<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Życie jenerała Tomasza Dumas
Podtytuł Wydane przez syna jego
Wydawca Nakładem S. M. Merzbacha
Data wyd. 1853
Druk J. Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Mes Mémoires
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.

Nowo zaciągnięty wstąpił do swego pułku, załogującego w Laon, w końcu czerwca 1780 roku.
Ojciec mój miał wtenczas lat 24 i był tak urodnym, że mało jemu podobnych widziano. Płeć ciemna, oczy piwne, powłóczyste, nos prosty, przymioty właściwe tylko mieszańcom ras indyjskiéj i kaukazkiéj; zęby białe, usta powabne, szyja wybornie osadzona na potężnych ramionach, i pomimo wzrostu, wynoszącego pięć stóp i dziewięć cali, ręka i noga kobiece. Noga mianowicie przywodziła do rozpaczy jego kochanki, bo rzadko się zdarzało, żeby nie mógł obuć ich trzewiczków.
Swoboda, w któréj żył w osadach, rozwinęła nadzwyczajnie jego zręczność i siłę. Był z niego prawdziwy jeździec amerykański, prawdziwy gaucho. Z fuzyą i pistoletem w ręku dokazywał cudów, których mu zazdrościli St. Georges i Junot. Siła jego przeszła u armii w przysłowie. Nie raz, w pułku jeszcze będąc, podjeżdżał w maneżu pod belkę, chwytał ją oburącz i scisnąwszy nogami konia, podnosił go niemi w powietrze.
Widziałem i przypominam to sobie z całém zdumieniem wieku dziecięcego, jak zgiąwszy nogę postawił sobie na niéj dwóch ludzi i z nimi przeskakał na jednéj nodze w okół całego pokoju. Widziałem, jak w chwili bólu uchwycił laskę średniéj grubości obu rękami, i formalnie ją rozerwał, zakręcając jedną ręką w prawo, drugą w lewo. Przypominam sobie także, że wyjeżdżając raz z zameczku des Fossés, gdzieśmy mieszkali, zapomniał zabrać z sobą klucza od rogatki, wysiadł więc z kabryoletu, pochwycił za belkę poprzecznią, i za drugiém czy trzeciém wstrząśnieniem wywalił kamień, w który była osadzona.
Doktor Férus, który służył pod moim ojcem, opowiadał mi, że mając lat 18, został wysłany do armii alpejskiéj jako pomocnik chirurgiczny. Wieczorem tegoż dnia kiedy przybył, przypatrywał się przy ogniu biwaku żołnierzowi, który okazywał dowody wielkiéj siły, tém np. że kładł palec w lufę karabina, i podnosił go nie ręką, ale wyprężywszy palec.
Mężczyzna otulony płaszczem wmięszał się między widzów i przypatrywał jak inni. potém uśmiéchnął się, zrzucił płaszcz z siebie i wystąpił na środek.
— To dobre, powiedział. Ale teraz przynieście cztery karabiny.
Usłuchano, bo to był naczelnie dowodzący.
Następnie włożył swoje cztery palce w cztery lufy i podniósł cztery karabiny z takąż samą łatwością, jak ów żołnierz podnosił jeden.
— Otóż tak się robi, rzecze, kiedy kto chce popisać się siłą.
Férus, który mi opowiadał tę anekdotę, należał jeszcze do ludzi, pojmujących taką dzielność.
Ojciec Moulin, murgrabia pałacu królewskiego, gdzie zabito jenerała Bruno, w Avignon; ojciec Moulin, który sam był tak silny, że w dzień zamordowania marszałka broniąc go, uchwycił jednego z morderców za żebra (to jego własne wyrazy) i wyrzucił go oknem; ojciec Moulin opowiadał mi, że kiedy służył pod mym ojcem we Włoszech, wyszedł rozkaz dzienny, zabraniający wychodzić żołnierzom bez pałasza, a to pod karą 48 godzin aresztu.
Powodem do tego rozkazu dziennego były częste zabójstwa, popełniane na żołnierzach.
Ojciec mój jechał konno i spotkał ojca Moulin, który w owym czasie był silnym i słusznym młodzieńcem 25-letnim.
Nieszczęściem silny ten i słuszny młodzieniec, nie miał wówczas pałasza przy boku. Spostrzegłszy mego ojca, puścił się pędem, aby dobiedz do domu przechodniego; ale i mój ojciec spostrzegł uciekającego, domyślił się przyczyny jego pośpiechu, spiął konia ostrogami, dogonił, i krzyknąwszy: Hultaju! toż chcesz, aby cię zamordowano! schwycił go za kołnierz munduru, podniósł z ziemi w górę, i nie zwalniając, ani przyspieszając pochodu konia, poniósł go w swej dłoni, jak jastrząb jaskółkę, do najbliższéj straży, i tu dopiero porzucił z rozkazem: Czterdzieści-ośm godzin aresztu dla tego hultaja!
Ojciec Moulin odsiedział te 48 godzin aresztu, ale te 48 godzin aresztu nie tyle wydawały mu się długiemi, ile owe 10 minut, przez które był w ręku jenerała.
Zręczność myśliwska ojca mego wyrównywała sile. W Alpach, gdzie, jak to zobaczymy, dowodził naczelnie, słyszałem od starców, co z nim polowali, opowiadania prawie niepodobne do wiary o szybkości i trafności jego strzałów.
Pierwsze wypadki rewolucyi przeminęły bez udziału mego ojca. Ukonstytuowało się zgromadzenie narodowe, Bastylla runęła w gruzy, Mirabeau spotężniał, zagrzmiał i umarł, a przez ten czas ojciec mój prosty żołnierz, potem wachmistrz, załogą stał na prowincyi.
Około r. 1790 odkomenderowany do Villers-Cotterêts, poznał moją matkę i ożenił się z nią 29 listopada 1792.
Tymczasem rewolucya wzmogła się we Francyi, a za granicą powstała koalicya. Dnia 27 sierpnia 1791, w cztery dni po pierwszém powstaniu murzynów na St. Domingo, Leopold I cesarz niemiecki i Fryderyk-Wilhelm II król pruski, zjechali się w Pilnic, i w obecności pana de Calonne, byłego ministra, tudzież pana de Bouille, znanego ze sprawy Szwajcarów w Nancy, ułożyli oświadczenie następujące:
„Najj. monarchowie wysłuchawszy przedstawienia braci króla, tudzież uważając położenie, w jakiém zostaje obecnie król Francyi, za przedmiot sprawy całą Europę obchodzącéj, tuszą, że mocarstwa o pomoc wezwane nie uchylą się od użycia wspólnie z podpisanymi monarchami najskuteczniejszych kroków, stosownie do sił swoich, ku postawieniu króla Francyi w możności utwierdzenia podstaw rządu monarchicznego, stosownych do praw monarszych, odpowiednich dobru narodu francuzkiego. W takim razie rzeczeni monarchowie, cesarz niemiecki i król pruski, postanowili działać szybko w porozumieniu wzajemném i z potrzebną silą, celem dojścia do pożądanéj mety, i wydadzą wojskom rozkazy wyruszenia w pole.
Te kilka wierszy rozpaliły w Quievrain pożar, który przygasł dopiero pod Waterloo.
Dnia 14 stycznia 1702 uchwała zgromadzenia narodowego wezwała króla Ludwika XVI, aby imieniem narodu zażądał od cesarza tłumaczenia; dzień 10 lutego był oznaczonym terminem odpowiedzi; gdyby do dnia tego nie nadeszła, milczenie cesarza po oświadczeniu Pilnickiém uważać się miało za zerwanie traktatów z r. 1750 i za krok nieprzyjacielski.
Dnia 1 marca, cesarz Leopold umarł, mając lat 45, a po nim nastąpił syn jego Franciszek.
Nie dano dostatecznéj odpowiedzi, wojska wyszły na granicę; pułk dragonów królowéj, w którym ojciec mój ciągle służył, a od 10 lutego 1792 w stopniu wachmistrza, dostał się pod rozkazy jenerała Beurnonville.
Pierwszą sposobność odznaczenia się miał ojciec mój w bitwie pod Maulde. Dowodząc jako wachmistrz podjazdem z czterech dragonów, spotkał niespodzianie patrol nieprzyjacielski, złożony z 12 strzelców tyrolskich i kaprala. Spostrzedz i pomimo niższości liczebnéj dać rozkaz do uderzenia, było dziełem jednéj chwili. Tyrolczycy zmięszani nagłém natarciem, cofnęli się na małą łączkę, otoczoną rowem dość szerokim, dla wstrzymania zapędu jazdy. Ale mój ojciec, jak powiedziałem, był doskonałym jeźdzcem, i miał konia rasowego, którego nazywał Józefem. Podjąwszy cugle, spiął ostrogami Józefa, przesadził rów jak niegdyś Montmorency, i wpadł między trzynastu strzelców, którzy odurzeni taką śmiałością, złożyli broń i poddali się. Zwycięzca zebrał w wiązkę trzynaście karabinów, położył je na łęku swego siodła, rozkazał trzynastu jeńcom podejść do swych dragonów, którzy z wzniesionemi do góry szablami stali w gotowości z drugiej strony nieprzebytego dla nich rowu, i przesadziwszy na ostatku rów, poprowadził niewolników do obozu.
Rzadko się zdarzało brać jeńców w owéj epoce. Ukazanie się czterech ludzi wiodących trzynastu niewolników, sprawiło w obozie wielkie wrażenie. Odwaga, którą okazał młody wachmistrz, narobiła hałasu; jenerał Beurnonville kazał go sobie przedstawić, posunął na kwatermistrza, zaprosił do siebie na obiad i wymienił jego nazwisko w rozkazie dziennym.
Byłto pierwszy drobny listek sławy, która późniéj opromieniła imie Aleksandra Dumas, przybrane przez syna markiza de la Pailleterie.
Od téj chwili jenerał Beurnonriile powziął dla mego ojca życzliwość, którą na wieki zachował i mawiał, gdy mój ojciec był na służbie w kwaterze głównéj:
— „Téj nocy będę spał spokojnie, bo Dumas czuwa przy nas.“
Byłto czas zaciągania się ochotników; Francya stawiła światu widok bezprzykładny.
Nigdy jeszcze naród nie był tak bliskim zguby, jak Francya w r. 1792.
Xerxes na skale Salaminy mniéj był pewnym Aten, chroniących się na flotę Temistoklesa; Ludwik XIV u bram Amsterdamu mniéj był pewnym Hollandyi, szukającéj zbawienia w zatopieniu się, aniżeli król Fryderyk Wilhelm pewnym był pod Longwami i w Werdunie, że już trzyma Francyą.
Francya uczuła rękę, którą ku niéj smierć wyciągała, potężnym a straszliwym rzutem rozdarłszy ogarniający ją całun, wyrwała się z grobu.
Wszyscy historycy całą tę epokę odnoszą do Paryża; zdawałoby się, że Paryż wszystko zrobił, że z Paryża tylko wyszły zbrojne zastępy na granice.
Rzeczywiście Paryż z swemi biurami zaciągów wojskowych, rozłożonemi po publicznych placach, Paryż z swymi rekrutownikami, obchodzącymi dom koło domu, Paryż z grzmotem dział, hukiem bębnów, biciem dzwonów, i proklamacyami o niebezpieczeństwie ojczyzny, Paryż z wielką chorągwią zgrozy, powiewającą z okien ratusza, Paryż ogromnym głosem Dantona wołający: do broni! Paryż wiele uczynił; ale prowincya niemniéj uczyniła, jak Paryż, a nie miała tak strasznych dni, jak 2gi i 3ci września.
Dwa departamenta Gard i Wyższéj Soany, wystawiły same aż dwie armie.
Dwóch ludzi swoim tylko kosztem uzbroiło i uekwipowało każdy po szwadronie jazdy.
Jedna wieś oddala się cała od pierwszego do ostatniego mężczyzny, a oddając się, złożyła nadto summę 300,000 franków.
Matki oddały więcéj niż wszystkie pieniądze, oddały więcéj niż siebie, bo dały swych synów, a to był drugi połóg, straszliwszy, boleśniejszy, bardziéj rozdzierający od pierwszego.
Ośm kroć sto tysięcy ludzi stanęło w szeregach. Francya, która ledwie się zdobyła na zebranie jednéj armii by bronić Termopylów argońskich, by wygrać bitwę pod Valmy, w rok potém miała dwanaście armij i ruszyła w pochód na zdobycie świata.
Co chwila przybywał na linią bojową jaki nowy pułk, o którego istnieniu nic nie wiedziano, który nigdzie nie miał swych kadrów.
Powstał wczoraj, a dziś nieuzupełniony jeszcze, szedł już na nieprzyjaciela.
Saint Georges został mianowany pułkownikiem legionu jazdy Amerykan południa.
Boyer utworzył pułk huzarów.
Obadwaj znali mego ojca, obadwaj pragnęli go mieć pod swemi rozkazami.
Saint Georges wziął go pierwszy na podporucznika dnia 1 września 1792.
Nazajutrz Boyer ofiarował mu porucznikostwo.
Nareszcie Saint Georges, który. się uparł pozyskać go, wyrobił mu stopień pułkownika 10 stycznia 1793.
Objąwszy rzeczywiście dowództwo pułku, b Saint Georges niełakomy ognia pozostał w Lille, aby czuwać nad uzupełnieniem organizacyi swego oddziału i przehulać pieniądze, które mu były powierzone na kupno broni; ojciec mój ujrzał przed sobą obszerne pole do okazania odwagi i znajomości sztuki wojennéj. Szwadrony wyćwiczone przez niego przytaczano jako przykład dobrego ducha i wybornej postawy; ciągle były one w ogniu, nie było ani jednéj potrzeby w obozie de la Madeleine, do którejby one nie należały i nie pozostawiły zaszczytnego wspomnienia, częstokroć listka sławy.
Raz pułk ten był w przedniej straży i starł się nagle z pułkiem holenderskim ukrytym w żytach; w owym kraju wyrastają one na wysokość chłopa. Zasadzkę zdradziło poruszenie sierżanta, który stojąc o 15 kroków od mego ojca, wymierzył w niego karabin.
Spostrzegł to poruszenie mój ojciec, a wiedząc że w takiéj bliskości sierżant chybić go nie mógł, dobył z olstra pistoletu i wystrzelił z taką nagłością i szczęściem, że kula przedziurawiła na wylot lufę karabina.
Strzał ten był hasłem do świetnej szarży, w której pułk holenderski rozsiekano w kawałki.
Mój ojciec wynalazł na pobojowisku ów karabin z przestrzeloną lufą; trzymała się w całości tylko małym kawałkiem żelaza z prawéj i lewéj strony. Przeszedł on w moje posiadanie i miałem go długo, aż mi go ukradziono przy przeprowadzeniu.
Pistolety, które dokazały tego cudu trafności, były darem mój matki i wyszły z pracowni Lepaża. Późniéj nabyły one pewnéj sławy w armii włoskiéj; powiémy w swojém miejscu przy jakiéj sposobności.
Dnia 30 lipca 1793 r. ojciec mój otrzymał nominacyą na jenerała brygady w armii połnocnéj.
Dnia 3 września tegoż roku mianowany został jenerałem dywizyi w tejże armii.
Nareszcie w tydzień potém jenerałem naczelnym w zachodnich Pyreneach.

lak więc w przeciągu 20 miesięcy z prostego żołnierza doszedł do jednego z najwyższych stopni armii.
Jako jenerał brygady, mój ojciec poszedł pod rozkazy Klebera przy oblężeniu Mastrychtu; ale krótko pod nim zostawał, późniéj jednakże w Egipcie, zawarł z nim ścisłą przyjaźń.
Mianowany jenerałem dywizyi 3 września, dostał dowództwo w zachodnich Pyreneach, a w ośm dni później minister wojny Bouchotte, zawiadomił go o tém jak następuje:
„Paryż 44 września 4703 roku II republiki jednéj i niepodzielnéj.

„MINISTER WOJNY.
DO OBYWATELA DUMAS, JENERAŁA DYWIZYI
W ARMII PÓŁNOCNEJ.

„Uprzedzam cię jenerale, że tymczasowa rada wykonawcza, polegając na Twym patryotyzmie, odwadze i doświadczeniu, zamianowała cię naczelnie dowodzącym w armii Pyreneów zachodnich, osieroconej po śmierci Delbequa. Konwent narodowy zatwierdził tg nominacyą, a ja pospieszam przesłać ci Twój list służbowy, wzywając abyś bez zwłoki udał się na miejsce przeznaczenia.
„Nominacya ta poda ci nową sposobność do okazania Twego poświęcenia dla sprawy publicznéj i do zgniecenia wrogów; duch którym się dotąd odznaczałeś jest pewną rękojmią, że nic będziesz żadnego oszczędzał.

„Bouchotte.“

Dnia 24 wręczono mu instrukeye.
Przepisujemy je tutaj, bo zdają się nam być ważne z téj miary, że chociaż wychodzą bezpośrednio od rządu rewolucyjnego, w epoce jego najrewolucyjniejszéj, to jest 24 września 1793 r., nie zalecają żadnego z kroków surowych, których się po departamentach dopuszczali reprezentanci ludu; pochodzi to ztąd, że ciż reprezentanci ludu mieli instrukcye osobne i że wojskowym pozostawiono odegranie najpiękniejszych ról w tej krwawéj tragedyi.
Obaczmyż jaką rolę przepisano ojcu memu.

„Pyrenee zachodnie.

„Paryż 24 Września roku II.

NOTY DLA JENERAŁA ALEKSANDRA DUMAS.

„Armia Pyreneów zachodnich składa się według artykułu 2 uchwały z dnia 30 kwietnia 1^793, z sił republiki rozłożonych na granicach i warowniach lub portach w całem nadrzeczu lewem Garonny, które obejmuje departamenta Niższych Pyreneów, Wyższych Pyreneów, Landes i Gers, tudzież wszystkie ziemie leżące po lewym brzegu Garonny, w departamentach Wyższej Garonny, Lot i Garonny, i Girondy.
„Jenerał winien udać się z pospiechem z Bajonny do Bordeaux. Przejeżdżając zapozna się tam z reprezentacyą ludu, władzami i naczelnikami wojskowymi. Porozumić się z nimi o wszystko, co się tyczy obrony i spokojności ziem rzeczpospospolitéj, objętych jego dowództwem, tudzież najstosowniejszego użycia rekwizycyi, które powinny być odstawione w miejsca naznaczone przez reprezentantów ludu.
„Przybędzie jak najprędzéj do Saint-Jeande-Luz, które jest jego główną kwaterą. Wybada ściśle swój sztab główny i wyższych urzędników w rozmaitych wydziałach armii.
„Każe sobie każdemu z nich zdać wszelką sprawę i wiadomość co do właściwego wydziału.
„Każe sobie przedłożyć wszystkie księgi porządku, plany, karty i memoryały tyczące się obrony granic i pobrzeży. Wysłucha naczelnika inżynieryi i inne osoby biegle.
„Rozpatrzy obozy, leże i posterunki, celem utrzymania jednolitości i akuratności koniecznéj w służbie. Rozpozna wąwozy, ostoje lub przejścia najbardziéj uczęszczane; gdyby były zajęte przez Hiszpanów, przemyśliwać będzie nad sposobami wypędzenia ich z takowych i opanowania, jeżeli to będzie militarnie dobrem i możebnem bez narażenia żołnierzy.
„Teraźniejsze ich stanowisko jest następujące:
„1. W Saint-Jean-de-Luz, 12,000 ludzi, których straż przednia jest w Uruges, a forpoczty rozciągają się od Trouber en Borda do Coulin Baita.
„Korpus czynny stoi przed warownią Socota miasta Saint-Jean-de-Luz, na wyżynach La Chapelles Boudagain, Belchesea, aż do rzeki Nivelle.
»Zadaniem téj dywizyi jest trzymać nieprzyjaciela na wodzy z tamtéj strony Bidassoi i bronić wąwozu Beza.
„2. Dywizja Serres i Saint Pée, z 4 do 5000 ludzi, rozłożona jest w Ascain, Serres, Saint Pée i Ainhoevé; jéj forpoczty zasłaniają Helbaren i Notre-Dame-de-bon-secours.
„Broni wstępu do Francji przez Zugarro, Murdi i Ordache i niepokoi nieprzyjaciela na płaszczyznie Bartan; tym końcem należałoby posiać wojsko do Sauzarde, Espelette i Itassu.
„3. Dywizja Saint-Jean-Pied-de-Port, około 10,000 ludzi, Zz których dwa bataliony i 2 kompanie baskijskie są w Baygorry, aby bronić téj doliny, a jeden batalion w Anhaie; reszta zasłania miasto, które jest duktem bardzo, ważnym; prócz tego zagraża nieprzyjacielowi w dolinie Bastan i na gościńcu Pampeluńskim przez Ronceveaux.
„4. Dywizya leż Poańskich obejmuje Pau, Navarreins, Oleron, Basse-Burie, doliny Baretoux, Aspect, Onan, Avar i Saint-Savin.
„Dywizya ta składa się z 5000 ludzi, i może się pomnożyć rekwizycyami z departamentów Wyższych Pyreneów, Gers, Wyższéj Garonny, Lot i Garonny, Gironde i Landes.
„Zadaniem jej bronić dolin i być rezerwoarem zasilającym armią.
„Hiszpanie mają groźną artyleryą od Fontarabie aż do Biriaton.
„Siły ich wynoszą, jak mówią, 15, 000 ludzi od Fontarabie do Cordac i prawie tyleż ku Saint-Jean-Pied-de-Port, wszędzie oszańcowane.
„Rozłożenie ich wojskowe zdaje się dobre.
„W czasie pokoju posterunki nasze nagraniczne stały w Andays, w Saint-Jacques-de-Souberayny, w Pas-de-Behobie, w Biriaton i w innych miejscach, o milę od linii granicznej, w okolicach Ruhne i nad brzegami Bidassoi.
„Najprzód trzeba będzie zająć Bouquet i Andays, wysunąć posteruuki do Serre i Jolimont, aby powstrzymać nieprzyjaciela, któremu się tym sposobem zagrozi od boków i z tyłu.
„Poprzed Saint-Jean-Pied-de-Port jest posterunek Castel-Mignon, który nam wzięli Hiszpanie; trzeba się starać odebrać go, rzucając się na wąwóz Bagnette, wrota Hiszpanii w tym punkcie.
„Wiadomości te miejscowre zaczerpnięte są z memoryałów, do których zarysy, złożone w sztabie głównym armii lub w biurze inżynieryi, z opisem podjazdów wojennych wykonanych na granicy.
„Jenerał każe sobie zdać z nich sprawę, zastosuje według tego operacye w miarę swych sił czynnych i odwodowych, tudzież sił nieprzyjaciela i jego stanowisk, korzystając z wszelkich okoliczności do uderzenia z korzyścią i bez narażenia się na szwank.
„Dopilnuje, aby żołnierze odbywali ćwiczenia i nabywali wiadomości, szczególniéj oficerowie, bo ci będą zasuspendowani, skoro się okaże iż nie są zdolni do pełnienia obowiązków.
„Szkoły teoryi będą publiczne. Wykładać się w nich będą wszystkie gałęzie służby, policyi, rachunkowości i karności.
„Jednemu z jenerałów i oficerowi sztabu głównego, porucza się ten przedmiot szczegółowo.
„Jenerał znajdzie najlepszy duch w wojsku i będzie potrzebował tylko utrzymywać takowy.
„Każe pilnować i przytrzymywać ludzi podejrzanych, którzyby się wcisnąć mogli między żołnierzy.
„Unikać będzie wszelkiéj komunikacyi z nieprzyjacielem.
„Nie wpuści nikogo pod jakimbądź pozorem do obozu.
„Dezerterów wyśle na tyły, w miejsca oznaczone.
„Utrzymywać będzie ścisłą korespondencyą z ministrem wojny, oddzielną od korespondencyi sztabu głównego.
„Wkońcu, obywatelstwo i odwaga czynią go godnym zaufania narodowego. Nie zawiedzie go, i da swym towarzyszom broni przykład wszelkich cnót.“
Wszakże ledwie mój ojciec przybył do Bajonny, a już wybuchły ciężkie niesnaski między nim a reprezentantami ludu, wysłanymi do tego miasta. Byli nimi obywatele: Monestier, Pinet starszy, Garraud, d’Artigoyte i Cavaignac.
Wysłannicy ci smutną sobie na południu pozyskali sławę; to téż, skoro się dowiedzieli o przeznaczeniu mego ojca, którego znali umiarkowanie, przedsięwzięli cios odwrócić.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.