Każe stworzenie świadkiem jego pieczy,
Żadną nie gardzi które stworzył rzeczy: Kwiecia na polach, zboża na rolach, Zkądże to mają, że tak wzrastają?
W polnej lilii zkąd ta barwna szumna,
Ptastwo kto żywi choć nie mają gumna, Któż to te dziwy czyni, że niwy Okrywa trawa, czyjaż to sprawa?
Któż to rybami pozasadzał wody,
Deszcze kto daje, rosę, mróz, pogody; Słowem kto wszelkich, sprawcą tak wielkich Odmian na świecie, w zimie i w lecie?
A gdy na wszelkie rzeczy jest wzglą Boski,
Czemuż brnie człowiek w ciężkie o się troski: Bóg wszystkiem władnie, i włos nie spadnie Z głowy żadnego, bez woli jego.
Przeto postrzeż się troskami strapiony,
Wszakżeś na obraz Boski jest stworzony: Bóg niech ci będzie zawsze i wszędzie, Celem ufności w każdej przykrości.
Cóż cię odraża od ufania temu,
Który jest i chce być Ojcem każdemu: Wszystkich on zgoła wspiera, kto woła By się zmiłował, w nędzy ratował.
Masz błagające ołtarza ofiary,
Nad które Bogu nie są milsze dary: Ofiaruj siebie, w każdej potrzebie, A o zbawienie miej wprzód baczenie.
Jeśli cię mnóstwo grzechów twoich trwoży,
Oto masz takich którzy ci gniew Boży Ubłagać mogą, prośbą swą drogą W każdej potrzebie, masz takich w niebie.
Masz tam Maryję Matkę Jezusową,
Znajdziesz w potrzebach pomoc jej gotową: Gdyż tej dziewicy, Bogarodzicy, Ważna przyczyna u Boga Syna.
W sidłach czartowskich Michał cię obroni,
W szkodzie dóbr ziemskich pocieszy Antoni: W błędach Wincenty, w bólach Walenty, Józef w złej dobie przybędzie tobie.
Franciszka prośba uskramia powodzi,
Floryjan w pomoc od ognia przychodzi: Przez Izydora mocna podpora, W polnej robocie przy jego cnocie.
Idzi bydełka gospodarzom strzeże,
Iwo sieroty sprawę na się bierze: Panienek w cnocie, Mikołaj w złocie Posag wystawia, za mąż wyprawia.
Z Nepomucena w niesławie obrona,
W powietrznym morze Rocha masz Patrona: Nawet na mary, pomoc Barbary Świętym cię włoży, i cóż cię trwoży?
Jan Kanty patron nauk jest wyborem,
Kazimierz królewicz czystej drogi torem. Gdy tyle w niebie widzisz dla siebie Wsparcia, ratunku, przestań frasunku.
Wszystka moja nadzieja u Boga mojego,
Nie boję się nieszczęścia i smutku żadnego: Bóg zasmuci, Bóg pocieszy, Bo jest Panem wszelkiej rzeczy, Także i moim.
Bóg ma o mnie staranie i wie co mi trzeba,
Bóg się mną opiekuje z wysokiego nieba: Ufam w miłosierdziu jego, Że mnie pocieszy grzesznego, Mam w nim nadzieję.
Ucierpiał za nas rany Zbawiciel kochany,
Na krzyżu był rozpięty, ach mój Jezus święty: Przez niewinną mękę twoję, Odpuść Jezu grzechy moje, Pokornie proszę.
Jam stworzenie wyrodne, mój najświętszy Panie,
Niech twoje miłosierdzie dziś się ze mną stanie: Odpuść Jezu moją winę, Dodaj łaski niech nie ginę, Grzesznik, niegodny.
Sierota ja mocny Boże bez twojej opieki, Jeśli mnie ta nie wspomoże, sierotam na wieki.
W twojej ręce wszechmogącej szczęścia mego losy, Który spuszczasz dla pragnącej ziemi deszcz i rosy.
Dajesz na dzień jasność słońca i jego promienie,
I oświecasz przez miesiąca świetność, nocne cienie. Ty sam poskramiasz żywioły przeciwne na świecie, Niebieskiemi rządzisz koły i w zimie i w lecie.
Choć przysypiesz ziemię śniegiem i zamrozisz wody,
Pomkniesz słońca szypkim biegiem, zginie śnieg i lody. Ciepłej wiosny wracasz przyjście odmianą widoczną, Polom trawę, drzewom liście, sprawiasz barwę roczną.
Wydajesz korzyść niezmierną w życiu człowiekowi,
Z kwiatów owoc, z kłosów ziarno, plenność oraczowi. Płynie lato mlekiem, miodem, jesień w obfitości, O! jak jawnym są dowodem twojej Opatrzności.
Szczodrobliwą ty otwierasz rękę dla stworzenia,
I nigdy jej nie zawierasz nam dla pocieszenia. Sypiesz manny, mnożysz chleby, dajesz wody w suszy, Opatrujesz nam potrzeby dla ciała i duszy.
Choć poglądasz z tak daleka z wysokiego nieba,
Przecie patrząc na człowieka, wiesz czego mu trzeba. Karmisz, poisz, przyodziewasz i sam jesteś wszędzie, Czego człeku nie dostaje, od ciebie nabędzie.
Twoje dary są w tym skutku które myśl pożąda,
Człowiek pociechy w swym smutku od ciebie wygląda. Ty po wojnie pokój złoty kiedy chcesz przywracasz, Ty uśmierzasz przykre słoty, w pogody obracasz.
Wodne ryby, leśne zwierze i powietrzne ptastwo,
Z twojej ręki żer swój bierze twoją żyje pastwą. Cokolwiek się tylko rusza i co w ziemi kryje, Wczemkolwiek jest żywa dusza, twoją łaską żyje.
Boże! który wszystkie rzeczy rządzisz i sprawujesz,
Co mizerny stan człowieczy żywisz, opatrujesz: I o mnie też o mój Panie! wiedz z twojej litości, Miej opatrzność i staranie w życiu i w wieczności.
Niech się mną co chce stanie, Wszystko chętnie ja przyjmuję,
Co chcesz to czyń ze mną Panie, Na wszystko się ofiaruję. Mam to z wiary żem twe dziecie, Tyś mój Ojciec ukochany Co chcesz rozkaż na tym świecie, Chcę na rozkaz być poddany.
Niech mnie krzyż, strapienie truje, Niech mnie ścisną wsze przygody,
Ja twą rękę ucałuję, Która nie chce mojej szkody: Owszem pożytku, którego Potrzebuje dusza moja, I ja skłaniam się do tego, Bądź o Boże! wola twoja.
Niech mnie ścisną bole, męki, Wszak to zsyła dobroć święta
Twoja? której składam dzięki Za to, że o mnie pamięta. Choćby największe boleści, Miała znosić siła moja; Miłe będą w tej powieści: Bądź o Boże! wola twoja.
Z burzy deszcze niech spadają, Grzmoty, grady i błyskanie,
Niech mi ludzie urągają, Tylko ty błogosław Panie. I lubo się tem koniecznie Brzydzi zła natura moja, Rzeknę westchnąwszy serdecznie: Bądź o Boże! wola twoja.
Niech mnie obmowisk niedola Spotka, ja o to nie stoję:
Kiedy taka twoja wola, Gotów jestem, ni się boję. Gorzki to napój lecz zdrowy, Wypije go dusza moja; Osłodziwszy temi słowy: Bądź o Boże! wola twoja.
Sprobuj nędzą, doświadcz głodem, I z tego się nie wymawiam;
Wszystko mi się staje miodem, Dobroć twą i w tem wysławiam: Tylko stań przy moim boku, Który jesteś żywność moja, Nie ustąpię ani kroku. Bądź o Boże! wola twoja.
Niech źli ludzie moją sławę Czernią, i szydzą z stąpienia:
Twojej woli zdam tę sprawę, Dosyć dla mnie pocieszenia: Byleś ty był przyjacielem, Który jesteś ufność moja; Westchnę z płaczem i weselem, Bądź o Boże! wola twoja.
Chcesz abym był zapomniony, Póki żyję w nikczemności,
Bylebym mógł być zbawiony, Dosyć dla mnie szczęśliwości: Wiem, że zasłużyły na to, Grzechy i nikczemność moja, Westchnę, dziękując ci za to, Bądź o Boże! wola twoja.
Choć napełnisz serce smutkiem, Bojaźnią, strachem, goryczą;
Twojej to jest woli skutkiem, Gorycz staje się słodyczą. Sprawisz w sumieniu trwożenie? Kwiląca się tkliwość moja, Przyjmie to za napomnienie, Bądź o Boże! wola twoja.
Niech mi krewni umierają, Rodzice i przyjaciele,
Dobrodzieje opuszczają, Ja i o to nie dbam wiele: Tyś sam Ojcem, siostrą, bratem, Ty pociecha jesteś moja; Ty chcesz tak, więc dosyć na tem, Bądź o Boże! wola twoja.
Czy mnie dotkniesz rózgą gniewu, W ostatniej życia godzinie;
Siecz choćby do krwi wylewu, Niech mnie tylko piekło minie. Aż do grobowej mogiły, Nie ustanie dusza moja Wołać, wzdychać z wszystkiej siły, Bądź o Boże! wola twoja.
Wiara mi cierpliwość daje, W obietnicy twojej Boże:
Ta mi zaręczeniem staje, Ta mnie omylić nie może. Wszystko razem niech zniszczeje, Nie ustanie ufność moja; Co chcesz niech się ze mną dzieje, Bądź o Boże! wola twoja.
Krzyża mierzyć wiem nie trzeba, Tylko jaki ześlesz przyjąć;
Krzyż twój kluczem jest do nieba, Którego ja nie chcę minąć. Sił pod krzyżem gdy zbrakuje, Medycyna będzie moja; Spojrzę w niebo, krzyż całuję, Bądź o Boże! wola twoja.
Bym się poddał twojej woli, Wszystkobym sobie osłodził;
Ciesząc się rzekłbym w niedoli: Szczęśliwym żem się narodził. Rzucę ziarno cnót co żywo, Które zbierze dusza moja, Przez obfite w niebie żniwo, Bądź o Boże! wola twoja.
Jużem gotów, więc o Panie! Mojej woli dodał mocy;
Chcę na twoje rozkazanie, Cierpieć krzyże we dnie w nocy. Ty wprzód idziesz z krzyżem twoim, Zapatrując się na ciebie, Wślad za tobą pójdę z moim, Odpoczniemy razem w niebie.
O bezdenna miłości, Jezu mój kochany!
Podjąłeś śmierć zelżywą i okrutne rany,
Wisząc za grzechy nasze na tym krzyżu srogim,
Ubłagałeś nam Ojca, okupem swym drogim.
Stałeś mu się posłusznym do śmierci krzyżowej,
W nadgrodę nieposłusznej woli Adamowej:
Nie mam ci czem odwdzięczyć tak wielkiej miłości,
Darujęć wolę moją teraz i w wieczności.
Chcę tobie być we wszystkim posłuszne stworzenie,
Odrzucam moje własne chcenie i niechcenie:
Wola twoja najświętsza niech we mnie panuje,
W miłych, w przeciwnych rzeczach zawsze kontentuje.
Chcesz ażebym chorował, albo też był zdrowy,
Ja z miłości ku tobie na wszystko gotowy:
Chcesz wrzodami obsypać jak Joba drugiego,
Proszę cię o cierpliwość jaka była jego.
Dopuścisz wnętrzny ucisk, na serce oschłości,
Utrapienia, pokusy, zewsząd przeciwności;
A w tem nie dasz pociechy, ni z ziemi ni z nieba,
Wyznam: żem nie jest godzien Ojcowskiego chleba.
Wsadzisz na stół albo też wrzucisz mnie pod ławę,
W oczach ludzkich poniżysz i odbierzesz sławę;
Chwała tobie za wszystko wiekuisty Panie,
I co jeszcze więcej chcesz, niech się ze mną stanie.
Wszak ty jeśli zasmucisz, to też i pocieszysz,
Ty każdemu w nieszczęściu na ratunek spieszysz:
Ty dajesz, ty odbierasz, wolno ci jak Panu,
Ty znasz co komu trzeba podług jego stanu.
Nic mnie złego nie potka, ani spotkać może,
Z woli twojej najświętszej dobrotliwy Boże:
Rzucajże mną jako chcesz, ja jak strzała lecę,
Oddając się na wieki twej świętej opiece.
Kiedy każesz umierać, śmierci się nie boję,
W bok twój dla mnie otwarty, skryję duszę moję:
Podziejże ją kędy chcesz o Boska mądrości!
Bylem cię zawsze kochał, teraz i w wieczności.
Postrzeż się z rozumu obrany, Coć się twemu oku podoba?
Temperuj zatopiony umysł, Boć ta prędko zniknie ozdoba: Dziś jednych dekret Boski grzebie, A jutro wypadnie na ciebie, Niechybnie, strzeż się z tej przyczyny, Bo nie wiesz dnia ani godziny.
Dziś twój dzień i szczęśliwe żniwo, Pracuj przy zbawiennej pogodzie;
Niepewne jutrzejsze zbawienie, Cóż ci żal pomoże po szkodzie? Masz jutro piekło zalać łzami, Lepiej dziś kilką kropelkami, Które są w tej u Boga cenie, Żeć mogą przywrócić zbawienie.
Posłuchaj innych narzekania, Którzy tutaj rozwięźle żyli;
Wiek długi obiecując sobie, Tej nadziei co i ty byli: Bezpieczność w tej mierze zawodna, Wielkiego użalenia godna; Bo znagła ta przypadła trwoga, Że nie przyszło wspomniećnawspomnieć na Boga.
Ej! gdyby jeden z twych kompanów Który z łaski Boskiej wyzuty,
Mógł jeszcze powrócić do życia, Jakiejby nie czynił pokuty! Pewnieby zaszedłszy w pustynie, Dni jego w krwawej dyscyplinie, I postach były przepędzone, Nadgradzając czasy stracone.
Niechże te piekielne pożary, Które ci w wieczności dogrzeją,
Strumienie serdecznego żalu Łez gorzkiego z oczu twych wyleją: Niechaj krew sędziego i Pana, Na krzyżu za ciebie wylana, Przy zgonie szacunku dodaje, Czego ci z twych zasług nie staje.
Nie trwóż się, ani też desperuj, Że w grzechowej jesteś malignie;
Oddaj się w opiekę Maryi, Ona cię z tej toni wydźwignie. Wiesz dobrze że jej nie nowina, Za nami błagać swego Syna: Najwięksi grzesznicy doznali, Którzy jej na pomoc wzywali.
Credo in te, spero in te, O mi Deus! amo te. Auctoratus ego Christo, Credo totum et admitto, Quidquid proponit credendum, Vera fides ad tenendum. In hac fide, isthac in spe Et amore, firma me.
Credo in te, spero in te, O mi Deus! amo te. Unum Deum Trinitate, Trinitatem unitate Comprehensam, sanctè colo, In hoc cultu mori volo. In hac fide etc.
Credo in te, spero in te, O mi Deus! amo te. Æquus vindex es malorum, Remunerator bonorum, Omnipotens, omniscius, Cuncta librans, verè pius. In hac fide etc.
Credo in te, spero in te, O mi Deus! amo te. Humi natum, incarnatum, Credo pro me morti datum, Ut me infirmum sanares, Dirè vinctum liberares. In hac fide etc.
Credo in te, spero in te, O mi Deus! amo te. Ope tua confirmatum, Spero me fore beatum: Potes enim et vis verè Quidquid promittis implere. In hac fide etc.
Credo in te, spero in te, O mi Deus! amo te. Amo te ut summum bonum, Amo super omne donum:
O si possem sat effari, Quod te amem, sat testari. In hac fide etc.
Credo in te, spero in te, O mi Deus! amo te. Doleo ob te offensum; En contriti cordis sensum: Malo more quam peccare, Aut te posthac irritare. In hac fide etc.
Wszystko co oko człowieka pod słońcem,
Dzisiaj czy jutro, czy przed lat tysiącem,
Istnącem widzi, wszystko jest od ciebie, Ojcze nasz Boże który jesteś w niebie.
Istnącem widzi, wszystko jest od ciebie, Ojcze nasz Boże który jesteś w niebie.
Człowiek śmiertelny twej potęgi Panie,
Ni piórem skreślić, ni wymówić w stanie;
Czemże nadgrodzi nieudolność swoję?
Oto wołając: Święć się Imie twoje.
Widzisz o Panie, jak przez żywot cały
Dążę do ciebie, tęschnię do twej chwały,
I codzień stwierdzam to pragnienie moje,
Owemi słowy: Przyjdź królestwo twoje.
Choć mię dotyka twa prawica w życiu,
Na zdrowiu, sławie, fortunie i byciu;
Słodko mi wyrzec ze sprawiedliwemi: Bądź wola twoja w niebie i na ziemi.
Hojną twą rękę uznajemy Panie,
Z której gdy sypiesz, wszystko się dostanie;
Z ufnością tylko wołać nam potrzeba: Dajże nam dzisiaj powszedniego chleba.
Ciężarem grzechów jęczym przywaleni,
Nie prędzej wszakże będziem uwolnieni,
Aż wejrzyć raczysz Panie na twe syny, Odpuścić jak my odpuszczamy winy.
Świat, czart i ciało, swojemi ponęty,
Wtrącić nas pragną w piekielne odmęty:
Miej litość Boże na twoje stworzenie, A odwiedź od nas złego pokuszenie.
Służyć ci wiernie pragniem dobry Panie,
Lecz ciało słabe, duszy sił nie stanie:
Wskaż więc nam drogę przykazania twego,
Wzmacniaj w nas cnotę, a zbaw odezłego.
Zdrowaś Maryja.
Matko wszechwładcy i niebian Królowa,
Kiedy twój obraz myśli się nawija,
Z słodkiem uczuciem powtarzamy słowa,
Posłańca niebios: Zdrowaś bądź Maryja.
Do ciebie Pani udawać się mamy,
W tobie pociecha i ufność zupełna,
Słusznie Królową i Matką cię znamy,
Bo wszystko możesz będąc łaski pełna.
Ojciec cię zowie Córą ukochaną,
Syn Boski matką i panien ozdobą,
Oblubienicą Duch niepokalaną,
Słowem, ty z Bogiem, a Pan Bóg jest z tobą.
Drogiemiś Pani dary zbogacona,
Podobnej nie ma między ziemianami,
I nad Cheruby jesteś wywyższona, Błogosławionaś między niewiastami.
Źródło łask wszelkich, Panno uwielbiona!
Wydałaś światu, bo Syna Boskiego;
Świętą też jesteś od narodów czczona, Świętym jest owoc żywota twojego.
Gdy mnie nędznego tułacza tej ziemi,
Dręczy frasunek, albo miesza trwoga;
Wspieraj mnie silnie modłami twojemi, Święta Maryja Matko mego Boga.
Potomki słabej natury Adama,
Ubodzy w cnoty, w złość obfitujemy,