Zdroje Raduni/Część II/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Majkowski
Tytuł Zdroje Raduni
Podtytuł Przewodnik po Szwajcaryi Kaszubskiej
Wydawca Polskie Towarzystwo Krajoznawcze
Data wyd. 1913
Druk A. Pęczalski i K. Marszałkowski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.
Zwiedzanie zdrojów Raduni i powiatu kartuskiego.


1. Uwagi wstępne.

Zwiedzający ziemie, położone nad Radunią, tę tak zwaną Szwajcaryę Kaszubską najlepiej uczyni, skoro Kartuzy weźmie jako punkt stały, z którego w różnych kierunkach zwiedzić można ten piękny szmat kraju. Z Sopotu i Gdańska jest bardzo dobra komunikacya koleją tam i nazad. Bilet powrotny III klasy kosztuje M. 3,20. Jedzie się koleją na Pruszcz, gdzie trzeba przesiadać się w kierunku Kartuz. Tu się z wagonu już po obu stronach toru widzi wzgórza i wstęgę Raduni, a tam gdzie przed Żukowem jeszcze zjawia się po lewej stronie toru wieża kościoła w Prągowie, rozpoczyna się terytoryum kaszubskie. Przy Żukowie tor kolejowy mostem, mającym 107 metrów długości, krzyżuje dolinę Raduni, ażeby odtąd już biedz ciągle po prawym brzegu rzeki.
Kto się bardzo liczy z czasem, może w Żukowie wysiąść i drogę od Żukowa, przez Babidół do Kartuz zrobić pieszo. Otwiera mu się podczas wędrówki takiej szereg cudnych widoków. Komu zaś wypada z Poznania lub Berlina jechać pociągiem na Chojnice i Kościerzynę, niech najlepiej siada w Kościerzynie do pociągu kartuskiego, który latem kursuje trzy razy, wysiada w Krużynie i idzie pieszo do Ostrzyc. Stąd odwiedzi Brodnicę, Remboszewo, Zawory, Tamową i podąży do Kartuz, bliższą okolicę zostawiwszy sobie na później.
Odległość Kartuz od Gdańska wynosi 34 kilometry. Dziś można dostać się do Kartuz z Gdańska i z Sopotu samochodem, co kosztuje tam i z powrotem około 50 marek. Jazda w jednym kierunku trwa około 2½ godziny, a powinna się odbywać szosą przez Żukowo. Natomiast nie radzilibyśmy drogi z Gdańska robić zwyczajnym powozem, którego koszta za 4 osoby wynoszą do 20 marek, omnibusem zaś dla 10 do 20 osób 25 do 40 mr. Zwiedzającym jednak samą tylko Kaszubską Szwajcaryę, którzy z zasady nie spuszczają się wyłącznie na swoje nogi, można radzić wzięcie furmanki w Kartuzach, której cenę umówić trzeba z góry. (Ceny są podane w odpowiedniem miejscu). O furmankę zazwyczaj wystara się hotelarz. Poza tem turysta polski nigdy nie powinien zapominać, że jest w swoim, a nie obcym kraju. Winien zatem wszędzie i zawsze mówić po polsku, nie kupować nic w sklepach, ani mieszkać w hotelach czy karczmach, w których nie chcą języka polskiego rozumieć. Trzeba bowiem pamiętać, że nawet Niemcy na Kaszubach w znacznej części po polsku czy po kaszubsku mówią i rozumieją. Wyjątek czynić trzeba jedynie w urzędach, na poczcie i na kolei. Chociaż bowiem i tam bardzo często się napotyka urzędników Kaszubów, którzy radziby z bratem z dalszych stron pomówić w ojczystym języku, jednak w obecności innych urzędników nie mogą się odezwać po polsku jeżeli się nie chcą narazić się na denuncyacyę i ewentualne przesiedlenie do czysto niemieckich okolic. W cztery oczy natomiast względy takie upadają.
W obcowaniu z ludnością wiejską kaszubską trzeba pamiętać, że z nader małymi wyjątkami niema ona tradycyi poddaństwa. To też trzeba z nią mówić z godnością i szczerze. Jeżeli kaszuba to odczuje, to jego przyrodzona podejrzliwość ustąpi odrazu. Wystrzegać się koniecznie trzeba najlżejszych nawet zaczepek jego mowy kaszubskiej, lub poprawiania wprost używanych przezeń germanizmów. Jest faktem, że Kaszubi pomiędzy sobą nie używają tylu germanizmów, ile w rozmowie z obcym. Lubią zamiast jędrnego, pięknego wyrazu swojskiego wsunąć niemiecki w rozmowie z mówiącym literacką polszczyzną, gdyż wskutek wpływu języka niemieckiego i fałszywego ich traktowania przez swoich taki swojski, szczery jak złoto wyraz uważają często za brzydki. W takim razie wystarczy w ciągu rozmowy użyć odpowiedniego wyrazu polskiego, który w istocie najczęściej będzie równoznaczny z odpowiednim wyrazem kaszubskim: Kaszuba, który pod zewnętrzną flegmą posiada dużo bystrości, wyraz polski podchwyci i zapamięta. — Trzeba też rozwiać złudzenie, jakoby turysta, rozmawiając z Kaszubą, słyszał prawdziwą gwarę kaszubską. Najczęściej Kaszuba będzie odpowiadał językiem, który nazwaćby można kościelnym kaszubskim, t. j. polszczyzną, w której brak nieznanych Kaszubie półgłosek ś, ź, ć i nosowego e, zastąpionych przez s, z, c, i nosowe a, i z opuszczeniem prawdziwego akcentu kaszubskiego, a używaniem polskiego z naciskiem na przedostatniej sylabie. Taką nienaturalną gwarę wyrabia sobie Kaszuba pod wpływem polszczyzny w kościele i pod wpływem gazet. Rozumie się, że kto chce usłyszeć rzeczywistą mowę kaszubską, osiągnie to w rozmowie z dziećmi lub przysłuchując się rozmowie dorosłych niepostrzeżenie. Są też okolice, gdzie lud jeszcze nie kaleczy swej mowy.
Podczas wędrówki nocleg i proste jedzenie można dostać w każdej wsi kościelnej i to za tani grosz. W wioskach, leżących tuż nad drogami, któremi turyści zwiedzają okolice nad Radunią od Kartuz do Ostrzyc, ceny są już nieco wyższe. Może się zdarzyć, że w takich Zaworach lub Ostrzycach turysta nie znajdzie noclegu w karczmie, gdyż letnią porą na stałe mieszkają w niej niemieccy letnicy i malarze. W takim razie przenocować można u gburów, którzy w miejscach bardzo zwiedzanych już wymagają skromnej zapłaty za łóżko (1 mr. do 1,50 mr.). W dalszych okolicach powiatu gbur z przyrodzonej gościnności przyjmuje turystę Polaka, a obraziłby się, gdyby mu ofiarowano za przyjęcie pieniądze. W ostatecznym razie można się zwrócić we wsi kościelnej do proboszcza, który, skoro jest Polakiem (a takimi są przeważnie księża proboszczowie w powiecie kartuskim) udzieli wszelkich wskazówek.
Nigdy zadość nie można przypominać wędrowcom polskim, że na Kaszubach są nie tylko turystami, ale zarazem i pionerami polskimi. Od ich zachowania się wobec ludności kaszubskiej dużo zależy, więc niech nigdy nie wychodzi im z pamięci napomnienie: Pro patria est dum ludere videmur!


2. Kartuzy.
a) osada.

Kartuzy, wioska o 3245 mieszkańcach, są stolicą powiatu, siedzibą landrata i sądu okręgowego. Istnieje tu Bank Ludowy polski i wielki współdzielczy sklep bławatny pod firmą „Bazar“. Obok tego wszystkie sprawunki załatwiać można w polskich przedsiębiorstwach, będących w ręku bądź tubylców-Kaszubów, bądź Wielkopolan. Z ogólnej liczby mieszkańców jest 1027 ewangelików, których uważać należy za Niemców, i 127 Żydów. Reszta z małymi wyjątkami Kaszubi-Polacy. W hotelu Stawikowskiego (Engelmanns Hôtel), 3 minuty od dworca, mówią po polsku.
Wieś robi wrażenie małego i bardzo schludnego miasteczka. W środku wsi znajdują się plantacye z nieuchronnym pomnikiem wojaków z r. 1870/71. Kościół na rynku jest ewangelicki, zbudowany r. 1883. Styl domów niejednostajny. Miłe wrażenie robią tylko stare domki w polskim stylu mansardowym, których kilka stoi po bocznych ulicach. Do nich należy dom, w którym się mieści apteka. Motywy kaszubskie użyte są w altanie cukierni niedaleko dworca i domu dla inwalidów, przy szosie do Grzybna wiodącej.

b) Klasztor pokartuski.

Obok sympatycznej szaty zewnętrznej godne zwiedzenia są pokartuski kościół parafialny katolicki i zabudowania, pozostałe z dawnego klasztoru, któremu dzisiejsze Kartuzy zawdzięczają swoje powstanie. Kościół i zabudowania leżą nad południowym brzegiem jeziora klasztornego tuż pod miastem. Idąc przez rynek, dociera się najprzód do figury św. Brunona, założyciela i patrona zakonu Kartuzów, potem (od miasta licząc) na prawo koło starego cmentarza, aż się ujrzy jezioro klasztorne, nad którego brzegiem stoi w nieprzerwanej linii, szereg domów, przerobionych z dawnych budynków gospodarczych klasztornych. Nie szeroka ulica dzieli te domy od resztek zabudowań klasztornych, mianowicie refektarza, kościoła i domku sługi kościelnego.
Dzieje klasztoru są w krótkości takie. Za założyciela zakonu Kartuzów uważają św. Brunona z Kolonii, który w roku 1084 na wyżynach Alp przy Grenoble założył pierwszy erem kartuzów. W pierwszych dwóch stuleciach, aż do r. 1300, z istniejących 74 eremów — 56 znajdowało się we Francyi, reszta w Hiszpanii, Włoszech i na Węgrzech. W krajach cesarstwa rzymsko-niemieckiego eremy kartuzów zjawiły się dopiero u schyłku XIV wieku, tworząc swym trybem życia w pustyni wśród nieustannego umartwienia ciała protest niejako przeciw rozluźniającym się obyczajom rycerstwa zachodniego. Reguła była nader ostra. Mięsa nie było wolno używać. W poniedziałki, środy i piątki wolno było spożywać tylko chleb, sól i wodę. We wtorki, czwartki i soboty podawano mnichowi przez otwór w jego celi prócz miary wina nieco surowych jarzyn i owoców, dodając w czwartki sera. Od 18 września do Wielkiejnocy raz tylko na dzień wolno było jeść, od Wielkiejnocy do 13 września we wtorki, czwartki i soboty dwa razy. Od listopada aż do Wielkiejnocy zamiast zwykłego białego chleba spożywano chleb owsiany. Jako odzienie nosili Kartuzi włosienicę na gołem ciele i pas z powroza. Do dalszego umartwiania ciała służyły: przerywanie snu i biczowanie, i to albo w refektarzu przed braćmi albo w samotnej celi. Kary za każde przekroczenie reguły były ostre. Grzech przeciw czystości odpokutować trzeba było dożywotnem więzieniem przy ciężkim poście, przyczem nawet wstawienie się braci nie było dozwolone. W całym eremie panowało grobowe milczenie (silentium); mowy używać wolno było tylko do modlitwy, śpiewania w chórze, spowiedzi, do czytania pisma świętego i do obrad w kapitule. Przepis nie stosował się w całej pełni do przeora, prokuratora i wikarego. Spotykając się pozdrawiali się bracia tylko ponurem: Memento mori!
Obok braci duchownych (professi) istniały także dwa oddziały braci laików: conversi i rediti, oraz prebendarze (Donati alias praebendarii); ci ostatni nie podlegając regule klasztornej jako dobrodzieje eremu lub wkupieni trawili w pokucie dni życia. Pierwsi służyli eremowi jako ekonomowie i rzemieślnicy.
Erem kartuski na ziemiach nadraduńskich zawdzięcza swe powstanie pobożnej fundacyi szlachcica kaszubskiego Jana z Rusoczyna (niedaleko Gdańska). Rodzika panów z Rusoczyna za czasów książąt kaszubskich i panowania Krzyżaków wybitną odgrywała rolę. Przodek Jana, Wojsław z Rusoczyna, był pomiędzy 1296 i 1303 chorążym wojska województwa gdańskiego, w r. 1303 kasztelanem puckim. W r. 1306 Władysław Łokietek jako spadkobierca Pomorza porucza Wojsławowi obok grabiego Wojciecha i Boguszy obronę twierdzy gdańskiej przeciw margrabiom braniborskim. Następnie Wojsław dostaje się w walce załogi przeciw przywołanym na pomoc Krzyżakom do niewoli krzyżackiej. Lecz Zakon, chcąc utwierdzić swoje panowanie na Kaszubach, uwolnił możnego pana, którego potomkowie stali się nawet przyjaciółmi Krzyżaków, tak dalece, że nie przystąpili później do związku jaszczurczego, a nawet podczas wojny 12 letniej trzymali stronę Zakonu. Z upadkiem panowania krzyżackiego ginie także ród panów z Rusoczyna. Wnuk chorążego i kasztelana Wojsława — Jan z Rusoczyna, syn Piotra, ostatni rodu jest fundatorem eremu kartuzów na Kaszubach. Zwróciwszy się do istniejącego w Pradze Czeskiej eremu „Ogród Maryi“ (Marien-Garten) o pomoc przy utworzeniu eremu kartuskiego, ofiaruje po przybyciu późniejszego pierwszego przeora, Jana Deterhusa, Niemca, na rzecz eremu swoje wsie: Gdynię nad morzem, Czaple wśród jezior raduńskich i Kołpino, do którego należało 70 włók obszaru boru aż pod same dzisiejsze Kartuzy. Dodał do tego jeszcze 12 włók boru na zachód ku Łapalicom i Prokowu z jeziorami Mielnem i Kamionkiem, które uzyskał
KOŚCIÓŁ KLASZTORNY W KARTUZACH (NA PRAWO JEDYNA ZACHOWANA CELA).
od Krzyżaków w zamian za pewne grunty w Starym Mieście w Gdańsku. Zakon krzyżacki, tak nieprzychylny innym zakonom na swoich ziemiach, wobec Kartuzów robił wyjątek, obdarowując ich ze swej strony gruntami i przywilejami, za co też później w zawierusze 12 letniej wojny kartuzi się odwdzięczyli niezłomnem przywiązaniem. W ten sposób powstał erem w Kartuzach na przesmyku wśród jezior: Grzybna Wielkiego (dzisiej. jeziora klasztornego) i Małego, otoczony 120 włókowym obszarem boru, pod tytułem Marienparadies (Raj Maryi). Pierwszym przeorem był Jan Deterhus, który w dniu 8 sierpnia 1381 r. poświęcił miejsce na przyszły erem wśród borów i jezior. Do wzniesienia koniecznych zabudowań niemało się przyczynili niemieccy patrycyusze gdańscy. Na zbudowanie kościoła dał potrzebne fundusze gdańszczanin Jan Tyrgart, którego obraz jeszcze dzisiaj wisi w nawie kościoła. Budowniczym prawdopodobnie był mistrz Tydeman, także gdańszczanin. Do zbudowania cel, które w liczbie 16, każda z małym ogródkiem, otaczały kościół i refektarz, przyczyniły się również rodziny gdańskie. Budowa trwała do roku 1403, w którym to roku dnia 7 października kościół poświęcono.
Powstanie eremu w dzikich borach, gdzie dotychczas bóbr tylko budował swoje kunsztowne mieszkania, a niedźwiedź i dzik staczały walki, wydawało się okolicznej ludności tak czemś nadzwyczajnem, że szukała też nadzwyczajnych przyczyn zbudowania klasztoru. I oto podanie, że Jan z Rusoczyna miał nadzwyczaj piękną siostrę, która myślała tylko o tem, ażeby być najpiękniejszą kobietą na świecie. A kiedy już żadna z ziemianek jej nie dorównywała, zapragnęła być piękniejszą niż sama królowa niebios. Więc wstąpiwszy do kościoła, stanęła przed pięknym posągiem Matki Boskiej i zapytała swej sługi, czy nie jest piękniejszą. Kiedy sługa zaprzeczyła, próżna kobieta pobiegła do domu, i przystroiwszy się wspaniale stanęła znowu przed posągiem i powtórzyła pytanie. Ale cud Boski sprawił, że i posąg coraz piękniejszym się stawał, więc sługa znowu swej pani oświadczyła, że posąg Matki Boskiej jest piękniejszy. Na to dumna kobieta klnąc i złorzecząc wybiegła z kościoła. Ale przed bramą już czekał dyabeł, który ją porwał i uniósł do piekła. Nad miejscem, gdzie dzisiaj słoi kościół kartuzów piękna pani, niesiona przez złego ducha, zgubiła trzewik. Brat znalazłszy go, na tem samem miejscu dla przebłagania Boga za grzech siostry wystawił kartuzom klasztor. Tyle podanie.
Fundacya kaszubskiego pana niestety nie posłużyła ku dobru jego szczepu. Kartuzi bowiem, z jednej strony rozwijając kulturalną działalność godną uznania, z drugiej okazali się germanizatorami, tak dalece, że nawet w okresie panowania Rzeczypospolitej, na Kaszubach szerzyli niemieckość i nawet szereg wsi obsadzili niemieckimi i luterskimi kolonistami. Przeorowie ich zawsze byli Niemcami, z jedynym wyjątkiem Kaspra Jeszkiego, na którego niemieccy kronikarze za to narzekają. Taka tendencya zakonu ujawniła się już za czasów, kiedy rycerstwo i miasta pruskie poddały się Polsce, i w czasach 12 letniej wojny. Przeor kartuski Martin Schnelle kierował nawet z klasztoru swego w 1461 zdradzieckim zamachem na Gdańsk na rzecz Zakonu krzyżackiego, chociaż obywatele gdańscy w głównej mierze przyczynili się do zbudowania klasztoru i kościoła. Plan odkryto i zapobieżono mu, a sam Schnelle został w Gdańsku pojmany i ukarany. Ale tendencya pozostała. Jeszcze po dziś dzień istnieją niemieckie wsie Kłobucino, Grabowo Stare założone przez kartuzów. Z biegiem czasu bowiem w przeciwieństwie do surowego życia mnichów, bogactwa klasztoru ogromnie wzrosły. W czasie okupacyi pruskiej roku 1772 klasztor kartuski posiadał 40 wsi i tyleż jezior, 9 młynów, 20 karczem, 24 rybników, 11 wielkich borów i liczne domy w Gdańsku i innych miastach. Fryderyk II, objąwszy w pierwszym podziale Polski także ziemie nadraduńskie, kazał swemu rządowi objąć administracyę dóbr klasztornych, wypłacając pozostałym ojcom skromną pensyę na utrzymanie. O ostatnim z zakonników opowiada sobie jeszcze dzisiaj ludność kaszubska, że nie zginął naturalną śmiercią, ale że mu żyły otworzono.
Ruchome pamiątki klasztorne sprzedano na licytacyi, większość ich podobno zakupili Anglicy. Kościół próbowali sobie przywłaszczyć Niemcy-ewangelicy kartuscy i byliby tego dokonali, gdyby okoliczna ludność kaszubska nie była stawiła czynnego oporu, za co niektórych z nich spotkało długoletnie więzienie. Cel atoli osiągnęli, gdyż dzisiaj świątynia pokartuska jest katolickim parafialnym kościołem. Ewangelicy przez czas pewien odprawiali nabożeństwo w dzisiejszym refektarzu, dopóki sobie na rynku nie postawili kościoła.
Reguła kartuzów, która obok wspólnego życia klasztornego mocno zastrzegała życie pustelnicze, wymagała, ażeby poszczególni bracia posiadali nietylko cele, ale cały mały erem, składający się z przedsionka, kuchni, izby, sypialni i małego ogrodu. Całość taka, zewsząd otoczona murami, miała wyjście do wspólnego krużganka. Krużganki otaczały wspólny cmentarz. Przy klasztorze kartuskim eremy tworzyły czworobok, otwarty li tylko na wschód. Czwarty bok tworzył kościół i przylegająca doń sala konwentowa, refektarz i mieszkanie przeora. Z tego wszystkiego pozostało, oprócz kościoła, tylko refektarz na północnej stronie ku jezioru Grzybnu (klasztornemu) i erem, w którym obecnie mieszka kościelny. Oprócz tego stoi jeszcze dawna studnia na zachodniej stronie kościoła. Budynki gospodarcze, przyległe do jeziora, przebudowane zostały na domy prywatne, z których pierwszy od wschodu zachował na parterze jeszcze piękne sklepienia krzyżowe.
Do klasztoru należał także na wschodniej stronie mały kościółek św. Katarzyny, rozebrany w połowie XIX stulecia; kościółek ten był murowany i posiadał trzy ołtarze. Poświęcony został w niedzielę po oktawie Bożego Ciała r. 1490. Miewał przed reformacyą własnych proboszczów, później był filią Goręczyna. Służył przedewszystkiem na nabożeństwa niedzielne i świąteczne dla kobiet, którym wstęp do klasztornego kościoła był wzbroniony. Utrzymanie kościółek ten miał z klasztoru. — Tak samo kaplica na Śpiczastej Górze, została zbudowaną przez kartuzów, jak pisze ich dziejopis przeor Schwengel, w celu „przepłoszenia czarownic“ (Capella in monte acuto sub tit. s. Crucis, ad perturbanda sagarum conventicula olim ibidem juxta nonnullarum confessiones celebrata). Stała ta kapliczka jeszcze w roku 1749. Dzisiaj stoi jeszcze część wieży i murów. Rys kaplicy poznać można po zachowanych fundamentach.
Kościół pokartuski zbudowany z kamienia i cegieł, a kryty miedzią, zwraca uwagę swym dachem, przypominającym wieko trumny. Budowa, jak ją obecnie widzimy, pochodzi głównie z początku XV wieku, dach natomiast i zakończenie wieży swój obecny kształt zawdzięczają przeróbkom w latach 1731 — 1733. Stąd też konstrukcya murów jest gotycka, dach zaś i wieża renesansowe.
Wchodzi się do kościoła przez zakrystyę, robiącą bardzo harmonijne wrażenie. Kryta jest dwoma gwieździstemi sklepieniami, opierającemi się na konsolach, i ozdobionemi rozetami. Zauważamy tu mały ołtarz pięknych proporcyi z XVIII stulecia, wykonany w stiuku; na ołtarzu stoi tabernaculum, otoczone po obu stronach aniołami; na niem figura Matki Boskiej. Wszystkie figury są zbyt żywe, ale całość robi dodatnie wrażenie. Z tego samego czasu, co ołtarz, pochodzą ozdoby sklepienia i dwie płaskorzeźby, zdobiące naczynia do mycia rąk, oraz ampułki cynowe. Jedna z tych płaskorzeźb przedstawia chrzest Pana Jezusa, druga Chrystusa i Samarytankę. Godną wzmianki jest także wielka szafa, zawierająca wewnątrz 16 drobnych przedziałów, dla każdego mnicha po jednym, oznaczonych na zewnętrznych drzwiach mosiężnemi literami A—Q.
Prócz tego jest chrzcielnica z naczyniem cynowem, bogato ozdobiona rzeźbami, czworokańczasta. U dołu rzeźbione postacie śpiących, u góry modlących się mnichów; brzeg zaś ozdobiony ornamentacyami i głowami. Piękny jest także rzeźbiony krzyż z XVIII stulecia. Z bogatego zbioru paramentów zachował się tylko pięknej roboty ornat z XV stulecia, wyszywany złotem na zielonym aksamicie. Wzory okazują figury pod późnogotyckimi baldachimami. Ciekawy jest kuty z żelaza wieszak do ręczników oraz nie funkcyonujący już dobrze żelazny zamek renesansowy u drzwi, wiodących z zakrystyi do świątyni.
Wnętrze samego kościoła robi dosyć ponure wrażenie, odpowiadając surowemu duchowi pokuty dawnych kartuzów. Długość nawy wynosi 44,65 metrów, szerokość 9,20. Wysokość aż do czoła łuków 11,30 metrów. Nawa pokryta jest prostem gwieździstem sklepieniem, którego poszczególne łuki opierają się na konsolach, zdobionych postaciami fantastycznych zwierząt. Odrazu uderza wielki ołtarz, w stylu odrodzenia, bogato rzeźbiony, a składający się z ołtarza właściwego i wysokiej ściany ołtarzowej. Nad tabernaculum, ozdobionem czterema posągami, unosi się na trzy części podzielona ściana ołtarzowa. Na bokach, odgraniczonych słupami, stoi św. Jan apostoł z kielichem, po drugiej stronie Chrzciciel z jagnięciem. W środku wyobrażenie wniebowzięcia Matki Boskiej. Nad tą częścią gzyms przeprowadzony łukowato odcina najwyższy oddział ołtarza, w którego środku, obramowanym przez słupy kręcone, znajduje się obraz św. Trójcy. Po obu stronach w oddzielnych polach dwaj święci kartuscy, mianowicie św. Hugo w biskupim stroju z łabędziem, i św. Brunon w habicie zakonnym z krzyżem. U szczytu ołtarza Matka Boska z Dzieciątkiem.
Południowa ściana prezbyteryum pokryta jest tapetą skórzaną, bogato złoconą z wyciskanymi naturalistycznymi motywami ze świata zwierzęcego i roślinnego. Na północnej ścianie prezbyteryum są stalle dla celebransów, nadzwyczaj pięknie rznięte w drzewie dębowem. Z pod śpiczastego łuku wychodzi popiersie Boga Ojca z chmur, otoczone aniołami. Poniżej, w polu odgraniczonem filarami, Chrystus z kielichem, mający po bokach figury, przedstawiające arcykapłanów.
Największą jednak ozdobą świątyni są po obu bokach nawy umieszczone stalle wyrzeźbione z dębu, z których odznaczają się zwłaszcza wspaniałością te, które były przeznaczone dla mnichów (we wschodniej części nawy). Siedzenia i przedziały są gładkie aż do oparć dla ramion, wyżej zaś następuje rzeźba barokowa, bardzo bogata. Głównym motywem jest anioł ze skrzydłami, który łączy się w najrozmaitszy sposób z resztą ozdób. Na mocno wystającym gzymsie, spoczywającym na główkach aniołów, znajdują się w pewnych odstępach znowuż główki, z któremi się łączą koronowania nadgzymsowe. Czworoboczne pola nad siedzeniami, wszystkie bez wyjątku rzeźbione, każde inaczej, odtwarzają sceny z życia apostołów, świętych i modlących się mnichów. Niektóre z tych rzeźb odznaczają się dużym wyrazem.— Stalle znajdujące się ku zachodniej części, chociaż wzorowane na pierwszych, znacznie są skromniejsze.
Do cennych zabytków kościoła należy także ołtarz marmurowy, który podług napisu ukończony został w r. 1680. Podług dokumentu, znajdującego się w gdańskiem archiwum miejskiem, podjął się jego wykonania Caspar Gockheller, gdańszczanin, za 1000 guldenów. Wykonany z czarnego marmuru i angielskiego alabastru w stylu barokowym, odznacza się dobremi proporcyami. Po obu stronach zdobią go figury świętych Piotra i Pawła, w przeciętym szczycie zaś króluje postać Chrystusa na kuli ziemskiej.
Reszta ołtarzy jest z drzewa i nie posiada artystycznej wartości. Na wzmiankę zasługuje tylko obraz w predelli ołtarza, naprzeciw marmurowego, przedstawiający zamordowanie mnichów i obraz Matki Boskiej w otoczeniu świętych z wyrazistemi twarzami. W marmurowym ołtarzu (w predelli) Gockhellerowskim jest obraz, przedstawiający Jana na puszczy, bardzo już zniszczony. Poznać atoli jeszcze można zarysy ciekawego krajobrazu.
Z pomiędzy obrazów godne wzmianki są cztery, zdobiące północną ścianę nawy, a zdradzające w jasnym kolorycie i w stylu tę samą rękę. Pierwszy, najsłabszy, przedstawia Zwiastowanie. Drugi Świętą Rodzinę, pojętą bardzo po ziemsku lecz z wyrazistemi twarzami: Dzieciątko w środku, obok niego Marya i Elżbieta, w głębi Zacharyasz i Józef, z przodu anioł klęczący z kwiatami i owocami. Trzeci obraz przedstawia św. Michała w walce z szatanem, jako młodzieńca w białej lamowanej szacie. Czwarty wreszcie przedstawia omywanie ciała Zbawiciela, podtrzymywanego przez aniołów. Wymienićby trzeba jeszcze portret budowniczego Tyrgarta na tejże ścianie i obraz ze sceną zamordowania św. Stanisława, grzeszący rażącym anachronizmem. W rogu portretu Tyrgarta u góry mieści się podobizna kościoła w pierwotnej postaci t. j. bez dzisiejszego dachu i wieży.
Organy i balustrada chóru muzycznego mają jak stalle bogatą rzeźbę i doskonałą konstrukcyę. Pod chórem organowym na północnej ścianie znajduje się najstarszy zabytek kościoła w postaci podniszczonego już ołtarza gotyckiego, który dawniej aż do XVII wieku zajmował miejsce głównego ołtarza. Ołtarz ten składa się z dwóch części. Niższa (predella), malowana w środku, mieści postacie Pana Jezusa i Matki Boskiej, po obu stronach zaś po sześciu apostołów, symmetrycznie ustawionych, bardzo konwencyonalnie i w prostych kolorach malowanych. Każdy z apostołów trzyma taśmę ze słowami wyznania wiary, przypisywanemi mu podług tradycyi. Na okalających obraz ramach u góry imiona apostołów, na dole zaś gotyckiem literami zamazany bardzo napis:... anno domini 1444. In octava sanctorum Innocentium completum est hoc opus sub obedientia Henrici Plöne Prioris. Dns: vos amici mei eritis, si feceritis que precipio vobis. Jugum enim meum suave et onus meum leve et cetera. (Mówi Pan: Będziecie przyjaciółmi mymi, gdy czynić będziecie, co wam każę. Jarzmo bowiem moje słodkie a brzemię moje lekkie i t. d.). Wierzchnia część ołtarza przedstawia ukoronowanie Matki Boskiej. W środku pod gotyckim baldachimem: po lewej Chrystus, po prawej Matka Boska w koronie. Po prawej stronie pod wspólnym baldachimem figury św. Jana Chrzciciela, św. Jana apostoła i św. Grzegorza, po lewej postać męzka z kościołem (?) na dłoni, i dwie figury żeńskie, z których jedna z naczyniem prawdopodobnie przedstawia Maryę Magdalenę.
Naprzeciw tego ołtarza w południowej ścianie wejście do kaplicy św. Brunona, krytej sklepieniem gwieździstem. Tamże ołtarz i grobowiec z alabastru i marmuru szlachcica Szczepańskiego. W zachodniej części krużganku przy północnej ścianie znajdują się jeszcze cztery płyty grobowe z XV stulecia, bardzo zamazane, z rozetami w rogach i znakami czterech ewangelistów. Pod jednym leżą podług napisu zwłoki gdańszczanina Tidemana Eppenschedego i jego żony. Dwie bardzo zniszczone płyty, znajdujące się w nawie, pochodzą z XVII stulecia. Erem, w którym ostatni mnich kartuski w r. 1859 ukończył swoje życie, stoi jeszcze niedaleko kościoła na południowej stronie, służąc obecnie zakrystyanowi za mieszkanie. Mury atoli, otaczające ogródek, już padły, pozostały tylko cele i kawał krużganku. Z krużganku ze sklepieniem krzyżowem wstępuje się do kuchni. Stąd było wejście do ubikacyi obecnie zniszczonej. Z kuchni wstępuje się do kwadratowej niemal ubikacyi ze sklepieniem krzyżowem.
Ten pokój pierwotnie był bez światła i służył jako sypialnia. Wprost stamtąd wstępuje się do izby przedzielonej obecnie na dwie części.
Refektarz na północnej stronie kościoła jest własnością gminy katolickiej. Przez pewien czas odbywały się tam nabożeństwa kartuskiej gminy ewangelickiej. Zewnętrznie zmieniono już nieco jego postać, tak że szczyty dzisiaj już nie okazują pierwotnego stanu. Jest to gmach ściśle czworoboczny 21,26 m. długi, 8, szeroki, a 6,3 m. wysoki. Wnętrze kryte gwieździstem sklepieniem, opierającem się na konsolach, bardzo głęboko opartych. Obecnie stoi bez użytku. Po oddaniu go przez gminę ewangelicką był przez pewien czas śpichlerzem.

c) Przedsiębiorstwa.

Poza pamiątkami poklasztornemi Kartuzy same nie mają nic godnego zwiedzenia. Rodak zaś z dalszych stron pewnie nie omieszka zwiedzić polskich przedsiębiorstw, jak Bank Ludowy i Bazar. Zwracamy także uwagę na wystawę starokaszubskich wyrobów glinianych, znajdujących się u garncarza p. Zielkiego.


3. Najbliższa okolica Kartuz.

Najbliższa okolica Kartuz posiada szereg punktów, skąd można rzucić okiem na piękną dolinę, gdzie wśród lasów widnieje osada z charakterystycznym dachem i wieżą kościoła pokartuskiego, unoszącymi się wysoko ponad schludne domki, i nadającymi obrazowi swoistą cechę. Prócz tego, kto na dłuższy czas zatrzymuje się w Kartuzach, niech nie omieszka odwiedzić tak zw. Ławki Assesorskiej, jeziora Kamionka i góry zamkowej. Dobrym punktem dla rozpoczęcia takich krótszych przechadzek jest miejsce, gdzie idąc drogą, od Kartuz do Sierakowic wiodącą, na prawo mamy kościół i zabudowania poklasztorne, na lewo widzimy drogę polną (do Kosów), która niebawem, minąwszy kilka domków i Bożą mękę, ginie w lesie. Dalszą drogę do Ławki Assesorskiej, Kamionka i Zamkowiska oznaczają modre szerokie kreski na drzewach. W Kartuzach bowiem istnieje tak zwane towarzystwo upiększania Kartuz, „Verschönerungsverein“, mające członków z inteligencyi obu narodowości, które się stara o uprzystępnienie turystom piękności przyrody około Kartuz. Bardzo czynnym jego członkiem jest polak dr. Niklas, lekarz w Kartuzach. Staraniem tegoż towarzystwa umieszczono też na drzewach, jak przy wejściu do powyżej wzmiankowanej polnej drogi do Kosów, odpowiednie tablice informujące niestety tylko w języku niemieckim, — i owe przewodnie kreski na drzewach. Najważniejsze i godne zwiedzenia atoli są: Ścieżka Filozofa, Okno i Góra Śpiczasta. Do odwiedzenia tych trzech punktów wystarczą dwie godziny. Wychodzi się najlepiej od kościoła pokartuskiego kilkanaście kroków do jeziora Grzybna Wielkiego czyli poklasztornego (Klostersee); idąc wzdłuż jego brzegu zachodniego wchodzi się na Ścieżkę Filozofa. Ocieniony starymi bukami, z których niektóre pamiętają czasy kartuzów, ganek ten swoją ciszą i cieniem zasługuje na swoją nazwę. Jezioro wskutek wysokiego, lesistego brzegu, który się od ścieżki podnosi na lewo, jest zazwyczaj gładkie jak lustro, odbijając w swoich falach rozłożyste korony buków a w głębi oryginalną sylwetkę kościoła z jej dziwnie zbudowanym, jak wieko trumny dachem i wieżą. W połowie ścieżki wysunięto na jezioro drewnianą platformę, z której powyższy widok najlepiej się przedstawia.
JEZIORO WIELKIE GRZYBNA CZYLI KLASZTORNE.
Obok łazienki publiczne. Na południowym brzegu jeziora, tam gdzie ono wchodzi do samej osady, znajduje się kilka wygodnych łódek, które można wynająć do przejażdżki po jeziorze — nawiasem mówiąc około 1½ kilometra długiego. Szosa, wiodąca z Kartuz do Prokowa, Sjanowa i Mirachowa, przechodzi z wschodniego brzegu jeziora na zachodni, dzieląc je na dwie nierówne części. Pod szosą łączą się fale obu części jeziora.

JEZIORO KLASZTORNE POD KARTUZAMI.
Niedaleko od miejsca, w którem szosa przechodzi na zachodni brzeg jeziora, wiedzie droga, znowu oznaczona tablicami i modremi kreskami do Okna do którego się idzie pół godziny. Okno jest właściwie rozszerzoną ścieżką leśną, przy której wycięto zasłaniające widok drzewa i krzaki. Kartuzy stąd przedstawiają się bardzo pięknie, szczególnie w godzinach popołudniowych. Od Okna bierze się kierunek przeciwny kierunkowi szosy do Sierakowic i podąża leśną drogą na wschód. Następnie wchodzi się na szerszą drogę, z której się zbacza znowu na lewo do szosy kartusko-sierakowickiej. Idąc nią w kierunku ku Kartuzom, niebawem spostrzegamy po lewej ręce lesiste wzgórze. To jest Góra Śpiczasta. Wejście na nią znajduje się w tem miejscu na szosie, gdzie stoi nad rowem przydrożnym stara Bożamęka, zazwyczaj przez nasz lud przystrojona wieńcami i kwiatami sztucznymi w jaskrawych barwach. Wejście jest strome. U szczytu witają nas smętne ruiny kapliczki, której wieżyczka z charakterystycznym dachem gontowym jeszcze się zachowała. Są to resztki dawnej kapliczki św. Krzyża, zbudowanej przez pobożnych ojców kartuzów w celu „przepędzenia czarownic“. (Patrz str. 67). Niestety zbyt gorliwy w tym wypadku „Verschönerungsverein“ kartuski popsuł cały nastrój tego miejsca przez wybudowanie szkaradnej olbrzymiej wieży widokowej, niepotrzebnej zupełnie, gdyż ten sam widok ma się z „Okna“.


4. Chochowatka i Tamowa.

Kto niema dużo czasu lub nie lubi chodzić pieszo, niech na tę wycieczkę najmie furmankę w Kartuzach. Cena za kurs z Chochowatki do Tamowej (3 do 4 godzin) wynosi tam i nazad 5—6 marek. Liczy się mniej więcej zawsze 1,50 mr. za godzinę. Dobry zaś piechur potrzebuje na drogę do Chochowatki 1½ godziny, stąd do Tamowej ½ godziny. Kto obu gór zwiedzić nie może, koniecznie powinien wejść przynajmniej na Tamową, górę, 223 metry unoszącą się nad poziomem morza, z której się ma niezwykły widok na wielki obszar Szwajcaryi Kaszubskiej.
Wychodzimy z Kartuz od figury św. Brunona, stojącej tam, gdzie się rozpoczyna szosa, wiodąca wedle Góry Śpiczastej do Sierakowic i Słupska. Jeszcze przed dróżką, która na prawo z szosy wiedzie do zabudowań klasztornych, zbaczamy na lewo, na drogę polną, wiodącą do Kosów. Zaraz na pierwszem drzewie przydrożnem spostrzegamy tablicę z niemieckim napisem, która opiewa: Do Ławki Assesorskiej, Jeziora Kamionka i do Zamkowiska trzymać się trzeba modrych kresek, do Chochowatki, Tamowej, Góry Jastrzębiej i Wieżycy zaś wskazują drogę żółte kreski. Trzymamy się więc żółtych kresek, któremi drzewa są znaczone na wysokości dwóch metrów w pewnych odstępach. Doszedłszy obok skromnych domków i przydrożnej Bożej męki do lasu, zbaczamy, idąc za żółtemi kreskami, na prawo. Niedługo znowu, trzymając się wciąż żółtych kresek, zbaczamy na lewo i dochodzimy do drogowskazu, od którego wiodą dwie drogi do naszego celu. Napisy niemieckie na drogowskazie opiewają, że jedna droga jest o kwadrans dłuższa od drugiej.
JEZ. KŁODNO.
Wybieramy tę, o której drogowskaz mówi: cienista i o kwadrans dłuższa droga do Chochowatki i restauracyi. (Schattiger ¼ Stunde weiterer Weg nach der Goullonshöhe und dem Restaurant). Droga ta prowadzi przez las, który nas chroni od żaru słonecznego. Po drodze napotykamy znowu drogowskaz z napisem „Goullonshöhe“, co znaczy Chochowatka. Tam zbaczamy na lewo w las i cienistą leśną drogą dochodzimy wprost do szczytu góry. Tu z wyżyn Chochowatki, obrosłej krzewami i młodemi drzewami, wśród których starannie utrzymana ścieżka wiedzie na dół, przedstawia się naszym oczom jedna część tej pysznej panoramy, którą dopiero na Tamowej w całej pełni ujrzymy. U stóp naszych tuli się do wzgórza kilka szarych strzech, a w dali błyszczą wody jezior Rekowa i Białego. Bliższe, to Rekowo, dalsze — Białe.

JEZ. BIAŁE KOŁO CHMIELNA.
Dobrze utrzymane schody wiodą w dół ku brzegom jeziora Rekowa i do drogi, gdzie zwracamy się na lewo, przechodzimy drogę do Kartuz, krzyżującą się z naszą drogą, i dochodzimy do osady gbura i karczmarza p. Beli. Tam wskażą nam w potrzebie drogę aż do kamienia, oznaczonego liczbą 211. Stąd już niedaleko do drogi, która prowadzi od Chmielna do Kartuz. Doszedłszy do tej drogi, idziemy nią na lewo i pierwszą drogą, która od niej odchodzi na prawo, schodzimy z niej, aby niebawem stanąć u stóp góry Tamowej. — Istnieje także prostsza droga, od kamienia z liczbą 211 drogą Chmielnieńsko-kartuską wprost pod górę. Ale pierwsza jest piękniejsza.
Na szczycie Tamowej znajduje się rodzaj schroniska, zbudowanego ze słupów i desek, gdzie można odpocząć, używając cudnego widoku. U stóp swoich widzimy jeziora Klodno, Rekowo i Białe, leżące w półmilowej dolinie, obramowanej z tej i tamtej strony wzgórzami. Na wprost zamyka krajobraz wdzięczny widok wsi Chmielna, którego czworokańczasta, odmienna od zwyczajnego na Kaszubach typu wieża wysoko sterczy nad śpiczastymi dachami rozrzuconej po pagórkach wsi. Na północno-wschodnim krańcu widnokręgu widać domki Garczu i Łapalic. Widzimy doskonale drogę do Chmielna, która się wije wązkim przesmykiem pomiędzy jeziorami Białem i Kłodnem.
Na przesmyku pomiędzy Białem i Kłodnem podług podania stał dawniej zamek. Stąd miejsce to u ludu po dziś dzień nosi nazwę zamkowiska (po kaszubsku: zomkowiszcze). Zamek ten miała wybudować jedna z księżniczek pomorskich, Dąbrowa, tak samo, jak pierwotny kościół w Chmielnie, do którego zwykła była przejeżdżać łódką przez jezioro Białe na nabożeństwo. W tym kościele pierwotnym kazała była zawiesić trzy dzwony. Ojciec jej atoli, który jeszcze był bałwochwalcą, nakazał był jej bogom swoim wystawić chram. Kiedy więc odwiedzając córkę widział, że zbudowała kościół chrześcijański, rozgniewawszy się, kazał księżniczkę przybić do drzwi kościelnych i wrzucić do jeziora Białego. Ale za tonącą księżniczką zeszły wszystkie trzy dzwony z wieży i podążyły za swą panią w głąb jeziora, gdzie spoczywają do dziś dnia. Czasem nocą słyszeć się daje ich głos. Co siedem lat zaś dzwony w pierwsze święto Wielkiejnocy wychodzą wczesnym rankiem na brzeg. Dziewczyna wiejska, która pewnego takiego ranka przed wschodem słońca poszła do jeziora po wodę, ujrzała owe trzy dzwony stojące na brzegu. Uchwyciwszy więc najmniejszą sygnaturkę, chciała ją zanieść do domu, gdyż dwa większe wydawały się jej zbyt ciężkie. Ale dzwon wyrwał się z jej rąk, a zarazem odezwał się największy: nie uchodzi, aby ojciec szedł za synem; gdybyś była mnie pochwyciła, wszystkiebyśmy były poszły za tobą. Poczem dzwony zginęły w falach. j
Jeziora głównego Raduńskiego nie widać z Tamowej, gdyż zasłaniają je wysokie wzgórza. Wypływ jednakowoż Raduni z jeziora Raduńskiego do Kłodna znajduje się przy Chmielonku, na krańcu południowo-zachodnim Kłodna; miejsce to dojrzeć można przy czystem powietrzu. Tam też znajdowała się już za czasów książąt kaszubskich tama i młyn, zapisane przez Świętopełka II zakonowi cystersów w Oliwie.

WIDOK Z TAMOWEJ.
Ciężko się rozstać z tym widokiem na górze Tamowej, a niejeden powołany i niepowołany pod wpływem wrażenia został tu fabrykantem wierszy, o czem świadczy książka pamiątkowa, znajdująca się u właściciela schroniska. Znajdujemy tam dużo nazwisk z całych Niemiec, z dalszej Europy, a nawet z za morza, tylko nazwisk polskich — tak mało.


5. Chmielno.

Komu nie pilno w dalszą drogę ku jeziorom Raduńskim, temu radzić można stąd wycieczkę do Chmielna. Wróciwszy się drogą, którą przyszedł do Tamowej, i dotarłszy do drogi chmielnieńsko-kartuskiej nie może już zbłądzić, gdyż wioska leży przed oczyma. Droga pomiędzy jeziorami jest równa jak stół i przyjemna i wiedzie przez wzmiankowane powyżej grodzisko. Wioska obecnie liczy 721 mieszkańców, wśród których 697 katolików-Kaszubów, 20 ewangelików-Niemców, i 4 Żydów. Jest też siedzibą Banku Ludowego i współdzielczego polskiego składu bławatnego, pod firmą „Kupiec“, umieszczonego we własnym domu, na froncie którego stoi figura świętego Józefa. Mieszka tu także jeszcze jeden z garncarzy kaszubskich, p. Necel, który tak jak p. Zielke w Kartuzach, wyrabia dawne gliniane wyroby garncarskie i ma ich zawsze u siebie zapas do obejrzenia i na sprzedaż.
Pod względem historycznym (patrz str. 8) Chmielno za czasów książąt kaszubskich było stolicą ziemstwa tej samej nazwy. Po raz pierwszy znajdujemy tę miejscowość w dokumencie z roku 1220, w którym Świantopołk potwierdza klasztorowi cystersów w Oliwie darowizny swych ojców. Na miejscu dzisiejszego grodziska stał wśród jezior obronny samem położeniem gród książęcy. Historycznie stwierdzonym jest ten gród w dokumencie z roku 1295, kiedy Przemysław, król polski, spadkobierca Mestwina II, ostatniego z rodziny książąt pomorskich gdańskich, darowuje jeziora, należące do grodu Chmielna (castrum Chmelno) klasztorowi w Żukowie. Klasztor ten zresztą z biegiem czasu stał się właścicielem niemal wszystkich jezior raduńskich z wyjątkiem głównego, ciągnącego się od Stężycy do Chmielonka. Stało się to wskutek darowizn książąt. Kasztelan zamku chmielnieńskiego pobierał czwartą rybę od każdego połowu. Później, za czasów krzyżackich, przodownictwo w ziemi chmielnieńskiej przeszło na Mirachowo i nigdy już nie wróciło do Chmielna.

CHMIELNO.
Kościół w Chmielnie jest parafialny, pod wezwaniem św. Piotra. Księżniczka Dąbrowa, która pierwotny kościół wybudowała, jest także historyczną postacią, bo córką Świantopołka, księcia sławnieńskiego, wdową po Subisławie, synu Sambora I, a siostrą Stanisławy, żony Mestwina I. Kościół dawny był pysznym w ośmiąkąt z drzewa budowanym okazem sztuki budowlanej kaszubskiej. W roku 1845 rozebrano go, ażeby postawić obecny z cegły.
Około nazwy Chmielna podanie osnuło także swoją przędzę.— Było dwoje młodych ludzi, którzy się serdecznie kochali. Rodzice jednak nie pozwalali na ich związek. Zmuszono nawet dziewczynę, ażeby z innym, nielubionym mężem, poszła do ołtarza. Kiedy świeżo zaślubiona para wracała od ołtarza, u drzwi kościelnych na cmentarzu czekał nieszczęśliwy kochanek, a młoda pani, ujrzawszy go, z płaczem wpadła w jego objęcia. I z wielkiego żalu oboje na miejscu padli trupem. Rodzice, nie chcąc, ażeby nawet po śmierci kochankowie spoczęli obok siebie, kazali ich pochować pojedynczo po obu stronach kościoła. Lecz niebawem z jednego i drugiego grobu wyrósł chmiel i piął się po murach kościoła, aż nad dachem obie łodygi się złączyły i zakwitły cudnym kwiatem. — Stąd wzięła osada podług podania nazwę Chmielna. Podanie to sięga niezawodnie zamierzchłych czasów, gdyż wiadomo, że chmiel przy obrzędach ślubnych u aryjskich plemion ważną odgrywał rolę.


6. Zawory.

Wieś Zawory leży na południowo-wschodnim brzegu jeziora Kłodna, niedaleko ujścia z tego jeziora Raduni, która stąd dąży do Małego i Wielkiego Brodna. Wieś liczy 360 mieszkańców, pomiędzy nimi 6 Niemców, reszta Kaszubi. Dla swego pięknego położenia ściąga w ostatnich czasach wycieczkowiczów Niemców, którzy nawet na dłuższy czas letnią porą tu osiadają. Pomiędzy nimi znajdzie się zawsze kilku malarzy, robiących studya z natury. Chcąc z Chmielna dotrzeć do Zawór, obrać można dwie drogi: albo z powrotem do Tamowej i stąd wzdłuż jeziora Kłodna na południe, albo przez Chmielonko (przy ujściu Raduni do Kłodna) i dalej, okrążając południowy brzeg jeziora. Kto w celu zwiedzenia historycznej tamy i młyna przy Chmielonku obiera drugą drogę, dociera najprzód do położonej na płaszczyźnie części wsi. Radzimy przejść stąd całą wieś, idąc pod górę, i przejść poza nią kawałek drogi, która wiedzie do Tamowej. Następnie wrócimy się ku wsi z powrotem, idąc cienistym wąwozem, który jakby przez zieloną bramę prowadzi do wsi. Przy wejściu do tej naturalnej, z drzew zielonych utworzonej bramy, leży wzgórze, tarasami od jeziora wznoszące się bardzo stromo. A do tej stromej, buczyną i rzadkiemi iglastemi drzewami obrosłej ściany, tulą się domki mieszkańców, gniazda jaskółcze. Od tego górnego wejścia droga wiejska wiedzie szybkim spadem do niżej położonej części wsi, gdzie wśród klonów, brzóz i bzów rozsiadła się reszta chat wiejskich. Charakterystyczna dla tych okolic murowana kapliczka stoi nad drogą, tam, gdzie się ona zbliża do płaskiego południowego brzegu jeziora. Niema na całym obszarze wyżyny nadraduńskiej wioski tak malowniczo i oryginalnie położonej. Czuje się tu człowiek, jakby w jakiemś cichem ustroniu, zdala od wrzasku nowoczesnego życia. Kolejka tylko wązkotorowa, wożąca kilka razy dziennie margiel z pod Zawór aż do Łopalic wzdłuż jeziora, przypomina, że i do tych zakątków sięga chciwa zarobku dłoń przedsiębiorczych ludzi.
Dotąd na wycieczkę wystarcza pół dnia. Kto się nie chce puścić w dalszą drogę, niech, przybywszy do Kartuz, poświęci tej wycieczce godziny przedpołudniowe, a wróciwszy z powrotem, na południe zostawi sobie najbliższą okolicę Kartuz. (Patrz str. 72—4). Na dalszą wycieczkę przez Ręboszewo, Brodnicę dolną do Ostrzyc trzeba poświęcić cały dzień i można w razie potrzeby z Krużyna wrócić około szóstej wieczorem do Kartuz, a stąd tegoż dnia do Gdańska.


7. Ręboszewo, Dolna Brodnica, Ostrzyce.

Dokładne wyobrażenie o piękności okolic nadraduńskich dać może tylko dalsza wycieczka z Zawór przez Ręboszewo, Dolną Brodnicę do Ostrzyc. Z Zawór wkraczamy na drogę polną, która wzdłuż wschodniego brzegu Małego Brodna wiedzie do Ręboszewa. Wzdłuż całej tej drogi mamy po prawej ręce jezioro podłużnego kształtu o spadających łagodnie ku wodzie brzegach. Bliżej Ręboszewa na łąkach nadbrzeżnych rozwijają się przed oczyma naszemi sielankowe sceny życia wieśniaczej ludności kaszubskiej. — Ręboszewo jest wioską, liczącą 523 mieszkańców, samych katolików, z których 12 podaje jako ojczysty język niemiecki, reszta Kaszubi. — W Ręboszewie wchodzimy na szosę i mamy do wyboru dwie drogi do Dolnej Brodnicy.

DOLNA BRODNICA.
Jedna, jako przedłużenie drogi z Zawór do Ręboszewa, przecina szosę i prowadzi doliną wzdłuż wschodniego brzegu jeziora Wielkiego Brodna do Dolnej Brodnicy. Druga, to szosa, która kamiennym mostem przekracza połączenie Raduni pomiędzy Małem i Wielkiem Brodnem i wiedzie w górę po zachodnim wysokim brzegu jeziora. Wybieramy szosę i, poszedłszy nią kawałek drogi, mamy przed oczyma piękną panoramę z Wielkiem Brodnem i otaczającemi jezioro wzgórzami. Uszedłszy 3 kilometry, mamy z lewej strony zasłaniający nam widok Lasek Okrągły, który zgodnie z nazwą, zajmuje okrągłą płaszczyznę. Warto się tu zatrzymać i rzucić okiem z krawędzi lasku na dolinę Raduni, dalekie domki Dolnej Brodnicy i w głębi rysujące się wzgórza Wieżycy. Tuż za Okrągłym Laskiem schodzi w dół na lewo szeroka droga polna do Dolnej Brodnicy. Kto ma furmankę, ten musi tu wysiąść i pieszo podążyć do tej wsi (½ godziny drogi). Stąd bowiem jak na dłoni widać domki Dolnej Brodnicy, za nimi jezioro Ostrzyckie i spuszczające się doń śmiałymi profilami potężne, pokryte borem wzgórza. W głębi zaś, zamykając widnokręg, rysują się w szarych tonach wzgórza Wieżycy, pomiędzy któremi sama Wieżyca z jej tępą, ciężką wieżą wyrasta najwyżej; obok niej strzela wysoko drewniana wieża wojskowa, zdala wyglądająca jakby z pajęczyny pleciona.

NAD JEZ. OSTRZYCKIEM.
Dolna Brodnica, oprócz dworku pp. Lniskich, których rodzina, dzierżąc za polskich czasów urząd sędziów ziemskich mirachowskich, siedzi tu od niepamiętnych czasów, — mało posiada chat. Tu Radunia, opuściwszy Brodno, płynie szerokiem korytem do jeziora Ostrzyckiego. Można się stąd kazać łódką zawieść biegiem Raduni i jeziorem Ostrzyckiem do samych Ostrzyc. Lepiej jednak iść pieszo polną drogą do celu. Niedaleko bowiem Dolnej Brodnicy na lewo od drogi wznosi się wysokie wzgórze, na którego szczycie zdala dostrzegamy kilka krzaków i potężne głazy narzutowe. To Jastrzębia Góra, na którą wązka ścieżka prowadzi w górę od głównej drogi. Wejście jest nieco uciążliwe, widok za to z Jastrzębiej Góry, wynagradza sowicie fatygę. Z wyniesienia 227 metrów nad poziomem morza, stojąc wśród kilka ogromnych głazów narzutowych, obejmujemy okiem wysokie lesiste wybrzeża jeziora Ostrzyckiego, tworzące urocze zakątki, na jeziorze wyspy pokryte sitowiem, krzakami i trawą, — a w dali dachy Ostrzyc, osiadłego na brzegu jeziora. Z Jastrzębiej góry polną drogą w kwadrans dochodzimy do Ostrzyc. Wieś rozciąga się częściowo nad brzegiem jeziora, zataczającego w tem miejscu wdzięczny łuk, częściowo po obu brzegach Raduni, która tu już opuszcza stanowczo swoje źródłowe jeziora, aby w dalszym ciągu we wschodnio-północnym kierunku dążyć ku Motławie i razem z nią wylewać swoje wody pod Gdańskiem do Wisły. Przez rzekę, tam, gdzie ona opuszcza jezioro, wiedzie wązki most drewniany z poręczą tylko po jednej stronie. Takie mosty Kaszubi zwą ławami.
Ostrzyce liczą dzisiaj 401 mieszkańców, w liczbie których oprócz 6 Niemców-katolików jest 41 Niemców-ewangelików. Reszta Kaszubi. Wieś należy do owych 18 wsi, które wypędzony za zdradzieckie z Krzyżakami konszachty przez księcia Świantopołka II książę lubiszewski i brat Świantopołka, Sambor II, w roku 1241 ustąpił biskupowi kujawskiemu Michałowi jako kasztelanię goręczyńską. Wzamian za to biskup zrezygnował z dziesięciny z dzierżaw Samborowych. Kasztelania ta obejmowała oba brzegi Raduni od jej wypływu z jeziora Ostrzyckiego bezmała aż pod Żukowo. Dokument odnośny zwie tę ziemię „kosztowną“, a wsie „pożytecznemi“. Zapis ten, nie uznany przez następców Samborowych, dał później powód do sporów pomiędzy biskupem kujawskim a panami Kaszub.
Ostrzyce są wsią poza Zaworami najpiękniej położoną ze wszystkich osad nad zdrojami Raduni. Stąd też, tak samo jak w Zaworach, latem spotykamy tu stałych letników. Wygodna gospoda jest w ręku Kaszuby, p. Markowskiego. Zdarza się jednak, że w niej latem nie można z powodu przepełnienia znaleźć noclegu. W takim razie za pośrednictwem karczmarza można przenocować u jakiego gbura, za co się daje zazwyczaj skromną zapłatę.
Kto zdrojom Raduni jeden tylko może poświęcić dzień, ten niech teraz każe się łódką przewieźć do dworca kolejowego w Krużynie, skąd pociąg do Kartuz odchodzi około 6 wieczorem. Ta droga wodna, trwająca ¾ godziny, ma w sobie urok nieopisany. Kto woli się nie puszczać wodą, do tego samego celu dostać się może piękną drogą leśną wzdłuż brzegu jeziora do Kolana, a potem do Krużyna. Droga ta oczywiście trwa znacznie dłużej (około 1¼ godziny).


8. Wieżyca.

Dla zwiedzenia góry Wieżycy trzeba się zostać na noc w Ostrzycach. Wieczór można najlepiej spędzić na jeziorze, zwiedzając łódką jego cieniste zaułki i wyspy. Taka jazda po jeziorze w późnych południowych godzinach i wieczorem daje przepiękne wrażenie. Łódek wygodnych i całkiem bezpiecznych jest dosyć w Ostrzycach, a kto sam nie umie wiosłować, znajdzie wioślarza we wsi. Wczesnym rankiem nazajutrz można się kazać przewieźć łodzią do Kolana, lub też iść do tej osady drogą leśną wzdłuż jeziora, wspomnianą w zeszłym rozdziale. Karczma w Kolanie, dosyć nędzna, jest w posiadaniu Kaszuby, a istnieje po dziś dzień jeszcze na mocy przywileju króla Jana Sobieskiego. Odpis tego przywileju przechowuje karczmarz. Zwiedziwszy osadę, idzie się wzdłuż toru kolejowego na wschód aż do dworca szymbarskiego. (Wieś niemiecka Schönberg leży stąd o taki kawał drogi jak odległość Kolana od Ostrzyc i niema nic ciekawego). Z szymbarskiego dworca kolejowego polna i piaszczysta droga wiedzie do boru, gdzie ją przecina niebawem droga poprzeczna. Tu zwracamy się na lewo i idziemy wśród boru aż do szosy, gdzie skręcamy na prawo i za kilka minut stajemy w obszernej wygodnej gospodzie „Gasthaus zum Turmberg“ (karczma pod Wieżycą), której właściciel jest wprawdzie Niemcem, ale można się z nim po polsku rozmówić. Droga od dworca do karczmy trwa około ½ godziny. Karczmarz ma klucz do wieży, znajdującej się na górze Wieżycy i wskaże najbliższą drogę. Od gospody do wieży dojdzie się w kwadrans. Na szczycie góry obok murowanej wieży widokowej stoi o wiele wyższa z belek wiązana wieża obserwacyjna wojskowa, na którą wejście jest wzbronione. Do wieży widokowej płaci się 20 fenygów wstępnego. Z platformy tej wieży mamy rozległy, chociaż trochę jednostajny widok na obszerny szmat kraju nadraduńskiego. Góra ta jest najwyższem wzniesieniem pomiędzy Uralem i Harcem, wysokość jej wynosi bowiem 331 metrów nad poziomem morza. Powrót z Wieżycy do dworca szymbarskiego uskutecznić najlepiej, nie wracając do gospody, ale schodząc wężowatą drogą po stokach góry do drogi, którąśmy szli dotąd od dworca. W tym celu trzeba jednak zabrać kogoś, ktoby odniósł klucze gospodarzowi. Zeszedłszy tak do znanej nam drogi leśnej, idziemy na lewo, potem zaś zbaczamy na pierszą drogę polną, która od niej idzie na prawo, aż dojdziemy do dworca szymbarskiego. (Pociąg do Kartuz i Gdańska odchodzi stąd około 11 przed południem, i około 2-ej po południu już możemy stanąć nim w Gdańsku).


9. Goręczyno, Kołpino, Dzierżązno, Babidół.

Bardzo malowniczo przedstawia się bieg Raduni od Ostrzyc do Babiegodołu i słynnego z dawnego klasztoru norbertanek Żukowa. Niemieckie przewodniki lubią omijać wsie kaszubskie, może dlatego, aby ten piękny kraj robił wrażenie niemieckiego. Od dworca kolejowego szymbarskiego wiedzie tor na północ do Kartuz, na zachód — do Kościerzyny. Dążąc do Goręczyna, zwracamy się w kierunku północnym po zachodniej stronie toru. Wioski po wschodniej stronie, jak Fischershülte, Starkhütte, Eggertshütte, są niemieckie. Niemal połowę drogi idziemy przez las, wyszedłszy zaś z lasu w północnym kierunku, mijamy pojedyńcze zabudowania i przez Ronty idąc w tym samym kierunku i zostawiając po prawej ręce Sławki w godzinę, przeszedłszy Radunię, dochodzimy do Goręczyna. Goręczyno jest wsią parafialną, czysto kaszubską; obecny kościół murowany pochodzi z roku 1646, zbudowany przez przeora klasztoru Filipa Bolmana, a poświęcony 21 września roku 1772 przez biskupa Wolickiego. Parafia jest jedną z najstarszych na Kaszubach, bo założona została około połowy XIII stulecia. We wsi istnieje polskie Towarzystwo Ludowe. Z Goręczyna, trzymając się lewego brzegu Raduni, dążymy polną drogą w północno-wschodnim kierunku do Kołpina, do którego dochodzimy, przekroczywszy szosę i tor kolejowy kartusko-kościerski. Z Kołpina obieramy drogę wzdłuż lewego brzegu Raduni, dążąc jej biegiem. Towarzyszymy jej ścieżkami leśnemi, z których tam, gdzie się zbliżają do brzegu, widzimy w głębi 80 do 100 metrów szybko przez krzaki i kamienne zapory mknącą Radunię. Nareszcie dostajemy się do miejsca zwanego „Pięknym Widokiem“ (Schöne Anssicht) naprzeciw karczmy w Babimdole. Nie wchodzimy na razie do karczmy, ale idziemy najprzód do mostu (Drahthamerbrücke), skąd nam się otwiera przepyszny widok na dolinę Raduni.


10. Od Babiegodołu do Żukowa.

Dążąc od Mostu do Żukowa, na razie nie wchodzimy na szosę żukowsko-szenbarską, która ciągnie się prawym brzegiem Raduni, ale trzymamy się jak dotąd lewego brzegu, idąc przez las z biegiem rzeki. Tam, gdzie las się kończy, zbaczamy na prawo, przechodzimy na prawy brzeg rzeki i wchodzimy na szosę, wiodącą do Żukowa.


11. Żukowo.

a) Wiadomości historyczne.

Dzisiejsza wieś Żukowo zawdzięcza swe znaczenie dla kultury Kaszub pobożnej fundacyi księcia kaszubsko-pomorskiego, Mestwina I, z r. 1209, który w tymże roku „za zgodą synów swoich Świantopołka, Wartysława, Sambora i Ratybora, oraz żony swej“ zapisał szereg wsi i jezior zakonnicom w Stołpie. Stołpa, dziś nieistniejąca, leżała przy wpływie Stołpy do Raduni niedaleko dzisiejszej wsi. Ta osada była pierwszą osadą sióstr i niebawem została przeniesiona na obecne miejsce. Pierwsza darowizna, rozszerzona później przez następców Mestwina I, obejmowała podług słów zapisu „pomiędzy rzekami Radunią i Stołpą cztery wsie i te które w przyszłości (siostry) pobudują, z których pierwszą jest Żukowo, drugą Myslicyn, trzecia Sulisławy, czwarta Barklino, a także wieś dziesiętników Rębekowo i Ćmierawę, XL grzywien rocznie, trzecią część cła, pobieranego od sukna i co na nas (księcia) w koniach, pieniądzach albo innych rzeczach przypada“. Z biegiem czasu wskutek hojności książąt posiadłości klasztoru ogromnie urosły, tak, że obejmowały wielką część dzisiejszego powiatu kartuskiego. Protestantyzm pozbawił klasztor niektórych dóbr w dzisiejszej Pomeranii, mimo to jeszcze na początku zeszłego stulecia do klasztoru należały w powiecie: Babidół, Babiskok, Borkowo z Hamernią, Borowo, Burchardstwo, Chmielno i Chmielonko, Dzierżążno, Glińcz górny, czwarta część Glińcza dolnego, Kosy, Mezowo, Otomino, Reskowo, Ręboszewo, Skrzeszewo, Smętowo, Zawory, Żukowo. W dzisiejszym powiecie wejherowskim klasztor posiadał Luzino, a w puckim, na Kępie Oksywskiej, Oksywie, Obluże i Pogórze. Oprócz tych wsi, których grunty obejmowały około 390 włók chełmińskich, były klasztorną własnością jeziora: Białe, Małe i Wielkie Brodno, Karszno i jezioro Garckie pod Łapalicami, objętości 687 mórg, oraz jeziora Głęboczno i Karlikowo. Wszystkie te posiadłości zabrał rząd pruski po sekularyzacyi.
Zakon norbertanów i norbertanek zawdzięcza swe powstanie św. Norbertowi, który w Boże Narodzenie roku 1121 pod Rheims w odludnem miejscu, zwanem Prémontré, razem z 20 towarzyszami związał się regułą św. Augustyna. Na znak pokuty i życia bez skazy zakonnicy przyjęli białe wełniane szaty. W roku 1126 papież Honoryusz II potwierdził nowy zakon, który się szybko rozszerzał, tak że po śmierci założyciela liczył już 1000 opactw, 30 probostw i 500 klasztorów żeńskich.
Norbertanie dzielą się na księży czyli kanoników i laików (conversi). Oprócz tych przyjmują świeckich (oblati), którzy zakonnikami nie są i do chóru na kapłańskie pacierze nie chodzą. W ślubach wyrzekają się świata i własności, obowiązując się do posłuszeństwa, czystości, ubóstwa i życia wspólnego. Klasztory większe mają na czele opata, mniejsze proboszcza. Już św. Norbert założył w Prémontré osobny dom dla panien. Przepisy dla zakonnic były ostrzejsze niż dla zakonników. Po wstąpieniu do klasztoru obcinano im włosy i zamykano na całe życie. Nie wolno im było rozmawiać nawet z rodzeństwem, jak tylko przez okienko i w obecności dwóch innych sióstr. Nosiły biały ubiór wełniany i szkaplerz; koszuli płóciennej zamiast wełnianej pozwolono później. Duszpasterstwo w klasztorach żeńskich reguły św. Norberta wykonywali norbertanie.
Pierwsze siostry sprowadziły się tu ze Strzelna w dzisiejszem Wielkiem księstwie Poznańskiem, mianowicie siostry zakonu św. Norberta. W Polsce pierwszy klasztor św. Norberta założony został w r. 1126 przez Piotra Własta, z przydomkiem Dunin, wojewodę wrocławskiego i szwagra Bolesława Krzywoustego w Kościelnej wsi przy Kaliszu. Pierwszy ten klasztor był męzki, dla zakonnic tej samej reguły tenże sam Piotr Włast założył osobną osadę w Strzelnie. W roku 1180 norbertanie z Kościelnej wsi przesiedlili się do opactwa benedyktynów św. Wincentego przy Wrocławiu, swoją osadę oddawszy benedyktynom. Ponieważ odtąd dom główny znajdował się w zniemczonym Wrocławiu, a w Żukowie sprawowali duszpasterstwo, występując jako Niemcy, wysyłani stamtąd norbertanie, przeto w ciągu wieków nieraz przychodziło do starć pomiędzy zakonnicami żukowskiemi, pochodzącemi przeważnie z tubylczej szlachty kaszubskiej, i ich niemieckimi opiekunami.
Od roku 1660 z powodu niesnasek, wywoływanych ciągle przez nadesłanych z Wrocławia niemieckich norbertanów, duszpasterstwo powierzyły zakonnice jezuitom z Szotlandu pod Gdańskiem.
Na czele klasztoru stała przeorysza (magistra). Siostry się dzieliły na kanoniczki i nawrócone (conversae), które pełniły posługi wewnątrz klasztoru i zostawały pod klauzurą na równi z pierwszemi. Do posługi zewnątrz klasztoru używano tak zwanych sióstr darowanych (oblatae), które nosiły ubiór niewiast świeckich koloru biało-szarego. Klasztor żukowski od początku cieszył się można opieką, co już stąd wywnioskować można, że pomiędzy pierwszemi przeoryszami znajdujemy córki z domu książąt kaszubskich. Tak np. Dąbrowa, pierwotnie mieszkając w zamku chmielnieńskim, zakończyła żywot jako zakonnica w Żukowie r. 1225. Około 1258 r. były zakonnicami w Żukowie trzy siostry księcia Świętopełka II. Jedna z nich, Witosława, odznaczająca się rozumem politycznym (np. przy zatargu swego brata z biskupem włocławskim), umarła tu jako przeorysza w sędziwym wieku. Mirosława, córka pierwszej fundatorki Świnisławy, a owdowiała małżonka księcia szczecińsko-pomorskiego Bolesława II, zapisała klasztorowi wieś Gurzowo pod Kołobrzegiem; Salomea, córka Sambora II, a żona księcia kujawskiego Ziemomysła, wyrobiła klasztorowi wolne przejście dla dziesięciu wozów towarowych przez Kujawy.
Klasztor żukowski w przeciwieństwie do kartuskiego zawsze miał charakter polski. Wynika to już z imion sióstr, wśród których znajdujemy starosłowiańskie Bolesława, Dirsla, Dobiesława, Ludmiła, Mirosława, Miłosława, Dąbrowa. W zachowanych spisach z XVII i XVIII wieku napotykamy znane nazwiska szlachty kaszubskiej, jak Katarzyna Wolska, Konstancya Lniska, Regina Lewińska, Barbara Gralewska, Justyna Czaplińska, Anna Kopycka, Anna Węsierska, Maryanna Łubińska, Konstancya Pałubicka, Joanna Trembecka, Dorota Wejherówna, Dorota Knutówna, Barbara Przewoska i t. p.
Siostry żukowskie utrzymywały przy klasztorze od początku szkołę żeńską, a w r. 1396 istniała tu już także i szkoła dla chłopców. Do szkoły żeńskiej uczęszczały przeważnie córki szlachty kaszubskiej, w czasach przedreformacyjnych również i córki patrycyuszów gdańskich. O sposobie nauki daje pojęcie zachowany list, wystosowany do magistratu gdańskiego (r. 1561) przez siostry klasztorów żarnowieckiego i żukowskiego, w którym piszą: „Przyjmujemy do nauki w obu klasztorach panny, dzieci dobrych ludzi, tak ze szlachty jako i z mieszczan, które uczymy obok bojaźni Bożej pisania, czytania, szycia, z wiarą i pilnością, tak że spodziewać się możemy, że wielu sprawiedliwych ludzi będą nam wdzięczni“. Uczono także i robótek ręcznych, bo szaty kapłańskie klasztoru są robione na miejscu. Wykonywano również hafty, do świeckich celów służące, jak owe hafty ze złotogłowiem na czepkach, które nosiły do niedawna żony gburów kaszubskich.
Klasztor przetrwał mimo wewnętrznych i zewnętrznych burz aż po połowy XIX stulecia. Los atoli
JEZIORO ŁĄKIE.
jego był przesądzony razem z okupacyą Kaszub przez Fryderyka II w pierwszym podziale Polski. Przez nakaz gabinetowy z dnia 2 listopada 1772 majętności biskupów, kapituł i klasztorów zostały sekularyzowane. Dobra, dotychczas samodzielnie administrowane przez owe instytucye duchowne, zostały wskutek tego albo sprzedane, albo zmienione na królewskie domeny. Wsie chłopskie zostały oddane w dzierżawę dziedziczną, lasy zaś i jeziora objął fiskus leśny. Dotychczasowi właściciele otrzymali roczną opłatę, stosunkowo bardzo nizką, tak zw. kompetencyę. Pannom żukowskim rząd płacił takiej kompetencyi 1840 talarów, co oczywiście nie wystarczało na utrzymanie, były więc zmuszone niektóre niegdyś swoje własne folwarki od rządu wziąć w dzierżawę za sutą opłatą.
Niedługo po tak zw. sekularyzacyi wyszło rozporządzenie rządu, że nie wolno nadal utrzymywać nowicyatu i przyjmować nowych sióstr. Dwa razy do roku zakonnice były obowiązane podawać spis żyjących jeszcze sióstr. Wskutek tego liczba ich z 40 spadła w roku 1820 na 20, w roku 1833 na 10.
Kasata klasztoru nastąpiła w roku 1834. Wykonał ją w imieniu rządu amtman Stein z Kartuz, ogłaszając dnia 20 listopada 1834, że klasztor jest rozwiązany, że dotychczasowa wspólna kompetencya w ilości 1840 talarów ustaje, i że na to miejsce każda z pozostałych zakonnic odbierać będzie na utrzymanie 15 talarów miesięcznie. Potem opisał wszystkie sprzęty domowe i sprzedał je na publicznej licytacyi, kościół poklasztorny zaś oddany został po dwóch latach parafii żukowskiej. Zabudowania klasztorne rozebrane zostały po śmierci ostatniej zakonnicy, 81 letniej Agnieszki Bojanowskiej, zm. r. 1862. W następnym roku nabył je niejaki Falk z Gdańska za 873 talarów na rozebranie, przez co bezpowrotnie zginęły te ciekawe pomniki budownictwa na Kaszubach.

b)   Zabytki poklasztorne.

Kościół poklasztorny, widziany z wysokich brzegów Raduni, imponujące czyni wrażenie swą ośmiokątną wieżą na zachodniej, a pięciokątnym chórem, zamykającym budowę —od wschodu. Ostateczny swój kształt odebrał w początkach XVII stulecia, uległszy poprzednio częściowemu spaleniu przez husytów w roku 1433. Najstarszą jest zachodnia część kościoła, przytykająca do wieży a kończąca się przy dzisiejszej zakrystyi; pochodzi ona jeszcze z czasów książęcych. Nawa jest wewnątrz kryta prostem krzyżowem sklepieniem, pomiędzy żebrami którego widać jeszcze ślady dawniejszego bogatszego sklepienia. Trzy wejścia prowadzą do kościoła: w tyle po obu bokach wieży do chóru panieńskiego, z południowej strony przy prezbyteryum dla duchownych, a ostatnie z podwórza klasztornego, teraz proboszczowskiego, dla wiernych. Z nawy prowadzą na dół schody do sklepionej krypty, w której chowano dawniej siostry. Do południowej strony kościoła dotykał dawniej dwupiętrowy, 120 stóp długi, 26 stóp szeroki, konwent sióstr, zawierający 40 cel. Gmach ten został przez gdańszczanina Falka 1853 rozebrany, razem z innym gmachem, zawierającym refektarz, sypialnię panien i kuchnię. Ocalała dziwnym sposobem duża piękna sala, której sklepienie spoczywa na jednym środkowym filarze; sala ta przytyka do dzisiejszej plebanii, a służyła za czasów klasztornych pewnie dla przyjmowania gości.
W samej świątyni ciekawy jest bogato rzeźbiony i złocony ołtarz główny, w głównym obrazie przedstawiający Wniebowzięcie N. P. Maryi. Jest to piękny okaz sztuki Odrodzenia, bardzo podobny, lub nawet kopią będący ołtarza Matki Boskiej w tumie pelplińskim. Dzieło to pochodzi prawdopodobnie z początku XVII więku. Na bocznej ścianie, lewej od głównego ołtarza, są mniejsze ołtarze św. Norberta i św. Anny, a na ścianie przeciwległej ołtarz N. Maryi Panny z lipowego drzewa, w którym się mieści 3 stopy wysoka figura Matki Boskiej, uchodząca u ludu za cudowną. Podług tradycyi figura ta, bardzo stara, pochodzi z kościoła zaginionej w trzynastoletniej wojnie lub też podczas napadu husytów wioski Wodzna, która niegdyś stała nad jeziorem Wodznem przy Mezewie.
Najciekawsza i najkosztowniejsza pamiątka sztuki kościelnej znajduje się w bocznej kapliczce, dawniejszym skarbcu kościoła. Jest to ołtarz snycerskiej roboty, zakończony trzema gotyckimi łukami, z dwoma skrzydłami do zamykania. Główna część ołtarza złoconą rzeźbą podzielona jest na dwie części. Górna część przedstawia ukrzyżowanie i złożenie do grobu Chrystusa, dolna—gałąź z serca Dawidowego wyrastającą, pomiędzy czterema wielkimi prorokami. Na malowanej taśmie mieszczą się słowa: Radix Jesse florebit et fructuabitur nomen... Dolna część wyobraża życie Chrystusa. — Skrzydła ołtarza wewnątrz i zewnątrz są malowane. Wewnątrz prawe skrzydło przedstawia w dolnej części złożenie do grobu i zmartwychwstanie Zbawiciela, w górnej zdjęcie z krzyża i zmartwychwstanie; lewe skrzydło na dole ma sceny z Malchusem i Piłatem, u góry Dźwiganie krzyża i Wniebowstąpienie. Przy zamkniętych skrzydłach po prawej stronie wyobrażona jest cudowna manna i przepiórki na puszczy, po lewej zbieranie manny i źródło Mojżesza w skale. Staranność, z jaką krajobraz i charakterystyka osób są wykonane, wskazują na koniec XV lub początek XVI wieku jako na czas powstania tego wybitnego dzieła sztuki kościelnej.
Ołtarz ten dawniej stał na chórze panieńskim, dziś jego miejsce na chórze zajmuje skarbiec kościelny, podczas gdy na miejscu skarbca dzisiaj znajduje się wyżej opisany ołtarz gotycki.
Niedaleko ambony na ścianie wisi droga każdemu Kaszubie-Pomorzaninowi pamiątka po książętach kaszubskich, mianowicie tak zw. ołtarz Mestwina. Jest to najstarszy zabytek kościoła, pochodzący prawdopodobnie z czasów książęcych. Ołtarz jest składany, 3 stopy wysoki, półtory stopy szeroki. Otwarty, ukazuje w głębi rzeźbioną z drzewa postać Mestwina I, fundatora klasztoru, ukazującą księcia całego w zbroi. Na otwartem prawem skrzydle u dołu namalowana jest postać księżniczki Świnisławy, żony fundatora, ze szkaplerzem i różańcem w ręku, nad nią św. Katarzyna. Na lewem skrzydle książę Mestwin, nad nim św. Barbara, patronka Pomorza. Po obu stronach tego ołtarzyka wiszą na ścianie portrety Mestwina I i Świnisławy, podobne do odpowiednich postaci w ołtarzyku. Za czasów zakonnic ołtarzyk ten wisiał w prezbyteryum, gdzie teraz stoi ołtarz N. Maryi Panny; widać, że czciły siostry pamięć swych dobrodziejów. Dzisiaj wisi na boku obok ambony, doczekawszy się podobnego losu, jak ów marmurowy pomnik tych samych książąt w Oliwie, usunięty z przed wielkiego ołtarza do bocznej nawy. Dłoń obca wyrugowała z tych prastarych miejsc, pamiętających o fundatorach mniszki i mnichów, a lud własny o nich oddawna zapomniał.
Chór panieński, obszerny i flizami wykładany, mieści się naprzeciw wielkiego ołtarza. Oprócz ławek mieści się tu 28 stall rzeźbionych, pomiędzy niemi dwie większe w tyle, przeznaczone dla przeoryszy i podprzeoryszy. Tu obecnie stoi także skarbiec, zawierający dużo kosztownych zabytków, pomiędzy nimi szereg bogato haftowanych paramentów, piękną małą monstrancyę ze śpiczastymi łukami i tegoż stylu kielich. Są też dwie rzeźbione podług obrazów Rubensa płyty, przedstawiające zdjęcie z krzyża, i najcenniejsza pamiątka skarbca — płaszcz Świętopełka, szyty z grubej czerwonej materyi, tkanej z kręconego jedwabiu i nici złotych, długi przeszło 5, szeroki około 15 stóp; wkłada go się jednym u góry wązkim otworem przez głowę; technika i robota wskazują na to, że pochodzi z XIII wieku.
Do pamiątek poklasztornych należy także kapliczka św. Jana nad Radunią, postawiona na miejscu, gdzie Prusacy w wyprawie na Świętopełka r. 1224 dziesięć sióstr zamordowali.
Dawny parafialny kościół żukowski, poświęcony apostołowi św. Jakubowi starszemu, służy dzisiaj jako kaplica pogrzebowa.


12. Wycieczki do zdrojów Stołpy, Lupawy i Łeby.

Opisane dotychczas wycieczki obejmują cały ten szmat ziemi około zdrojów Raduni, który tak słusznie przezwano Szwajcaryą Kaszubską. Ale dzielny turysta i badający naukowo ziemię kaszubską podróżnik starać się będą dotrzeć dalej. W takim razie najlepiej podzielić sobie plan na zwiedzenie w południowo-zachodniej części zdrojów Stołpy, z okolicą Suleczyna i Parchowa, i zdrojów Lupawy, albo raczej jej głównego dopływu Bukowiny, z okolicą Sierakowic i Gowidlina. Okolice te po części przypominają nam widoki około Kartuz i Ostrzyc, dążąc zaś ku nim, przechodzimy często smutne i biedne przypominające nastroje Dantejskiego czyszca, okolice, którym potężne przedhistoryczne kurhany kamienne dodają smętnego uroku. (Przy Gostomiu, Mściszewicach, Gowidlinie).
Kto, przyjeżdżając z Gdańska, pragnie się puścić w dalszą podróż, niech zwiedzi najprzód Żukowo i zdąża do Kartuz przez Dzierżążno, nie zaś przez Goręczyno. Potem z Kartuz niech odwiedzi jeziora raduńskie i okolice w opisanej powyżej przez nas kolei. (Część II, rozdziały 28), z Wieżycy zaś i dworca kolejowego w Szynbarku obierze kierunek południowo zachodni, dążąc obok jeziora Potulickiego, Dąbrowy i Lubowiska do Stężycy. Nalepiej trzymać się toru kolejowego, wzdłuż wschodniego brzegu jezior aż do Golubia, skąd ładne nam się odsłaniają widoki na lesiste wzgórza i fale jezior. (Do Golubia można także jechać koleją; z okien wagonu ma się pięknych widoków do syta). Z Golubia wiedzie szosa do Stężycy. Tuż z pod Stężycy z jeziora Stężyczyna wypływa wąskim korytem Radunia, aby się niebawem rozlać w ogromne jeziora Raduńskie. We wsi jest wygodna gospoda w ręku Niemca, mówiącego dobrze po kaszubsku, p. Bongsa. Poza tem wieś jest czysto kaszubska. Istnieje tu Bank Ludowy, spółka „Rolnik“, posiadająca własne domy ze składami i salą. Proboszczem jest Polak, ks. Pikarski, któremu te instytucye zawdzięczają swoje powstanie. Ze Stężycy można łódką dla poznania jezior raduńskich robić wycieczki wodą aż pod Chmielonko. O pobyt i wygodne utrzymanie we wsi wcale nietrudno.
Ze Stężycy iść można do Suleczyna, wsi kościelnej kaszubskiej. Droga wiedzie przez najsmutniejsze części powiatu, nie pozbawione atoli osobliwego uroku, na Węsiory. Trudniejsza droga wiedzie na Gostomie i do Łysej Góry, stąd na Niesiołowice i Węsiory. Ta droga daje sposobność poznania ukrytej wśród gołych wzgórz jak w fortecy wsi Gostomia (gburzy tu są niemal wyłącznie szlachtą) i Łysej Góry, miejsca kultu przedhistorycznego, a zarazem skrytki kaszubskiego dyablika Smętka i jego siostry Mory. Gdzie niegdzie na szarych polach rysuje się przedhistoryczne grodzisko, które można sobie kazać komuś ze wsi pokazać.
Suleczyno nadaje się jak i Stężyca na miejsce wypoczynku lub noclegu. Z Suleczyna idzie się szosą do Parchowa; szosa zaraz za wsią prowadzi obok szybko płynącej w głębokim dole Stołpy. Z Parchowa zdąża się ku jeziorowi Małszowi lasem, okrąża jego koniec południowy i wraca się po wschodnim brzegu jeziora
GOLUBIE.
przez Grabowo i romantyczne wysoko położone Kłodno na którego polach znajdują się liczne kurhany, do Suleczyna.
Z Suleczyna idziemy po zachodniej stronie jezior na Gowidlino, dużą wieś parafialną, czysto kaszubską. Stąd przez Puzdrowo na Sierakowice.
Dla zwiedzenia zdrojów Łeby obieramy teraz kierunek wschodni na Miechucino. Z Miechucina po zachodnim brzegu jezior Wielkiego i Długiego idziemy ku południowi do Borzestowa, starą drogą, którą co rok pielgrzymki Kaszubów z Kościerzyny idą do Wejherowa. Tu najlepiej po przeciwnej stronie jezior wrócić się przez Zajeziora do Miechucina i stąd wracać koleją do Kartuz. Kto zaś gardzi koleją, niech się uda z Łączyńskiej huty przez jezioro do Sznurek i stąd idzie przez Lampę, Zawory, Kosy do Kartuz.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Majkowski.