Benvenuto Cellini (1893)/Tom II/Rozdział VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas,
Paul Meurice
Tytuł Benvenuto Cellini
Podtytuł Romans
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1893
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Józef Bliziński
Tytuł orygin. Ascanio ou l'Orfèvre du roi
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VI.
MIŁOŚĆ NAMIĘTNA.



— Pani — rzekł Askanio do księżnej d’Etampcs — jeżeli raczysz przypomnieć sobie, żądałaś ode mnie lilii i poleciłaś abym przyniósł rysunek, jak tylko takowy będzie wykonany. Dzisiejszego poranku właśnie go ukończyłem i oto jest.
— Mamy czas jeszcze, Askanio — odrzekła księżna z uśmiechem i głosem syreny. Usiądź no! mój ładny chory, jak tam z twoją raną?
— Zupełnie jestem wyleczony pani — odpowiedział Askanio.
— Tak, ramię twoje wyleczone; lecz tu — rzekła księżna kładąc rękę na sercu młodzieńca z poruszeniem pełnem wdzięku i uczucia.
— Błagam cię pani, zapomnij o tych wszystkich pustotach, któremi nie chcę utrudzać Waszą książęcą mość.
— O Boże, cóż znaczy ta postać skrzywiona, to czoło zachmurzone? ten głos surowy? Ci wszyscy ludzie znudzili cię, nieprawdaż Askanio? i ja nienawidzę ich; lecz się obawiam. O jakże pragnęłam co prędzej być samą z tobą; musiałeś uważać jak ich spiesznie pożegnałam?
— W samej rzeczy pani, czułem się nie na swojem miejscu w tak dostojnem towarzystwie, ja biedny artysta, co przyszedłem dla pokazania pani tej lilii.
— O Boże! zaraz, Askanio — mówiła dalej księżna spuszczając głowę. Nader jesteś oziębły, nader ponury z twoją przyjaciółką. Przeszłym razem byłeś tak wylany, tak zajmujący; zkąd ta zmiana, Askanio? Bezwątpienia gadanina twojego mistrza, który mnie niecierpi. I ty słuchałeś co mówił przeciw mnie, Askanio? bądź szczerym; mówiłeś z nim o mnie, nieprawdaż? a on ci powiedział, że niebezpiecznie mi ufać, że przyjaźń jaką ci okazuję, skrywa jakoweś sidła; on ci powiedział, że może cię nienawidzę, odpowiedz...
— On mi powiedział, że mię pani kochasz odrzekł Askanio patrząc śmiało w oczy księżnie.
Pani d’Etampes na chwilę oniemiała rażona gromem tysiącznych myśli, cisnących się w jej duszy.
Pragnęła ona, aby Askanio znał jej miłość, lecz chciała dopiero przygotować go do niej, aby zwolna wygluzować, nie okazując się wcale interesowaną, jego namiętność dla Blanki.
Teraz gdy ta zasadzka przez nią zamierzona została wykrytą, nie mogła już inaczej zwyciężyć, jak tylko otwarcie, wśród dnia jasnego.
Powzięła przeto w mgnieniu oka postanowienie.
— A więc tak! kocham cię — odezwała się. Czy to zbrodnia? Czy to błąd nawet, czyż można rozkazywać swojej miłości lub nienawiści? Nie byłbyś nigdy wiedział, że cię kocham. Bo na cóż się przydało tobie to mówić, gdy kochasz inną? Lecz ten człowiek wszystko ci objawił, on ci wykazał serce moje i dobrze uczynił, Askanio. Patrz więc, a ujrzysz tak głębokie uwielbienie, że się wzruszysz. Teraz na ciebie kolej, słuchaj Askanio, ty musisz mnie kochać.
Pani d’Etampes silniejszej i wznioślejszej natury, pogardzająca z przenikliwości, dumna ze znudzenia, dotąd miała wielu kochanków, lecz dla żadnego miłości.
Usidliła króla, zajęła admirała Brion, upodobała sobie hrabiego Longueval, lecz w tych wszystkich intrygach głowa zawsze odgrywała rolę serca.
Nakoniec ową miłość istotną i młodzieńczą, czułą i głęboką, tylokrotnie wzywaną a zawsze sobie nieznaną, znalazła, lecz właśnie wtenczas, gdy ją inna jej wydziera.
A! tym gorzej dla owej kobiety! O, nie zna ona z jak nieubłaganą namiętnością ma do czynienia.
Całą gwałtowność swej duszy, Anna mieści w swojej tkliwości.
Ta kobieta nie wie jak ogromną fatalność ściąga na siebie, mając księżnę d’Etampes za rywalkę, księżnę d’Etampes, która sama dla siebie tylko pragnęła posiadać Askania, która jednem spojrzeniem, jednym wyrazem, jednem poruszeniem, mogła wszystko skruszyć co tylko się znajdowało pomiędzy nią a nim, tak wielką była jej potęga.
Odtąd kość rzuconą została, odtąd duma i piękność kochanki królewskiej służyć tylko miały do jej miłości dla Askania i jej zazdrości przeciw Blance.
Askanio wobec tak szczerej, tak groźnej miłości, uczuł się jakby ściętym, przelękłym.
Benvenuto już powiedział mu, a Askanio teraz zrozumiał, że tu nie szło o kaprys że mu zbraknie nie siły do walki, lecz doświadczenia, co zwodząc schołdowywa.
Miał zaledwie lat dwadzieścia i zbyt był skromny aby mógł udawać; biedny dzieciak wyobraził sobie, że wspomnienie Blanki, że to imię niewinnej dziewicy wymówione, będzie dla niego odpornym i zaczepnym orężem, mieczem i tarczą, gdy tymczasem przeciwnie, tem głębiej grot utkwił w sercu pani d’Etampes, którą miłość bez walki i bez współzawodnictwa byłaby może wkrótce znudziła.
— No, Askanio — zaczęła znów mówić z większą spokojnością księżna — widząc, że młodzieniec milczał, może przerażony wyrazami, które do niego wyrzekła: zapomnijmy na dzisiaj mojej miłości, którą jeden twój wyraz niestosowny ocucił. Myślmy istotnie tylko o tobie. Ja cię więcej kocham dla ciebie niż dla siebie, przysięgam ci. Pragnę uświetnić twoje życie, tak jak ty moje uprzyjemniasz. Jesteś sierotą, niech ja będę matką twoją. Słyszałeś co mówiłam do Montbriona i Mediny, tyś może mniemał, żem tylko wówczas całkiem była poświęcona dumie. To prawda, jestem dumną, lecz tylko o ciebie samego. Od dawnego to już czasu marzyłam nad projektem utworzenia dla syna króla Francyi niezależnego księztwa w samem sercu Włoch. Odkąd cię kocham, jeśli tu jestem władczynią, któż będzie istotnym władcą? Ty! Dla ciebie zmienię miejsce, państwo, królestwo! Ty mnie nie znasz Askanio, nie wiesz jaką kobietą jestem! Teraz patrz, odkryłam ci szczerą prawdę, rozwinęłam przed tobą wszystkie moje zamiary. Teraz kolej na ciebie, uczyń mi zwierzenia Askanio, jakie są twoje życzenia, niech spełnię one, jakie są twoje namiętności, niech im usłużę.
— Pani, chcę być równie jak ty szczerym i prawym, chcę ci powiedzieć prawdę, jak ty mi ją powiedziałaś. Nic nie żądam, nic nie pragnę, chcę tylko miłości Blanki.
— Lecz ona cię nie kocha, jakieś mi to sam powiedział.
— Zwątpiłem wówczas, to prawda. Lecz dziś, kto wie... Askanio spuścił oczy i głos stłumił: Ty pani bardzo mnie kochasz...
Księżna została pokonaną wobec wielkiej prawdy odgadniętej instynktem namiętności.
Nastąpiło chwilowe milczenie; lecz owa chwila dostateczną była, by przyszła do siebie.
— Askanio — rzekła — niemówmy dzisiaj o rzeczach dotyczących serca. Już cię prosiłam o to i jeszcze proszę. Miłość dla was mężczyzn nie jest całem życiem. Czyż nigdy nie zapragnąłeś, naprzykład, zaszczytów, bogactw i chwały?
— O! tak! tak! tak! od miesiąca najgoręcej ich żądam — odpowiedział Askanio — znowu uniesiony mimowolnie ku jedynej myśli, którą był zajęty. Znowu nastąpiła chwilowa pauza.
— Czy kochasz Włochy? — rzekła z wysileniem Anna?
— Tak pani, kocham — odpowiedział Askanio. Tam się rodzą kwieciste pomarańcze, pod cieniem których pogadanka tak jest miłą. Tam lazurowe sklepienie Niebios, pieści i przyozdabia wdzięcznie wypogodzone czoła piękności.
— O tam cię uprowadzić samego! Być zawsze wszystkiem dla ciebie, jak ty będziesz wszystkiem dla mnie! Boże! Boże! — zawołała księżna, mimowolnie także nieodpartą siłą zwracając się do swojej miłości. Lecz natychmiast, obawiając się strwożyć Askania, znów się powściągnęła i dalej rzekła: Mniemałam, że przedewszystkiem miłujesz sztukę.
— O tak miłuję ją przedewszystkiem... lecz prawdziwy artysta... O to nie ja, to mój mistrz, Cellini, który nadaje tworom swoim całe swoje istnienie. Ów wielki cudowny i wzniosły artysta, to on. Ja tylko jestem biednym uczniem, nic więcej. Przybyłem za nim do Francyi, nie dla zbierania bogactw, nie dla nabycia chwały, lecz że go kochałem i że mi niepodobna było z nim się rozłączyć, bo w owej epoce on był dla mnie wszystkiem. Ja niemam osobistej woli. Zostałem złotnikiem aby się jemu przypodobać i ponieważ pragnął abym był snycerzem, albowiem on jest entuzyastą wyrobów wykwintnych i delikatnych.
— A więc — znów odezwała się księżna, słuchaj, żyć we Włoszech wszechwładnym niemal monarchą; protegować artystów, Celliniego najpierwej, oddawać mu spiż, srebro, złoto do wyrabiania i odlewania, kochać i być nad to wszystko kochanym, powiedz Askanio, nie jest że te piękne marzenie?
— A to raj prawdziwy, gdyby w nim była Blanka, którą kocham i od której jestem kochany.
— Jeszcze Blanka, zawsze Blanka! — odrzekła księżna. Niechże będzie, gdy tak upornie tkwi ona w twej myśli i mowie; twoja Blanka jest tam wraz z nami, bezustannie przed twemi oczami; bezustannie w twem sercu, pomówmy o niej otwarcie i bez hypokryzyi: ona cię nie kocha, ty wiesz dobrze.
— Nie pani, nie wiem.
— Przecie zaślubia innego! — odrzekła.
— Być może, że ojciec ją zmusza — odpowiedział Askanio.
— Ojciec ją, zmusza! Czy wierzysz temu? gdybyś ty mnie tak kochał jak ją kochasz, o wiesz, gdybym była na jej miejscu, żadna siła na święcie, żadna wola, żadna potęga nie rozłączyłaby nas. Opuściłabym wszystko, uciekłabym przed wszystkiem; pośpieszyłabym ku tobie, tobie oddałabym pod straż moję miłość, mój honor, moje życie! Nie, nie mówię ci, że ona cię nie kocha, teraz czy chcesz abym ci powiedziała co więcej jeszcze, ty jej nie kochasz już!
— Ja! niekocham Blanki! Lecz mniemam, żeś pani powiedziała, iż jej nie kochałem...
— Nie, ty jej nie kochasz. Ty sam siebie mamisz. W twoim wieku za miłość poczytują potrzebę kochania. Gdybyś mnie był pierwszą ujrzał, mnie byłbyś kochał zamiast niej... A! gdy pomyślę o tem, że mogłeś mnie pokochać. Lecz nie, nie! lepiej żebyś mnie wybrał. Nie znam tej Blanki, ona jest piękną, ona jest czystą, ona jest wszystkiem czem tylko chcesz; lecz te młode dziewice nie umieją kochać. Twoja Blanka nie powie ci tego com ja powiedziała, ja, którą ty gardzisz; zbyt miałaby próżności, zbyt może wstydu. Lecz ja, moja miłość jest prostoduszną, prostodusznie więc przemawia. Ty mną gardzisz, sądzisz, że zapominam roli kobiety, a to wszystko dlatego, że nie jestem skrytą. Kiedyś, jak lepiej poznasz świat, gdy tak zgłębisz życie, że dojdziesz do cierpień, wówczas przestaniesz być niesprawiedliwym; wówczas mnie uwielbiać będziesz. Lecz ja nie chcę być wielbioną, Askanio, chce być kochaną. Powtarzam ci Askanio, gdybym cię mniej kochała, mogłabym być fałszywą, zręczną, zalotną; lecz zbyt cię kocham abym Cię miała sidlić. Chcę otrzymać twe serce, ale go nieporywać. Do czegóż doprowadzi cię miłość dla tego dziecięcia? Będziesz tylko cierpiał mój ukochany i nic więcej. Ja zaś do wielu rzeczy służyć ci mogę. Cierpiałam zrazu za dwoje, być może, że dobry Bóg nadmiar cierpienia mojego na twój karb zaliczy, a moje bogactwa, władza, doświadczenie, wszystko u nóg twoich składam. Przydam życie moje do twego, uchronię cię od wszelkiego błędu i zepsucia. By dojść do majątku a nawet i chwały, często artysta musi się poniżać, pełzać. Przy mnie nie potrzebujesz się lękać tego wszystkiego; ja tylko bezustannie wznosić cię będę, będę twoim stopniem do wszystkiego. Zemną pozostaniesz zawsze dumnym, szlachetnym, czystym Askanio.
— A Blanka! Blanka, pani! czy nie jest także najczystszą perłą?
— Moje dziecię, wierz mi — odpowiedziała księżna przechodząc z uniesienia w smętność, twoja skromna, twoja niewinna Blanka, istnienie twoje oschłem i jednostajnem uczyni. Zbyt oboje tchniecie anielstwem; Bóg nie stworzył aniołów by się z sobą łączyli, lecz by źli lepszymi się stawali.
Księżna to wszystko wyrzekła z tak wymownem poruszeniem, głosem tak pełnym szczerości, że Askanio uczuł się owładniętym pomimowolnie uczuciem tkliwej litości.
— Niestety! pani — rzekł do niej — widzę, jestem bardzo od ciebie kochany, to mnie wzrusza; lecz byłoby lepiej jeszcze gdybym cię kochał!
— O prawda! prawda to co mówisz! Przekładam twoję wzgardę, nad najsłodsze wyrazy króla. O kocham po raz pierwszy; poraź pierwszy, przysięgam ci.
— A król! niekochasz go więc pani?
— O nie! jestem tylko jego kochanką.
— Lecz on kocha cię jeszcze pani!
— Boże! — zawołała Anna wpatrzywszy się w oczy Askania i trzymając ręce młodzieńca w swoich; Boże! byłażbym tyle szczęśliwą, żebyś był o mnie zazdrosnym? Posłuchaj: byłam dotąd księżną dla ciebie, bogatą, możną, zdolną rozdawać trony. Czy przekładasz kobietę ubogą, samotną, zdala od zgiełku wielkiego świata, w prostej białej sukni, z polnym kwiatem we włosach, Askanio? rzućmy Paryż, świat i dwór. Wyjeżdżajmy; schrońmy się w jakim zakątku Włoch twoich, pod owemi wzniosłemi sosnami Rzymu, w pobliżu twej pięknej zatoki neapolitańskiej. Dalej, jestem gotową. A! Askanio, Askanio czy istotnie schlebia twej dumie, że tobie poświęcam ukoronowanego kochanka?
— Pani odpowiedział Askanio, który uczuwał, iż mimowolnie serce jego mięknie przy płomieniu tak wielkiej miłości; pani, mam serce zbyt dumne i wymagające; nie możesz mi oddać przeszłości.
— Przeszłości! O mężczyźni! zawsze okrutnymi jesteście! Przeszłości! lecz nieszczęśliwa kobieta powinnaż być odpowiedzialną za swoję przeszłość, gdy niemal zawsze wypadki silniejsze nad nią stanowią tę przeszłość? Przypuść, że burza cię porywa, że wir cię uniósł ku Włochom; gdy wrócisz po roku, po dwóch lub trzech, będziesz że miał za złe twojej Blance, że była posłuszną swoim rodzicom, że zaślubiła hrabiego d’Orbec? Będziesz że mógł od niej wymagać, co więcej karać ją za to, co poświęciła będąc posłuszną przykazaniu Boga? A jeśli przypuśćmy nie znała ciebie; jeśli zdręczona nudą, obarczona cierpieniami, zapomniana na chwilę od Boga, zapragnęła mieć wyobrażenie owego raju zwanego miłością, do którego wstęp jej zamknięto; jeśli kochała innego nie swojego męża, którego kochać nie mogła; jeśli w chwili obłędu duszę swą oddała innej duszy — otóż w oczach twoich taka kobieta jest stracona, zniesławiona w twem sercu; otóż kobieta taka nie może, nie powinna już nigdy spodziewać się owego szczęścia, dla tego, że ci nie może oddać swojej przeszłości w zamian za twoje serce. A! powtarzam ci, to jest okrucieństwo, to jest niesprawiedliwość.
— Pani...
— Któż ci powiedział, że to nie jest moja historya? Słuchaj więc co mówię, wierz temu co twierdzę. Powtarzam ci, żem cierpiała za dwoje. A gdy kobiecie cierpiącej Bóg sam przebacza, a ty byś nie przebaczył? Ty nie rozumiesz, że jest wznioślejszem, że jest piękniejszem wznieść się z otchłani już w nią popadłszy, niż przejść koło otchłani nie widząc jej, z opaską szczęścia na oczach. O Askanio, Askanio! mniemałam cię lepszym od drugich, bo jesteś młodszym, bo jesteś piękniejszym...
— O pani!
— Wyciągnij ku mnie rękę, Askanio, a jednym rzutem cisnę się z otchłani na twoje serce. Chcesz tego? Jutro zerwę wszystko z królem, dworem i światem. Zresztą nie pragnę czynić się większą niż jestem. Poświęcę ci zbyt małą rzecz, wierzaj mi. Ci wszyscy ludzie nie warci twojego jednego spojrzenia. Lecz jeśli mi wierzysz, ukochane dziecię, pozostawisz tę władzę w mych rękach, dozwolisz bym spełniła zamiary powzięte względem ciebie i siebie.
Uczynię cię wielkim, a wy artyści, wy przez miłość dochodzicie do chwały, wy jesteście dumnymi prędzej czy później, lecz stajecie się nimi nakoniec. Co zaś do miłości króla, niech cię ona nie trwoży; zwrócę ją na inną osobę, której on odda swe serce, ja zaś tylko zatrzymam sobie umysł jego. Wybieraj więc, Askanio, ty wszechwładny przezemnie i ze mną, lub ja pokorna przez ciebie i z tobą. Oto przed chwilą widziałeś mnie siedzącą w tem krześle, a najmożniejszych dworu u nóg moich. Siadaj na mojem miejscu, a ja u nóg twoich. O jak mi tak dobrze, Askanio! A! jakiegoż szczęścia doznaję patrząc na ciebie! Ty bledniejesz, Askanio! gdybyś mi raczył tylko powiedzieć, że mnie kiedyś będziesz kochał, później, choć później!
— Pani, pani! — odrzekł Askanio skrywając głowę w rękę, a zarazem zasłaniając oczy i uszy zatykając, czuł bowiem dobrze, że widok i głos syreny czarowały go.
— Nie nazywaj mnie panią, nie nazywaj mnie Anną — odpowiedziała księżna usuwając ręce młodzieńca — zwij mnie Ludwiką, to także imię moje, lecz imię którem nikt mnie nie wołał, imię, które jedynie będzie dla ciebie. Ludwiko! Ludwiko!... Askanio nieprawdaż, że to imię jest miłe.
— Znam jeszcze milsze — odpowiedział Askanio.
— O! strzeż się Askanio! — zawołała dotknięta lwica — jeśli zbyt dozwolisz mi cierpieć, być może, że dojdę do tego, iż równie nienawidzieć cię będę o ile cię kocham.
— Boże! pani — odpowiedział młodzieniec wstrząsając głową jakby dla usunięcia uroku. — Boże! pani ty mieszasz mój rozum i wstrząsasz duszą moją! Czy to obłąkanie, czy gorączka? Jestżem łupem marzenia? A jeśli ci mówię co przykrego, przebacz mi, to dla tego bym się mógł ocknąć. Ja cię tu widzę, u nóg moich, ciebie tak piękną, ciebie ubóstwianą, ciebie władczynię! Nie, to nie podobna, by mogły być podobne kuszenia, chyba tylko dla zatraty dusz... O tak! sama to powiedziałaś, jesteś w otchłani; lecz zamiast chcieć się z niej wydostać, mnie w takową ciągniesz za sobą. O! nie wystawiaj niedołężności mojej na podobne doświadczenie!
— Nie ma tu ani doświadczenia, ani kuszenia, ani marzenia; dla obojga nas jest tylko najświetniejsza rzeczywistość; kocham cię, Askanio, kocham cię! Kochasz mnie, lecz kiedyś pożałujesz tej miłości, kiedyś wyrzucisz mi coś dla mnie uczyniła, lub to com ja zburzył dla ciebie.
— O ty mnie nie znasz — odrzekła księżna — jeżeli mniemasz, że będę tak słabą abym mogła żałować! Czy chcesz zapewnienia?
Anna szybko zasiadła przed stolikiem, na którym się znajdował kałamarz i papier, a pochwyciwszy pióro, naprędce skreśliła te kilka wyrazów.
— Masz — rzekła i wątp jeszcze jeśli śmiesz.
Askanio wziął papier i przeczytał:
„Askonio, kocham cię, pójdź za mną gdzie idę, lub dozwól mi pójść za tobą gdzie ty idziesz.

„Anna d’Helly.”

— O to być nie może, to być nie może! Zdaje mi się pani, ze miłość moja byłaby wstydem dla ciebie.
— Wstydem! — zawołała księżna. Czyż ja znam wstyd, ja mam zbyt wiele dumy pod tym względem. A duma, jest cnotą moją.
— A ja znam jedną, słodszą i świetniejszą — odpowiedział Askanio, znów w rozpacznem usiłowaniu wspomniawszy na Blankę.
Raz ten ugodził w głąb serca.
Księżna powstała drżąc cała z oburzenia.
— Jesteś upartem i okrutnem dzieckiem, Askanio — odrzekła przerywanym głosem, chciałam ci oszczędzić wielu cierpień, lecz widzę, że tylko rozpacz żyć cię nauczy. Powrócisz ty do mnie, Askanio, powrócisz zraniony, krwią broczący, rozszarpany, a wówczas poznasz co warta jest twoja Blanka, a co ja wartą byłam. Przebaczę ci, bo cię kocham; lecz wiele się straszliwych rzeczy stanie! Do widzenia.
I pani d’Etampes wyszła pałając gniewem i miłością, zapomniawszy, iż w ręku Askania pozostawiła owe dwa wiersze, które skreśliła w chwili obłędu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Paul Meurice, Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Józef Bliziński.