Zemsta za zemstę/Tom szósty/XII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Zemsta za zemstę
Podtytuł Romans współczesny
Tom szósty
Część trzecia
Rozdział XII
Wydawca Arnold Fenichl
Data wyd. 1883
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz T. Marenicz
Tytuł orygin. La fille de Marguerite
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XII.

— Pomścić! — powtórzyła pani Bertin. — Czyż ty mniemasz, że będziesz w stanie to uczynić?
— Tak jest, moja ciotko... — odpowiedział Paweł.
— A to jak?
— Wynajdując prześladowców dziewczęcia które kocham i którzy jednocześnie są prześladowcami panny de Terrys... Jedź droga ciociu, jedź do więzienia Świętego Łazarza, czekaj na Honorynę, odwieź ją na bulwar Malesherbes, staraj się ją pocieszyć i powiedz jej, że ja mam pewną nadzieję wkrótce odszukać i ukarać tych, którzy ją chcieli zgubić...
Małgorzatą chciała dalej wypytywać, lecz Paweł nie dał jej na to czasu i wybiegł.
Pani Bertin wsiadła do powozu czekającego na nią na placu Pałacu Sprawiedliwości i kazała się zawieźć do więzienia Ś-go Łazarza.
Wiedząc dobrze, że jej niepozwolą wejść do wnętrza, czekała przy wejściu, znajdując, że minuty są tak długie jak wieki.
Paweł powrócił na ulicę Szkoły Medycznej i zwracając mowę do odźwiernego zapytał:
— Widziałeś panią Izabellę?
— Nie panie...
— To dziwna rzecz! — pomyślał student — ani tu ani przy ulicy Beautreillis... A nie mam czasu iść do pani Laurier, zawiadomić ją o swoim wyjeździe.
I dodał głośno:
— Ja wyjeżdżam... Nie będzie mnie w domu najwięcej dwa lub trzy dni... Jeżeliby pani Zirza, panna Renata i pan Wiktor Beralle przyjechali dziś wieczorem, to proszę im powiedzieć, żem wyjechał do Troyes i żeby się o mnie wcale nie kłopotali...
— Dobrze, panie Pawle... — przyrzekam wykonać ściśle pańskie zlecenie.
I młodzieniec wziął dorożkę L kazał jechać na dworzec kolei Wschodniej.
Przez drogę myślał sobie:
— Poznać rysopis tego Pawła Pelissiera, zbiegłego z więzienia w Troyes... Dowiedzieć się, czy nie został schwytany, oto tem się muszę przedewszystkiem zająć... Muszę wyszukać tego nędznika... On, i człowiek z ulicy Beautreillis, musieli być płatnymi wykonawcami czyjejś myśli... Jakaś piekielna woła nimi kierowała? Muszę odkryć...
Pociąg idący o godzinie wpół do szóstej, uwiózł syna Paskala Lantier do Troyes.
Wróćmy do Nogent-sur-Seine.
Zdaje nam się, żeśmy wspomnieli, iż Leopold poszedł połączyć się z Ryszardem Beralle w małym hoteliku, gdzie się zatrzymali.
Były więzień wszedł do pokoju Ryszarda.
Ten spał jeszcze.
Leopold przystąpił do łóżka i wstrząsnął pijakiem.
Ryszard się obudził.
Wyziewy wina podczas jego snu w trzech czwartych częściach się rozproszyły.
Brat Wiktora Beralle otworzył oczy i powiódł w około zdziwionym i niespokojnym wzrokiem.
Nie zatrzymał żadnego wyraźnego wspomnienia o tem co wczoraj zaszło.
Zbieg z Troyes stojąc przed nim z założonemi rękami, przyglądał mu się z uśmiechem.
Ryszard przez kilka sekund napróżno zapytywał swojej pomięci i w końcu zawołał:
— No, gdzież ja jestem?
— Jakto — odparł Lantier — czy sobie nie przypominasz?
— Nie...
— Zapomniałeś, że jesteś w Lille jako podmajstrzy u człowieka ufnego i hojnego, i że ten człowiek zapłacił wczoraj za ciebie dosyć okrągłą sumkę tysiąca trzystu franków pani Baudu, twojej przyszłej świekrze?
Ryszard wyskoczył z łóżka...
Słowa mówiącego przywiodły mu na pamięć jego gwałtowną sprzeczkę z kupcową win przy ulicy Saint-Mandé, jego projekt samobójstwa, most Bercy, wreszcie niespodziewane ukazanie się nieznajomego, który ofiarowaniem pieniędzy przeszkodził mu się utopić.
— Och! nieszczęśliwy! — wyjąkał kryjąc twarz w dłoniach. — Łotr!... nicpoń... łajdak!... Byłem pijany, jak zwykle!...
— Co dowodzi — odparł Leopold ze śmiechem — co dowodzi, że przysłowie ma słuszność, mówiąc; że Bóg czuwa nad pijakami. Tym Bogiem byłem ja, com cię chwycił za kołnierz w chwili, gdyś miał skoczyć do zimnej wody!... ja com ci ofiarował, nie pamiętam już wiele wazek gorącego wina!.. ja com ci wyrwał ów sławny cierń z nogi płacąc twoje długi, i który, nie dosyć żem uregulował twoją pozycyę względem mamy Baudu, przyrzekłem ci dać pięć tysięcy franków, jeżeli dokonasz tego, o coś my się umówili.
— A o cóżeśmy się umówili? — zapytał Ryszard zdjęty drżeniem...
— Masz dostać zapieczętowaną paczkę, w której znajdę dowody niewierności dziewczyny, którą kocham...
— Tak — rzekł pijak głucho — przypominam sobie teraz... wszystko przypominam... nie wiedziałem com czynił... Przyjąłem zbrodnicze zobowiązanie...
Leopold wzruszył ramionami.
— Cóż to, skrupuły? — zawołał — a to byłoby śmiesznem, bo gdyby nie ja, to twój trup rozbijałby się od wczoraj o krę płynącą po Sekwanie!
Ryszard zadrżał.
Zbieg z więzienia mówił dalej:
— Skrupuły! gdy jeden krok postawi cię w położeniu takiem, o jakiem nie mogłeś myśleć w najprzyjemniejszych marzeniach! No! no! wieczorem albo jutro rano mieć będziesz pięć tysięcy franków, które ci pozwolą zaślubić Wirginię razem z bratem, który zostanie mężem Stefci... Tylko trzeba zapracować na tę pieniądze!
— Zapracować... zapracować... — powtórzył Ryszard z miną niezdecydowaną.
— Zapewne.
— A więc! ja je zarobię! Obiecałem ci, że dostanę te listy i dam tobie... Dotrzymam słowa, ale któż mnie zapewni, że ty swojego dotrzymasz?
— Czy o tem wątpisz?
— Ba!... ja cię nie znam...
— I nie ufasz! to bardzo grzecznie! A czy ja nie ufam tobie, gdym ci zafurszusował pieniądze bez pokwitowania?
— Pokwitowanie, gotów jestem ci je dać...
— No! to pisz...
Leopold wyjął z kieszeni bilety bankowe, arkusz papieru stęplowego i rzekł:
— Wystaw i do summy tysiąc dwieście ośmdziesiąt siedm franków któreś mi winien, dodaj dwa tysiące franków, które ci zaliczam na rachunek przyrzeczonych pięciu tysięcy...
Podał pijakowi dwa bilety bankowe i dodał:
— Pozostałe trzy tysiące otrzymasz po doręczeniu mi listów.
Ryszard schował bilety bankowe do kieszeni.
Zbieg z więzienia położył papier stęplowy przy stojącym na stole kałamarzu.
— Pisz,.. — rzekł.
Ryszard wziął pióro i umoczył w kałamarzu.
Leopold powoli dyktował:
„Przyznaję, żem odebrał od pana Pawła Pelissier trzy tysiące trzysta franków, na rachunek sześciu tysięcy trzechset franków, które mi ma wypłacić w zamian za paczkę opieczętowaną, znajdującą się w rękach młodej panienki, zamieszkałej obecnie w hotelu hotelu pod Łabędziem krzyżowym, w Nogent-sur-Seine, którą to paczkę zobowiązuję się dostać...“
Brat Wiktora Beralle zatrzymał się.
— Ależ to jest przyznacie się do kradzieży — zawołał. — Taka deklaracya jest dostateczną aby mnie zgubić!
— Ją ci zwrócę tę deklaracyę wraz z pieniędzmi, w zamian za paczkę zapieczętowaną...
— Gdzie ta dziewczyna mieszka?
— Przecieżeś napisał... w hotelu pod Łabędziem krzyżowym przy głównej ulicy w Nogent-sur-Seine...
— Jakimże sposobem mam dostać te papiery?
— Nic łatwiejszego... W nocy, gdy dziewczyna będzie spała, otworzysz drzwi... Paczka będzie prawdopodobnie w kieszeni sukni, albo na stole... Weźmiesz i koniec... Zresztą dam ci dokładne objaśnienia i pewne wskazówki... Dokończ...
Ryszard podpisał.
— Oto jest... — rzekł podając papier Leopoldowi.
— Wybornie! Gdybym nie był osobiście znanym w hotelu gdzie stanęła moja przyszła, nie potrzebowałbym ciebie, co by mi pozwoliło zrobić porządną oszczędność... Teraz, słuchaj mnie... Nie trzeba, aby na ulicach Nogont-sur-Sęine widział nas kto razem... Zjedz sam śniadanie ną dole... Nie wesołe to, ale konięczne... Ją idę w inną stronę na śniadanie i wkrótce przyjdę tu, do tego pokoju, dokąd po śniadaniu powrócisz...
— Zgoda... Kiedyż ci listy potrzebne...
— Jak najprędzej... Pomówimy o tem po powrocie...
Leopold rozstał się z Ryszardem.
— Ten chłopak — myślał oddalając się od oberży — ma słabą głowę, naturę miękką jak glina, gotową do zbrodni i dobrego czynu i niezdolny jest oprzeć się temu, który go umiał urobić i nim owładnąć... Trzymam go, on zrobi to co ja zechcę...
Były więzień poszedł prosto do hotelu pod Łabędziem krzyżowym.
Kazał sobie podać śniadanie w małym pokoiku, oddzielonym od głównej sali szklannemi drzwiami.
Przez drzwi te mógł wszystko widzieć i słyszeć.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: T. Marenicz.