Zemsta za zemstę/Tom czwarty/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zemsta za zemstę |
Podtytuł | Romans współczesny |
Tom | czwarty |
Część | druga |
Rozdział | VIII |
Wydawca | Arnold Fenichl |
Data wyd. | 1883 |
Druk | Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | T. Marenicz |
Tytuł orygin. | La fille de Marguerite |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Jednakże pani wiadomo, że majątek jej ojca był znaczny? — rzekł sędzia pokoju.
— Słyszałam o tem, lecz nie znałam cyfry majątku... — odpowiedziała sierota.
— Jak się pani zdaje, czy hrabia de Terrys zrobił testament?
— Nie wiem, lecz to mi się wydaje nieprawdopodobnem...
— Wytłómacz się pani.
— Z jakiego powodu mój ojciec miałby robić rozporządzenia testamentowe?... Byłam jego jedyną córką, a zatem naturalną spadkobierczynią, a kochając mnie tak jak on mnie kochał, nie mógł pomyśleć o usunięciu czegoś z majątku, jaki mi miał zostawić.
Honoryna wymawiała te ostatnie wyrazy w chwili gdy wchodził Filip niosący klucze.
— Chciej pani nam towarzyszyć... — rzekł sędzia pokoju. — Zaczniemy od gabinetu pana de Terrys.
Sierota udała się za urzędnikami.
Przedewszystkiem przejrzano papiery nagromadzone na biurku hrabiego.
Pomimo najstaranniejszego poszukiwania, nie znaleziono nic, coby mogło objaśnić sprawiedliwość.
Obok tych papierów znajdowało się kilka ksiąg, mających wygląd prawie handlowy.
Sędzia pokoju przewrócił kilka kart.
— To są rachunki utrzymywane przez pana de Terrys... — rzekł.
— Zapakujesz pan te rejestra i zaniesiesz, do biura pana sędziego śledczego.
— Zdejmowano dalej pieczęcie i rewidowano.
W jednej z szuflad znajdowało się dwadzieścia pięć tysięcy franków w złocie i biletach bankowych, a prócz tego papiery wartościowe na sumę cztery kroć sto tysięcy franków.
Spisano te papiery, które tymczasowo pozostały w ręku sędziego pokoju.
Honoryna zachowywała minę obojętną, oblicze posągu i to co się w obec niej działo, nie zdawało się wcale jej obchodzić.
Naczelnik wydziału śledczego i komisarz policyi nie spuszczali ż niej oka.
Jej dziwnie zimna krew wprawiała ich w niezmierny podziw.
Wkrótce pozostał tylko do zrewidowania w gabinecie czerwony szyldkretowy mebelek.
Jak nam wiadomo, sędzia pokoju w jego zamku znalazł pęk kluczy, których użył do jego otwarcia.
Zdjęto pieczęcie i przetrząśnięto szuflady.
Znajdowały się w nich papiery urzędowe i korespondencye, które dołączono do rejestrów, dla późniejszego rozpatrzenia.
Kamerdyner Filip, obecny rewizyi, smutnym wzrokiem patrzał na poszukiwania urzędników..
Gdy się zbliżono do wspomnionego stoliczka zadrżał i zawołał:
— Panie sędzio pokoju, karafka, szklanka i łyżeczka, które się znajdowały na tej tacy kryształowej gdzieś znikły...
— Wiem o tem... — odpowiedział naczelnik wydziału śledczego. — Nie kłopocz się tem.
Honory na usłyszała uwagę Filipa.
Dojmujący niepokój ścisnął jej serce.
Pomyślała:
— Ci ludzie zabrali karafkę i szklankę... — Miałażby w istocie być popełnioną zbrodnia? Ale przez kogo? W jakim celu?
Komisarz policyi ujrzał, że dziewczę zbladło.
Pierwszy to raz od początku rewizyi dostrzegł on wzruszenie na jej posągowej twarzy.
— Czy pani wiadomo, do czego jej ojciec używał tej karafki? — zapytał.
— Mój ojciec — odparła sierota — miał zwyczaj pijać trochę syropu granatowego z wodą.
— Czy ci o tem wiadomo? — zapytał naczelnik wydziału śledczego, zwracając mowę do Filipa.
— Jaknajzupełniej.
— Kto przygotowywał ten napój?
— Pan sam, albo panienka.
— Ja, prawie zawsze... — dodała Honoryna.
— Gdzie jest butelka z syropem?
— Tu... — odpowiedziała Honoryna.
I ukazała szafkę w murze ukrytą w obiciu, obok stolika szyldkretowego.
Naczelnik wydziału śledczego otworzył tę szafkę i w istocie znalazł w niej flaszkę z syropem w trzech czwartych częściach próżną.
Wziął ją, i podał jednemu z towarzyszących agentów.
W gabinecie pana de Terrys rewizya była skończona.
Przetrząśnięto kolejno pokoje jeden po drugim i rewizya nie Wydała żadnego rezultatu.
Nareszcie doszli do pokoju panny de Terrys..
Szkatułki wszelkiego rodzaju, pudełka do klejnotów i rękawiczek, były przedmiotem kilkakrotnych poszukiwań, również nadaremnych.
— Gdzie klucz od tego mebelka? — zapytał naczelnik wydziału śledczego, wskazując małą szyfonierkę z drzewa różanego, Ozdobioną płatkami z sewrskiej porcelany.
— Oto jest, panie — rzekła Honoryna wydostając z kieszeni maleńki kluczyk — ale zwracam uwagę, panów, że w tym mebelku znajduje się tylko moją korespondencya panieńska...
— Musimy się o tem przekonać...
— I owszem...
W pierwszej szufladce znajdowały się związane trochę zmiętemi niebieskiemi wstążeczkami, listy pisane do panny de Terrys i noszące stemple z Troyes.
Naczelnik wydziału śledczego otworzył jeden.
Honoryna uczuła, jak rumieniec oblewa jej czoło i gniew huczy w duszy, — miała jednak siłę, aby się powstrzymać...
— Pani byłaś na pensy i w Troyes? — rzekł naczelnik wydziału śledczego.
— Tak panie... Są to listy jednej z moich przyjaciółek, daleko odemnię młodszej i zostającej jeszcze na pensyi, którą ja od dawna opuściłam... Przyjaciółka moja nazywa się Paulina Lambert.
— Kto to jest ta panna Renata, o której się panna Lambert wyraża w sposób tak szczególny?
— Bardzo młoda jeszcze pensyonarka, przybyła po moim odjeździe, i w skutek tego zupełnie mi nieznana.
Naczelnik wydziału śledczego nachylił się do komisarza i rzekł mu do ucha:
— Idzie o dziecko. otoczone tajemnicą... Trzeba, aby sędzia śledczy przeczytał tę korespondencyę...
I zawinął listy w gazetę, którą starannie obwiązał szpagatem.
Podczas trwania rewizyi, Honoryna dwa razy tylko wyłamała się z przymuszonego spokoju.
— Czy panowie skończyli? — zapytała.
— Tak jest, pani.
— Czy wolno mi zadać jedno pytanie?...
— Bezwątpienia.
— Czy możecie mi teraz objaśnić przyczyny tego wszystkiego, co się tu dzieje, w tym domu, od wczoraj?...
— Przyczyną tego jest popełniona tutaj zbrodnia...
Panna de Terrys zbladła jak trup...
— Jakiejże natury jest ta zbrodnia? — zapytała zaledwie słyszanym głosem.
— Otrucie dokonane na osobie hrabiego de Terrys...
— Czy to otrucie jest pewnem?
— Jest ono dowiedzione.
Honoryna straciła oddech.
— Więc znacie truciciela? — mówiła dalej.
— Znamy.
— Wymieńcie go...
Pomimo rozkazu aresztowania posiadanego w kieszeni i przekonania, jakie wyrobił w swoim umyśle, naczelnik wydziału śledczego wahał się przez jedną lub dwie sekundy.
— Mówcież panowie! — powtórzyło dziewczę. — Odpowiadajcie!...
— Odpowiedź będzie okrutna...
— Będzie ona więcej niż okrutna, będzie potworna... Odgaduję ją, lecz chcę ją usłyszeć z waszych ust...
Znalezienie się panny de Terrys wydawało się urzędnikowi; szczytem bez wstydu i cynizmu..
Nie wahał się więcej.
— Mam rozkaz aresztowania, który pani dotyczy... — odparł.
— Ciałem Honoryny wstrząsnęło nerwowe drżenie. Z gardła jej wydarł się krzyk chrapliwy.
— Rozkaz aresztowania... — powtórzyła powoli. A zatem?
— Muszę panią aresztować i czynię to w tej chwili...
Nieszczęsne dziewczę, zamknęło na chwilę oczy, jak gdyby chcąc w sobie skupić wszystkie myśli.
Głowa jej opadła na piersi.
Tę swoją złamaną postać zachowała tylko przez chwilę.
— Spodziewałam się tego — rzekła. — Wiem jak sprawiedliwość jest ślepą i wiele niewinnych głów spadło w skutek jej okrutnych pomyłek. Rozpoczyna się Walka pomiędzy mną i tą ślepą sprawiedliwością. Zgoda, przyjmuję ją... Zażądam rachunku od przedstawicieli prawa za moją zniweczoną spokojność, straconą wolność, skalany honor! Straszny to do zdania rachunek, panowie! Kiedyż mam udać się za wami?
— Natychmiast.
— Czy mi panowie dacie czas do załatwienia najkrótszych przygotowań?
— Zaczekamy na panią.
— Czy mogę wziąść z sobą pieniądze?
— Nic pani nie stoi na przeszkodzić.
— Proszę panów pozostawić mnie samą na chwilę.
Urzędnicy wahając się, spojrzeli po sobie.
Honoryna spostrzegła ich spojrzenia i odgadła co się dzieje w ich umysłach.