Zemsta za zemstę/Tom czwarty/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zemsta za zemstę |
Podtytuł | Romans współczesny |
Tom | czwarty |
Część | druga |
Rozdział | IX |
Wydawca | Arnold Fenichl |
Data wyd. | 1883 |
Druk | Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | T. Marenicz |
Tytuł orygin. | La fille de Marguerite |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Na twarzy sieroty odmalował się wyraz niezmiernej pogardy.
— O! nie obawiajcie się, panowie! — zawołała z goryczą — nie myślę kryć się przed sprawiedliwością której jesteście przedstawicielami!... Jakkolwiek dziwnem jest jej obejście się ze mną, ja sama odwołałabym się do niej, gdyby się nie była wmięszała, bo jeżeli to prawda, że mój ojciec umarł otruty, ja mam tak silną, a nawet silniejszą niż wy wolę, gwałtowne pragnienie, poznanie jego zabójcy.
Słowa panny de Terrys, a szczególniej ton wyniosły i prawie rozkazujący, jakim były wymówione, wywarły na urzędników silne wrażenie, którego nie starali się ukrywać.
W skutek tego odeszli do sąsiedniego pokoju, gdy tymczasem Honoryna ubierała się do wyjścia.
— Każ zajechać powozowi na dziedziniec pałacu... — wydał rozkaz komisarz jednemu z agentów, który natychmiast zajął się wykonaniem rozkazu.
— Co panowie dziś myślicie o tej dziewczynie? zapytał sędzię pokoju naczelnika wydziału śledczego, który odpowiedział:
— Opinia moja od wczoraj nie uległa zmianie... Ja uważam ciągle i więcej, niż przed tem, pannę de Terrys jako winną, ale przyznaję jej niezwykłą intelligencyę, żelazną wolę, i znakomitą siłę moralną... Oto mi proces, który, da sędziemu śledczemu do rozplątania motek nici!...
— Jedna rzecz wydaje mi się niezrozumiałą?
— Jaka?
— Nie widzę żadnego interesu dla tej jedynaczki, pewnej że odziedziczy cały majątek, w popełnieniu potwornej zbrodni dla przyśpieszenia śmierci ojca.
— Któżby więc popełnił tę zbrodnię, której jest dowód oczywisty?... Panna de Terrys, u więziona, że się tak wyrażę, w tym pałacu, przy chorym starcu, którego życie mogło się jeszcze długo przeciągnąć, prowadziła bardzo smutne życie.... Gorączkowe pragnienie zakazanych rozkoszy, pragnienie wolności, mogły być powodami zabójstwa... Zresztą kto wie, czy panna de Terrys nie miała w sercu jakiej zabronionej miłości i nie marzyła o małżeństwie, na które się hrabia nie zgadzał?...
— To. prawda... — odpowiedział sędzia pokoju.
— Chcąc właściwie przeprowadzić tę sprawę — rzekł naczelnik wydziału śledczego — trzeba będzie drobiazgowo zbadać życie dziewczyny i dopełnić sekcyi serca tak samo jak jej dopełniono na trupie przesyconym trucizną...
Sędzia pokoju powtórzył:
— To prawda...
Wejście Honoryny przerwało rozmowę.
— Panowie, jestem gotowa... — rzekła stojąc w drzwiach uchylonych. — Pozwólcie zapytać przed odjazdem, co będzie ze służącymi?
— Jest to kwestya, którą pani załatwisz z sędzią śledczym... — odpowiedział komisarz.
— Dobrze, moi panowie... Sądzę, że panowie nie macie zamiaru prowadzić mnie przez cały Paryż pieszo... Czy będziecie łaskawi kazać zajść powozowi?...
— Życzenia pani zostały uprzedzone... Powóz czeka w dziedzińcu...
— Więc jedźmy...
Sierota poszła naprzód do drzwi prowadzących do przedsionka na pierwsze piętrze i otworzyła je.
Służący uwiadomieni przez Filipa, czekali na przejście młodej pani, zmięszani, z w:zrokiem łez pełnym.
Ujrzawszy ich, Honoryna nie miała siły zachować zimnej krwi przybranej przez siebie.
Długo, ukrywane wzruszenie wybuchło... Z piersi jej wyrwał się jęk przedłużony.
— O! panienko, panienko! — wyjąkał Filip, któremu po twarzy łzy ciekły.
Honoryna wzięła go za rękę.
— Mój dobry, Filipie, i wy wszyscy, moi przyjaciele — rzekła — nie płaczcie nademną! Wychodzę ztąd oskarżoną, spotwarzona... powrócę niedługo... — powrócę uniewinniona i wolna od wszelkiego wstydu... powrócę aby pomścić ojca!... Do widzenia, moi przyjaciele!...
Wszystkie piersi podnosiły się łkaniami.
Panna de Terrys szybko zeszła ze schodów, przeszła przedsionek na dole, wsiadła do powozu, którego drzwiczki jeden z agentów trzymał otworem i padła w kącie, kryjąc twarz w skurczonych rękach.
Naczelnik wydziału śledczego i komisarz usiedli naprzeciw niej.
Powóz ruszył.
Sierota nagle podniosła głowę i wychyliwszy się za okno, rzuciła rozczulonym, wzrokiem na pałac, w którym upłynęło prawie całe jej życie i który opuszczała, nie wiedząc, czy kiedy do niego powróci.
Jej się zdawało, że jej serce ściska żelazna ręka i łzy zaczęły jej płynąć powoli.
Wpół godziny później nieszczęśliwe dziewczę zostało osadzone w Conciergerie i drzwiczki się za nią zamknęły.
Naczolnik wydziału śledczego nie tracąc ani chwili, udał się do sędziego śledczego dla zdania sprawy, w jaki sposób wykonał otrzymane polecenie i dla wręczenia mu przedmiotów zabranych z pałacu na bulwarze Malesherbes.
Przedmiotami temi były pieniądze, papiery i rachunki zmarłego hrabiego, butelka z sokiem granatowym i listy pisane przez Pauline Lambert do Honoryny.
— Jakąż dziś ma minę panna de Terrys? — zapytał sędzia śledczy.
— Jednakową... Jej przymuszona, że tak powiem, siła, nie zawodzi jej... ani słabości, ani upadku... Przewidywała swoje aresztowanie...
— Przygnieciona widocznością nie dopuszczającą żadnego zaprzeczenia, przyzna się...
— Wątpię o tem...
— Jakież więc pańskie zdanie?
— Zdaje mi się, że pomimo widoczności, będzie zaprzeczała...
— Zobaczymy...
— Jest ona teraz w Conciergerie, na swoim koszcie, zanim pan zdecydujesz, do którego więzienia ma być odesłaną...
— Bardzo dobrze... Wyślij pan agenta bardzo intelligentnego, czynnego, niech zbierze wiadomości o przeszłość i przyzwyczajeniach oskarżonej; niech się dowie, gdzie bywała i kto ją odwiedzał... Zaznajomiwszy się pod zręcznym pozorem ze służącymi, nie będzie to dla niego wcale trudnem... Wiadomości te dopomogą mi rozciągnąć kontrolę nad objaśnieniami; które otrzymam z innej strony...
— Zwracam uwagę pana sędziego na znaczną ilość listów pisanych do oskarżonej przez jedną z przyjaciółek z pensyi...
— Rozpatrzę wszystko po przeczytaniu pańskiego raportu.
— Jutro rano go złożę z największemi szczegółami, zanim pan przystąpisz do badania oskarżonej...
— Jutro będę ją badał tylko dla formy i dla tego, że prawo tego wymaga... Aby prowadzić sprawę na seryo, poczekam na rezultat analiz i raportu agentów, których pan wyślesz na zwiady.
∗
∗ ∗ |
Dwa tygodnie upłynęło od czasu wypadków, któreśmy przedstawili czytelnikowi.
Honoryna de Terrys, badana pierwotnie, prosto tylko dla formy, z rozkazu sędziego śledczego została przeniesioną do więzienia św. Łazarza, do oddziału obwinionych.
Jej zwykła energia ustąpiła zupełnemu prawie upadkowi ducha. Policzki jej zapadły, oczy się zagłębiły i wzrok przygasł.
Samotność i bezczynność prowadziły za sobą zniechęcenie i rozpacz.
Honoryna miała nadzieję, że się prędko usprawiedliwi.
Jej się zdawało, że jej proste i prawe wyjaśnienia z łatwością zniweczą podejrzenia równie niecne, jak i nierozsądne.
Ale trzeba było dać te wyjaśnienia.
Otóż, od dwóch tygodni — od czasu przeniesienia do św. Łazarza — sędzia śledczy nie kazał jej używać.
Listy pisane do niego z błaganiem, aby mogła być przyjętą i wysłuchaną, pozostawały bez odpowiedzi.
Nadzorca więzienia, którego błagała o współdziałanie, oświadczył, że nic dopomódz nie może.
Panna de Terrys przestraszała się milczenia, jakie w około niej zapanowało.
Już nie wierzyła w sprawiedliwość ludzką.
Zaczęła wątpić o sprawiedliwości boskiej i jej upadek ducha stawał się z każdym dniem, i że tak powiemy, z każdą godziną, cięższym i zupełniejszym.
Jednakże p. Villeret, sędzia śledczy, najsumienniejszy z urzędników, nie pozostawał bezczynnym.
Wzywał do swego biura wszystkich, których zeznania, jak sądził, mogły rozjaśnić sprawę.
Nic nie wynagradzało powolności postępowania śledczego, gdyż z nich nie otrzymywano żadnego użytecznego objaśnienia.
Analiza dokonana przez chemika prefektury, potwierdzała pod każdym względem zdanie lekarza i zgadzała się, tak samo jak on, na otrucie.
Płyn znaleziony na spodzie szklanki używanej przez pana de Terrys, zawierał znaczną ilość trucizny.
Trucizna była najzupełniej podobna do tej, która nasycała ciało.
Wszystko przekonywało o zbrodni.
Jeden tylko punkt był niewyjaśniony.
— Nauka dowodziła istnienia i skutków trucizny użytej, ale nie mogła oznaczyć, jaka to była trucizna; — uznawała się nieumiejętną pod względem jej zdeterminowania.
Ztąd, w śledztwie, wielki kłopot.
Pan Vilhret wybadywał Filipa i wszystkich innych służących z pałacu na bulwarze Melesherbes.
Z ich odpowiedzi nie można było wyciągnąć żadnego innego wniosku prócz tego, że dziewczę samo przygotowywało napój przeznaczony dla swego ojca.
Rzecz ta, tak prosta, przybierała wielkie rozmiary w uprzedzonym umyśle sędziego i zmieniała się w jego oczach na dowód potępiający.
On nie wątpił o winie Honoryny.