Benvenuto Cellini (1893)/Tom III/Rozdział IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Benvenuto Cellini |
Podtytuł | Romans |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1893 |
Druk | Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józef Bliziński |
Tytuł orygin. | Ascanio ou l'Orfèvre du roi |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom III Cały tekst |
Indeks stron |
Pani d’Etampes tak gorąco pragnąca widzieć Blankę, była zupełnie zadowoloną; biedne dziecię zostawało w jej ręku pozbawione przytomności.
Pomimo zemdlenia Blanki księżna była od niej bledszą.
Bezwątpienia wypadek porównania wdzięków dziewicy z własną urodą, ubliżał jej dumie i niweczył nadzieję, gdyż pomimowolnie szeptała: „Nie zawiedziono mnie, ona jest piękną, bardzo piękną, ” i trzymając rękę Blanki, ścisnęła ją tak silnie, że dziewica ocucona doznanym bólem wróciła do przytomności i otworzywszy piękne oczy — rzekła: A pani, to boli.
Pani d’Etampes puściła jej rękę.
Wpływ boleści poprzedził niejako powrót do zmysłów.
Wymówiwszy te wyrazy, przez kilka sekund przypatrywała się księżnie z zadziwieniem, nakoniec po chwili milczenia, zapytała:
— Kto pani jesteś, dokąd mnie wieziesz? poczem nagle odsuwając się zawołał. A tak, pani jesteś księżna d’Etampes, przypominam sobie!
— Uspokój się proszę — rzekła Anna rozkazującym tonem, uspokój się, za chwilę będziemy same, wtedy pozwolę ci dziwić się i obsypywać mnie zapytaniami.
Tym wyrazom towarzyszyło spojrzenie surowe i wyniosłe; nie to jednak zniewoliło Blankę do milczenia, lecz uczucie godności osobistej.
Nie przemówiła ani słowa w ciągu całej drogi.
Przybywszy do pałacu księżnej, wysiadły i udały się do gabinetu pani d’Etampes.
Księżna pierwsza przerwała milczenie.
— A więc moja młoda przyjaciółko — rzekła do niej głosem uprzejmym lecz zarazem suchym i obojętnym — nareszcie wróciłaś pod władzę ojca! Cieszy mnie to niewymownie, jednakże winnam ci powinszować męztwa... w istocie, jesteś zbyt śmiałą jak na twoje lata moje dziecię!
— Poleciłam się opiece boskiej — odpowiedziała Blanka z prostotą.
— O jakimże to Bogu panna mówisz? A! zapewne myślałaś o bożku Marsie — rzekła księżna z szyderczem i obelżywem przymrużeniem oczu sobie właściwem i tak często przez nią używanem na dworze królewskim.
— Pani, znam tylko jednego Boga: Boga zalecającego miłosierdzie w pomyślności, a pokorę wśród wielkości. Biada tym co go nie uznają, przyjdzie bowiem dzień, w którym on nawzajem ich się wyrzeknie.
— Wybornie mościa panno, właśnie też obrałaś chwilę do prawienia morałów, wreszcie możebym uznała ich stosowność, gdybym nie była przekonaną, że pragniesz tym sposobem usprawiedliwić bezczelność twojego postępku.
— Nie sądź pani — odpowiedziała Blanka bez goryczy, wzruszając nieznacznie ramionami, ażebym usiłowała tłomaczyć się, nie wiem zkąd wasz prawo badania. Jeżeli ojciec mój zadami pytania, odpowiem mu z uszanowaniem; jeżeli zaś będzie mi czynił wyrzuty, będę się starała uniewinnić; lecz teraz księżno, dozwolisz, że zachowam milczenie.
— Pojmuję, mój głos jest ci natrętnym, wolałabyś być samą ze swojemi myślami, marzyć o kochanku swobodnie.
— Żaden głos, nawet najnatrętniejszy nie przeszkodzi mi o nim myśleć, zwłaszcza gdy jest prześladowanym.
— Śmiesz więc wyznać, że go kochasz!
— W tem właśnie różnimy się z sobą księżno, gdyż ty go kochasz nie śmiejąc wyznać tego.
— Niebaczna — zawołała księżna — chcesz walczyć ze mną?
— Nie, wcale — odrzekła Blanka łagodnie, nie myślę z panią występować do walki, odpowiadam jej tylko, bo mnie zmuszasz do tego. Pozostaw mnie pani samą z mojemi myślami, a ja cię również pozostawię z twojemi zamiarami.
— A więc ponieważ mnie do tego zmuszasz, ponieważ mniemasz, że jesteś dość silną do wstąpienia ze mną w szranki, ponieważ wyznałaś miłość twoję, i ja nawzajem wyznaję ci moję miłość i nienawiść.
— Tak, dowiedz się, kocham Askania i zarazem nienawidzę. Wreszcie dla czegóż miałabym udawać przed tobą, przed jedyną istotą, którejby nie uwierzono cokolwiek byś o mnie powiedzieć mogła; tak, kocham Askania.
— Jeżeli tak jest pani — odpowiedziała skromnie Blanka, żałuję pani, bo Askanio mnie kocha.
— Prawda, że on ciebie kocha; lecz ja pozbawię cię jego miłości, rozumiesz mnie, jeżeli nie zdołam uwiedzeniem, chwycę się podstępu, a nawet użyję zbrodni. Wszak wiesz, że się nazywam Anna Helly, księżna d’Etampes.
— Askanio będzie kochać tę, która lepiej kochać potrafi.
— Proszę uniżenie! — zawołała księżna rozdrażniona tą ufnością. Zdawałoby się, że jej miłość jest jedyną w świecie i żadna z nią porównaną być nie może.
— Nie pani, mówię tylko, że kocham prawdziwie, nie wątpię, że może się znaleźć inne serce, podobnie kochające, wątpię tylko czy to serce jest twojem.
— Cóżbyś uczyniła dla niego? ciekawa jestem, ty co się chełpisz twoją miłością, której z moją porównać nie można! Zresztą cóżeś mu dotąd poświęciła? jednostajność twojego życia i nudy samotności...
— Poświęciłam mu spokojność moję.
— Nad cóż go przeniosłaś? nad śmieszną miłość hrabiego d’Orbec..
— Przeniosłam go nad posłuszeństwo i obowiązki córki.
— Co możesz uczynić dla niego? jestżeś w stanie go zbogacić, obsypać dostojeństwy?
— Myślę go uszczęśliwić.
— Ja zaś poświęcam dla niego więcej. Gardząc miłością króla, składam u nóg Askania bogactwa, zaszczyty i rządy potężnego państwa.
— Tak, przyznaję, odpowiedziała Blanka z uśmiechem, twoja miłość wszystko mu poświęca, oprócz miłości...
— Dość, dość tych ubliżających porównań, rzekła księżna gwałtownie, czując, że traci punkt na jakim się utrzymać pragnęła.
Nastąpiło milczenie, Blanka była spokojna, księżna zaś zaledwie pokryć mogła gniew widoczny. Pomimo to jej rysy stopniowo się wypogadzały, łagodność przebijała w obliczu, promień dobrotliwości prawdziwej lub udanej rozjaśniał je zwolna i stopniowo, nakoniec znów wystApiła do walki, pragnąc ją zakończyć zupełnem zwycięztwem.
— Powiedz Bianko, rzekła głosem łagodnym, czybyś mu życie twoje poświęciła?
— A! oddałabym mu je z radością.
— I ja podobnież, odrzekła księżna głosem wyrażającym jeżeli nie szczerość poświęcenia, to przynajmniej gwałtowność namiętności. Lecz czy poświęciłabyś mu swój honor?
— Jeżeli przez honor rozumiesz pani opinię, to odpowiadam tak, jeżeli rozumiesz cnotę, odpowiadam nie.
— Jak to, więc do niego nienależysz? wszakże jest twoim kochankiem.
— On jest moim narzeczonym.
— O! ty go nie kochasz, odpowiedziała księżna, ty go nie kochasz! bo przekładasz nad niego honor, czczy wyraz...
— A gdyby żądano od pani, rzekła Blanka, oburzona pomimo wrodzonej łagodności, wyrzeczenia się dla niego twojej wielkości, tytułów; przeniesienia go nad króla nie tajemnie, bo to jest rzeczą łatwą, lecz otwarcie; gdyby powiedziano pani: Anno Helly, księżno d’Etampes rzuć dla jego złotniczego warsztatu twój pałac, bogactwa i dworzan...
— Odmówiłabym dla jego własnego dobra, odpowiedziała księżna, nie mogąc skłamać, tak dalece ją raziło przenikliwe spojrzenie rywalki.
— Więc byś pani odmówiła?
— Tak.
— O! ty go nie kochasz! — zawołała Blanka; bo przekładasz nad niego dostojeństwa, błyskotki.
— Lecz mówię, iż dla jego własnego dobra pragnę zachować stanowisko obecne! odpowiedziała księżna rozjątrzona nowym tryumfem rywalki. Wszyscy ludzie gonią za wielkością wcześniej lub później.
— Być może, odrzekła Blanka z uśmiechem; lecz mój Askanio nie należy do ich liczby.
— Milcz, zawołała rozgniewana Anna tupając nogą.
Tak więc przebiegła księżna nie mogła przemódz skromnej dziewicy, sądząc, iż ją pokona samą potęgą swojego głosu; na złośliwe zapytania, Blanka miała w pogotowiu odpowiedzi proste i skromne, które mieszały panią d’Etampes. Księżna poznała, że ślepa nienawiść skierowała ją na mylną drogę; zmieniła więc postępowanie; poprzednio bowiem niespodziewając się znaleźć tyle wdzięków i rozumu, mniemała, że upokorzy Blankę, teraz zaś usiłowała ją podejść.
— Przebacz moje dziecię, rzekła do niej, iż się uniosłam; nie miej mi tego za złe; masz tyle wyższości nademną, że zazdrość moja może być usprawiedliwioną. Niestety! uważasz mnie podobnie jak wielu, za złą kobietę! Lecz prawdę mówiąc nie jestem nią, tylko przeznaczenie pchnęło mnie na złą drogę. Przebacz proszę raz jeszcze, bo że obie kochamy Askania, to jeszcze nie powód byśmy się nienawidziły. Zresztą gdy on ciebie tylko kocha, winnaś się pobłażającą okazać. Chciej mnie uważać za siostrę. Pomówmy otwarcie, bo wierzaj, że pragnę zatrzeć w twoim umyśle nieprzyjemne wrażenie, wywołane niedorzecznym gniewem....
— Pani, rzekła Blanka, zwolna cofając rękę, wiedziona mimowolnym wstrętem; mów dalej, słucham cię.
— O! odpowiedziała wesoło pani d’Etampes, pojmując tę powściągliwość dziewczyny, bądź spokojna moja dzika, nie będę bez rękojmi wymagać twojej przyjaźni. Żebyś mnie przeto lepiej poznała, opowiem ci pokrótce koleje mojego życia. Serce moje wcale nie jest podobne do mojej historyi, prócz tego wiedzieć powinnaś, że często spotwarzają kobiety zwane wielkiemi damami. Zawiść zamiast miotać potwarze, powinnaby raczej litować się nad nami. Teraz zapytuję moje dziecię, co o mnie sądzisz? Bądź szczerą proszę cię, nieprawdaż, że mnie uważasz za kobietę pozbawioną uczciwości!
Blanka niewiedziała co odpowiedzieć.
— Jeżeli mnie zgubiono, mówiła dalej pani d’Etampes, jestże to moją winą? Ty, która dotąd byłaś szczęśliwą, Blanko, niepogardzaj tymi co cierpieli; dotąd żyłaś w skromnem zaciszu, bodajbyś nie wiedziała nigdy co jest wychowanie skierowane do widoków dumy; bo istotom skazanym na tę ofiarę, ukazują życie tylko z świetnej strony. Nie dozwalają kochać, zalecają jedynie sztukę przypodobania. Tak i we mnie od pierwszej młodości wpajano tylko jakby najskuteczniej zachwycić króla; urodę jaką Bóg obdarza kobietę dla wzbudzenia miłości prawdziwej, mnie zmusili zamienić za tytuł; z uroku, zrobili zasadzkę. Powiedz więc Blanko, co się stanie z dziecięciem nieumiejącem odróżnić dobrego od złego? Dla tego to, gdy dziś wszyscy mnie potępiają, ja nie potępiam siebie. Być może, że Bóg mi przebaczy, bo nie miałam nikogo coby mi przypominał jego przykazania. Jakże miałam postąpić pozostawiona bez pomocy i rady? Podstęp i chytrość stanowiły moje istnienie. A jednak nie byłam zrodzona do tak okropnego losu, najlepszym tego dowodem, żem pokochała Askania. A teraz drogie i niewinne dziecię, powiedz, czy mnie rozumiesz?
— O rozumiem, odpowiedziała Blanka, uwiedziona fałszywą szczerością księżnej.
— Ulitujesz się więc nademną, zawołała księżna. Dozwolisz mi kochać Askania, zdala, bez nadziei; nie będę twoją rywalką, gdyż on mnie kochać nie będzie; a ja wtedy nawzajem, ja co znam świat, jego podstępy, chytrości, zastąpię ci matkę, którą utraciłaś. Będę kierować tobą i uchronię cię od wszelkich niebezpieczeństw. Teraz możesz mi zaufać, bo znasz życie moje, Treść jego można określić w tych wyrazach: dzieckiem zaszczepiono w mem sercu namiętności kobiety, oto cała moja przeszłość. Teraźniejszość zaś okryta jest hańbą.
Przyszłość jest miłością, jaką pałam dla Askania, lecz miłością bez nadziei wzajemności, gdyż jak sama mówiłaś Askanio nigdy mnie kochać nie będzie; zmyję więc plamę życia mojego. Teraz na ciebie kolej moje dziecię, bądź szczerą i wyznaj wszystko. Opowiedz mi twoją historyę.
— Moja historya krótka jest a nadewszystko nader prosta, zawiera się ona w tych wyrazach: kochałam, kocham i będę kochać, Boga, ojca i Askania. Zanim poznałam Askania, miłość była marzeniem; teraz jest cierpieniem, a w przyszłości nadzieją.
— Bardzo dobrze, rzekła księżna tłumiąc zazdrość w sercu i łzy w oczach; lecz nie powiedziałaś mi wszystkiego Blanko. Jakże postąpisz? Jak zamyślasz walczyć, ty słabe dziecię, przeciw wszechwładnej woli ojca i hrabiego d’Orbec? Pomijając, że król cię widział i upodobał sobie.
— O mój Boże! — zawołała Blanka.
— Lecz ta namiętność wznieconą została przez twoją współrywalkę, księżnę d’Etampes, a twoja przyjaciółka Anna Helly uwolni cię od niej; nie troszczmy się więc o króla, pozostaje tylko twój ojciec i hrabia; ich dumne widoki nie tak łatwo dadzą się odwrócić, jak przemijające upodobanie Franciszka I-go.
— O pani, chciejże być zupełnie łaskawą; oswobodź mnie od hrabiego, jak przyrzekłaś oswobodzić od króla.
— Pozostaje tylko jeden środek, rzekła księżna niby się zamyślając.
— Jakiż to?
— Lecz może nie odważysz się...
— O! jeżeli tylko o odwagę idzie, mów pani.
— Słuchaj więc z uwagą, rzekła księżna przyciągając Blankę ku sobie. Nadewszystko nie trwóż się pierwszemi wyrazami.
— A więc to jest coś okropnego? — zapytała Blanka.
— Jesteś nieposzlakowanej cnoty i surowych obyczajów moja przyjaciółko, lecz niestety, żyjemy w wieku i w świecie, w którym właśnie owa niewinność urocza stanowi jedno niebezpieczeństwo więcej, bo cię oddaje bezbronną w moc nieprzyjaciół. Przemóż więc siebie, porzuć marzenia i zniż się do rzeczywistości. — Nadmieniłaś przed chwilą, że dla Askania poświęciłabyś opinię. Nie będę tyle wymagać, poświęć mu tylko pozór wierności.
Chcieć zwalczyć przeznaczenie, marzyć córce szlachcica o małżeństwie z czeladnikiem złotnika, jest szaleństwem. Posłuchaj więc rady szczerej przyjaciółki; nie opieraj się woli ojca, w duszy pozostań wierną, Askaniowi, a rękę oddaj hrabiemu d’Orbec. Wszak mu tylko o to chodzi abyś nosiła jego nazwisko; gdy zostaniesz żoną, z łatwością zniweczysz nikczemne i dumne zamiary twojego męża, samem zagrożeniem rozgłoszenia obrzydłych jego widoków. Zastanów się dobrze... Chcąc być panią swej woli, musisz być posłuszną; aby zostać niezawisłą, udaj iż zrzekasz się wolności. Wtedy silna przekonaniem, że Askanio jest twoim prawym małżonkiem, związek zaś z innym świętokradztwem, postąpisz stosownie jak ci serce radzić będzie, sumienie twoje będzie spokojne, a świat ów surowy sędzia pozorów, przyzna ci słuszność.
— Pani, rzekła Blanka cicho, powstając i wydzierając się z objęć księżnej; nie wiem czy zrozumiałam cię dokładnie, lecz sądzę, że dajesz radę nikczemną.
— Co mówisz!... zawołała księżna.
— Cnota prosto postępuje; rozumowania pani poniżyły cię w moich oczach; pod pozorem przyjaźni, którym nienawiść osłaniasz, pragniesz mnie ściągnąć w zasadzkę. Chcesz mnie zniesławić w oczach Askania, bo jesteś przekonaną, że nigdyby nie kochał kobiety, którą miałby prawo pogardzać.
— A więc, przyznaję, zawołała księżna z wybuchem, już mi się sprzykrzyło udawanie. A! chcesz uniknąć zasadzki jaką jak mówisz przysposobiłam, a więc wpadniesz w przepaść a ja cię w nią wtrącę. Słuchaj uważnie. Czy dobrowolnie czy z musu, oddasz rękę hrabiemu.
— Nigdy na to nie przystanę...
— Postanowiłaś zatem opierać się woli ojca?
— Wszelkiemi środkami jakie są tylko w możności biednej dziewczyny. Oddacie moją rękę temu człowiekowi, powiem, że nie chcę być jego żoną. Zawleczecie mnie do świątyni, toż samo powtórzę; zmusicie klęknąć przed ołtarzem, w chwili gdy kapłan zapyta odpowiem, nie.
— Mniejsza o to, Askanio jednak nie będzie twoim mężem i nie uwierzy żeś oddała rękę innemu z przymusu, a tylko z własnej woli.
— Spodziewam się, że to nie nastąpi.
— Na czyjąż więc liczysz pomoc?
— Na pomoc Boga w niebie i jednego człowieka na ziemi.
— Lecz on jest uwięziony.
— Mylisz się pani.
— Któż to więc?
— Benvenuto Cellini.
Księżna zgrzytnęła zębami usłyszawszy nazwisko swojego śmiertelnego wroga, a właśnie w chwili gdy je miała powtórzyć z okropną groźbą, paź uniósł zasłonę drzwi i oznajmił przybycie króla.
Księżna d’Etampes wybiegła z pokoju i z powabnym uśmiechem śpiesząc naprzeciw Franciszka I-go, zaleciła służbie, ażeby miano baczność na Blankę.