
— Ach! — jęknęła cicho — i, pojęła wszystko.
Pojęła, że Traub był chytrzejszy od niej — i zwyciężył. Podczas, kiedy sądziła, że udało się jej znakomicie ukryć przed nim i komedja z Turskim jest mu nieznana, on przeniknął tajemnicę i wnet domyślił się, co spowodowało dziwaczne „zamążpójście“. Więcej jeszcze. Udając, że nie wie o niczem, symulował wyjazd i pozostawił klucze, by pochwycić ją na tę przynętę i zręcznie wciągnąć w zasadzkę. Och, jakżeż szatańsko przebiegły był ten straszliwy człowiek!
— Tak, hrabianko Kiro! — powtórzył, jakby potwierdzając te przypuszczenia i pragnąc nasycić swą zemstę.
Tymczasem w jej biednej główce, niby błyskawice, krzyżowały się myśli. Co począć, by wydostać się ze straszliwej sytuacji? Zastał ją przy otwartej szafie, trzymającą w ręku, wyjęte i skradzione z tamtąd dokumenty. Tu niema tłumaczenia i sytuacja przedstawia się aż nadto jasno. Jeśli zechce ją oskarżyć, jako złodziejkę? Rozpacz targnęła jej sercem. Tyle wysiłków straconych, gdy papiery już trzymała w dłoni!
— Co pan zamierza? — wyrzekła, zduszonym głosem.
— Co zamierzam? — odparł po chwili milczenia, rozkoszując się jej lękiem i obawą — Przedewszystkiem, odebrać pani tę teczkę, bo choć zamiast prawdziwych weksli włożyłem tam, dla pewności zwykłe kopje, sądzę, że i te są pani zbyteczne.
Teczka wysunęła się z jej ręki.
— Wszystko przewidział! — pomyślała z rozpaczą — Igra ze mną, niczem kot z myszą!
— Pozatem — dokończył, podnosząc napełniony fikcyjnymi obligami karton i kładąc go niedbale na stole — porozmawiać z panią spokojnie! Reszta, będzie zależała od jej postępowania!
— Od mojego postępowania?
— Naturalnie! Przyłapałem panią w sytuacji, dość... że się tak wyrażę... niezwykłej... W mojem mieszkaniu o północy, przy otwartej kasie! Sama pani pojmuje, że w podobnych wypadkach władze nie żartują!
— Chce pan zawiadomić władze?
— Hm... hm... — zbliżył się do telefonicznego aparatu i dotknął go, jakby dając tem do zrozumienia, że w każdej chwili może się połączyć z policyjnym urzędem — Właściwie, powinienbym tak postąpić... Tembardziej — dodał, widząc, że czyni nieokreślony ruch, niby zamierzając rzucić się do ucieczki — Dozorca, został zgóry przezemnie powiadomiony, jaka w nocy mnie oczekuje wizyta i dlatego nie zwracał pozornie na panią uwagi, gdy do tego domu wchodziła... Mój lokaj zaś, znajduje się w sąsiednim pokoju i ma polecenie niewypuszczenia pani z mieszkania. Już od dziewiątej, tam siedzimy po ciemku! Oj dzieciak z pani, hrabianko Kiro!
— Łotrze! — nie mogła się powstrzymać od gniewnego okrzyku.
Udał, iż nie posłyszał go.
— Jak pani widzi — ciągnął dalej, z tą samą ironiczną uprzejmością — jej położenie nie należy do najmilszych. Jest pani otoczona ze wszystkich stron i nie pomoże żaden wykręt, ani ucieczka. A wiadomość, pomieszczona jutro w pismach, że hrabianka Kira, wnuczka księcia Ostrogskiego, przyłapana została na włamaniu w apartamencie nieszczęsnego Trauba, niezbyt ucieszy jej dziadka.
Mimo rozpaczliwej sytuacji, nie mogła nadal pohamować swego gniewu i oburzenia.
— Nie jestem zwykłą złodziejką! — wykrzyknęła z pasją, mierząc roziskrzonym z irytacji wzrokiem barona — Władze to zrozumieją! Przyszłam, aby przy pomocy, czynu, może niezbyt pięknego, bronić przed przestępstwem! W jaki sposób doszedł pan do posiadania tych weksli? Ile pieniędzy, naprawdę, winien jest panu dziadek? Korzystał pan ze stanu zdziecinnienia napółprzytomnego człowieka! Dawał mu pan do podpisu papiery, których treści dobrze nie rozumiał, by zagrabić resztkę majątku i schorowanego starca wyrzucić na bruk...
— Wszystko to bardzo piękne! — przerwał, bynajmniej nie poruszony jej tonem i obraźliwemi słowami — Zgadzam się, że postępowałem jaknajgorzej, lecz prawo mam po mojej stronie! I nic pani nie poradzi na to, hrabianko Kiro.
— Znajdzie się, na świecie, jeszcze sprawiedliwość!
— Sprawiedliwość? — zaśmiał się krótko — Sprawiedliwość, zwróci się w pierwszym rzędzie przeciw pani za obecną niepowołaną wizytę! O ile więc dąży pani do skandalu, bardzo proszę! Wypłyną wówczas i szczegóły jej małżeństwa z Turskim! A choć pani dziadek nie wiele pojmuje z tego, co się dzieje dokoła, na tyle mu starczy jeszcze rozumu, że to wszystko pojmie. I nie wiem, czy podobna wiadomość, przedłuży jego życie? A pani, przecież, głównie o dziadka chodziło?
Zagryzła wargi, w bezsilnej złości. Wiedział, jak celnie wymierzyć cios. Skandal... Nędza... Kompromitacja... Najchętniej rzuciłaby się teraz na bezczelnego łotra, lecz musiała się opanować. Tylko jej pantofelek niespokojnie uderzał o podłogę, a paznokcie wpijały się w dłonie do krwi. A była w tym gniewie, taka śliczna, że Traub nie wytrzymał dłużej.
— Kiro! — zawołał nagle, zbliżając się do niej i całkowicie zmieniając ton — Na co, ta cała próżna ze mną walka? Jakiż sens miało te błazeńskie małżeństwo z moim urzędnikiem, którego nie kochałaś i który przez sekundę, nie był, naprawdę twoim mężem? Bo wiem, jaki cię z Turskim łączy stosunek! Sam mi się wygadał!
— Wygadał się? — bąknęła, wściekła teraz na swego pseudo-małżonka za jego niedyskrecję i pojmując, w jaki sposób baron wyśledził jej tajemnicę — Błazen!
— Powtarzam, wszystko jeszcze ułożyć się może...
— Pod jakim warunkiem? — odparła niechętnie — Abym się stała pańską żoną?
— Tak, moją żoną! — wykrzyknął mocno i znać było, że poraz pierwszy w czasie ich dzisiejszej rozmowy namiętność przezwyciężyła jego dotychczasowy spokój i rozwagę — Moją żoną! Chcesz bogactwa, otoczę cię tem bogactwem, będę powolny każdemu twemu życzeniu. Staniesz się, naprawdę, wielką panią, jaką być powinnaś, a twój dziadek posiądzie rzeczywiste, a nie urojone miljony...
Milczała, pojmując, że jedynem zbawieniem obecnie, jest zwlekanie.
— Czyż nie pojmujesz — wołał w podnieceniu, że kocham, — że pragnę cię zdobyć i zdobyć muszę! Kiro opamiętaj się, co czynisz! Nie żądam, byś mnie pokochała, proszę tylko o odrobinę przyjaźni... Milczysz? Czyż nadal mamy być sobie wrogami? Nic mi nie odpowiadasz?
Kira z trudem starała się nadać swej twarzyczce obojętny wyraz, by ukryć to, co w jej duszy się działo. Podobne miłosne oświadczyny słyszała dzisiaj po raz drugi. Ale, jeśli wyznania Turskiego rozrzewniły ją trochę, budząc jednocześnie litość, te przejęły ją wstrętem. Och, jakżeż nienawidziła tego człowieka.
— Nic nie odpowiesz? — nalegał.
Postanowiła ratować się sprytnem kłamstwem.
— Panie Traub! — wyrzekła, możliwie najnaturalniej — Dochodzę do przekonania, że postępowałam wobec pana niewłaściwie! Postaram się zmienić! Ale, po tem wszystkiem, co dziś przeszłam, sam pan rozumie, że trudno mi dać teraz odpowiedź! Pozwól mi pan odejść, jutro szczerze porozmawiamy na ten temat!
Traub nagle począł się śmiać.
— Niepoprawna, Kiro! — zawołał. — Myślisz że cię tak wypuszczę?
— Czemu? — udała, że nie rozumie.
— Bo, jeśli nie wykorzystam obecnej mojej przewagi, odejdziesz spokojnie, by nazajutrz nową rozpocząć walkę! Czyż nie pamiętam, jak tu, w tem samem mieszkaniu, miesiąc temu obiecywałaś prawie, że zostaniesz moją żoną, by później odegrać komedję małżeństwa z moim sekretarzem i przy jego nieświadomej pomocy, usiłować mi zabrać jedyną broń, jaką przeciw tobie posiadam, zobowiązania i dokumenty? Sądzisz, że jestem, taki naiwny, Kiro?
— Czegóż pan chce? — zapytała, mimowolnie szorstko.
Popatrzył jej prosto w oczy, poczem twardo oświadczył:
— Chcę, abyś natychmiast wyraziła twą zgodę! Więcej jeszcze! Wyraziła ją, na piśmie! Ułożę odpowiednie oświadczenie! Wtedy, przestaniesz mnie zwodzić!
Nogi Kiry ugięły się pod nią. Aż oparła się o fatalną, gdańską szafę, koło której wciąż stała jeszcze.
— A jeśli się nie zgodzę? — z ust jej nagle padło nerwowe zapytanie.
Pożerał śliczną dziewczynę wzrokiem i poznał wnet, że miast spodziewanej uległości, w jej duszy rodzi się bunt.
— Takim ci wstrętny? — na zapytanie odparł zapytaniem.
Z jej piersi, nie wiadomo, kiedy wyrwał się okrzyk pełny nienawiści. Wprost nie mogła powstrzymać tego wybuchu.
— Wstrętny! Ohydny! — wykrzyknęła — Pastwi się pan nademną i wykorzystuje swoją przewagę! Lichwiarz przeklęty! Wolę wszystko, niźli podobne małżeństwo! Nienawidzę pana!
Drgnął i zbladł. Zrozumiał, że nadaremne będą dalsze przekonywania. Zagrała w nim obrażona miłość własna, chęć zemsty.
— Ach, tak... — mruknął i zbliżył się do telefonicznego aparatu — Więc, tak...
— Co ja narobiłam! — pomyślała Kira, raptem ochłonąwszy z gniewu. — On teraz, naprawdę, zawiadomi policję!
Ukradkiem zerknęła na Trauba. Jego twarz przybrała groźny wyraz, nie wróżący nic dobrego.
— Czemuż się nie pohamowałam? — przemknęło w duchu Kiry — Jestem zgubiona ostatecznie!
Traub powoli podnosił słuchawkę i już miał rzucić numer policyjnego urzędu...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.