Żywot Jezusa/Rozdział XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Renan
Tytuł Żywot Jezusa
Wydawca Andrzej Niemojewski
Data wyd. 1904
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Andrzej Niemojewski
Tytuł orygin. Vie de Jésus
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXI.
Ostatnia pielgrzymka Jezusa do Jerozolimy.

Już oddawna Jezus czuł otaczające go niebezpieczeństwo[1]. Przez blisko ośmnaście miesięcy nie wybierał się umyślnie do Jerozolimy[2]. Na święto Namiotów 32 roku (według przyjętej przez nas hypotezy) krewni, wciąż jeszcze nieprzychylni mu i nie wierzący w niego[3], prosili, aby się tam udał. Ewangielista Jan pisze tak, jak gdyby podejrzywał, iż w tem zaproszeniu tkwił plan zgubienia go. »Pokaż się światu« mówili do niego, »takich rzeczy nie robi się potajemnie. Idź do Judei, aby widziano, co umiesz zdziałać«. Jezus podejrzywa zdradę i zrazu nie chce iść; ale gdy już karawana wyruszyła, udaje się w drogę bez wiadomości innych i prawie sam[4]. Było to ostatnie pożegnanie z Galileą. Święto namiotów przypadało na jesienne porównanie dnia z nocą. Więc sześć miesięcy miało jeszcze upłynąć do fatalnego zakończenia. Ale w ciągu sześciu miesięcy Jezus już nie oglądał swej ukochanej północnej prowincyi. Czasy pogody minęły; teraz musi krok za krokiem przejść drogę boleści, która się skończyła śmiertelną męką.

Uczniowie i pobożne niewiasty, które go obsługiwały, odnalazły go w Judei[5]. Ale jak się tu wszystko dla niego zmieniło! Jezus był w Jerozolimie jak w obcem mieście. Czuł, że dźwignął się tu mur oporu, którego nie przebije. Wszędzie zastawione były sidła, wszędzie protest, wszędzie prześladowała go zła wola Faryzeuszów[6]. Zamiast owej nieograniczonej wiary, tego pięknego daru natur młodzieńczych, z czem się wciąż spotykał w Galilei, zamiast ludności dobrotliwej, łagodnej, nie wiedzącej, co to jest przeczenie (ten owoc niechęci i niesforności), spotykał się tu na każdym kroku z upartem niedowierzaniem, na które środki, jakich używał na północy, zupełnie zawodziły. Uczniowie jego byli jako Galilejczycy pogardzani. Nikodem, który w czasie jednej z poprzednich pielgrzymek Jezusa do Jerozolimy miał z nim raz nocą rozmowę, gdy go w Sanhedryonie broni, kompromituje się. »Boś i ty Galilejczyk?« rzekli do niego Faryzeusze. »Rozbieraj Pismo a obacz, że z Galilei prorok nie powstaje«[7].

Miasto, jak już powiedzieliśmy, nie podobało się Jezusowi. Dotąd unikał zawsze wielkich środowisk ludzkich, obierając dla swej działalności wieś i małe miasteczka. Niektóre przepisy, udzielone uczniom, mogły mieć tylko zastosowanie śród ludzi z pospólstwa[8]. Nie znając zupełnie świata, przyzwyczajony do błogiego komunizmu Galilei, odzywał się nieraz z taką naiwnością, że musiało się to wydać dziwnem w Jerozolimie[9]. Śród tych murów imaginacya jego była skrępowana, cierpiała ucisk jego dusza rozmiłowana w naturze. Prawdziwa religia nie miała wyjść z rozgwaru miejskiego, ale z pogodnej ciszy wsi.

Arogancya kapłanów obrzydzała mu przebywanie w przedsionku świątyni. Uczniowie, którzy znali Jerozolimę lepiej niż on, chcieli mu pewnego razu zwrócić uwagę na piękną architekturę świątyni, na wyborowy materyał, z którego ją zbudowano, na bogate vota, ozdabiające ściany. »Widzicie to wszystko? odparł im Jezus. »Zaprawdę powiadam wam, nie zostanie tu kamień na kamieniu!«[10] I nie podziwiał nic, tylko jakąś ubogą wdowę, która w tej właśnie chwili przechodząc, wrzuciła pieniążek do skarbonki. »Zaprawdę powiadam wam« rzekł, »iż ta uboga wdowa więcej włożyła, niżli wszyscy, którzy kładli do skarbu. Albowiem wszyscy rzucali z tego, co im zbywało, a ta z niedostatku swego wszystko, co miała, wrzuciła, wszystkę żywność swoję[11]. Ten sposób krytykowania wszystkiego, co się w Jerozolimie działo, wynoszenie ubogiego, który dał mało, ganienie natomiast bogatego, który dawał dużo[12], gromienie zamożnego duchowieństwa, które dla ludu nic nie robiło, musiało obruszyć kastę kapłańską. Siedliskiem konserwatywnej arystokracyi była świątynia, jak Haram Muzułmanów, który potem jej miejsce zajął, ostatni zakątek na świecie, gdzie rewolucya mogła była jeszcze liczyć na powodzenie. Wyobraźmy sobie reformatora, który przed meczetem Omara głosi obalenie islamu! A tu przecież było środowisko życia żydowskiego; tu musiał on albo wygrać, albo zginąć. Na tej kalwaryi Jezus cierpiał więcej, niż na Golgocie; dni mu płynęły na sporach i gniewie, na nudnych utarczkach o prawo kanoniczne i egzegezę, do której jego wzniosła natura tak mało się nadawała, co mówię? która go do pewnego stopnia poniżała.

Śród wiru takiego życia dobre, uczuciowe serce Jezusa znalazło sobie cichy zakątek, gdzie czas spływał mu niesłychanie przyjemnie. Skoro Jezus spędził dzień na dysputach w świątyni, schodził wieczorem w dolinę Cedronu, odpoczywał nieco w ogrodzie folwarcznym (prawdopodobnie wytłaczano tam oliwę), zwanym Getsemane[13], gdzie ludność udawała się na odpoczynek; noc zaś spędzał na górze Oliwnej, która za miastem od strony wschodniej zasłania widnokrąg[14]. Jestto jedyne miejsce w całej okolicy Jerozolimy, ozdobione zielenią, wesołe. Tu były liczne plantacye drzew figowych, oliwek, palm; plantacye te nadały też wsiom, osadom i zagrodom nazwy: Betfage, Getsemane, Betania[15]. Na górze Oliwnej rosły dwa wielkie cedry, o których zachowało się długo wspomnienie śród Żydów, żyjących w rozproszeniu; w gałęziach tych cedrów gnieździły się całe stada gołębi a w ich cieniu ustawiono małe kramiki[16]. Tu właściwie kwaterował Jezus ze swymi uczniami; z tego można wywnioskować, że gromadka galilejska znała tu każdy zagajnik, każde domostwo.

Zwłaszcza wioska Betania[17], położona na samej górze, ale już nieco na pochyłości w stronę Morza Martwego i Jordanu, oddalona od Jerozolimy o półtorej godziny drogi, była ulubionem miejscem Jezusa[18]. Tu poznał pewną rodzinę, złożoną z trzech osób, dwóch sióstr i brata, których przyjaźń bardzo cenił[19]. Z tych dwóch sióstr jedna, imieniem Marta, była osobą zacną, dobrą, oddaną[20]; druga znowu, imieniem Marya, podobała się Jezusowi z powodu swej natury marzycielskiej i niepospolicie rozbudzonego umysłu[21]. Siedząc nieraz u stóp Jezusa, zapominała o obowiązkach, jakie na nią nakładała rzeczywistość. Siostra, na którą tym sposobem wszystkie zajęcia domowe spadały, uskarżała się łagodnie przed Jezusem. Ale ten jej odparł: »Marto, Marto, troszczysz się i frasujesz około bardzo wiela. Ale jedno tylko jest potrzebne. Marya najlepszą cząstkę obrała, która jej odjętą nie będzie«[22]. Brata Eleazara, albo Łazarza, Jezus także bardzo kochał[23]. Prócz tego, jak się zdaje, utrzymywał z nimi stosunki jeszcze niejaki Szymon, trędowaty, właściciel domu[24]. Tu na łonie bogobojnej rodziny zapomniał Jezus o obrzydliwościach życia publicznego. W tem zaciszu pocieszał się po wszystkich trudnościach, jakie mu robili Faryzeusze i uczeni w piśmie. Siadywał często na Górze Oliwnej wprost góry Moria[25], mając przed sobą wspaniały widok na tarasy świątyni i jej błyszczące ściany. Widok ten zdumiewał przybyszów; zwłaszcza o wschodzie słońca góra święta olśniewała wzrok patrzących, niby jedna masa śniegu i złota[26]. Ale ten widok, który wszystkich żydów napełniał radością i dumą, budził w Jezusie najboleśniejsze refleksye. »Jeruzalem, Jeruzalem, które zabijasz proroki i kamienujesz te, którzy do ciebie są posłani«, zawołał w chwili goryczy. »Ilekroć chciałem zgromadzić syny twoje, jako kokosz kurczęta swoje pod skrzydła zgromadza, a nie chciałoś?«[27].

I tu ostatecznie, jak w Galilei, poruszył kilka dobrych dusz. Ale potęga ortodoksyi była tak wielka, że bardzo niewielu odważyło się wyznawać to jawnie. Lękano się zdyskredytowania w oczach Jeruzalemczyków przez należenie do szkoły człowieka z Galilei. Obawiano się wytrącenia z synagogi, co było ostatnią hańbą w społeczeństwie małostkowych bigotów[28]. Zresztą ekskomunika pociągała za sobą konfiskatę majątkową[29]. Kto przestawał być Żydem, nie stawał się jeszcze Rzymianinem; wtedy było się wprost bezbronnym wobec zakonu teokratycznego a niesłychanie surowego. Pewnego dnia niższa służba świątyni, która wysłuchała wykładu Jezusa i była nim przejęta, udała się do kapłanów i zakomunikowała im swoje wątpliwości: «iżaż który z książąt albo Faryzeuszów uwierzył weń?« odpowiedziano im: »cały ten tłum, nie znający zakonu, przeklęty jest«[30]. W ten sposób Jezus w Jerozolimie pozostał człowiekiem z prowincyi, podziwianym przez takich jak on ludzi z gminu, ale nie uznanym przez arystokracyę narodu. Zadużo było różnych sekciarzy, aby wystąpienie jeszcze jednego miało wywołać silniejsze wrażenie. Głos jego nie miał prawie znaczenia w Jerozolimie. Zbyt głęboko były tu zakorzenione przesądy rasy i sekt, żywioły bezpośrednio wrogie duchowi ewangielicznemu.

Z tego też powodu przemowy Jezusa uległy tu kardynalnej zmianie. Piękne jego kazania, których działanie było obliczone na młodzieńczą wyobraźnię i etyczne poczucie słuchaczy, padły tu na grunt kamienisty. On, który czuł się tak swobodnym nad brzegiem owego małego, pięknego jeziora, tu wobec pedantów stał się nieśmiałym, niezdecydowanym. Ustawiczne odzywanie się o sobie stało się nudne[31]. Musiał więc zostać dyalektykiem, egzegezantem, teologiem. Rozmowy jego, pełne zazwyczaj uroku, zamieniły się w kanonadę dysputacyi[32], w szereg bitew scholastycznych. Harmonijny duch jego osłabł w bezpożytecznej argumentacyi na temat Zakonu i proroków[33] a nieraz widzimy z niechęcią, że jest napastnikiem[34]. Drażni nas ta łatwość, z jaką daje się wciągnąć w szereg niebezpiecznych prób, którym go poddają nietaktowni kłótnicy[35]. Na ogół dość zręcznie wychodził z takich sytuacyi. Jego wyjaśnienia były nieraz bardzo bystre (prostota łączy się często ze sprytem; gdy dusza prostacza pocznie rozumować, staje się zawsze trochę solistyczną); pokazuje się także, iż nieraz wywoływał nieporozumienia i umyślnie długo ich nie wyjaśniał[36]; argumentacya jego, rozpatrywana ze stanowiska logiki Arystotelesa, jest bardzo słaba. Ale tryumfował zawsze, ilekroć mógł błysnąć nieporównanym urokiem swego ducha. Pewnego dnia chciano go wprowadzić w kłopot, sprowadzając cudzołożnicę i pytając go, jak należy z nią postąpić. Znana jest podziwienia godna odpowiedź Jezusa[37]. Subtelna ironia światowca, miarkowana przez niebiańską dobroć, nie mogła się w tym wypadku wyrazić zwięźlej i trafniej. Wszelako bystrości, która się łączy z wielkością moralną, głupi ludzie nigdy nie wybaczą. Jezus, wygłaszając owe słowa czyste a sprawiedliwe: »Kto śród was jest bez grzechu, niech pierwszy na nią rzuci kamieniem«, trafił hypokrytów w samo serce i podpisał na siebie wyrok śmierci.

Jest możliwe, że gdyby nie te gorzkie uwagi, nie byłby wywołał przeciw sobie takiego oburzenia, mógł był długo żyć niepostrzeżony i przepaść bez wieści w tej burzy historycznej, która miała niebawem zmieść cały naród żydowski. Duchowieństwo wyższe i Saduceusze raczej nim gardzili, niż go nienawidzili. Wielkie rody kapłańskie jak Boëtusim, jak rodzina Annasza, były tylko fanatyczne, gdy chodziło o utrzymanie spokoju. Saduceusze, podobnie jak Jezus, odrzucali »tradycye« Faryzeuszów[38]. Dziwnym trafem ci niedowiarkowie, nie uznający zmartwychwstania, tradycyi, istnienia aniołów, byli prawdziwymi żydami, albo powiedzmy lepiej, ponieważ stary prostoduszny zakon nie odpowiadał już potrzebom czasu, przeto ci, którzy się go ściśle trzymali i nie pozwalali na żadne nowatorstwa, urażani byli przez bigotów za niedowiarków, podobnie jak dziś w krajach, gdzie panuje ortodoksya, za niedowiarka uchodzi protestant. W każdym razie nie z łona tej partyi miała wyjść silna reakcya przeciw Jezusowi. Duchowieństwo oficyalne, zajęte wyłącznie polityką, z którą los jego był ściśle związany, nie rozumiało tych objawów entuzyazmu. Alarm wszczęło mieszczaństwo faryzejskie, liczni uczeni w piśmie, którzy z »tradycyi« uczynili wiedzę i z niej żyli i którzy istotnie w swych przesądach i interesach byli zagrożeni przez naukę nowego mistrza.

Najbardziej Faryzeuszom zależało na tem, aby Jezusa zepchnąć na teren polityczny i skompromitować jako członka partyi Judasza Gaulonity. Była to taktyka zręczna; gdyż tylko prostoduszność Jezusa sprawiła, że, aczkolwiek zapowiadał królestwo boże, nie wszedł w konflikt z rzymskiemi władzami. Chciano go pod tym względem zmusić do wyraźniejszego wypowiedzenia się. Pewnego dnia zbliżyła się do niego grupa Faryzeuszów i polityków, zwanych »Herodyanami« (prawdopodobnie Boëtusim), która zwróciła się do niego z udaną pobożnością: »Nauczycielu, wiemy, iżeś jest prawdziwy i drogi bożej w prawdzie nauczasz a nie dbasz na nikogo. Powiedz nam tedy, co-ć się zda: godzili się dać czynsz cesarzowi, czy nie?« Oczekiwali odpowiedzi, która by im umożliwiła wydanie go Piłatowi. Ale odpowiedź Jezusa była zdumiewająca. Kazał sobie pokazać wizerunek na pieniążku a potem rzekł: »Oddajcie cesarzowi co jest cesarskiego a Bogu, co jest Bożego«[39]. Głębokie słowa, które rozstrzygnęły przyszłość chrześciaństwa! Słowa te podyktował mu czysty spirytualizm, uderzająco prawdziwe; słowa te oddzieliły sprawy ducha od spraw świata i stały się kamieniem węgielnym prawdziwej wolności i prawdziwej cywilizacyi.

A gdy był sam z uczniami, wtedy jego geniusz łagodny a przenikliwy podszepnął mu te wspaniałe słowa: »Zaprawdę, zaprawdę, mówię wam: kto nie wchodzi przeze drzwi do owczarni owiec, ale wchodzi inędy, ten jest złodziej i zbójca. Lecz który wchodzi przeze drzwi, pasterzem jest owiec. Owce słuchają jego głosu; nazywa owce swe po imieniu i wyprowadza je; a gdy wypuści owce swe, idzie przed nimi a owce idą za nim, bowiem znają głos jego. Złodziej nie przychodzi, jeno żeby kradł a zabijał i tracił. Najemnik, który nie jest pasterzem, widzi wilka przychodzącego i opuszcza owce i ucieka. Ale jam jest pasterz dobry; znam owce swoje i one mnie znają a duszę moję kładę za owce moje«[40]. Często nawiedzają go myśli bliskiego rozwiązania zagadki ludzkości. »A od figowego drzewa uczcie się podobieństwa«, mówił. »Gdy już gałąź jego odmładza się i liście się wypuszcza, wiecie, iż blisko jest lato. Podnoście oczy wasze a przypatrzcie się krainom, żeć już białe są ku żniwu«[41].

Ilekroć szło o zwalczanie hypokryzyi, wymowa jego rosła. »Na stolicy Mojżeszowej usiedli Doktorowie i Faryzeuszowie. Wszystko tedy, cokolwiek wam rozkażą, zachowajcie i czyńcie; ale wedle uczynków ich nie czyńcie; albowiem mówią, ale nie czynią. Bo wiążą brzemiona ciężkie i nieznośne i kładą na ramiona ludzkie a palcem swym nie chcą się ich ruszyć.

»A wszystkie sprawy swe czynią, aby byli widziani od ludzi: chadzają w długich płaszczach; rozszerzają bramy[42] swe i czynią większe kraje[43]; a miłują pierwsze siedzenia na wieczerzach i pierwsze stolice w bóżnicach, i pozdrawiania na rynku i być zwanymi od ludzi »Rabbi«. Biada im!...

»Biada wam, Doktorowie i Faryzeuszowie obłudnicy! iż zamykacie królestwo boże przed ludźmi[44]. Albowiem wy nie wchodzicie, ani wchodzącym dopuszczacie wniść. Biada wam, iż wyjadacie domy wdów, długie modlitwy czyniąc! Dlatego większy sąd odniesiecie. Biada wam, iż obchodzicie morze i ląd, abyście uczynili jednego nowego Żydowina: a gdy się stanie, czynicie go synem piekła! Jesteście jako groby, których nie widać, a ludzie, którzy się po nich przechodzą, nie wiedzą[45].

»Głupi i ślepi! iż dawacie dziesięcinę z miętki i z anyżu i z kminu, a opuściliście, co ważniejszego jest w zakonie, sąd i miłosierdzie i wiarę! To trzeba było działać a owego nie opuszczać. Wodzowie ślepi, którzy przecedzacie komara a wielbłąda połykacie, biada wam!

»Biada wam, Doktorowie i Faryzeuszowie obłudnicy! iż oczyszczacie, co jest zewnątrz kubka i misy[46], a wewnątrz pełni jesteście drapiestwa i plugastwa. Faryzeuszu ślepy[47], oczyść pierwej, co jest wewnątrz kubka i misy, aby to, co zewnątrz jest, czystem się stało![48].

»Biada wam, Doktorowie i Faryzeuszowie obłudnicy! iż jesteście podobni grobom pobielanym[49], które z wierzchu zdadzą się być piękne ludziom, ale wewnątrz pełne są kości umarłych i wszelakiej nieczystości. Także i wy z wierzchu się wprawdzie zdacie ludziom sprawiedliwi; lecz wewnątrz pełni jesteście obłudności i nieprawości.

»Biada wam, Doktorowie i Faryzeuszowie obłudnicy! którzy budujecie groby proroków i zdobicie pamiątki sprawiedliwych, i powiadacie: byśmy byli za dni ojców naszych, nie bylibyśmy towarzyszami ich we krwi proroków! Ach, świadkami jesteście sami sobie, iż jesteście synowie tych, którzy proroki pobili. Wy też dopełnicie miary ojców waszych. Dlatego i mądrość[50] boża rzekła: pośle wam proroki i apostoły; wy jednych zabijecie i ukrzyżujecie, drugich wytrącicie z bóżnic, prześladować ich będziecie z miasta do miasta; aby szukano krwie wszystkich proroków, którą wylał ten naród od założenia świata: od krwie Ablowej aż do krwie Zacharyasza, syna Barachiaszowego[51], który zginął między ołtarzem a kościołem. Zaiste wam powiadam, dzisiejsze pokolenie będzie szukać od narodu tego«[52].

Jego straszny dogmat, że miejsce Żydów zajmą poganie, że królestwo boże dostanie się obcym, gdyż ci, dla których było przeznaczone, nie chcieli go[53], wraca ciągle jako krwawa groźba wymierzona przeciw arystokracyi, a tytuł Syna Bożego, którego zaczął używać jawnie w swych śmiałych przypowieściach[54], w których wrogowie jego są pokazani jako zabójcy wysłańca bożego, było wyzwaniem rzuconem oficyalnemu judaizmowi. Śmiałe odezwy, skierowane do poniżonych, były jeszcze bardziej rewolucyjne. Mówił, iż przyszedł, aby ci, którzy nie widzą, widzieli[55]. Razu pewnego zawołał w uniesieniu te nieopatrzne słowa: »Ja rozwalę kościół ten ręką uczyniony, a za trzy dni inny nie ręką uczyniony zbuduję«[56]. Nie wiemy właściwie, w jakiej myśli to wygłosił; uczniowie doszukiwali się w jego słowach zawsze alegoryi. Ale ponieważ trzeba było tylko pretekstu, przeto położono silny nacisk na te słowa. Znajdujemy je w motywach wyroku; miały się one odbić jeszcze echem w jego uszach podczas męki śmiertelnej na Golgocie. Jego płomienne przemowy kończyły się zawsze burzą. Faryzeusze obrzucali go kamieniami[57]; postępowali tylko wedle zakonu, który nakazywał, aby każdego, nawet cudotwórcę, kamienować, skoro podburza lud przeciwko staremu kultowi[58]. Innym razem nazywali go znowu szalonym, opętanym, Samarytaninem[59], albo starali się go zabić[60]. Chwytano skwapliwie jego słowa, aby zastosować względem niego nietolerancyjne prawo teokracyi, której władza rzymska jeszcze nie usunęła[61].





  1. Mat. XVI, 20—21. Marek VIII, 30—31.
  2. Jan VII, 1: »Potem Jezus chodził po Galilei; bo nie chciał chodzić po ziemi Żydowskiej, iż Żydowie chcieli go zabić«.
  3. Jan VII, 5: »Bo i bracia jego nie wierzyli weń«.
  4. Jan VII, 10: »A gdy poszli bracia jego, tedy i on poszedł, na dzień święty, nie jawnie, ale jakoby potajemnie«.
  5. Mat. XXVII, 55. Marek XV, 41; Łuk. XXIII, 49, 55.
  6. Jan VII, 20, 25, 30, 32.
  7. Jan VII, 50 i nast.
  8. Mat. X, 11—13; Marek VI, 10; Łuk. X, 5—8.
  9. Mat. XXI, 3: »Jeśli by wam kto co rzekł, powiedzcie, iż Pan ich (oślicę i oślęcia) potrzebuje«. XXVI, 18; Marek XI, 3; XIV, 13—14: »I posłał dwu swych uczniów i rzekł im: idźcie do miasta i potka się z wami człowiek niosący dzban wody, idźcie za nim. A gdziekolwiek wnijdzie, powiedzcie panu domu: Gdzie jest odpocznienie moje, kędybym jadł Paschę z uczniami moimi?« Łukasz XIX, 31; XXII, 10—12.
  10. Mat. XXIV, 1—2; Marek XIII, 1—2. Łukasz XIX, 44; XXI, 5—6. Porów. Marek XI, 11.
  11. Marek XII, 41 i nast.; Łuk. XXI, 1 i nast.
  12. Marek XII, 41.
  13. Marek XI, 19; Łuk. XXII, 39; Jan XVIII, 1—2. Ogród ten nie mógł być bardzo oddalonym od miejsca, gdzie stoi kilka oliwek, obwiedzionych dziś murem przez pobożnych katolików. Wyraz Getsemane znaczy, jak się zdaje, »wytłocznia oliwy«.
  14. Łuk. XXI, 37. XXII, 39; Jan VIII, 1—2.
  15. Talmud Babil. Pesachim, 53 a.
  16. Talm. Jerozol. Taanit, IV, 8.
  17. Dziś El-Azirie (od El-Azir, po arabsku: Łazarz); w tekstach chrześciańskich średnich wieków Lazarium.
  18. Mat. XXI, 17—18; Marek XI, 11—12.
  19. Jan XI, 5.
  20. Łuk. X, 38—42; Jan XII, 2.
  21. Jan XI, 20.
  22. Łuk. X, 38 i nast.
  23. Jan XI, 35—36.
  24. Mat. XXVI, 6; Marek XIV, 3; Łukasz VII, 40, 43; Jan XIII, 1 i nast.
  25. Marek XIII, 3.
  26. Józef Flav. B. J. V, V, 6.
  27. Mat. XXIII, 37; Łuk. XIII, 34.
  28. Jan VII, 13: »Wszakoż o nim żaden jawnie nie mówił dla bojaźni Żydów«. XII, 42—43; XIX, 38.
  29. I Ezdr. X, 8; Do Żydów, X, 34. Talmud Jerozolimski Moed katon, III, 1.
  30. Jan VII, 45 i nast.
  31. Jan VIII, 13 i nast.
  32. Mat. XXI, 23—37.
  33. Mat. XXII, 23 i nast.
  34. Mat. XXII, 42 i nast.
  35. Mat. XXII, 36 i nast. 46.
  36. Należy przejrzeć przedewszystkiem dysputy podane przez Jana np. roz. VIII; wiadomo wszelako, że autentyczność ich jest wątpliwa.
  37. Jan VIII, 3 i nast. Ustęp ten nie wchodził pierwotnie w skład ewangielii świętego Jana; nie ma go w rękopisach najstarszych; tekst jest dość niepewny. Tem nie mniej tkwił on w pierwotnych tradycyach ewangielicznych, czego dowodzą wszystkie szczegóły wersetów 6 i 8, które nie są w duchu Łukasza ani kompilatorów, czerpiących z drugiej ręki, a którzy nie podają nic, coby się nie tłómaczyło samo przez się. Zdarzenie to było prawdopodobnie zapisane w ewangielii według Hebrajczyków (Papias cytowany przez Euzebiusza, Hist. eccl. III, 39).
  38. Józef Flav. Ant. XIII, X, 6; XVIII, I, 4.
  39. Patrz Rozdział IV przypis 40
  40. Jan X, 1—16.
  41. Mat. XXIV, 32; Marek XIII, 28; Łuk. XXI, 30; Jan IV, 35.
  42. Totafot albo Tefilin, obramowania metalowe albo taśmy pergaminowe, zawierające ustępy z pisma, które pobożni Żydzi nosili na czole albo na lewem ramieniu, stosując się dosłownie do przepisów Zakonu, Ex. XIII, 9; Deuter. VI, 8; XI, 18.
  43. Cycyt, szlaki albo frenzle czerwone, które żydzi nosili na kraju szat, aby się odróżnić od pogan (Numeri, XV, 38—39; Deuter. XXII, 12).
  44. Faryzeusze odstręczali ludzi od królestwa bożego za pomocą zatrważania ich swą kazuistyką, przedstawiając zdobycie go zbyt trudnem, co odejmowało odwagę prostactwu.
  45. Dotykanie grobów czyniło człowieka nieczystym. Dokoła grobu robiono też kolisty znak na ziemi jako granicę. Talmud babil. Baba Bathra, 58 a.; Baba Metsia, 45 b. Jezus czyni tu wyrzuty Faryzeuszom, iż ustanowili znaczną liczbę drobnych przepisów, które się mimowoli narusza, a które tylko pomnażają zawiłości i sprzeczności Zakonu.
  46. U Faryzeuszów zmywanie naczyń odbywało się według bardzo skomplikowanych reguł (Marek VII, 4).
  47. Epitet ten, który się często powtarza (Mat. XXIII, 16, 17, 19, 24, 26) jest może aluzyą do tych Faryzeuszów, którzy ze względów dewocyjnych chodzili z zamkniętemi oczami. Patrz wyżej str. 269.
  48. Łukasz (XI, 37 i nast.) opowiada nie bez racyi, że słowa te zostały wygłoszone podczas uczty i były odpowiedzią na czcze skrupuły Faryzeuszów.
  49. Groby uchodziły za miejsce nieczyste; bielono je dlatego, aby przechodnie zwracali uwagę i nie zbliżali się. Patrz str. 286 uwaga 45); Miszna, Maasar szeni, V, 1; Talm. Jer. Szekalim, I, 1; Maasar szeni, V, 1; Moed katon, I, 2; Sota IX, 1; Talmud babil. Moed katon, 5 a. A może w tem porównaniu tkwi aluzya do Faryzeuszów »pomalowanych«? (Patrz str. 269).
  50. Niewiadomo, skąd zaczerpnięta została powyższa cytata.
  51. Zachodzi tu małe nieporozumienie co do nazwisk, które znajduje się także w cytowanym Targumie Jonatana (Lament. II, 20); pomieszano Zacharyasza, syna Jojady, z Zacharyaszem, synem Barachyasza, prorokiem. Chodzi tu o pierwszego (II Paralip. XXIV, 21). Księga Paralipomenon, w której jest podany zamach na Zacharyasza, syna Jojady, zamyka kanon hebrajski. Jest to ostatnie morderstwo na liście morderstw ludzi sprawiedliwych, według porządku opowiadań biblii. Natomiast morderstwo Abla jest pierwsze.
  52. Mat. XXIII, 2—26. Marek XII, 38—40; Łuk. XI, 39—52; XX, 46—47.
  53. Mat. VIII, 11—12; XX, 1 i nast; XXI, 28 i nast., 33 i nast., 43; XXII, 1 i nast.; Marek XII, 1 i nast.; Łuk. XX, 9 i nast.
  54. Mat. XXI, 37 i nast.; Jan X, 36 i nast.
  55. Jan IX, 39.
  56. Zdaje się, że najbardziej autentyczna redakcya tych słów znajduje się u Marka XIV, 58; XV, 29. Por. Jan II, 19; Mat. XXVI, 61; XXVII, 40.
  57. Jan VIII, 39; X, 31; XI, 8.
  58. Deuter. XIII, 1 i nast. Porów. Łukasz XX, 6; Jan X, 33; II Kor. XI, 25.
  59. Jan X, 20.
  60. Jan V, 18; VII, 1, 20, 25, 30; VIII, 37, 40.
  61. Łuk. XI, 53—54.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ernest Renan i tłumacza: Andrzej Niemojewski.